Dokumenty wyraźnie wskazują na poważne zaniedbania ówczesnego biskupa sandomierskiego w 2006 r. Może on być oskarżony o składanie fałszywych zeznań w prokuraturze.
Pamięci ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego,
który jako pierwszy publicznie pisał o tej sprawie
OSOBY DRAMATU:
1. Krystian – wtedy, w 2006 r., 12-letni ministrant; dziś 30-latek (imię zmienione)
2. Proboszcz – później Sprawca – później Oskarżony – później Skazany
3. Wikary
4. Diecezja Sandomierska
5. Ordynariusz – w latach 2002–2009 w diecezji sandomierskiej był nim bp Andrzej Dzięga
6. Biskup Pomocniczy
7. Biskup Senior
8. Ojciec Duchowny
9. Kanclerz I
10. Kanclerz II
11. Rektor – a równocześnie Wikariusz Biskupi
12. Znajomy Prawnik
13. Wojownik – ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
2006: Molestowanie i nagranie
12-letni Krystian był bardzo pilnym ministrantem w Tarnobrzegu. Na przełomie lat 2005/2006 Proboszcz kilkakrotnie molestował go seksualnie. Chłopiec był całowany po twarzy i ustach. Ksiądz obmacywał go przez ubranie, również po narządach płciowych. Pieścił go po twarzy i wkładał mu język do ust. Towarzyszyły temu różne wulgarne wypowiedzi i stan silnego podniecenia Proboszcza. Do takich sytuacji dochodziło przy okazji powitania, najczęściej w zakrystii, tuż przed nabożeństwami.
Skoro abp Dzięga nie wstydził się skłamać w swoim liście do księży po ogłoszeniu rezygnacji (twierdząc, że odchodzi ze względu na zły stan zdrowia), to równie łatwo mogło mu przyjść kilka lat temu mówienie nieprawdy w prokuraturze
Kompletnie zdezorientowany Krystian zwrócił się o pomoc do Wikarego, młodego księdza pracującego w tej samej parafii. Wikary natychmiast rozpoznał, że ma do czynienia z działaniami absolutnie niedopuszczalnymi. Radził chłopcu unikania sytuacji sam na sam z Proboszczem. Miał jednak świadomość, że opowieść 12-latka to za mało w przypadku konfrontacji z zasłużonym duchownym.
Krystian opowiada, że wtedy Wikary zasugerował mu, żeby poszedł ponownie do Proboszcza i nagrał swoją rozmowę z nim. Zdaniem Wikarego takie nagranie może potem stać się kluczowym dowodem w sprawie.
Wiosną 2006 r. Krystian usłuchał rady Wikarego. Od swojej dziewczyny pożyczył odtwarzacz mp3 z funkcją nagrywania. Przyszedł do Proboszcza pod pozorem pożyczenia książki o Janie Pawle II na konkurs wiedzy religijnej.
Osoby, które słuchały tego nagrania (ich relacje są dostępne redakcji Więź.pl), mówią, że Proboszcz zamknął drzwi mieszkania na klucz. Już na początku duchowny zasugerował, że zanim odnajdą książkę, najpierw muszą się jeszcze trochę pokochać i popieścić. Jedna z osób pamięta słowa: „Chodź na kolana, będziemy się całować”. W trakcie nagranej rozmowy były chwilowe przerwy i słychać było cmoknięcia. Ostatecznie rozmowę przerwało wejście do mieszkania Proboszcza innego ministranta (najwidoczniej musiał dysponować kluczem do prywatnych pomieszczeń duchownego).
Gdy Wikary usłyszał nagranie, ciężko westchnął, poradził się Znajomego Prawnika i postanowił skontaktować Krystiana z biskupem. Wedle źródeł „Więzi” również w późniejszym postępowaniu prokuratorskim i sądowym kilku świadków potwierdzało fakt istnienia nagrania i relacjonowało jego treść.
Zeznanie chłopca
Wikary postanowił pomóc Krystianowi w rozmowie z biskupem. Poradził mu, aby pojechał do Sandomierza, stolicy diecezji, w dniu, gdy odbywały się święcenia kapłańskie. Wtedy można było spotkać wszystkich kościelnych hierarchów. Pod sandomierską katedrą Krystian rozmawiał kolejno z trzema z nich.
Najpierw trafił na Biskupa Seniora, który stwierdził tylko, że takie sprawy się zdarzają i trzeba się modlić za księdza proboszcza. Następnie rozmawiał z Biskupem Pomocniczym. – Zaprosił mnie na krótki spacer – wspomina 30-letni dziś mężczyzna. – Powiedziałem mu wszystko o tych molestowaniach. Odparł, że jak ksiądz miał chwile słabości, to trzeba mu wybaczyć. Dodał, że powinienem o tym porozmawiać z biskupem Dzięgą, bo załatwienie sprawy leży w jego kompetencji.
Gdy Krystianowi udało się dotrzeć do Ordynariusza, ten szybko zorientował się, że sprawa jest poważna. Od razu zawołał do siebie Ojca Duchownego, który miał oficjalnie wysłuchać chłopca i przyjąć zeznanie.
Do umówionego spotkania w cztery oczy doszło w sandomierskim seminarium duchownym. Krystian przyszedł sam. – Wszyscy księża, którzy wiedzieli o sprawie, mówili mi, żeby o tym nikomu nie mówić, także rodzicom – wspomina mężczyzna.
Ojciec Duchowny (zarazem prawnik kanonista) był głęboko przejęty usłyszaną historią. Sporządził oficjalny protokół. Krystian pozostawił mu zapisaną na płycie CD kopię nagrania swojej rozmowy z Proboszczem. Wspomina, że podpisał bez czytania podsunięty mu protokół i został zobowiązany do zachowania tajemnicy: – Miałem 12 lat, byłem zestresowany. Nie wiedziałem, jak się zachować, nawet nie pomyślałem, że powinienem uważnie przeczytać ten dokument przed podpisaniem.
Podczas przesłuchania padło pytanie, czego chłopiec oczekuje od władz kościelnych. Krystian mówi dziś: – Odpowiedziałem, że chciałbym, aby ksiądz nikogo już nie krzywdził i żeby zniknął z naszej parafii.
Awans proboszcza
Później przez kilka lat nikt z kurii już się z Krystianem w tej sprawie nie kontaktował… Warto przypomnieć, że opisany sposób potraktowania 12-latka przez władze diecezji sandomierskiej spotkał się z miażdżącą oceną sądu państwowego.
W uzasadnieniu wyroku, jaki zapadł na Proboszcza w 2021 r., sąd w Tarnobrzegu napisał: „Szczególnie zadziwiający, żeby nie rzec oburzający jak na standardy panujące w XXI wieku, był sposób, w jaki potraktowano pokrzywdzonego w kurii biskupiej w Sandomierzu, najpierw nakazując mu stawić się samodzielnie, nie informując jego rodziców, przesłuchując go pod ich nieobecność, jak też nieobecność innych osób, następnie nakazując mu podpisać protokół bez czytania i zobowiązując do milczenia w tej sprawie, mimo że sprawa dla każdego dorosłego i rozsądnie myślącego człowieka miała charakter kryminalny” (więcej cytatów z tego uzasadnienia w moim poprzednim artykule na ten temat).
„O wszystkim, co wpływało do biskupa, decydował biskup”
Wkrótce po złożeniu zeznań przez Krystiana Proboszcz został przeniesiony na drugi koniec diecezji – z Tarnobrzegu aż do Ostrowca Świętokrzyskiego. W istocie był to awans – z parafii mniejszej na większą.
Dwa lata później Ordynariusz mianował Proboszcza kanonikiem honorowym w kapitule kolegiaty św. Michała Archanioła w Ostrowcu Świętokrzyskim. Uzasadniał to w swym dekrecie z 21 czerwca 2008 r. – nomen omen – m.in. wielkimi wysiłkami duchownego na rzecz „otoczenia duchową opieką młodego pokolenia parafian i prowadzenia ich drogami ewangelicznego życia”.
W Ostrowcu ks. Józef G. nie tylko spokojnie kierował parafią, lecz także przez lata uczył religii, m.in. w szkole podstawowej. Był również wykładowcą akademickim (ma stopień naukowy doktora) w tamtejszej Wyższej Szkole Biznesu i Przedsiębiorczości.
Jedynie w 2010 r. pojawiły się jakieś anonimy o jego niewłaściwych kontaktach z młodymi chłopcami, ale Proboszcz umiejętnie się z tego wytłumaczył przed Wikariuszem Biskupim ds. duchowieństwa diecezjalnego – tyle że był nim akurat Rektor, w istocie jego serdeczny kolega.
2014: Poszukiwania w kurialnych archiwach
Po przeniesieniu Proboszcza do Ostrowca Świętokrzyskiego w sprawie tej następowało wiele radykalnych zwrotów akcji. Można by o nich napisać całą książkę. Znaczną część z nich tu pominę.
Nie sposób jednak nie napisać o wydarzeniach z roku 2014. Wtedy to Krystian uległ groźbom Proboszcza. Pod jego wpływem 20-latek zgłosił się do sandomierskiej kurii, twierdząc, że skłamał w roku 2006, mówiąc o swojej krzywdzie. Złożył wniosek o zwrot zeznania i nagrania, jakie przekazał 8 lat wcześniej Ojcu Duchownemu.
Wedle wiarygodnych źródeł „Więzi” w kurii zapanowała wtedy panika. Urzędujący wówczas Kanclerz II zarządził intensywne poszukiwania w archiwum kurialnym. Nigdzie jednak nie można było znaleźć nawet śladu tych dokumentów. Kuria odpowiedziała więc Krystianowi na piśmie wymijająco, byle tylko nie przyznać się do zagubienia dowodów. Był to podobno pierwszy przypadek w historii sandomierskiej kurii, żeby zagubiły się ważne dokumenty.
Fakt zaginięcia dowodów potwierdził w rozmowie z Więź.pl aktualny oficjał Sądu Biskupiego w Sandomierzu, ks. Michał Grochowina: „W archiwum kurialnym nie było, przynajmniej od drugiej połowy 2009 r., tzn. od ingresu obecnego ordynariusza, żadnych dokumentów ani innych dowodów, które domniemana ofiara ks. Józefa G. miała przekazać przedstawicielowi Biskupa w 2006 r. Ich poszukiwania nie przyniosły rezultatów”. Tę odpowiedź od ks. Grochowiny otrzymałem jeszcze przed wyrokiem sądu państwowego, stąd mowa o „domniemanej ofierze”. Dziś sandomierski oficjał nie chce jednak odpowiadać na bardziej szczegółowe pytania w tej sprawie.
Wiadomo jednak, że w 2014 r. – w ramach poszukiwań – zbierano w kurii oficjalne zeznania duchownych, którzy coś mogli wiedzieć w kwestii zaginionych dowodów. „Więzi” udało się dotrzeć do tych zeznań. Prezentujemy tu jedynie ich maleńkie wyimki.
Żaden z przesłuchanych wówczas księży nie wiedział, co się stało z zeznaniem Krystiana i nagraniem. Wszystkie zeznania kurialistów z roku 2014 potwierdzają natomiast, że 8 lat wcześniej to ówczesny biskup sandomierski miał otrzymać te kluczowe dowody od księdza przyjmującego zeznanie ministranta, po czym nie wszczął żadnego postępowania kanonicznego. A dowody zniknęły.
Zgodnie z kościelnymi zasadami niektóre dokumenty w archiwach kurialnych niszczone są po upływie określonego czasu. Powinna jednak zostać sporządzona notatka informująca o treści niszczonych akt. W przypadku zeznań Krystiana, jak mówią nasze źródła, nie ma jednak nawet żadnej wzmianki, że one istniały. A o fakcie ich istnienia – zwłaszcza o nagraniu – wie dobrze co najmniej kilku sandomierskich księży i sporo innych osób.
Kanclerz: „O wszystkim, co wpływało do biskupa, decydował biskup”
Kluczowe jest tu zeznanie Ojca Duchownego, który w 2006 r. przesłuchiwał Krystiana. Potwierdził on w kurialnym dochodzeniu, że spotkał się z chłopcem na prośbę Ordynariusza. Miał wysłuchać tego, co 12-latek ma do powiedzenia, i sporządzić protokół. „Biskup powiedział, że jest to sprawa objęta tajemnicą, nie mówiłem o niej nikomu. […] Pamiętam, że bardzo mi było szkoda tego chłopca, że jest pokrzywdzony. […] Całość zarzutów dotyczyła spraw związanych z molestowaniem seksualnym”.
I tu pojawia się kluczowy moment w opowieści ówczesnego Ojca Duchownego, który obecnie pełni inne odpowiedzialne funkcje w Kościele sandomierskim. „Zeznania tego chłopaka spisałem w jednym egzemplarzu i zgodnie z poleceniem przekazałem dla biskupa Andrzeja Dzięgi. W chwili obecnej nie pamiętam, komu wręczyłem te dokumenty, czy biskupowi osobiście, czy któremuś z jego współpracowników”.
W 2014 r. zeznawał w kurialnym dochodzeniu także Wikary. Powiedział m.in., że w 2006 r. również on został przesłuchany przez Ojca Duchownego. Został też wezwany do Ordynariusza. „Była to rozmowa indywidualna, bez świadków. Nie była spisywana. Na koniec Biskup powiedział mi, żebym traktował przenosiny ks. G. jako awans”.
Zeznania kurialistów potwierdzają, że w 2006 r. to bp Dzięga miał otrzymać kluczowe dowody od księdza przyjmującego zeznanie ministranta, po czym nie wszczął żadnego postępowania kanonicznego. A dowody zniknęły
O kwestię zaginięcia dokumentów w kurii sandomierskiej wypytywali także prokurator i sąd. Według źródeł „Więzi” ostatnia cytowana wypowiedź Ordynariusza do Wikarego znajduje się w aktach procesowych w nieco bardziej rozbudowanej formie: „dla księdza sprawa jest zamknięta, a przeniesienie proboszcza proszę traktować w sumieniu jako awans”. W sumieniu!!!
Kanclerz I, który pełnił urząd w roku 2006, miał zeznać w prokuraturze, że „sprawa nie była prowadzona w kancelarii. Nie ma przepisów, które regulowałyby, jakie sprawy trafiają do kancelarii, a jakie nie, o tym decyduje biskup”. Jeśli Ordynariusz zlecił Ojcu Duchownemu zebranie zeznań w tej sprawie, „to materiały mogły trafić do biskupa”.
Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zaginione dokumenty musiały zatem znajdować się w bezpośredniej dyspozycji Ordynariusza. A co się mogło z nimi stać po przeniesieniu biskupa z Sandomierza do Szczecina na początku 2009 r.?
Jak zeznał Kanclerz I, „dokumenty z jego [biskupa – Z.N.] gabinetu oraz jego rzeczy nie były pakowane przez pracowników kancelarii. Nie wiem, co stało się z dokumentami, które posiadał, tzn. czy zabrał wszystko ze sobą, czy gdzieś przekazał. […] Jeśli jakieś materiały wpłynęły bezpośrednio do biskupa, to on decydował, czy przekazać je do kancelarii, czy też nie. Jeśli wpłynęły do kancelarii, to były rejestrowane. O wszystkim, co wpływało do biskupa, decydował biskup”.
2020: Proboszcz aresztowany
Po kolejnych kilku latach i kolejnych zwrotach akcji ruszyło wreszcie prokuratorskie dochodzenie w sprawie możliwych przestępstw Proboszcza. Zostało ono wszczęte w czerwcu 2019 r. po doniesieniu złożonym do prokuratury przez oficjała sandomierskiego Sądu Biskupiego, ks. Michała Grochowinę.
Złożenie doniesienia było efektem zmiany przepisów państwowych i wprowadzenia prawnego obowiązku informowania organów ścigania o przestępstwach seksualnych wobec osób poniżej 15. roku życia oraz watykańskich nacisków na polskich biskupów, aby skrupulatnie przejrzeli dawne sprawy. Jak wyjaśnia ks. Grochowina, wcześniej kuria tych dokumentów nie przekazywała, gdyż – paradoksalnie – ostatnim dokumentem, jaki otrzymała od Krystiana, było zaprzeczenie zeznaniom złożonym w roku 2006. Diecezja mogła więc narazić się na zarzut z art. 238 Kodeksu karnego: fałszywe zawiadomienie o przestępstwie.
Pod koniec roku 2019 prokuratorskie śledztwo zostało jednak umorzone. Również wobec prokuratora Krystian nie powiedział wtedy prawdy. Dopiero za jakiś czas okazało się, że po prostu bał się Proboszcza. Duchowny bowiem szantażował go i groził mu, m.in. że przejedzie go samochodem.
Gdy wreszcie Krystian zdecydował się mówić pełną prawdę, latem 2020 r. prokuratorskie dochodzenie zostało ponownie wszczęte. Dalej sprawy nabrały przyspieszenia.
We wrześniu 2020 r. biskup sandomierski Krzysztof Nitkiewicz zawiesił Proboszcza, zakazał mu publicznego wykonywania władzy wynikającej ze święceń oraz kontaktów z dziećmi i młodzieżą. Skierował go do domu księży emerytów. Zaraz potem jednak Proboszcz trafił do aresztu tymczasowego, co miało uniemożliwiać mu nawiązywanie kontaktów z Krystianem. Ksiądz w toku postępowania nie przyznawał się do winy.
Rusza postępowanie kościelne
Również w 2020 r. Krystian zwrócił się o pomoc do ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Przedstawił mu całą swoją historię. Wojownikowi nie trzeba było długo tłumaczyć.
Poznawszy opowieść skrzywdzonego mężczyzny, duchowny napisał w tej sprawie list do prymasa Polski, abp. Wojciecha Polaka, delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży. Publicznie zrelacjonował tę historię na swoim blogu – pierwszy raz we wrześniu 2020 r., najpierw bez podawania nazwy diecezji. Wtedy nazwał pokrzywdzonego imieniem Krystian, którego i ja tutaj używam.
Jaka była odpowiedź prymasa? W styczniu 2021 r. ks. Piotr Studnicki, kierownik Biura Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, odpisał mi, że – zgodnie z kompetencjami określonymi w motu proprio „Vos estis lux mundi” – abp Polak przekazał list od krakowskiego duchownego dotyczący możliwych zaniedbań bp. Dzięgi w sprawie ks. Józefa G. do nuncjusza apostolskiego w Warszawie, abp. Salvatore Pennacchio, oraz do metropolity lubelskiego, abp. Stanisława Budzika (diecezja sandomierska należy do metropolii lubelskiej).
W efekcie tej informacji abp Budzik rozpoczął postępowanie kanoniczne mające zbadać, czy ówczesny biskup sandomierski odpowiednio sumiennie wywiązał się ze swych obowiązków. Nie chciała nic na ten temat mówić Nuncjatura Apostolska w Warszawie, ale w odpowiedzi na pytania „Więzi” informował o tym postępowaniu sam metropolita lubelski (pisałem o tym tutaj).
Można było przypuszczać, że działania i zaniechania bp. Dzięgi zostaną ocenione surowo, gdyż wyraźnie zlekceważył on sprawę. Nie wszczął żadnego dochodzenia kanonicznego w sprawie Proboszcza, choć zobowiązywały go do tego zarządzenia wydane jeszcze przez Jana Pawła II w 2001 r. Przeniósł jedynie duchownego na drugi koniec diecezji.
Postępowanie prowadzone przez abp. Budzika zakończyło się wiosną 2021 r. (poinformował mnie o tym sekretarz metropolity lubelskiego). Dokumenty sprawy zostały następnie przekazane do Stolicy Apostolskiej. Tam prawie trzy lata trwało ich analizowanie, rozpatrywanie odwołań przysługujących Ordynariuszowi i szukanie odpowiedniego sposobu podjęcia decyzji oraz jej zakomunikowania.
2021: Proboszcz skazany w sądzie państwowym
W prokuraturze i sądach państwowych sprawa potoczyła się, jak na polskie standardy, bardzo szybko. Wysłuchano wielu świadków, ale to nie spowolniło biegu sprawy.
Wiele wskazuje, że zaprzeczając istnieniu dowodów przestępstwa, o których istnieniu wie tyle innych osób, abp Dzięga po prostu kłamał i usiłował chronić samego siebie jako osobę, której przekazano te dowody
W marcu 2021 r. 58-letni Proboszcz został uznany przez sąd za winnego zarzucanych mu czynów: seksualnego wykorzystania 12-letniego ministranta (tzw. inne czynności seksualne) oraz późniejszego nakłaniania go do składania fałszywych zeznań poprzez groźby karalne. Jak uznał sąd, oskarżony „użył wobec pokrzywdzonego w tej sprawie groźby bezprawnej, polegającej na zapowiedzi pozbawienia go życia poprzez przejechanie go samochodem, celem wywarcia na niego wpływu […] zmierzającego do powstrzymania wymienionego od złożenia zgodnych z prawdą, obciążających oskarżonego zeznań w postępowaniu prowadzonym przez prokuraturę”.
Za pierwsze przestępstwo sąd skazał ks. Józefa G. na karę 2 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności, za drugie zaś na karę 8 miesięcy, orzekając karę łączną 3 lat pozbawienia wolności.
Już we wrześniu 2021 r. sąd okręgowy w Tarnobrzegu rozpatrzył apelację oskarżonego. W charakterze oskarżyciela posiłkowego występowała przed sądem przedstawicielka Państwowej Komisji ds. Pedofilii. Poparła ona wniosek pokrzywdzonego i jego pełnomocnika o utrzymanie wyroku w mocy. Adwokaci oskarżonego kapłana domagali się uniewinnienia.
Sąd apelacyjny utrzymał w mocy wyrok 3 lat pozbawienia wolności. Sąd potwierdził wobec oskarżonego także zakaz kontaktowania się z pokrzywdzonym we wszelkich formach i zbliżania się do niego na odległość mniejszą niż sto metrów przez okres ośmiu lat. Przez taki sam czas (po opuszczeniu więzienia) ks. Józef G. nie będzie mógł też prowadzić działalności związanej z wychowaniem i edukacją osób małoletnich.
Według wyroku pierwszej instancji duchowny miał również zapłacić pokrzywdzonemu 20 tys. zł w ramach nawiązki i pokryć koszty, jakie tamten poniósł na pełnomocnika prawnego. W drugiej instancji sąd obniżył jednak koszty zastępstwa prawnego oraz uchylił nakaz wypłacenia nawiązki. Dopatrzył się bowiem, że w chwili popełnienia przestępstwa kodeks karny nie przewidywał wypłacania nawiązek za takie czyny.
W związku z tym Krystian postanowił domagać się od Skazanego znacznie większej kwoty zadośćuczynienia na drodze postępowania cywilnego. Jeszcze w październiku 2021 r. złożył w tej sprawie pozew cywilny. Rozpatrywanie tego wniosku trwa do dziś, odbyła się do tej pory tylko jedna rozprawa (do tego aspektu sprawy wrócę wkrótce oddzielnie).
Natychmiast po prawomocnym wyroku sądu oświadczenie wydała sandomierska kuria diecezjalna. Napisano w nim: „wyrażamy głęboki smutek z powodu czynów popełnionych przez ks. Józefa G., za które przepraszamy. Podtrzymujemy zarazem wolę otoczenia opieką osoby, która została przez niego pokrzywdzona. W tej sprawie prowadzone jest jednocześnie postępowanie kanoniczne, przy czym wspomniany wyrok będzie miał znaczenie dla dalszych czynności procesowych”.
2024: Wciąż brak wyroku w procesie kanonicznym
Obecnie Sprawca odbył już zasądzoną karę pozbawienia wolności. Wyszedł z więzienia we wrześniu 2023 r. (na poczet kary wliczono okres jego aresztu tymczasowego, trwającego i przedłużanego od września 2020 r.).
Wciąż jednak nie zakończyło się postępowanie kanoniczne w jego sprawie zainicjowane przez diecezję sandomierską. Sprawa czeka obecnie na ostateczny werdykt Stolicy Apostolskiej.
Przedstawiciele sandomierskiej kurii od ponad 3 lat odmawiają bardziej szczegółowych odpowiedzi na pytania portalu Więź.pl. Nie są więc znane powody, dla których postępowanie kanoniczne tak długo stało w miejscu. Być może związane było to z przebywaniem Sprawcy najpierw w areszcie tymczasowym, a później w więzieniu, przez co nie mógł on korzystać z przysługujących mu uprawnień w postępowaniu kanonicznym (zarzuty w tym zakresie mogłyby być podstawą do uwzględnienia kanonicznego odwołania Proboszcza). Są to jednak jedynie moje domysły.
Swoiście „ukarany” został natomiast abp Andrzej Dzięga. Jak wiadomo, 24 lutego 2024 r. ogłoszony został komunikat o złożeniu przez niego rezygnacji z pełnionego urzędu i jej przyjęciu przez papieża. Jak pisałem w komentarzu na Więź.pl, wybrano „najgorszy możliwy kościelny sposób: bez prawdy, bez określenia winy, bez wskazania odpowiedzialności, bez kary, bez przejrzystości, bez uczciwości, bez jakiejkolwiek informacji o efektach postępowań kanonicznych”.
Ostatecznie dwa dni później Nuncjatura Apostolska poinformowała, że odwołanie miało związek z dochodzeniami prowadzonymi przeciwko metropolicie szczecińsko-kamieńskiemu na mocy motu proprio „Vos estis lux mundi”. Później zaś ks. Piotr Studnicki, dyrektor Biura Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, ujawnił, że w sprawie zastosowano tryb usunięcia biskupa z urzędu opisany w art. 4 motu proprio papieża Franciszka „Come una madre amorevole”. Mówiąc krótko, najpewniej Watykan „zachęcił po bratersku” abp. Dzięgę do rezygnacji, inaczej bowiem byłby on usunięty karnie.
Można się domyślać, że sandomierskie zaniedbania Ordynariusza miały na decyzję Dykasterii ds. Biskupów wpływ równie duży, a może i większy niż kwestie z archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Tutaj bowiem mamy bardzo wyraźnie do czynienia zarówno z instytucjonalną, jak i osobistą odpowiedzialnością biskupa za działania i zaniechania w imieniu diecezji.
Zeznania abp. Dzięgi: jakaś „emocja duszpasterska”
Pora zatem podjąć pytanie o ewentualną odpowiedzialność karną abp. Dzięgi. W przygotowawczym postępowaniu prokuratorskim ówczesny biskup sandomierski złożył zeznania. Działo się to 2 grudnia 2019 r. w Szczecinie. Hierarcha odpowiadał tam na przesłane z Tarnobrzegu pytania śledczych.
Na początku przesłuchania oczywiście pouczono arcybiskupa o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. Ale przecież on sam doskonale sobie z tego zdaje sprawę jako profesor prawa kanonicznego. Chyba że uznaje, iż świadek w prokuraturze może kłamać w celu ochrony samego siebie przed postawieniem zarzutu karnego – zdarza się bowiem w takich sytuacjach, że sądy uznają fałszywe zeznania za dopuszczalną formę prawa do obrony.
Wedle wiarygodnych źródeł „Więzi” abp Dzięga twierdził w prokuraturze, że przenosiny Proboszcza na drugi koniec diecezji były częścią planowej polityki „w ramach tzw. wymiany systemowej”. Miało to wynikać z faktu, że od 1992 r. do diecezji sandomierskiej należeli duchowni pochodzący wcześniej z kilku różnych diecezji, o odmiennych tradycjach.
W prokuraturze abp Dzięga uparcie podkreślał, że nie zostało mu zgłoszone żadne podejrzenie, aby Proboszcz miał dopuszczać się jakichkolwiek zachowań o podłożu seksualnym wobec osoby małoletniej. Z tego też powodu w sprawie tej nie mogło być prowadzone żadne dochodzenie. Zaś dokumentów, o których tyle tu piszę, według arcybiskupa nie ma, bo ich nie mogło być, gdyż nie było takiego postępowania.
„Wprawdzie dowód ten zaginął, ale faktycznie istniał. […] Zaginięcie może być tłumaczone jedynie w ten sposób, że sprawa molestowania nie została zgłoszona organom ścigania, nie wszczęto żadnego postępowania wewnątrzkościelnego i materiały zaginęły po to, aby nie było śladu dokonania takiego zgłoszenia”
W swoich zeznaniach abp Dzięga miał także zaprzeczyć, aby kiedykolwiek posiadał jakąkolwiek informację o tym, że istnieje nagranie z rozmowy Krystiana z Proboszczem. Tym bardziej nikt nie odtwarzał mu takiego nagrania.
Ostatecznie w trakcie przesłuchania arcybiskup miał sobie przypomnieć rozmowę z jakimś chłopcem pod katedrą. Poprosił wtedy jednego z księży, aby porozmawiał z chłopcem. Gdy potem biskup zapytał o wynik rozmowy, duchowny miał – jak relacjonował abp Dzięga – powiedzieć, że w grę wchodzi jakaś emocja i że słuszne byłoby przenieść Proboszcza do innej parafii.
Metropolita szczeciński miał twierdzić podczas przesłuchania, że z całą pewnością nie było w tamtej sprawie mowy o jakimś molestowaniu seksualnym. Mówił, że nie przedstawiono mu żadnej notatki z tej rozmowy. Dlatego potraktował sprawę w kategoriach pewnej „emocji duszpasterskiej”.
Dwa lata później, w roku 2021, świadek Andrzej Dzięga nie stawił się na wezwanie sądu państwowego prowadzącego proces przeciwko jego dawnemu podwładnemu. Wyjaśnił to dużą odległością między Szczecinem a Tarnobrzegiem oraz innymi obowiązkami. W związku z tym za zgodą stron sąd odczytał zeznania arcybiskupa złożone w prokuratorskim dochodzeniu przygotowawczym.
W sądowych uzasadnieniach wyroków, jakie zapadły w sprawie ks. Józefa G., można przeczytać, że zeznania abp. Dzięgi zostały uznane przez sądy obu instancji za niewiarygodne i niezgodne ze stanem faktycznym. Trudno się dziwić takiej ocenie, skoro metropolita-kanonista zeznawał, że nie miał w 2006 r. żadnej wiadomości o molestowaniu.
Sąd uznał, że „świadek broni się przed zarzutem ukrywania tego faktu i przeniesienia proboszcza do innej parafii po to, aby «sprawa ucichła»”. W opinii sądu świadek Dzięga „bagatelizował sprawę”, zaś „kwestię molestowania, co do którego niewątpliwie, jako ordynariusz zawiadujący postępowaniami w takich sprawach, musiał mieć wiedzę, określił mianem «jakaś emocja»”.
Odpowiedzialność biskupa za składanie fałszywych zeznań?
W świetle dostępnej wiedzy trzeba zatem zastanawiać się nad ewentualną odpowiedzialnością karną abp. Andrzeja Dzięgi za składanie fałszywych zeznań podczas przesłuchania w prokuraturze. Według źródeł „Więzi” był on jedynym duchownym z grona ówczesnych sandomierskich kurialistów, który w swoich zeznaniach zaprzeczał istnieniu nagrania i protokołu z przesłuchania Krystiana.
Wiele wskazuje, że zaprzeczając istnieniu dowodów przestępstwa, o których istnieniu wie tyle innych osób, hierarcha po prostu kłamał i usiłował chronić samego siebie jako osobę, której przekazano te dowody. Skoro arcybiskup nie wstydził się skłamać w swoim liście do księży po ogłoszeniu rezygnacji (twierdząc, że odchodzi ze względu na zły stan zdrowia), to równie łatwo mogło mu przyjść kilka lat temu mówienie nieprawdy w prokuraturze.
Przypomnieć należy, że art. 233 kodeksu karnego w § 1 stwierdza: „Kto, składając zeznanie mające służyć za dowód w postępowaniu sądowym lub w innym postępowaniu prowadzonym na podstawie ustawy, zeznaje nieprawdę lub zataja prawdę, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”.
W komentarzach specjalistów czytam, że aby doszło do wypełnienia znamion tego przestępstwa, treści zawarte w fałszywych zeznaniach muszą być zarówno obiektywnie niezgodne z prawdą, jak i subiektywnie nieprawdziwe. Należy więc wykazać, że potencjalny sprawca chciał zeznać nieprawdę lub ją zataić. W tym przypadku dla wnikliwego prokuratora nie wydaje się to zadanie ponad siły.
Dość przywołać fragment uzasadnienia wyroku sądu apelacyjnego w sprawie Proboszcza odpowiadający na zarzut, iż brak nagrania ma jakoby świadczyć na korzyść Oskarżonego. Sąd wymienił wszystkie zeznające osoby, które znają treść tego nagrania, po czym stwierdził: „Wprawdzie dowód ten zaginął, ale faktycznie istniał”. W opinii sądu „nie jest logiczne, aby biskup Andrzej Dzięga nie miał wiedzy w tym zakresie, skoro osoby z jego otoczenia miały takie informacje”.
„Niewątpliwie więc – kontynuował sąd apelacyjny w Tarnobrzegu – nagranie to zawierało treści opisywane przez pokrzywdzonego i zostało złożone w kurii, a następnie w niewyjaśnionych okolicznościach zaginęło […]. Zaginięcie może być tłumaczone jedynie w ten sposób, że sprawa molestowania nie została zgłoszona organom ścigania, nie wszczęto żadnego postępowania wewnątrzkościelnego i materiały zaginęły po to, aby nie było śladu dokonania takiego zgłoszenia”.
„Wszystko to odbywało się za zgodą i przyzwoleniem biskupa – brzmi uzasadnienie wyroku sądowego podjętego w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. – Takie standardy przesłuchań osób małoletnich, nie mówiąc już o charakterze sprawy, choćby nawet nie wiadomo jak tłumaczone dobrymi intencjami, uznać należy za absolutnie niedopuszczalne, zasługujące nie tylko na słowa publicznej krytyki, ale i odpowiednią reakcję organów wymiaru sprawiedliwości, jako rażąco naruszające podstawowe prawa obywatelskie”.
Możliwość popełnienia przez abp. Dzięgę przestępstwa składania fałszywych zeznań dostrzegła już Państwowa Komisja ds. Pedofilii. Po ujawnieniu przez Więź.pl (25 lutego 2024 r.) dokumentów sądowych wskazujących na niewiarygodność zeznań ówczesnego biskupa sandomierskiego PKDP zwróciła się 4 marca z oficjalnym pismem do kurii w Sandomierzu o przesłanie akt z postępowania kanonicznego toczonego w sprawie ks. Józefa G., a nazajutrz – do sądu, w którym toczył się proces przeciwko duchownemu.
W wypowiedzi dla Onetu Karolina Bućko stwierdziła: „Postanowiliśmy zwrócić się o akta i na ich podstawie porównamy, jaką wiedzę na temat tej sprawy od samego początku miał Andrzej Dzięga. Jeśli okaże się, że skłamał w sądzie, wtedy złożymy zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 233, czyli składania fałszywych zeznań”.
Krystian również rozważał złożenie zawiadomienia o możliwości popełnienia przez abp. Dzięgę przestępstwa składania fałszywych zeznań. – Byłem oburzony, gdy usłyszałem w sądzie jego kłamstwa wypowiedziane w postępowaniu prokuratorskim. Dziwiło mnie, dlaczego prokuratura sama z siebie takiego zarzutu mu nie postawiła. Odłożyłem jednak tę sprawę na później. Chciałem najpierw dokończyć proces cywilny, a wiedziałem też, że przestępstwo składania fałszywych zeznań nie ulega tak szybko przedawnieniu – mówi pokrzywdzony mężczyzna.
Dopozwana diecezja, dopozwany biskup?
W związku ze sprawą z Tarnobrzegu abp Dzięga mógłby jeszcze mieć kłopoty z innego powodu. Otóż, co niezwykle ciekawe, diecezja sandomierska nieoczekiwanie stała się także stroną procesu cywilnego, jaki Krystian wytoczył ks. Józefowi G., oczekując od niego zadośćuczynienia finansowego. A stało się to – paradoksalnie – na wniosek… pełnomocnika Sprawcy.
Podczas gdy Skazany przebywał w więzieniu, adwokat w jego imieniu złożył wniosek o tzw. dopozwanie diecezji sandomierskiej. W argumentacji pełnomocnika Sprawcy diecezja jest bowiem odpowiedzialna za szkodę wyrządzoną przez Proboszcza na mocy art. 430 kodeksu cywilnego, który dotyczy odpowiedzialności zwierzchnika za podwładnego.
Treść tego artykułu brzmi: „Kto na własny rachunek powierza wykonanie czynności osobie, która przy wykonywaniu tej czynności podlega jego kierownictwu i ma obowiązek stosować się do jego wskazówek, ten jest odpowiedzialny za szkodę wyrządzoną z winy tej osoby przy wykonywaniu powierzonej jej czynności”. Przepis ten był już podstawą wyroków sądowych, w których efekcie instytucje kościelne płaciły wysokie odszkodowania za działania swoich podwładnych. Precedensowy charakter miał tu wyrok w sprawie zakonu chrystusowców.
„Dla księdza sprawa jest zamknięta, a przeniesienie proboszcza proszę traktować w sumieniu jako awans” – usłyszał jeden z zaniepokojonych duchownych od bp. Dzięgi
W toczącym się interesującym nas postępowaniu sąd uwzględnił wniosek pełnomocnika Sprawcy i od tej pory po stronie pozwanej znajdują się dwa podmioty: ks. Józef G. i Diecezja Sandomierska. Krystianowi niewątpliwie należy się solidne zadośćuczynienie finansowe. Myśląc nad tą kwestią, coraz mocniej dochodzę jednak do wniosku, że właściwie przedstawiciele diecezji powinni – wobec powyżej przedstawionego stanu rzeczy – dopozwać do tej sprawy także abp. Andrzeja Dzięgę.
Wykazanie przed sądem, że to on osobiście odpowiada za ówczesne działania i zaniechania, powinno być łatwe. A diecezja przecież zachowała się w tej sprawie przyzwoicie, składając w 2019 r. do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, które uruchomiło dalsze postępowania i doprowadziło do aktu sprawiedliwości.
Może zatem – skoro winnego tak łatwo wskazać osobiście – to przede wszystkim ówczesny zwierzchnik diecezji sandomierskiej powinien sam ponosić odpowiedzialność finansową za konsekwencje swoich działań? Diecezja to przecież nie anonimowe klerykalne struktury, lecz wszyscy wierni. Dlaczego oni mają płacić za ewidentne winy jednego konkretnego człowieka, który akurat był ich biskupem?
Rzecznik abp. Dzięgi: nie było zgłoszeń w zakresie takiej sprawy
A co ma w tej sprawie do powiedzenia sam ówczesny biskup sandomierski, a dziś przymusowo emerytowany metropolita szczecińsko-kamieński? Z pytaniami w tej sprawie zwracałem się do niego już wiele miesięcy temu, pisząc po raz pierwszy o tej sprawie. Odpowiedzi nie było.
Obecnie ponownie napisałem do abp. Andrzeja Dzięgi, prosząc go o odpowiedź na pytanie, co stało się z zeznaniem pokrzywdzonego Krystiana oraz z nagraniem jego rozmowy z Proboszczem. Wiadomość sms pozostała bez żadnej reakcji.
Jedyną wypowiedzią w imieniu abp. Dzięgi na ten temat pozostaje zatem odpowiedź, jaką otrzymała telewizja TVN24 od ks. Sławomira Zygi, wówczas – w jednej osobie – kanclerza kurii szczecińskiej, jej rzecznika prasowego i delegata diecezji ds. ochrony dzieci i młodzieży. We wrześniu 2020 r. w telewizyjnym materiale po aresztowaniu Proboszcza pojawiło się pisemne oświadczenie rzecznika metropolity szczecińskiego.
Ks. Sławomir Zyga napisał wtedy w odpowiedzi na pytania telewizji TVN24: „Ksiądz arcybiskup Andrzej Dzięga przyjmuje tę informację z głębokim smutkiem. W latach, gdy kierował diecezją sandomierską, nie było zgłoszeń w zakresie takiej sprawy i nie toczyło się tego rodzaju postępowanie. Arcybiskup ufa, że prawda będzie wyświetlona, że ofiara jest otoczona odpowiednią troską, a sprawca – po udowodnieniu mu przestępstwa – będzie sprawiedliwie ukarany. Ksiądz arcybiskup pozostaje do dyspozycji organów ścigania”.
Słowa te do dziś są jedyną znaną publicznie wypowiedzią metropolity szczecińsko-kamieńskiego (lub jego przedstawiciela) w tej sprawie. Zgodna jest ona z – ujawnioną wyżej – treścią jego zeznań złożonych w prokuraturze.
Warto też zastanowić się nad kwestią ewentualnej bezczynności sądu i prokuratury w ostatnich dwóch latach. Skoro sąd uznał w 2021 r., że zeznania świadka Dzięgi były niewiarygodne, a nawet kłamliwe, potem zaś stwierdził zaginięcie dowodów, czy nie powinien zawiadomić prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa składania fałszywych zeznań i niszczenia dowodów? Są to przecież przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości. A także: czy prokurator, który czytał to uzasadnienie wyroku sądu, miał obowiązek wszcząć takie postępowanie?
Najważniejsze publikacje portalu Więź.pl dotyczące abp. Andrzeja Dzięgi:
22 stycznia 2021: Trwa kościelne dochodzenie w sprawie zaniedbań abp. Andrzeja Dzięgi
13 lutego 2021: Odliczanie w Sodomie
16 lutego 2021: Gdyby abp Dzięga poczuwał się do odpowiedzialności…
18 lutego 2021: Co dalej ze sprawą ks. Dymera? „Uwaga wszystkich jest skierowana na abp. Dzięgę i abp. Głódzia”
19 lutego 2021: Jak długo jeszcze w szczecińskim Kościele będzie panowała cisza?
15 marca 2021: Przeczekamy i prosimy o przeczekanie. Odc. 5: Wyrok, którego miało nie być
15 marca 2021: Jaka odpowiedzialność biskupów w sprawie ks. Dymera
19 marca 2021: Abp Dzięga przez lata chronił ks. Dymera. Teraz sam jest broniony przez jego adwokatów 19 marca 2021: Czyi to są adwokaci?
14 kwietnia 2021: W Lublinie dobiega końca kościelne dochodzenie w sprawie zaniedbań abp. Andrzeja Dzięgi
14 kwietnia 2021: Przez lata chronił ks. Dymera. Dziś abp Dzięga odebrał nagrodę na KUL. „Dziękujemy za cichą posługę i realne zasługi dla Polski”
1 września 2021: Czy abp Andrzej Dzięga zostanie ukarany przez Watykan?
19 września 2021: Moje wychodzenie z cienia
4 lutego 2022: Dlaczego tak długo trwają kościelne dochodzenia w sprawie abp. Andrzeja Dzięgi?
11 stycznia 2023: Tarsycjusz Krasucki OFM: Ten wyrok to nie jest koniec sprawy
11 stycznia 2023: Historia kościelno-sądowej ciuciubabki. Kalendarium sprawy ks. Dymera
24 stycznia 2023: Marcin Mogielski OP: Czekam na list pasterski abp. Dzięgi z przeprosinami oraz na działania Państwowej Komisji ds. Pedofilii
26 stycznia 2023: Kmieciak: W sprawie ks. Dymera są liczne zaniedbania w postępowaniach prokuratorskich i sądowych
1 lutego 2023: Księże Arcybiskupie, jaka jest prawda? Komu służysz? Szczecińscy katolicy świeccy protestują
24 lutego 2024: Franciszek przyjął rezygnację abp. Andrzeja Dzięgi
25 lutego 2024: Odejście abp. Dzięgi to nie może być koniec
26 lutego 2024: Dlaczego abp Dzięga odchodzi? Nuncjatura: w następstwie watykańskiego dochodzenia
26 lutego 2024: Gdy kapłani powołani do biskupstwa zawodzą Kościół. Oświadczenie księży
29 lutego 2024: Ks. Studnicki: Najpewniej Watykan „zachęcił po bratersku” abp. Dzięgę do rezygnacji
5 marca 2024: „Oczekujemy Kościoła, który stoi po stronie prawdy”. Świeccy piszą list do nuncjusza