rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Mniej bezbronni kanonicznie

Fot. Kristina Tripkovic / Unsplash

Papież Franciszek konsekwentnie uznaje bezbronnych dorosłych za odrębną kategorię osób skrzywdzonych i przyznaje im prawnokanoniczną ochronę. Należy to uświadamiać kościelnym przełożonym. Mają oni obowiązek reagowania w tych sprawach – i z realizacji tego obowiązku mogą być w przyszłości rozliczeni – mówi ks. Jan Dohnalik w rozmowie ze Zbigniewem Nosowskim.

Zbigniew Nosowski: Kiedy pojęcie „bezbronni dorośli” znalazło się w prawie kanonicznym? I dlaczego tak późno?

Ks. Jan Dohnalik: Pojęcie osoby bezbronnej lub bezradnej pojawiło się w 2016 r. w motu proprio papieża Franciszka Come una madre amorevole, dotyczącym reakcji na możliwe zaniedbania przełożonych. Natomiast zaczęło być szerzej omawiane i komentowane, kiedy znalazło się w kolejnym motu proprio Vos estis lux mundi (VELM), najpierw w 2019 r. jako persona vulnerabile, a obecnie w wersji znowelizowanej w 2023 r. jako adulto vulnerabile. Świadomie przywołuję te określenia po włosku, bo jest to oficjalny język dokumentu, a tłumaczenie tego terminu na język polski to oddzielna historia.

O tłumaczeniu też porozmawiamy. Na razie chodzi mi o uchwycenie, kiedy Kościół zaczął oficjalnie uznawać – w wymiarze prawnym – że osobami skrzywdzonymi czy wykorzystanymi (m.in. seksualnie) przez duchownych mogą być nie tylko małoletni.

– Tu trzeba się cofnąć najpierw do roku 2001, kiedy Jan Paweł II opublikował dokument Normae de gravioribus delictis, dotyczący najcięższych przestępstw kanonicznych popełnianych przez duchownych. Wymieniono wśród nich przestępstwa seksualne wobec osób małoletnich. Wtedy też nastąpiło podwyższenie granicy wiekowej, po której przekroczeniu czyn nie był (jedynie z tytułu wieku skrzywdzonego) traktowany jako przestępstwo – z ukończonego 16. roku życia na pełnoletniość, czyli skończone 18 lat. Potem dość szybko w praktyce Kongregacji Nauki Wiary zauważono, że są pewne osoby dorosłe, które powinny zostać objęte ochroną prawną na wzór dzieci i młodzieży.

Kiedy w roku 2010, już za Benedykta XVI, wspomniany dokument został znowelizowany, po raz pierwszy prawo kanoniczne zrównało z przestępstwami seksualnymi wobec małoletnich podobne czyny wobec osób dorosłych, ale – tu pojawia się specyficzne pojęcie kanoniczne – niemających pełnego używania rozumu.

Siłą rzeczy na myśl przychodzą przede wszystkim osoby z niepełnosprawnością intelektualną.

– Owszem, ale do tej kategorii można też było zaliczyć inne osoby, np. znajdujące się w śpiączce czy z demencją, czy też nawet z poważną chorobą psychiczną – ale chorobą stałą i utrwaloną. Pojęcie to oznaczać musiało bowiem sytuację stabilną, charakteryzującą się tym, że ktoś na stałe – habitualnie – nie potrafi w pełni używać rozumu.

Nie jest to określenie superprecyzyjne, ale jest zrozumiałe. Także w polskim języku prawnym mówimy, że ktoś nie jest w pełni władz umysłowych. Wokół tej akurat kwestii nie ma wielkich kontrowersji. A to oznacza, że praktyka nie nasuwała problemów z doprecyzowaniem, w jakich sytuacjach ktoś dorosły może nie mieć pełnego używania rozumu.

Co wiadomo o tej praktyce w skali Kościoła powszechnego?

– Zasadniczo osoby z zewnątrz niewiele wiedzą o pracy dykasterii watykańskich, ale akurat w tym przypadku mamy pewien wgląd w praktykę stosowania tych przepisów. W 2021 r. ukazała się bowiem książka, w której opisano 130 autentycznych (oczywiście zanonimizowanych) przypadków zastosowania Normae de gravioribus delictis. Autorem książki Delicta reservata. 130 casi giuridici jest Claudio Papale, urzędnik Kongregacji Nauki Wiary (dziś: Dykasterii Nauki Wiary).

Potrzebujemy dalszej ewolucji prawa kanonicznego w kierunku upodmiotowienia osób skrzywdzonych. Powinny one być w pełni informowane oraz mieć prawo odwołania się od krzywdzącej, ich zdaniem, decyzji

ks. Jan Dohnalik

Udostępnij tekst

Okazuje się, że spośród 130 wybranych przez niego kazusów zaledwie dwa dotyczyły osób powyżej 18. roku życia z niepełnosprawnością intelektualną. Nie są znane pełne dane, ale z tego wyboru możemy wnioskować, że liczba takich przypadków rozpatrywanych w Dykasterii może być niewielka w porównaniu do przestępstw względem małoletnich.

Wspomniane przez Księdza normy z czasów Jana Pawła II zostały ponownie zaktualizowane w roku 2021 przez papieża Franciszka. Kategoria osób niemających pełnego używania rozumu, o której rozmawiamy, została w tej nowelizacji utrzymana.

– Bo jest niekontrowersyjna.

Ale jednak dwa lata wcześniej, w 2019 r., pojawiło się motu proprio Vos estis lux mundi z dużo szerszą kategorią skrzywdzonych osób dorosłych: tych właśnie vulnerabili. Czy zatem brakuje spójności w prawie kanonicznym?

– Jesteśmy w procesie zmian, ale z nową wersją VELM kategorie wyraźnie się porządkują. Choć w samym Kodeksie prawa kanonicznego wciąż nie ma kategorii adulti vulnerabili.

Jak może coś jednocześnie być i nie być w prawie kanonicznym?

– To, że czegoś nie ma w Kodeksie, nie oznacza, że nie istnieje w prawie kanonicznym. Kodeks prawa kanonicznego nie jest jedyną ustawą zawierającą przepisy prawa Kościoła. Oprócz Kodeksu są inne ustawy – do nich właśnie należy VELM. Późniejsze ustawy mogą uzupełniać, a nawet modyfikować wcześniejsze. Kodeks jest ustawą najważniejszą, ale nie wyłączną.

Rozwój wiedzy o różnych formach wykorzystywania i przemocy sprawił, że w 2019 r. papież Franciszek uznał za przestępstwa krzywdy wyrządzone niektórym osobom dorosłym. Dzięki VELM karani mogą być za to i bezpośredni sprawcy, i przełożeni kościelni lekceważący lub ukrywający takie czyny.

I tu dochodzimy do kwestii językowej. Kim są adulti vulnerabili?

– To poważny problem językowy, ale merytorycznie jest to bardziej czytelne. Do dyskusji na temat wykorzystania seksualnego pojęcie to trafiło z języków nowożytnych, które posługują się określeniem vulnerabili/vulnerable, żeby opisać osoby szczególnie wrażliwe, kruche, delikatne, wyjątkowo podatne na zranienie.

To pojęcie jest powszechnie używane – także w Kościele – przez psychologów, psychiatrów czy biegłych zajmujących się kwestiami wykorzystania seksualnego. Nie było natomiast obecne w refleksji prawnokanonicznej. Mieliśmy więc do czynienia z różnym znaczeniem pojęć. Z jednej strony sztywny, dość ograniczony język kanonistyczny, a z drugiej – język psychologiczno-społeczny, bardzo szeroki i empatyczny.

Pamiętam, że vulnerable to jedno z kluczowych pojęć używanych przez Jeana Vaniera – i to nie tylko w odniesieniu do osób z niepełnosprawnością intelektualną, lecz do kondycji człowieka w ogóle. On niezwykle umiejętnie uwrażliwiał swoich słuchaczy na ludzką podatność na zranienie. Były oczywiście kłopoty z oddaniem tej myśli po polsku, eksperymentowaliśmy na przykład ze słowem „ranliwość”. A potem okazało się, że sam Vanier potrafił dla własnych korzyści erotycznych wykorzystywać tę swoją umiejętność odczytania kruchości i delikatności innych osób…

– I tu dotykamy sedna problemu, jakim jest dostrzeżenie – i uznanie za przestępstwa wymagające surowej sankcji kanonicznej – przemocowego i krzywdzącego charakteru niektórych relacji o charakterze seksualnym z osobami dorosłymi. W Kościele ta świadomość wciąż jest na etapie początkowym, ale wyraźnie się rozwija.

Niewątpliwie rokiem przełomowym był 2019. Wtedy najpierw, w lutym, papież zorganizował w Watykanie spotkanie przewodniczących konferencji episkopatów z całego świata na temat wykorzystywania seksualnego, a następnie wprowadził nowe rozwiązania prawne, m.in. poprzez Vos estis lux mundi. W Polsce ten dokument jest znany głównie ze względu na wprowadzenie kryteriów rozliczalności biskupów. Był on podstawą wielu zgłoszeń dotyczących różnych działań i zaniedbań hierarchów.

Co ciekawe, po raz pierwszy w prawodawstwie kościelnym kategoria osób vulnerabili pojawiła się nie w VELM, lecz kilka tygodni wcześniej, też w roku 2019, w prawie dotyczącym państwa watykańskiego. Chodzi tam o regulacje dotyczące zdarzeń na terenie Watykanu czy nuncjatur apostolskich.

Ważniejsze jednak jest Vos estis lux mundi.

– Niewątpliwie, ale istotne jest to, że pojęcie trafia do prawa kanonicznego z państwowego prawa karnego, bo w dialogu z tym prawem się wykuwa jego znaczenie i zakres. W polskim przekładzie VELM z 2019 r. czytamy o przestępstwie „dopuszczania się czynności seksualnych z osobą małoletnią lub bezradną”. Mamy też definicję „osoby bezradnej” (tak przetłumaczono persona vulnerabile). Jest to „każda osoba chora, z ułomnościami fizycznymi lub umysłowymi albo pozbawiona wolności osobistej, co faktycznie, nawet przejściowo, ogranicza jej zdolność rozumienia lub chcenia, czy też w inny sposób przeciwstawienia się agresji”.

Trzeba przyznać, że mimo przytoczonej opisowej definicji kanoniści mieli problem z zakresem znaczeniowym pojęcia vulnerabile. Abp Filippo Iannone, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych, mówił publicznie na konferencji naukowej zorganizowanej na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie w grudniu 2021 r., że istnieje problem z kategorią osób vulnerabili, bo nie wiadomo, kogo ona obejmuje. Nie ma jeszcze kościelnego orzecznictwa w tej kwestii.

Zasadniczo chodzi o to, że potrzebujemy tej kategorii prawnej, bo są osoby naprawdę bezbronne, które trzeba ochronić. Z drugiej strony nie może być ona nadmiernie rozszerzana – tak żeby uznać, iż osoba jest bezbronna tylko dlatego, że jest parafianinem, albo dlatego, że jest kobietą.

W roku 2023 papież zmodyfikował normy Vos estis lux mundi, wprowadzając pod tym względem istotną nowość.

– Ale zdarzyło się coś ciekawego kanonicznie także wcześniej, co dodatkowo wzmogło dyskusję. Stolica Apostolska ogłosiła zreformowaną księgę karną Kodeksu prawa kanonicznego, która wprowadza ważne zmiany, np. nareszcie traktuje najgorsze przestępstwa seksualne nie jako czyny „przeciwko obowiązkom” albo tylko „przeciwko szóstemu przykazaniu”, ale „przeciwko życiu, godności i wolności człowieka”. Nadal jednak Kodeks nie uwzględnia kategorii dorosłych osób bezradnych /bezbronnych / szczególnie podatnych na zranienie, jakkolwiek przetłumaczymy vulnerabili. Mówi jednak o nich w formie opisowej.

Otóż pojawiło się tam w kanonie 1398 określenie „przestępstwo przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu z małoletnim lub z osobą, która na stałe używa rozumu tylko w ograniczonym zakresie, lub z osobą, której prawo przyznaje taką samą ochronę”. Identyczne sformułowania o osobach, „którym prawo przyznaje taką samą ochronę”, dotyczą przestępstw uwodzenia ich, nakłaniania ich do „ukazywania się w sposób pornograficzny lub do uczestniczenia w rzeczywistych bądź symulowanych przedstawieniach pornograficznych”; a także przechowywania i rozpowszechniania pornograficznych wizerunków tych osób.

Dla kanonistów bardzo ważne jest tu odwołanie do innych obowiązujących przepisów. Dlatego tak istotne jest, że obecnie mamy już na stałe potwierdzone (a nie tylko ad experimentum, jak poprzednio) motu proprio Vos estis lux mundi. Tam bowiem opisane są bliżej osoby, którym „prawo przyznaje taką samą ochronę”.

Czy kanoniści byli zgodni co do potrzeby zreformowania tego punktu VELM?

– Tak – co do potrzeby reformy. Nie – co do kierunku zmian. Jedni twierdzili, że określenie vulnerabili powinno pozostać, bo doprecyzowuje przepisy kodeksowe. Inni twierdzili, że trzeba z niego zrezygnować, bo jest nieprecyzyjne i nieprzypadkowo nie pojawia się w Kodeksie prawa kanonicznego. A zwłaszcza że trudno jest udowodnić przejściową bezradność i nie wiadomo do końca, jaki jest jej zakres, a prawo powinno jasno określać, kto jest przez nie chroniony. Całe szczęście, od 25 marca 2023 r. mamy wreszcie nowy VELM.

W wersji ad experimentum z roku 2019 szczególną ochroną były otoczone osoby małoletnie lub bezradne. Obecnie mamy trzy kategorie zamiast dwóch.

– Obok małoletnich wymienione są osoby zwykle w sposób niedoskonały używające rozumu oraz adulti vulnerabili. To istotne odróżnienie sytuacji dorosłych osób pełnosprawnych intelektualnie, ale będących w przejściowym stanie poważnego osłabienia możliwości decydowania o sobie (na przykład z powodu pogrążenia we śnie, w trakcie hipnozy, po spożyciu substancji odurzających, ale też z racji załamania nerwowego czy bycia poddanym psychomanipulacji w toksycznej grupie religijnej) od osób z niepełnosprawnością intelektualną czy demencją. Myślę, że to ważne, iż prawo kościelne wyróżniło bezradnych/bezbronnych dorosłych jako odrębną kategorię osób w specyficzny sposób skrzywdzonych i uznało, że wymaga to szczególnej reakcji kanonicznej.

Co ciekawe, jednak definicja, kim są adulti vulnerabili, pozostała taka jak poprzednio. Mowa jest o osobie chorej, z ułomnościami fizycznymi (może to być więc osoba z niepełnosprawnością fizyczną) lub umysłowymi albo pozbawionej wolności osobistej, co ogranicza, nawet chwilowo, jej zdolność rozumienia lub chcenia, czy też w inny sposób przeciwstawienia się agresji. Paradoksalnie na język polski łatwiej przetłumaczyć definicję niż samo pojęcie.

Na łamach serwisu Więź.pl mec. Krzysztof Bramorski, komentując nowelizację VELM, podkreślał konieczność dobrego przekładu tego określenia na język polski, żeby uniknąć poprzednich niejasności. On sam użył wersji „wrażliwy dorosły”, ewentualnie „bezbronny”. Czy już wiadomo, jak ten przekład brzmi oficjalnie po polsku?

– Tłumaczenie na stronach watykańskich mówi o „dorosłym bezradnym”. Ale warto przypomnieć, że oryginalnie tekst ukazał się po włosku, a więc w tym przypadku jest to oficjalny język dokumentu. Można więc nadal zastanawiać się nad tym, jakie jest znaczenie prawne słowa vulnerabile.

Jaki przekład odpowiadałby Księdzu jako kanoniście, a zarazem osobie znanej z gotowości do niesienia wsparcia osobom wykorzystanym seksualnie przez duchownych?

– Określenie „bezradny” ma tę zaletę, że nawiązuje do bezradności opisanej w prawie państwowym. W polskim Kodeksie karnym mamy art. 198: „Kto, wykorzystując bezradność innej osoby lub wynikający z upośledzenia umysłowego lub choroby psychicznej brak zdolności tej osoby do rozpoznania znaczenia czynu lub pokierowania swoim postępowaniem, doprowadza ją do obcowania płciowego lub do poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności, podlega karze…”. Tu chodzi o coś podobnego.

Wedle znanych mi wykładni polskiego prawa karnego osoby bezradne to takie, które nie mogą wyrazić w pełni swojej woli czy swojej świadomości, bo na przykład są w depresji. Albo są w takim stanie po spożyciu zbyt dużej ilości alkoholu, że już nie w pełni o sobie decydują i można mówić o wykorzystaniu seksualnym. Bezradność może też wynikać z poważnej choroby czy niepełnosprawności, także fizycznej, nie tylko intelektualnej.

Problem polega jednak na tym, że bezradność w świetle orzecznictwa państwowego nie pokrywa się z definicją kanoniczną. Na przykład wydaje się, że na gruncie prawa kanonicznego bezbronne będą też osoby, które zostały doprowadzone do czynności seksualnych z wykorzystaniem krytycznego położenia lub niektórych instytucjonalnych form zależności – a w prawie państwowym jest to inne przestępstwo niż wykorzystanie bezradności. Nie można zatem automatycznie przenieść tej kategorii z polskiego prawa państwowego do prawa kanonicznego, żeby nie wprowadzać zamieszania.

Papież Franciszek wprowadził do prawa kanonicznego kategorię wykorzystania seksualnego z nadużyciem władzy posiadanej na mocy autorytetu. To bardzo ważna pomoc dla osób skrzywdzonych

ks. Jan Dohnalik

Udostępnij tekst

Przekład adulto vulnerabile jako „osoba dorosła podatna na zranienie” dobrze oddaje istotę sprawy, wyrażony jest jednak językiem zbyt mało prawniczym. Jest to określenie nieprecyzyjne, bo różni ludzie są podatni na różne zranienia i nie zawsze mamy do czynienia z przestępstwem.

Zatem być może właśnie pojęcie „bezbronni dorośli” byłoby najbardziej odpowiednie. Byłaby to kategoria nowa. Choć też jest nieco za szeroka.

Według mnie „bezbronni” to określenie dużo lepsze niż „bezradni”. To ostatnie słowo wskazuje na jakąś słabość po stronie osoby wykorzystanej, która sprawia, że jest ona bezradna. Natomiast „bezbronny” wskazuje przede wszystkim na to, że ta osoba została zaatakowana i z jakichś powodów nie jest w stanie się obronić, nie jest w stanie stawiać oporu przestępcy.

– Niemożność powstrzymania agresji jest istotnym elementem definicji adulti vulberabili w VELM. To może być dobry trop do przekładu. Jest to ważne także społecznie, bo wiele osób wciąż nie rozumie, dlaczego ktoś dorosły może w ogóle pozwolić na takie wykorzystanie. Określenie „bezbronny” sygnalizuje tę sytuację niezdolności do odparcia agresora, która może mieć różne źródła.

Z bezbronnością wiąże się ściśle kwestia, mówiąc językiem prawa karnego, wykorzystywania zależności czy stosunku służbowego dla własnych korzyści seksualnych. W Kodeksie prawa kanonicznego takiego przepisu nie ma, ale Franciszek wprowadził do VELM pojęcie nadużycia władzy czy nadużycia autorytetu.

– Tak, to bardzo ważny temat. W VELM jest mowa o „przestępstwie przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu popełnionym z użyciem przemocy lub groźby, czy też nadużyciem władzy, lub zmuszając kogoś do wykonania lub poddania się czynnościom seksualnym”.

Odwołanie w tym punkcie nie tylko do przemocy, ale także do nadużycia władzy pozwala jaśniej dostrzec różne niuanse zdarzeń, które potocznie obejmujemy zwrotem: „ktoś dał się uwieść”. Nie chodzi o sytuacje, kiedy uwiedzenie jest flirtem i pewną grą między dwojgiem wolnych ludzi – co zazwyczaj nie narusza prawa karnego. Jeśli jednak jest związane z presją psychiczną i manipulacją, może pojawiać się kategoria przemocy, gdyż Rota Rzymska podkreślała już w swoich wyrokach, że nie chodzi tu jedynie o przemoc fizyczną. A jeśli następuje to z wykorzystaniem pozycji sprawcy i zależności osoby skrzywdzonej od niego, możemy mieć do czynienia z nadużyciem władzy.

Ta kwestia blisko wiąże się z sytuacją bezbronnych dorosłych. Niekiedy w postępowaniach kanonicznych łatwiej udowodnić, że taka osoba została poddana nadużyciu władzy ze strony sprawcy, niż dowodzić jej bezbronności. Ponownie mamy tu nową kategorię w prawie kanonicznym, która częściowo jest podobna do wykorzystania zależności w prawie państwowym.

Co jest dla prawa kanonicznego nadużyciem władzy? Czy istnieje definicja takiego czynu?

– Znowu mamy tu problem z tłumaczeniem na język polski, bo we włoskim oryginale VELM mowa o abuso di autorità. Po łacinie mamy rozróżnienie na auctoritas i potestas, po angielsku podobnie: authority i power, ale po polsku oba te pojęcia oddajemy słowem „władza”. Tymczasem pierwsze oznacza nie tyle władzę administracyjną, ile władzę złączoną z pewnym autorytetem, niekoniecznie urzędowym.

Dla mnie to rozróżnienie ma olbrzymie znaczenie, bo wskazuje, że papieżowi chodzi tu nie tylko o nadużycie relacji podległości, formalnej zależności czy władzy rządzenia, lecz również o nadużycie władzy posiadanej na mocy autorytetu. Można zadać pytanie: czy duchowny, który posiada władzę święceń, nie może także jej nadużyć w złym celu? Kiedy występuje wobec wiernych w imieniu Kościoła, może tego autorytetu nadużyć. Takim nadużywaniem są jakiekolwiek psychomanipulacje, wszelka przemoc – duchowa, psychiczna, fizyczna i seksualna.

W sposób szczególny taka relacja autorytetu istnieje w tak zwanym forum wewnętrznym, w sakramencie pokuty czy w indywidualnym kierownictwie duchowym. W przypadku spowiedzi nie ulega to wątpliwości. Ale moim zdaniem pojawia się to także w kierownictwie duchowym, gdy ktoś otwiera serce i sumienie przed kierownikiem duchowym (może być nim nie tylko duchowny, lecz także siostra zakonna czy osoba świecka), który występuje tu jako autorytet duchowy.

Podobna relacja istnieje między przełożonymi zakonnymi a osobami należącymi do zgromadzenia. Również wśród kobiet. Formalnie siostra przełożona w zakonie żeńskim nie posiada władzy rządzenia, ale ze ślubów zakonnych wynika jej faktyczna władza, choćby wydawania poleceń, wobec podwładnych. Ewentualne nadużycia tej władzy (ale także tej, jaką posiada mistrzyni czy mistrz nowicjatu) w celach seksualnych zgodnie z VELM też powinno być surowo karane.

Nowy Kodeks prawa kanonicznego przewiduje możliwość ukarania świeckiego, który w Kościele pełni jakiś urząd lub zadanie. Świecki lider ruchu religijnego często nie sprawuje bezpośrednio kierownictwa duchowego ani nie ma formalnej władzy nad członkami ruchu. Mimo to może posiadać faktyczną olbrzymią władzę nad drugim, wynikającą z autorytetu religijnego, którego także może nadużyć.

Wyraźnie widać więc zamierzony przez papieża kierunek interpretacji tych przepisów – chodzi o wykorzystanie seksualne, które ma miejsce z nadużyciem wszelkiej władzy w Kościele, także tej sprawowanej na zasadzie duchowego autorytetu. Takie ujęcie stanowi ważną pomoc dla osób wykorzystanych – jak już mówiłem, czasem będzie łatwiej udowodnić nadużycie tak rozumianej władzy niż własną bezbronność czy bezradność.

Kanoniczne ujęcie nadużycia władzy i autorytetu trzeba jednak moim zdaniem rozumieć tak, jak rozumiemy wykorzystanie zależności w polskim prawie karnym. Nie wystarczy sama relacja zależności, trzeba jeszcze udowodnić wykorzystanie takiej zależności w celach seksualnych. Przykładowo: nie wystarczy udowodnić, że nauczyciel poza szkołą miał relację seksualną ze swoją uczennicą. Trzeba udowodnić, że on w tym celu wykorzystał swoją pozycję nauczyciela (na przykład obiecywał dobre oceny w zamian za zgodę na zachowania seksualne).

W tym kontekście Franciszek często mówi jednym tchem o potrójnym wymiarze nadużyć: w sferze sumienia, sferze władzy i sferze seksualności.

– I to jest bardzo ważny trop interpretacyjny. Moim zdaniem należy te kościelne zmiany przepisów rozumieć właśnie w kontekście licznych wypowiedzi papieża Franciszka o nadużyciach władzy, sumienia i seksualnych.

Papież – ze swoim przenikliwym patrzeniem na duchowość człowieka – pokazuje, że wykorzystanie seksualne jest w takich sytuacjach zazwyczaj konsekwencją innych nadużyć, które wcześniej miały miejsce na płaszczyźnie sumienia i autorytetu. Natomiast do Kodeksu prawa kanonicznego weszła tylko kategoria nadużycia władzy jako kwalifikacja wykorzystania seksualnego. Niestety nie została odpowiednio rozwinięta na gruncie prawa kanonicznego ta bezcenna myśl Franciszka, że nadużycia władzy i sumienia też wyrządzają wielką krzywdę i powinny być karalne również wtedy, gdy nie mają wymiaru seksualnego. Tak jest na przykład wtedy, kiedy ktoś wbrew prawu kanonicznemu nie szanuje intymności i prywatności wiernego, np. powołując się na duchowy autorytet, manipuluje jego psychiką lub deformuje jego sumienie.

Niestety w nowej księdze karnej nie znalazł się osobny przepis o nadużyciach duchowych, które nie mają wymiaru seksualnego. Można obecnie te czyny ścigać na podstawie innych kanonów, przede wszystkim ogólnego kanonu karnego o nadużyciu „w związku ze sprawowaniem władzy, urzędu lub zadania” (kan. 1378 par. 1), ale trzeba mieć tutaj wrażliwość, że chodzi naprawdę o poważne przestępstwa. Trzeba cały czas przypominać, że nadużycia duchowe są bardzo ciężkim wykroczeniem. Dzieje się to na przykład wtedy, gdy ktoś pod wpływem przemocowego autorytetu drugiej osoby przekracza pewne granice albo łamie zasady, które wcześniej przyjął i uznawał.

Na szczęście coraz więcej się o tym mówi, po polsku mamy świetną publikację Nadużycia duchowe ojca Roberta Leżohupskiego OFMConv, urzędnika Trybunału Penitencjarii Apostolskiej, mądrego kanonisty1. Tego problemu dotyczy również książka Zagrożenia i wypaczenia życia zakonnego, której autorem jest Dyzma de Lassus, przeor Wielkiej Kartuzji2.

Jestem przekonany, że w przyszłości ten aspekt będzie wyraźniej uwzględniony w prawie kanonicznym. Mówił o tym niedawno na rzymskiej konferencji Matteo Visioli w referacie zatytułowanym Il falso misticismo: un delitto nascosto?, czyli „Fałszywy mistycyzm – ukryte przestępstwo?”. Visioli był długie lata urzędnikiem Dykasterii Nauki Wiary. W Polsce znamy dobrze sytuacje podobne do opisywanych przez Visiolego z raportu komisji Terlikowskiego w sprawie Pawła M.

Ale jest też druga strona medalu. Konieczność męczącego udowadniania nadużycia autorytetu to okoliczność, która odwodzi od rozpoczynania postępowań kanonicznych sporo dorosłych osób bezbronnych, wobec których ewidentnie nastąpiły nadużycia i sumienia, i władzy, i seksualne. Doświadczenia Inicjatywy „Zranieni w Kościele” jednoznacznie na to wskazują. Mówimy tym osobom, że taka droga kanoniczna jest dla nich możliwa i otwarta, ale też musimy ostrzegać, że będzie to dla nich bardzo trudne i wyczerpujące psychicznie. Są to nowe regulacje w prawie kościelnym, winę trudno udowodnić, a instytucje kościelne w 99% nie będą jeszcze przygotowane na poważne zmierzenie się z taką argumentacją.

– No może już w 90%, nie w 99%… W ramach działań Biura Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży, Centrum Ochrony Dziecka i Fundacji Świętego Józefa robimy bowiem sporo szkoleń dla prawników z kurii i z sądów diecezjalnych. Ostatnie takie szkolenie dotyczyło właśnie osób dorosłych jako skrzywdzonych i postępowania w takiej sytuacji. Zmiany zatem następują, ale oczywiście nie tak szybko, jak oczekują tego osoby pokrzywdzone.

Widzę tu trzy problemy. Po pierwsze, niekiedy jak najbardziej słuszne poczucie czyjejś krzywdy nie mieści się w prawnych schematach. Nie każda krzywda jest nadużyciem prawa. Nie każda trudna okoliczność powoduje bezradność i nie każde poczucie zależności jest nadużyciem władzy. A jeśli nie można zastosować konkretnej kategorii, to trudniej sprawę rozpocząć na gruncie prawa kanonicznego. Przypomnijmy też, że są to (przynajmniej jeśli chodzi o bezradność/bezbronność i nadużycie władzy) kategorie nowe, a więc nie można ich stosować do karania starych przestępstw. Poza tym przestępstwa się przedawniają – jeśli nie są zastrzeżone Dykasterii Nauki Wiary, następuje to dość szybko.

Krzywda dotyczy konkretnego człowieka i dopóki nie zostanie naprawiona, nie ma sprawiedliwości. Trzeba zatem zadośćuczynić pokrzywdzonym, naprawić wyrządzone szkody

ks. Jan Dohnalik

Udostępnij tekst

Po drugie, prawnicy kierujący sprawami w diecezjach mogą jeszcze nie być zorientowani co do obowiązujących przepisów dotyczących bezbronnych dorosłych. Sprawy te wymagają zresztą innych procedur niż sprawy przestępstw wobec osób małoletnich. Było temu poświęcone w części także ostatnie szkolenie dla delegatów diecezjalnych i zakonnych, jednak nie wszyscy jeszcze posiadają odpowiednie umiejętności.

Po trzecie, to przełożeni kościelni nadają kierunek procesom w swojej diecezji czy zakonie. I nie zawsze mają oni odpowiednią „wolę polityczną”, żeby to poważnie i wnikliwie podjąć. Przy obecnym stanie prawa odpowiednie działania w przypadku bezbronnych dorosłych należą, co prawda, do obowiązków przełożonych, ale nie zawsze są oni tego świadomi, a poza tym te kryteria dopiero się kształtują, więc łatwiej o błąd w ocenie sprawy. Świadomość wagi problemów z wykorzystywaniem bezbronnych dorosłych dopiero się przebija.

Innymi słowy, nie wystarczy szkolenie prawników, należałoby jeszcze szkolić przełożonych. Inaczej bowiem niektórzy z nich mogą być za kilka lat zdziwieni, że zostaną przez watykańską dykasterię ukarani za niestosowanie prawa, które już dziś obowiązuje. Patrząc natomiast od strony osób pokrzywdzonych – są one już mniej „bezbronne kanonicznie”, ale wciąż wymagają dobrego doradztwa, nie zawsze mogą zaufać stosowanym procedurom.

A kiedy nastąpi nareszcie upodmiotowienie osób pokrzywdzonych, które obecnie są tylko świadkami, a nie stroną w procesach, które ich dotyczą?

– Chciałbym, żeby stało się to jak najszybciej. Ale nie jestem prorokiem, trudno powiedzieć.

Kiedy studiowałem prawo kanoniczne, mówiło się, że prawo państwowe jest niestabilne, a kanoniczne stabilne. Dziś jest odwrotnie. Czasem papież zmienia na przykład tylko jeden kanon. Takie drobne zmiany mają też swoje plusy, ale chciałoby się, żeby wreszcie pomyślano o tych wszystkich sprawach kompleksowo, a nie tylko punktowo. Również ze względów praktycznych – bo gdy prawo stale się zmienia, powstają problemy z jego stosowaniem.

Chciałbym jednak stanowczo stwierdzić, że prawo kanoniczne już obecnie daje szerokie możliwości działania przełożonym wobec sprawców przestępstw, które trudno określić czy udowodnić. Istnieje na przykład kanon 1399, który mówi: „Zewnętrzne naruszenie prawa Bożego lub kanonicznego w przypadkach innych niż przewidziane w tej lub w innych ustawach może być ukarane sprawiedliwą karą tylko wtedy, gdy przemawia za tym szczególna ciężkość naruszenia i zachodzi konieczność zapobieżenia zgorszeniom lub ich naprawienia”.

To jest bardzo szczególny kanon. On wynika ze świadomości, że mogą być drastyczne naruszenia np. obowiązków czy praw Bożych, które nie są opisane przez karne prawo kanoniczne. I mogą one być tak bardzo szkodliwe dla konkretnej osoby i dla wspólnoty, że trzeba nałożyć kary. Ten kanon pozwala na działania w sytuacji szczególnie ciężkich naruszeń lub konieczności zapobieżenia zgorszeniom lub ich naprawienia.

Są to kategorie, które można dość szeroko interpretować. Trzeba tylko chcieć!

– Decyzje są tu w ręku przełożonych. Nie jest to ich obowiązek prawny, mają jednak prawo ukarać sprawcę. Uważam, że w niektórych sytuacjach taki obowiązek przełożonych istnieje w sensie moralnym. Wynika to z faktu konkretnych krzywd wobec konkretnej osoby.

Zresztą nie tylko ja tak uważam. Papież Benedykt XVI w 2009 r. dał specjalne uprawnienia Dykasterii ds. Duchowieństwa. Jedno z nich pozwala, by na mocy przytaczanego kanonu 1399 stosowano także karę wiążącą na stałe, nawet wydalenia z kapłaństwa. Oznacza to, że istnieją wykroczenia na tyle poważne, by zastosować ten kanon i wymierzyć najcięższe kary.

Nie chodzi o to, by każdy romans księdza karać wydaleniem z kapłaństwa. Ale są sytuacje szczególne, w których należałoby to rozważyć. Na przykład jeśli mamy do czynienia, przepraszam za dosadność, z „playboyem w koloratce”, czyli z utrwalonym stylem życia całkowicie sprzecznym z prawem Bożym (choć nie zawsze z przestępstwami kanonicznymi, ściśle opisanymi w Kodeksie).

W przypadku szerokich interpretacji łatwo jednak o nadużycia ze strony biskupów.

– Może też przełożeni kościelni niechętnie korzystają z tego kanonu, bo obawiają się, żeby nie nadużywać prawa, by nie stosować go zbyt surowo? Powinni jednak rozważyć, czy człowiek, który jest autorem pewnych czynów, ma prawo po tym wszystkim stanąć przy ołtarzu. Czy jest w stanie to wynagrodzić w inny sposób, otrząsnąć się, dojrzeć, pełnić posługę kapłańską? Jeśli odpowiedź na te pytania brzmi „nie”, przełożeni powinni poprosić Dykasterię o skorzystanie z uprawnień specjalnych.

Kara w prawie kanonicznym ma przecież trzy cele: przywrócenie sprawiedliwości, poprawę przestępcy i naprawienie zgorszenia. Trzeba te cele głęboko przemyśleć – zaczynając od tego, jakie są warunki prawdziwej poprawy przestępcy, która często była dla wielu biskupów celem pierwszorzędnym (stąd brało się wiele błędów sprzed kilkudziesięciu lat, o których teraz dyskutujemy).

Po drugie, trzeba zastanowić się nad kategorią zgorszenia. Ona była przez lata stosowana bardzo powierzchownie, na zasadzie: „żeby ludzie nie wiedzieli”. Im mniej ludzi o czymś wie, tym mniej zgorszenia. Tymczasem zgorszenie to jest to, co czyni człowieka gorszym. Dziś widzimy naocznie, że o wiele bardziej gorszące jest tolerowanie poważnych przestępstw niż ich ukaranie. Tolerowanie przestępstw niszczy zaufanie do wspólnoty wiary. Zatem zgorszenie wynika nie tyle z wiedzy o złym czynie, ile ze złego odniesienia odpowiedzialnych do przestępstwa, z niedostrzegania jego wagi.

Po trzecie, chodzi o przywrócenie sprawiedliwości. W karnym procesie kanonicznym widziane to jest dość jednostronnie, jako sprawiedliwość rozdzielcza: sędzia lub przełożony ma wymierzyć sprawiedliwą karę, bo sprawiedliwość została naruszona. Wymierzenie kary kończy sprawę. Ale gdy spojrzymy z perspektywy sprawiedliwości wyrównawczej, od strony relacji między osobami, to widać, że krzywda dokonała się wobec konkretnego człowieka, a nie tylko abstrakcyjnej wspólnoty i dopóki krzywda nie zostanie naprawiona, nie ma sprawiedliwości. Trzeba zatem zadośćuczynić, naprawić wyrządzone szkody. To jest droga sprawiedliwości.

Rozumie to papież Franciszek, który w odnowionej księdze VI Kodeksu prawa kanonicznego kilkakrotnie stawia warunek: „z zachowaniem obowiązku naprawienia szkody”. Ale procedura o naprawienie szkody jest w prawie kanonicznym mało znana i w niewielkim zakresie stosowana.

Z takiego myślenia wynika oczywiście konieczność upodmiotowienia osoby skrzywdzonej w procesie kanonicznym. Właśnie żeby była nie tylko osobą skrzywdzoną, ale też pokrzywdzoną, której normalnie w prawie państwowym przysługują daleko idące uprawnienia. Nie wystarczy dodawanie niektórych uprawnień poprzez tzw. soft law, czyli miękkie prawo, typu wskazówki, wytyczne, dyrektoria. Na razie tak robimy, to pozwala na jakąś pomoc osobom skrzywdzonym, jednak to nie jest wystarczające.

Trzeba jednoznacznie uznać podmiotowe prawo osoby pokrzywdzonej nie tylko do wysłuchania, do dobrego traktowania i do pomocy (te prawa są już uznane), ale także do pełnej informacji, do składania dowodów, do złożenia odwołania. Ona powinna uczestniczyć w procesie kanonicznym właśnie w celu przywracania sprawiedliwości.

Jest to już możliwe w jakimś stopniu w kanonicznym karnym procesie sądowym (jednak rzadko stosowanym), natomiast nie ma takiej możliwości w najczęściej używanej procedurze karnej administracyjnej. W takim postępowaniu skrzywdzony ma podobne uprawnienia, jak zgłaszający w procesie państwowym: dostaje informację, że sprawa została przyjęta, jest powiadamiany o jej poszczególnych etapach, a na koniec informują go, że postępowanie zostało umorzone albo że odbędzie się proces.

I, jak wiemy choćby od ojca Tarsycjusza Krasuckiego, wykorzystanego przez ks. Andrzeja Dymera, ostatecznie nawet o wyroku w karnym procesie kanonicznym nie sposób się dowiedzieć.

– Choć był to proces sądowy, ostatecznie wiadomość, jaką otrzymał o. Krasucki, była cząstkowa i niepełna. Tymczasem osobie skrzywdzonej powinno przysługiwać prawo do pełnej informacji. Abp Charles J. Scicluna w bardzo ważnym tekście o prawach ofiar w karnym procesie kanonicznym3 mówi nawet o tym, że powinna być mianowana osoba, która ma za zadanie informowanie skrzywdzonych.

Osoba skrzywdzona powinna być powiadomiona o treści ostatecznego rozstrzygnięcia, ale powinna też mieć prawo odwołania się od krzywdzącej jej zdaniem decyzji. Abp Scicluna – przypominam, że pełniący urząd pomocniczego sekretarza Dykasterii Nauki Wiary – w cytowanym wystąpieniu proponuje, aby zmienić w tym punkcie przepis prawa kanonicznego, tak by osoba skrzywdzona miała swojego pełnomocnika w procesie (procurator partis laesae).

Już teraz można pomyśleć o jakimś kościelnym trybunale na skalę ogólnopolską, na wzór rozwiązania przyjętego przez biskupów francuskich. Tam na poziomie konferencji episkopatu utworzono sąd w sprawach karnych. Celem jest uniknięcie sytuacji, gdy kolega ma wyrokować w sprawie księdza, którego dobrze zna z okresu seminarium czy pracy w diecezji lub w zgromadzeniu. Chodzi także o to, żeby sądzili te sprawy najlepsi specjaliści od karnego prawa kanonicznego.

W Polsce takie rozwiązanie byłoby bardzo potrzebne! I oby zostało przyjęte w najbliższych latach. Widzimy, jak skutecznie działa, zupełnie niezależnie, kościelny inspektor ochrony danych osobowych. Choć jest prezbiterem inkardynowanym do jednej z polskich diecezji, to może w tej dziedzinie skutecznie interweniować w całej Polsce w różnych sprawach, także ewentualnych zaniedbań biskupów jako administratorów danych. Podobnie powinno być w sprawach wykorzystania seksualnego.

Mnie natomiast wydaje się, że przydałby się także niezależny urząd w Kościele, roboczo nazywam go Rzecznikiem Praw Osób Skrzywdzonych w Kościele. Mógłby on być instytucjonalnym gwarantem troski o osoby pokrzywdzone.

– Mam wątpliwości, czy na obecnym etapie tego typu urząd jest potrzebny. Takimi rzecznikami osób pokrzywdzonych próbują być i są – z różną skutecznością – członkowie i współpracownicy Centrum Ochrony Dziecka, szefowie i pracownicy Biura Delegata i Fundacji Świętego Józefa, nie pomijając oczywiście asystentów Inicjatywy „Zranieni w Kościele”. Mamy też przy Fundacji Świętego Józefa grupę kanonistów, którzy starają się wspierać skrzywdzonych, informując o ich prawach, także mailowo (konsultacjekanoniczne@fsj.org.pl).

To wszystko daje już całkiem niezłą sieć pomocy, także instytucjonalnej. Nie jest to jednak wystarczające. Potrzebujemy dalszej ewolucji prawa kościelnego w kierunku upodmiotowienia osób skrzywdzonych, a jednocześnie coraz większej wrażliwości, empatii i poczucia sprawiedliwości, które wskazuje, że przestępstwo musi być ukarane, a krzywda – naprawiona.

Wesprzyj Więź

Ks. Jan Dohnalik – ur. 1977, duchowny archidiecezji krakowskiej. Doktor prawa kanonicznego, adiunkt na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie. Współpracownik Centrum Ochrony Dziecka i innych instytucji na rzecz ochrony dzieci i młodzieży w Kościele. W latach 2011–2022 był kanclerzem kurii Ordynariatu Polowego oraz delegatem biskupa polowego ds. ochrony dzieci i młodzieży. Autor dwóch monografii i licznych artykułów z prawa kanonicznego.


1 R. Leżohupski OFMConv, Nadużycia duchowe. Świadomość – zapobieganie – oczyszczenie, Niepokalanów 2022.
2 D. de Lassus, Przeor Wielkiej Kartuzji, Zagrożenia i wypaczenia życia zakonnego, tłum. A. Kuryś, Kraków 2022.
3 C. J. Scicluna, Prawa ofiar w kanonicznych procesach karnych, w: Nadużycia seksualne w Kościele a tajemnica spowiedzi, Kraków 2022.

Rozmowa ukazała się w kwartalniku „Więź” lato 2023.
To część bloku „Bezbronni dorośli w Kościele”. Pozostałe teksty:
Przemoc duchowa po katolicku. Rozmowa z Doris Reisinger
Zbigniew Nosowski, Zrozumieć bezbronnych

Zranieni w Kościele

Podziel się

1
Wiadomość