rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Marcin Mogielski OP: Czekam na list pasterski abp. Dzięgi z przeprosinami oraz na działania Państwowej Komisji ds. Pedofilii

O. Marcin Mogielski 21 lipca 2021 r. we Wrocławiu. Fot. Krzysztof Ćwik / Agencja Wyborcza.pl

Analizę historyczną i prawną sprawy ks. Dymera powinna przeprowadzić komisja państwowa, która uzyska dostęp do dokumentów prokuratorskich, sądowych i kościelnych. Czekam teraz na ruch przewodniczącego Błażeja Kmieciaka – mówi dominikanin o. Marcin Mogielski.

Zbigniew Nosowski: Mijają właśnie dwa tygodnie od oficjalnej informacji o ostatecznym uznaniu ks. Andrzeja Dymera za winnego w procesie kanonicznym. I co?

Marcin Mogielski OP: I właściwie nic, karawana spokojnie jedzie dalej… Otrzymał tę wiadomość Tarsycjusz Krasucki OFM, wykorzystany przed laty przez ks. Dymera. Otrzymał ją dopiero dwa lata po zapadnięciu wyroku, co samo w sobie jest skandaliczne. „Więź” tę informację ogłosiła i opublikowała wywiad z tym bohaterskim franciszkaninem, który przez tak wiele lat nie mógł doczekać się ostatecznego werdyktu. Media (tylko niektóre) tę informację podjęły, ludzie się pooburzali w mediach społecznościowych na kościelną machinę niesprawiedliwości, parę osób zabrało głos, ja sam się dość ostro wypowiedziałem – i znowu zapadła cisza.

Nie ma żadnej dyskusji, żadnych przeprosin, żadnego poszukiwania innych ofiar, żadnej pokuty, żadnego zadośćuczynienia, żadnego wyciągania wniosków… Wciąż działanie w duchu „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie” (jak brzmiał tytuł cyklu Twoich śledczych artykułów o sprawie Dymera, publikowanych na przełomie 2020/2021 r.) .

Tyle się mówi o przezroczystości Kościoła, a tu tymczasem wyrok w sprawie, która bulwersuje całą Polskę, jest znany jedynie wtajemniczonej warstwie wyższego kleru!

Marcin Mogielski OP

Udostępnij tekst

Dla kogo był wydany ten wyrok, skoro przez dwa lata nie chciano go ogłosić, a obecnie ujawniono go jedynie w części? Wiemy już, że Dymer został ostatecznie uznany za winnego zarzucanych mu czynów, ale wciąż nie została ujawniona kara, jaką otrzymał.

– To bardzo trafne pytanie: „Dla kogo był ten wyrok?”! Tyle się mówi o przezroczystości Kościoła, a tu tymczasem wyrok w sprawie, która bulwersuje całą Polskę, jest znany jedynie wtajemniczonej warstwie wyższego kleru! I to warstwie bliżej nieokreślonej: niektórym biskupom, jakimś urzędnikom watykańskim, pracownikom kościelnego trybunału oraz tym, którym oni łaskawie uchylą rąbka tajemnicy… No i jeszcze obrońcom oskarżonego!

Dlaczego nawet osoba skrzywdzona nie zna całego wyroku wydanego na sprawcę przestępstwa? Sprawca nie żyje, ale jego ofiary żyją! I wciąż spotykają się z niedowierzaniem ze strony wielu współwyznawców co do krzywdy, jaka ich spotkała.

Pod tym względem przyzwoicie zareagował prymas Polski, abp Wojciech Polak. Jego zdaniem, „zgoda Stolicy Apostolskiej, by przekazać częściową informację o wyroku, jest jasnym znakiem, że śmierć sprawcy, choć zamyka karne postępowanie kanoniczne, nie kończy sprawy”. Abp Polak podkreśla: „Żyją pokrzywdzeni mierzący się z bolesnymi skutkami jego przestępstw. Ze strony Kościoła musimy zrobić wszystko, by im pomóc”.

– Piękna deklaracja, tylko że na razie znowu na tych słowach wszystko się kończy. Prymas Polak jest jedynym biskupem, który publicznie wypowiedział się na ten temat. Wszyscy inni nabrali wody w usta.

Nikt więcej z polskich hierarchów – tak skłonnych do potępiania konsumpcjonizmu, liberalizmu i wielu innych izmów – nie ma nic do powiedzenia o sprawie, w której, jak sam pisałeś, dwie polskie diecezje (szczecińska i gdańska) pobiły rekord świata w długości trwania postępowania kanonicznego. Iluż ludzi w tym czasie straciło wiarę i odeszło z Kościoła! Wiele osób mi o tym mówiło. Bicie się w piersi przez polskich biskupów w tej sprawie powinno być tak głośne, żeby je było słychać w Watykanie.

Tyle że w tymże Watykanie abp Polak długo bezskutecznie interweniował w sprawie ogłoszenia wyroku drugiej instancji. Aż strach pomyśleć, co tam się dzieje, skoro nawet prymas Polski nie jest w stanie skutecznie zadziałać w urzędach Stolicy Apostolskiej na rzecz elementarnego prawa osoby pokrzywdzonej, jakim jest podanie wyroku do wiadomości publicznej.

– Dlatego o tej sprawie nie można mówić bez mocnych słów. I to obiektywnie, a nie tylko subiektywnie! Podkreślam to, bo ja sam, rzecz jasna, jestem tu mocno zaangażowany po stronie osób pokrzywdzonych. W różnych wymiarach jestem także ofiarą i samego Dymera, i działań biskupów szczecińskich, więc tym bardziej mam prawo wypowiadać się ostro.

Niektórzy oburzali się na Ciebie, gdy niedawno w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” stwierdziłeś, że teraz trzeba wywieźć biskupów na taczkach.

– Co prawda, redakcja zmieniła mi w tytule liczbę pojedynczą na liczbę mnogą (powiedziałem: „Jeśli Dzięga nie zostanie zdymisjonowany, wywieźmy go na taczkach”), ale co do istoty moja myśl została wyrażona właściwie.

Daję sobie w tej sprawie prawo do ostrych słów i wyrażania emocji. To przecież ja zbierałem – dwadzieścia lat temu! – świadectwa osób wykorzystanych seksualnie przez Dymera i zeznania wychowawców z Ogniska św. Brata Alberta. To ja – naiwnie ufając hierarchom kościelnym – nie poszedłem z tymi zeznaniami od razu do prokuratury, tylko przekazałem je metropolicie szczecińskiemu. To o moich działaniach ów biskup powiedział mojemu prowincjałowi, że to „pedalska zemsta na porządnym księdzu”. To o moim rodzonym bracie i jego przyjaciołach ten sam biskup twierdził publicznie, że, zgłaszając sprawę do władz kościelnych, kierowali się „nienawiścią, pychą i zazdrością”.

Usiłowali Cię też skompromitować obrońcy Dymera w procesie kanonicznym, podważając Twoją wiarygodność. Tyle że nie śmieli zaskarżyć Cię – jak to uczynili z Tarsycjuszem – do sądu państwowego o zniesławienie Dymera. Zapewne byli świadomi, że Ty zrobisz z tego aferę na całą Polskę. A wtedy mogło im się wydawać, że Tarsycjusza skutecznie zastraszą i on wycofa swoje zeznania.

– Ale on się nie dał złamać i chwała mu za to! Mnie to akurat ominęło, ale w zamian skutecznie dyskredytowano mnie w kręgach kościelnych w Szczecinie i w zakonie. Na przykład na moje nazwisko i mój adres w warszawskim klasztorze, gdzie wtedy mieszkałem, ktoś zaprenumerował pornograficzne czasopisma gejowskie. Chodziło ewidentnie o zniesławienie mnie w oczach współbraci. 

Przyznam Ci się, że ja nawet przez długi czas nie lubiłem przyjeżdżać do mojego rodzinnego miasta. Nie miałem sił na spotkania z tamtejszymi księżmi czy z dawnymi kolegami ministrantami, którzy ulegli kościelnej propagandzie i uznali mnie za kłamcę, szkodnika i awanturnika. Oni naprawdę byli „święcie” przekonani, że to ja niszczę Kościół…

Teraz prymas Polak mówi o pokrzywdzonych przez Dymera: „Ze strony Kościoła musimy zrobić wszystko, by im pomóc”. Kto ma to zrobić?

– Ten delikatny apel prymasa skierowany jest oczywiście przede wszystkim do abp. Andrzeja Dzięgi, bo to on kieruje diecezją, w której pracował sprawca (i dla której zarabiał olbrzymie pieniądze) oraz w której doszło do przestępstw. Z tamtej diecezji pochodzi o. Tarsycjusz i inni skrzywdzeni przez Dymera. To archidiecezja szczecińsko-kamieńska powinna wreszcie zachować się przyzwoicie. Kolejni biskupi tej diecezji przez 30 lat wprost oszukiwali lub zwodzili wszystkich: i pokrzywdzonych, i tamtejszych duszpasterzy, i katolików tej diecezji.

Obecnie ta diecezja powinna ogłosić, że szuka wszystkich skrzywdzonych przez ks. Dymera, przeprasza, że ich przez tyle lat lekceważyła i poniewierała oraz chce im wypłacić zadośćuczynienia. Przecież Dymer zarobił kupę forsy dla tej diecezji. Rzecz jasna, skrzywdzeni powinni się zgłaszać nie do kurii szczecińskiej, lecz do niezależnej komisji.

Ale dziś nawet nie znajdziemy informacji o wyroku na stronie internetowej diecezji czy w szczecińskich mediach katolickich…

– Oni nadal udają, że tej decyzji nie ma. Tak jak udawali, że nie wiedzą, jaki wyrok zapadł w pierwszej instancji w 2008 r., w tymże Szczecinie zresztą. Tak jak wcześniej udawali, że nie słyszeli pogłosek o przestępstwach Dymera. A potem przez dekady zasłaniali się zasadą domniemania niewinności, żeby dalej korzystać z biznesowych talentów tego drapieżcy seksualnego w sutannie.

Abp Dzięga nawet śmiał roztaczać parasol ochronny nad Dymerem w taki sposób, że na poświęcenie szpitala rehabilitacyjnego wyremontowanego przez ks. Dymera zaprosił prefekta Kongregacji Nauki Wiary, kard. Gerharda Ludwiga Müllera, czyli szefa instytucji prowadzącej sprawę karną przeciwko gospodarzowi uroczystości. W moim przekonaniu miało to być spektakularne publiczne uwolnienie Dymera od winy, bez wyroku. Do tego wydarzenia jednak nie doszło, bo kardynał w tajemniczych okolicznościach odwołał swój przyjazd do Szczecina – dosłownie w ostatniej chwili, już będąc w Polsce.

– Do tego nie doszło, ale samo zaproszenie znacząco świadczy o intencjach arcybiskupa. Przede wszystkim jednak znamy fakty: abp Dzięga przez lata wielokrotnie osłaniał i wspierał Dymera, doskonale wiedząc, że wyrok pierwszej instancji jest skazujący. Także ostatnio, przez dwa lata po ostatecznym wyroku, jaki zapadł w Gdańsku – mając już za sobą ogólnopolską dyskusję o jego osobistej postawie i na pewno znając nieujawniony innym osobom werdykt trybunału – nie wykonał żadnego gestu na rzecz osób pokrzywdzonych. Wystarczy zacytować Tarsycjusza: „przez te 30 lat żaden z biskupów szczecińskich ze mną nie rozmawiał. Nikt nie powiedział mi: przepraszamy, współczujemy, bolejemy, pomożemy”.

Po ogłoszeniu ostatecznego werdyktu w sprawie Dymera elementarnym moralnym obowiązkiem urzędującego biskupa szczecińskiego jest przeproszenie ludzi skrzywdzonych, zgorszonych i oburzonych dotychczasową postawą jego i jego poprzedników

Marcin Mogielski OP

Udostępnij tekst

Myślę, że dla abp Dzięgi jakakolwiek forma przeprosin to gest, którego chce uniknąć w trakcie trwającego postępowania kanoniczego, w którym on sam jest oskarżony o poważne zaniedbania w kwestii wykorzystywania seksualnego osób niepełnoletnich. Publicznie deklarował, że „w odniesieniu do zgorszenia dziecka Ewangelia jest radykalna i taki sam musi być Kościół” – sam postępował jednak dokładnie odwrotnie.

– Masz rację, że dla arcybiskupa przeprosiny byłyby „niepolityczne”. Ale to w niczym nie zmienia faktu, że od niego jako człowieka i chrześcijanina należy wymagać dużo więcej. Po ogłoszeniu – nawet tak szczątkowym – ostatecznego werdyktu w sprawie Dymera elementarnym moralnym obowiązkiem urzędującego biskupa szczecińskiego jest przeproszenie ludzi skrzywdzonych, zgorszonych i oburzonych dotychczasową postawą jego i jego poprzedników. On ten wyrok zna od dwóch lat, a wciąż zachowuje się tak jak wcześniej.

Kogo trzeba przeprosić?

– Przede wszystkim osoby skrzywdzone przez Dymera. Diecezja ich nigdy naprawdę nie szukała. Spośród czterech mężczyzn, których świadectwa zebrałem w roku 2003, w procesie kanonicznym przesłuchano zaledwie dwóch. Mnie też w ogóle nie wezwano na przesłuchanie.

Najważniejsze jednak, że nie przesłuchano najmłodszego z pokrzywdzonych, który w momencie przestępstwa miał 14 lat. A wtedy łatwiej go było odnaleźć. Dziś jest to o wiele trudniejsze, bo ten chłopak ma za sobą ciężkie przejścia życiowe, nie ma gdzie mieszkać. Jednemu z dziennikarzy udało się go jednak znaleźć. A kuria szczecińska nawet nie próbowała go odszukać – przez 20 lat od chwili otrzymania jego zeznań.

Pierwszymi osobami, które zgłosiły (jesienią 1995 r.) fakty wykorzystywania wychowanków przez ks. Dymera byli wychowawcy z Ogniska św. Brata Alberta, w tym Twój rodzony brat Marek. Co z nimi się teraz dzieje?

– Oni wszyscy bardzo mocno oberwali. To o nich powiedział abp Zygmunt Kamiński cytowane już wcześniej słowa o ich rzekomej nienawiści i pysze, a także: „Chcieli Dymera zniszczyć, ale on swoją pracowitością i zaangażowaniem pokazał, że dużo dobrego robi”. Tym ludziom również należą się przeprosiny od diecezji. Opowiadano o nich niestworzone historie, przypisując im niskie pobudki.

Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach

Im się należą nawet ordery za zasługi dla diecezji!

– Marzenie ściętej głowy… Oni spotykali się wielokrotnie z tak strasznymi podejrzeniami i oskarżeniami, że już mają dosyć. Dla swojego zdrowia zdystansowali się od tej sprawy i nie chcą wypowiadać się publicznie. Po tym, jak zgłosili sprawę do bp. Stanisława Stefanka, ten przekazał Dymerowi ich nazwiska. I w efekcie na koniec roku pracy w Ognisku ci wychowawcy otrzymali od Dymera pamiątkowe albumy zatytułowane „Gady”… Rozumiesz tę aluzję???

Dotknęły ich też zwolnienia z pracy, rzecz jasna, pod innymi pretekstami. Niektórzy z nich nadal pracują jednak w instytucjach kościelnych. Właśnie dlatego nie mogą tak szczerze wystąpić jak ja.

Ty też „pracujesz w instytucji kościelnej”. Ciebie te obawy nie dotyczą?

– Różnica jest taka, że ja wziąłem na siebie publicznie rolę sygnalisty w tej sprawie. I będę to robił dalej, bo – jak stwierdził prymas Polski – „śmierć sprawcy, choć zamyka karne postępowanie kanoniczne, nie kończy sprawy”. A instytucje kościelne oczerniały i mnie jako sygnalistę, i osoby skrzywdzone przez Dymera.

Sam też oczekujesz przeprosin od diecezji szczecińskiej?

– Tak, oczywiście. Najgorsze rzeczy o mnie wygadywał przecież najwyższy pasterz tej diecezji, abp Zygmunt Kamiński. Jego następca, abp Andrzej Dzięga, ma w tej sprawie swoje grzechy na sumieniu, ale do jego obowiązków należy też przeproszenie za postępowanie poprzednika.

Przecież abp Kamiński bezczelnie kłamał w sprawie procesu i wyroku na Dymera z roku 2008. Mówił publicznie, że „przesłuchano wielu świadków i żaden nie potwierdził stawianych zarzutów”, a „wyrok sądu kościelnego był bez finału”, winy Dymera nie stwierdzono, „niczego mu nie udowodniono”, a wyrok „nie był skazujący go”.

Wiadomo zaś – dzięki Tobie, bo w 2020 r. ujawniłeś sentencję tego wyroku – że sąd uznał Dymera winnym molestowania wychowanków w latach 1993–1995, tyle że oskarżony złożył apelację, której później latami nie rozpatrywano, aby grać na zwłokę. Publiczne kłamstwa powinny zostać publicznie sprostowane przez następcę abp. Kamińskiego.

W jaki sposób abp Dzięga powinien to zrobić?

– Moim zdaniem, obecny metropolita powinien wystosować list pasterski do odczytania we wszystkich kościołach archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej – analogicznie jak 16 marca 2008 r. czytano list abp. Kamińskiego. Ówczesny biskup pisał wtedy, że „trudno zrozumieć, jakie motywy kierowały autorami” reportażu o Dymerze „oraz osobami dostarczającymi im materiałów. Okazuje się, że w dzisiejszym świecie tak łatwo publicznie można odrzeć człowieka z jego godności”. Jego zdaniem, to my odzieraliśmy Dymera z godności, a nie Dymer swoje ofiary…

Skoro teraz wyrok został wreszcie potwierdzony w drugiej instancji procesu kanonicznego, to najwyższa pora odwołać te kalumnie rzucane w liście pasterskim biskupa na niewinnych ludzi. Taki list zdecydowanie przecież wprowadzał w błąd diecezjan. Diecezjanie szczecińscy zostali oszukani przez swojego biskupa i powinni zostać o tym oficjalnie poinformowani.

W sumie takie przeprosiny to oczekiwanie bardzo minimalne.

– Owszem, coś takiego to jest moralne minimum przyzwoitości. Za tym powinno pójść aktywne poszukiwanie osób pokrzywdzonych przez Dymera oraz wsparcie i zadośćuczynienie dla nich. Doświadczenie dominikańskie w sprawie Pawła M. uczy nas, że choć zadośćuczynienie finansowe nie kończy procesu pojednania z przeszłością, to jest jednak bardzo ważnym etapem.

Obecny metropolita szczeciński powinien wystosować list pasterski do odczytania we wszystkich kościołach archidiecezji – tak jak w 2008 r. czytano list abp. Kamińskiego. Najwyższa pora odwołać kalumnie rzucane wtedy w liście pasterskim biskupa na niewinnych ludzi

Marcin Mogielski OP

Udostępnij tekst

Ale mam też oczekiwanie bardziej wymagające, a równie niezbędne. Uważam, że sprawa Dymera powinna być gruntownie przeanalizowana przez jakąś komisję historyczno-prawną. Ta sprawa bowiem pokazuje jak w soczewce mechanizmy ukrywania, zamiatania pod dywan, wykorzystywania układów kościelnych i zależności politycznych. Dlatego należy w uczciwej procedurze wnikliwie zbadać postępowanie poprzednich hierarchów szczecińskich.

W przypadku Dymera oczywiste jest na przykład, że jego głównym protektorem był bp Stanisław Stefanek jako wieloletni pomocniczy biskup szczeciński, a później biskup łomżyński. To on odrzucał wszelkie oskarżenia, uznając je za „kłamstwo motywowane chęcią zemsty” i krzywdę wyrządzaną gorliwemu księdzu. Relacja Stefanka i Dymera z pewnością wymaga wnikliwego zbadania.

Ja zresztą sam mam tu coś do opowiedzenia. Otóż pewnego razu ks. Dymer, któremu pomagałem w Ognisku św. Brata Alberta, wysłał mnie późnym wieczorem do bp. Stefanka po odbiór jakichś dokumentów. Dał mi jego numer telefonu. Sądziłem, że odbierze jakaś zakonnica, a odebrał sam biskup. Kazał mi przyjść do swojego mieszkania i wejść bocznym wejściem. Wystraszyłem się i nie pojechałem do niego. Do dziś nie wiem, po co naprawdę tam byłem wysyłany. Ale znam opowieść mężczyzny, który w analogiczny sposób trafił późnym wieczorem do kard. Henryka Gulbinowicza i mówi, że został przez niego wykorzystany seksualnie.

Dymer miał znakomite relacje nie tylko z hierarchami, lecz także ze światem polityki – i z dawnymi esbekami, i z Platformą Obywatelską, i z Prawem i Sprawiedliwością. Obie główne polskie partie polityczne chętnie udzielały mu dotacji poprzez instytucje samorządowe, na które akurat miały w danym okresie wpływ. Obie też bardzo niechętnie komentują swoją rolę w tej sprawie. Mnie nie udało się namówić nikogo ze szczecińskich polityków na choćby słowo komentarza. To też wymaga wnikliwej analizy. Ale kto miałby to wszystko zbadać i wyjaśniać?

– Rzecz jasna, nie wierzę już w tej sprawie w żadne komisje wewnątrzkościelne. Zwłaszcza dopóki diecezją rządzi abp Dzięga, to żaden kościelny organ nie uzyska pełnej wiedzy o podejmowanych działaniach i zaniechaniach.

Komisja, o której myślę, musiałaby mieć zresztą zasięg ogólnopolski, bo przecież za niewszczynanie postępowania w drugiej instancji przez 9 lat odpowiada instytucjonalnie archidiecezja gdańska, a personalnie abp Sławoj Leszek Głódź. Jego olbrzymia wina w tej sprawie powinna być oficjalnie publicznie ogłoszona, a on sam – zobowiązany do przeprosin za wieloletnie wstrzymanie procesu kanonicznego, co skutkowało nowymi krzywdami, zwłaszcza wobec ojca Tarsycjusza.

Nie można więc ograniczyć działań tylko do Szczecina. A skoro tak, to organem powołującym taką komisję musiałaby być Konferencja Episkopatu Polski, która jak ognia boi się tego typu działań.

A na dodatek nawet gdyby jakimś cudem udało się biskupom taką ogólnopolską komisję powołać, to i tak jej wiarygodność byłaby bardzo niska.

– Ten pomysł włóżmy więc między bajki. Dlatego wydaje mi się, że tutaj pole do działania ma Państwowa Komisja ds. Pedofilii. Nie jestem prawnikiem, więc nie mam pewności, czy polskie prawo na to zezwala. Na płaszczyźnie moralnej wydaje mi się to jednak zasadne. Przecież wszystkie procesy Dymera w sądach państwowych zakończyły się umorzeniem.

Być może tam również ktoś wywierał naciski na prokuratorów czy sędziów?

– Zważywszy na układy otaczające ks. Dymera, uważam to za niewykluczone. Procesy miały zresztą bardzo dziwny przebieg. Toczyły się latami. Jest co wyjaśniać. Powołanie takiej specjalnej komisji jest uzasadnione także wiedzą, jaką dziś posiadamy, o presji wywieranej w tej sprawie na media w 2007 r., aby o sprawie nie pisały. Ze względu na znaczenie społeczne tej sprawy komisja państwowa powinna więc uzyskać dostęp do dokumentów prokuratorskich, sądowych i kościelnych. Jest wiele osób, które komisja powinna przesłuchać.

Jako sygnalista, który w tej sprawie cały czas gra na trąbce, czekam więc na ruch ze strony pana Błażeja Kmieciaka jako przewodniczącego PKDP. A wręcz żądam tego.

A gdyby władze kościelne odmówiły udostępnienia akt?

– Można by to różnie interpretować, na przykład, że mają tu coś jeszcze do ukrycia. Dla mnie – w przypadku powołania państwowej komisji – kościelna odmowa udostępnienia akt sprawy Dymera byłaby totalną kompromitacją. A trzeba dodać, że w Szczecinie wnikliwe badanie prowadzone przez taką komisję musiałoby doprowadzić do przeanalizowania wielu innych spraw z przeszłości, nieznanych publicznie.

Co masz na myśli?

– Krążą po diecezji szczecińskiej różne pogłoski o powiązaniach Dymera z innymi ważnymi osobami. Słyszałem też opowieści o krzywdach tamtejszych sióstr zakonnych z rąk wpływowych osobistości kościelnych. Ale tu mam za mało potwierdzonej wiedzy, żeby o tym mówić publicznie – choć mam pewność moralną co do wiarygodności relacji, które znam.

Powiem więc tytułem przykładu o czymś, co dobrze znam. Chodzi mi o związki Dymera z innym duchownym, ks. Tadeuszem Uszkiewiczem. Uszkiewicz już nie żyje, zmarł w 2015 r. Był cenionym księdzem, doktorem ichtiologii, malarzem, wieloletnim proboszczem w Resku, a wcześniej w Policach.

Gdy byłem w szczecińskim seminarium duchownym, to dowiedziałem się od kolegów, że należy się przed Uszkiewiczem kryć – był bowiem zwyczaj, że on przyjeżdżał do seminarium i wybierał sobie najładniejszych kleryków czy diakonów na praktyki do swojej parafii. Najczęściej byli to blondyni. Chłopaki trzęśli przed nim gaciami. Chodziło mu przecież o znajdywanie w ten sposób nowych partnerów seksualnych.

Znam mężczyznę brutalnie wykorzystanego seksualnie (jako nastolatek) przez ks. Uszkiewicza. Bezskuteczne były jego starania, żeby zbadano przeszłość. Śmierć sprawcy – podobnie jak w Gdańsku w przypadku ks. Henryka Jankowskiego – okazała się dla kurii szczecińskiej wygodnym pretekstem, by sprawy nie wyjaśniać.

Ten pokrzywdzony mężczyzna opisał swoją historię najpierw w liście do ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Później pisał pod pseudonimem także do „Więzi” (zob. Jak długo jeszcze w szczecińskim Kościele będzie panowała cisza?).

– To wstrząsające świadectwa. Dodam, że ja sam słyszałem od Dymera, że Uszkiewicz był w nim zakochany. U Dymera w domu wisiał zresztą taki znaczący obraz namalowany przez Uszkiewicza. Była na nim przedstawiona głowa Jezusa. Charakterystyczne, że cała broda Jezusa namalowana była z literek TU (inicjały autora). Dymer się z tego śmiał, ale cały czas jeździł do Reska, gdzie Uszkiewicz był proboszczem…

Przez ks. Uszkiewicza wycierpiało wiele osób. Nie znam skali tego procederu. Ale ci skrzywdzeni ludzie żyją. Można ich odnaleźć. Są wśród nich również duchowni. Można i trzeba przywrócić im wszystkim poczucie sprawiedliwości. Na to jeszcze nie jest za późno. Jeśli nie teraz, to kiedy?

Miałeś kiedyś dosyć sprawy Dymera? Chciałeś odpuścić? Zwątpiłeś kiedyś, że coś się uda osiągnąć?

– Wiele razy odczuwałem zmęczenie. Najpierw chroniła mnie moja naiwność. A potem już nie mogłem odpuścić, bo przecież jestem w kontakcie z osobami najbardziej skrzywdzonymi przez Dymera i widzę konsekwencje tej tragedii w ich życiu: ich dramaty, kryzysy psychiczne, myśli samobójcze. Gdybym odpuścił, to by oznaczało, że zgadzam się na tę nieprawość.

Myśląc tylko po ludzku, to dla swojego komfortu już dawno temu powinienem był dać sobie z tym wszystkim spokój. Ale wiara to jest dla mnie Chrystus. I wierzę, że – niezależnie, jak postępują władze Kościoła – Chrystus wzywał mnie do dalszego działania. Odpuszczając, sprzeniewierzyłbym się swojemu powołaniu.

Wspomniałeś wcześniej, że uważasz się także za ofiarę ks. Dymera. W jakim sensie?

– Początkowo tak o sobie nie myślałem. Pamiętałem, co prawda, że on próbował się do mnie dobierać na wyjeździe wakacyjnym, ale dopowiadałem sobie: przecież do niczego nie doszło, jedynie mnie pogłaskał i popieścił. Dopiero lata później jeden z kolegów uświadomił mi, że ja też doświadczyłem ze strony tego księdza molestowania seksualnego. Mówiąc językiem prawa karnego: innych czynności seksualnych.

Na wyjeździe wakacyjnym w 1991 r. Dymer kładł się nocami kolejno obok różnych chłopaków. Mimo że miał swój pokój do spania, przychodził do nas, śpiących na zsuniętych łóżkach. Pewnego razu położył się koło mnie. Tak blisko się do mnie przysuwał, żeby nie było miejsca między nami. Głaskał mnie po twarzy, całował, lizał, macał, chuchał w szyję, obejmował mnie nogą i ręką. Całą noc leżałem potem sztywny. Opowiadałem o tym, zeznając w prokuraturze w 2008 r.

Zeznawałeś wtedy jako świadek, a nie jako ofiara?

– Jako świadek. Przesłuchująca mnie prokurator też nie zrozumiała, o czym jej opowiadam i nie uznała tego zeznania za informację o przestępstwie. Sam sobie musiałem to na nowo przemyśleć sporo lat później.

Czy pamiętasz, jak wtedy jako nastolatkowie reagowaliście na takie zachowania Waszego duszpasterza?

– Pamiętam, że dziwiliśmy się takiemu zachowaniu, ale nie traktowaliśmy go jako czegoś szkodliwego. Tak bardzo byliśmy w Dymera wpatrzeni, zafascynowani jego działalnością, że nie przychodziło nam do głowy, iż on mógłby czynić coś złego.

Rozmawiałeś wtedy z kimś o tym doświadczeniu z wakacji?

– Powiedziałem o tym mamie, ale ona uznała, że pewnie mi się przyśniło. I żebym głupot na księdza nie opowiadał, bo to dobry człowiek.

Dla mojej mamy duże znaczenie miało natomiast doświadczenie z Karolkiem, chyba 12-letnim chłopcem z Ogniska, wyglądającym na 10 lat. Mój brat Marek przywoził go czasem do naszego domu rodzinnego, aby chłopak zaznał serdecznej, ciepłej atmosfery domowej. Ja byłem już wtedy w seminarium duchownym.

Pewnego razu Karolek zaczął płakać w naszym domu. Powiedział we łzach mojej mamie, że nie chce wracać do Ogniska, do księdza Dymera. Mama go przekonywała, że przecież ksiądz tyle dobra dla niego robi. A on odparł dosłownie: „Ja nie chcę mieć z tą k… księdzem nic do czynienia”. I poprosił, żeby państwo Mogielscy go adoptowali. To nie było możliwe.

Wesprzyj Więź

Niestety, potem Karolek trafił do domu dziecka. A wkrótce popełnił samobójstwo. Gdy mama usłyszała później o zarzutach wobec Dymera, przypomniała sobie słowa Karolka, które mocno zapadły jej w pamięć.

Ja natomiast słyszałem od naocznego świadka, jak na wyjeździe w Tatrach z wychowankami z Ogniska ks. Dymer wysyłał Karolka na górę do pokoju bp. Stefanka. Chłopiec ostro protestował. Płakał, wrzeszczał, wił się po podłodze, trzymał się jakiejś poręczy. Ale Dymer go strasznie zbił i zaciągnął na górę do biskupa. Więcej nie wiem, ale wiem, że to wszystko wymaga wyjaśnienia. Samobójstwo Karolka jest dla mnie niemilknącym wołaniem o pomoc wielokrotnie skrzywdzonego dziecka.

Uff… Dziękuję Ci raz jeszcze za działania, które od lat podejmujesz w tej sprawie. I raz jeszcze przepraszam, że gdy przyszedłeś do mnie z tą sprawą w 2007 r., to niby przejąłem się i coś próbowałem się dowiedzieć, ale potem bezradnie rozłożyłem ręce. Wydawało mi się wtedy, że jako publicysta nic już tu nie potrafię pomóc. Podjęcie wysiłku katolickiego dziennikarstwa śledczego przekraczało wtedy moją wyobraźnię. Dopiero ponad 10 lat później zrozumiałem, że właśnie ja mam tu zadanie do wykonania. Dziś już przynajmniej wiemy, że Kościół nieodwołalnie uznał ks. Dymera za winnego wykorzystywania seksualnego wychowanków w szczecińskim Ognisku.

Przeczytaj także: Historia kościelno-sądowej ciuciubabki. Kalendarium sprawy ks. Dymera

Podziel się

28
9
Wiadomość

Daleko idą rozmówcy, nawet za daleko. Między postulatem listu pasterskiego a wrażaniem, że zmarły sufragan szczeciński mógł być współuczestnikiem kryminalnych historii jest dużo miejsca na: dowody, prośbę o zgłoszenie się świadków, z zachowaniem prawa do dobrego imienia, szczególnie zmarłego biskupa, który nie może się bronić.

A jak bedzie uzasadnione? To czy ksiądz odprawi Mszę sw za Karola i Adama? Ofiary tak Dymera jak i Stefanka? Mało jeszcze ksiedzu? Po co Marcin jeszcze jako młodzian miał jechac do Stefanka i wchodzic bocznymi drzwiami? Mało tych słów o pobiciu małego Karola przez Dymera i zaprowadzenia go do pokoju stefanka przed czym sie rozpaczliwie bronił? Wy ksieza diecezjalni! Macie klapki na oczach i klerykalizm zamiast rozumu i Ewangelii! Wstyd!!

Panie Tomaszu, jak sam Pan wielokrotnie tu podkreślał, opinie ks. Sebastiana to opinie ks. Sebastiana, a nie ogółu księży diecezjalnych.
Wielu księży diecezjalnych, także szczecińskich, serdecznie dziś dziękowało za tę publikację.

@Sebastian
“z zachowaniem prawa do dobrego imienia, szczególnie zmarłego biskupa, który nie może się bronić.”

Z zachowaniem prawa dobrego imienia… szczególnie (tak ! szczególnie !) dla sprawcy…

Daj pan spokój.

To jest tak wygodne.
Przeciągać ile się da, w nieskończoność… aż zarzuty się przedawnią lub… sprawca umrze…
Vide: Wesołowski, Jankowski, Janiak, Gulbinowicz, Stefanek, Dymer itd. itd. itd. itd.
A potem gadać “sprawca nie może się bronić”…
No nie może bo zmarł, a nie można było wcześniej zacząć procesów ? Można było ale nie było wam to na rękę…
A teraz za to jest odpowiedni kontr-argument… “sprawca nie może się bronić”

Stara metoda i do tej pory skuteczna. Ale ludzie już się na to nie nabiorą. Po prostu z roku na rok będziecie mieć coraz mniej chodzących do kościoła, na religię, przyjmujących komunię, kolędę, bierzmowanie, Pierwszą Komunię etc. etc. aż do zupełnego zaniku jakichkolwiek związków z KK.

A potem będzie lament : “ale jak to ?”: ” ale dlaczego” ?
To pewnie “liberalizm” i “genderyzm” i inne “izmy” no ale na pewno nie my “duchowni” (cokolwiek to słowo miałoby znaczyć…)

Na pana miejscu wstyd mi byłoby zabierać w ogóle głos w tej sprawie.

O tym coście urządzili za piekło dawniej żonom i dzieciom (prawowitym !) duchownych już pisałem ale jakoś pan nie miał odwagi kontr-argumentować.
Piekło też wielu z was uczyniło dzieciom, nastolatkom, zakonnicom etc. Ma pan na to jakieś argumenty ? […] Ja mam.
Jestem otwarty na dyskusję na argumenty (sic!)

@ Jerzy. Czy bp Stefanek to „sprawca”? Pierwsze słyszę, a na bieżąco przeglądam różne media. Skąd Panu o tym wiadomo?

@Sebastian
“Czy bp Stefanek to „sprawca”? Pierwsze słyszę, a na bieżąco przeglądam różne media. Skąd Panu o tym wiadomo?”

“Więź” to także media.

Szanowny panie. Sprawca to nie tylko ten co ma prawomocny wyrok zdaje się, prawda ? (inaczej Hitler i inni podobni nigdy nie skazani byliby niewiniątkami…). Sprawca to cen co coś “sprawił” czyli dokonał faktycznie danego czynu. Bez różnicy czy było wystarczająco dowodów, czy się sprawa przedawniła czy nie, czy nie było świadków. Ważna jest istota rzeczy i fakt – czy dany człowiek to uczynił. Wówczas jest sprawcą, bez różnicy na stan prawny jego sprawy.
Zdaje się, że katolicyzm tak naucza ? Czy ma pan jakieś przeciwne do tego cytaty ? To z chęcią się zapoznam.

Skąd wiem ? ano z powyższego tekstu.

“Ja zresztą sam mam tu coś do opowiedzenia. Otóż pewnego razu ks. Dymer, któremu pomagałem w Ognisku św. Brata Alberta, wysłał mnie późnym wieczorem do bp. Stefanka po odbiór jakichś dokumentów. Dał mi jego numer telefonu. Sądziłem, że odbierze jakaś zakonnica, a odebrał sam biskup. Kazał mi przyjść do swojego mieszkania i wejść bocznym wejściem. Wystraszyłem się i nie pojechałem do niego.”

“Ja natomiast słyszałem od naocznego świadka, jak na wyjeździe w Tatrach z wychowankami z Ogniska ks. Dymer wysyłał Karolka na górę do pokoju bp. Stefanka. Chłopiec ostro protestował. Płakał, wrzeszczał, wił się po podłodze, trzymał się jakiejś poręczy. Ale Dymer go strasznie zbił i zaciągnął na górę do biskupa. Więcej nie wiem, ale wiem, że to wszystko wymaga wyjaśnienia. ”

Dwie relacje, pierwsza sugeruje, że mogło to być coś niestosownego. Co prawda nie ma ostatecznej pewności.
Ale druga to już nie sugestia. Tu prokurator po przeczytaniu tego artykułu natychmiast powinien odszukać świadków tych jak i innych aby sprawę zbadać. Ale… potencjalny sprawca nie żyje…

Tyle, że jakoś i z tym KK dawniej problemu nie miał…
Vide papież Stefan VI:

https://podroze.onet.pl/ciekawe/synod-trupi-papiez-stefan-vi-sadzi-martwego-papieza-formuzusa/vssekrd

Więc sytuacja wg pana wygląda tak ?:
Całe życie można robić jakieś świństwa (obojętnie jakie) i jeśli za życia nie jest się przyłapanym tak, że sprawa wyszła na światło dzienne (bo przecież poszkodowani cały czas o tym wiedzą…) i dodatkowo nie zostało się skazanym prawomocnym wyrokiem i się umrze to wtedy jest wygrana – taki bonus – nikt już nigdy nie ma prawa powiedzieć o nas nic złego, wytoczyć procesu bo… “nie możemy się bronić”. Eureka.

Do tej pory to dobrze wychodzi hierarchii.

To ja księdzu odpowiem.
https://www.youtube.com/watch?v=ORcX7A6EeFk

O tym już Robert Fidura u Moniki Białkowskiej.
1 godzina 1 minuta – o podsyłaniu chłopców bp.
Odcinek : Skrzywdzonych wysłuchać. Ogólnie polecam. Wysłuchać. Sedno.

Plus Dzięga i wytyczne, które nie zostały opublikowane.
Ktoś pamięta? 56 minuta filmu.
Dzięga i Głódź – dwóch arcy… od przeciągania.

Ksiądz posłucha. Polecam. To w końcu ten sam Kościół. Jedna wspólnota.

@ Joanna, Jerzy, odsłuchałem. Mowa jest „ o biskupach” , wypowiada się osoba, która nie była przez „ biskupów” osobiście wykorzystana, a powiedziano jej telefonicznie o sprawie, którą rozmówca p. Białkowskiej uznaje za potwierdzoną, nie wiemy na jakiej podstawie, bo prowadząca rozmowę nie dopytuje o to. Przy oskarżeniach tego kalibru to jako uzasadnienie tezy mi nie wystarcza. Zatem nie zmieniam wniosków zapisanych wcześniej po lekturze artykułu.

Sebastian, to jest takie typowe rozmydlanie sprawy. Osoba wykorzystana przez Stefanka nie żyje.

Ks. Sebastianie! Ksiedza słowa:” Czy bp Stefanek to „sprawca”? Pierwsze słyszę, a na bieżąco przeglądam różne media. Skąd Panu o tym wiadomo?”

Czy czytał Ksiadz ten wywiad wogóle O. Marcina? O. Marcin podaje szczefgóly jak Dymer podsyłsł chlopców Stefankowi! Tego ksiadz nie doczytał w tym wywiadzie? O małym Karolu tez ksiadz nie doczytał?

@Konrad@Jerzy@Tomasz@Wojtek i nie tylko

Trafnie piszecie i ważne to słowa.

A ja zadam to pytanie co kiedyś i co dalej?

Dzięga się przejmie? Coś się zmieni?

Część wiernych myśli jak niektórzy księża.

Uwaga to nie moje zdanie tylko zbiór przekonań „drugiej strony”:

………………………………

Dobre imię. Ochrona.

Po co to rozdmuchiwać, skrzywdzeni idą po kasę, nakręceni przez dziennikarzy.

A ksiądz tyle dobrego zrobił. Niemądrzy katolicy idą do mediów.

Lepiej w cichości serca przebaczyć, któż nie ma pokus, zły świat nie lubi nauki chrześcijańskiej i cieszy się kiedy błądzi ksiądz, bo ma usprawiedliwienie dla własnych zbrodni, itp. itd.

…………………………

Tak tak myślą. Jak tu zmienić takie myślenie? Świadomość?

A my tu komentujący, co możemy?

Ja na przykład mam innego fajnego metropolitę, tego od okna, co jest mozaiką.

Swoją drogą mozaiki – to teraz też już inne skojarzenie…

Jeśli to co pan postuluje jest słuszne i uczciwe, i nie ma na celu spowalniania postępowania, proszę podpisać się z imienia i nazwiska. Inaczej to co Pan pisze dokłada się do tuszowania nadużyć władzy kościelnej.

Przeczytałam ze ściśniętym gardłem.. Jako mama dwóch dorosłych już synów. Nie wiem , co z tą wiedzą zrobić. Na pewno będę bardziej uważna na to co się dzieje w mojej parafii. Będę zadawać pytania. Oby nigdy już żadne dziecko nie zostało skrzywdzone. A Karolek zostanie w mojej pamięci i modlitwie. Artykuł szalenie potrzebny.

Ojcze, dziękuję za ważne i odważne i potrzebne słowa wzywajace abp… Dziegę do prawdy. Ale ja wiem jak i Ojciec wie , ze to tu nierealne ze szcz kuria nie zrobi nic! Tak jak przez 30 lat nie zrobiła nic!

To jest ohydne! Bp. Stefanek otrzymywał chłopców do wykorzystania od Dymera! Jeden z chłopcow popelnił samobójstwo! A zapewne dwóch!! Dymer pobił dziecko! To jest tak straszlie ze szcz kurię nalezaloby rozwalić! I to doslownie! I natychmiast! Gotuje sie we mnie!

Już teraz rozumiem, że telefon ODEBRAŁ bp Stefanek. Natomiast dokumenty nie zostały odebrane, bo o M nie pojechał. Była niejasność z użyciem czasownika odebrać, raz telefon, raz dokumenty,

Aureliusz. Ojciec Marcin miał odebrać dokumenty od bp Stefanka. Wcześniej dostał od ks. Dymera telefon do bp Stefanka. Jak bp odebrał (telefon) i poprosił o to, by jak przyjdzie wszedł bocznym wejściem, to ojciec Marcin się przestraszył i zrezygnował.

„Ja zresztą sam mam tu coś do opowiedzenia. Otóż pewnego razu ks. Dymer, któremu pomagałem w Ognisku św. Brata Alberta, wysłał mnie późnym wieczorem do bp. Stefanka po odbiór jakichś dokumentów. Dał mi jego numer telefonu. Sądziłem, że odbierze jakaś zakonnica, a odebrał sam biskup. Kazał mi przyjść do swojego mieszkania i wejść bocznym wejściem. Wystraszyłem się i nie pojechałem do niego. Do dziś nie wiem, po co naprawdę tam byłem wysyłany.”

Prosze słowa O. Marcina przeczytac, mówi wyraznie iz Dymer pobił i zaprowadzil małego Karola do pokoju bp. Stefanka! Co robił biskup na wyjezdzie z chłopcami??…I to wyjscie młodego Marcina do mieszkania Stefanka bocznym wejsciem, tez na polecenie Dymera. Na szczescie przyszły O. Marcin nie poszedł.

Za krzywdę i śmierć Karolka, za krzywdę i upokorzenie wielu innych, którzy padli ofiarą księży (i biskupów) drapieżców seksualnych, za zmowę milczenia w łonie episkopatu, co ujawnia skandal wokół księdza Dymera, cały Episkopat polski, tak jak poprzednio chilijski, powinien być zmuszony przez papieża do podania się do dymisji. To dopiero są grzechy wołające o pomstę do nieba!

@Cezary
“cały Episkopat polski, tak jak poprzednio chilijski, powinien być zmuszony przez papieża do podania się do dymisji”

Popieram pana w całej rozciągłości.

Obawiam się tylko jednego: że ci co po nich przyjdą wychowani właśnie przez tych co mieliby być zdymisjonowani będą tacy sami…

Obawiam się, że to niczego by nie zmieniło.

“Nie ma żadnej dyskusji, żadnych przeprosin, żadnego poszukiwania innych ofiar, żadnej pokuty, żadnego zadośćuczynienia, żadnego wyciągania wniosków…”
I tak, niestety, będzie. Zmowa milczenia.
I ta pustka wielu naszych biskupów, pustosłowie. Nie ukrywam, że gdy kiedyś zobaczyłam w TV, abp Dzięgę, od razu wyłączyłam po pierwszym zdaniu- pustosłowie.
I ciągle ta nieświadomość, że m.in. to nasi biskupi słowa postawą, przemilczaniem zrażają do siebie wielu ludzi, w tym młodych ludzi.
Traktowanie bycia biskupem nie jako służby, a jako pracy, w której tylko kasa ma się zgadzać 🙁 i ta słowna pustka wielu biskupów. To zamknięcie.
Czytam to jako matka 2 dorosłych synów, z których jeden z Kościoła odszedł i m.in. taki argument o podstawie biskupów w tej sprawie często przywołuje. 🙁 to nie jest łatwe.
Bardzo o. Mogielskiemu dziękuję za taką postawę.

Skoro sprawca nie żyje to nie dziwne że nie podaje się wyroku. Ba, w sądzie powszechnym w przypadku śmierci oskrżonego proces dalej się nie toczy. Chociażby dlatego, że zmarły nie ma prawa do obrony. Byłoby przedziwne gdyby sąd kościelny był bardziej mściwy niż te powszechne sądy i karał po śmierci. Rozumiem ludzi nawiedzonych i wojujących ale są zasady i logika.

To trochę zmienia postać rzeczy. Ale w sprawach obyczajowych wyroki często są niejawne. To że wyrok nie jest ujawniany po śmierci ma swoje uzasadnienie. Osoba zmarła nie może się ustosunkować. A karę jaką zasądzono zapewne poniosła. Domaganie się by instytucja kościelna podawała wyrok do szerokiej publiczności gdy osoba której wyrok dotyczy zmarła nie jest dobrym zwyczajem. O zmarłych w polskiej tradycji mówimy dobrze albo wcale.

@Jarek
“O zmarłych w polskiej tradycji mówimy dobrze albo wcale.”

To wytłumacz mi pan skąd tyle krytycznych książek na przykład o Hitlerze, który… nie żyje przecież ?

Przecież “O zmarłych w polskiej tradycji mówimy dobrze albo wcale.” Prawda ?
A ten zbrodniarz na dodatek nigdy nie był skazany.

Więc krótko: ta polska tradycja jest kompletnie bez sensu i powinna być zapomniana jak najszybciej.

Zbrodniarz to zbrodniarz obojętnie czy żyje czy nie żyje.

Po pierwsze, Kościół ma narzędzia i przepisy do prowadzenia spraw post mortem.
Po drugie, sprawiedliwość wymaga rozliczenia się z przeszłością. Bez zasłaniania się frazesami że dobrze, albo wcale.
Po trzecie, piszę to w emocjach, także z powodów osobistych. Też byłem wykorzystywany seksualnie przez księdza. Ten ksiądz ma imię, nazwisko, tytuły. Nie, żyje, więc zgłaszanie nic nie da. Chciałbym przynajmniej zablokować wmurowanie i poświęcenie tablicy pamiątkowej na jego cześć w kościele parafialnym. Albo żeby na tablicy było wyraźnie umieszczone “pedofil i gwałciciel”.

@Wojtek.
Pamiętam Twój wpis. Niejeden. Ten o rozwaleniu tablicy też.

Brutalna prawda jest taka, że jak gość z tytułami, to chroniony.
Jak zasłużony, to cenny, a jak przynosi kasę, to nie do ruszenia.
Można ukarać takiego zwykłego księdza dla przykładu.
Ale nie szyszki albo kury od złotych jaj.

Albo inaczej – osoba pokrzywdzona, która ma jakąś pozycję w społeczeństwie i mogłaby rozdmuchać sprawę – też ma szansę na wygraną. A przynajmniej na usłyszenie.
Natomiast zwykli wierni? A już dzieci z rodzin patologicznych, które trafiają pod „opiekę” dobrych duchownych są często posądzane o kłamstwa i niewdzięczność względem „dobroczyńcy”.
Sam sobie odpowiedz. Co my możemy?

I ja nie załamuję rąk. Serio.
To jest moje pytanie od lat i będę je zadawać cały czas:
Co dalej?

Ale nawet ofiara nie uzyskała żadnych informacji na temat wyroku, mimo że jeszcze wtedy sprawca żył. Czy naprawdę tak ma wyglądać prawo, że nawet ofiara nie może znać skazującego wyroku sądu w 2 instancji? Poza tym w sprawach tak usilnie tuszowanych, gdzie opinia publiczna jest podzielona, gdzie zostało wypowiedzianych tyle kłamstw i półprawd byle tylko nikt nie wziął odpowiedzialności za czyny wołające o pomstę do nieba opinia publiczna także, bez względu na to czy sprawca żyje czy nie, powinna być poinformowana a ofiarom powinno się przywrócić utracona cześć, bo jak Panowie w artykule mówią spadały na nich straszne kalumnie. Poza tym pamiętajmy, że sprawy pedofilii to często nie udział jednej osoby, a wielu, także wspolodpowiedzialnych tej zbrodni

Joanna, pytasz co dalej? Nic. Kościół się nie oczyści, jak widać nawet nie tyle nie potrafi, co nie chce. Jedyne, co jak na razie potrafi powiedzieć, to że “nie wszyscy są źli, jest cała masa wspaniałych księży”. A ja sobie wtedy przypominam, że ks. Krzysztof Sz. też był podawany za przykład “tego wspaniałego”. Jego już nie ma, na jego miejsce przyszedł nowy. Myślisz że lepszy?

Jeszcze niedawno mówiło się w takich sytuacjach “jak nie możesz wytrzymać, to idź do Dominikanów”. A co się działo u Dominikanów doskonale wiemy.

Panowie
Bardzo dziękuję za ten wywiad i za Waszą walkę o człowieka, sprawiedliwość, dobro ofiar. Nie znamy się osobiście i chyba raczej nigdzie się nie spotkaliśmy, ale jak to czytam to jestem z Was dumny. Odwagi.

No dobrze napisaliśmy komentarze. Tak.
Niektórzy po raz enty.
Ktoś przeczytał, że bywa, że ofiara molestowania popełnia samobójstwo.
Tak bywa, albo ma za sobą szereg prób samobójczych.
I życie albo całkiem zmarnowane, albo… próbuje walczyć o siebie.
Jak Katarzyna Nowak skrzywdzona przez chrystusowca.

Jedni wracają do Kościoła, inni nie chcą mieć z nim nic do czynienia.
Ale to bp i bp nie interesuje. Jak widać i słychać.

Jest taki artykuł.
https://wiez.pl/2022/02/04/dziega-dlaczego-tak-dlugo-trwaja-koscielne-dochodzenia/

Tam pojawia się T.U. Dzisiaj czytam dokładniej całą historię.
Pojawia się pełne imię i nazwisko i Police i Resko… w artykule.
Ile czasu minęło odkąd Tomasz tutaj wołał, że nie tylko diecezja kaliska.
Że T.U. nie tylko Dymer, że Resko, Police…

No tak komentarze są i co dalej?
Wracam do mojego pytania sprzed paru lat.

Kiedy dajecie na tacę/wpłacacie na konto dominikanom, bo lubicie/szanujecie tego czy innego zakonnika, to chyba wiecie, że zakon równo się dzieli tymi pieniędzmi z biskupem ( czyli polskim Episkopatem) ? Przekazuje nieco mniej niż zwykła parafia , bo dzieli się jeszcze ze swoim.zakonem na poziomie światowym, ale dzieli się. Wszyscy w tym tkwicie. Otrzepać sandały i nie oglądać się za siebie, biskupów-grzeszników zostawiając ich losowi

No i ciekawe czemu w diecezji szczecińskiej najmniej ludzi chodzi do kościoła? No czemu? Jakby u nas była teraz taka sytuacja, to bym burzył kogo się da: nie płacić na diecezję, głośno protestować. Zrobić zrzutkę na jakiś baner z hasłem “abp Dzięga – obrońca pedofilów” ze stosowną grafiką na trasie szczecińskiej procesji Bożego Ciała. Itp.

A sprawa Paetza? Nie wyjaśniona, ofiary nie przeproszone. Ba! Ci, którzy walczyli o prawdę (księża i świeccy) nadal przemilczani, odpisani na straty. Abp Gądecki zabiegający o pochówek Paetza w katedrze. Świeccy, którzy w ostatnim momencie do tego nie dopuścili. Kto powinien przeprosić dzisiaj pokrzywdzonych? Wszystko się rozpłynęło, jakby sprawy nie było. Nie ma porównania oczywiście między niewypowiedzianą krzywdą małego Karolka – módlmy się za niego wszyscy! – a ofiarami Paetza. Ale mechanizm pozostaje ten sam. Ofiary nadal anonimowe, zastraszone lub już sobie życie odebrały lub odeszły z Kościoła. Walczący o prawdę nadal przez Kościół potępieni, pokiereszowani psychicznie na swoich różnych drogach życia. Nie doczekali się publicznych przeprosin. Jesteśmy nadal w Kościele dla Chrystusa, ale MUSIMY krzyczeć dopóki nam starczy tchu o sprawiedliwość.

W sprawie Paetza jest jednak trochę inaczej. Abpa Paetza realnie spotkały kościelne ograniczenia. I finalnie nie został w katedrze pochowany. Fakt, że cały czas sprawa czeka na pełne wyjaśnienie, ale czasem można o tym głośno powiedzieć (np. w syntezie synodalnej archidiecezji poznańskiej). Walczymy dalej.

Tak jest Panie Kryspinie. Chodzi o wszystkie osoby w Polsce wykorzystane przez księży , o wszystkie! Tyle razy prosiłem Prymasa aby nas zaczęto szukać w calej Polsce , we wszystkich diecezjach i co? Nic! Absolutna cisza!

https://www.youtube.com/watch?v=gjdy2GwNOGc&t=1s

Znów polecam tę rozmowę o kościele Moniki Białkowskiej z Tomaszem Terlikowskim
Święty i skalany. O Kościele.

I odnoście wątku bp Stefanka. Rozumiem grozę takiej wiadomości, rozumiem, że nigdy nie zostanie potwierdzona i rozumiem też coraz bardziej jak działa warstwa wieści krążących po instytucji KRK. Przez parę lat już się temu przyjrzałam.
Nie uczestnicząc w żadnych kadrach czy strukturach wyraźnie. Może i dobrze.
Ale słuchając innych, katechetów, zaangażowanych parafian, dziennikarzy.

Zastanawia mnie jedno – dlaczego to jest takie szemrane.
Dlaczego osoby tylko powtarzają zasłyszane historie.
Ktoś coś wie, ale nie do końca powie… nie drąży…

W takiej atmosferze podejrzliwości i dyskrecji ukryje się niejedno świństwo.
Ot na przykład można pisać listy do nuncjusza o homoseksualnych rektorach, ale nikt tego nie opowie w gazetach, bo przecież jaki dowód – no i pozwy.
Zatem zgorszenie sobie cicho trwa. I bezsilna zgoda na takie zachowania. Istnieje.
W stylu płaszcza Barei.
Są historie obyczajowe, między ludźmi, wiadomo, przez wykorzystanie i aż do przestępstwa,
bo grunt podatny i grząski już od lat.
To tak tylko sobie napisałam.

Do księdza Sebastiana. I nie tylko.
Obejrzał ksiądz cały film, czy tylko wybrany fragment?
https://www.youtube.com/watch?v=ORcX7A6EeFk

…………………………..
Jest taki film „Młodzi gniewni”
Temat trudnej młodzieży z gett i była marines, jako nauczycielka.
Jest w filmie i dyrektor szkoły – bardzo zasadniczy i lubiący dobre wychowanie.
Wejście do jego pokoju bez pukania to zbrodnia.

I wątek Emilia, zdolnego, trudnego ucznia, który powoli zaczyna ufać białej nauczycielce.
Ona zachęca go, by o pewnym pojedynku i zagrożeniu życia przez gang – taki klimat jego getta – powiedział dyrektorowi szkoły.

W końcu przekonany Emilio idzie do dyrektora i … jednak dowiadujemy się o jego śmierci.
Dlaczego?

Ponieważ jak już zdobył się, na to by pójść do dyrektora i opowiedzieć mu swoją historię,
nie zapukał do drzwi… i dyrektor go całkiem zignorował i nie wysłuchał.

Tak, to tylko historia z filmu, wiem…

No więc tylko dodam. Brak słów z mojej strony.

Wobec tej zgnilizny i niemożliwości jej przezwyciężenia jedyną skuteczną postawą jest odsuwanie ludzi od kościoła. To już się dzieje, ale powinno być wzmocnione instytucjonalnie – wsparcie dla osób odchodzących, (także księży i sióstr zakonnych) rozwijanie alternatywnych duchowości, informowanie, że ta patologia ma charakter systemowy i obejmujący wszystko. Na szczęście ta pomoc już się powoli rozwija. Jeżeli jesteś w zakonie żeńskim i to czytasz i czujesz, że już czas odejść i zostawić za sobą przemoc i upokorzenia, możesz skorzystać z profesjonalnej pomocy na stronie https://pomocdlasiostr.pl/. To Centrum to nie żaden fejk, pisał o nim TP https://www.tygodnikpowszechny.pl/siostry-potrzebuja-pomocy-170001

No jako katolik nie może Pan, bo pozostanie w Kościele jest dla Pana sprawą fundamentalną (co wynika z definicji tego, kim jest katolik w ogóle). Rzecz jasna pozdrawiam najserdeczniej, dziękując za Waszą ratowniczą rolę w tych wszystkich obrzydliwych sprawach.

Poza Kościołem nie ma zbawienia. Gdyby nie była fundamentalna, odnalazłby się Pan w którymś z wyznań reformowanych albo po prostu we własnej duchowości. Przepraszam, że opisuję to tak bardzo w odniesieniu do Pana – nie to jest moim celem, interesuje mnie jedynie to, czym byłaby granica, po przekroczeniu której ktoś, dla kogo bycie w Kościele jest sprawą “bardzo ważną, ale nie fundamentalną”, wyszedłby z niego i więcej nie wracał. Co by to miało być? Nie jest nim ignorancja pasterzy, zbratanie się kleru z państwem, ale też utrzymywany od dekad system tuszowania gwałtów na dzieciach, ale też ignorancja pasterzy, prawda?

Nie potrafię opisać teoretycznie tej granicy, o którą Pan pyta.
Nie dam się natomiast wciągnąć w dyskusje o rozumieniu zasady “poza Kościołem nie ma zbawienia”. Zbyt Pan jest bystry, żeby nie wiedzieć na ten temat więcej.

Panie Redaktorze, zgadzam się z Pańskimi uwagami pojawiającymi się w tej dyskusji i podziwiam Pańską umiejętność komentowania w zniuansowany, rzeczowy a przy tym dyskretny sposób.
Przede wszystkim jednak jestem wdzięczny Panu i Więzi za odważne i bezkompromisowe podejmowanie tak bolesnej tematyki.
Wielki szacunek także dla o. Mogielskiego, Tarsycjysza, Tomasza i wielu innych, anonimowych osób.
Mam nadzieję, że ten wywiad, mimo iż szanse na szybką zmianę podejścia Kościoła do opisywanych tu wydarzeń wydają się nikłe, jest jedną z kropli drążących skałę instytucjonalnej obojętności. Oby tak właśnie było

@Karol rozumiem co piszesz, też miałam takie spojrzenie, by wiać jak najdalej z tego Kościoła.
Jakoś nie do końca się udało. I znasz tę moją historię…
Mimo zła i obrzydliwości tego świata, i mimo zła i obrzydliwości obecnego we wspólnocie, która miała być mocnym znakiem Nadziei – istnieje inna Opowieść i to nie jest bajka Tolkiena.

Poza Kościołem też nie jest przecież idealnie, ludzie są jacy są.

Czy chcemy, czy nie, w zło tego świata jest już wpleciona historia Jezusa.
Dobra, poświęcenia i Prawdy i Miłości ponad ludzką miarę.
I On jest obecny w Kościele, mimo zła.
Tak, możesz się w tym miejscu uśmiechnąć.
Ale to od tej Jego historii bierze się wiarę i nadzieję, że zło nie ma na tym świecie ostatniego słowa.
https://wiez.pl/2022/07/11/brat-alois-nienawisc-przemoc-i-smierc-nie-maja-ostatniego-slowa/

Nie znam się na teologii, ale to jest ciekawy fragment: ” „Przede wszystkim, należy stanowczo wierzyć w to, że pielgrzymujący Kościół konieczny jest do zbawienia. Chrystus bowiem jest jedynym pośrednikiem i drogą zbawienia; On to staje się dla nas obecny w Ciele swoim, którym jest Kościół; On to właśnie, podkreślając wyraźnie konieczność wiary i chrztu (por. Mt 16, 16; J 3, 5), potwierdził równocześnie konieczność Kościoła, do którego ludzie dostają się przez chrzest jak przez bramę” (Dominus Iesus 20; por. KK 14).” Kościół jest konieczny, nawet jeśli jest systemowym złem.

Karol
Kościół nie jest tylko systemowym złem. Jeśli o złu w Nim piszą inni czy też ja, to dlatego, że nam zależy. Tak jak każdemu, kiedy kogoś kocha i nie ma problemu, by go krytykować jak coś robi źle.
I też się nie znam na teologii.
Ale wróciłam, doświadczyłam i czasem próbuję opisać.
Jak widzisz nieudolnie.
Na takich suchych słowach jak powyżej nic raczej nie rośnie.
Czasem tylko strach lub przymus.

To tyle. Pozdrawiam

Chodzi te słowa zacytowane przez Ciebie. Suchy przepis jak tylko się czyta i … życie, kiedy się tego doświadcza. Po prostu.

List pasterski Dzięgi???
Toż to przecież oksymoron.
W ogromnie poruszającym wywiadzie z o. Mogielskim to tytułowe sformułowanie od samego początku strasznie mi zgrzytało. Myślałem, że może to być pierwsza, zbyt emocjonalna reakcja, ale po ponad dwóch dniach nie przestało. Dalej zgrzyta.
W przypowieści o Dobrym Pasterzu (J 10, 1-18) Jezus kreśli postawę pseudopasterza, który “widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza”, a źródła takiej postawy Jezus upatruje w fakcie, że ów “jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach”.
Czy właściwym jest, żeby protektor wilków – który przecież przez długie lata pokazywał, że o wiele bardziej zależy mu na nich, niż na krzywdzonych przez nie owcach – pisał list pasterski? Gdybym był wiernym tej diecezji, odebrałbym taki fakt jako cyniczne naigrawanie się ze mnie. Nie tędy droga, o. Marcinie.

Ale co mnie ma dziwić? Że Dzięga się gdzieś wozi z tą czy inną połową episkopatu? Tacy to pasterze – jak powiedziałby prorok Ezechiel (Ez 34) – co sami siebie pasą.
Natomiast oczekiwanie o. Mogielskiego, że ewidentny najemnik (jeśli nie członek watahy) będzie mógł dalej udawać pasterza, jednak mnie dziwi. Bo z całej reszty wywiadu oraz innych powszechnie znanych okoliczności sprawy jednoznacznie wynika, że od owiec jak najszybciej powinien on być pogoniony precz.

Polecam stronę Katolickiej Agencji Informacyjnej. To kopalnia ubogacającego kątentu. Ostatnio np. przełomowa deklaracja polskich tygodników katolickich przeciwko szkalowaniu Jana Pawła II pytaniami o jego rolę w systemowym tuszowaniu gwałtów w Kościele.

Ojciec Mogielski mówi o powiązaniach z “prominentnymi osobami”, co przywodzi tu jakoś na myśl tylko polityków. Pewnie i takie powiązania są. A może nie tylko?

Bolesna prawda jest taka, że ten system kościelnej bezkarności nie byłby możliwy, gdyby nie ludzie spoza instytucji kościoła. Myślę, że jest tak z kilku powodów.
Po pierwsze: księża mają większą niż przeciętna wiedzę na temat “ciemnych sprawek” różnych ludzi, nie tylko tych w koloratkach. Nawet jeśli czasem jest to tylko “wiedza” o charakterze plotki, może wiele zamieszać w życiu społeczności, a dla księdza niewierzącego i cynicznego może stać się po prostu narzędziem. Przykre, ale prawdziwą naiwnością byłoby wykluczać taką możliwość.

Po drugie ludzi cynicznych łączy interes, a nie wartości i już tylko na takiej podstawie może powstawać i dobrze się trzymać układ kurialno – profesorsko – biznesowo – polityczny.

Po trzecie księża są tacy, jak społeczeństwo. Wady księżowskie są również poza klerem. Na przykład jeśli chodzi o wpływ tzw. “lawendowej mafii”, to zastanawiam się, skąd jakieś takie powszechne założenie, że obejmuje ona tylko ludzi z “kleru”. Akceptacja dla związków osób tej samej płci jest w naszym społeczeństwie czymś stosunkowo nowym, podobnie jak akceptacja dla stylu życia w pojedynkę, i tylko co jakiś czas z partnerem. No i gdzie ci wszyscy “nie-hetero” w wieku…no powiedzmy 50+? Wszyscy pracują w kościele? Nie sądzę.

I po czwarte klerykalizm w polskich kręgach kościelnych bywa czasem wręcz żenujący.

Różne opcje polityczne wspierały Dymera i załatwiały z nim rózne interesy. Przeciez ktos podpisywał te decyzje prawda? Świeccy milczą nie zabierają głosu poza nielicznymi wyjątkami. Klerykalim w Polsce ma sie bardzo dobrze. Lawendowa mafia… wiele razy o niej mówił ks. Isakowicz i inni ksìęża w tym ks. Dariusz Oko, który napisał ksiązkę własnie pod tym tytułem.

Na pewno byli mu życzliwi politycy różnych opcji. Chodzi mi o to, że nie tylko politycy. To, że świeccy milczą, zwłaszcza w tak niekościelnych rejonach, jak zachodniopomorskie, nie jest raczej objawem lęku przed urzędnikami instytucji kościoła katolickiego, ale przed innymi osobami, które są z tymi urzędnikami powiązane na przeróżne sposoby. Z całym szacunkiem, ale jakoś nie sądzę, żeby w północno-zachodniej Polsce wiele osób drżało z obawy przed kościelną anatemą.

@Fix
“Po trzecie księża są tacy, jak społeczeństwo. Wady księżowskie są również poza klerem. Na przykład jeśli chodzi o wpływ tzw. “lawendowej mafii”, to zastanawiam się, skąd jakieś takie powszechne założenie, że obejmuje ona tylko ludzi z “kleru”. ”

Nie do końca. Fakt jest taki, że każde zamknięte środowisko męskie (żeńskich nie sprawdzałem) się degeneruje.

Dajmy na przykład więzienia. Czy w więzieniach ze 30 albo 40 % to homoseksualne osoby ? Nie. Po prostu dokonują czynów zastępczych. Tak samo zresztą jak i 70 % sprawców czynów pedofilnych poza kościołem jak i w kościele, także aż 70 % tych czynów wg doktora Czernikiewicza to czyny zastępcze czyli osoby je dokonujące nie mają takiej orientacji (?) / zboczenia.

Tak, mają wady jak zwykli ludzie ale wyolbrzymione. Nie ma w społeczeństwie 25 -40 procent osób homoseksualnych a wśród kleru tak właśnie jest wg różnych opracowań (nawet niektórzy duchowni sami to przyznają).
Skąd więc takie zagęszczenie ? Przecież w społeczeństwie to się tak nie rozkłada statystycznie ?

Co się zadzieje jak wsadzimy do tych samych sypialni osoby mające do siebie pociąg seksualny ?…
Dlaczego nie ma wspólnych sypialni dajmy na to postulantek i kleryków ? Bo skoro pociąg do siebie nie przeszkadza spać w jednych sypialniach to pomieszajmy płcie…

Co do wpływów rzekomej “mafii lawendowej”. W KK to jest po prostu skumulowane, w społeczeństwie są osoby homoseksualne to tu to tam a w KK do 40 % społeczności prezbiterów to właśnie takie osoby, to jak ma nie być intryg, wpływów, pomocy wzajemnej w obejmowaniu coraz wyższych stanowisk etc. ?
Będzie zawsze.

Osobiście uważam, że BXVI miał rację tylko nie poszedł o krok dalej (a raczej wstecz). Ale jest jak jest. Mają ten cały bałagan na własne życzenie.

Jak najbardziej się z tym zgadzam, co Pan pisze. Mi chodzi o jeszcze pewne dodatkowe, mało znane zjawisko. Chodzi mi o szanowanych panów pracujących w przerôżnych profesjach, dla których rodzina, żona i dzieci to tak zwane”przykrywki”. Czyli założyć rodzinę, jakoś tam pewne sprawy znieść raz na jakiś czas i “zorganizować sobie” na boku dodatkowe życie. Tacy panowie w społeczeństwie są. Nie wiem, jak dużo, ale są na pewno. Wydaje mi siè, że bardziej wśród starszych. Mają bardzo dużo do stracenia. W mojej opinii to oni, ze swoją dyskrecją są ważnym czynnikiem podtrzymującym tę całą “lawendową mafię”. Podobną rolę pełnią osoby, które oficjalnie są stand wolnego, żyją w mniej lub hardziej trwałych relacjach, ale mają jakąś obsesję na punkcie tego, żeby ktoś ich orientacji “niehetero” nie ujawnił. Takie osoby łatwo szantażować po prostu.

@Fix
“W mojej opinii to oni, ze swoją dyskrecją są ważnym czynnikiem podtrzymującym tę całą “lawendową mafię”.”

Tacy panowie oczywiście istnieją ale… o coś zupełnie innego chodzi z tą “lawendową mafią”

Chodzi o osoby które działają w grupie i w porozumieniu się wspierają np. na różne stanowiska etc.

Samotni homoseksualni mężczyźni żyjący pod przykrywką z żoną a mający na boku kochanka to nie żadna mafia tylko ot po prostu facet, który nie chce aby jego środowisko dowiedziało się o jego orientacji.

…i taki facet łatwo może stać się obiektem szantażu, a jeśli przez lata dojdzie do znaczących stanowisk…

Wobec takich osób przyjmuje się często milczące założenie, że te ich “drugie związki” są trwałe i wierne, a kochankowie to uczciwi, współczujący ludzie. Ale proszę zastanowić się, co wydarzyłoby się, gdyby choć JEDEN z tych dwóch warunków nie był spełniony. A gdyby nie był spełniony żaden? Gdyby tych pozamałżeńskich relacji było w ciągu lat kilka i chociaż jeden z partnerów okazał się po prostu cynicznym, bezwzględnym manipulatorem?

Proszę też zwrócić uwagę, że ci kochankowie zazwyczaj świetnie wiedzą, że są w związku z kimś kto prowadzi podwójne życie, a więc wciąż się boi. Człowiek, który wciąż się boi, jest łatwy do manipulowania.
Dodatkowo, jeśli jest żonaty, to on kogoś po prostu regularnie oszukuje. LATAMI. Czy dobry, współczujący, dojrzały partner wejdzie w taki układ? Kiedy wie, że bierze udział w zdradzie?

Nie tylko kościoły są instytucjami, które może opleść sieć dziwnych zależności, to po pierwsze. A po drugie nie tylko osoby ze święceniami mogą traktować kościół jako zwykłą korporację, na której da się zrobić kasę i karierę.

Oby udało się jakoś choć trochę oczyścić kościół katolicki, bo jego zepsucie wpływa nie tylko na liczonych tak ochoczo uczestników liturgii, ale moim zdaniem okrutnie demoralizuje całe społeczeństwo.

@Fix
Zgadzam się z pańskim komentarzem.

a już szczególnie z ostatnim akapitem

@Fix
Co do związków duchownych z lokalnymi biznesmenami, politykami etc.

Już dawniej o tym pisano o tym, o plebanach, wójtach itd.

To jest symbioza interesów. Ja np. tobie działkę za 1 % którą podzielisz a potem sprzedasz za miliony (vide Gdańsk Ujeścisko!). Tym mi poświęcisz nowy zakład, komisariat, urząd, załatwisz “rozwód” córce, udostępnisz ambonę na przemowę… i pokażemy wiernym jacy to z nas arcy-katolicy.

“Modli się pod figurą a diabła ma za skórą” jak mawiali dawniej.

Jedno z rozwiązań ? Prawne zakazanie dalszej odsprzedaży działek podarowanych za 1% wartości z zapisem takowym w KW. Tylko możliwość oddania jej na powrót do miasta za tą samą kwotę plus ustawowe odsetki. Nic więcej.
“Na potrzeby kultu” to “na potrzeby kultu” a nie mamony.

Ma Pan rację . I właśnie dlatego jestem zdumiony ciszą świeckich. Tak juz niewiele osób jest wewnatrz Koscioła, dzieci i młodziezy prawie nie ma… a mi o to cisza ze strony świeckich jest ogromna. To samo dotyczy księży. Szczegolnie w mojej diecezji szczecińskokamieńskiej. Nawet ci młodzi księża milczą… tak wiem , iż się boją ze bedą ukarani! Ale Jezus nie mówił, że będzie lekko. Ukarani będą przez kogo?

A ja właśnie dziwię się coraz mniej.
Ludzie chcą żyć, mają dzieci, chcą normalnie pracować… Niektórzy może by i coś mogli, bo pracują w znaczących instytucjach, ale rozglądają się przytomnie dookoła, widzą pewne ewidentne powiązania i myślą sobie “co ja się, kurczę, będę narażać! Przecież nawet w tym kościele nie chcą oczyścić instytucji z ewidentnych przebierańców, to co ja tu będę podskakiwać?”

“Pan Jezus nie mówił, że będzie lekko”, no ale jak tu wierzyć w tego Pana Jezusa, jeśli ludzie, którzy teoretycznie na co dzień Go głoszą, okazują się później manipulatorami, kłamcami, cynikami, okrutnikami, złodziejami… I to nie, że “przydarzyło im się”, że “ludzka słabość”, ale brną w te swoje przestępstwa, jak się zdaje, z pełną premedytacją.

Mówi się na katechezie, że jednym z dowodów na prawdziwość zmartwychwstania była późniejsza postawa Uczniów, którzy byli w stanie umrzeć za to, że nie chcieli się tej prawdy wyrzec. No a tutaj następcy tychże Uczniów nie tylko że za tę Dobrą Wiadomość nie umierają, ale swoim zachowaniem ewidentnie sygnalizują, że w ich opinii to zwykłe bajki. Mówimy, że do kościoła chodzimy “nie dla księży, ale dla Jezusa”. No ale jednak to księża w dużej mierze przekazują nam wiarę….a właściwie okazuje się, że w wielu przypadkach nie tyle wiarę, ile SŁOWA o wierze. Puste, bo tam tej wiary nie ma po prostu. Nie może być, bo musiałaby to być wiara w kogoś, kto jest głuchy i ślepy.

A milczenie młodych księży… Czemu się tutaj dziwić? Przecież oni przeszli pewną FORMACJĘ w diecezji szczecińsko – kamieńskiej. Ja zawsze powtarzam: skoro jest formacja, to może być i DEformacja. Wystarczy wystarczająco często powtarzać w odpowiednich momentach: “nie osądzaj, bo to pycha”, “zacznij od siebie, bo to najtrudniejsze”, i inne takie niby wzniosłe hasła, które skutecznie ludzi unieczynniają. Plus czynniki instytucjonalne, korupcja, puste seminarium, no i jest jak jest.

@Fix
Pańska koncepcja, jakoby środowisko uczelnianych, municypalnych i politycznych notabli było bierne w obliczu kościelnych skandali ze strachu przed ewentualnym “wyautowaniem” zupełnie nie tłumaczy, dlaczego ludzie ci stanęli praktycznie murem za abpem Paetzem w Poznaniu. Z całym szacunkiem, ale mechanizm takiej stadnej solidarności musiał być inny.
Nie przekonuje mnie teza, że strach przed szantażem może skutecznie blokować przyzwoite zachowania tylu ludzi o wysokiej pozycji społecznej.

@Fix,

“Tacy panowie w społeczeństwie są. Nie wiem, jak dużo, ale są na pewno. Wydaje mi się, że bardziej wśród starszych.”
i dalej:
“co wydarzyłoby się, gdyby choć JEDEN z tych dwóch warunków nie był spełniony. A gdyby nie był spełniony żaden? Gdyby tych pozamałżeńskich relacji było w ciągu lat kilka i chociaż jeden z partnerów okazał się po prostu cynicznym, bezwzględnym manipulatorem?”

Trochę za dużo w Pańskim wywodzie “Nie wiem, ale… wydaje mi się… gdyby… gdyby…gdyby”. Z pewnością jest coś na rzeczy w tym co Pan pisze, ale nie tyle, żeby uznać, iż instytucje świeckie “oplecione są sieciami dziwnych zależności”, których charakter otwarcie Pan sugeruje. Pisze Pan “byłoby naiwnością sądzić, że tak nie jest”, co czyni Pański wywód wysoce spekulatywnym. Niedaleko już do myślenia typu “brak dowodów w sprawie to właśnie dowód w sprawie”.

Myślę, że z pewną ostrożnością można oprzeć się na danych statystycznych podanych w anglojęzycznej Wikipedii:
“Surveys in Western cultures find, on average, that about 93% of men and 87% of women identify as completely heterosexual, 4% of men and 10% of women as mostly heterosexual, 0.5% of men and 1% of women as evenly bisexual, 0.5% of men and 0.5% of women as mostly homosexual, and 2% of men and 0.5% of women as completely homosexual.”
Wynika z nich, że bi- lub homoseksualność dotyczy 3% mężczyzn. Niechby nawet było to 5% (co nie sądzę). Załóżmy do tego, że wszyscy oni jak ognia boją się ujawnienia, żyją w strachu przed szantażem, i wszyscy jednakowo są podatni na manipulację (co również nie sądzę). Ciągle jest to o wiele za mało, by “opleść instytucje sieciami dziwnych zależności”.

Łączę wyrazy szacunku