„Oszukiwał ludzi, Boga i samego siebie”. Głos mają kobiety zmanipulowane psychicznie, wykorzystane seksualnie i zniewolone przez znanego franciszkanina z Opolszczyzny.
Pierwszą część cyklu „Kobiety ojca Antoniego” można przeczytać tutaj. Jej znajomość jest niezbędna do pełnego zrozumienia części drugiej. Polecamy również teksty z bloku tematycznego „Bezbronni dorośli w Kościele” w letnim numerze kwartalnika „Więź”.
„Ja mu wybaczyłam. Modlę się o jego nawrócenie”
Karinę, o której pisałem w pierwszym odcinku, do złożenia zeznań i podjęcia działań zachęciła Beata, która obecnie mieszka w USA.
Co bezpośrednio skłoniło Beatę do działania? – Mniej więcej rok temu pojechałam do polskiej parafii w centrum Los Angeles. Po Mszy zauważyłam na ołtarzu kamień z góry Tabor. Ponieważ bliska mi jest ewangeliczna scena Przemienienia, które tam się dokonało, po powrocie do domu chciałam się dowiedzieć, skąd kamień wziął się w kościele. Prawie spadłam ze stołka, gdy na stronie internetowej parafii zobaczyłam, że kamień ten został przekazany w 2013 r. przez ówczesnego gwardiana franciszkanów na górze Tabor, ojca Antoniego Dudka.
O zgłoszeniu swych krzywd Beata myślała od dawna. Najpierw, na początku 2019 r., powiedziała o tym podczas pobytu we Wrocławiu bp. Andrzejowi Siemieniewskiemu (ówczesny pomocniczy biskup wrocławski, dziś ordynariusz legnicki). Ten, wkrótce po wejściu w życie papieskiego motu proprio Vos estis lux mundi, przekazał sprawę w ręce wrocławskiej prowincji franciszkanów. Ale Beata była w Kalifornii. Dopiero w 2022 r., przy swym następnym pobycie w Polsce, złożyła oficjalne zeznania.
Antoni wyraźnie nie rozumie, jakiej krzywdy się dopuścił, ani jakie są tego długotrwałe skutki. Z jego strony były nie tylko impulsywne reakcje, lecz manipulacyjne działania podejmowane z premedytacją
Gdy pytam o jej motywację, odpowiada: – Wydaje mi się, że o. Dudek w sumie nigdy nie żył według reguły franciszkańskiej i ślubów zakonnych. Z tego powinny wynikać konkretne konsekwencje. Ale kara karą, odosobnienie odosobnieniem, ewentualne wydalenie z zakonu wydaleniem – mnie natomiast najbardziej zależy na tym, żeby Antoni przyznał się do tego wszystkiego, co zrobił. Żeby wziął za to odpowiedzialność. Osobiście nawet nie oczekuję przeprosin, ale uważam, że przeprosić powinien, i to publicznie. Nie wiem, jakie mogłoby być zadośćuczynienie w takim przypadku. Ja nie oczekuję pieniędzy, choć na podstawie podobnych historii, które miały miejsce w USA, wiem, że tylko presja, rzetelne dziennikarstwo i roszczenia finansowe odnoszą skutek w takich sytuacjach.
Beata patrzy na tę sprawę także w perspektywie duchowej: – Modlę się o nawrócenie i opamiętanie Antoniego. Ja mu wybaczyłam, bo otrzymałam taką łaskę od Boga, który mnie szybko z tego bagienka wydobył i pozbierał. Rzecz jasna, trudno naiwnie wierzyć, że Antoni teraz po prostu powie „przepraszam” i wszystko będzie pięknie i ładnie. Takie proste rozwiązanie wydaje się niemożliwe ze względu na to, co teraz wiem o innych pokrzywdzonych. Jednak trzeba mieć nadzieję – nie naiwną, lecz ufną – że Bóg wygra ze złem i ze Złym w życiu nawet najgorszego grzesznika. Inaczej chrześcijaństwo byłoby tylko kolejną filozofią.
Zaczęło się, gdy miała 17 lat
Po złożeniu zeznań Beata nawiązała kontakt z kilkoma dawnymi koleżankami ze swej dawnej wrocławskiej parafii. Okazało się, że niektóre z nich miały podobne przejścia z o. Dudkiem jak ona. Dwie również złożyły zeznania. Z innymi kobietami, które zeznawały w zakonnym postępowaniu, Beata nie miała wcześniej kontaktu.
Nie planowała również żadnych publikacji prasowych czy wystąpień publicznych. Stało się inaczej – za sprawą incydentu z ławeczką, który opisywałem w poprzedniej części tekstu. Beata wiedziała już od prowincjała Alarda Maliszewskiego OFM, że o. Antoni otrzymał zakaz wystąpień publicznych. – I nagle przeczytałam artykuł z opolskiego „Gościa Niedzielnego”, gdzie na zdjęciach zobaczyłam, że on w tym odsłonięciu ławeczki uczestniczył – wspomina. – A potem znalazłam w internecie filmową relację z wydarzenia i wreszcie nagranie osobistej „rozmowy” Antoniego z aniołem. No i mnie wzięło! Od tego zaczęło się moje i nasze oburzenie. Bez tego incydentu prawdopodobnie byśmy cicho czekały na rozwój sprawy.
Co w przypadku Beaty miałoby być przedmiotem przeprosin? Jej historia z Antonim to lata 1982–1984, a więc częściowo ten czas zachodzi na okres uwodzenia Kariny. Dopytuję, czy obie rozmawiały ze sobą na ten temat. – Właściwie dopiero teraz mówimy o tym bardziej szczegółowo, sprawdzamy daty i widzimy, że się nakładają – wyjaśnia Beata. – Wtedy nie byłyśmy bliskimi przyjaciółkami, choć widywałyśmy się na wspólnych spotkaniach duszpasterstwa akademickiego, gdzie ja byłam tylko gościem (chodziłam jeszcze do szkoły średniej, ale grywałam już na Mszach). Pamiętam jednak, że Karina raz do mnie przyszła i nieśmiało mówiła coś o jakichś problemach w relacji z Antonim. Nie przypominam sobie, jakich słów używała, lecz pamiętam, że była smutna i wyglądała na zdjętą z krzyża. Ale to tylko ogólne wrażenie. Nie wiem nawet, co jej powiedziałam i czemu do mnie wtedy przyszła.
Moja rozmówczyni jako jedyna opowiada o molestowaniu przez o. Dudka przed ukończeniem 18. roku życia. Zaczęło się to, gdy miała 17 lat i parę tygodni – po paromiesięcznym „oswajaniu” przez o. Antoniego, który wyraźnie wyczuł, że brak ojca w rodzinie to dla niego brama, przez którą może wejść w jej życie. Beata jest jednak świadoma, że nie daje to podstaw do zarzucenia przestępstwa seksualnego wobec osób małoletnich w wymiarze kościelnym, gdyż w tamtym okresie w prawie kanonicznym granica wieku osoby pokrzywdzonej, po której grzech przeciwko szóstemu przykazaniu przestawał być przestępstwem, wynosiła ukończone 16 lat. Dopiero w roku 2001 r. Jan Paweł II podwyższył tę granicę wiekową na pełnoletniość, czyli skończone 18 lat.
– Długo dochodziłam do uświadomienia sobie – opowiada Beata – że czyny Antoniego były nie tylko impulsywnymi reakcjami, lecz manipulacyjnymi działaniami podejmowanymi z premedytacją. Zrozumiałam też, że pomimo wybaczenia i przepracowania traumy nadal jestem osobą pokrzywdzoną, która być może nie była odosobniona. Mniej więcej 10 lat temu zaczęłam więc sprawdzać w prawie kanonicznym, czy istnieją procedury pozwalające na zgłoszenie i rozpatrzenie takiej sprawy. Zniechęcona tym, co udało mi się znaleźć, odłożyłam sprawę na czas nieokreślony.
– Nie ufałam systemowi kościelnej biurokracji. Nie mogłam zakładać, że ktokolwiek mi uwierzy i przeprowadzi jakieś postępowanie. W roku 2018, kiedy w Polsce zaczęto szerzej ujawniać skalę zjawiska molestowania seksualnego w wielu środowiskach, w których istnieje zależność władzy, postanowiłam zaczekać do momentu, aż w rzeczywisty sposób dojdzie do rozliczania samych biskupów. Czekałam też na wzrost świadomości społecznej dotyczącej psychomanipulacji oraz traumatyzacji i jej skutków. Nie chciałam, żeby moja sprawa ciągnęła się latami i nie chciałam zostać systemowym popychadłem. W tym samym okresie spotkałam się z retraumatyzacją ze strony osób bliskich, które oskarżały mnie o krycie Antoniego.
Dziś Beata uważa, że jej decyzja, by poczekać na odpowiedni moment, okazała się trafna. – W 2022 r. franciszkanie podeszli do sprawy rzetelnie i odpowiedzialnie – podkreśla.
„Miałam go podziwiać”
W rozmowie ze mną Beata przedstawia intymne szczegóły dotyczące relacji z franciszkaninem. Prosi jednak, by o tym nie pisać. – Opowiedziałam o tym drobiazgowo w swoich zeznaniach. Nie mam potrzeby epatowania opinii publicznej tym, co on mi zrobił. Stawia to często sprawcę w pozycji „bohatera”. Ważne jest raczej, jak do tego doszło. Opis tych mechanizmów może pozwolić innym kobietom, by nie uległy psychomanipulacji ze strony takich narcyzów.
Uzdolniona muzycznie Beata została zwerbowana przez charyzmatycznego zakonnika do gry na gitarze podczas Mszy i spotkań wspólnoty. Traktowała duszpasterza jak ojca, a on instrumentalnie czynił z tego użytek. – Uzależniał mnie od siebie, wykorzystując autorytet duchownego. Kiedyś przedstawił mnie swoim rodzicom w jego domu rodzinnym. Wtedy nie uważałam tego za nic dziwnego, raczej za wyróżnienie. Po latach widzę, że było to oswajanie z jego osobą i próba uwierzytelnienia jego zamiarów.
Antoni Dudek wykorzystywał w celach seksualnych swój status zakonnika i duszpasterza. Bez tego nie miałby tak szerokich możliwości manipulacji. Mnie uczynił swoją niewolnicą
Po raz pierwszy o. Antoni dorwał ją w klatce schodowej, chodząc po kolędzie, ubrany w komżę i stułę. Jolancie Jasińskiej-Mrukot, autorce pierwszego reportażu na ten temat w tygodniku „O!Polska” Beata opowiadała: „Przycisnął do ściany, zaczął się do mnie dobierać, obmacywać. To było siłowe”. Wspominała też: „Zawsze działał z zaskoczenia, zachowywał się dziwnie i przemocowo. Jednym razem potrafił krzyczeć i obrażać, wyzywać od dziwek, a innym razem wziął mnie do samolotu do Warszawy, gdzie zabrał mnie do luksusowej restauracji. I miałam go podziwiać. A ja nawet nie wiedziałam, jak mam się zachować”.
W opowieściach Beaty poczucie wstydu i winy miesza się ze świadomością krzywdy. Mówi o brutalności ze strony zakonnika, który odwiedzał ją w domu rodzinnym. Pamięta, że spowiednicy nie udzielali jej istotnej rady ani pomocy. – To raczej mnie subtelnie obarczali winą za tę relację i, dużo dobitniej, odpowiedzialnością za jej przerwanie. Tak radził mi również znany wówczas kierownik duchowy, charyzmatyczny ksiądz i zakonnik.
„Czułam się jego własnością”
Beata podkreśla, że o. Antoni jest osobą, która w latach 80. przyciągnęła ją do Jezusa i Kościoła. To w dużej mierze jemu zawdzięcza wyrwanie z egzystencjalnej pustki i młodzieńczego nihilizmu. Mimo to po pewnym czasie postanowiła zerwać kontakty z duszpasterzem. Było to niezwykle trudne ze względu na jej aktywność w różnych grupach parafialnych, których on był założycielem.
Przy pierwszej rozmowie na ten temat zakonnik zastosował „chwyt” polegający na otwieraniu Biblii na chybił trafił, co ma pomóc odkryć wolę Bożą. Przekonywał ją wówczas, że każdy Franciszek ma swoją Klarę. – Miałam wtedy poczucie zamknięcia w sytuacji bez wyjścia – wspomina Beata. – Podzieliłam się tym z moją animatorką małej grupy i koleżankami z zespołu muzycznego. Jedna z nich skonfrontowała się z ojcem Antonim, ale on powiedział jej tylko, że „zakonnik też człowiek” i że nie będzie dochodziło do współżycia. A mówił to 17-latce…
– Czułam się wtedy jego własnością – wspomina Beata. On używał wobec niej szantażu emocjonalnego – przekonywał młodą dziewczynę, że bez niej nie może żyć i dawał jej do zrozumienia, że bez jego dobrego samopoczucia zawalą się wszystkie zbożne inicjatywy duszpasterskie. Potrafił też karać. Gdy Beata postanowiła wydłużyć dystans z zakonnikiem, nie zabrał jej na pielgrzymkę do Asyżu, argumentując: „Bo ty nie jesteś ze mną”. Była rozdarta między przywiązaniem do wspólnoty a ogromnym wstydem oraz poczuciem winy i współodpowiedzialności.
Najbardziej zszokowała ją rozmowa z proboszczem zakonnej parafii. – Zasugerował mi, żebym „coś zrobiła z Antonim”, bo od paru dni pije, jakoby z powodu mojej odmowy relacji z nim. Poczułam się osaczona. Komentarz cenionego proboszcza dużej wielkomiejskiej parafii spotęgował poczucie mojego totalnego wyizolowania.
Podobnie jak w przypadku Kariny, o. Antoni był zazdrosny o Beatę. W kazaniach potrafił w sposób niezauważony przez innych domagać się od niej wierności. Rywalizował z jej chłopakiem. Wymusił, aby Beata nie poszła przed maturą na własną studniówkę, gdyż to by mu „złamało serce”. Co więcej, gdy nieco później chłopak Beaty tragicznie zginął, pierwsza reakcja wracającego z pielgrzymki duszpasterza brzmiała: „To teraz wrócisz do mnie?”. – Gdy o tym myślę po tylu latach – mówi dziś kobieta – ta sytuacja wciąż wzbudza we mnie niesamowite emocje, dowodząc ogromnej niesprawiedliwości i zachłanności Antoniego.
Beata do niego nie „wróciła”. Ale i tak dwadzieścia lat później usłyszała od o. Dudka podczas jubileuszowego spotkania swojej wspólnoty: „Zawsze ciebie kochałem najbardziej”. – On wyraźnie nie rozumie, jakiej krzywdy się dopuścił, ani jakie są tego długotrwałe skutki – mówi moja rozmówczyni.
Trauma jednostek, trauma społeczności
Dziś Beata liczy na kościelne postępowanie kanoniczne. Gorąco apeluje o całkowite zniesienie w prawie kanonicznym przedawnienia przestępstw seksualnych wobec osób małoletnich (poniżej 18. roku życia). – Coraz więcej wiemy o traumie uśpionej w ciele, a wyciągającej swoje kleszcze nierzadko wiele lat później. Uważam, że prawo kanoniczne w ogóle nie powinno pozwalać na przedawnienia – podkreśla.
Jej samej zrozumienie tego, co się stało i konsekwencji czynów o. Antoniego, zajęło wiele lat. – Uzdrowienie wewnętrzne przyszło po paru latach, ale późniejsze uchwycenie tego, czym jest psychomanipulacja, na jakich odbywa się poziomach i jakich dotyka sfer, trwało o wiele dłużej.
Zarówno Beata, jak i Alicja mówią (niezależnie od siebie), że o. Dudek nosił w swej Biblii ich fotografie. Musiał to być jeden ze standardowych elementów jego repertuaru duchowego uwodzenia – dla nich przecież miało to być olbrzymie wyróżnienie
Beata troszczy się nie tylko o siebie. Mówi, że wśród jej dawnych znajomych ze wspólnot, którymi kierował o. Dudek, jest wiele osób przeżywających obecnie szok. Znali przecież go jako zakonnika wyłącznie od dobrej strony. – Jestem z wieloma z nich w kontakcie – mówi Beata. – Widzę wyraźnie, że istnieje nie tylko trauma wykorzystanych jednostek, lecz także trauma społeczności chrześcijańskiej. Z nią też trzeba sobie umieć poradzić. Dla wielu ludzi ta sytuacja może okazać się przecież niezwykle trudna do uniesienia.
– Spotykam się z bardzo różnymi reakcjami dawnych znajomych, którzy dowiadują się, że to ja pierwsza zgłosiłam oficjalnie sprawę Antoniego do zakonu – opowiada. – Jedni zarzucają mi opieszałość, inni wyolbrzymianie faktów. Niektórzy zadają intymne pytania i obarczają mnie odpowiedzialnością za niepotrzebne rozdmuchanie sprawy po latach. Do mnie mają żal, że oni sami muszą teraz radzić sobie ze zmianą oceny osoby naszego duszpasterza. Niektórzy typowo przestrzegają przed szkalowaniem Kościoła.
– Dlatego dziwię się, że choć o sprawie w kwietniu napisały media świeckie, nie wspomina o niej większość mediów katolickich w miejscowościach, gdzie działał ojciec Antoni Dudek, nawet po oficjalnym oświadczeniu prowincjała – ubolewa Beata. – Jedynym wyjątkiem jest Radio Doxa należące do diecezji opolskiej, które pisało o sprawie i zapraszało do swej audycji Jolantę Jasińską-Mrukot. Lokalnym mediom katolickim łatwiej było napisać o odsłonięciu ławki z aniołem w Głubczycach niż o poważnych oskarżeniach pod adresem zakonnika, który był pomysłodawcą tej ławeczki.
Na koniec Beata pokazuje mi informację na stronie internetowej dominikańskiego klasztoru na Jamnej, że we wrześniu 2022 r. o. Antoni Dudek prowadził tam rekolekcje dla mężczyzn. Temat rekolekcji: „Kochaj i szalej!”. Bez komentarza…
„Zło zawsze było takie śliczne”
Kolejna osoba – także chronologicznie – która opowiada o przemocy psychicznej i wykorzystaniu seksualnym ze strony o. Dudka, to Alicja. Jest kilka lat młodsza od Kariny i Beaty, nie znały się wtedy. Mówi, że jej historia to lata 1989–1995. W jej przypadku mowa nie tylko o psychomanipulacji, ale wręcz o zniewoleniu.
Alicja nosiła w sobie te doświadczenia przez 30 lat. Co było dla niej impulsem do działania? – Już kilka lat wcześniej zasygnalizowałam znajomemu franciszkaninowi, że miałam dramatyczne doświadczenia z jednym z jego współbraci – opowiada 53-letnia dziś kobieta. – To ten zakonnik zapytał w styczniu 2023 r., czy chcę złożyć formalne zeznania (później okazało się, że wcześniej zrobiła to Beata).
– Początkowo odmawiałam. Ale zmieniłam zdanie, gdy od dwóch osób dowiedziałam się, że podczas jubileuszu 50-lecia swoich ślubów zakonnych Antoni mówił na Górze Św. Anny, iż całe życie kierował się wartością, jaką stanowiła dla niego czystość. Byłam wściekła. Postanowiłam przerwać milczenie i opowiedzieć o jego hipokryzji.
Później Alicja odnalazła w serwisie Gość.pl relację z pielgrzymki Ann i Hann na Górę św. Anny we wrześniu 2017 r. Jej inicjator i organizator, Antoni Dudek OFM, wygłosił wtedy bardzo osobiste kazanie. „Ta pielgrzymka to próba powiedzenia wam wszystkim, także w imieniu mężczyzn, wszystkim kobietom, które skrzywdziłem, obraziłem, pomniejszyłem, zgorszyłem: przepraszam was” – mówił. I dodał: – „W moim życiu zło, grzech i pokusa nie zjawiały się jako coś brzydkiego, brudnego, nieprzyjemnego. Zło zawsze było takie śliczne”.
– Jeśli potraktować te słowa dosłownie, to on najpierw nas przeprosił, a zaraz potem nam dowalił – analizuje Alicja i pyta dramatycznie: – Czy to my byłyśmy w jego oczach tym „ślicznym złem”? Czy to my go uwodziłyśmy i sprowadzałyśmy na manowce? Przecież to on był od nas dużo starszy, bardziej wykształcony. To on był księdzem, zakonnikiem ślubującym czystość, naszym przewodnikiem duchowym, nauczycielem wiary i moralności. I to on uczynił mnie swoją niewolnicą, a nie odwrotnie!
Erotyczna pocztówka od zakonnika
Alicja do dziś zachowała listy od Antoniego sprzed ponad 30 lat. Bardzo jej się teraz przydają.
Przeglądam część tej korespondencji. Nie sposób mieć wątpliwości, co miał na myśli 41-letni zakonnik przesyłający 20-letniej kobiecie na Walentynki 1991 r. erotyczną pocztówkę z dopiskiem: „Tak bardzo mi Ciebie brak. Nie wyobrażasz sobie. Dlatego tak się cieszę, że znalazłem taką pocztówkę. Bardzo chcę Ciebie usłyszeć. Ale wiesz, co bym chciał naprawdę!!!”. Albo, gdy pisał, jak bardzo pragnie się w nią wtulić.
W listach, jakie franciszkanin przesyłał Alicji, sporo jest wyznawanych uczuć, ale też miłość wyraźnie jawi się autorowi nie jako uszczęśliwianie ukochanej osoby, lecz jako posiadanie kobiety, korzystanie z niej, właściwie uprzedmiotowienie. Do wciąż nastoletniej dziewczyny dwa razy starszy zakonnik napisał: „Dziękuję Ci przede wszystkim za to wszystko dobro, którego jestem tak często «użytkownikiem»”. – Dokładnie tak napisał: użytkownikiem! – podkreśla Alicja. – A w innym liście kilka wierszy po wyznaniach miłości można przeczytać: „trzymaj język za zębami”.
– Popadłam wtedy w ogromną depresję – wspomina Alicja. – Zamykałam się w pokoju, płakałam i całymi dniami z niego nie wychodziłam, nie chcąc z nikim rozmawiać. W listach, którymi mnie zasypywał, domagał się podtrzymywania relacji, ale były też pogróżki, szantaż, wyzwiska. Pogrążałam się przez to w coraz większej paranoi. Nie potrafiłam uwolnić się od jego wpływu, byłam całkowicie zagubiona. Odpisywałam więc to, czego sobie życzył i co sam chciał usłyszeć.
Gdy Alicja dopytywała przebywającego poza granicami Polski duszpasterza o to, jak jego wyznania miłości mają się do jego powołania, ten odpisał (w Wielkanoc 1989 r.): „O moim kapłaństwie i o tych problemach, które się wiążą – pogadamy w swoim czasie. Jesteś mi potrzebna! Może to brzmi egoistycznie, ale tak jest. Potrzebuję Ciebie! Będziesz znała całą prawdę”.
Zarówno Beata, jak i Alicja mówią (niezależnie od siebie), że o. Dudek nosił w swej Biblii ich fotografie. Musiał to być jeden ze standardowych elementów jego repertuaru duchowego uwodzenia – dla nich przecież miało to być olbrzymie wyróżnienie. Do Alicji napisał w liście: „Zdjęcie Twoje z 8.8.89 wkleiłem do Biblii. To tak, jakbym je włożył w serce. Żeby nie umknęło. Nie zniknęło”.
Beata pamięta, że za pierwszym razem, gdy zobaczyła swoją fotografię w jego egzemplarzu Pisma Świętego, naiwnie pomyślała: „Jestem dla niego ważna. Pewnie się za mnie modli”. I przypomina jej się: – Później parę razy wspominał, że chciałby mieć moje zdjęcie nago w portfelu, ale patrzyłam na niego jak na wariata. Nie było szans, żebym się zgodziła.
„STRACH! On mnie pragnie!”
W swoim archiwum Alicja znalazła także własne zapiski, coś w rodzaju pamiętnika. Pokazuje mi te ich fragmenty, które dotyczą relacji z o. Antonim. A przecież wiadomo, że nie notowała tam najintymniejszych szczegółów.
Zapiski pochodzą z jeszcze wcześniejszego okresu niż zachowane listy zakonnika. Zaczynają się we franciszkańskiej parafii we Wrocławiu, gdzie o. Dudek był duszpasterzem (a w latach 1992–2000 proboszczem), zaś Alicja ochoczo pomagała mu w różnych działaniach. Dziś wspomina: – Czułam się wyróżniona tym, że mnie zapraszał do współpracy. Czasami wkurzały mnie jego chamskie zachowania, ale on był przecież kimś, a ja szarą, ale jednak zauważoną myszką.
W listach, jakie franciszkanin przesyłał Alicji, sporo jest wyznawanych uczuć, ale też miłość wyraźnie jawi się autorowi nie jako uszczęśliwianie ukochanej osoby, lecz jako posiadanie kobiety, korzystanie z niej, właściwie uprzedmiotowienie
Czerwiec 1987 (Alicja ma ledwo skończone 17 lat): „…w pokoju, koło salek, gdy byłam już z nim sama, pytam, co mu tak na tym wyjeździe zależy [franciszkanin nalegał, żeby Alicja mu towarzyszyła w pewnej wyprawie – ZN]. A on: – Mam ci powiedzieć? Mówię: – Tak. I wstał i mnie pocałował, mówiąc: – Teraz rozumiesz, czy mam jeszcze raz powtórzyć? Przyznam, że nic nie rozumiałam”.
Maj 1988: „Wieczorem u Antoniego i zaskakująca rozmowa. – Wiesz, że wyjeżdżam. – Wiem. – Bardzo mi się podobasz i chciałbym gdzieś z Tobą pojechać i czy będę mógł gdzieś Cię porwać. (…) [Antoni – ZN] dziękuje Bogu, że miał w końcu odwagę mi to powiedzieć. Czeka na odpowiedź”.
Czerwiec 1988: „Ostatnie pożegnanie [o. Dudek wyjeżdżał do pracy duszpasterskiej na wyspie Rodos – ZN]. (…) Brutalnie wtargnęłaś w moje życie, to znaczy nie brutalnie, ale w nie weszłaś, oczarowałaś jak czarownica. Miałem w stosunku do Ciebie inne zamiary, ale nie chciałem skrzywdzić Twoich rodziców, chociaż to bardzo ciężko”.
Październik 1989: „Wieczorem z Antonim przy Akropolu [zakonnik ściągnął Alicję do pracy w Grecji – ZN]. W domu łzy – nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, odechciało mi się wszystkiego. STRACH!!! On mnie pragnie”.
„Jak kanarek zamknięty w złotej klatce”
W 1989 r. Alicja wyjechała do o. Dudka na grecką wyspę Rodos, gdzie franciszkanin troszczył się o pielgrzymów i prowadził duszpasterstwo polonijne. To on ją tam zaprosił i gwarantował bezpieczeństwo. Rodzice dziewczyny nawet wyrazili pisemną zgodę na wyjazd córki.
– Na początku pobytu powiedział mi, że długo na mnie czekał – opowiada mi Alicja. – Miałam dziewiętnaście lat, moim zadaniem było sprzątanie u jednej z greckich rodzin. Wtedy jeszcze nie przychodziło mi do głowy, że te słowa Antoniego mogą mieć jakiekolwiek istotne znaczenie, bo dla mnie osoba duchowna była półświęta.
O swoich przeżyciach na Rodos Alicja szczegółowo opowiedziała Jolancie Jasińskiej-Mrukot. Któregoś wieczora franciszkanin zaprosił Alicję na wycieczkę. „W pewnym momencie rozebrał się do pasa, powalił mnie na ziemię, zerwał mi bluzkę i położył się na mnie. I stało się…” – opowiadała Alicja w reportażu drukowanym w tygodniku „O!Polska”. Trzeba dodać, że w internetowej zapowiedzi artykułu i na okładce tygodnika zamiast „I stało się” przeczytać można: „I zgwałcił mnie”. W rozmowie ze mną, w trosce o wierność własnym słowom, Alicja podkreśla jednak, że nie użyła w swej relacji słowa „gwałt”, przynajmniej w jego potocznym rozumieniu.
Moja rozmówczyni potwierdza jednak całą pozostałą relację opublikowaną w opolskiej gazecie. Opowiadała tam m.in.: „Nie mogłam sobie z tym poradzić, czułam się winna, bo to zakonnik, więc odczuwałam to tak, że Bóg mi tego nie wybaczy. Już zrozumiałam, po co mnie przywiózł”. Co dziwniejsze, franciszkanin zaprowadził ją nawet do swojej mamy, która przyjechała na Rodos. „Nie krył przed swoją matką tej relacji ze mną. To było obrzydliwe, kiedy jego mama mówiła mi, żebym nie zdradziła Antka”.
W rozmowie ze mną Alicja dodaje: – Naiwnie uwierzyłam wcześniej w jego zapewnienia o miłości platonicznej. Przecież mówił mi i pisał, że nie chce nikogo skrzywdzić, że wróci kiedyś do Polski i będzie musiał ludziom spojrzeć w oczy. Pisał zresztą do moich rodziców, zapewniał o opiece nade mną i że gdyby było coś nie tak, to pierwszym samolotem wracam do kraju.
Tymczasem rzeczywistość była skrajnie odmienna. – Na Rodos od samego początku Antoni zaczął mnie traktować jak swoją własność, bez prawa głosu i podejmowania własnych decyzji – opowiada Alicja. – Mogłam tam mieć wszystko, bylebym była mu posłuszna jak baranek, włącznie z jego zachciankami seksualnymi. A on domagał się ode mnie zachowań, jakie oglądał we Francji w filmach pornograficznych. Nie zgadzałam się, ale w końcu poddałam się w swojej bezradności. Seks był i na plaży, i w samochodzie, i w klasztorze.
– Czułam się jak kanarek zamknięty w złotej klatce – wspomina Alicja. – Musiałam być na każde jego zawołanie. Od samego początku miałam całkowity zakaz kontaktowania się z kimkolwiek. Bez specjalnego zezwolenia nie wolno było mi opuszczać domu. Zniewolenie końca dwudziestego wieku!
„Rodzice uwierzyliby jemu, a nie mnie”
Pytam Alicję, dlaczego wtedy nie uciekła od franciszkanina. – Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia – odpowiada kobieta. – Czułam się jak w matni. Stałam się jego niewolnicą. Groził, że mnie deportuje, a miał tam układy, ja zaś po upływie trzech pierwszych miesięcy nie miałam prawa legalnego pobytu w Grecji. Nie miałam pieniędzy, nie znałam języka, pierwszy raz byłam za granicą. On nawet zabierał mi paszport. A przede wszystkim to jemu ludzie ufali, także moi rodzice. Do mojej mamy pisał listy per „Pani Mamo”…
Franciszkanin umiejętnie korzystał z zaufania, jakie wzbudzał w ludziach i z daru przekonywania innych. – Gdyby powiedział moim rodzicom, że to ja go sprowokowałam, na pewno uwierzyliby jemu, a nie mnie. Przecież to wspaniały zakonnik… A mnie szantażował i straszył, że wszyscy się dowiedzą, jaką jestem dziwką – wspomina Alicja. W jednym z listów, jaki otrzymała od franciszkanina, rzeczywiście czytam: „Jeżeli mnie jeszcze raz oszukasz, nie będę baczył na konsekwencje – świat pozna, kto Ty jesteś”.
W reportażu Jolanty Jasińskiej-Mrukot można przeczytać opowieść Alicji o dosłownym uwięzieniu, i to w wieczór 24 grudnia, gdy szczególnie odczuwała oddalenie od rodziny i ojczyzny. „Byłam przekonana, że idziemy na kolację wigilijną, a on wprowadził mnie w klasztorze do pustego pomieszczenia, zgasił światło i zamknął drzwi na klucz”. Tam kobieta spędziła pół nocy. Przełącznik światła miała w zasięgu ręki, ale Antoni zakazał włączania oświetlenia. Jedyną możliwością wyjścia był skok przez okno. „Potem już było mi wszystko jedno, co on robi” – opowiadała Alicja opolskiej reporterce. „Kiedy wiedziałam, że przyjdzie po mnie, w wiadomym celu, wcześniej piłam”.
W końcu jednak Alicji udało się uciec z Rodos. Franciszkanin próbował ją odzyskać dla siebie, przyleciał do jej rodziców z Londynu. – Odgrażał się, że wszędzie mnie znajdzie, i tak też czynił! – z bólem wspomina kobieta. – Płakał i błagał, żebym do niego wróciła. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten jego częsty płacz był formą manipulacji. Będąc cały czas pod jego presją, bałam się odmówić wprost. Lecz ani myślałam wracać na Rodos. A on dwa miesiące później przysłał mi list, że ma nową kobietę, którą też ściągnął z Wrocławia. Później zaś przez telefon chwalił się, że ona robi z nim to, na co ja się nie zgadzałam… Tyle że nie przeszkadzało mu to w dalszym naleganiu, abym do niego przyjechała.
Po kilkunastu miesiącach, gdy oboje byli już ponownie w Polsce, Antoni wciąż starał się nawiązywać kontakty z Alicją, już jako mężatką. Skończyło się to dopiero po urodzeniu przez nią trzeciego dziecka.
„On nic nie zrozumiał”
Dziś Alicja nie chce już trzymać języka za zębami. Mówi mi, że w swoim życiu długo usprawiedliwiała Antoniego. – Naiwnie myślałam, że on się we mnie nieszczęśliwie zakochał. Dopiero z czasem okazywało się, że wykorzystuje i poniża kolejne kobiety. Ale one najczęściej o sobie nawzajem nie wiedziały. Teraz to wychodzi na jaw. Tym bardziej nie możemy milczeć.
– Kiedyś chciałam osobiście wykrzyczeć Antoniemu swoje krzywdy przez telefon – opowiada Alicja. – Szukałam nawet jego aktualnego numeru. Chciałam wyrzucić z siebie tę wieloletnią gorycz, żal i złość. Raz nawet do mnie oddzwonił, ale już po jego pierwszych słowach dotarło do mnie, że on przez te lata nic nie zrozumiał. Na powitanie usłyszałam: „Cześć, d…!”. Uznałam, że nie mamy o czym rozmawiać.
– Dawniej sądziłam inaczej, ale teraz wiem, że działał z premedytacją. Gdy na Rodos raz zadałam mu pytanie, dlaczego nie robił mi tego wszystkiego w Polsce, skoro miał tyle możliwości, odpowiedział: „Nie chciałem Cię spłoszyć”.
– Co dziś o nim myślę? Ciężko powiedzieć – zastanawia się Alicja – bo to mieszanka różnych uczuć i refleksji. Wiem, że jako osobie wierzącej nie wolno mi nienawidzić. Z jednej zatem strony, gdy patrzę na jego postarzałą sylwetkę, jest mi go żal. Ale z drugiej: im więcej sobie przypominam, im wnikliwiej czytam listy od niego i moje zdawkowe notatki z tamtych lat, tym bardziej nie potrafię na niego patrzeć bez złych emocji. Chciałabym, aby on chociaż raz poczuł to, co czuły poniżane przez niego kobiety.
Alicja wspomina: – Na Rodos żyłam w ciągłym strachu przed nim. Często płakałam w poczuciu winy i bezradności, waliłam głową w ścianę, pytając, po co żyję. I tak przegrałam swoje młode życie. Cały czas jest we mnie walka i pytanie, jak inaczej mogłyby się potoczyć moje losy, gdyby on nie stanął na mojej drodze.
Moja rozmówczyni uznała więc, że trzeba się zdecydować na złożenie zeznań i postępowanie wewnątrzzakonne. – Po tylu latach to jedyna chyba dostępna obecnie dla mnie droga do jakiegoś aktu sprawiedliwości. Chcę też, aby kościelna decyzja w jego sprawie była przestrogą dla innych księży z podobnymi problemami oraz lekcją dla młodych dziewczyn, aby uważały na takich charyzmatycznych kapłanów.
„Wykorzystywał w celach seksualnych swój status zakonnika i duszpasterza”
Pytam Alicję o wiarę. Powtarza, że wiary nie porzuciła, ale trudno jej się odnaleźć w Kościele. – Niekiedy zadaję pytania: „Gdzie Ty, Boże, wtedy byłeś? Dlaczego na to pozwoliłeś?”, ale nie znajduję odpowiedzi – dzieli się ze mną Alicja. – W Boga wierzę i często podnoszę wzrok ku Niemu, zwłaszcza kiedy już nie daję rady, ale do ludzi Kościoła nie mam zaufania.
Jaka decyzja byłaby sprawiedliwa dla Alicji? – Moje zdanie jest od 30 lat niezmienne: Antoni powinien zostać usunięty z zakonu i kapłaństwa. Niezależnie od innych swoich talentów i dokonań był oszustem, który notorycznie żył niezgodnie ze ślubami zakonnymi. Oszukiwał (i być może nadal oszukuje) nie tylko innych ludzi, ale też Boga i samego siebie. Takich księży nam nie trzeba. Boję się tylko, że z różnych względów mogą go zostawić w zakonie, co byłoby zielonym światłem dla innych duchownych, którzy mają podobny stosunek do kobiet.
– Trzeba jednak jasno powiedzieć, że on wykorzystywał w celach seksualnych swój status zakonnika i duszpasterza. Bez tego nie miałby tak szerokich możliwości manipulacji. Pewnie mało która kobieta zwróciłaby na niego uwagę, bo przecież w normalnym świecie to nie był przysłowiowy macho. Cieszę się, że w końcu mogę to z siebie wyrzucić i dziękuję za to, że są ludzie, którzy chcą nas słuchać – podsumowuje Alicja.
Ciąg dalszy – za kilka dni. Niektóre imiona i okoliczności wydarzeń zostały zmienione.
Więcej o mechanizmach wykorzystywania bezbronnych dorosłych w Kościele można przeczytać w letnim numerze kwartalnika „Więź”. Znajdują się tam następujące teksty:
Przemoc duchowa po katolicku, rozmowa Tośki Szewczyk z Doris Reisinger,
Zbigniew Nosowski, Zrozumieć bezbronnych,
Mniej bezbronni kanonicznie, rozmowa Zbigniewa Nosowskiego z ks. Janem Dohnalikiem.
dobrze, że wyszło za życia. Obleśny dziad może się przynajmniej wstydu naje… Natomiast dobrze byłoby, gdyby jego przełożeni z tamtych czasów zdali sobie sprawę, że ponoszą jakąś część odpowiedzialności, bo zachowywali się jak te trzy małpki 'nic nie widziałem, nic nie słyszałem, nic nie mówiłem’, a raczej trudno założyć że były to osoby upośledzone, do których nic nie dociera. Podobnie zresztą, jak w innych przypadkach ujawnionych w ostatnich latach. Dymisja ze wszystkich stanowisk panowie, zamknąć się w jednym pokoju, i post o chlebie i wodzie do końca życia.
Uważaj, aby słowa Twoje nie spełniły się na Tobie. Życzenie wypowiedziane domaga się spełnienia.
Historie damsko- męskie, w których świat niestety wszedł duchowny, bywają różne. Natomiast, jeśli tak faktycznie było, bo nie mamy potwierdzenia drugiej strony: odbieranie paszportu, zamykanie, zmuszanie do zachowań intymnych, nie mieści się w jakichkolwiek ramach. No i szkoda, że w tamtych czasach te młode panie i niestary wtedy zakonnik nie mieli nikogo przy sobie, kto by spokojnie wytłumaczył: nie idźcie tą drogą.
@ Sebastian: Ksiadz tu nam prawi tanie, bardzo tanie moraly, a tu chodzi o zniszczone zycie wielu ludzi…
Konrad, czyżbyś przegapił przyzwolenie… Zniszczenie życia jest nieuchronne, gdy postępujemy niekonsekwentnie: najpierw ulegamy pokusom, a potem chcemy całą odpowiedzialność po latach zrzucić na kogoś innego.
Sebastian, przeczytaj uważnie artykuł. Jedna z kobiet miała spowiednika, który mówił, że ma nie iść tą drogą. Nie dość, że nie podziałało, to jeszcze wtórnie wiktymizowało ofiarę.
Wojtek, dziękuję. Jak wtórnie?
Wtórna wiktymizacja nastąpiła z powodu obarczania osoby pokrzywdzonej odpowiedzialnością za przerwanie czynów oprawcy.
Wtórna wiktymizacja ofiary polegała na obwinianiu jej za to, że nie przerywa tej zależności. Dziewczyny zostały zmanipulowane, wykorzystane, następnie szantażowane, a spowiednik wmawia im, że to ich wina, bo „nie chcą” tego przerwać. Klasyka przerzucania winy lub jej rozmywania.
Z jednej strony klasyk obwiniania ofiary, z drugiej poważny przykład na to jakie błędy może popełnić spowiednik. Przykład, którym powinni zająć się w seminariach. Nie wiemy jaka była relacja spowiednika i Antoniego (mogli się znać), ale poza opcją, że to tylko chęć tuszowania jest też element „rutynowości”, czyli uznawania z zasady, że z czymkolwiek przychodzi penitent to jest grzesznikiem i stroną aktywną. Inaczej mówiąc spowiednik nie podjął refleksji, nie dopytał, nie interweniował, bo widział swoją rolę na zasadzie wysłuchać-pouczyć-przebaczyć w imię Boże. Jako kontrę trzeba tu przytoczyć historię zakonnicy ze sprawy Pawła M., której spowiednik, pomimo przekonania ofiary o jej winie, zaczął dociekać i prowadzić ją w kierunku pomocy. Jest to bardzo istotny temat w kontekście przemocy małżeńskiej, alkoholizmu, molestowania (także poza kościołem), ponieważ ofiara zwykle pierwsza (a czasem jedyna) przychodzi z tym, i z niesłusznym poczuciem winy do księży, a ci często nie unoszą tematu tylko zamykają pukając w konfesjonał.
Basia, owszem, nie wiemy jaka jest relacja ze spowiednikiem, ale bardziej bym tu patrzył na klasyczne niezrozumienie zawiłości życia przez księży. Spowiednik sobie powie „odejdź od niego” i myśli, że sprawa załatwiona. Bo w jego przekonaniu to takie proste. I pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że wtórnie krzywdzi dziewczynę, która potrzebuje pomocy.
A na refleksję w seminariach nie ma co liczyć. Zajęcia ze spowiadania to wykucie na pamięć formułki rozgrzeszenia i opanowanie sakramentologii w zakresie tego czym jest materia i forma sakramentu pokuty. A potem rzuca się księdza na głęboką wodę, niech sobie radzi.
Sebastianie, ostatnie zdanie brzmi tak jak by to była ich WSPÓLNA droga! Człowieku, opamiętaj się! Nastoletnie dziewczyny i dorosły kapłan? Co to za „partnerzy” niby? I do tego kapłan żyjący we wspólnocie zakonnej? To do czego ta wspólnota była? Żeby go kryć? Co to ma być do jasnej niespodziewanej! Spokojnie wytłumaczyć?! Post chleb i woda do końca życia. Wojtek ma rację. Ale obawiam się subtelności, rozmiękczania, czy na pewno etc. Tu prawo i prawnicy bardzo drobiazgowi będą 🙁 a życie ludzkie złamane…
Anno, od jakiego wieku prawo honoruje wolę i przyzwolenie do decydowania o zbliżeniu? W tym przypadku możemy mówić o niedojrzałości emocjonalnej z obu stron. Jednak robienie z tego przestępstwa to nadużycie. Podobnym nadużyciem religijnym jest oczekiwanie, że celibat nie będzie skutkował takimi niedojrzałymi zachowaniami.
@KArol „§ 1. Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.” Tak wrzucam, żeby Pan wiedział, że w tych sprawach nie tylko Pana własna opinia się liczy, tylko mogą takie postępki zostać poddane obiektywnej ocenie władzy świeckiej. Skoro dla Pana opis „W pewnym momencie rozebrał się do pasa, powalił mnie na ziemię, zerwał mi bluzkę i położył się na mnie. I stało się…” jest opisem konsensualnej relacji, to coś jest z Panem mocno nie tak i radzę Panu, żeby się Pan pilnował.
@Sebastain „No i szkoda, że w tamtych czasach te młode panie i niestary wtedy zakonnik nie mieli nikogo przy sobie, kto by spokojnie wytłumaczył: nie idźcie tą drogą”Nie podoba mi się zrównanie przez księdza ofiar i zakonnika- drapieżnika: te dziewczyny szły po rozwój duchowy, po bezpieczeństwo właśnie, zakonnik szedł by je wykorzystać seksualnie. I dziewczyny i zakonnik miały innych duchownych wokół siebie, spowiedników. Co słyszała jedna z dziewcząt? Że przez nią zakonnik pije, bo go nie chce…To tylko świadczy jak również wielu/ niewielu duchownych przedmiotowo patrzy na kobiety, jako narzędzia do użycia, z przymrużeniem oka na „wybryki” kolegów, nie reaguje, a nawet stręczy im ofiary. Cieszę się, że wielu mężczyzny w samej Więzi i na forum podchodzi podmiotowo i z empatią wobec tych młodych, naiwnych, krzywdzonych dziewcząt, które nie seksu przecież szukały we „wspólnocie”i Kościele. Dziękuję Wam Panowie!
@Sebastian: Spokojnie wytłumaczył?! Ależ to nie jest opowieść o zawracaniu głowy nastolatkom niewinnymi komplementami! Wobec takiego zachowania może adekwatne byłoby „spokojne wytłumaczenie”… To jest tekst o kompletnie zdegenerowanym moralnie zakonniku wobec którego system był zupełnie bezradny, skoro jego przedstawiciel (proboszcz) szukał rozwiązania u ofiary („zrób z nim coś bo pije”). Nie wiem co jest bardziej przerażające – stan tego systemu (umożliwiający trwanie takich patologii) czy komentarz księdza, wyraźnie próbujący zbanalizować to co się działo…
Szanowne Panie, @Ala, @Małgorzata, @Anna, to jasne, że w tych smutnych historiach jest dysproporcja doświadczenia życiowego między młodymi kobietami a 30 letnim zakonnikiem. Czy ta dysproporcja znosi jednak – zdaniem Pań- całkowicie własny osąd sytuacji? W tym kontekście rada kogoś rozsądnego mogła być zbawienna.
@ Sebastian: Juz raz ksiedzu „podziekowalem” za swiadectwo braku jakiejkolwiek ludzkiej empatii – oprocz poczucia kolesiostwa z kolegami w sutannach. Tu ksiadz pograza sie jeszcze bardziej… Dzieki takiemu wlasnie „wlasnemu osadowi sytuacji” wielu duchownych pedofilia w Polsce mogla kwitnac bez przeszkod.
@Sebastian W tych zatrważających i druzgocących historiach sprawca jest sprawcą a ofiary – ofiarami. Proszę tego nie mieszać. Właśnie z powodu działań sprawcy, jego manipulacji i osaczenia, właściwy osąd sytuacji nie był możliwy – przecież wyraźnie jest to opisane w każdym przypadku. A potrzeba było nie rady tylko zdecydowanych działań ze strony władz zakonnych. Straciliście zaufanie społeczne, takie komentarze tylko pogłębiają ten stan, bo uświadamiają że zmiany systemowe, prawne mogą okazać się niewystarczające. Potrzeba głębokich zmian na etapie kształcenia w seminarium…
Sebastian, tak, opisana dysproporcja znosi osąd sytuacji. Bo mamy tu do czynienia z manipulacją dokonaną z poziomu władzy.
@ Wojtek. Tu mam wątpliwość. Może ograniczać, jak zawsze w sytuacjach afektywnych, ale całkowicie znosić? Pamiętam lata 80 i to, że wtedy sporo kobiet w mojej miejscowości w wieku 19- 20 lat zawierało małżeństwa i zakładało rodziny, dziś są często babciami i żonami tych samych mężów. Były w różnych sytuacjach życiowych, materialnych . I były zdolne, wtedy, bo dziś jest inaczej, pokierować definitywnie swoim życiem. Zatem młody wiek nie musi być przeszkodą do odpowiedzialnych decyzji. Ale to nie każdej i każdemu dane, a dużo, bo nie wszystko, zależy od tego, na kogo się trafi.
Sebastian, wykorzystane kobiety mogłyby mieć i po 80 lat, nie ma to żadnego znaczenia. Zakonnik celowo wybierał sobie kobiety, którymi mógł manipulować. I jest to WYŁĄCZNIE jego wina. Sugestie, że ofiara jest współwinna sytuacji nie powinny mieć miejsca.
Wojtek,
„Sebastian, to wskazuje już tylko na niedostatki wiedzy w omawianym zakresie, skoro próbujesz to rozpatrywać w “kościelnych” kryteriach rozumu i woli.”
Kryterium rozumu jest tym, co wyróżnia naszą cywilizację. Jest podstawą poznawania i analizowania rzeczywistości.
Jedynie właściwym sposobem patrzenia na człowieka jest traktowanie go jako istoty rozumnej i wolnej, potrafiącej działać celowo dobierając subiektywne środki.
Zaś stygmatyzowanie ludzi określeniami ofiara czy kat wręcz uniemożliwia im wejście na poziom refleksji i wprowadzenie zmian w swoim życiu.
Z wypowiedzi kobiet wynika, że potrafiły i odmówić, przerwać i zakończyć relacje, w której się źle czuły. Odważyły się mówić o tym publicznie.
Małgorzata, gdyby tak faktycznie było, jak mówisz, to byśmy nie mieli żadnych emocji. Średniowieczne tezy o całkowitej rozumności człowieka zostały dawno obalone.
Wojtek,
„gdyby tak faktycznie było, jak mówisz, to byśmy nie mieli żadnych emocji. Średniowieczne tezy o całkowitej rozumności człowieka zostały dawno obalone.”
Antropologia chrzescijanska definiuje, w punkcie wyjścia, tak właśnie człowieka, jako byt rozumny i wolny.
Emocjami zajmował się głownie św Tomasz i właściwie dzisiejsza psychologia potwierdza jego strategie radzenia sobie z nimi. Polecał 'sadzać’ emocje przed sobą i traktować je po królewsku. Nie potępiać i nie oceniać. Wysłuchać. Złapać z nimi kontakt i pozwolić sobie na odczuwanie ich. Same wtedy niejako automatycznie poddadzą się kierownictwu rozumu.
W powyższym tekście wyraźnie widać, że p. Alicja miała kontakt ze swoimi emocjami, z tym co odczuwała i to, że towarzyszyła jej refleksja/rozumny osąd
@Sebastian
Pańskich komentarzy w temacie wykorzystania dorosłych bezbronnych to nawet nie mam siły komentować.
Pan przedstawia klasyczną obronę przez obwinianie ofiar!
Dla pana jak ktoś miał 18 lat (a przypominam, że w tej historii nie każda ! osoba tyle lat miała) to w zasadzie wina jest po obu stronach.
Naprawdę zamiast ślepej obrony za każdym razem sprawców zalecam również dogłębniejsze przestudiowanie tematu psycho-manipulacji czy to w piśmiennictwie czy materiały video (a jest tego od groma).
Zapoznałem się z masą materiałów o wykorzystaniu manipulacji podszytej wiarą od USA, przez Azję po Antypody i mechanizmy są podobne bez różnicy czy to K. Scjentologiczny, nasz, jakieś azjatyckie mniejsze czy inne.
Krzywda z powodu manipulacji duchowej służącej de facto do wykorzystania seksualnego jest zbrodnią na duszy! Na wierze danej osoby! Bo te osoby nie przychodziły po seks (sic!) tylko po poradę duchową, wsparcie etc.
Nie mówimy tu o jakimś klasycznym romansie, na litość boską.
To jest tak poważne, że wydalenie ze stanu duchownego powinno być automatyczne i bez dwóch zdań.
@Jerzy, dziękuję za uwagi. Przy szeroko rozumianej bezbronności, status ofiary może być zatem często rozpoznawany. Wolę, gdy skupiamy się na rozumie i wolnej woli ludzi wraz z towarzyszącymi im ograniczeniami. Jest to, uważam, ściślejsze. Dlatego bez wątpienia ofiarą jest dziecko- bo nie ma rozumu czy ktoś ograniczony intelektualnie, czy ofiara gwałtu, bo nie ma wolnej woli. W pozostałych przypadkach ograniczeń rozumu i wolnej woli , nie wykluczających jednka wnogóle ich użycia, wolałbym mówić np o poszkodowanych- w różnym stopniu. Tu umieszczałbym te przykre historie uwiedzionych dla zaspokojenia żądz mężczyzn i kobiet.
@Sebastian:
Pisząc o „szeroko rozumianej bezbronności”, ma Ksiądz chyba na myśli nauczanie – a nawet prawo kanoniczne – swojego, a także mojego, Kościoła. Czyżby kwestionował Ksiądz takie podejście?
Niezmiennie polecam letni numer „Więzi”. Akurat Księdzu bardzo by się przydała ta lektura:
https://wiez.pl/2023/06/26/mniej-bezbronni-kanonicznie/
https://wiez.pl/2023/06/26/zrozumiec-bezbronnych/
https://wiez.pl/2023/06/26/przemoc-duchowa-po-katolicku/
Sebastian, to wskazuje już tylko na niedostatki wiedzy w omawianym zakresie, skoro próbujesz to rozpatrywać w „kościelnych” kryteriach rozumu i woli. Przeczytaj jeszcze raz artykuł. Masz tam informacje o stosowanym szantażu, zarówno bezpośrednim, jak i emocjonalnym. Samo to już wystarczy, by odrzucić możliwość mówienia o „wolnej woli”. Podobnie masz wyrażoną wolę, że kobiety z artykułów chciały to przerwać, więc wykazywały taką wolę. Nie były jednak w stanie, bo były od duchownego uzależnione na różne sposoby. Naprawdę tego nie dostrzegasz, czy nie chcesz dostrzegać?
A jeśli nie potwierdzi i zaprzeczy to co wtedy?
I jak to nie miał nikogo przy sobie, przecież mieszkał w klasztorze.
I jak sobie pan wyobraża, kto jak nie właśnie spowiednicy czy kierownicy duchowi powinni byli zareagować bo nie było innych osób zaufanych?
Szanowna Beata zapomina o tajemnicy spowiedzi…
@Sebastian i inni komentujący
Po lekturze Więzi letniej – też sobie zadaję te pytanie.
Jak daleko sięga bezbronność i kiedy to romans, a kiedy wykorzystanie.
I teraz spodziewam się mocnych komentarzy.
Ale poważniej … dlatego właśnie dałam link o Mertonie.
Przecież jego czytają tysiące – a tu taki temat.
Zakochanie.
Wprawdzie w stylu „Ptaków z ciernistych krzewów”, to nawet można go i pożałować – a przecież Margie mogła być totalnie rozwalona psychicznie, chociaż do”niczego” nie doszło.
Niemniej nic o tym nie wiemy. O niej. Znamy akurat w tej historii wersję męską – Merton o tym pisał otwarcie. Zatem to nie są proste sprawy – można kogoś mocno wykorzystać – nawet go nie dotykając.
A jak to będziemy mierzyć?
Czym? Jakim narzędziem?
Trochę trąci to manipulacją i nierzetelnością. Wrzuca Pani link o Mertonie bo czytają go tysiące podając 'sensacyjny’ temat o zakochaniu. Potem przypuszczenie o rozwaleniu psychicznym, by na końcu stwierdzić, że nic o tym nie wiemy, o niej też. Na litość Boską, pytam się po co ten link i czemu miał służyć skoro nie możemy prawidłowo prowadzić dyskusji będąc jedynie w sferze domysłów Margie. Dodatkowo w artykule są dwie sprzeczne informacje czy śluby posłuszeństwa zostały złamane
@Krzysiek
To był tak rodzaj powiedzmy „testu”- jak się osoby odniosą do tej sprawy – Merton nie zgwałcił, prawda, więc dla niektórych nie ma problemu. Sławny Merton.
Bardzo dziękuję @ Albertowi za komentarz.
Są i inne:
xyz – „nie wydaje mi się, że było to z jego strony świadome wciągnięcie Margie Smith w romans a po prostu kryzys wieku średniego.”
br. Mateusz „Historia i piękna i bolesna, i trudna do oceny. Nie do porównania z przypadkiem omawianym w tym artykule.”
Tak. To mi wystarczy mi do końca życia, by rozważać jak czasem myślą mężczyżni. Dziękuję.
Pani dalej nie rozumie co napisałem i tłumaczy to, że to był test, jak odniosą się osoby do sprawy osoby. Ale jak mają się odnieść jeżeli wciąż nie wiemy co myślała o tym Margie? To jest tak nierzetelne, że aż dziwne, że przeszło moderację. Wrzuca Pani jednostronny link i czeka by komentarze były zgodne z Pani oczekiwaniami i klaszcze tym, którzy myślą podobnie.
Cyt. Merton nie zgwałcił, prawda, więc dla niektórych nie ma problemu. Sławny Merton.
Nie musi być gwałtu by nie było problemu.
Przynajmniej 3 osoby napisały, że sytuacja z artykułu i Merton jest nieporównywalna i ogólnie nie widać podobieństw.
Cyt. Tak. To mi wystarczy mi do końca życia, by rozważać jak czasem myślą mężczyżni. Dziękuję.
Jeżeli na podstawie jednostronnego linku i kilku komentarzy chce Pani wyciągnąć wnioski dla siebie jak myślą mężczyźni to gratuluję. Ja na postawie komentarzy wszystkich Pań nie wyciągnąłbym konkretnych wniosków nt. myślenia kobiet bo byłyby krzywdzące dla Pań
I jeszcze poniższy cyt Na pewno nie była to dla niej łatwa historia (dla Margie)
Już Fix napisał kiedyś Pani że, nie wie Pani co myślą inni komentujący, więc proszę też nie pisać, czy była to dla Margie łatwa czy trudna historia
@Krzysiek
Co do komentarza @xyz – to już rozumiem więcej – komentarz został przez xyz wyjaśniony i rozszerzony poniżej – już kiedyś zresztą pisałam, że komentarze to mocno ograniczona forma komunikacji – można się bardzo źle zrozumieć.
Niemniej sama historia Mertona i M.- jest dalej trudna.
Wiemy, że Margie znika z życia Mertona, po przerwaniu relacji przez opata.
Nigdy publicznie nie odniosła się też do tej sprawy ani nie uległa pokusie publikacji listów, które dostawała do zakonnika. Na pewno nie była to dla niej łatwa historia.
To tyle. Włączyłam ten temat, bo uważam, że ważny. Relacji duchownych i innych relacji „duchowych”.
Joanna Krzeczkowska, dziękuję za Twoje pytania i przywołanie Mertona. Dostrzegam wyraźną tendencyjność w postrzeganiu relacji seksualnych osób konsekrowanych i dysproporcję w traktowaniu ich zachowania i jawnych zachowań dewiacyjnych innych środowisk, które upubliczniają swoją intymność. Trudno mi nie traktować takich tekstów jako elementu propagandowego, który ma „rozmiękczyć” arbitralne postawy osobników binarnych.
Ciekaw jestem, co teraz powiedza ojcowie dominikanie, ktorzy go jeszcze kilka miesiecy temu zapraszali do prowadzenia rekolekcji w Jamnie? Albo ten „kierownik duchowy” p. Beaty, obarczajacy ja wina za te relacje? Albo zakonny proboszcz, wyrzucajacy jej, ze przez nia o. Antoni jest pijany… Przeciez oni jeszcze zyja i dalej „towarzysza duchowo” wiernym…
@Konrad+Schneider
„Ciekaw jestem, co teraz powiedza ojcowie dominikanie, ktorzy go jeszcze kilka miesiecy temu zapraszali do prowadzenia rekolekcji w Jamnie?”
Chyba są trochę w innej sytuacji niż wspomniany przez Ciebie kierownik duchowy czy proboszcz zakonny. Bo najprawdopodobniej nic parę miesięcy nie wiedzieli o zarzutach – które zresztą jeszcze się nie potwierdzily ostatecznie.
Ten spowiednik przynajmniej miał konkretną wiedzę, dominikanie niekoniecznie.
Czemu się Pan czepia dominikanów? Skąd mieli wiedzieć? Rzuć Pan kamieniem w parafian, co przychodzili na msze, bo się na nim nie poznali. Co do „kierownika duchowego” i proboszcza to zgoda.
@ Piotr Ciompa: Ma Pan racje. Skad mieli wiedziec, gdy zaslonili sobie rekoma usta, oczy i uszy? Przepraszam, to byl moj blad myslowy…
Mam podejrzenia kim mógł być ten kierownik duchowy. Możliwe więc, że już nie żyje.
Szokujące!!! Jak długo ten pseudozakonnik nadal nim będzie? Zakon co nie reaguje? Najgorzej, że nie reaguje delegat episkopatu…..
Przecież zakon reaguje. Zob. część pierwsza
I proces będzie trwał latami jak inne procesy biskupów z Polski! I skończy się na świety nigdy! Juz teraz powinien być suspendowany.
Szanowny Autorze, personifikujesz zakon. Reagują konkretne osoby. Z Pana tekstu nie wynika, że reagują adekwatnie, choć konkretnie. Dla mnie niezmiernie istotne jest w tej sprawie wzajemne porozumienie między „ofiarami” (ofiarami czego? niedojrzałej ciekawości? kultury jako „źródła cierpień”?). Mamy skłonność do ulegania pewnym kontekstom kulturowym: po jednej stronie znajdują się wszelkie usprawiedliwienia i przemilczenia, a po drugiej wszelkie potępienia i stygmatyzacje „drapieżnictwem seksualnym”. Osobiście, od wielu lat, wskazuję tradycję celibatu jako zwyczaj patogenny, który nie ma żadnego uzasadnienia w ewangeliach (jedyny cytat o trzebieńcach jest błędnie przetłumaczony), co sprawia, że „osoby konsekrowane” na samym początku swojej drogi „powołania” fundują sobie konflikt wewnętrzny deformujący ich psychicznie. Tak powstają dewiacje. Odsyłam do dzieł Carla Gustawa Junga i Wilhelma Reicha.
Mimo, że tyle już czytałem o takich przypadkach to nadal mnie to przeraża.
Ilu jest jeszcze takich jak D. z Głubczyc, M., z Wrocławia, D. z Białegostoku, D. z Meksyku, G. z Wiednia w Polsce i na świecie ?
Dokąd to wszystko zmierza ?
Jak to ZMIERZA? Przecież to nie jest tak, że to jest zjawisko nowe – tak było zawsze, tylko dzisiaj o wiele trudnie jest coś ukryć i ofiary mają zdecydowanie większą szansę na głos.
Kobiety są molestowane niemal wszędzie, jednak czyny w „rejonie kruchty” były poczwórnie ukrywane w imię „wyższych” celów: religii i Kościoła. Obecna taktyka (większej otwartości) jest wymuszona przez okoliczności, a nie wynika z jakiejś raptownej zmiany przekonań. Gdyby KK technicznie nadal MÓGŁ uciszać ofiary i „znikać” predatorów w koloratkach, jak kiedyś, zapewne robiłby to nadal.
Dzisiejsza etyka Kościoła jest funkcją uwarunkowań zewnętrznych, co chyba nie świadczy o niej najlepiej? Tak, wiem, wielu ludzi Kościoła wzdryga się na te etyczne wygibasy, ale oni nie mają realnego wpływu na kurs tego ociężałego okrętu. Możemy tylko stać na brzegu i patrzeć.
I jeszcze N.N. z miejscowości … i N.N z miasta….Jest jeszcze wiele takich przypadków. Czasami ofiary wolą cierpieć w ciszy i samotności cierpieniem już znanym sobie niż dokładać sobie kolejnego cierpienia jakiego ciągle nieskąpi kościelny system, którego wytworem jest np. „nasz” Sebastian. W każdym środowisku mogą się znaleźć zboczeńcy, ale sakralna wokół nich otoczka, wsparcie kolesi w sutannach i sklerykalizowanych wiernych jest czymś nie do zniesienia. @Jerzy2 „Dokąd to wszytko zmierza?” Mam nadzieję, że do samoeliminowania takich kandydatów do kapłaństwa oraz otwierania oczu ich otoczenia. Jeśli brakuje człowieczeństwa i empatii ( o dojrzałej wierze nie wspomnę) to może strach przed ujawnieniem światu zła popełnionego uchroni kolejne ofiary.
@Ala
O, właśnie, właśnie. Niestety, wiele spraw nie wyjdzie na jaw. Paradoksalnie zwłaszcza osoby, którym udało się ułożyć sobie życie (tj. mają dzieci, rodziny) często nie zgłaszają się. Właśnie ze względu na to, że nie chcą im dodatkowo cierpień dokładać. A system i ludzie tego systemu…no niestety. Ryzyko trafienia na prymitywną osobę duchowną niestety jest wciąż za duże.
Ps.aha, oczywiście nie mam na myśli, że jeśli ktoś nie ma małżonka I dzieci to nie ma dobrego życia. Chodzi mi o to, że właśnie te osoby szczególnie niechętnie się ujawniają, właśnie ze względu na te dzieci, męża/żonę.
Ja też niestety to wogóle mam wrażenie, że księża uwodzący nastolatków i młodych dorosłych wiedzą o tym, że więzy rodzinne będą blokować w przyszłości ich ofiary przed ujawnieniem tych krzywd oraz że w pełni cynicznie ten fakt wykorzystują.
Czy to zmierzanie, czy może raczej zamierzenie? Siła bezwładności? A może plan i intencja? Od dwudziestu wieków przekierowuje się uwagę z grzechu bałwochwalstwa na grzech „nieczystości”. Szóste (właściwie siódme) przykazanie dekalogu, zamiast drugiego (które w KKK zniknęło). Proszę wrócić do tekstu Tory (Pięcioksięgu) i zobaczyć, jakie Prawo Mojżeszowe przewidywało opłaty za uwiedzenie dziewicy, która była pod władzą ojca, co dziś już nie jest możliwe, bo taka władza została ustawowo zdefiniowania jako „przemoc” symboliczna i emocjonalna.
Prawie jak historia z „Matki Joanny od Aniołow”. Prawie bo to co jezuita wysublimowal to franciszkanin uprościł. Szkoda że nie bernardyn. Oni bardziej pasowliby na czcicieli siedmiu zacnych grzechów głównych że przypomnę tytuł pewnej uroczej książeczki.
https://pl.aleteia.org/2018/06/20/tomasz-merton-i-margie-smith-czyli-o-tym-jak-mnich-zakochal-sie-w-pielegniarce/
Będzie jakieś oburzenie?
Czy widzi tu pani znaczące podobieństwa?
Joanna, po pierwsze, jak Beata wspomniała, to nie są podobne sytuacje. Po drugie bardziej powinno tu oburzać wymuszone cierpienie dwojga ludzi. Zadajmy sobie pytanie, naprawdę czemuś to ma służyć, że ktoś cierpi samotność, z przyczyn, które nie są obiektywne? Bóg się cieszy, gdy widzi, jak człowiek w jego imię zadaje sobie ból psychiczny? Wydało to dobre owoce?
Była kiedyś taka mądrość, że „cierpienie uszlachetnia”. To już nieaktualna prawda. Podobnie jest z cierpiącymi duchownymi i zakonnicami. Zabijanie miłości jest zbrodnią. Likwidowanie samej możliwości kochania to wymysł iście szatański. Nieludzki. To tragedia Kościoła.
Przecież nie ma przymusu, jeżeli ktoś widzi, że jego droga do Boga MUSI omijać groźne mielizny damsko-męskie, to kto mu broni?
Kiedyś myślałam, że celibat służyć ma lepszemu wypełnianiu obowiązków kapłańskich i byciu wzorem w zachowywaniu czystości- pokazaniem młodym ludziom, że da się żyć w czystości przedmałżeńskiej, czy małżonkom pomagać w dochowywaniu wierności. Teraz gdy widzę nagminne w moich kościołach czytanie homilii z wydrukowanych z Internetu (czasem są to prawdziwe traktaty teologiczne- nie do zniesienia!) to zastanawiam się po co ta samotność i więcej wolnego czasu niż w rodzinie, a o byciu „wzorem” i „przewodnikiem w zachowywaniu czystości” nie wspomnę….Oczywiście nie powinnam uogólniać. Sama już nie wiem.
Ala, naprawdę tych „obowiązków kapłańskich” nie jest tyle, by w jakiejkolwiek sytuacji rodzina miałaby przeszkadzać. Porównując, mój weterynarz jest bardziej dostępny, niż ksiądz, a weterynarza mamy jednego, księży trzech. I do weterynarza dzwonię o trzeciej w nocy, gdy jest potrzeba, a na wizytę w kancelarii czekam tydzień, a otwarta jest jedynie dwie godziny w czwartki. Weterynarzowi nie przeszkadza to być ojcem dla dwójki dzieci.
Dlatego użyłam czasu przeszłego i tego żenującego przykładu z czytaniem wydrukowanych z internetu homilii z życia wziętego (i nie jest to sytuacja awaryjna ale coniedzielna praktyka kilku księży), a parafia nie jest bynajmniej jakaś zapyziała, na końcu świata z kilkoma wiernymi. Zgadzam się, że celibat się w wielu przypadkach nie sprawdza. Chociaż kiedyś kiedyś dzieciom mówiłam, że można tak się zakochać w Panu Bogu i być mu wiernym, że inny człowiek nie ma już szans (jak w dobrym małżeństwie). Dziś znowu sama nie wiem…
@Ala
Żenujące, acz niekiedy zabawne. Byliśmy w zeszłe wakacje w pewnym zacnym mieście przejazdem. Trafiliśmy na mszę świętą w katedrze. Jakaś to była uroczystość, czy święto, w każdym razie msza z homilią. Piękne było kazanie, dobrane do czytań. Ksiądz mówił o wyrzeczeniu, o postanowieniach, o wzrastaniu w cnotach chrześcijańskich „…o czym warto pamiętać u progu kolejnego adwentu… hmm, hmm,… i NIE TYLKO u progu adwentu, lecz i w zwykłym czasie.”
Cóż, podziwu godna przytomność umysłu..
@Ala a co dopiero będzie jeśli na ambony wejdzie czat GPT?
Basia, jak Czat GPT wejdzie do użycia, to obawiam się, że jakość niektórych kazań mogłaby wzrosnąć…
@Ala – dobrze mówiłaś. Można tak się zakochać w Bogu.
To, co tu czytamy, to tylko wycinek rzeczywistości.
Myślę, że jest wielu normalnych, cichych i pokornych o księży, o których nigdy nie usłyszmy – właśnie dlatego, że są pokorni.
Są ludzie i wielu ich – i księży i zwykłych tak na co dzień żyjących dobrze, po prostu, a bez nich nasze życie zmieniłoby się w dżunglę. Nawet czasem nie wiemy ile komu i co zawdzięczamy.
@Soker
Czy mógłbyś rozwinąć Twoją myśl? Co to znaczy „Bóg się cieszy” – „Bóg się nie cieszy” i kto ma o tym rozsądzać? W jaki sposób zastosować takie kryterium do oceny moralnej czynów własnych i cudzych?
@Beata, @Wojtek
Widzę tu skalę problemu samotności duchownych.
Sama paręnaście lat temu przeżyłam szok, kiedy się o Mertonie dowiedziałam.
A później przyszedł czas na mocniejsze historie niestety.
Nie porównuję tych sytuacji – czy będzie oburzenie? –
jest pytaniem zadanym na przykład miłośnikom Mertona, których tu pewnie nie brakuje.
Różne formy zatem przybiera radzenie sobie z samotnością- od platonicznych wzdychań po straszną perwersję i wykorzystanie jak w tym przypadku.
W przypadku Mertona była natychmiastowa reakcja brata –
tylko „podsłuchany” telefon i już interwencja a przecież sytuacja jakże odmienna – prawda?
…
A tu w przypadku franciszkanina nic – tylko dobre rady przy spowiedzi.
Ja już nie mam słów na brak wrażliwości u pewnych duchownych.
Skojarzenie z małpkami to za mało.
Kamienie.
Dlatego idę krok dalej i stawiam pytanie po co komuś potrzebna samotność duchownych? Jak widać niczemu to nie służy, a generuje problemy.
@Wojtek
Z jednej strony, niby tak. Z drugiej: czy powinniśmy profilaktycznie zamykać wszystkich singli po 30 r.ż. na ten przykład?
Myślę, że celibat nie jest wystarczajãcą przyczyną nadużyć. Nie jest usprawiedliwieniem.
Chociaż przyznam, że mi najbardziej sensowne zdaje się rozwiązanie, żeby droga celibatu była dla nielicznych osób. Takich, którzy może mają naturalnie bardzo niskie libido(?) Przyjmuje się dziś, że jest pewien procent relatywnie zdrowych ludzi, którzy po prostu tak mają.
A dlaczego zamykać, nie rozumiem?
@Wojtek
„A dlaczego zamykać, nie rozumiem?”
No bo gdyby długotrwała samotność sama z siebie generowała takie problemy, to trzeba byłoby profilaktycznie objãć jakimś nadzorem wszystkich długotrwale samotnych. O to mi chodzi.
Fix, nie, długotrwała samotność oczywiście generuje problemy, ale czym innym jest samotność sama w sobie, a czym innym samotność człowieka, który nie chce być samotny, ale ma taki zewnętrzny przymus.
@Wojtek
A dużo Pan zna singli, którzy są samotni tak naprawdę z własnej woli? Ja chyba jednak znam w większości osoby, które chciaľyby się związać, ale albo kompletnie nie potrafią, albo jakoś nie mogą spotkać osoby odpowiedniej dla siebie. W sumie to też jakby przymus.
Jak widać, stosujesz uogólnienia, pomieważ przeszkadza Ci celibat duchownych. Rozumiem, że myślisz, iż w więzieniach za przestępstwa seksualne siedzą sami celibatariusze? Ręce opadają na taką naiwność. Jeżeli oskarżenia są prawdziwe, to mamy do czynienia z mężczyzną zmieniającym partnerki i stosującym przemoc, ewidentnie zaburzonym. czy myślisz, że taka osoba byłaby dobrym mężem?
@Ann.a
Jasne, że nie tylko celibat jest przyczyną trudności. Tzn. samo wyeliminowanue tego celibatu nie zlikwiduje problemu.
Chociaż osobiście uważam, że OBOWIĄZEK celibatu dla księży katolickich jest już problematyczny. Jakoś to powinno być zróżnicowane. Jak, to się nie wypowiem, bo się nie znam. Może wybór, jak u grekokatolików? Nie wiem.
Ann.a, spróbuję to w prosty sposób wytłumaczyć. Przestępstwa seksualne popełniają ludzie, którzy mają ku temu sprzyjające okoliczności, jak zaburzenia, osobowość psychopatyczną, sytuację (np. alkoholizm plus nieobecność żony, co potrafi prowadzić do wykorzystywania własnych dzieci) itp.
Celibat sam w sobie jest czynnikiem, który w konsekwencji będzie prowadzić do jego łamania. Nie oszukujmy się, większość księży celibat łamie. Według badań ankietowych, co prawda podważanych, ale nie mamy innych 60% księży żyje w związkach z kobietami, pozostali realizują seksualność poza związkami. Z kolei według własnych ankiet w ramach Kościoła 40% kleryków określiło się jako trwale uzależnionych od pornografii. Sama instytucja celibatu skłania ku zachowaniom patologicznym, jak wykorzystywanie bezbronnych, ukrywanie związku, co tym bardziej pogłębia problem. Oczywiście samo zniesienie celibatu nie spowoduje magicznie rozwiązania wszystkich problemów, ale rozwiąże te, które celibat wywołuje. Bo obecna praktyka pokazuje jasno, że współcześnie celibat nie niesie wartości, tylko generuje problemy.
@Wojtek o. Dudek nie był zewnętrznie przymuszony do samotności. Wybierając życie zakonne wybrał też samotność. Nikt z zewnątrz go nie zmuszał do bycia zakonnikiem, samotnym zakonnikiem.
@Wojtku
To tak jakby powiedzieć, że zakaz kradzieży powoduje to, że ludzie kradną lub (żeby nie porównywać ogólnie sfery seksualnej do przestępstwa) nastawienie budzika na 7 rano sprawia, że wyłączam go i śpię do 9. Powiem więcej – osoba żyjąca przez lata w singielstwie i stosująca się np. z powodów religijnych (chociaż nie koniecznie, są ludzie niewierzący którzy też tak żyją) do zasad takich jak brak współżycia, ale też brak pornografii i tego typu podkręcaczy jest obiektywnie mniejszym zagrożeniem niż współżyjący regularnie mężczyzna, który podczas choroby partnerki nie może usiedzieć w miejscu. I absolutnie nie chcę sugerować, że prowadzenie życia seksualnego jest złe, bo jest dobre (oczywiście nie każde i nie zawsze, jak widzimy to w artykule), tak samo jak niewłasciwie można, że tak powiem, „prowadzić” sferę odżywiania, tak samo ma to miejsce w przypadku seksualności i innych sfer życia człowieka – i dostrzegano to jeszcze przed narodzeniem Chrystusa.
Osobiście uważam, że nie stałby się koniec świata, gdyby Kościół Katolicki zrezygnował z obowiązkowego celibatu księży, ale absolutnie nie uważam go za coś bezwartościowego, wręcz przeciwnie.
Podważane badania, o których piszesz, nie stają się wiarygodne przez to, że nie ma innych badań, to tak nie działa. A badania odnośnie pornografii pokazują ogólny problem źródłowy – nie celibat a pornografię, której konsumentem miał być również bohater artykułu. Bardzo mnie cieszy zresztą coraz bardziej poważne traktowanie zagrożeń, które wynikają z jej „używania”, również ze strony pewnych środowisk lewicowych czy feministycznych.
@Wojtek
Rozpoczynanie dyskusji o celibacie w kontekście tej historii grozi stworzeniem nowej drogi usprawiedliwiania winnych. „Gdyby nie ten zły celibat”.
Znam mężczyzn żonatych niczym kserokopie tego. I singli. To specyficzny stan umysłu.
Ann.a tak to trafnie ujęła, że aż pozwolę sobie powtórzyć:
„czy myślisz, że taka osoba byłaby dobrym mężem?”
Dziękuję za te słowa.
@Basia
O właśnie. Też tak myślę. Tym bardziej, że delikwenci tak właśnie siè niestety usprawiedliwiają. Ten z artykułu także, mam takie wrażenie.
Basia, podobnie jak „gdyby nie ten zły alkohol”, „gdyby nie ten utrudniony dostęp do leczenia psychiatrycznego”, „gdyby nie brak profilaktyki” i tak dalej, i tak dalej. Żadne nie będzie usprawiedliwianiem, tylko skupieniem się na rozwiązaniach. Postulat zniesienia celibatu jako jednego ze źródeł problemu jest słuszne.
Analogicznie jak zakaz prowadzenia samochodu po pijanemu, choć na pęczki mogę wymieniać ludzi, co spowodowali wypadek będąc trzeźwi.
@Basia
Ten specyficzny stan umysłu bardzo dobrze pokazują nagłośnione sprawy związane z ruchem me too. Oczywiście – celibat ma swoją cenę, zresztą jakoś od roku nawet na popularnych portalach pojawia się sporo artykułów typu „co abstynencja robi z Twoim ciałem” itd.:P.
Przy czym bardzo ciekawe jest to, że te portale (które nie są portalami „kościelnymi”, ich linia jest zdecydowanie liberalna) piszą o konsekwencji w postaci spadku libido, nie odwrotnie.
Przepraszam ale nie za bardzo rozumiem pytania o oburzenie.
W artykule wydaje się, że są 2 sprzeczne informacje
1. Z drugiej strony prymat wiodły śluby zakonne czystości i posłuszeństwa. Nie zostały one nigdy złamane.
2.Zaskakująco często jednak Merton wymykał się ze swojej pustelni, aby zadzwonić do Margie. Było to wbrew regule posłuszeństwa, gdyż telefony mogli wykonywać jedynie za pozwoleniem opata.
Albo reguła posłuszeństwa nie została złamana albo coś było wbrew tej regule. W tej kwestii musiałby się wypowiedzieć ktoś kto zna niuanse życia zakonnego reguł itd
Są tacy (nawet dość poważni), co maja poważne wątpliwości do zachowania czystości Mertona w tej relacji.
Patrz np.
Thomas Merton and „M”: What Merton’s Affair with a Nurse Taught Him About Love and Humanity
By Gregory K. Hillis, Ph.D., Bellarmine University
https://www.youtube.com/watch?v=rgGWARJ8bbQ
Merton zachował się jak nastolatek.
Nigdy pan nie był 50-latkiem zakochanym w młodej dziewczynie?
Myślę, że młoda dziewczyna może się podobać dojrzałemu i spełnionemu 50-latkowi. W ekstremalnym przypadku dojrzały 50-latek może się nawet dać zauroczyć młodej dziewczynie.
Ale zakochanie odznaczyłoby, że nie jest spełniony i chyba głupi.
Albert, zakochanie może się zdarzyć każdemu, niezależnie od wieku. Ważne, by relacja była zdrowa, wtedy żadna różnica wieku nie stanowi przeszkody.
@małyjanio
Wzruszające – ale zadam inne pytanie – czy Pana zdaniem łatwo łamie się śluby – jakiekolwiek – bo rozumiem, że raczej ten 50 – latek nie był singlem – taką wersję rozważamy?
Czy też nagłego uczucia u pana lat 50 bez wcześniejszych związków.
Te dwa przypadki niosą ze sobą kolosalne różnice w ocenie moralnej.
Jak „ Mnich” Bartosia i jego próba związku z kobietą.
Zakochanie się jest rzeczą ludzką, ale to co się z tym robi dalej może być już nieludzkie, jeśli nie ma szans na spełnienie w małżeństwie. „Niedokładnie do pieca” sprawia, że zakochanie wygasa.
Dlaczego zaraz „nieludzkie”? Thomas i Margie mogli spędzić dwa wspólne tygodnie w Phuket i zachować miłe wspomnienia 🙂
Joanno Krzeczkowska, po co oburzenie? Oburzenie jest reakcją emocjonalną, a emocje utrudniają pracę władzom poznawczym. Listy Abelarda i Heloizy mogą być lekturą wspierającą spokojne potraktowanie historii Mertona.
Czy ta sprawa mówi nam coś o „systemie kościelnym”? No, jednak piszę to z wielkim zawodem, mówi. System powierza duchownym władzę nad wiernymi bez żadnej kontroli/nadzoru. To był przypadek dominikanina Pawła M. i jezuity macieja Sz. oraz innych. Władza nieograniczona demoralizuje nieograniczenie. System kościelny jakby nie miał tej wiedzy. Nie jest usprawiedliwiony. O pokusach władzy pisali już filozofowie greccy. Tylko biedna hierarchia nic nie wiedziała. Ci, co uważają się za elitę niczym się od innych struktur władzy świeckiej nie różnią. Mimo podania w Biblii przypadku Dawida i Batszeby. Dlatego jej grzech jest cięższy.
PS. To jest grzech hierarchii, nie Batszeby.
@Piotr Trafione w punkt! 100% racji!
Piotr Ciomba, proponuję uważną lekturę rodowodu Jezusa… co pozwoli zrozumieć ów „ciężar” grzechu (pojęcia, którego nie znali Izraelici).
W tych relacjach z artykułu przede wszystkim mamy wykorzystaniem władzy i roli zawodwej. Jak to się ma do historii Mertona? On był też jakimś spowiednikiem tej pielęgniarki?
RE Jak to się ma do historii Mertona? On był też jakimś spowiednikiem tej pielęgniarki?
Spowiednikiem chyba nie był.
Ale można spojrzeć na to w ten sposób:
Merton nieznający kobiecości, kobiecego ciepła, czułości, delikatności, poznaje to w wieku 50 lat. I zgłupiał. Większość z nas doświadczało tego stanu mając lat 16, 18, no może 25. A Merton miał 50 albo i więcej.
Gdyby to była kobieta w podobnym do jego wieku, z doświadczeniem życiowym, z wyksztalceniem, miałby ten kontakt szanse na inne wymiary. A tak wydaje się, że to była głównie fascynacja świeżą, młodą kobiecością. Jak nastolatek się zakochuje, a po kilku miesiącach dopiero zdaje sobie sprawę, w co wdepnął.
Stary piernik – światowej sławy piernik – wciągnął młodą dziewczynę w romans. I wiedział, że nic z tego nie będzie.
Na pewno nie była to sytuacja symetryczna między Metonem a „M”. Musiała patrzyć patrzeć w niego jak w obrazek, czuć się wyróżniona. I koniec końców to chyba tylko ona zapłaciła za to cenę. A wszystko dlatego, że stary piernik nie znal wcześniej kobiecości, kobiecego ciepła, czułości, delikatności. I nagle zapragnął tego spróbować, nie patrząc na konsekwencje. Zapomniał się.
Albert, zakochać się można w każdym wieku. Twierdzenie, że to domena nastolatków, lub osób niedojrzałych jest zwyczajnie błędna.
Wojtek, zakochać się można w każdym wieku, ale pierwsze zakochanie to zwykle wiek nastoletni. Potem się ma już doświadczenie, które ma dawać mądrość. Choć różnie z tym bywa…
@Albert
Trochę mi to przypomina sytuację ze sztuki „Skiz” Zapolskiej. Chyba, że za mało wiem o tej sprawie.
Przykre, że społeczeństwo zazwyczaj z założenia obwinia bardziej kobietę.
Albert, Merton miał burzliwą młodość, niewolną od relacji z kobietą, zwłaszcza, gdy jeszcze mieszkał w Anglii i studiował w Cambridge; zob. jego Siedmiopiętrową górę; to zresztą rzeczy dobrze znane; nie wydaje mi się, że było to z jego strony świadome wciągnięcie Margie Smith w romans a po prostu kryzys wieku średniego
@xyz – serio ?- „nie wydaje mi się, że było to z jego strony świadome wciągnięcie Margie Smith w romans a po prostu kryzys wieku średniego”.
No tak, po prostu kryzys wieku średniego.
Czyli tym kryzysem wieku średniego to usprawiedliwmy i Mertona a i resztę facetów i ich zdrady – coraz bardziej interesujące diagnozy i opinie tu wyczytuję – zarówno na tematy wiary jak i obyczajów.
Sam Merton wiele i szczere o tym napisał, wiele napisali jego biografowie. Historia i piękna i bolesna, i trudna do oceny. Nie do porównania z przypadkiem omawianym w tym artykule.
@Joanna Krzeczkowska. Przez „świadome” rozumiem: zaplanowane, przygotowywane, z zamiarem wykorzystania, manipulacji itp, czyli to co jest elementem działań Antoniego. Nie pisałem, że Merton nie był świadom tego, co robił i nie ponosi odpowiedzialności, ale – wybierając się do szpitala, nie robił tego z zamiarem upolowania kolejnej ofiary; gdyby tam była inna pielęgniarka, możliwe, że dzisiaj nie dyskutowalibyśmy o Margie Smith. I w tym sensie rozróżniam sytuację Mertona od sytuacji Antoniego, wcale tego pierwszego nie uniewinniając i nie usprawiedliwiając. btw w Polsce mamy trochę wypaczony, jednostronny obraz Mertona, jako guru, który w Gethsemani znalazł odpowiedzi na wszystkie pytania. Nie znalazł. W korespondencji z Miłoszem pisze: Nie uporałem się z podstawowymi problemami teologicznymi (…). Sprawiałem
wrażenie, że posiadałem odpowiedź”. Dla lepszego zrozumienia Mertona warto zajrzeć do jego korespondencji z poetami, artystami wyraźnie lewicującymi wydanej przez W Drodze lub do jego powieści Mój spór z Gestapo btw2 Bardzo cenię Pani komentarze na Więzi 🙂
Joanna Krzeczkowska, nie zauważyłem (może przeoczyłem), aby ktoś tu usprawiedliwienia szukał w fakcie „kryzysu wieku średniego”. Taki interesujący kierunek w tych komentarzach nadałaś, a teraz tak go strywializowałaś tymi facetami i usprawiedliwieniem „zdrad”. Usprawiedliwianie uniemożliwia rozumienie.
@xyz – dziękuję za to wyjaśnienie, ponieważ teraz lepiej rozumiem ten komentarz.
Już byłam lekko załamana.
Ja rozumiem, że Merton tego nie planował i był zaskoczony.
Niemniej w przypadku Mertona tu @Ala dobry komentarz – jak coś jest niemożliwe np. relacja do spełnienia – nie dokładać do pieca – prosta instrukcja. Im dłużej – tym trudniej.
A tam jednak trwało mimo wiadomego końca.
Pewność siebie tego […] jest szczególnie szokująca, jego środowisko zdawało się nie tylko biernie przymykać oko, ale aktywnie go wspierać (Antoni pije przez ciebie, tylko nie zdradź Antoniego). Ostatecznie ona go zgubiła, bo zamiast przesuwać paciorki „miłych” wspomnień w cichości swej izdebki, miał tzw. parcie na szklo. Rozmowa z aniołem… Początkowo myślałem, że anioł o. Antoniego z tej ławeczki powinien mieć rogi i ogon, ale jednak nie. Upadek hipokryty to dowód, że jak w każdej historii z aniolami – Bóg widzi i działa.
„Kochaj i szalej! Nie pytaj, co dalej, bo potem jest tylko Niebo!” Słynne zawołanie franciszkanów ze Święta Młodzieży na Górze Św. Anny… Przerażające, jaką karkaturę kochania przedstawił jeden ze współbraci…
@Kajśka
A wie Pani, że mi to już samo to hasło trochę nie leży. Rozumiem, że to ma być parafraza, ale chyba jednak wyszła interpretacja.
No bo „kochaj” dla mnie oznacza również „bądź odpowiedzialny”. Czyli, czego próbuję z różnym skutkiem uczyć dzieci, „myśl co robisz”. A jak szalejesz, to nie myślisz jednak.
Fix, no to będę przekorny. Ojciec (być może nawet Niebieski), kocha i szaleje? Stwarza Człowieka, Adam, a po udanym dopasowaniu mu Ewy przytrafia się zdrada zasad i tak zwany „grzech pierworodny” (odkupiony przez Syna Pierworodnego) i co wtedy robi odpowiedzialny (kochający) Ojciec? Wygania Adama i Ewę z raju, nie specjalnie czując się odpowiedzialny za fakt stworzenia Kłamcy, który zwiódł Ewę, która zwiodła Adama jako „kość z kości i krew z krwi”. Od tamtej pamiętnej (biblijnej) chwili, Człowiek nosi zmazę „grzechu pierworodnego” (jak to sprytnie nazwał manichejczyk Augustyn) i nie może oglądać Boga twarzą w twarz, co znacznie mogłoby mu ułatwić podejmowanie trafnych (czyli niegrzesznych) decyzji.
To może na tym polega to podobieństwo do Stwórcy, że kochanie jest bliższe szaleństwu niż odpowiedzialności.
Gdyby zniesienie celibatu rozwiązywało problemy, to mielibyśmy tylko idealne rodziny, bez takich czy innych, mniej lub bardziej poważnych dysfunkcji, w tym zdrad, przemocy – niekiedy ekstremalnej, pedofilii. Kluczem jest raczej dojrzałe przeżywanie i wierność swojemu powołaniu, konsekwentne życie zgodnie z podjętą decyzją i dotrzymywanie swoich zobowiązań, w rzeczach wielkich i małych… Łatwo powiedzieć. 😉
Jasne, że celibat płynący z wiary będzie głupstwem dla świata (por. św. Paweł), jednak 'są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni’. (Mt 19:12)
Co do Mertona, to bardzo dobra lektura, która rozwiewa idealistyczne wyobrażenia dotyczące natury ludzkiej – święcenia bynajmniej nie czynią z mężczyzny anioła, to właściwie w jakimś sensie dopiero początek drogi. Również poważne osiągnięcia w dojrzalszym wieku noszone są w glinianych naczyniach. Dlatego w moralności chrześcijańskiej jest zalecane unikanie okazji do grzechu, bo pożar rozniecony z małego płomyka jest już trudno ugasić. 'Miłujący niebezpieczeństwo w nim zginie.’ (Syr 3:26b) Pomoc bliźnich jest nieoceniona i konieczna. Mertonowi pomógł jego przełożony, który nie zachował się jak stręczyciel kierujący się płytką efektywnością. Efekciarskie, napędzane emocjami wyniki bez fundamentu na skale z czasem przeradzają się w jałową pustynię, co możemy niestety obserwować w naszych czasach…
@ Wojtek 5, nic dodać, nic ująć.
@Wojtek 5
„Gdyby zniesienie celibatu rozwiązywało problemy, to mielibyśmy tylko idealne rodziny, bez takich czy innych, mniej lub bardziej poważnych dysfunkcji, w tym zdrad, przemocy – niekiedy ekstremalnej, pedofilii. ”
Zniesienie celibatu obowiązkowego (sic!) a nie w ogóle celibatu ma rozwiązać przynajmniej część problemów a mianowicie zwracanie się przeciw dzieciom gdy dany delikwent nie potrafi sobie poradzić ze swoją seksualnością i parę innych problemów jak dobrowolne związki hetero lub homo (w obecnej sytuacji po prostu to jest hipokryzja), wykorzystywanie podległości wobec młodzieży i dorosłych etc.
Co do występowania dysfunkcji to występują one i będą występować w każdej grupie. Tu bardziej chodzi o skalę.
Przeciętnie liczy się wg różnych raportów że oskarżonych duchownych o pedofilię było między 1% a 7% ! (Australia etc).
Gdybyśmy wśród dorosłych, których jest z tego co pamiętam około 25 mln w Polsce, był podobny odsetek pedofilii to daje nam to pomiędzy 250.000 a 1.750.000 potencjalnych sprawców.
Sądzi pan, że ta liczba pedofili w społeczeństwie zawiera się gdzieś pomiędzy ?
Tyle tylko, że w więzieniach siedzi ich około tysiąca.
Tak samo wśród społeczeństwa nie ma procentowo tylu osób homoseksualnych co w seminariach. Jak to wytłumaczyć ?
W zamkniętych grupach zawsze dochodziło i będzie dochodzić do nadużyć (więzienia, seminaria, klasztory, sierocińce etc.) Dlatego należy przedsięwziąć takie środki zaradcze aby tego było jak najmniej a sprawców wydalać i karać więzieniem jeśli się nie przedawniło.
„Dlatego w moralności chrześcijańskiej jest zalecane unikanie okazji do grzechu, bo pożar rozniecony z małego płomyka jest już trudno ugasić.”
Czyli z tego wynika, że żaden ksiądz nie powinien mieszkać pod jednym dachem z gosposią ani żaden kleryk z innym klerykiem w pokoju tylko w pokojach pojedynczych.
To niech dadzą przykład wiernym i odprawią gosposie i zmienią układ pokoi w seminariach.
Nakładają na innych ciężary, których sami nie potrafią dźwigać.
Podstawowy fakt jest taki, że celibat (oczywiście w rozumieniu także czystości czego oni tak nie rozumieją ale wierni i owszem!) jest fikcją. Ponad połowa duchownych w taki czy inny sposób go nie przestrzega a więc jest to utrzymywanie obłudnej sytuacji z której wszyscy wokół zdają sobie sprawę.
To tak jakby opiekun na oddziale odwykowym sam popijał w toalecie „małpki” a innych pouczał, że nie mają pić.
Nie tędy droga.
Moim zdaniem celibat powinien być do wyboru albo tuż po formacji albo nawet po kilku latach od niej. I ta decyzja byłaby już niezmienna z pełnymi konsekwencjami.
Jerzy, ale pomija Pan jeden aspekt. Nie wiemy czy celibat powoduje zejście na drogę np. pedofilii czy dokładnie przeciwnie ucieczka przed skłonnościami sprawia, że ktoś wybiera seminarium. Może też wybierać z premedytacją.
Jestem przeciwniczką celibatu, jak wielokrotnie pisałam, ale nie można traktować dojrzałych mężczyzn jak bezmózgich samców podległych chuci. Nie mogą to muszą?
Są rozliczne drogi rozładowania napięcia seksualnego, jest też możliwość zrezygnowania z posługi. Molestowanie bliźnich nie jest jedyną możliwością, a tym bardziej konieczną.
Oni tak wybrali, bo tak chcieli (molestowanie). Wybrali wygodne rozwiązanie.
I jeszcze dodam. Obmacywanie dzieci jest czymś co samotnemu cywilnemu singlowi, który przez lata nie miał dziewczyny/chłopaka nie przychodzi do głowy tylko zwyczajnie go brzydzi.
My kobiety nie mamy w relacjach międzyludzkich być lekiem na czyjeś perwersje czy też nie chcemy być postrzegane przedmiotowo jako „wolność rozładowania” bo inaczej „mężczyzna zwariuje”. To jest poziom ideologii tzw. inceli.
Powtórzę, wyciąganie „ciężaru celibatu” w tym kontekście to usprawiedliwianie winnego.
Basia, nie sądzę, by ktokolwiek wybierał premedytacją seminarium, bo ma skłonności pedofilskie.
I obiema rękami podpisuję się pod Twoim przedostatnim akapitem, tym o traktowaniu kobiety przedmiotowo.
Natomiast nie zgodzę się, że molestowanie było „wyborem”, bo tak chcieli. Sądzę, że bardziej chcieli bliskości, realizacji potrzeb, ale molestują, bo tkwią w układzie, który w jakiś sposób to na nich wymusza. Mówisz o rezygnacji z posługi, ja z kolei kilka razy pisałem, doktryna przedstawia złamanie ślubów jako gorsze przestępstwo, niż molestowanie. I tu należy szukać problemu.
Wojtek, proponuję poszukać w internecie o kapelanie szpitalnym z miasta Puł. , który już w seminarium widział siebie tylko jako kapelana szpitalnego. Takie wzniosłe powołanie…I nim został. Szpital z oddziałem dziecięcym. I wracał tam z powrotem, mimo że matka małego pacjenta zgłaszała nadużycia biskupowi, znanemu zresztą filozofowi… 3-4 lat lat temu namierzyła go niemiecka policja za posiadanie pornografii dziecięcej.
Wojtku pisząc o wyborze miałam na myśli ostatnią decyzję. Nie pragnienia, a decyzję, żeby je zrealizować wobec konkretnej osoby.
Celibat ręki w majtki dziecka nikomu nie włożył, choć zapewne nasił już istniejące zaburzenia. Dla mnie jest to niepojęte i musi być czymś więcej, bo jest część księży, dla których mam pewne zrozumienie, którzy jadą do innego województwa i korzystają z usług osób do towarzystwa. Nie pochwalam, ale pojmuję powód. Natomiast pedofilia i molestowanie to niezwykle trudne zagadnienia jeśli chodzi o psychologię sprawcy. Jest tu dużo samozakłamania, deluzja. Ale jest też np. potrzeba władzy.
Czy ktoś idzie do seminarium, żeby ukryć bądź zrealizować swoje skłonności czy przychodzi to z czasem? Myślę, że bywa i tak i tak. Przypadki są bardzo różne. Oczywiście, że pragnienie fizycznej bliskości jest realnym problemem.
Dziękuję za zrozumienie w kwestii odczuć kobiet.
Przeciwniczką celibatu (a raczej zwolenniczką jego dowolności oraz tylko czasowych ślubów czystości) jestem po pierwsze dlatego, że nawet zrealizowana potrzeba seksualna nie rekompensuje bliskości emocjonalnej. Człowiek ma potrzebę, żeby mieć z kimś bardzo intymną relację, gdzie może zdradzić największe lęki, potrzeby, ale też wspierać. Celibat to odbiera. Dwa, potrzeba potomstwa pojawia się niespodziewanie i dużo później niż śluby. Brak jej realizacji to ogromne cierpienie. Z kolei dzieci księży żyjące w ukryciu cierpią przez niejasną sytuację. Trzy, potrzeby seksualne spychane gdzieś w tło, powodują szarpaninę z poczuciem winy. Rzekome korzyści z celibatu (skupienie na życiu duchowym, więcej czasu dla parafii, ofiara) są niewspółmiernie wątłe do ceny.
Wojtek 5, porównanie chybione. Zniesienie celibatu nie rozwiąże wszystkich problemów, ale z pewnością rozwiąże problemy, które celibat generuje. Jak te opisane w artykule. Gdyby wspomniani zakonnicy nie ślubowali celibatu, to nie mieliby potrzeby realizowania seksualności w sposób patologiczny, skoro mogliby w sposób zdrowy.
@Wojtek:
1. Przypominam, że tu mamy do czynienia z zakonnikiem, który składał śluby czystości, a nie tylko z duchownym celibatariuszem.
2. W jaki sposób zniesienie obowiązku celibatu miałoby rozwiązać problemy opisane w tym artykule (pomijając już pkt. 1)? Ożeniłby się z jedną z nich przed święceniami, a potem zdradzałby ją na prawo i lewo? A może – jak Pan sugeruje – gdyby się mógł ożenić, to móglby realizować seksualność w sposób zdrowy, więc by tej wybranej nie zdradzał? Skąd to przekonanie?
3. Przede wszystkim przecież – czego Panu akurat nie muszę tłumaczyć – tu głównym problemem nie jest aktywność seksualna, tylko połączenie psychomanipulacji, duchowego uwodzenia, przemocy psychicznej i fizycznej, wymuszania niechcianego seksu, wykorzystywania zależności i autorytetu, notorycznego łamania ślubów zakonnych, ogromnych wyrządzonych krzywd. Co to ma wspólnego z celibatem?
Zbigniew, nie porównujmy składanych ślubów czystości, czy celibatu do małżeństwa. Manipulacja kobietami służyła mu do zaspokajania potrzeb seksualnych. Przywołam (przyznaję, że niezbyt lubianego przeze mnie) św. Pawła, który o celibacie naucza, że kto nie wytrwa w czystości, niech ma żonę, by nie zszedł na złą drogę. W tej sytuacji, gdyby miał zapewnione poczucie bliskości realizowane w małżeństwie, to ryzyko zdrad i wykorzystywania bezbronnych byłoby mniejsze. Bo mogłoby wówczas pochodzić najwyżej z jego własnych uwarunkowań (np. osobowości psychopatycznej), a nie jako formy realizacji potrzeb seksualnych, których z uwagi na złożone śluby nie mógł realizować w otwarty i zdrowy sposób.
Czyli nie zrozumiał Pan tego przypadku, a jedynie chce Pan wyciągać wnioski zgodne z własnym podejściem.
Zbigniew, możemy zatrzymać się nad ubolewaniem nad tym konkretnym przypadkiem, ale możemy też zastanowić się nad rozwiązaniami. Bo także w tym konkretnym przypadku celibat był problemem. Nie zaryzykuję stwierdzenia, że gdyby ów zakonnik miał rodzinę, to do wykorzystywania by na pewno nie doszło, ale bez obaw zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby miał rodzinę, to taki przypadek byłby o wiele mniej prawdopodobny.
Możemy też rozmawiać o innych rozwiązaniach, jak superwizje, nadzór, prewencja itp., ale będzie to reakcja (słuszna) na istniejący problem, a nie sprawienie, by problem nie występował (lub występował z dużo mniejszym prawdopodobieństwem).
Proszę nie zmieniać wątku. Moja uwaga dotyczyła nie zasadności obowiązkowego celibatu jako takiego, tylko kwestii, w jaki sposób z historii ojca Dudka wynikają dla Pana wnioski o celibacie, bo według mnie w żaden sposób nie wynikają.
Wtórny wobec tego staje się inny Pański błąd – przypominam pkt. 1 powyżej: tu chodzi nie o księdza celibatariusza, lecz o zakonnika składającego m.in. ślub czystości. Czyli w istocie proponuje Pan nie tyle zniesienie obowiązkowego celibatu, ile rezygnację z (przynajmniej) jednego ze ślubów zakonnych. Wolno tak sobie myśleć, ale: a) trzeba to rozróżniać, b) jest to sprzeczne z Tradycją Kościoła i zachodniego, i wschodniego.
Zbigniew, tak, w ten sposób to widzę. Jeśli ślubowania prowadzą do zła, to trzeba na to reagować i szukać rozwiązań. Dobro ludzi winno stać ponad tradycjami.
@Zbigniew Nosowski:
ad. 1. „Tylko celibatariusz” wybiera drogę bardziej samotną, niż wspólnotowy zakonnik. Ślubuje „tylko” posłuszeństwo i bezżenność, a zakonnik ślubuje także czystość i ubóstwo. Takie zanegowanie „EGO” ma poważne konsekwencje psychiczne, niekiedy objawia się ubóstwieniem resztek swojej woli, która przeradza się w swawolę.
Ad. 2. „Skąd to przekonanie?”, że jest jakiś obowiązek celibatu? To nie obowiązek, ale wybór Kościoła, wynikający z konkretnych procesów historycznych (wprowadzenie tego warunku pełnienia posługi kapłańskiej sprzyjało zawsze eliminacji pewnych mężczyzn na rzecz tych, którzy deklarowali orientację aseksualną (jak to można wyczytać w dokumentach kanonistów, biorących udział w międzynarodowym spotkaniu w Opolu, bodajże – jeśli mnie pamięć nie myli – w roku 1998). Orientacja seksualna może się zmieniać, w co jedni wierzą, a inni temu przeczą.
Ad. 3. Ten punkt budzi moje największe wątpliwości: trudno przecież oddzielić te „karygodne” zachowania (psychomanipulacje, duchowe uwodzenie, przemoc psychiczną i fizyczną, wymuszanie niechcianego seksu, wykorzystanie zależności i autorytetu, notoryczne łamanie ślubów zakonnych, ogromne wyrządzone krzywdy) od aktywności seksualnej. Trudno nie zauważyć, że największa krzywda, motywująca do ujawnienia nadużyć, nastąpiła po zorientowaniu się „ofiar”, że nie były jedynymi uwiedzionymi. To podkopało wrażenie „wybraństwa”, „wyjątkowości” i sprawiło, że „słodka tajemnica” przestała być słodka.
Pozostanę głęboko sceptyczny wobec przypadków wieloletniego i wielokrotnego wymuszania „niechcianego seksu”. Właśnie z tego powodu nie pojawia się tu oskarżenie o gwałt, ale – jakże ostatnio modne – oskarżenie o „drapieżnictwo”.
Przyjrzałem się kiedyś z uwagę antagonistycznym i nieantagonistycznym formom oddziaływania organizmów w świecie biologii, więc mogę uzasadnić nieadekwatność tego pojęcia w stosunku do opisywanego zjawiska uwiedzenia. Mutualizm jest zupełną rzadkością, ale w opisanych przypadkach można dopatrzyć się zachowań protekcyjnych (komensalizm) właśnie dlatego, że była zależność osób i jedna z nich miała przewagę autorytetu.
Często z łatwością wyznajemy teorię Darwina, a tak trudno nam w rzeczywistości społecznej uznać biologiczny determinizm. Taka niekonsekwencja rzutuje na niespójność obrazu przedstawianych zjawisk w teatrze „Wojny płci” (odsyłam do książki Paula Seabrighta pod takim tytułem).
Z celibatem ma to o tyle wspólnego, że został on wyegzekwowany w intencji eliminacji wpływu kobiet na historię Kościoła (że wspomnę tu tylko o Marozji).
Czy celibat sprzyja wynaturzeniom? Myślę, że tak, ale w innym trochę aspekcie – w przypadku celibatu kapłańskiego, zakonnego daje łatwy dostęp do kobiet podatnych na wykorzystanie, chociażby przez wiedzę uzyskiwaną na spowiedzi, kierownictwie czy wspólnocie. Pozwala działać jako wilk w owczej skórze. Jak zauważyła jedna z bohaterek artykułu ten człowiek nie był typem macho. Nawet obejrzałam sobie jego fotki. Też bym na niego „nie poleciała”. Nie miał by wielu szans jako świecki u kobiet szukających męża, partnera, a zwłaszcza seryjnego kochanka… I to jest bardzo przykre, że Kościół takich możliwości zdeprawowanym jednostkom jednak dostarcza. Choć artykuł, o którym dyskutujemy pokazuje, że jest jakieś światełko w tunelu.
PS. Sprzyja to nie znaczy, że warunkuje, generuje. Dlatego taż ważna powinna być czujność i odpowiedzialność ludzi Kościoła.
Dokładnie tak. Dodatkowo w czasach me too bardzo dobrze widać, że tym, co łączy sprawców nie jest celibat, a władza. Napastnik, czy to reżyser, dyrektor, ksiądz czy rodzony ojciec, mają nad ofiarą władzę, mają też pewną pozycję, która sprawia, że większą wiarę daje się ich słowom niż zeznaniom ofiary. Dlatego tak pożyteczne są działania Franciszka nastawione na, że tak powiem, upodmiotowienie wiernych świeckich oraz świadomość władnej decyzyjności.
@Anna.a
Tak. O tym było też w tym filmie słynnym…nie pamiętam tutułu.. gdzie była szefiwa korporacji, która molestowała podwładnego.
Właśnie ta władza, dostęp do osobistych informacji, rola osoby „wyżej postawionej”.
Film „Disclosure”. Już dość stary. Jeśli dobrze pamiętam, szefowa oskarża tam o molestowanie podwładnego, bo on się przed jej „zalotami” broni. Ukazana jest właśnie ta dynamika: „Masz być moją własnością, a jak nie, to cię zniszczę” (czyli de fecto pokażę, że jesteś tą własnością).
Pada tam właśnie to zdanie „W molestowaniu chodzi nie o sex, lecz o władzę”.
@Fix – wątek jak z biblijnej historii Józefa – żona Potifara i jej oskarżenia – jak widać świat niewiele się zmienił…
@Fix; @Joanna Krzeczkowska
oczywiście, natura ludzka pozostaje niestety taka sama. Dodam jeszcze, że w moim poprzednim komentarzu nie chodziło o wskazanie jako sprawców tylko i wyłącznie mężczyzn (a może on sprawiać takie wrażenie), dlatego dziękuję wam za te przykłady.
Mówiąc analogicznie, to co łączy sprawców wypadków samochodowych jest szybka jazda, a nie alkohol. Bo wypadki powodują zarówno trzeźwi i pijani, jeżdżąc za szybko. Nie oznacza to jednak, że jazda po alkoholu nie jest problemem, wręcz przeciwnie. A same kampanie zwiększające świadomość bezpiecznej jazdy nie wykluczają karania za jazdę po alkoholu.
@ Wojtku
tylko że celibat zdecydowanie nie jest jak wino, które podajesz jako przykład. Znacznie bardziej pasuje: wino-pornografia; zbyt szybka jazda – brak kontroli nad własnym zyciem/ryzykowne zachowania seksualne; wypadek – przestępstwo. Jazda samochodem – życie seksualne, celibat – brak prawa jazdy.
Nie zgodzę się. Celibat to nie jest brak prawa jazdy, tylko zewnętrzne hamowanie podstawowych potrzeb. Człowiek nie ma naturalnej potrzeby jazdy samochodem, ale potrzeby bliskości, potrzeby społeczne, potrzeby seksualne występują u każdego. Tłumienie i brak realizacji potrzeb prowadzi do depresji, a tę bardzo łatwo „leczy się” choćby silnymi bodźcami seksualnymi. Dlatego wymuszany celibat należy rozpatrywać jak czynnik ryzyka, na równi z alkoholem za kierownicą.
@ Wojtku. Potrzeby seksualne mają inny charakter niż chociażby potrzeba przyjmowania pokarmu. Oczywiście, jest to wyrzeczenie i jako takie ma swoje konsekwencje, o których bardzo często pisano i pisze się nadal. Tylko że, jak już pisałam wyżej, wśród konsekwencji wymienia się zwykle spadek pożądania, co nijak ma się do Twojego przykładu z wypadkiem samochodowym (w kontekście komentowanego artykułu).
Ann.a, gdyby tak samo prawo jazdy było gwarancją bezkolizyjnej i bezpiecznej jazdy. Tak jednak nie jest i nigdy nie było. Złudne wrażenie posiadania kontroli nad własnym życiem jest częstą przyczyną kolizji. Nie znam zachowań seksualnych, które nie byłyby ryzykowne, o czym najlepiej świadczy pojęcie nerwic seksualnych.
Pewien fragment z tego artykułu mocno pokazuje jak różnie są oceniane osoby skrzywdzone.
„W tym samym okresie spotkałam się z retraumatyzacją ze strony osób bliskich, które oskarżały mnie o krycie Antoniego.”
Zwróciłam na niego uwagę po ponownej lekturze.
Zatem kiedy skrzywdzeni mówią to źle, kiedy nie mówią to też źle. Trzeba mieć w sobie wiele zdrowia, by wytrzymać oceny innych na temat własnej krzywdy i tego czy ją się ogłasza, czy nie.
„Konflikt pomiędzy chęcią zapomnienia o straszliwych wydarzeniach i chęcią wypowiadania ich na głos jest centralną dialektyką psychologicznej traumy.”
Judith Herman
https://opsychologii.pl/dlaczego-mowienie-o-traumie-nie-zawsze-bywa-pomocne-a-czasami-jest-niemozliwe.html
Próbowałam z uwagą przeczytać wszystkie komentarze. Ludzie po co dyskusje. Facet czy ślubował celibat, czy później jego nie przestrzegał nie, to nie jest odpowiedzialnym człowiekiem. Gdyby został mężem, a nie zakonnikiem, to ze swoimi skłonnościami w parę lat po ślubie zdradzał by swoją żonę i to właśnie z licealistkami. Młode, niedoświadczone dziewczyny są dla niektórych facetów obiektem podniecenia, bo : 1. Nie znają seksu 2. On jest ich pierwszym i może realizować swoje fantazje, bo One nie potrafią się bronić 3. Facet w swojej grzesznej pysze miał jednocześnie kilka dziewczyn. 4. Od początku w decyzji o wstąpieniu do zakonu musiał najzwyczajniej kłamać, bo seks bez zobowiązań jest typowy dla wodzirejów, bawidamków itp. 5. NARCYZ nie przygotowany do prawdziwego życia. 6. Nie wiem gdzie był chowany i przez kogo ale pewnie chroniony i głaskany przez mamusię, która nie miała dobrych doświadczeń w relacjach z mężczyznami i przez 18 lat wychowała synka nie przystosowanego do ogólnie przyjętych zasad w społeczeństwie.
@Anna
„Facet czy ślubował celibat, czy później jego nie przestrzegał nie, to nie jest odpowiedzialnym człowiekiem. Gdyby został mężem, a nie zakonnikiem, to ze swoimi skłonnościami w parę lat po ślubie zdradzał by swoją żonę ”
Dokładnie. Generalnie chodzi o konsekwencje.
Jeśli ja jako mąż zdradzałbym żonę na prawo i lewo z kobietami to ona ma prawo domagać się rozwodu z mojej winy i puścić mnie w skarpetkach.
Zakonnik / duchowny nie przestrzegający złożonych ślubów powinien w trybie natychmiastowym wylecieć z duchowieństwa.
Nie podoba się życie w celibacie ? to fora ze dwora. A nie udawanie i przymykanie oczu przez współbraci / przełożonych.
Utrzymywanie obecnego systemu obłudy gdy około połowa duchownych prowadzi takie czy inne życie seksualne (za zgodą lub przestępcze) sprawia, że wierni w coraz to większych ilościach KK opuszczają. Hipokryzja to jest to co mnie zawsze odstręcza.
To tak jakbym prawił morały synowi – „Synu, nie pij alkoholu bo to samo zło, a teraz skocz po piwo dla taty”
Drugie rozwiązanie to oczywiście wprowadzanie celibatu do wyboru, kto się naprawdę czuje mocny i chce tą sferę życia poświęcić – proszę bardzo – ale znowu z pełnymi konsekwencjami w razie jego nie przestrzegania.
„Ludzie po co dyskusje. Facet czy ślubował celibat, czy później jego nie przestrzegał nie, to nie jest odpowiedzialnym człowiekiem.”
Fajnie, że są ludzie którzy mają wpojone tak wysokie standardy, ale świat nie jest niestety aż tak idealny. Nie ma ludzi bez grzechu, a zakony, biskupstwa, episkopaty wyparowałyby w minutę, gdyby wprowadzić tak surowe obostrzenia: zgrzeszyłeś? Won!
Co mówi o sobie niejaki Hamlet?
„Ja sam jestem w miarę porządnym człowiekiem, a przecież mógłbym zarzucić sobie takie rzeczy, że lepiej by było, gdyby mnie matka na świat nie wydała. Czai się we mnie niezmierna pycha, mściwość, ambicja; na jedno moje skinienie czeka armia zbrodniczych zamiarów – nie starcza mi myśli, aby je rozważyć, wyobraźni, aby nadać im kształt, czasu, aby je wcielić w życie. Co mają począć takie jak ja pełzające stworzenia, wciśnięte w szczelinę pomiędzy niebem a ziemią? Każdy z nas to skończony łajdak; nie wierz żadnemu.”
I to mówi „w miarę porządny człowiek”, co dopiero się dzieje u tych mniej porządnych?
Wszyscy kłamiemy, łamiemy ślubowania, zdradzamy, wybieramy złe ścieżki. I tak, hipokryzją jest głoszenie prawd, których samemu się nie stosuje, ale nie mniejszą hipokryzją jest mniemanie, że znajdziemy gdzieś niepokalanych, bezgrzesznych ludzi. Tacy istnieją tylko w mitach.
Nie twierdzę, że wszystko jedno kto stoi u władzy, za ołtarzem, czy w urzędzie. Nie. Są lepsi, są gorsi. Ale to powinno weryfikować życie, a nie sama tradycja, czy pełniona funkcja. Dopóki wierzymy, że kapłan jest namiestnikiem Boga, czy urzędnik ma jakiś tajemną wiedzę – dopóty będziemy okłamywani i wykorzystywani. Naiwność to piękna cecha, ale i niebezpieczna w realnym świecie.
„Od początku w decyzji o wstąpieniu do zakonu musiał najzwyczajniej kłamać, bo seks bez zobowiązań jest typowy dla wodzirejów, bawidamków itp. ”
I na pewno złodziej… 😉
A wodzirej i bawidamek nie ma prawa zostać zakonnikiem? Dziwne.
Czym byłby świat bez wodzirejów i bawidamków? Brrr.
Seks bez zobowiązań jest dosyć popularny, jak sięgnąć okiem, wśród ludu miast i wsi. Kobiet i mężczyzn.
„Facet w swojej grzesznej pysze miał jednocześnie kilka dziewczyn.”
A jakby je miał pojedynczo, to już by było lepiej? Św. Augustyn był seksoholikiem i do dzisiaj Kościół się nim chełpi, więc to nie może być nic aż tak strasznego…
” NARCYZ nie przygotowany do prawdziwego życia”
„wychowała synka nie przystosowanego”
Mój Boże, to też jest karalne? A jak się przygotowuje syna do życia w zakonie i do celibatu? Jest na świecie jakaś matka, która to wie?
Anno, zadałaś bardzo ważne pytanie: przez kogo i jak został wychowany? Otóż, stosunek przedmiotowy do Innego kształtuje się w bardzo specyficznych warunkach rodzinnych. Rola matki jest tu bardzo istotna. U jednego z autorów spotkałem definicję celibatu jako „zemsty na rodzie ojca”. Nie jest to jedyna forma „zemsty na rodzie ojca”, bo inną jest homoseksualizm. Polska jest znana z wysokiego wskaźnika alkoholizmu i powołań kapłańskich. Czy to nie jest znacząca korelacja? Do takiej zemsty na ojcu często przygotowuje synka właśnie matka.
Ojciec Antoni przychodząc do domu moich rodziców zawsze zwracał się do mojej mamy ” per mama”. Taki był jego styl. Przychodził na kawę i ciasto, latem na lody z likierem jajecznym. Moja mama była nim zauroczona. I co? Co teraz ma sądzić o kapłanach staruszka po usłyszanych rewelacjach o xakonniku. Pewnie dziękuje Panu Bogu, że moja siostra nie wpadła w jego szpony. Uspokajam mamę, moja studiująca siostra była wtedy dla niego już za stara. On gustował w zagubionych, połamanych przez życie licealiskach. Nie wiem po co to roztrząsanie. Krótko: wywalić z zakonu, obciążyć nawiązkami na fundusz osób molestowanych ale wcześniej potrzymać z rok w celi 2×2 metry, a jedzenie podawać przez okienko. Przy tym każdego dnia myć szczoteczką do zębów wszystkie toalety w klasztorze i mieć tatuaż na przedramieniu * PAMIĘTAJ O ŚMIERCI I SPOTKANIU Z PANEM BOGIEM*
Tatuaż, o którym Pani pisze skojarzył mi się jednoznacznie z obozami koncentracyjnymi. Aż dziw bierze, że moderacja coś takiego puściła, skoro 'mniej’ błahych spraw potrafią się 'przyczepić’. I nawet rozumiejąc Pani wzburzenie pewne stwierdzenia nie powinny paść.
Tu nie chodzi o roztrząsanie bo sprawy są czasami wielowymiarowe.
Pani siostrze się na szczęście udało ale jaką Pani da receptę rodzicom, do których przychodzą dzieciaki i mówią, że molestuje ich ksiądz lub zakonnik i rodzice im nie wierzą? Jest to dość częsty schemat manipulacji. Piszę Pani, że mama była zauroczona ojcem Antonim i tak samo mogło być w Pani rodzinie. To też jest wielki dramat, gdy dziecko przychodzi do najbliższych, a oni mu nie wierzą i nie próbują uwierzyć.
Żeby było jasne od razu zaznaczam, że sprawca musi ponieść karę a wszystkie osoby współodpowiedzialne, które swoim działaniem albo zaniechaniem coś zaniedbały również powinny być ukarane. Dla ofiar pomoc materialna i psychologiczna na koszt sprawcy najlepiej.
Ach, te skłonności sadystyczne. To nie wiek decyduje o uwiedzeniu. Obstawiałbym, że tym czynnikiem jest neurotyzm.
Nie wiem w jakim Pan Krzysiek( jutrzejszy solenizant), jest wieku ale miałam na myśli zawołanie Sienkiewiczowskiego Pana Wołodyjowskiego MEMENTO MORI. Przepraszam i odsyłam do WIKIPEDII. Nie doszukujmy się wszędzie zła, tam gdzie nie było takiej intencji. A co do Antoniego, to krótka piłka. Znalazł sobie wspaniały sposób na życie, zwiedził kawał świata, wykorzystywał ludzi, naciągał ich poprzez roztaczanie własnych wizji, które miałyby wytrzeć z pamięci bezeceństwa.Okrutnego zła nie zastąpi bogobojność, stawianie krzyży, pomników. Jest wina, MUSI BYĆ KARA. A różnych psycholi nie brak na tym świecie. To przypadek dla psychologów, psychiatrów, a ponieważ wszystko planował, robił z rozmysłem, to kara musi uderzyć w jego ego. Najpierw całkowity zakaz pełnienia jakiejkolwiek posługi, następnie ciężka fizyczna praca na rzecz współbraci, odciąć od alkoholu, bo któraś z Pań wspomniała o topieniu trosk w kieliszku i nie niańczenie w domu księży emerytów. A odciąć od alkoholu, bo już wielu duchownych uciekło dzięki alkoholowi z tego świata i nie poniosło żadnej odpowiedzialności za swoje bezeceństwa.
Praca nigdy nie może być karą. Krając pracą sprawiamy, że szacunek do osób pracujących się obniża.
Aha Panie Krzysztofie dołączyłam imieninową koninczynkę ale nie przeszła. Jedna uwaga do sprawy rodziców. Co to zarodzice, którzy nie stoją murem za swoim dzieckiem? Oddali swoje dzieci pod skrzydełka kościoła i co! Jest dobry lekarz i jest zły lekarz, jest dobry nauczyciel i zły nauczyciel, jest dobry ksiądz z prawdziwego powołania i zły ksiądz szukający sposobu na lekkie życie bez obowiązków, pełne uciech karcianych, alkoholowych, seksualnych. A co do celibatu księży, to najpierw zamordowali Rzymianie żonę i córkę św. Pawła, a na końcu jego samego.Jakże biedny musiał cierpieć. Ks. Dziewiecki mówi o sobie, że ksiądz nie może mieć żony i dzieci, bo wtedy ucierpiałaby jego posługa dla wiernych. Nie miałby na nią wystarczająco dużo czasu. Św. Pamięci ksiądz Jan Kaczkowski również był za celibatem księży, żeby mogli lepiej służyć wiernym. Podobnego zdania był św. Pamięci ksiądz Piotr Pawlukiewicz, który bardzo szybko spuścił powietrze ze swojego nadmuchanego EGO kiedy po święceniach i przydzieleniu na wikariusza w szpitalu szybko nauczył się życia. Nie musimy roztrząsać się nad przypadkami podobnymi do Antoniego, bo mamy wielu wspaniałych, mądrych księży z powołania oddających się służbie wiernym. Bo co by nie mówić, to stan kapłański jest służbą.
Pani Aniu, dziękuję za życzenia. Kalendarz ustawił nas obok siebie zatem odwzajemniam życzenia z racji jutrzejszych imienin.
Są tacy rodzice, że nie wierzą swoim dzieciom. Były opisywane takie przypadki. To też przykład manipulacji, że ksiądz kupił np. tapczan, uzależnił ekonomicznie.
Racja co do wspomnianej krótkiej piłki. Ofiary wypierają często przez dłuższy czas to co się stało a sprawca bezkarnie dalej krzywdzi
Anna, zawsze mnie zastanawiało w jaki sposób ta posługa księdza ucierpi, gdyby ksiądz miał rodzinę? Jest mnóstwo zawodów, od lekarza, przez żołnierza, po kierowcę tira, którzy pracują więcej od księży, muszą być dostępni częściej, a rodzina im nie przeszkadza. Kiedyś zapytałem udzielającego się tu na forum księdza, usłyszałem, że chodzi o czas poświęcony na… pisanie kazań. Gdy przeciętny nauczyciel więcej lekcji ma do przygotowania, niż ksiądz kazań. Obawiam się, że ta „szkoda dla posługi” to bardziej mit.
@Anna @Krzysztof Też myślę, że przesadna to dosyć interpretacja tatuażu pomysłu Pani Anny, zwłaszcza, że żyjemy w takich czasach, kiedy jest moda na tatuaże i mają one być odzwierciedleniem osobowości, manifestacją wartości najważniejszych w życiu, przesłania życiowego itp. Skojarzenie tatuażu z więzieniem, a tym bardziej obozem koncentracyjnym dawno odeszło już do lamusa (sama tatuaży nie mam i ich nie pochwalam). Jeszcze do kwestii kary chciałam dodać ciekawą chyba refleksję: w mojej okolicy jest stary kościółek , o którym wieść gminna niesie, że jest to wotum wystawione przez księdza za złamanie przez niego celibatu na pewno przed II wojna a może i przed I wojną światową. Mówiła o tym moja mama i babcia, dziś ta ostatnia miałaby ze 115 lat (nie była to jej parafia). Jaki był społeczny przekaz tego kościoła: 1) ksiądz nie jest „świętą”- bezgrzeszną osobą – może celibat złamać (uważajcie kobiety!!!), 2) i sam ksiądz, i Kościół jako instytucja, i wierni widzi, że to było złe, była jakaś krzywda i tego żałuje, a wiedza o tym rozprzestrzeniania się w przestrzeni (promień zasięgu co najmniej 20 km od tego kościoła) i czasie – na pokolenia, czego przykładem jestem ja. Przy okazji: najlepsze życzenia imieninowe dla Pana Krzysztofa i Pani Anny 🙂
Dziękuję za życzenia
Co do tatuażu chodziło mi o 'znaczenie’ ludzi, podobnie jak opaski w getcie
ok
A ile nowych kościołów by zawitało w naszym kraju! 😉
Nie starczyłoby betonu i stali…
Skoro za złamanie celibatu – kościółek, to za molestowanie nieletnich, to już jakąś większą bazylikę lub klasztor by wypadało? Licheń, zdaje się, świetnie by się tu wpisał…
#Anna
„ksiądz nie może mieć żony i dzieci, bo wtedy ucierpiałaby jego posługa dla wiernych. Nie miałby na nią wystarczająco dużo czasu.”
Proszę nie żartować, są jakieś granice. Na figlowanie z dziećmi i parafiankami jest czas, a na rodzinę nie? Jednym z największych bolączek księży jest samotność. Papieże mieli rodziny i jakoś dawali radę… 😉
„Nie musimy roztrząsać się nad przypadkami podobnymi do Antoniego, bo mamy wielu wspaniałych, mądrych księży z powołania oddających się służbie wiernym”.
Ale przecież o. Antoni był absolutnie oddanym swojej służbie i lista jego osiągnięć dla Kościoła jest wręcz bez końca.
Zacytuje tu fragm. z „Więzi”:
„zakonnik ceniony i powszechnie lubiany, zwłaszcza na Opolszczyźnie. Obecnie przebywa w klasztorze w Głubczycach. Jest m.in. honorowym obywatelem Prudnika. Dla wielu osób był przewodnikiem duchowym. Znany od lat jako gorliwy duszpasterz i aktywny społecznik.”
Co to za nowa maniera kancelowania i bezlitosnego anulowania wszelkich zasług przy odkryciu grzechu?
Gdzie jest miłosierdzie, przypominam – obowiązkowe dla każdego katolika?
Wśród błogosławionych i świętych KK są rzesze osób ze znacznie większymi grzechami na koncie. Seksoholicy, mordercy, złodzieje, wiarołomcy…
Zgrzeszył – musi ponieść karę, ale chcielibyście go z fosy zrzucić między krokodyle?
Ci polecani „wspaniali, mądrzy z powołaniem, oddających się służbie wiernym” też mogą kiedyś zgrzeszyć i co wtedy? Do piachu? A może trzeba znaleźć przyczynę i znaleźć remedium? To przecież nie są jakieś wyjątkowe przypadki, tylko rzecz dość powszechna i stara jak świat.
Dlatego powinno być konkretne zadośćuczynienie dla osoby skrzywdzonej. Powtórzę dla osoby skrzywdzonej. Materialne i psychologiczne. Płatne tylko i wyłącznie z kieszeni sprawcy a nie z jakiegoś funduszu, który jest lub może być zasilany z datków wiernych. Taką mamy religię, że Bóg jest miłosierny więc łatwo co do zasady uzyskać rozgrzeszenie. Tylko piątym warunkiem spowiedzi jest zadośćuczynienie,o czym rzadko się przypomina.
Adamie, dziękuję za głos katolicki, a nie pseudokatolicki. Kto czytał Biblię, ten pamięta, jakim zgorszeniem dla Żydów był Jezus, który jadł „z nierządnicami i faryzeuszami”. Ślepi nie widzą kolorów, głusi dźwięków, są tacy, co niby czytają, ale kategorie myślenia mają doczesne.
Dziękuję Panu, że Pan się tym zajmuje, poświęca siły i energię na opisywanie.
Czuję, że czasem jesteśmy bardzo osamotnieni w tym wołaniu.
Przypominam sobie wtedy jednak Miłosza
…a choćbyś był jak kamień polny,
lawina bieg od tego zmienia….
Dziękuję serdecznie. Miło to przeczytać w powodzi innych komentarzy nie na temat.
Super nas tu Pan podsumował. Trąci to trochę pychą.
Proponuję zamknąć forum lub nie publikować komentarzy, które nie są na temat. I powodzi nie będzie.
@Krzysiek:
To nie pycha, to dylemat współgospodarza, który widzi, że na jego przestrzeni dzieją się czasem dziwne rzeczy. Już kilkakrotnie redakcja wskazywała tu, że pewne grono użytkowników traktuje komentarze pod tekstami jako miejsce swobodnej dyskusji na dowolne tematy, luźno lub w żaden sposób niepowiązane z komentowanym artykułem. Czyli są to zwolennicy forum dyskusyjnego. A to miejsce w internecie jest opisane jako komentarze, nie jako forum.
Nad zamknięciem komentarzy się coraz częściej zastanawiamy. Dzieją się tu jednak także dobre i ważne rzeczy, więc trudno o jednoznaczną decyzję. Niepublikowanie komentarzy nie na temat oznaczałoby konieczność zatrudnienia moderatora forum na pełny etat (niewykonalne dla nas, bo skąd brać na to pieniądze) albo wprowadzenia opłat dla komentatorów (zapewne nierealne dla większości z Państwa).
@Zbigniew
Bardzo by było szkoda całkiem likwidować komentarze bo akurat ja osobiście z tego powodu najbardziej Was cenię (zaraz po tym, że zajmujecie się tematami, które dla hierarchii są niewygodne ale potrzebne – i tu chapeau bas dla Pana i całej Redakcji za wspaniałą pracę !)
Jest fajna wymiana poglądów, oczywiście nie zawsze zgodna z artykułem, co być może można by zmienić ale jest tu „życie” i widać, że czytelnicy się przejmują tymi tematami.
Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję
Rozumiem argumenty i dylematy, przepraszam najmocniej, że trochę się uniosłem
Zbigniew Nosowski, jak tam lubię, jak się komuś powodzi. Obfitość komentarzy (niezależnie od tego, jakie one są) świadczy o wartości pracy, która tę obfitość wywołała. Doceniają tylko te pochlebne Autor ograniczył swoje zasługi. Wolno mu to… W końcu to jego praca i może sobie ograniczać pojęcie o swojej roli.
Zdecydowanie przekręcił Pan moje słowa.
Ja pierwszy raz mam do czynienia z takim miejscem wymiany poglądów, gdzie uczestniczy potrafią też przyznać się do błędu, zmienić zdanie, przeprosić, czy po prostu, ogólnie zachować kulturę. W dzisiejszych czasach to wartość coraz rzadsza, więc bezcenna !
Kiedy po niedzielnej EUCHARYSTII słyszymy plan na najbliższy tydzień, to dotyczy to właśnie nie tylko spotkań świeckich ale opieki duszpasterskiej wyznaczonego wikarego lub samego proboszcza jeśli parafia jest mała. Praca księdza, to nie tylko przygotowanie homilii na Mszę św. Stowarzyszenia, Ruchy i Duszpasterstwa posiadające własne strony www
(w porządku alfabetycznym)- na stronie KATOLICKIEJ AGENCJI INFORMACYJNEJ jest spis.
Wracając do Antoniego:
„Nie krył przed swoją matką tej relacji ze mną. To było obrzydliwe, kiedy jego mama mówiła mi, żebym nie zdradziła Antka”. Proszę, przeanalizować stwierdzenie matki Antoniego. Tak powiedziała Alicji, która przyjechała do zakonnika na Rodos. Czy na takim postępowaniu polega katolickie życie rodzinne?Jak Antoni tłumaczył swojej rodzicielce romans? Matka siedziała cicho, bo było jej dobrze u syna na Rodos. Ta sytuacja wzburzyła mnie okrutnie i dlatego szukałam przyczyny w złym wychowaniu wyniesionym z domu. A co do celibatu księży, to dalej bronię swojego stanowiska, bo ile byłoby napiętnowania gdyby w rodzinie księdza z żoną, dziećmi po kilku latach małżeństwa okazało się,że ksiądz siedzi ciągle w parafii z niewielką ilością wiernych tzw mniej zamożną, a jego koledzy dochrapaliby się pięknych, bogatych parafii. Nie wierciłaby taka żona swojemu mężowi, księdzu dziury w brzuchu o robienie kariery. Kłania się wszechobecny wyścig szczurów, robienie kariery po trupach i koncentrowanie się całkowite na dorabianiu się, na dobrach doczesnych, na pomnażaniu majątku własnego. A co jeśli dorosły syn księdza poszedłby w narkotyki, pijaństwo, hulanki i swawole? A co gdyby dorosła córka romansowała z innymi księżmi? Jaki wpływ na postępowanie swoich dorosłych dzieci miałby taki ksiądz. Jak bardzo wytykani są politycy, celebryci kiedy ich dorosłe dzieci coś wymalują? Nie nie jestem za tym by księża mieli rodziny. A co do pracy księży to: ogarnięcie wszystkich ruchów katolickich prowadzonych w parafiach wymaga naprawdę doskonałej organizacji i czasu.
@Anna
” Jak bardzo wytykani są politycy, celebryci kiedy ich dorosłe dzieci coś wymalują? ”
To może idąc za ciosem wprowadzić obowiązkowy celibat dla polityków i problem z głowy ?
To oczywiście żart. Ja jestem absolutnym przeciwnikiem obowiązkowego celibatu – tylko do wyboru po kilku latach i z pełnymi konsekwencjami jego nie przestrzegania i w rozumieniu: bezżenność + czystość.
Pani Alu co do kultury komentarzy, to poruszona sytuacja i problem jest tak drastyczny, okrutny dla dorosłych kobiet, że nie ma co silić się na brak kultury. Jest źle. Dziś zmarła o Connor, która już w latach 90 jako osoba publiczna próbowała nagłośnić sex afery w Kościele Katolickim i była przez to wyklęta. Może emocjonalnie podeszła do rwania wizerunku ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA II – jestem przeciwna targaniu się na świętość- ale 33 lata temu cały świat kładł uszy po sobie i siedział cicho. A tymczasem z seminariów wychodziły nowe narybki księży i problem narastał…. aż przyszły nowe czasy i skrywana przez wieki tajemnica ujrzała światło dzienne. Kościół oczyści się wreszcie z wynaturzeń, odejdzie stara gwardia, kościoły, klasztory opustoszeją, pójdą pod młotek i rozpoczniemy nowy rozdział Kościoła Katolickiego. Może jeszcze za naszego życia. Daj Boże
Anna: „… jestem przeciwna targaniu się na świętość” – w tej wypowiedzi zawiera się trywialna definicja świętości jako boskości. Tymczasem proces kanonizacyjny to tylko stwierdzenie heroiczności cnót i świadectwo zbawienia. Święty znaczy wierny. Wierny nie znaczy nieomylny. Fałszywe pojęcie o „świętości”, jako przesłanka, jest przyczyną fałszywych wniosków. Świętego zmarłego nie można szargać. W pierwszym wieku chrześcijaństwa wyznawcy Chrystusa nazywali siebie świętymi – wiernymi, bo nie było jeszcze sakramentu pokuty, więc chrzest wymazywał wszystkie grzechy i nikt nie mógł liczyć na ponowne „rozgrzeszenie” i „zadośćuczynienie”. Kto chciał skorzystać z obietnicy zbawienia, ten żył wiernie. Nieznajomość historii Kościoła sprawia, że powszechnie panują fałszywe pojęcie świętości.