Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Duchowość wyjścia w nieznane

Zbigniew Nosowski, 2022. Fot. Więź

Potrzebujemy duchowości wyjścia w nieznane. Nadzieja dla polskich katolików tkwi nie w obronie cywilizacji czy dobrego imienia papieża rodaka, lecz w wyjściu – z naszej stabilności, z naszych pobożnych przyzwyczajeń, z naszych katolickich oczywistości kulturowych – i wejściu w niepewność.

Skończył się dawny świat, w którym katolikiem w Polsce było się łatwo i bezpiecznie. Bankrutuje system kościelny, który zamiast ewangelicznej katolickości promował katolicyzm jako światopogląd i fundament społeczeństwa. W imię Ewangelii trzeba zrzucić tę ideologiczną skorupę.

Ale oznacza to wyjście w nieznane. Tym bardziej słuszne wydaje się przekonanie, że stoi przed nami opcja Abrahama1 – porzucenie świata bezpiecznego i stabilnego, wyruszenie z Ur chaldejskiego w stronę Bożej obietnicy, bez pewności, dokąd się idzie i czy kiedykolwiek się tam dojdzie.

Modlitwa Mertona

Opisywaliśmy wielokrotnie na łamach „Więzi” różne wymiary tej drogi w nieznane, zwłaszcza związane z kościelną instytucją wymagającą kapitalnego remontu. Tym razem chciałbym się skupić na najgłębszym fundamencie, bez którego wszelka religijna nadbudowa traci sens.

Tym fundamentem jest wiara – a wiara Abrahama to zawierzenie Bogu, pełne zaufanie i powierzenie Mu siebie. Takiej wierze – która wbrew nadziei wierzy nadziei – odpowiada zaś duchowość wyjścia w nieznane. Jak to wyrazić w naszej współczesnej sytuacji?

Po pierwsze: doświadczyć zagubienia – aby je przekroczyć. Po drugie: doświadczyć niepewności – i ją zaakceptować. Po trzecie: doświadczyć bliskości Boga – i zaufać Mu

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Zacznę od poziomu egzystencjalnego: jak to wysłowić w osobistej modlitwie? Długo szukałem odpowiednich słów, by móc wypowiedzieć przed Bogiem swoją duchową sytuację (a jestem pewien, że nie tylko moją). Aż natrafiłem na modlitwę Thomasa Mertona (1915–1968), amerykańskiego trapisty, jednego z najwybitniejszych pisarzy duchowych XX wieku, którego twórczość przekładano na kilkanaście języków, a od 1960 r. wydawano ją także po polsku.

Wykup prenumeratę „Więzi”
i czytaj bez ograniczeń

Pakiet Druk+Cyfra

    • 4 drukowane numery kwartalnika „Więź”
      z bezpłatną dostawą w Polsce
    • 4 numery „Więzi” w formatach epub, mobi, pdf (do pobrania w trakcie trwania prenumeraty)
    • Pełny dostęp online do artykułów kwartalnika i treści portalu Więź.pl na 365 dni (od momentu zakupu)

Wesprzyj dodatkowo „Więź” – wybierz prenumeratę sponsorską.

Jeśli mieszkasz za granicą Polski, napisz do nas: prenumerata@wiez.pl.

Pakiet cyfrowy

  • Pełny dostęp online do artykułów kwartalnika i treści portalu Więź.pl (od momentu zakupu) przez 90 lub 365 dni
  • Kwartalnik „Więź” w formatach epub, mobi, pdf przez kwartał lub rok (do pobrania
    w trakcie trwania prenumeraty)

Wesprzyj dodatkowo „Więź” – wybierz prenumeratę sponsorską.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” wiosna 2023 pod tytułem Nadzieja w wyjściu”. Jest to część bloku religijnego „Wyjść w nieznane”.

Pozostałe teksty z tego bloku:
Tomasz Terlikowski, Wyruszyć w drogę po zburzeniu Świątyni;
Sebastian Duda, Wyjść z Kościoła czy wyjść z grobu?;
Justyna Nowicka, Duchowość przyszłości. Między Baumanem a Rahnerem;
ks. Tomáš Halík, Reforma Kościoła nie uda się bez ożywienia duchowości

Podziel się

7
2
Wiadomość

Trudno mi się znaleźć w świecie, który zdaniem niektórych się skończył. Bo dla mnie nic się skończyło, bo to “skończenie” jeśli jest, nie może zaistnieć nagle, jednym kilkudziesięcioletnim oddechem, a może jego brakiem, w wielowiekowym istnieniu. Nie akceptuję, choć może rozumiem, teologicznej histerii. Jeśli jakiś epokowy koniec się dzieje, to nie dla mnie. Wiara, jeśli jest dotyczy jednostki (osoby dodaję szybko). A to jest wbrew dziejom sprawa indywidualna czyli siła.

Odpowiem. Nie teraz. Ważny temat dotyczący różnych odejść i zwątpień. Teraz tylko powiem, że “teologiczna histeria” to moja licentia poetica, która zawiera oczywiście sprzeczność. Ale trudno dzisiejsze spanikowane głosy chrześcijan w Polsce tłumaczyć samym kryzysem Kościoła czy religii. To jest kryzys wiary. Proszę o cierpliwość dla mojej szerszej wypowiedzi.

Dobry to tekst choć dziwny. Skąd ta dramatyczna wpadająca w histerię emocja zaraz na początku artykułu (koniec świata, niepewność, mrok, bankructwo kościelnego bezpieczeństwa itp.) skoro zagubiony Autor zdaje się jednak znać drogę wyjścia z tego ciemnego lasu. Pisze przecież o tym dalej. Wiara i miłość są tą drogą. Używa pobudzającego do myślenia paradoksu. Proponuje z ufnością wyjście w nieznane, które jest znane.
To ja też powiem coś w tym stylu: proszę ostrożnie z tą miłością. Im ona większa tym większy późniejszy zawód. A wskazuje na to choćby klimat zgorszenia i zgrozy, który wypływa z wielu dzisiejszych wypowiedzi. Także Autora tego artykułu. A może jest inaczej. Może działa tu strategia: najpierw przestraszyć, potem przytulić. Ten scenariusz bardziej mi odpowiada.
Pytam więc: a jeśli wielki Boski Plan powrotu człowieka do raju na tym właśnie polega? Najpierw starotestamentowy strach przed Bogiem a potem wytwarzająca ufność nowotestamentowa dobroć. Najpierw podporządkowanie się prawu a potem dopiero sumieniu. Na ostatecznym odwołaniu się do wolności i trudności decyzji, nie tylko do złego ale przede wszystkim dobrego wyboru.
Jeśli wybór i związana z tym decyzja ma uratować człowieka to nie możemy tak poważnej sprawy zostawić samym uczuciom. Powiedzmy zatem bardzo ryzykownie: Jezus nie umarł za nas lecz dla nas. Nie stworzył żadnego przymusu dla ludzkiej Bogu odpłaty, żadnej konieczności wykupienia się z długów, lecz wskazał na niezwykle wymagającą drogę do naśladowania. Rzucił wyzwanie.
Nie chcę powiedzieć, że w dziedzinie ufności jestem lepszy. Raczej odwrotnie brak zaufania pobudza mnie do działania. Redukuję więc moje doświadczenie do spraw dotykalnych i namacalnych, powiedzmy bezczelnie – realnych. Tą realnością jest inny człowiek. Dodam szybko – jeden człowiek. Nie ludzkość, nie społeczność, nie zbiorowość, zgromadzenie ale człowiek jako konkret. Liczba pojedyncza.
Jezus złożył ofiarę z siebie i podobnej aktywności oczekuje od nas. Jednak ekstremum Jego daru jest nie do powtórzenia. Ma ono istnieć przed nami, widnieć na horyzoncie i wytyczać szlak wędrówki. Bo niebo to inny człowiek a wędrówka z nim jest okazją do choćby częściowej rezygnacji z siebie i budowania przyszłej wspólnoty. Wspólnota nie powinna być ucieczką, nie jest początkiem ale końcem wybranej przez wędrowca drogi.

Dziękuję za komentarz.
1. Nie potrafię Panu odpowiedzieć, bo nie rozumiem, dlaczego dla Pana przypomnienie (stawianych tu od dawna, także przeze mnie) diagnoz o końcu pewnej epoki, doświadczeniu nocy ciemnej Kościoła, upadku kościelnego systemu jako ideologii jest “dramatyczną, wpadającą w histerię emocją”. Dla mnie to raczej racjonalny opis sytuacji.
2. Nie wiem też, dlaczego uważa Pan, że moim zdaniem nieznane jest znane. Ja jedynie mniej więcej wiem, czego się trzymać w drodze w nieznane, ale czym jest nieznane – zdecydowanie nie wiem.
3. Ciekaw też jestem, gdzie znalazł Pan w moich tekstach “klimat zgorszenia i zgrozy”. Gdzie postulat zostawienia poważnej sprawy “samym uczuciom”?
4. Pena zgoda co do innego człowieka.

Dziękuję za głos. 1) Nie potrafię powiedzieć dlaczego coś jest dla mnie histerią a dla Pana nie jest. Ot tak już jest. 2) Nie zamierzam też wejść w polemikę co jest bardziej, a co mniej znane 3) Odbieram pański tekst jako emocjonalny mimo, że mieści się w od dawna stawianych diagnozach 4) Dużo tez stawianych przez Pana uważam za słuszne 5) Może z tego płaczu coś silnego się narodzi. Pozdrawiam.