Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Obserwuję to, co się dzieje wokół Jana Pawła II, i z rozmysłem milczę

Jerzy Sosnowski. Fot. Więź

Większość wypowiedzi na ten temat to deklaracje opinii bez osadzenia w faktach. A faktów, w dającym się przewidzieć czasie, nie poznamy.

Kontynuujemy dyskusję wokół kwestii odpowiedzialności kard. Karola Wojtyły/papieża Jana Pawła II za tolerowanie wykorzystywania seksualnego w Kościele. Listę ponad 20 artykułów na ten temat zamieszczonych w serwisie Więź.pl od listopada 2020 r. można znaleźć pod tekstem. W publikacjach z tej dziedziny redakcja przyjmuje opcję preferencyjną na rzecz osób skrzywdzonych. Każdy tekst ma jednak charakter autorski.

Obserwuję to, co się dzieje wokół Jana Pawła II, i z rozmysłem milczę. Niniejszy tekst nie jest przerwaniem milczenia, tylko jego wyjaśnieniem. Zawiera też kilka zgryźliwych uwag na temat naszego życia publicznego. Milczę zatem, ponieważ:

1. Kiedy orientuję się, że głównymi źródłami wiedzy o rzekomych występkach mistrza Karola Wojtyły i poniekąd protektora krakowskiej odnogi „katolicyzmu otwartego”, abpa Sapiehy, są źródła esbeckie, to mam wrażenie, że należałoby przeprowadzić tych źródeł rzetelną krytykę, a przede wszystkim skonfrontować z innymi źródłami (o ich niedostępności – za chwilę). Sam, podkreślam, za mało wiem, żeby odpowiedzialnie stwierdzić, czy można im wierzyć.

Jest dla mnie oczywiste, że autorzy wszystkich znanych mi wypowiedzi, deklarujących, że oczywiście można, wiedzą tyle, co ja, czyli niewiele. W odróżnieniu od nich mam odruch, zgoda, że wynikający z doświadczeń minionego stulecia, więc być może „dziaderski” czy „styropianowy”, żeby do papierów SB podchodzić z najwyższą nieufnością.

2. Słusznie zwraca się uwagę, że te same kręgi, które zaufały SB w „sprawie Wałęsy”, teraz twierdzą, że SB ufać nie należy. Argument ten jednak należy widzieć i na odwrót: ci sami ludzie, którzy nie wierzyli SB w „sprawie Wałęsy”, nagle orzekają autorytatywnie, że w „sprawie Sapiehy” SB (a właściwie UB, żeby być precyzyjnym) zostawiła nam dokumenty wiarygodne.

Jeszcze raz: nie mam jasnego zdania, ale ta symetria wydaje mi się uderzająca.

Ponieważ, przy wszystkich błędnych decyzjach, jakie można przypisywać polskiemu papieżowi, mam go za człowieka o wielu zasługach, sytuację, w której za jego obronę zabiera się PiS z polskimi biskupami, odbieram jako ponurą groteskę

Jerzy Sosnowski

Udostępnij tekst

3. Żadnej konfrontacji źródeł w dającym się przewidzieć czasie nie będzie, bo biskupi, z arcybiskupem Krakowa na czele, weszli w znaną im, a też nam, na pamięć rolę obrońców oblężonej twierdzy.

Na dodatek podziękowali ostatnio (komunikat episkopatu) „wszystkim, którzy wystąpili w obronie dobrego imienia świętego Jana Pawła II”, w czym trudno nie widzieć kolejnego aktu sojuszu ołtarza z tronem, bo dwie doby wcześniej Sejm przyjął jawnie propagandową uchwałę w tej sprawie. Też bez żadnych badań, bo w tej uchwale nie chodzi o prawdę (a tylko za jej pomocą można bronić czyjegoś dobrego imienia), tylko o arytmetykę wyborczą.

Branie udziału w całym tym sporze TERAZ to ewidentne wspieranie kampanii wyborczej PiS. Kontrargument, że Prawda jest cenniejsza niż jakieś wybory, to klasyczny przejaw amoku, odrywającego bez ratunku od rzeczywistości.   

4. Ten właśnie antyklerykalny, a właściwie antyreligijny amok, który ogarnął wiele osób publicznych, w tym również moich znajomych realnych lub/i fejsbukowych, budzi mój niesmak. Pisałem o tym kilka lat temu w tekście „Przyjaciołom ateistom”. Dziś mógłbym go napisać ponownie, z nowymi przykładami, jeszcze ostrzej niż wtedy.

Mimo pojawiających się co pewien czas insynuacji, przypominam przy tym, że o tekstach papieża Jana Pawła II wypowiadałem się krytycznie już w latach 90. na łamach „Gazety Wyborczej”, a robienie ze mnie konserwatysty zakochanego w jego encyklikach („copyright by” dość znana profesorka etyki) dowodzi, że ktoś w ogóle nie śledzi mojej publicystyki. Nie ma takiego obowiązku, ale skoro już się tego nie robi, to wypadałoby powstrzymać się przed głoszeniem nieprawdy na mój temat, zwłaszcza jeśli się jest z zawodu etyczką.

5. Kiedy czytam wyrazy oburzenia, że Karol Wojtyła nie donosił władzom (komunistycznym!) o występkach księży, o których zapewne/ponad wszelką wątpliwość wiedział, to zgadzam się z zarzutem, że są to głosy kompletnie ahistoryczne. Co jest dla prawdziwych konserwatystów kłopotliwą do wypowiedzenia opinią, bo zdają się oni głosić, że etyka jest obiektywna i niezmienna. No więc obawiam się, że generalnie może i jest obiektywna, ale w szczegółach się zmienia, a historyczny kontekst bardzo modyfikuje jej podstawowe przesłania.

Jednocześnie jednak załatwianie kwestii prostodusznym „takie były czasy” jest ułatwianiem sobie rozwiązania zawikłanego problemu.  

6. Ten zaś wygląda tak: odsłaniają się kolejne obszary zgnilizny moralnej w strukturze i metodach zarządzania Kościoła katolickiego (twierdzenie, że nie ma w nim NIC zdrowego, to daleko idąca ekstrapolacja, której psychologiczne źródła rozumiem, ale jej nie podzielam). Postać Jana Pawła II była przez ten Kościół ukształtowana.

Trzeba by zatem rozważyć, czy ktoś funkcjonujący w obrębie pewnej formacji, jeśli siłą rzeczy (bo jesteśmy bez wątpienia ZDETERMINOWANI historycznie!) podziela jej ograniczenia i, mówiąc wprost: zło – może jednocześnie w tym, czym tę formację przerasta, być przedmiotem podziwu, aprobaty itd.

Mnie się wydaje (przy rozmaitych dodatkowych warunkach), że owszem. Ale przebicie się z tą myślą do ogółu mam w obliczu tak rozkołysanych emocji za ideę całkowicie utopijną. Jak to pisał Nietzsche: „trudno jest między TAK i NIE wcisnąć swój stołek”. Zwłaszcza jeśli ścierają się fundamentalizmy: „atakują naszego wielkiego Rodaka świętego Jana Pawła II” z jednej, a „wreszcie się pokazało, że ten cały JP2 to przywódca gangu pedofilów” z drugiej strony.

To ostatnie zdanie to także AUTENTYCZNY CYTAT. Nie wymaga, moim zdaniem, komentarza, chyba, że ktoś jest ogarnięty opisanym wyżej amokiem, ale takiemu nie da się nic wyjaśnić, chyba, że mu w końcu przejdzie.

7. Ponieważ, przy wszystkich błędnych decyzjach, zwłaszcza personalnych, ale też ideowych i politycznych, jakie można bez szczególnych wątpliwości przypisywać polskiemu papieżowi, mam go za człowieka o wielu zasługach, sytuację, w której za jego obronę zabiera się PiS z polskimi biskupami, mam za ponurą groteskę.

Zwłaszcza, kiedy wychodzi na to, że w jedną trąbę dmie z nimi Adam Michnik, który – skoro już podjął się w znanym wywiadzie obrony polskiego hierarchy – powinien się do tej obrony lepiej przygotować merytorycznie. Nie on zaczął, ale znakomita większość znanych mi wypowiedzi na ten temat to deklaracje opinii bez osadzenia w faktach. Których, dzięki decyzji krakowskiego arcybiskupa i mimo wysiłków kilkorga dziennikarzy, w dającym się przewidzieć czasie nie poznamy (w tym sensie zwierzam się tutaj cały czas również ze swoich PRZECZUĆ, bo nawet nie PRZEKONAŃ).  

8. O tym, co sądzę o obozie obecnej władzy, pisałem wiele razy i nie będę się powtarzał (a nic się w tej kwestii nie zmieniło).

Natomiast w kręgach sympatyzujących z opozycją dominuje obecnie bardzo krzykliwy ruch antyreligijny. Będąc blisko niego ze względu na mój antyklerykalizm, zupełnie nie zgadzam się z tym ruchem światopoglądowo, a jego formy ekspresji i popularne hasła od kilku lat są dla mnie przykre i niemądre (religia jako najgorsze zło ludzkości, religia jako przyczyny wojen, odrzucenie katolicyzmu jako warunek odzyskania wolności osobistej, fałsz religii udowodniony przez naukę i tym podobne kocopały).

Ponieważ równie niemądre i gorszące (choć oczywiście inne) hasła zaczęły dominować w moim Kościele, od ładnych paru lat nie uczestniczę w liturgii i staram się (przyznaję, że z niewielką skutecznością), rozwijać jakoś swoją duchowość, na gruncie Biblii OCZYWIŚCIE.

Wesprzyj Więź

Ale kiedy wszyscy się ze wszystkimi naparzają, jak w saloonie z kiepskiego westernu, ja z Biblią pod pachą wychodzę i siadam na schodkach, koło przywiązanych przed wejściem koni. Tu jest moje miejsce: właśnie je opisałem. W tym, co się dzieje, udziału brać nie chcę.

Tekst ukazał się na stronie Jerzego Sosnowskiego pod tytułem „Milczenie (skomentowane, ale nie przerwane)”

Jan Paweł II wobec wykorzystania seksualnego. Publikacje na Więź.pl:

Tośka Szewczyk: O nas znowu bez nas. List skrzywdzonej do samej siebie
Robert Fidura: Dlaczego Jan Paweł II nam nie dowierzał?
Tomasz Krzyżak: Dlaczego Wanda Półtawska przemycała list do papieża pod bluzką?
Tomasz Polak: Abp Paetz, papież Jan Paweł II i odpowiedzialność
Anna Karoń-Ostrowska: Oddzielne zamknięte światy Jana Pawła II
Michnik, Nosowski, ks. Szostek: I wielki, i omylny. Jakim przywódcą był Jan Paweł II?
Marcin Gutowski: „Bielmo”. Nie znaliśmy Jana Pawła II jako „szefa”
Henryk Woźniakowski: Jan Paweł II, czyli świętość niedoskonała
Ks. Alfred Wierzbicki: Nie lękajcie się… prawdy o Janie Pawle II
Rafał Majda: Na wskroś autentyczny klerykalizm Karola Wojtyły
O. Adam Żak SJ: „Bielmo”? Czytelnik może czuć się zmanipulowany
Ks. Andrzej Szostek: Tajemnica sumienia Jana Pawła II
Jacek Moskwa: Ideologia „sekretu papieskiego” pozostaje w mocy
Karol Tarnowski: Zaufanie jest ryzykiem. Moje posłowie do „Bielma”
Marek Lasota: Karol Wojtyła, Ekke Overbeek, pedofilia i SB
Zbigniew Nosowski: Rachunek sumienia – także za Jana Pawła II
Sebastian Duda: Obrona Jana Pawła II jako przemoc w Kościele
Aleksander Bańka: Może reportaż „Franciszkańska 3” wymusi wreszcie większą troskę o ofiary
Bp Damian Muskus: Błogosławieni rozsądni. Nie potrzebujemy nowej wojny polsko-polskiej
Ewa Kusz: Spór o Jana Pawła II jako szansa
Tomasz Terlikowski: Uznanie, że wszyscy tak robili, nie oznacza uleczenia ran
Ks. Rafał Dudała: Czas na akt odwagi i pokory, do którego wzywał Jan Paweł II
Krzysztof Bramorski: Jan Paweł II i afera ahistoryczna, czyli ważne są fakty

Zranieni w Kościele

Podziel się

5
Wiadomość

„5. Kiedy czytam wyrazy oburzenia, że Karol Wojtyła nie donosił władzom (komunistycznym!) o występkach księży, o których zapewne/ponad wszelką wątpliwość wiedział, to zgadzam się z zarzutem, że są to głosy kompletnie ahistoryczne. Co jest dla prawdziwych konserwatystów kłopotliwą do wypowiedzenia opinią, bo zdają się oni głosić, że etyka jest obiektywna i niezmienna. No więc obawiam się, że generalnie może i jest obiektywna, ale w szczegółach się zmienia, a historyczny kontekst bardzo modyfikuje jej podstawowe przesłania.”

Ale Największy z Rodu Słowian wymagał od wszystkich, bardzo mocno wymagał. Dogłębnie, bez kompromisów. Choćby w życiu małżeńskim. W myślach o aborcji po gwałcie. W stosowaniu antykoncepcji.

I teraz nagle wszystko jest relatywne i historyczne. Taki obraz wasz.

Po II wojnie światowej Melchior Wańkowicz nie widząc dla siebie miejsca ani w komunistycznej Polsce ani w antykomunistycznym Londyniszczu marzył o „Klubie trzeciego miejsca”. Tak jak w tedy i dziś można o tym marzyć, ale tak samo nic z tego. Żarna politycznego konfliktu zmielą każda taką inicjatywę.

Coraz częściej zastanawiam się, czy osoby stosujące podobną retotykę co autor w kwestii dokumentów SB w ogóle oglądały reportaż? Przecież autorzy kolejnej części Bielma sami na wstępie mówią, że dokumenty bezpieki były tylko punktem wyjścia. Na ich podstawie docierali do dokumentów kościelnych, do świadków, czy bezpośrednio do ofiar. Wskazują też które materiały SB były fałszywką, jak na przykład spreparowane zawiadomienie na milicję dotyczące ks. Surgenta, mające skłonić go do współpracy. Zarzut „niewiarygodności materiałów SB” jest tu manipulacją, bo nie na tym opierają się zarzuty.

Redaktor Sosnowski walczy z chochołem… Co prawda na swój własny użytek stworzył sobie całkiem wygodną wersję katolicyzmu, ale gdy tylko ktoś ośmieli się skrytykować katolicyzm wojtyliański, popada w amok 🙂

Autor sam linkuje do swojego tekstu sprzed paru lat, w którym pisze:
„Takiego natężenia nienawiści do chrześcijaństwa,
jakie widzę u wielu moich znajomych, nie pamiętam nawet z „Trybuny Ludu”.
„Jeśli nie jestem ateistą, jestem przygłupem – takim oto przesłaniem
częstują mnie moi przyjaciele ateiści.”

Cenię autora i pewnie jest mądrzejszy o niebo ode mnie, ale tak się zastanawiam, co by było gdyby nagle wszyscy dziennikarze i historycy stwierdzili to samo: co my będziemy się użerali i kopali z koniem, siądźmy sobie pod gruszą, tam tak ładnie świeci słońce…
Zatem ROZUMIEM, SZANUJĘ, ale się z tej decyzji autora nie cieszę. 😉
A że walą się kłonicami? No walą. Jak to w saloonie. Tak było w sprawie Jedwabnego, czy Smoleńska.
Zgadzam się, że „żadnej konfrontacji źródeł w dającym się przewidzieć czasie nie będzie”, ale czy to automatycznie znaczy, że mamy zawiesić kapelusz i iść na piwo? Nie. Żyją ofiary, ich rodziny. Żyją świadkowie. Są inne dokumenty niż archiwa IPN, czy kurii. A rolą dziennikarzy i historyków jest rzucać się w najmniej wygodne miejsca, choćby wszyscy z nich drwili i wyszydzali.

I moje 2 grosze do tekstu.
1. Podobnie jak karol powyżej, mam kłopot z fragmentem:
„Kiedy czytam wyrazy oburzenia, że Karol Wojtyła nie donosił władzom (komunistycznym!) o występkach księży, o których zapewne/ponad wszelką wątpliwość wiedział, to zgadzam się z zarzutem, że są to głosy kompletnie ahistoryczne.”
O ile się orientuję, to głosów takich jest znikomo mało (o potrzebie wydawania księży komunie), a raczej o ich suspendowaniu. Dlaczego nie traktowano ich wg własnych, kościelnych kodeksów i nakazów!
Z drugiej strony, te (komunistyczne!) władze było wystarczająco dobre by z nimi pertraktować w sprawach życia KK, np.budowli kościołów, wydawania paszportów, itd, itp. Jak by kogoś taki napalony ksiądz zabił, to też by go KK ukrywał przed wrażym, komunistycznym wymiarem sprawiedliwości? Kradzieży z kościołów nie zgłaszano rączym jednostkom MO? A pożarów kościołów nie gasiła „komunistyczna” straż pożarna? W latach 70-tych to nie był terror stalinowski i kto wie, czy może nie należało dla przykładu kilku co wyrywniejszych predatorów jednak oddać w ręce, niechby i PRL-owskiego, prokuratora? Serio.

2. „Natomiast w kręgach sympatyzujących z opozycją dominuje obecnie bardzo krzykliwy ruch antyreligijny. ” Rzeczywiście? To może na lewicy takie głosy padają, ale np. w KO jest absolutny strach przed zajmowaniem wyraźnego zdania, a co dopiero krzykliwego. Opozycja antyreligijna? Musieliby upaść na głowę.

Być może katolicyzm zawsze gdzieś tam polega na wmuszaniu w siebie przeświadczenia, że jest się prześladowanym. Wszak bez cierpienia i bez prześladowań nie ma zbawienia. „Kto chce iść za Mną, niech weźmie krzyż itp.” – a jak krzyża nie ma, to trzeba go sobie wyobrazić.

Wydaje mi się, że Sosnowski nieco myli antyreligijność z antyklerykalizmem. Oczywiście nie wiem w jakich kręgach się obraca i co tam mówią, ale wokół mnie i w dostępnych mi mediach, owszem – jest spora dawka wkurzenia (łagodnie mówiąc) na Kościół, ale głosy o bezsensie religii są marginalne. (Choć przecież jest to opinia, którą chyba można w liberalnym kraju wypowiadać?)

Zdanie, że ” JP2 to przywódca gangu pedofilów” to ekstremum, swoisty dosadny język internetowej otchłani. On the other hand (jakby to rzekł Tewje), z punktu widzenia młodego człowieka, który niewiele/nic nie wie o KK i nagle czyta zewsząd jak latami Kościół SYSTEMOWO ukrywał pedofili, ba!, windował ich na eksponowane stanowiska, a do teraz stosuje bezwzględne wypieranie się i blokowanie archiwów… No tak jak inaczej ma to sobie określić, się pytam, jak nie mafię?
Mały cytacik z o. Jacka Prusaka:
„W obecnych czasach abp. Marek Jędraszewski nie pozwolił na odczytanie w kościołach „swojej” diecezji apelu do ofiar ks. Surgenta, aby zgłosiły się o pomoc do Fundacji Św. Józefa, choć zrobiono to w innych diecezjach, w których on przebywał. Na dodatek oskarża jeszcze na forum Episkopatu tych, którzy o te ofiary chcieli się zatroszczyć. Tak wygląda dzisiaj Franciszkańska 3.”
„W dokumencie „Franciszkańska 3″ holenderski dziennikarz Ekke Overbeek płacze, gdy mówi o ofiarach. Red. Marcinowi Gutowskiemu załamuje się głos. A widział pan jakiegoś – oskarżającego ich o walkę z Kościołem – biskupa, który płacze pytany o ofiary albo jest ewidentnie poruszony?”

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,29567993,o-jacek-prusak-jak-jan-pawel-ii-mogl-byc-tak-bezduszny-wobec.html#s=BoxOpImg6

Trudno oczekiwać gładkich i wyważonych słów wobec tego co się dzieje teraz i działo wtedy, zwłaszcza na tle pięknych i wzniosłych słów, które nie schodziły (i nie schodzą) z ust wielebnych prałatów. Karol Wojtyła, jako bp, a potem papież był twarzą KK i czy miał większy, czy żaden udział w tuszowaniu przestępstw – odpowiada formalnie za podległą mu organizację. Nikt nie odbiera Mu jego zasług, chcielibyśmy tylko dowiedzieć się jak było.

Cytat:
„Z drugiej strony, te (komunistyczne!) władze było wystarczająco dobre by z nimi pertraktować w sprawach życia KK, np. budowli kościołów, wydawania paszportów, itd, itp.”

To szeroki temat, choć i mnie także bulwersuje niejeden aspekt (oficjalnego) współdziałania ówczesnych hierarchów Kościoła katolickiego z władzami PRL.

Niekiedy dobrze, że próbowano coś od państwa uzyskać, nawet drogą nieoficjalną, by móc w miarę normalnie żyć. Państwo odmawiało zezwoleń na wydanie paszportu czy budowę kościołów prawem kaduka.
A i starać się o paszport w bandyckim państwie (bandyckim m.in. dlatego, że nie pozwalało zeń swobodnie wyjechać) można było na rozmaite sposoby: np. dzwoniąc do wpływowego wujka pracującego w państwowym urzędzie (moralnie dopuszczalne, bo nikomu się krzywdy nie wyrządza, a próbuje się tylko realizować swoje ludzkie prawo do wyjazdu, które bandyckie państwo ogranicza), ale można było też donosić bezpiece (moralnie niedopuszczalne).

To jest coś innego niż omawiane w artykule czyny, bo te dotyczą komunistycznego aparatu nacisku i komunistycznego wymiaru „sprawiedliwości” (a więc z definicji niesprawiedliwego – polecam lekturę ówczesnych podręczników teorii prawa, z naciskiem na różnice między „sprawiedliwością ludową” a po prostu sprawiedliwością).

Cytat:
„Jak by kogoś taki napalony ksiądz zabił, to też by go KK ukrywał przed wrażym, komunistycznym wymiarem sprawiedliwości?”

Zapewne by nie ukrywał (być może ) – ale w ogólności podnosi Pan ciekawy problem: czy sprawcę, powiedzmy, morderstwa mamy zawsze obowiązek wydać władzy świeckiej? Myślę, że nie zawsze. Zapewne władzom PRL w latach 70. owszem. Ale już w czasach stalinizmu – niekoniecznie.

Jeśli dobrze pamiętam, to m. in. wskutek interwencji wpływowych Polaków z (po)wojennej emigracji w Wielkiej Brytanii nie wydano wymiarowi „sprawiedliwości” ZSRR przebywających na Wyspach Brytyjskich ukraińskich żołnierzy antyradzieckiej partyzantki, którzy byli podejrzewani m.in. o mordowanie polskich cywilów. I słusznie, że nie wydano, bo śledztwa i wyroki pod dyktando NKWD/MGB/KGB to żadna sprawiedliwość. Szkoda tylko, że nie zrobiono im na Zachodzie uczciwego procesu, jeżeli było uzasadnione podejrzenie, że popełniali zbrodnie wojenne.

Cytat:
„kto wie, czy może nie należało dla przykładu kilku co wyrywniejszych predatorów jednak oddać w ręce, niechby i PRL-owskiego, prokuratora?”

W sprawach o czyny pedofilskie, oprócz PRL-owskiego prokuratora i PRL-owskiego sędziego trzeba jeszcze wziąć pod uwagę PRL-owskie więzienie. Z definicji nie może być sprawiedliwą kara więzienia tam, gdzie jest praktyczne i powszechne przyzwolenie strażników na gwałcenie takiego skazanego przez innych osadzonych – a taka była rzeczywistość w PRL i na początku lat 90. Jeśli choć trochę cenimy rzymską zasadę „fiat iustitia, pereat mundus”, to nie można przymykać na to oczu.

Nota bene: i dzisiaj wiele praktyk w polskim więziennictwie uważam za zasadniczo niedopuszczalne moralnie (na przykład uregulowany ustawowo sposób traktowania osadzonych tzw. „niebezpiecznych”) i jestem zdania, że żaden uczciwy człowiek, a tym bardziej katolik, nie powinien do czegoś takiego przykładać ręki. Szkoda, że kapelaństwo katolickie w policji, straży granicznej i służbie więziennej nigdy nie odważyło się publicznie zaprotestować przeciwko niektórym uprawnieniom tych służb, że o (niechby i rzadkiej, ważne że tolerowanej przez – także te najwyższe – władze państwowe) brutalności funkcjonariuszy nie wspomnę.

Rozumiem i szanuję. Zgadzam się, że osoby, zwłaszcza publiczne które nie zabierały głosu w sprawie nadużyć seksualnych w Kościele i ich tuszowania nie mają prawa wyrywać się do publicznego zabierania głosu w obronie Kościoła przed kłamstwami. Dotyczy to tak polityków PiS, jak i niektórych biskupów (notabene, czy abp Dzięga nie podnosi głosu w obronie papieża? zdradził czy co?). Ale Autor też nie o wszystkim pisze – o przyczynach tego nie będę snuł domysłów. To nie politycy PiS pierwsi włączyli się do „debaty”. Pierwsze w tym było kierownictwo Gazety Wyborczej, które od wielu miesięcy, jeśli nie dłużej, przygotowywało wydanie książki Overbeka przez Agorę. Wiedzieli, co czynili. Wywiad Adama Michnika dla swojej podwładnej na kilka dni przed odpaleniem ataku z dzisiejszej perspektywy wygląda na nieszczery. Branie go za dobrą monetę przez Autora znanego z przenikliwości też wygląda na nieszczere. Adam się źle przygotował do obrony papieża – paradne!

„Kiedy czytam wyrazy oburzenia, że Karol Wojtyła nie donosił władzom (komunistycznym!) o występkach księży, o których zapewne/ponad wszelką wątpliwość wiedział, to zgadzam się z zarzutem, że są to głosy kompletnie ahistoryczne”
Ale przecież nikt się nie oburza, że nie donosił na księży-pedofilów. Nie musiał, SB dobrze o nich wiedziało, a 2 z 3 księży opisanych w reportażu „Franciszkańska 3” odsiedziało nawet (krótkie) wyroki więzienia.(Trzeciego Wojtyła ewakuował do Austrii). Zarzuty dotyczą tego, że zamiast, po ich wyjściu z pudła, dać im po parę złotych na dobry początek i odesłać do cywila, przyjął ich z powrotem, „dzięki” czemu mogli dalej kontynuować swój proceder i molestować dzieci. Nie domyślił się także, że po takich doświadczeniach z pewnością byli konfidentami SB? Podziwu godna solidarność korporacyjna!