Jesień 2024, nr 3

Zamów

Jan Paweł II jako polska baśń

Jan Paweł II. Fot. Wikimedia Commons

Baśń o papieżu Polaku była efektem czasów, w jakich powstawała. Polacy potrzebowali takiej postaci. Sęk w tym, że Jan Paweł II był tu bardziej przedmiotem niż podmiotem.

Urodziłem się w świecie, w którym papieżem był Jan Paweł II. Mam obecnie niespełna 39 lat. Mnie i moich rówieśników nazywano nawet pokoleniem JP2, choć od początku termin ten budził u mnie jakiś sprzeciw. Prawdą jest jednak, że papież-Polak – aż do momentu jego śmierci – zdawał mi się kimś odwiecznym i wiecznym, zespolonym z funkcją, którą pełnił.

W mojej pamięci silnie utkwił pewien niewielki epizod, na który dziś patrzę jak na archetyp postrzegania tej postaci, kluczowy element opowieści, w jakiej przyszło mi wyrastać. Na jednej z lekcji religii – prowadzonej zresztą przez niezłego księdza katechetę – wyrysowano nam dwa wykresy. Przedstawiały one dwie drogi do świętości.

Pierwszy pokazywał naszą, tj. ludzką, drogę. Była ona nieregularną sinusoidą wzlotów i upadków, której koniec był nieokreślony. Drugi był drogą do świętości Jana Pawła II (a lekcja owa odbywała się 7 lat przed jego śmiercią). Tworzyła go strzeliście wznosząca się, bez zbędnych załamań, linia prosta. Koniec był jasny i określony – osiągnięcie pełnej świętości.

Proces radzenia sobie z baśniowością narracji o Janie Pawle II będzie dla Polaków miarą naszej własnej dojrzałości

Sebastian Adamkiewicz

Udostępnij tekst

Rzecz jasna, żaden z tych diagramów nie był oparty na analizie badawczej zobiektywizowanych wskaźników. Był za to próbą obrazkowego, łopatologicznego przekazania tego, jak powinniśmy patrzeć na postać papieża-Polaka. W tych dwóch osiach współrzędnych zanotowane były wszystkie pragnienia i nadzieje, oczekiwania i ciężar narracji, bez których nie sposób dziś opowiedzieć o tym, kim był Jan Paweł II dla Polaków.

Baśnie nadają sens

W 1977 r., na rok przed wyborem Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową, pochodzący z Austrii żydowski psycholog Bruno Bettelheim wydał książkę „Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni”. Wyłuszczył w niej znaczenie bajek dla naszego rozwoju. Twierdził, że baśń tworzy się, aby budować system wartości poprzez identyfikacje z pozytywnym bohaterem i konfrontować z problemami życiowymi, które – ze względu na odbiorców – mają uproszczony charakter. Baśnie są zatem konstruowane po to, aby nadawać sens życiu, być terapeutycznym lustrem, wspierać w odkrywaniu osobowości. Miały w końcu być tarczą i zbroją w trudnej przeprawie dziecka w dorosłość, brykiem objaśniającym złożoność świata w schematycznej formule.

Trudno nie odnieść wrażenia, że doświadczenie pontyfikatu Jana Pawła II dla wielu stało się właśnie czymś rodzaju baśni w ujęciu Bettelheima. Dominująca w naszym kraju narracja o papieżu nosi znamiona baśni, doskonale realizując jej cele i funkcje. Proces radzenia sobie z tą baśniowością będzie dla Polaków miarą naszej własnej dojrzałości.

Polska baśń o Janie Pawle II nie była oczywiście wyjątkowa. Historia zna setki, jeśli nie tysiące ludzi, których biografie ubierano w bajkowe szaty. Karola Wojtyłę oszczędzono o tyle, że jego narodzinom nie przypisywano żadnych nadprzyrodzonych zjawisk, żadne ptaki nie przemawiały ludzkim głosem, a nad wadowickim domem nie rozpętała się burza zapowiadająca, jak wielki człowiek przyszedł na świat. Mimo to narracja na temat papieża i tak była pełna bajkowych wątków.

Papieska baśń trafiała idealnie w czasy, w jakich się kształtowała. Odpowiadała potrzebom Polek i Polaków, zaspokajała je i karmiła. Nie można się zatem dziwić, że ludzie jej pragnęli i nią żyli. Była ona dla nich naturalna, bo wypływała z ich codzienności. Karol Wojtyła – z punktu widzenia przeciętnego Polaka – osiągnął przecież coś z gruntu nieosiągalnego. Został papieżem, objął godność i urząd daleki, niedostępny, w gruncie rzeczy obcy polskiej tradycji katolickiej, choć przecież obecny w rodzimej historii od początku procesów tworzenia się zwartej państwowości.

Pomimo wagi obrządku katolickiego w kształtowaniu naszej tożsamości relacje polsko-papieskie nie były łatwe, czego symbolem jest negatywny obraz następcy św. Piotra narysowany w „Kordianie” Juliusza Słowackiego. Mimo to poeta ten wieszczył też słowiańskiego papieża. Ta „przepowiednia” przypominana będzie już w czasach pontyfikatu Jana Pawła II, choć bez przywoływania istotnego kontekstu. Dla naszego wieszcza narodowego pontyfeks z krwią słowiańską miał być przecież uosobieniem wolnościowego i rewolucyjnie-radykalnego myślenia w opozycji do europejskiego konserwatyzmu.

Papież popkulturowy

Niemniej sam fakt, że wracano do „przepowiedni” Słowackiego, był projekcją jakichś ukrytych marzeń peryferyjnego narodu – pragnienia do bycia choć raz „w centrum”. Karol Wojtyła stawał się antropomorfizacją tej projekcji. Efekt wzmacniał kontekst geopolityczny: obecność Polski w bloku sowieckim, wyrwanie z europejskiego obiegu kulturowego i gospodarczego.

Jan Paweł II był więc dowodem wielkości nie tylko samego siebie, ale przede wszystkim narodu, z którego się wywodził. Papież nadawał mu – w mniemaniu znacznej części tego narodu – status szczególny. Stał się dla wielu dowodem, że nasze tradycje kulturowe są wyjątkowe. Był to balsam w czasach trudnych, środek przeciwbólowy na traumy wojny i niewoli. Polak nagle okazał się kimś ważnym i istotnym, jednym z najważniejszych przywódców światowych – kimś, z czyim zdaniem należało się liczyć. Jego współrodacy traktowali to jako ogromne wyróżnienie.

Było to coś więcej niż tylko duma z pozycji politycznej. Papież Polak idealnie wpisał się w popkulturę, która – szczególnie w latach 80. i 90. ubiegłego wieku – zaczęła kreować postacie ikoniczne. Maradona, Madonna, Michael Jackson, Michael Jordan stali się wówczas bohaterami zbiorowej wyobraźni, ponadnarodowymi dobrami ludzkości o totalnej rozpoznawalności, herosami ówczesnego świata. Karol Wojtyła był jedną z postaci o podobnym oddziaływaniu. Styl sprawowania papieskiej władzy, setki pielgrzymek okraszonych spotkaniami organizowanymi w formacie rodem niemal z koncertów rockowych, tworzyły taki wizerunek.

To oczywiście wzmacniało w Polakach poczucie przynależności do wielkiego świata. Ta popkulturowa fascynacja miała swój namacalny wymiar. W 1999 r. przygotowany przez Radio Watykańskie album muzyczny „Abba Pater” pokrył się w Polsce potrójną platyną. Podobny sukces odniósł w Argentynie (podwójna platyna). Złotą płytą był m.in. we Włoszech i Francji. W polskim programie muzycznym „30 ton – lista, lista przebojów” modlitwa „Ojcze nasz” – wypowiadana przez Jana Pawła II na muzycznym tle – konkurowała wówczas z Vengaboys, Metallicą i Rickym Martinem.

Wzór, który (nie) był człowiekiem

Nie można się zatem dziwić temu, że Jan Paweł II był bajkową postacią pozytywną, uosobieniem wszelkich cnót, bohaterem wciąż stawianym za wzór. Była to figura wręcz archetypiczna, ideał w procesie wychowawczym młodego Polaka u progu lat 90. Każdy – niezależnie od poglądów – mógł w niej znaleźć coś dla siebie.

W papieskiej bajce Jana Pawła II prezentowano zarówno jako otwartego religijnie, potępiającego antysemityzm, dostrzegającego wady kapitalistycznego świata (choć ostatecznie nie negującego kapitalizmu) przywódcę, ale również jako obyczajowego konserwatystę i swojskiego bohatera. Stanowił figurę Polaka idealnego, łączącego w sobie wszystkie pożądane cechy. To zjednywało mu sympatię zarówno u liberalnej inteligencji, jak i dawało uwielbienie ze strony wiernych słuchaczy Radia Maryja. Był Jan Paweł II – by nawiązać raz jeszcze do „przepowiedni” Słowackiego – jedną z tych postaci, w którą wstąpić miał „Król Duch” (czy Duch Dziejów), wyznaczając kierunek historii Polski i świata.

Baśń papieska, jak każda baśń, nie była stuprocentowym wymysłem. Opierała się na faktach, choć znacząco je upraszczała. Buzowała sterydami idealizmu, okraszała wysokim poziomem emocjonalności, wyciszała to, co niekoniecznie do tego obrazu idealności pasowało. Z polskim papieżem było jak z bajkowym zwrotem „żyli długo i szczęśliwie”, wieńczącym każdą opowieść o dwojgu zakochanych w sobie ludzi. Ktokolwiek dotknął dorosłego życia, wie, że to tylko kreacja skrzętnie skrywająca bolączki codzienności. Idealność, która kamufluje to, co niekoniecznie wzorowe. Istnieje natomiast po to, aby uwypuklić piękno miłości, która w realnym świecie bywa drogą krętą i stromą.

Wytworem takiego widzenia papieża był film „Karol – człowiek, który został papieżem” oraz jego sequel „Papież, który pozostał człowiekiem”. Wbrew polskim tytułom trudno w głównym bohaterze dostrzec jakiekolwiek człowieczeństwo (może oprócz ledwie zarysowanych wątków miłosnych). Jest raczej superbohaterem w ludzkiej skórze, w każdej niemal scenie gotowy do heroicznych czynów i bezustannego czynienia dobra.

Już na początku pierwszego z tych filmów bije dzwon Zygmunta, choć właśnie zaczął się niemiecki nalot na Kraków (w tej chwili Wojtyła nie chowa się przed atakiem bombowców, ale ratuje zagrożoną bibliotekę). Każda kolejna scena jest ponowną okazją do wskazania rozlicznych cnót bohatera. O ile w wielu – nawet hagiograficznych produkcjach – droga do ideału wieńczy fabularne meandry, w tych dwóch wspomnianych filmach żadnych zakamarków nie ma. Jest tylko moralny wzorzec, który mógłby spokojnie stanąć wśród eksponatów w podparyskim Sèvres.

Bez ryzyka rozmów poważniejszych

Baśni takiej nie dałoby się opowiadać w nieskończoność, gdyby nie infantylizacja postaci papieskiej. Zwracanie uwagi na kremówki, skrzętnie rekonstruowane „papieskie” trasy na Turbacz, bon moty i anegdoty ograniczały ryzyko rozmów poważniejszych, bo te faktycznie mogły generować polemiki i zachęcać do krytycznego spojrzenia.

Być może już wówczas trzeba byłoby się krytycznie ustosunkować do niektórych aspektów papieskiego nauczania moralnego, poddać je analizie krytycznej albo – z drugiej strony – argumentować mocniej i bardziej rzeczowo, dlaczego owo nauczanie powinno być uznane za obowiązujące. Rodziłoby to konflikt: odróżniało, dzieliło, czyniło z Jana Pawła II podlegający krytyce element debaty publicznej, a nie osobę łączącą ponad podziałami. Kremówki lubi przecież prawie każdy. Poza tym trudno poza wszystkim krytykować chyba faktycznie całkiem sympatycznego i inteligentnego człowieka, a przy tym rodaka, któremu „udało się wybić”.

Z baśnią o polskim papieżu było jak z bajkowym zwrotem „żyli długo i szczęśliwie”: to kreacja skrzętnie skrywająca bolączki codzienności. Ale taka idealność istnieje po to, aby uwypuklić piękno miłości

Sebastian Adamkiewicz

Udostępnij tekst

Tworzenie sporu wokół papieża nie było też opłacalne politycznie. Na dziedzictwo Jana Pawła II powoływał się w sposób oczywisty cały obóz postsolidarnościowy. Polska lewica, w której dominowali postkomuniści, uważała natomiast, że ze względu na przeszłość wolno jej mniej w debacie publicznej, a już z pewnością nie wypadało politykom lewicowym otwarcie krytykować papieża. Dużo lepiej było się z nim natomiast pokazać w papamobile (co, jak wiadomo, skrzętnie wykorzystał Aleksander Kwaśniewski tuż przed wyborami, które zdecydowały o jego drugiej kadencji prezydenckiej). Papież „przydał się” także politykom lewicowym w trakcie unijnego referendum, które – gdyby nie jego deklaracja poparcia dla przynależności Polski do UE – mogło przecież przynieść ostatecznie inny wynik niż zgoda na wejście do Unii.

Baśń o Janie Pawle II była więc efektem czasów, w jakich powstawała. Polacy potrzebowali takiej postaci dla swego własnego politycznego spokoju. Papież pomagał przetrwać ostatnie lata komunizmu i pierwszy etap transformacji. Wprowadzał w dorosłość, budował niedoścignione wzorce sukcesu, poczucie własnej wartości oraz przynależności do europejskiego kręgu cywilizacyjnego. Czy taka postawa bywała infantylna? Na pewno tak, ale czy inne bajki odczytujemy inaczej?

Sęk w tym, że w tej baśniowości Jan Paweł II był bardziej przedmiotem niż podmiotem. Filtrując jego człowieczeństwo do idealnego obrazu, pozbawiano papieża cech podmiotowości. Kreowano baśń po to, aby zaspokoić własne potrzeby, a niekoniecznie by naprawdę poważnie potraktować rodaka na tronie Piotrowym. Z punktu widzenia naszej narodowej historii trudno mieć o to pretensje. Niestety losem ludzi wielkich bywa to, że z czasem istotniejsze jest wyobrażenie o nich, niż to, jacy naprawdę byli.

Cena wolności

Pokoleniom, które pamiętają papieża Polaka, trudno będzie się z tej baśniowości wyrwać. Jest ona przecież elementem ich życia i tożsamości, czymś o wielkim potencjale kreacyjnym. Takie wyrwanie się może zresztą polegać na silnym odrzuceniu: w miejsce uwielbienia może wejść resentyment i oparte na nim negatywne (choć nieprawdziwe jak baśniowość pozytywna) przedstawienia Jana Pawła II.

Inaczej jest z pokoleniami, które papieża rodem z Wadowic nie pamiętają, bo pamiętać nie mogą. Dla nich pozostanie postacią historyczną, która może być tak samo oceniana jak Józef Piłsudski, Roman Dmowski czy Jan III Sobieski. Jest w tym pewna szansa na upodmiotowienie Jana Pawła II, na realne zmierzenie się z jego dziedzictwem bez balastu emocji, które towarzyszyły jego życiu. Nie jest to, wbrew pozorom, jednoznaczne z bezwzględną krytyką tego dziedzictwa.

Wesprzyj Więź

Na ogół w przypadku tego typu postaci następuje fluktuacja popularności. Po falach krytycyzmu następuje równie wysoka fala entuzjazmu. Takie jest prawo następstwa kolejnych pokoleń. Taka jest też cena wolności opinii, którą warto płacić.

Paradoksalnie z tej właśnie wolności może wypłynąć coś najbardziej pożądanego: zainteresowanie tym, co naprawdę Jan Paweł II zrobił i w czym zawiódł; gdzie spotkał się z prawdziwymi ludzkimi dylematami, gdzie był postacią tragiczną, a gdzie wzorem i inspiracją bądź „Królem Duchem” z poematu Juliusza Słowackiego. Taka wolność będzie zaś dowodem naszego wyrwania się z wieku dziecięcego do prawdziwej dojrzałości.

Jan Paweł II wobec wykorzystywania seksualnego. Publikacje na Więź.pl:

Tośka Szewczyk: O nas znowu bez nas. List skrzywdzonej do samej siebie
Robert Fidura: Dlaczego Jan Paweł II nam nie dowierzał?
Tomasz Krzyżak: Dlaczego Wanda Półtawska przemycała list do papieża pod bluzką?
Tomasz Polak: Abp Paetz, papież Jan Paweł II i odpowiedzialność
Anna Karoń-Ostrowska: Oddzielne zamknięte światy Jana Pawła II
Michnik, Nosowski, ks. Szostek: I wielki, i omylny. Jakim przywódcą był Jan Paweł II?
Marcin Gutowski: „Bielmo”. Nie znaliśmy Jana Pawła II jako „szefa”
Henryk Woźniakowski: Jan Paweł II, czyli świętość niedoskonała
Ks. Alfred Wierzbicki: Nie lękajcie się… prawdy o Janie Pawle II
Rafał Majda: Na wskroś autentyczny klerykalizm Karola Wojtyły
O. Adam Żak SJ: „Bielmo”? Czytelnik może czuć się zmanipulowany
Ks. Andrzej Szostek: Tajemnica sumienia Jana Pawła II
Jacek Moskwa: Ideologia „sekretu papieskiego” pozostaje w mocy
Karol Tarnowski: Zaufanie jest ryzykiem. Moje posłowie do „Bielma”
Marek Lasota: Karol Wojtyła, Ekke Overbeek, pedofilia i SB
Zbigniew Nosowski: Rachunek sumienia – także za Jana Pawła II
Sebastian Duda: Obrona Jana Pawła II jako przemoc w Kościele
Aleksander Bańka: Może reportaż „Franciszkańska 3” wymusi wreszcie większą troskę o ofiary
Bp Damian Muskus: Błogosławieni rozsądni. Nie potrzebujemy nowej wojny polsko-polskiej
Ewa Kusz: Spór o Jana Pawła II jako szansa
Tomasz Terlikowski: Uznanie, że wszyscy tak robili, nie oznacza uleczenia ran
Ks. Rafał Dudała: Czas na akt odwagi i pokory, do którego wzywał Jan Paweł II
Krzysztof Bramorski: Jan Paweł II i afera ahistoryczna, czyli ważne są fakty
Jerzy Sosnowski: Obserwuję to, co się dzieje wokół Jana Pawła II, i z rozmysłem milczę
Ks. Alfred Wierzbicki: Nieświęta wojna o Jana Pawła II
Paweł Stachowiak: Jan Paweł II – bardziej człowiek, mniej świątek

Podziel się

19
4
Wiadomość

Natychmiast otworzyć archiwum krakowskie, archiwum watykanskie. To prawda iz osoby które urodzily sie po śmierci JPII , nie znają Go. Biskupi i księża ukazywali nam GO jako postać własnie kremówkową , na nauki, listy, adhortacje wiele uwagi nie zwracano, mówiono, że mamy wolność wywalczoną przez JPII. Choć moze j to jest prawda. Teraz jest czas prawdy, każdej prawdy związanej z JPII. Tej dobrej i tej złej.

„Natychmiast otworzyć archiwum krakowskie, archiwum watykanskie.”

Proszę się nie łudzić, że cokolwiek zostanie „otwarte”. Jeżeli coś tam nawet udostępnią, to po odpowiednim „wysprzątaniu”. Gdyby cokolwiek na obronę Kościoła i JPII było, mielibyśmy natychmiastowy wysyp dokumentów i dowodów. Gdzież one, gdzież?
A domniemywam, że istnieją tam (Krakowie i Watykanie) istne pola minowe, przy których sprawa nas tu bulwersująca, to „małe miki”. Kto z Decydentów pójdzie na takie ryzyko?

W 2007 r. Benedykt XVI zadecydował O WSTRZYMANIU procesu beatyfikacyjnego Piusa XII. I mimo, że w 2019r. „przełomową decyzją” papieża Franciszka wreszcie udostępniono dokumenty tyczące tego pontyfikatu , to sprawa nie ruszyła dalej z miejsca. Pokpiono po prostu procedury.
W przypadku JPII zachowano się już wzorowo: błyskawiczna beatyfikacja (santo subito!), nie przyjmowano się żadnymi krytykami i teraz świat (np. ofiary kościelnych pedofili) może im …skoczyć. Pismaki, dziennikarze pokrzyczą, pokrzyczą i się zmęczą. A nawet jak coś dowiodą, to przecież beatyfikacji cofnąć się nie da…
A za 50-100 lat kto będzie w ogóle się tym przejmował?

Jedynymi ofiarami będą brat i rodzice Karola Wojtyły. Nie zostaną już raczej świętymi, bo nie sądzę, żeby Watykan teraz szedł na aż tak brawurowe zwarcie. Zwracam uwagę na słowa Franciszka o tym, że „wszyscy wtedy tak robili”. To dowód, że za JPII nikt nie będzie tam już umierał. Teraz będzie raczej , jak sądzę, akcja wyciszania, a nie rozgrzebywania ran,(czy tym bardziej!) szukania jakichś podkładek, czy dokumentów „uniewinniających”. Wszelkie akcje typu Głasnost, czy Pierestrojka w KK są pozorowane. Robi się tylko to, co wymusi opinia społeczna. A ta, jest u nas absolutnie zachwycona i nie życzy sobie nic wiedzieć.

>Jedynymi ofiarami będą brat i rodzice Karola Wojtyły. Nie zostaną już raczej świętymi, bo nie sądzę, żeby Watykan teraz szedł na aż tak brawurowe zwarcie.

Jędraszewski, który bronił biskupa molestującego kleryków, wypowiada się ex cathedra na temat dzietności kobiet, a tak niedawno „krakowska młodzież akademicka” wzięła udział w drodze krzyżowej, którą prowadził. Pisała też do niego listy „matka-katoliczka”, jak widać albo 1) przemoc seksualna nie jest problemem dla części kościoła i masy katolickiej, 2) albo w kościele opłaca się być skrajnie bezczelnym.

Podsumowując: doczekamy się jeszcze beatyfikacji rodziców Największego Polaka, może brat rzeczywiście się nie załapie, ale kult nie wygaśnie, bo jednak potrzebujemy bóstwa na ziemi. A któż jak nie „biały pielgrzym”?

W swoim czasie w polemikę z polskim papieżem na temat moralnego przymusu rodzenia dzieci poczętych z gwałtu w czasie wojny w byłej Jugosławii wdał się Gustaw Herling – Grudziński, efektem jest opowiadanie „Błogosławiona, święta”. Ale pisarz mieszkał w Neapolu.

Baśn niewiele mówi o ym, kogo dotyczy, ale bardzo dużo o tych którzy ją powtarzają i w nią wierzą…..
Baśń o Janie Pawle to zbiorowy Polaków portret własny przez nich samych stworzony.

Kiedyś na okoliczność szkolnej dysputy z dziećmi syn powiedział. Widzisz, dzieci rodzą się mądre, potem muszą iść do szkoły. Coś w tym jest. Gdy były małe uwielbiały słuchać bajek. Czytała mama, babcia i ja od czasu do czasu. By szybciej posnęły, zdarzały mi się próby opuszczenia strony, przyśpieszania akcji. Zawsze byłem prostowany, poprawiany, bo znały wszystkie opowieści na wylot. Nigdy nie musiałem tłumaczyć co jest fikcją, co rzeczywistością. Z wiekiem zdaje się, ta umiejętność zanika. Gdy byłem młody, gdziekolwiek za granicą gdy się powiedziało żeś Polak, odpowiadano Wałęsa albo Wojtyła, dziś na szczęście mamy Lewego. Mam cichą nadzieje, że jemu pomników stawiać nie będziemy i nie trzeba będzie ich pilnować. O jednym autor zapomniał napisać. Ową baśń pisał aktywnie sam JP II, pławił się w aplauzie, stroił w pawie piórka, grał rolę życia. Całkiem nieźle mu szło.

Nie zgodzę się z tezą, że cudowności ominęły narodziny Karola Wojtyły. Każdy życiorys zaczyna się przecież od historii o tym, jak to lekarz prowadzący ciążę miał namawiać matkę do aborcji. I nikogo nie obchodzi, że sto lat temu aborcja była zakazana, ścigana prawem, a procederem zajmowały się zielarki i starsze kobiety po wioskach. Historyjka o lekarzu, co poleca zrobić ryzykowny zabieg nie trzyma się faktów, ale za to jak ładnie brzmi w kontekście nauk przyszłego papieża. Tak samo powtarzana przez wszystkich przewodników po muzeum Jana Pawła II opowieść o butach, że nosił takie a nie inne, bo w domu była bieda. I się potem człowiek zastanawia jak to możliwe, że w domu była bieda, skoro ojciec Karola zarabiał naprawdę dobrze (któryś z uczniów kiedyś to policzył, że na dzisiejsze byłoby to około 17 tysięcy złotych miesięcznie). Ale pochodzenie z bogatego domu nie pasuje do mitu, święty niczym Jezus musi urodzić się w biedzie. Tych mitów jest więcej, włącznie z kreowaniem rodziców przyszłego papieża na świętych, co wychowali świętego, choć sam papież w Dar i Tajemnica pisał, że matki nie pamięta i tylko przypuszcza, że jej postawa miała wpływ na wychowanie religijne.

Bo to, bardziej niż baśń, jest legenda eponimiczna. Taka typowa dla „początków” – cokolwiek one mają znaczyć. Ale fakt faktem – Karol Wojtyła/Jan Paweł II za każdym takim „legendarnym” zaeksponowaniem jest traktowany jak przedmiot, totem, itp.

„Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce” – wiara w baśnie przystoi dzieciom, nie ludziom dorosłym. Czy tak wielu Polaków, choć pełnoletnich, jest tak naprawdę dziećmi, wierzącymi w bajki?

Bo nie mieliśmy czasu ani okoliczności by dojrzeć, by poczuć odpowiedzialność.
Zabory, komuna to były czasy upupiające i podszywające dzieckiem, sprzyjające marzeniom i porywom serca, a nie pracy państwowej.Okresy samodzielności między wojnami i po 1989 były i są za krótkie by wypchnąć z płuc opary romantycznej mgły.
Może jak pod rozwiniętymi narodowymi sztandarami wyjdziemy z UE i NATO to zderzymy się z realiami to nabierzemy rozumu?

Od 1989 roku minęło 34 lata, ludzie urodzeni po upadku komuny już od dawna są pełnoletni. Zresztą bardzo wielu młodych ma rozsądniejsze podejście do osoby JPII, także może i masz rację, że to kwestia okoliczności polityczno-społecznych. Mam też wrażenie, że ogólnie osoby religijne częściej bywają „dziecinne” nawet będąc formalnie dorosłymi. To chyba jest związane z potrzebą posiadania nad sobą figury ojcowskiej (Boga), lękiem przed wzięciem na siebie pełnej odpowiedzialności za swoje życie.

„Baśń o Janie Pawle II była więc efektem czasów, w jakich powstawała. Polacy potrzebowali takiej postaci dla swego własnego politycznego spokoju. ”

To nie jedyna taka baśń, a jak było z Wałęsą?
Tam też była najpierw silna miłość, a potem …dramatyczny upadek. Tu nie ma nic nowego.

„Taka wolność będzie zaś dowodem naszego wyrwania się z wieku dziecięcego do prawdziwej dojrzałości.”

Dojrzałość u Polaków? Ha ha, może za jakieś 5-6 pokoleń, kto wie?
Naprawdę autor chce nas przekonać , że po stu latach umiemy już spojrzeć na Piłsudskiego i Dmowskiego bez” balastu emocji” ? Myślę, że wątpię.

Artykuł jest oczywiście słuszny, ale pomija jeden fakt. Tu nie chodzi przecież jedynie tylko o chłodną ocenę tej, czy innej postaci. Jeżeli potwierdzi się to, o czym trwa właśnie burzliwa dyskusja, to podminowana zostanie nie jedna osoba, tylko cała ORGANIZACJA, zwana Kościołem Katolickim!
Przecież te wszystkie tłumaczenia, że święty jest zwykłym człowiekiem/śmiertelnikiem, praktycznie wysadzają w powietrze prowadzony 2 tysiące lat system „kultu świętych”. Właśnie teraz zostają poddane krytyce te wszystkie dziwactwa religii, z cudami, relikwiami, kultem świętych, ubóstwieniem kapłanów, … i można tak długo jeszcze wymieniać.
Więc walka jest śmiertelnie poważna, tu chodzi o życie, a nie o jakieś kremówkowe bajeczki.

@alojz
Rozchodzi się o prawdę i o sprawiedliwość i zadośćuczynienie dla ofiar.
Oraz o takie zmiany aby już nigdy żaden degenerat nie założył sutanny.
Nic więcej.

A analogicznie w tej sytuacji jak pan opisuje czyli JPII byłby w roli Jezusa a łotrem Barabaszem, którego lud chciał uwolnić kto byłby ? Dziwisz ?
Czy ktoś inny ?

Bynajmniej. Raczej na etapie: „zrobiliśmy [in gremio jako Polacy] z niego totem, idola, a tu czas by na trochę zdrowego podejścia,z uznaniem zasług, ale bez idolatrii”. To jednak spora różnica.

A któż to odprawił mszę kończącą warszawski Narodowy Marsz w Obronie Jana Pawła II? Arcybiskup Józef „dziecko lgnie, dziecko szuka” Michalik, który o sprawie Tylawy mówił, że to „klasyczna ustawka”.

Można by powiedzieć, że „właściwy człowiek był dziś na właściwym miejscu”.

Kiedy to usłyszałem nie mogłem uwierzyć. Pomyślałem że może jest jakiś inny biskup Michalik.
Nieskończona jest bezczelność polskich biskupów.
Obrońca pedofilów udowadniający, że JPII nie był obrońcą pedofilów…
Na jakim świecie my żyjemy?

Oznacza to, że biskupi nie zamierzają niczego wyjaśniać i łagodzić sytuacji. Ida na pełne zderzenia i maksymalne podgrzanie sytuacji by stać się ofiarą ciemnych sił i uzyskać maksymalna ochronę państwa PiS.
Że o pieniądzach z podatków nie wspomnę…..

Pewnie będzie z tego nowa książka. Nie ufam Terlikowskiemu, między innymi to on doprowadził do zakazu aborcji w Polsce oraz posługiwał się językiem pełnym przemocy wobec homoseksualistów. Kiedy ktoś zrównuje homoseksualizm z zoofilią, nie interesują mnie jego podsumowania jakiejkolwiek rzeczy. To tak jakby byłego aborcjonistę Bogdana Chazan witać po kościołach i dawać mu ambonę. A nie, czekaj, przecież… 😉