
Kardynał Wojtyła zachowywał się w Krakowie tak jak inni hierarchowie uformowani przez system kościelny: myślał o wizerunku instytucji, troszczył się o grzesznych księży, a nie dostrzegał krzywdy ich ofiar.
W dniu, w którym piszę ten tekst, Ewangelia czytana w liturgii rzymskokatolickiej kończy się słowami: „Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6,38). No więc odmierzają dziś Janowi Pawłowi II wysoką miarą. I ja też muszę taką wymagającą miarę wobec niego stosować – przecież on sam mnie tego nauczył.
„Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali” – to jedne z najlepiej znanych słów Jana Pawła II. Słuchałem ich w 1983 r., mając 21 lat, stojąc pod wałami jasnogórskimi jako uczestnik spotkania młodzieży z papieżem. Zostały ze mną na całe życie.
Podobnie było z jego pytaniem zadanym młodzieży zgromadzonej pod warszawskim kościołem św. Anny: „Jaką miarą mierzyć człowieka?”. Odpowiedź papieża, że człowieka trzeba mierzyć miarą serca, to dla mnie jeden z najważniejszych drogowskazów życiowych.
![]()
Przykładając do przeszłości miarę Ewangelii, widzimy, jak bardzo dawny sposób myślenia był nieewangeliczny: tak bardzo, że dziś trzeba się go wstydzić i zań przepraszać
On zalecał, byśmy od siebie wymagali. I nie było tam gwiazdki, że od księży (a tym bardziej od papieża) wymagać trzeba mniej. Wręcz przeciwnie: „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12,48).
Bo pan słucha
Kolejny odcinek serialu dokumentalnego „Bielmo” Marcina Gutowskiego przenosi dyskusję o stosunku Jana Pawła II wobec pedofilii na wyższy poziom niż książka „Maxima culpa” Ekke Overbeeka (zob. recenzję Marka Lasoty). Autor telewizyjnego reportażu dotarł do nowych źródeł, dokumentów i świadków.
W siódmym odcinku są to zwłaszcza: poruszające rozmowy z osobami wykorzystanymi przed kilkudziesięciu laty przez duchownych; treść listu kard. Wojtyły do kard. Königa, w którym poleca mu skompromitowanego księdza wysłanego z Krakowa do Austrii pod pozorem pracy naukowej, a w istocie – aby go uchronić przed problemami w Polsce; rozmowy ze świadkami wydarzeń, w tym z sędziwym krakowskim duchownym (zastosowanie ukrytej kamery znajduje tu uzasadnienie, bo słyszymy zdania, których rozmówca nie powiedziałby dziennikarzom oficjalnie).
Gutowskiego nie zadowala zbyt proste pytanie, czy Karol Wojtyła wiedział, że duchowni wykorzystują seksualnie dzieci (przecież gdyby nie wiedział, że to się zdarza, byłby pozbawiony kontaktu z rzeczywistością). On drąży – coraz skuteczniej – w kierunku: co Karol Wojtyła wiedział, kiedy wiedział i jak reagował.
Telewizyjny dziennikarz idzie tam, dokąd przez dziesięciolecia nie poszli kościelni hierarchowie – ani ówcześni, ani obecni. Idzie do skrzywdzonych ludzi. Słyszy od jednej z rozmówczyń, że jemu ona ufa, „bo pan przyjechał, bo pan szuka”. A w parafii niby ogłosili, żeby ofiary się zgłaszały do kurii. „Ale czy to nie jest gra?” – przytomnie retorycznie pyta owa kobieta.
Wątpliwości, ale…
W ustaleniach reportera TVN24 są jeszcze pewne luki, kwestie sporne i błędy warsztatowe. Zdziwiło mnie na przykład, że bez żadnego komentarza Gutowski pozostawił dwukrotnie przytaczaną w filmie wypowiedź abp. Remberta Weaklanda.
W czasie pontyfikatu Jana Pawła II duchowny ten znany był jako najbardziej liberalny biskup w USA, świadomie prowokował wtedy kontrowersje doktrynalne. Ten amerykański hierarcha jest dwukrotnie cytowany w „Bielmie” jako źródło informacji o arcybiskupie-pedofilu z Krakowa (miało chodzić tu o kard. Adama Stefana Sapiehę – ten wątek wymaga oddzielnego omówienia i wrócę do niego za kilka dni). Słyszymy w filmie nagraną opowieść Weaklanda o rozmowie na ten temat z kard. Wojtyłą.
Tylko że tak się składa, iż abp Weakland sam ma na sumieniu poważne winy w tej dziedzinie. Tuż przed osiągnięciem wieku emerytalnego złożył rezygnację z urzędu, gdy wyszło na jaw, że przed laty przekazał (z funduszy diecezjalnych!) 450 tys. dolarów swemu dawnemu kochankowi, po prostu płacąc za jego milczenie. Następnie zaś okazało się, że arcybiskup ten przepuścił przez niszczarkę kompromitujące materiały dotyczące tuszowania pedofilii w jego archidiecezji Milwaukee. A jeszcze później Weakland wyznał, że jest gejem i jako biskup miał sporo partnerów seksualnych.
Rzecz jasna, hipokryzja abp. Weaklanda i jego udział w tuszowaniu pedofilii nie oznaczają, że mówi on nieprawdę w kwestii swojej rozmowy z kard. Wojtyłą – obniżają jednak jego wiarygodność jako świadka. I Gutowski powinien o tym powiedzieć, tak jak słusznie wyjaśniał, dlaczego nie można jako jedynych źródeł traktować akt SB.
Jeszcze kilka podobnych wątpliwości pod adresem siódmego odcinku „Bielma” można by zgłosić, ale bledną one wobec znaczenia nowych informacji dostarczanych przez autora. Wiadomości te – będące wynikiem wnikliwego, prawie trzyletniego dziennikarskiego śledztwa – coraz wyraźniej pokazują sprawę kluczową.
Papież, który przepraszał
Otóż w świetle tych informacji nie ulega już wątpliwości, że stosunek Karola Wojtyły jako metropolity krakowskiego do przypadków wykorzystywania seksualnego, także osób małoletnich, nie odbiegał od ówczesnych kościelnych standardów. Kardynał z Krakowa zachowywał się tak jak inni hierarchowie uformowani przez system kościelny: traktował przypadki pedofilii przede wszystkim jako problem wizerunkowy dla Kościoła, kierował się miłosierdziem dla sprawców, a lekceważył osoby skrzywdzone, widział grzesznych księży, a nie dostrzegał krzywdy ich ofiar.
„Człowiek jest drogą Kościoła” – ogłosił Jan Paweł II w swojej pierwszej encyklice „Redemptor hominis”. Problem w tym, że ta piękna zasada zupełnie nie została wcielona w życie w sytuacjach przemocy seksualnej w Kościele. Co więcej, używając tego porównania, można powiedzieć, że wiele osób wykorzystanych seksualnie przez duchownych czuło się jak droga, po której walec Kościoła brutalnie przejechał – i to podwójnie: najpierw krzywdząc ich rękami sprawców, a później lekceważąc rękami biskupów. To było podwójne uprzedmiotowienie.
Karol Wojtyła przerastał swoich współczesnych pod wieloma względami, dokonał wielu przełomowych kroków, ale w stosunku do pedofilii i przemocy seksualnej był taki jak inni
Przed prawie 30 laty Jan Paweł II zainicjował absolutnie bezprecedensową inicjatywę: rachunek sumienia Kościoła za grzechy i błędy z przeszłości. Wtedy jako papież wykazał się wielką odwagą i potrafił pójść pod prąd rad licznych współpracowników, w tym kard. Josepha Ratzingera, którzy wskazywali raczej na niebezpieczeństwa takiego pomysłu. Również w Polsce zarzucano wówczas papieżowi, że stale przeprasza. Paweł Lisicki opublikował we „Frondzie” artykuł zatytułowany „W cudze piersi”, zarzucając m.in., że nie można pod koniec XX wieku przepraszać za czyny sprzed kilku stuleci.
Mimo takich kontrowersji Jan Paweł II potrafił wtedy dostrzec i precyzyjnie nazwać błędy popełnione w imieniu Kościoła w przeszłości. Słowa „przepraszam” nie traktował jako zagrożenia czy zabiegu wizerunkowego, lecz jako szansę oczyszczenia poprzez uznanie prawdy. Powstawały nawet na ten temat specjalne publikacje, np. książka „Kiedy papież prosi o przebaczenie. Wszystkie mea culpa Jana Pawła II” Luigiego Accattollego.
Okazuje się jednak, że ten sam papież – tak wrażliwy w odniesieniu do przeszłości – nie potrafił równie wnikliwie dostrzec analogicznych błędów we współczesności. Karol Wojtyła przerastał swoich współczesnych pod wieloma względami, dokonał wielu przełomowych kroków (był na przykład pierwszym papieżem, który udał się do synagogi i meczetu), ale w stosunku do pedofilii i przemocy seksualnej był taki jak inni. Publikowaliśmy na łamach serwisu Więź.pl w ostatnich miesiącach wiele tekstów, które próbowały zrozumieć i wyjaśnić ten paradoks, ale bez usprawiedliwiania tej nieumiejętności (listę publikacji można znaleźć pod tym artykułem).
Porozmawiajmy o błędach
Myślę, że obecnie nadeszła pora, żeby – w duchu tamtych działań Jana Pawła II – przeprowadzić gruntowny rachunek sumienia Kościoła z jego czasów. Powinno to w sposób szczególny dotyczyć stosunku do pedofilii klerykalnej i szerzej przemocy seksualnej, bo te kwestie były szczególnie ignorowane przez ówczesną hierarchię.
Nie lękajmy się hasła „rachunek sumienia za Jana Pawła II”. Uznanie świętości Jana Pawła II nie wymaga idealizacji jego osoby ani przemilczania jego ludzkich ograniczeń. Przecież nawet Rada Stała KEP w swoim niedawnym liście – odsądzającym od czci i wiary osoby, które ośmielają się krytykować postawę papieża-Polaka – stwierdziła: „Ogłoszenie przez Kościół świętości człowieka nie jest stwierdzeniem jego bezgrzeszności, a tym bardziej bezbłędności”. Skoro tak, to nie bójmy się dyskusji o grzechach i błędach świętego papieża.
Kościelną odpowiedzią na kolejne publikacje niezależnych dziennikarzy powinno być nie zaprzeczanie czy próby usprawiedliwiania, lecz: uderzenie się w piersi; otwarcie kurialnych archiwów, także tajnych; zgoda na powołanie niezależnej komisji, która dokona solidnej analizy ludzkich, teologicznych i systemowych uwarunkowań procederu krycia sprawców przez przełożonych; opisanie i wyznanie popełnionych win; wyciągnięcie konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych za największe zło; odnalezienie zapomnianych osób skrzywdzonych; pokorne przeprosiny do nich skierowane; odpowiednie zadośćuczynienie oraz gruntowna reforma systemu kościelnego, w tym dokończenie budowy systemu prewencji i edukacji – tak, aby naprawdę uczynić wspólnotę wiary najbezpieczniejszym miejscem dla dzieci i młodzieży.
Często słychać w kręgach kościelnych argument, że nie powinniśmy dziś przykładać aktualnej miary do wydarzeń sprzed lat, bo inna wtedy panowała świadomość, a zwłaszcza nie było wystarczającej wiedzy o dalekosiężnych konsekwencjach przemocy seksualnej wobec dzieci i młodzieży. Owszem, sam czasem się tym argumentem posługuję, ale tylko wtedy, gdy dyskusja ma za zadanie zrozumieć motywacje ówczesnych bohaterów czy antybohaterów wydarzeń. Oni bowiem z pewnością mieli zdecydowanie inną wiedzę i świadomość niż my dzisiaj.
Co innego jednak, gdy dyskusja dotyczy moralnej oceny tamtych działań. Kościół głosi przecież zasady moralne, które zasadniczo nie powinny zależeć od okoliczności. A rachunek sumienia Kościoła – i ten z czasów Jana Pawła II, i ten dotyczący Jana Pawła II – polega właśnie na tym, że przykładając do przeszłości miarę Ewangelii, widzimy, jak bardzo dawny sposób myślenia i działania był nieewangeliczny: tak bardzo, że dziś trzeba się go wstydzić i zań przepraszać.
Wyjaśnienia historyczne – w tym argument, że Karol Wojtyła był dzieckiem swoich czasów – pozwalają lepiej zrozumieć jego i ówczesnych hierarchów kościelnych, ale nie mogą ich usprawiedliwiać czy tym bardziej pozwalać na twierdzenie, że czynili dobrze. Dziś widzimy, że z punktu widzenia zasad głoszonych przez Kościół czynili dramatycznie za mało. A od nich słusznie wymagamy, aby byli nie tyle dziećmi swoich czasów, ile sługami Ewangelii.
Za co dziś przepraszałby Jan Paweł II?
Na koniec: ćwiczenie z wyobraźni. Gdyby Karol Wojtyła był obecnie biskupem Rzymu, to czy jego rachunek sumienia Kościoła objąłby postawę papieża sprzed 40 i 30 lat? Patrząc na przełomowość tamtego rachunku sumienia z lat 90., wydaje mi się (a może tylko mam nadzieję?), że tak.
Myślę, że przepraszałby zwłaszcza za to, że nie dostrzegał krzywdy osób wykorzystanych seksualnie przez duchownych.
Że widział przede wszystkim sprawcę (jako grzesznika, rzadziej jako przestępcę) i zagrożoną kościelną instytucję.
Że wielokrotnie skupiał się na „ratowaniu kapłaństwa” krzywdzicieli, a nie ratowaniu pokrzywdzonych.
Że nie spotykał się z ofiarami przemocy seksualnej, nie słuchał ich doświadczenia.
Że widział niemoralne czyny, ale nie wyobrażał sobie skutków zła, jakie to przestępstwo powoduje w życiu osoby wykorzystanej.
Że długo przyjmował strategię nieujawniania publicznie przypadków wykorzystania seksualnego.
Że myślał bardziej o instytucji kościelnej niż o tych, którym ma ona służyć i których ogłosił drogą Kościoła.
Że marginalizował osoby pokrzywdzone także w prawie kanonicznym, nie przyznając im żadnych praw w kościelnym postępowaniu.
Że nie wyciągał konsekwencji wobec biskupów kryjących bezpośrednich sprawców – w klerykalnym przekonaniu, że biskupa się nie degraduje.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Że nie doceniał pozytywnej roli mediów; że nawet ważne stwierdzenie, iż „Kościół współczesny stara się być coraz bardziej «szklanym domem» – instytucją przejrzystą i wiarygodną” i że jest to „godne pochwały”, od razu uzupełniał uwagami o konieczności zachowania dyskrecji i niebezpieczeństwie ingerencji opinii publicznej.
I że efektem takiej postawy jest dziś głęboki kryzys Kościoła – z którego wyjść trzeba, ale jest to bardzo trudne. Coraz trudniejsze.
Jan Paweł II a pedofilia. Teksty i rozmowy na Więź.pl:
Anna Karoń-Ostrowska: Oddzielne zamknięte światy Jana Pawła II
Henryk Woźniakowski: Jan Paweł II, czyli świętość niedoskonała
Robert Fidura: Dlaczego Jan Paweł II nam nie dowierzał?
Marcin Gutowski: „Bielmo”. Nie znaliśmy Jana Pawła II jako „szefa”
Ks. Alfred Wierzbicki: Nie lękajcie się… prawdy o Janie Pawle II
Rafał Majda: Na wskroś autentyczny klerykalizm Karola Wojtyły
O. Adam Żak SJ: „Bielmo”? Czytelnik może czuć się zmanipulowany
Ks. Andrzej Szostek: Tajemnica sumienia Jana Pawła II
Jacek Moskwa: Ideologia „sekretu papieskiego” pozostaje w mocy
Marek Lasota: Karol Wojtyła, Ekke Overbeek, pedofilia i SB
Tomasz Polak: Abp Paetz, papież Jan Paweł II i odpowiedzialność
Tomasz Krzyżak: Dlaczego Wanda Półtawska przemycała list do papieża pod bluzką?
Michnik, Nosowski, ks. Szostek: I wielki, i omylny. Jakim przywódcą był Jan Paweł II?
