
Gdy przedstawiciel rządu publicznie zapowiada finansowanie wyłącznie prac naukowych, które podporządkowują się rządowej propagandzie, oczywiste jest, że wywoła to protest najwyższych reprezentantów nauki polskiej.
Zaczęło się od tego, że prof. Barbara Engelking, referując w telewizyjnej rozmowie z Moniką Olejnik wyniki swoich wieloletnich badań, powiedziała o rozczarowaniu Żydów postawą polskich współobywateli w latach niemieckiej okupacji i ludobójstwa. Zapisy oddające takie nastroje i opinie można znaleźć w setkach i tysiącach żydowskich relacji oraz w innych źródłach pozostawionych przez tych, którzy ocaleli, ale i tych, którym przeżyć ostatecznie się nie udało. Naukowcy zajmujący się tym tematem wiedzą doskonale o tym rozczarowaniu. „Polacy zawiedli” – powiedziała Engelking, mówiąc o tych odczuciach i o osamotnieniu umierających w getcie warszawskim, bo o tym był cały wywiad.
Wolałbym, aby nawet w tej krótkiej wypowiedzi użyła określenia, że Polacy „przeważnie” lub „w większości” zawiedli. Dodanie nawet jednego słowa miałoby wpływ nie tylko na temperaturę dyskusji, ale i byłoby bliższe opisowi złożonej rzeczywistości, w której przecież na szczęście nie wszyscy zawiedli. Ci, którzy w obliczu najcięższej próby nie ulegli ideologii egoizmu narodowego i zbrodniczej antysemickiej propagandzie, ze wszech miar zasługują na trwałą pamięć. Engelking mówiła o nich w innym fragmencie tego samego wywiadu.
![]()
Negatywna reakcja na postępowanie ministra Czarnka wykroczyła daleko poza osoby i środowiska, które zostały zaatakowane. Nigdy dotąd nie było takiego poruszenia i wsparcia w tych sprawach
Wydawałoby się, że w tym punkcie powinna się zacząć poważna rozmowa i szczegółowa dyskusja na ten temat, ale nie ma na to dużej nadziei. W 2023 r. w Polsce każdy jakoś kontrowersyjny temat jest wykorzystywany do wzmacniania podziału kraju na dwa zwalczające się plemiona.
Atak zamiast dyskusji
Najpierw premier Mateusz Morawiecki (co jest rzeczą niebywałą od czasów Władysława Gomułki) osobiście dał sygnał do nagonki na niewygodną naukowczynię, a potem wkroczył minister (o zgrozo – edukacji!) Przemysław Czarnek, określając wypowiedź prof. Engelking jako „antypolskie chamstwo”. Agresja ministra Czarnka wobec badaczki i jej macierzystego Instytutu Filozofii i Socjologii PAN (zarówno na poziomie meritum, jak i użytego języka), wywołała jednak szeroką reakcję w środowisku naukowym, nie tylko w Polsce.
W ostatnim ćwierćwieczu mieliśmy do czynienia z wieloma głośnymi i publicznymi sporami na temat stosunków polsko-żydowskich w okresie II wojny światowej. Padało w nich sporo emocjonalnych sformułowań, ale gdy chodzi o dyskusje akademickie, odbywało się to w dużym stopniu w ramach polemik merytorycznych bądź zachowujących pozory merytoryczności: sporów o fakty, o liczby, o proporcje analizowanych zjawisk, o wiarygodność wykorzystywanych źródeł – choć utrzymanie się w tych ramach często nie przychodziło łatwo.
W ostatnich latach najwyraźniej było to widoczne po opublikowaniu w 2018 r. zbioru studiów „Dalej jest noc” pod redakcją Barbary Engelking i Jana Grabowskiego, w którym z nieznaną dotąd szczegółowością została przedstawiona sytuacja Żydów w dziewięciu powiatach okupowanej Polski. Zgromadzony bogaty materiał faktograficzny jednoznacznie wskazywał na osamotnienie Żydów wobec niemieckiej polityki prześladowania i eksterminacji ludności żydowskiej oraz na szeroki udział Polaków wciągniętych w realizację różnych aspektów tej polityki. Heroiczne akty udzielania Żydom pomocy, badane w konkretnym terenie, były odosobnione i generalnie nie mogły liczyć na społeczne wsparcie lub zrozumienie, zarówno w czasie wojny, jak i po niej.
Taki obraz godzi boleśnie w politykę historyczną obozu rządzącego, opartą na czerpaniu z historii wyłącznie pozytywnych inspiracji i budowaniu, jak to jest określane, „poczucia dumy narodowej”. Ta polityka w dużym stopniu skupia się na wspieraniu przekonania o unikatowo-heroicznej postawie Polaków podczas wojny. Działający na polityczne zlecenie Instytut Pamięci Narodowej, jako ramię wykonawcze tej polityki (a nie jest to jedyna taka instytucja), nie był jednak w stanie podjąć poważnej dyskusji na temat całościowego obrazu stosunków polsko-żydowskich i ich konsekwencji dla świadomości historycznej Polaków.
W polemice z „Dalej jest noc” IPN skupił się więc na wyszukiwaniu wszelkich pomyłek redakcyjnych czy szczegółowych potknięć w interpretacji konkretnych źródeł, by zdyskredytować autorów tego ważnego osiągnięcia badawczego. Zamiast dyskutować o wnioskach z badań, oskarżano autorów o manipulacje i błędy. Współbrzmiały z tym też ataki publicystyczne, a nawet sztucznie wykreowane (oraz finansowane przez organizacje prorządowe) pozwy o ochronę dóbr osobistych ze strony krewnych niektórych postaci przedstawionych w publikacji. Nie zmieniło to w niczym istotnym wymowy całości, sądy te pozwy ostatecznie odrzuciły, zaś książka „Dalej jest noc” (w nieco skróconej formie i z poprawionymi szczegółami) została kilka miesięcy temu opublikowana w cenionym wydawnictwie akademickim w Stanach Zjednoczonych.
„Naruszanie dobrego imienia Rzeczypospolitej”
Przemysław Czarnek od dawna miał specyficzne (jak na ministra edukacji) zdanie na temat tych badań (i swojej misji godnego reprezentowania Polski): już w marcu 2021 r. nazwał „Dalej jest noc” „antypolskim szmatławcem”. Wielkiego echa to, o dziwo, wówczas nie wywołało, ponieważ miało miejsce w audycji radiowej o niewielkim zasięgu, a więc w medium raczej ulotnym. Połączył to z zapowiedzią zintensyfikowania badań nad II wojną światową (w tym na temat pomocy udzielanej Żydom) w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. Przez kolejne dwa lata nic takiego nie nastąpiło, ale podobna zapowiedź znalazła się w tegorocznym ogłoszeniu tego programu.
Jak to możliwe, że ministrem edukacji został człowiek taki jak Czarnek? Od czasu Komisji Edukacji Narodowej w Polsce stanowisko to powierzano z reguły ludziom lepiej wykształconym i rozważniej się zachowującym niż przeciętna ministerialna danego etapu
Publiczna dyskusja nad tymi problemami w 2018 r. pozostawała pod silnym wpływem innego sporu: próby wprowadzenia do ustawy o IPN przepisów karnych za „naruszenie dobrego imienia Rzeczypospolitej”, co wymyślili domorośli politycy, podpierający się nacjonalizmem, przede wszystkim Patryk Jaki i Tomasz Rzymkowski. Popierały ten pomysł osoby sympatyzujące z obozem prawicowo-nacjonalistycznym, a protestowały głównie osoby publiczne o poglądach demokratyczno-liberalnych. Przeciwko wystąpili również zgodnie badacze Holokaustu z Polski i zagranicy, natomiast nie widać było szerszej mobilizacji środowiska akademickiego w Polsce.
Ostatecznie liczne głosy oburzenia, ale przede wszystkim stanowiska rządów USA i Izraela, skłoniły kierownictwo PiS do wycofania się z tego pomysłu. Zniszczonego zaufania i wielorakiej współpracy jednak nie udało się dotąd odbudować.
Prawie w tym samym czasie podpisywana była petycja za przedłużeniem prof. Engelking mandatu do przewodniczenia Międzynarodowej Radzie Oświęcimskiej. I tu było podobnie: podpisywały ją osoby związane z badaniem Zagłady i historią Auschwitz oraz wiele dość anonimowych osób prywatnych, pragnących konstruktywnej współpracy Polaków i Żydów, co akurat w Muzeum KL Auschwitz od lat udawało się jakoś osiągać. Premier jednak w ogóle nie powołał rady na nową kadencję. Było przy tym znamienne, że środowiska akademickie niezbyt aktywnie włączyły się w te starania – poza tymi osobami publicznymi, o których z góry było wiadomo, że takie wnioski wspierają.
Systemowe zniekształcanie obrazu przeszłości
Dzisiaj jest inaczej. Kilka różnych listów protestujących przeciwko ostatniej napaści min. Czarnka na prof. Engelking i Instytut Filozofii i Socjologii PAN podpisało łącznie ponad 4 tys. osób, w ogromnej większości ze środowiska akademickiego, w tym ponad 1,6 tys. profesorów i doktorów habilitowanych. Są wśród nich liczni badacze zajmujący się stosunkami polsko-żydowskimi albo historią II wojny światowej, ale ogromną większość stanowią profesorowie z innych zakresów historii, socjologii, filozofii, kulturoznawstwa, filologii, prawa, nauk politycznych, a także nauk ścisłych, przyrodniczych czy technicznych. Reprezentowane są największe uniwersytety i uczelnie innych typów (może poza naukowcami z UKSW i KUL, z których list podpisały tylko jednostki). Wystąpiło jednak także wielu badaczy młodszych i z uczelni regionalnych.
To nadal nie jest masowe zjawisko, ale widać że negatywna reakcja na postępowanie ministra edukacji wykroczyła daleko poza osoby i środowiska, które zostały zaatakowane. Głos zabrała również Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego, prezes Polskiej Akademii Nauk, Wydział I Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN, prezes Polskiej Akademii Umiejętności, Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich, senaty i rady wydziałów kilku uczelni oraz rady naukowe instytutów. Nigdy dotąd nie było takiego poruszenia i wsparcia w tych sprawach. Na listach poparcia pojawiły się nawet osoby związane z Instytutem Pamięci Narodowej.
Nie powiodła się natomiast próba wsparcia ministra głosami podobnie myślących zwolenników. Odpowiedni list Akademickich Klubów Obywatelskich im. Lecha Kaczyńskiego podpisało 400 osób, w tym 80 profesorów, niemal w połowie emerytowanych. Poza jednym (specyficznym) przypadkiem prof. Jana Żaryna, trudno znaleźć wśród sygnatariuszy osoby, które miałyby jakąś zawodową orientację we współczesnych badaniach nad problematyką stosunków polsko-żydowskich.
Można się tylko domyślać co spowodowało znacznie szerszą niż kiedykolwiek wcześniej reakcję środowiska akademickiego, bo takich badań nikt chyba nie prowadzi. Sądząc z treści protestów, podpisujący mają świadomość systemowego zniekształcania obrazu przeszłości historycznej przez instytucje i badaczy dyspozycyjnych wobec rządu, a także budowania nieproporcjalnego obrazu, w którym pomoc udzielana Żydom w czasie wojny przez najdzielniejszych Polaków ma przysłonić cały obraz ludzkich zachowań w tym tragicznym okresie.
Myślę, że i poprzednio istniała tego świadomość, ale gdy przedstawiciel rządu nie tylko sugeruje i foruje takie działanie (co ma miejsce już od dawna), lecz także ostentacyjnie, publicznie zapowiada finansowanie wyłącznie prac naukowych, które podporządkowują się rządowej propagandzie i z góry podyktowanym tezom (a to uczynił min. Czarnek w wypowiedzi z 24 kwietnia), to oczywiste staje się, iż „godzi to w konstytucyjną wolność słowa i wolność badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników”, jak stwierdzili 12 maja prezesi RGNiSzW, PAN, PAU i KRASP, a więc najwyżsi reprezentanci nauki polskiej.
Wielki dorobek można bardzo szybko zniszczyć
Minister Czarnek zaczął także wprowadzać swoje pomysły w czyn, wstrzymując Instytutowi Filozofii i Socjologii PAN wyrównanie wzrostu płac minimalnych, podniesionych przez rząd i wynikających z inflacyjnej polityki rządowej. Czym innym jest znane od dawna przydzielanie dodatkowych grantów „swoim”, a czym innym bezpośrednie niszczenie instytucji naukowej środkami finansowymi, a z tym mamy tu do czynienia.
W podpisywanych protestach oraz wypowiedziach medialnych wielokrotnie mówi się też o „zapędach cenzorskich”, „zagrożeniu autonomii polskich instytucji akademickich” czy „kwestionowaniu fundamentalnych zasad funkcjonowania nauki w społeczeństwie demokratycznym”. Prof. Adam Strzembosz wyraził to w tygodniku Polskiej Akademii Umiejętności następująco: „Nauka ma być realizowana w sposób zgodny z podstawowymi normami, co oznacza, że jej wyniki nie mogą podlegać manipulacji ze względu na zainteresowania czy poglądy ministra, który przydziela środki na działalność naukową. Jest to wypowiedź absolutnie oburzająca, niegodna człowieka, który sam powołuje się na swój tytuł profesorski. Taka postawa go dyskredytuje również jako profesora”.
Ne bez znaczenia jest tu też osobista agresywność ministra Czarnka, demonstrującego w swoich wypowiedziach chęć zniszczenia, a przynajmniej obrażenia każdego, kogo uznaje za swojego oponenta i to nierzadko w słowach, o których można powiedzieć (nieco odwracając niezapomniane, skrzydlate sformułowanie kpt. Wagnera/Zbigniewa Zapasiewicza), że na próżno ich szukać w słowniku ludzi kulturalnych.
Jak to możliwe, że człowiek o takich cechach osobistych może być ministrem, a zwłaszcza ministrem edukacji? Od czasu Komisji Edukacji Narodowej i Joachima Lelewela w dziesiątkach kolejnych polskich rządów i w różnych ustrojach stanowisko to powierzano z reguły ludziom lepiej wykształconym i rozważniej się zachowującym niż przeciętna ministerialna danego etapu. Dotyczy to nawet takich postaci jak Janusz Jędrzejewicz, Wojciech Świętosławski, Stanisław Skrzeszewski czy Henryk Jabłoński. Choć wykonywali oni różne brutalne polityczne zamówienia, to jednak każdy z nich wyróżniał się ogładą w porównaniu ze swoimi kolegami z rządu. Tym bardziej dotyczy to kolejnych ministrów edukacji w III RP. A tu, proszę, Jarosław Kaczyński skierował do tego resortu chyba jednego z najbardziej agresywnych i prostackich polityków swojej partii, choć legitymującego się dyplomami i stopniami nadanymi przez Katolicki Uniwersytet Lubelski.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Ci politycy polscy, którzy nasilają niszczycielski spór z badaczami dziejów Zagłady i usiłują narzucić im zniekształcony oraz wybiórczy obraz historii, nie są w stanie dostrzec, że to nie poprawia wizerunku Polski w świecie (nie tylko akademickim). Wręcz przeciwnie, spycha nasze państwo i nasze społeczeństwo do kategorii krajów marginalnych i niedojrzałych, które nie potrafią uporać się z własną przeszłością, zaś demagogia nacjonalistyczna (a więc skierowana przeciwko innym) osłabia zdolność Polski do pełnoprawnego uczestnictwa we wspólnocie międzynarodowej.
Widoczne tolerowanie wypowiedzi i działań antysemickich w sferze publicznej oraz przeraźliwy poziom bezkarnego siania nienawiści w internecie kompromitują i osłabiają wydźwięk nawet tych dokonań badawczych i edukacyjnych, które zostały w ostatnich latach poczynione, takich jak pełniejsze pokazanie działań polskich dyplomatów na rzecz Żydów podczas wojny czy wiele lokalnych upamiętnień i inicjatyw edukacyjnych. Budowanie wzajemnego zrozumienia zajmuje lata, a zniszczyć ten dorobek można bardzo szybko.
Przeczytaj także: Zbigniew Nosowski, Polskie obozy i naród niepokalany