Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Ufać papieżowi i sumieniom Ukraińców. Zachodni katolicy wobec wojny

Antonio Spadaro SJ, lipiec 2016 r. Fot. Eliza Bartkiewicz / EpiskopatNews/Flickr

Zbyt łatwo katolikom bliskim Rzymowi przychodzi oskarżanie wierzących z naszej części Europy o partykularyzm, nawet jeśli nakaz miłości nieprzyjaciół w trakcie wojny stoi w silnym napięciu z prawem do uzasadnionej obrony. Watykan powinien dziś wsłuchać się w ukraińskie racje i krzywdy.

Usprawiedliwianie rosyjskiego imperializmu i przymykanie nań oczu zdarza się we wszystkich kręgach ideowych. Postawa Kościoła katolickiego w tym aspekcie jest jednak specyficzna. Niejednoznaczne słowa papieża Franciszka i urzędników watykańskich na temat rosyjskiej agresji na Ukrainę wywołały negatywne reakcje w naszym regionie świata. Niektórzy komentatorzy zaczęli nawet nazywać biskupa Rzymu „papieżem Putina”, analogicznie do – skądinąd niezwykle wątpliwego – określania Piusa XII mianem „papieża Hitlera”.

Także inni wpływowi katolicy na Zachodzie posługiwali się argumentami, które z perspektywy środkowoeuropejskiej mogą być oceniane jako katolicka wersja westplainingu (czyli „zachodniopouczania”, jak sobie tłumaczę ten neologizm). Słychać było również tyrady o rusofobii mieszkańców naszego regionu. To z kolei wzbudziło poczucie niezrozumienia, niezadowolenia i odrzucenia u ukraińskich chrześcijan różnych wyznań.

Czy papież, kuria rzymska i wpływowi zachodni chrześcijanie odwrócili się od Ukrainy? Jakich argumentów używają chrześcijańscy intelektualiści, którzy ochoczo niuansują obraz wojny i – chętniej niż agresora – krytykują kraje zachodnie wspierające Ukrainę? Czy to wyraz ich prorosyjskości? Niechęci do Ukrainy? A może ich postawa to ewangeliczny radykalizm? Które z opinii były oparte na błędnych przesłankach i protekcjonalizmie, a które stanowiły integralną próbę odczytania Ewangelii? Chciałbym tu przyjrzeć się argumentom, jakie padły w tej debacie.

Zaczęło się od proroczego gestu

Początkowo nic nie wskazywało na to, że ta historia tak się potoczy. 25 lutego 2022 r., następnego dnia po rosyjskiej agresji, papież Franciszek wsiadł do białego fiata 500L i pojechał do ambasady Rosji przy Stolicy Apostolskiej. Tym niezwykłym gestem – zazwyczaj to głowa państwa goszczącego ambasadę wzywa do siebie dyplomatów – chciał wyrazić swój sprzeciw wobec tej konkretnej wojny, tak jak wyrażał sprzeciw wobec wszystkich wojen w trakcie swojego pontyfikatu. Papież przypomniał potem w mediach społecznościowych myśl ze swojej encykliki Fratelli tutti, bardzo dobrze przyjętej w różnych kręgach religijnych, światopoglądowych i ideowych: „każda wojna pozostawia świat w gorszej sytuacji, niż go zastała” (FT 261).

Ale kości zostały rzucone w Moskwie, a nie w Rzymie. Nie wiemy, co z niespodziewaną papieską wizytą począł ambasador, ale wiadomo, że w Rosji nikt nie zamierzał się nią przejmować, a na pewno nie Władimir Putin. Rosjanie parli więc w głąb Ukrainy, zajmując kolejne miejscowości, bombardując budynki mieszkalne, zabijając cywili i popełniając liczne zbrodnie wojenne. W odpowiedzi na to papież i Watykan zaczęli… niuansować. Obszernie, krytycznie i szczegółowo te działania oraz wypowiedzi analizowali liczni autorzy w portalu Więź.pl1.

Niejednoznaczność Watykanu i usilne budowanie symetrii między Rosją a Ukrainą wywołały oczywiście negatywne reakcje wśród ukraińskich katolików. Zburzyły także pozytywny wizerunek Franciszka w wielu środowiskach. Choć nazywanie go „papieżem Putina” jest wypaczaniem jego słów i gestów, to niedostatki wrażliwości na ukraińską perspektywę w tej wojnie obciążają papieża i jego otoczenie.

W przejmującym tekście Krzyż Abla i krzyż Kaina to różne krzyże wskazał na to prorektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie Myrosław Marynowycz. Komentował on pomysł Watykanu, by podczas drogi krzyżowej w Wielki Piątek krzyż na jednej ze stacji niosły wspólnie Rosjanka i Ukrainka: „Choć nie ma mowy o złej woli autorów scenariusza, to w ich stanowisku widzę niezdolność dostrzeżenia okoliczności tej wojny z wewnątrz, a nie tylko z zewnątrz. Ich podejście niewiele różni się od postawy pewnego włoskiego katolika, który ostatnio zapytał mnie: «Zawsze wiedzieliśmy, że Ukraińcy i Rosjanie są braćmi. Co się stało? Dlaczego zaczęli ze sobą walczyć?»”2.

Być może zresztą prawdziwy problem z postawą Franciszka wobec rosyjskiej agresji leży nie w słowach, ale w czynach (lub ich braku). Od wybuchu konfliktu na pełną skalę pojawiały się na przykład zarówno oficjalne, jak i nieoficjalne zaproszenia papieża do Kijowa. Jedną z prób zorganizowania modlitwy o pokój w ukraińskiej stolicy z udziałem Franciszka podjęła polska inicjatywa „Pacjent Europa”. Jej współtwórca Aleksander Temkin tak trafnie pisał na ten temat:

„Nie jestem zachwycony ani papieżem, ani polskimi reakcjami na niego.

Nie potępiam w czambuł różnych prób dyplomatycznych Watykanu. Nie zgadzam się z tymi polskimi komentatorami, którzy od początku je potępili.

Co jest fatalne? Fatalna jest nieobecność Franciszka na Ukrainie. Przywódcy religijni mogą mówić różne rzeczy, mądre, głupie, wychylone w stronę USA lub Globalnego Południa, ale muszą BYĆ ciałem na miejscu. Obecność cielesna jest specjalną formą modlitwy”3.

Apel o oddanie Kijowa bez walki

Postawę Watykanu wobec wojny w Ukrainie tłumaczyli i wspierali liczni intelektualiści katoliccy – tak duchowni, jak i świeccy.

25 lutego Wspólnota Sant’Egidio – która pełni rolę nieformalnej, świeckiej dyplomacji Kościoła w oparciu o charyzmat modlitwy, ubogich i pokoju – wystosowała apel o uczynienie Kijowa miastem otwartym4. Jest to status, w którym strona konfliktu ogłasza zamiar odstąpienia od obrony ważnego miasta, zazwyczaj ze względu na jego walory historyczne i kulturowe, by uniknąć zniszczenia jego zabytków i cierpienia mieszkańców. Apel wywołał oburzenie części opinii publicznej w naszym regionie. Interpretowano go jako wezwanie Ukraińców do poddania się.

Kilka dni później w wywiadzie dla katolickiego „Avvenire” założyciel wspólnoty Andrea Riccardi tłumaczył: „Kijów nie może stać się nowym Aleppo”. I dodawał kolejne kontrowersyjne słowa: „musimy wyjść z tej wojny, zostawiając drogę ucieczki nie tylko dla uchodźców, ale także dla rosyjskiego przywódcy”. Jak również: „Rosja została upokorzona i okrążona przez imperialną politykę NATO, nie tylko w Ukrainie”5.

W polskiej prasie głos Wspólnoty Sant’Egidio reprezentował Massimiliano Signifredi, historyk Kościoła w PRL. Opublikował on dwa teksty w „Rzeczpospolitej”. W kwietniowym artykule krytykował przemówienie prezydenta USA Joego Bidena w Polsce za to, że z początkowych słów pontyfikatu Jana Pawła II wykroił tylko pierwszą część: „Nie lękajcie się”, a pominął „otwórzcie drzwi Chrystusowi”6. Włoski historyk sugerował, że mowa amerykańskiego przywódcy podżegała do wrogości wobec Rosji, gdy przesłanie z warszawskiego placu Zamkowego – w kontekście potwornych zniszczeń II wojny światowej – powinno raczej wzywać do pokoju.

W majowym artykule Signifredi broni papieskiej dyplomacji wobec wojny w Ukrainie. Sugeruje, że biskupi i świeccy z naszego regionu przyjmują wobec wojny postawę opartą na partykularnych interesach, a nie na powszechnym przesłaniu Kościoła o potrzebie budowy sprawiedliwego pokoju, do czego wzywa papież. Przekonuje, że dla pokoju trzeba rozmawiać z każdym, także z Putinem7.

Albo wygramy wszyscy, albo wszyscy przegramy

Papieskiej linii bronił też Antonio Spadaro SJ – redaktor naczelny jednego z najważniejszych kościelnych tytułów prasowych „La Civiltà Cattolica”. Spadaro od momentu wyboru Jorge Bergoglia na papieża stał się jego nieoficjalnym rzecznikiem prasowym, a prowadzone przez niego pismo jest duchowym i teologicznym zapleczem pontyfikatu. 13 czerwca włoski jezuita opublikował długi esej Seven Pictures of the Invasion of Ukraine („Siedem obrazów inwazji na Ukrainę”), w którym kompleksowo wyjaśniał zawiłości postawy Kościoła wobec wojny8.

Na początku artykułu Spadaro przekonuje, że jedna z ulubionych papieskich metafor Kościoła jako szpitala polowego odnosiła się m.in. do innej, często powtarzanej przez Franciszka obserwacji o „trzeciej wojnie światowej w kawałkach”, która toczy się w różnych częściach globu. Autor podkreśla tym samym fakt, że teologiczne przesłanie Kościoła praktycznie realizuje się przez opatrywanie zarówno fizycznych, jak i duchowych ran ludzi i ludów w wyniku toczących się wojen, często zapomnianych przez europocentryczną opinię publiczną. Jezuita przypomina wypowiedź Franciszka z pierwszych dni rosyjskiej agresji: „Ci, którzy pragną wojny, zapominają o człowieczeństwie. Ich punktem odniesienia nie są osoby, ale interesy własnych stronnictw i władza ponad wszystko. Są wyalienowani od ludzi”.

Redaktor naczelny „La Civiltà Cattolica” demaskuje ideologię „ruskiego świata” jako paliwo dla rosyjskiej machiny wojennej, która zaprzęgła język duchowy na służbę imperialistycznych ambicji Rosji. Prawosławie i pokaźny arsenał broni jądrowej są głównymi składnikami imperialnej siły tego kraju. Spadaro porównuje teologię patriarchy Cyryla, który usprawiedliwia agresję na Ukrainę, do religijnego fundamentalizmu i dżihadyzmu. Jednocześnie jednak sugeruje, że podobne nadużywanie religii ma miejsce w Ukrainie. Jako przykład podaje fakt, że podczas uroczystego wyboru Epifaniusza na patriarchę autokefalicznego Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego prezydent Poroszenko… usiadł na carskim fotelu Soboru Sofijskiego.

Podobnych symetrystycznych zabiegów znajdujemy w tym tekście więcej. Włoski jezuita potępia bluźniercze wykorzystywanie Ewangelii przez Władimira Putina podczas wiecu na moskiewskich Łużnikach 18 marca, gdy sugerował on, że rosyjscy żołnierze ginący w Ukrainie wypełniają słowa Ewangelii: „Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Jednocześnie krytykuje prezydenta Bidena za słowa wypowiedziane na warszawskim placu Zamkowym – te same, o których pisał Massimiliano Signifredi.

Apel Wspólnoty Sant’Egidio o ogłoszenie Kijowa miastem otwartym był wyrazem ignorancji co do realnego celu Rosji w tym konflikcie. Jest nim walka nie z Ukrainą, lecz z ukraińskością

Bartosz Bartosik

Udostępnij tekst

Spadaro przypomina wypowiedź Franciszka z 2014 r., gdy w trakcie intensywnych walk z islamskimi terrorystami papież nazwał ich „biednymi kryminalistami”. Franciszek przekonywał, że wróg – nawet terrorysta – pozostaje synem marnotrawnym, który powinien mieć możliwość powrotu do domu Ojca, a człowiek nigdy nie staje się wcieleniem zła. Prawo do powstrzymania agresora jest natomiast prawem ludzkości, „ale również agresor ma prawo do bycia powstrzymanym przed uczynieniem zła”9. Obrona w obliczu agresji jest daniem agresorowi szansy, by nie zadał gwałtu i nie wyrządził krzywdy niewinnym ludziom. W tym duchu Spadaro tłumaczy troskę papieża o rosyjskich żołnierzy, a także prawo do obrony przed agresją, które wszak nie może stać się usprawiedliwieniem wojny jako takiej.

Włoski jezuita przekonuje też, że wspólne niesienie krzyża przez Ukrainkę i Rosjankę podczas wielkopiątkowej drogi krzyżowej było gestem ewangelicznym i wypełnieniem papieskiej misji bycia pasterzem dla wszystkich. Spadaro nie orzeka, czy wizyta Franciszka w Kijowie byłaby konieczna. Jego zdaniem taka podróż miałaby sens, gdyby mogła służyć jedności, ale dziś jest to prawdopodobnie niemożliwe ze względów politycznych, jak również z uwagi na silne podziały w ruchu ekumenicznym, który coraz mocniej sprzeciwia się prowojennej agitacji rosyjskiego prawosławia. Według Spadaro z Rosyjskim Kościołem Prawosławnym trzeba mimo wszystko rozmawiać, a nie pozbawiać go miejsca w ekumenicznych gremiach.

Autor wyjaśnia motywy działania dyplomacji watykańskiej, która chce „tkać i szyć, a nie ciąć”. Zdaniem Spadaro uważni słuchacze bez problemu dostrzegą, że Watykan jasno potępia wojny, nawet jeśli nie potępia osób ani krajów. Podejście Franciszka i urzędników kościelnych da się streścić słowami: albo wygramy wszyscy, albo wszyscy przegramy. Według tej logiki należy dyplomatycznie, politycznie i humanitarnie wspierać Ukrainę, ale jednocześnie uniknąć implozji Rosji i obarczenia jej całą odpowiedzialnością. W końcu jeśli wojna w Ukrainie jest częścią szerszego konfliktu światowego w kawałkach, to wszystkie rozwinięte i handlujące bronią państwa dokładają większą lub mniejszą cegiełkę do wrogości międzynarodowej. Franciszek przestrzega przed nowym Wersalem czy nową Jałtą – niesprawiedliwy pokój nie będzie niczyim zwycięstwem, a w dalszej perspektywie doprowadzi do jeszcze większych tragedii.

Przejęcie Krymu wzorem dla Donbasu?

Ostatni głos, który chciałbym tu omówić, należy do jeszcze jednego jezuity, Gaëla Girauda. To poważany, znany na świecie ekonomista, szef Environmental Justice Programme na Uniwersytecie Georgetown. Jego praca – skupiona na przeciwdziałaniu nierównościom, solidarnej walce ze skutkami zmian klimatu, reformie stosunków międzynarodowych przez docenienie i wzmocnienie głosów globalnego Południa – jest ważnym intelektualnym wsparciem dla pontyfikatu Franciszka. 5 lipca wywiad z Giraudem, przeprowadzony przez dyrektora programowego mediów watykańskich Andreę Torniellego, opublikował portal Vatican News10.

Na wstępie jezuicki ekonomista zwraca uwagę na coraz większą eskalację działań wojennych, która utrudnia rozpoczęcie negocjacji pokojowych. W kolejnych zdaniach zaczyna jednak przekonywać, że równie silną przeszkodą są lobby w krajach trzecich, które pragną, by konflikt w Ukrainie trwał: „te lobby mają interes w procesie zbrojeń i zmianie reżimu w Moskwie, to jest zależy im na końcu Władimira Putina. Bogu dzięki, rośnie jednak liczba osób wzywających do pokoju i wierzących w absolutną konieczność porozumienia przy stole negocjacyjnym”11.

Giraud nie kwestionuje faktu, że Rosja zaatakowała Ukrainę i popełnia w niej zbrodnie wojenne. Przekonuje jednak, że wojna była „w przygotowaniu” od 2014 r. przez „tych, którzy chcą obalić Putina i powalić Rosję na kolana”. Francuski jezuita dzieli się także zupełnie nietrafioną – widać to po kilku miesiącach – prognozą rosyjskich zwycięstw na północy Ukrainy. I dowodzi, że właściwym wyjściem z konfliktu byłby powrót do porozumień mińskich z 2015 r., a także ogłoszenie niepodległości Donbasu i rozpisanie referendum na wzór krymskiego z 2014 r. Giraud tłumaczy: „Doskonale rozumiem, że moje słowa stanowią problem dla integralności terytorialnej Ukrainy. Ale zastanawiam się: jaka jest alternatywa i jakie niesie ze sobą koszty? Jest nią całkowita destrukcja Ukrainy po bardzo długiej wojnie, która oznaczałaby zniszczenie kraju i obrócenie go w pole ruin niczym w Czeczenii w 2000 roku”12.

W dalszej części rozmowy ekonomista przekonuje, że zmiana władzy na Kremlu mogłaby przynieść konsekwencje podobnie tragiczne, jak obalenie Saddama Husajna czy Mu’ammara al-Kaddafiego, tylko na jeszcze większą skalę. Krytykuje hipokryzję Europy, która zbroi Ukrainę, a jednocześnie pośrednio płaci za zbrojenia Rosji, gdyż kupuje od niej gaz. Giraud ostrzega przed dalszym wzrostem inflacji, która zrujnuje finansowo zwykłych Europejczyków, a także przed możliwym głodem w krajach rozwijających się, zależnych od dostaw zboża z Ukrainy i Rosji. Apeluje, by po zakończeniu konfliktu kraje zachodnie utworzyły nowy plan Marshalla dla zrównoważonej odbudowy Ukrainy, zgodnie z zasadami zielonej transformacji.

Giraud powtarza także rosyjską tezę, że NATO obiecało nie rozszerzać się na kraje byłego bloku wschodniego, a złamanie tej obietnicy było jednym z powodów, dla których Rosja zaatakowała Ukrainę.

Wojny się nie kończą

Nie da się tych różnych głosów katolików z Zachodu sprowadzić do wspólnego mianownika. Każdy z przytoczonych autorów zajmuje nieco inne stanowisko i używa odmiennych argumentów na obronę watykańskiej linii wobec wojny w Ukrainie. Łączą ich bliskie relacje z papieżem Franciszkiem – do tego stopnia, że przynajmniej fragmenty wspomnianych tekstów można traktować jako nieoficjalne stanowisko papieża w sprawach, o których nie może się sam wypowiadać ze względu na pełnioną funkcję. Trudno jednocześnie wszystkie ich argumenty zaklasyfikować jako westplaining czy też pouczanie niedojrzałych i myślących partykularnie obywateli krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

Zacząć trzeba od docenienia trafnych obserwacji, które czynią autorzy wspomnianych tekstów. Po pierwsze, papież wyraźnie potępił agresję na Ukrainę. Jeśli nawet brakuje nam w jego słowach odpowiedzi na pytanie: „czyją agresję?”, to – polemizując z różnymi tezami rosyjskiej propagandy – Franciszek wyraźnie, choć nie po imieniu, wskazuje na głównych sprawców zbrodni wojennych. Papież symbolicznie wspierał Ukraińców, między innymi z przejęciem prezentując 6 kwietnia ukraińską flagę, przywiezioną ze zmasakrowanej Buczy.

Wielu komentatorów słusznie przekonuje także, że Franciszek kontynuuje linię swoich poprzedników, którzy – co najmniej od I wojny światowej – unikali jednoznacznego wskazywania winnych i ofiar w konfliktach międzynarodowych. Ma to być próba postawienia się przez Watykan w roli potencjalnego mediatora lub chociaż facylitatora procesu pokojowego. Do tej pory Kościołowi udawało się wielokrotnie interweniować na rzecz pokoju przez watykańską dyplomację (warto przypomnieć poruszający gest Franciszka, który ucałował buty przywódców zwaśnionych stron w Sudanie Południowym, przybyłych negocjować pokój w Rzymie), działania Wspólnoty Sant’Egidio czy pracę lokalnych Kościołów.

Omawiani autorzy trafnie zwracają uwagę, że papież patrzy na wojnę w Ukrainie jako na część większego problemu. Nawet jeśli Rosja jest odpowiedzialna za agresję na sąsiada i zbrodnie wojenne, to system relacji międzynarodowych głęboko popsuł się co najmniej od wypowiedzenia wojny terroryzmowi przez administrację George’a Busha i inwazji – pod fałszywymi przesłankami – na Irak czy Afganistan.

W tym czasie Rosja, od której Zachód odwrócił wtedy wzrok, ostatecznie spacyfikowała Czeczenię i wznowiła swój imperialistyczny kurs. Także wtedy upadł autorytet ONZ jako organizacji zdolnej do mitygowania konfliktów. System międzynarodowy znów oparł się na dyktacie silnych, a nie na wypracowywaniu kompromisów z udziałem każdej zainteresowanej strony. W takim systemie kolejne konflikty i wojny zastępcze wybuchały w różnych częściach świata, a w wielu trwają do dziś. Andrea Riccardi ze smutkiem zauważa: „wygląda na to, że wojny już się nie kończą. Tak jest w przypadku Syrii, gdzie walki trwają już dwukrotnie dłużej od I wojny światowej”13. Warto też pamiętać, że Polska była wśród najwierniejszych sojuszników amerykańskiej polityki ekspansji.

Dobre relacje jezuicko-rosyjskie

To wszystko nie znaczy jednak, że zachodni katolicy wolni są od poczucia wyższości wobec naszego regionu. Czasem wykazują się też ignorancją, bywa również, że bezmyślnie powtarzają tezy rosyjskiej propagandy.

Ten ostatni przypadek dotyczy zwłaszcza Gaëla Girauda. Francuski jezuita niby mówi o rosyjskiej odpowiedzialności za agresję, ale dużo chętniej opowiada o uwikłaniu państw zachodnich w podgrzewanie konfliktu. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej.

Giraud wprost ignoruje fakt, że Rosja zaatakowała Ukrainę w 2014 r., i uznaje ważność zmanipulowanego referendum na Krymie, a więc de facto aneksję półwyspu! Co gorsza, chce podobnego losu dla Donbasu i tłumaczy, że Ukraina nie ma innego wyjścia. Niesłychany to imposybilizm jak na duchownego, który przekonuje jednocześnie, że choćby pokój wydawał się niemożliwy z ludzkiej perspektywy, to przecież „u Boga nie ma nic niemożliwego”.

Francuski jezuita, twierdząc, że wojna w Ukrainie to ustawka tych, którzy pragną obalenia Putina, nie tylko powtarza tezy rosyjskiej propagandy, ale też zwyczajnie przegrywa w starciu z faktami. Przede wszystkim dlatego, że to Rosja wywołała wojnę, ale także ponieważ nikomu na Zachodzie ta wojna politycznie się nie opłaca. Jej koszty gospodarcze i społeczne, a w konsekwencji polityczne, mogą być zabójcze dla wielu rządów. Przez lata Zachód dogadywał się z Putinem, handlował z nim i uległ ułudzie, że oswoił tym kremlowskiego dyktatora. Nawet jeśli istnieje dziś zagrożenie remilitaryzacją i logiką zbrojeń, to wyjściem nie może być nowy appeasement, ugodowość wobec agresora.

Warto być może zwrócić uwagę, że z powodów historycznych jezuici mają szczególnie dobre relacje z Rosją. To samo w sobie nie musi być złe, skoro Kościołowi zależy na dialogu ekumenicznym i współpracy międzynarodowej opartej na wielobiegunowości. Problem zaczyna się, gdy przyjmowanie perspektywy rosyjskiej nie jest skontrowane wiedzą o Rosji z punktu widzenia jej sąsiadów, co ewidentnie zachodzi w przypadku Girauda.

Korzenie dobrych relacji jezuicko-rosyjskich wyjaśnia sam Andrea Riccardi w swojej biografii Jana Pawła II. Przytacza tam epizod, gdy generał jezuitów Pedro Arrupe SJ – jeden z najważniejszych przywódców zakonu w XX wieku i wielka inspiracja dla papieża Franciszka – odwiedził ZSRR, gdzie został przyjęty „przez metropolitę Nikodema, który nawiązał dobre stosunki z jezuitami, i oprowadzany przez młodego diakona Cyryla (przyszłego patriarchę), był pod wrażeniem życia chrześcijańskiego prawosławnych”14. Arrupe utrzymywał, że trzeba wspierać Patriarchat Moskiewski, czemu często sprzeciwiał się greckokatolicki metropolita kard. Josyf Slipyj, który narzekał na brak wsparcia ze strony watykańskiej dyplomacji dla jego Kościoła.

Walka nie z Ukrainą, lecz z ukraińskością

Właśnie ukraińscy grekokatolicy są dziś wystawiani przez Watykan na wielką próbę15. W tym największym katolickim Kościele wschodnim jeszcze od czasów kard. Agostina Casarolego istnieje poczucie poświęcenia go przez Watykan na rzecz lepszych relacji ze wspólnotą prawosławną. Tymczasem relacje te od dekad się nie poprawiły. Stolica Apostolska nie osiągnęła wiele na polu teologicznym, a dyplomatyczne próby zbliżenia – takie jak spotkanie papieża Franciszka i patriarchy Cyryla na lotnisku w Hawanie 12 lutego 2016 r. czy nadanie Andrei Riccardiemu 31 października 2014 r. doktoratu honoris causa Wyższej Szkoły Teologicznej Patriarchatu Moskiewskiego16 – nie przynoszą żadnych pozytywnych skutków politycznych. W każdym razie nie zapobiegły wybuchowi wojny na pełną skalę ani nie wpłynęły na bluźnierczą prowojenną teologię Cyryla.

Warto też podkreślić, że apele o podjęcie negocjacji między Ukrainą a Rosją wprowadzały fałszywą symetrię. Zaprzestanie walk przez Rosję oznaczałoby bowiem zakończenie wojny, a taka sama postawa Ukraińców skończyłaby się dla nich krwawą masakrą. Podobnie apel Wspólnoty Sant’Egidio o ogłoszenie Kijowa miastem otwartym wydawał się wyrazem ignorancji co do realnego celu Rosji w tym konflikcie. Jest nim walka nie z Ukrainą, lecz z ukraińskością. W konsekwencji dobrowolne oddanie stolicy agresorom nie uchroniłoby od cierpienia mieszkańców miasta, lecz prawdopodobnie je zwiększyło, gdyż Rosja wymordowałaby ukraińskich liderów, a pozostałych mieszkańców poddałaby procesowi „kulturowego ludobójstwa”, do którego Kościół z pewnością nie chce przykładać ręki (zwłaszcza niedługo po tym, gdy musiał przepraszać za swoje działania na tym polu w Kanadzie).

Należy także odrzucić starania komentatorów zachodnich, by przedstawiać rosyjską agresję jako reakcję na ekspansywną politykę NATO. Po pierwsze, w sprawie rozszerzenia NATO po upadku bloku wschodniego istnieje poważna różnica zdań. W skrócie: Rosja twierdzi, że obiecano jej powstrzymanie się od ekspansji NATO na dawne demoludy, a Sojusz temu zaprzecza17. Niezależnie od tego, której stronie przyznamy w tym sporze rację, a także abstrahując od podstawowego prawa narodów do samostanowienia i zrzeszania się w międzynarodowe pakty, fakty mówią, że z powodu tej różnicy zdań Rosja zaatakowała Ukrainę, podczas gdy NATO przez lata dążyło do partnerskich relacji z Rosją18.

W stosunku Watykanu do Ukrainy brakuje dziś troski i czułego spojrzenia – czyli tego, czym papież Franciszek zachwycił wierzących i niewierzących na początku swojego pontyfikatu

Bartosz Bartosik

Udostępnij tekst

Dodatkowo oskarżanie państw zachodnich, a pośrednio także samej Ukrainy, o rozkręcanie spirali zbrojeń, jest głęboko niesprawiedliwe. Jeśli jakiś kraj w ostatnich dekadach realizował politykę rozbrojenia, która jest postulatem Watykanu od czasu zimnej wojny, to była to właśnie Ukraina. W memorandum budapeszteńskim z grudnia 1994 r. Ukraina, Białoruś i Kazachstan przystąpiły do układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Ukraina przez kolejne dekady nie inwestowała też w swoje siły zbrojne, co zakończyło się aneksją Krymu i wojną w Donbasie. Na marginesie warto zauważyć, że wszystkie trzy kraje, które przystąpiły do układu w 1994 r., są dziś uznawane przez Rosję za jej przestrzeń wewnętrzną.

Kogo dziś brakuje w Watykanie?

W katolickiej dyskusji wokół rosyjskiej agresji na Ukrainę istnieją liczne punkty wspólne po wszystkich jej stronach, takie jak wezwanie do wsparcia humanitarnego dla ofiar, troska o los cywilów, o miasta czy o konsekwencje gospodarczo-rozwojowe wojny dla Ukrainy i państw rozwijających się, które są zależne od jej zboża. Wierzący w wielu krajach podkreślają też konieczność wyzbycia się nienawiści wobec przeciwników. Nie ma w zasadzie dzisiaj apeli do Ukrainy o złożenie broni, podejmowanych w akcie zbiorowego chrześcijańskiego odrzucenia przemocy. A jednak istnieją też wśród katolików wyraźne różnice zdań, które wyżej starałem się omówić.

Uważam, że wspólnota chrześcijańska powinna otoczyć ofiary agresji szczególną troską w duchu preferencyjnej opcji na rzecz ubogich i wykluczonych. Sądzę, że właśnie troski i czułego spojrzenia – czyli tego, czym papież Franciszek zachwycił wierzących i niewierzących na początku swojego pontyfikatu – brakuje dziś w stosunku Watykanu do ukraińskich racji i krzywd. Zbyt łatwo katolikom bliskim Rzymowi przychodzi oskarżanie innych o partykularyzm, nawet jeśli nakaz miłości nieprzyjaciół w trakcie wojny stoi w silnym napięciu z prawem do uzasadnionej obrony.

Za wypowiedziami katolickich „ukrainosceptyków” na Zachodzie stoją nierzadko racje ewangeliczne i trafne odczytywanie znaków czasu, ale często także… błędne ich odczytywanie i ignorancja. Bywa również, że są oni mniej lub bardziej świadomymi głosicielami rosyjskiej propagandy, patrzącymi z góry na doświadczenie chrześcijan z Europy Środkowo-Wschodniej.

Obecna linia Watykanu jest przemyślana i raczej nie widać na horyzoncie zmiany. Nie mam cienia wątpliwości, że papież Franciszek jest gotów przyjąć najgorsze łatki medialne, jakie są mu przypinane z powodu aktualnej polityki Stolicy Apostolskiej, jeśli tylko przyniosłaby ona w przyszłości szansę na mediacje lub facylitację procesu pokojowego. Obawiam się jednak, że to się nie uda, gdyż Moskwa nie jest zainteresowana rozmową, a na pewno nie za pośrednictwem Watykanu.

Andrea Riccardi w biografii Jana Pawła II zwraca uwagę, że mimo fundamentalnych różnic w podejściu do ZSRR i krajów bloku wschodniego między papieżem a szefem dyplomacji watykańskiej kard. Casarolim ówczesny biskup Rzymu nie pozbył się doświadczonego urzędnika. Co więcej, mianował go sekretarzem stanu. Riccardi przekonuje, że ta trudna współpraca przyniosła jak najlepsze rezultaty dla Kościoła i świata. Uważam, że dziś Franciszkowi brakuje u jego boku mądrego doradcy z naszej części Europy, który mitygowałby zbyt idealistyczne podejście Stolicy Apostolskiej do Rosji i tamtejszego prawosławia.

Wesprzyj Więź

Jeśli zaś chodzi o postawy chrześcijan wobec wojny, to w mocy pozostają pytania, które zadał ks. Mirosław Tykfer na łamach kwietniowego wydania miesięcznika „W Drodze”: „Jak rozumieć postawę chrześcijan wobec zła wojny? Co znaczy być uczniem Chrystusa i świadkiem Ewangelii pokoju, gdy wokół narasta przemoc?”19. Tykfer wyznaje, że ufa Franciszkowi. Dodałbym za św. kard. Newmanem, byśmy ufali zarówno papieżowi, jak i sumieniu – a nawet to jemu w pierwszej kolejności. W tym wypadku – przede wszystkim sumieniom zaatakowanych Ukraińców.

1  Pod tym adresem znajduje się komunikat ukraińskiego MSZ po wypowiedzi papieża na temat śmierci Darii Duginy, a pod nim odnośniki do publicystycznych komentarzy na portalu Więź.pl: www.wiez.pl/2022/08/26/ukrainskie-serce-peka [dostęp: 5.09.2022].
2 M. Marynowycz, Krzyż Abla i krzyż Kaina to różne krzyże, tłum. B. Bartosik, www.wiez.pl/2022/04/15/krzyz-abla-i-krzyz-kaina-to-rozne-krzyze [dostęp: 5.09.2022].
3 Wpis na profilu Aleksandra Temkina na Facebooku z 28.08.2022 r.
4 Zob. www.santegidio.org/pageID/30284/langID/it/itemID/46781/Andrea-Riccardi-Comunità-di-Sant-Egidio-Un-appello-per-il-cessate-il-fuoco-e-perchè-Kiev-sia-proclamata-città-aperta.html [dostęp: 31.08.2022].
5 La guerra in Ucraina. Riccardi: Kiev non puo essere la nuova Aleppo, www.avvenire.it/mondo/pagine/andrea-riccardi-guerra-ucraina-kiev-non-puo-essere-la-nuova-aleppo [dostęp: 31.08.2022].
6 M. Signifredi, Przesłanie z placu Zamkowego,„Rzeczpospolita” 5.04.2022.
7 M. Signifredi, Papież Franciszek. Ani zdrajca, ani naiwny,„Rzeczpospolita” 4.05.2022.
8 A. Spadaro SJ, Seven Pictures of the Invasion of Ukraine, www.laciviltacattolica.com/seven-pictures-of-the-invasion-of-ukraine[dostęp: 31.08.2022].
9 Pope Francis back intervention in Iraq to stop ‘aggresor’, www.catholicnewsagency.com/news/30315/pope-francis-backs-intervention-in-iraq-to-stop-aggressor [dostęp: 5.09.2022].
10 Ukraine war: Jesuit economist invokes negotiations „or it will be total destruction”, www.vaticannews.va/en/vatican-city/news/2022-07/interview-gael-giraud-economist-ukraine-war-negotiations-pope.html [dostęp: 31.08.2022].
11 Tamże.
12 Tamże.
13 Ucraina, Andrea Riccardi: „La guerra sarà lunga. La tenuta dell’Europa si misurerà sull’accoglienza dei profughi”, www.repubblica.it/politica/2022/03/10/news/guerra_riccardi_ucraina_serve_un_mediatore_putin-340920312 [dostęp: 31.08.2022].
14 A. Riccardi, Jan Paweł II. Biografia, Częstochowa 2014, s. 291.
15 Zob. S. Duda, Jedność prawosławno-greckokatolicka? Konsekwencje watykańskiej polityki wschodniej, „Więź” 2022, nr 2.
16 Zob. archive.santegidio.org/pageID/3/langID/it/itemID/10045/Andrea-Riccardi-incontra-il-patriarca-Kirill-e-riceve-il-dottorato-honoris-causa-dalla-Scuola-Teologica-della-Chiesa-ortodossa.html [dostęp: 31.08.2022].
17 J. Yaffa, The historical dispute behind Russia’s threat to invade Ukraine, www.newyorker.com/news/news-desk/the-historical-dispute-behind-russias-threat-to-invade-ukraine [dostęp: 31.08.2022].
18 Więcej na temat historii relacji między NATO a Rosją mówi Wojciech Lorenz w „Raporcie o stanie świata” z 2 lipca 2022 r., www.youtube.com/watch?v=o2skBTdB34I [dostęp: 5.09.2022].
19 M. Tykfer, Franciszek wie, co robi. Ja mu ufam!, „W Drodze” 2022, nr 4.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” jesień 2022 jako część bloku tematycznego „Co zachodni intelektualiści widzą w Rosji?”
Pozostałe teksty bloku:
Krótka historia pacyfizmu, Andrzej Friszke w rozmowie z Ewą Buczek i Bartoszem Bartosikiem

Michał Sutowski, Co takiego lewica może widzieć w Rosji?
Witold Sokała, Konserwatystów romans ze złem
Jarosław Kuisz, Karolina Wigura, Suwerenność jako zespół stresu pourazowego

Podziel się

Wiadomość

Dziękuję za ten pożyteczny, trafny tekst pełen rozwagi. Pozostaję jednak z poczuciem, że ta dobra analiza niechybnie prowadzi do dalszych rozważań i wniosków – niestety głęboko krytycznych wobec Papieża i Watykanu – od których Autor kierowany pewnie godnym szczerego uznania umiarkowaniem, delikatnością i samoograniczeniem postanowił się wstrzymać. Rozważań dotyczących formy sprawowania Urzędu Nauczycielskiego (tej dziwnej, zdecentralizowanej, kłączowatej formy komunikacji – ileż razy w tekście jest odmieniane słowo „nieoficjalny”, ile miejsca na domysły i dywagacje), odcięcia się od tradycji – tu problemu wojny sprawiedliwej, zagubienia pojęcia „sprawiedliwości”, które – można odnieść takie wrażenie – jest uważane za antytezę „miłosierdzia”.

Z jednym się tylko nie mogę zgodzić – w świetle powyższego powiedzieć, że Papież potępił agresję na Ukrainę to sofistyka. Jeśli zaatakuję kogoś z nożem w ręku, a Papież bez wskazania sprawcy, ofiary i okoliczności „potępi” atak nożem, to bez względu na dalsze misteryjne gesty i sugestie można chyba co najwyżej mówić o potępieniu ataku nożem in abstracto, przemocy w ogólności. Partykularna agresja jest nie do pomyślenia bez strony czynnej i biernej, a tu, w zasadzie, nie wynika niezbicie, kogo się uważa za sprawcę i ofiarę owej agresji. Daleką drogę przeszli jezuici od skrajnych form kazuistyki do absolutyzmu etycznego, przez który nie mogą już czerpać z własnej, głęboko mądrej (choć oczywiście z zastrzeżeniami) tradycji teologii moralnej i nie są w stanie powiedzieć nic konkretnego poza potępieniem wojny jako takiej.