Jesień 2024, nr 3

Zamów

Polskie obozy i naród niepokalany

73. rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau 27 stycznia 2018 r. Fot. KPRM

Łatwo narzekać, że znowu świat Polaków nie rozumie – tyle że najpierw należałoby coś zrobić, żeby temu światu pomóc nas zrozumieć.

Oczywiście to prawda, że „Auschwitz-Birkenau to nie jest polska nazwa, a Arbeit macht frei to nie jest polskie zdanie” – jak napisał na Twitterze premier Mateusz Morawiecki. To akurat kwestia na poziomie elementarza. Podobnie jak oczywistością jest, że nie było polskich obozów śmierci. Słusznie zatem rząd Prawa i Sprawiedliwości kontynuuje (rozpoczęte przez poprzedników z Platformy Obywatelskiej) działania w skali międzynarodowej mające uświadamiać te oczywistości zagranicznym mediom, publicystom i społeczeństwom. Bo w dzisiejszym świecie wiele spraw oczywistych – również te powyżej – dla niektórych, a czasem i dla wielu przestaje być oczywistymi.

„Więzi” do tego przekonywać nie trzeba. Byliśmy pod tym względem pionierami, gdy już ponad 20 lat temu zaprzestaliśmy używać – powszechnego wówczas – określenia „obóz w Oświęcimiu”. Takim pojęciem posługiwali się masowo Polacy, bo przecież wiele polskich rodzin wciąż miało w swoim gronie kogoś, kto przez ten obóz przeszedł. Zorientowaliśmy się jednak w redakcji, że – w trosce o świadomość następnych pokoleń – należy jasno mówić po prostu o obozie Auschwitz-Birkenau. Bo tę machinę śmierci stworzyli i kierowali nią Niemcy, działając w imieniu swojego, totalitarnego wówczas państwa.

Gdyby zapis ustawowy miał dotyczyć tylko określeń typu „polskie obozy śmierci”, to trzeba było tak właśnie napisać w ustawie

Czyżby zatem aktualny spór polsko-izraelski toczył się o oczywistości? Bynajmniej. Zresztą nie tylko o „polskie obozy śmierci” tu chodzi – i to po obu stronach. Reakcja izraelskiego rządu jest, rzecz jasna, przesadna i znacznie nadmierna, wyraźnie poczyniona na użytek polityki wewnętrznej, rywalizacji z opozycją na radykalizm. Zupełnie skandaliczne są zaś opinie głoszone przez Jaira Lapida, być może przyszłego premiera (pisał on m.in., że „były polskie obozy śmierci i żadne prawo nigdy tego nie zmieni”). To kolejny dowód, że również izraelska polityka ulega populistycznym tendencjom, niestety coraz bardziej powszechnym we współczesnym świecie.

Ale warto zobaczyć, że źródło problemu leży w tym przypadku po polskiej stronie. I że łatwo teraz narzekać, iż świat znowu Polaków nie rozumie (ewentualnie: prześladuje czy spiskuje przeciwko nam). Tyle że najpierw należałoby coś zrobić, żeby temu światu pomóc nas zrozumieć. Tymczasem większość sejmowa wykazała się w tej kwestii nadgorliwością.

Nieprecyzyjna ustawa

Wątpliwy jest sam pomysł kryminalizowania sporów na temat historii. Sięganie do prawa karnego powinno być w takich sytuacjach ostatecznością – a o wiele ważniejsze są (tak jak było do tej pory!) edukacja i, kiedy trzeba, moralne napiętnowanie nieuków. Jeśli już jednak zabierać się za prawo karne, to trzeba to robić przede wszystkim precyzyjnie. Gdyby zapis ustawowy miał dotyczyć tylko określeń typu „polskie obozy śmierci”, to trzeba było tak właśnie napisać w ustawie. A uchwalony zapis jest dużo szerszy i wysoce niejasny. Wiadomo zaś, że przepisy nieprecyzyjne są niedobre, gdyż pozostawiają zbyt dużą dowolność interpretacyjną.

Czy przypadkiem nie objęto by tą ustawą także bp. Rafała Markowskiego, który w Jedwabnem przepraszał za udział „synów narodu polskiego, zwłaszcza katolików” w tej zbrodni?

Tak jest właśnie w przypadku nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Nowy art. 55a stanowi, że karze grzywny lub pozbawienia wolności do lat 3 podlega ten, kto „publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie określone w art. 6 Karty Międzynarodowego Trybunału Wojskowego […] lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni”. Nie mielibyśmy do czynienia z przestępstwem jedynie wtedy, gdy sprawca „dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej lub naukowej”.

Wyliczmy po kolei niejasności:

1. Kto będzie sprawdzał, czy konkretna opinia o wydarzeniu historycznym została wygłoszona „wbrew faktom”? Czy prokuratura jest organem kompetentnym do decydowania o prawdzie historycznej w przypadkach, w których historycy wciąż się spierają o przebieg wydarzeń, rozkład odpowiedzialności i winy sprawców?

2. Mowa jest w przepisie nie tylko o zbrodniach niemieckich nazistów, lecz o wszelkich „zbrodniach przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodniach wojennych”. Te ostatnie (w przeciwieństwie do zbrodni III Rzeszy) nie zostały jednak w żaden sposób dookreślone – co zwłaszcza w przypadku kategorii „zbrodni przeciwko pokojowi” nasuwa mnóstwo wątpliwości i pozostawia olbrzymi margines interpretacyjny.

3. Ustawa mówi o przypisywaniu odpowiedzialności lub współodpowiedzialności za te zbrodnie narodowi polskiemu lub państwu polskiemu. Co to oznacza? Czym jest współodpowiedzialność? Co z relacjami osób ocalałych z Zagłady, które często wspominają, że bały się Polaków? Czy wypełni znamiona przestępstwa stwierdzenie, że sprawcy zbrodni byli Polakami? Bo, owszem, Bogu możemy dziękować, że zbrodni nie dokonywano w imię narodu polskiego czy państwa polskiego (także Podziemnego Państwa Polskiego), lecz były zbrodnie dokonane przez Polaków.

4. Na przykład według ustaleń IPN spalenia Żydów w Jedwabnem „dokonali Polacy z inspiracji Niemców”. Głoszenie takiego stanowiska to zapewne jeszcze nie karalna współodpowiedzialność (IPN musiałby wtedy ścigać sam siebie). Może jednak karalna – za „pomniejszanie odpowiedzialności rzeczywistych sprawców” – będzie taka interpretacja tego wydarzenia, która bardziej podkreślać będzie rolę polskich bezpośrednich morderców niż niemieckich inspiratorów? Kto jest w takim razie „rzeczywistym sprawcą” – ten pośredni czy ten bezpośredni?

5. Dodatkowo w prawie uchwalonym przez Sejm stwierdzono, że „ustawę stosuje się do obywatela polskiego oraz cudzoziemca”, i to „niezależnie od przepisów obowiązujących w miejscu popełnienia czynu”. Pomysł stosowania polskiego prawa karnego wobec obywateli innych państw za to, co mówią o Polsce, wydaje mi się prostym sposobem na wywołanie międzynarodowej awantury przy pierwszej możliwej okazji. Współczuję ambasadorowi Polski w kraju, wobec którego obywatela po raz pierwszy przepis ten zostanie zastosowany.

Biskupa już ocenzurowano

Przywołałem wyżej przykład zbrodni w Jedwabnem. Czy przypadkiem nie objęto by tą ustawą także przeprosin, jakie wygłosił 10 lipca 2017 r. bp Rafał Markowski, występując w Jedwabnem w imieniu Konferencji Episkopatu Polski? Czy jakiś nadgorliwiec nie uznałby, że przewodniczący Rady Episkopatu ds. Dialogu Religijnego, przepraszając za udział „synów narodu polskiego, zwłaszcza katolików” w tej zbrodni, tym samym pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców?

Po raz pierwszy w niemal 30-letniej historii programów katolickich w TVP audycja przygotowana do emisji została ocenzurowana decyzją kierownictwa anteny

Powie ktoś, że przesadzam. Rzecz jasna, prokurator nie wytoczyłby takiego śledztwa w Polsce przeciwko katolickiemu biskupowi. Ale przecież bp Markowski – za te właśnie przeprosiny – padł już ofiarą nadgorliwych prorządowych propagandzistów. Otóż na wysokim szczeblu w TVP zapadła decyzja, żeby informacja o jego wystąpieniu w Jedwabnem 10 lipca 2017 r. nie pojawiła się na ogólnopolskiej antenie telewizji publicznej (choć oddział w Białymstoku przygotował relację i wyemitował ją w programie lokalnym – można ją tutaj zobaczyć). W następnych dniach posunięto się wręcz do wydania, po kolaudacji, administracyjnej decyzji zakazującej emisji gotowego materiału filmowego w jednej z audycji katolickich TVP. Tym samym – chyba po raz pierwszy w niemal 30-letniej historii programów katolickich w telewizji publicznej – audycja przygotowana do emisji została ocenzurowana decyzją kierownictwa anteny.

Przyznaję, że i sam jestem ograniczony tym zapisem ustawowym. Bo choć zajmuję się tematyką polsko-żydowską od 30 lat; choć jestem redaktorem naczelnym czasopisma, które zajmuje się nią od 60 lat; choć jestem chrześcijańskim współprzewodniczącym Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów i członkiem Rady Fundacji Auschwitz-Birkenau; choć współprowadzę liczne działania na rzecz pamięci Żydów w moim rodzinnym mieście, badając dokumenty historyczne, w których znajduję i bohaterstwo, i podłość Polaków – to jednak nie zajmuję tą tematyką w ramach ani działalności naukowej, ani artystycznej. Mam zatem wprowadzić sobie wewnętrznego cenzora do głowy, gdy zechcę wypowiadać się na tematy kontrowersyjne? Co prawda, nie zamierzam lżyć narodu ani państwa polskiego, ale – jak widać wyżej – prokuratorzy otrzymają w ustawie szerokie pole do popisu, a ich polityczni mocodawcy mogą mieć różne dziwne pomysły interpretacyjne, kto stawia się już poza narodem polskim.

Działając od lat na rzecz pojednania między Polakami a sąsiednimi narodami, wiem doskonale, że porozumienie jest jak mosty – buduje się bardzo długo, ale za to bardzo szybko można je zniszczyć. Obecny kryzys polsko-izraelski jest akurat polskiemu rządowi zupełnie niepotrzebny. Ten bowiem rząd akurat dla pamięci o żydowskich ofiarach Zagłady na ziemi polskiej czyni bardzo dużo – więcej niż poprzedni rząd PO – ale może to wszystko zniweczyć jednym zdaniem w ustawie.

Drzewo dla Polski?

Wyraźnie jednak okazuje się, że upamiętnianie żydowskich ofiar nie jest dla rządu celem samym w sobie, lecz narzędziem do swoistej „kanonizacji” narodu polskiego. Najlepiej świadczy o tym przemówienie premiera Mateusza Morawieckiego w rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz.

Wesprzyj Więź

Wykorzystał on tę okazję do propagowania swojego pomysłu, że w ogrodzie pamięci jerozolimskiego Instytutu Yad Vashem brakuje jednego drzewka: dla Polski. Morawiecki mówił już o tym wcześniej. W obozie Auschwitz dodał nowy element, nazywając owo nieistniejące drzewko – nie wiadomo dlaczego – „najważniejszym”.

Teza to co najmniej wątpliwa. Bo gdyby rzeczywiście cały naród polski tak powszechnie i ochoczo ratował żydowskich sąsiadów, to po pierwsze, powinno się ich uratować dużo więcej, a po drugie (jak już pisałem), traci wówczas jakikolwiek sens honorowanie poszczególnych Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Ich bohaterstwo przestaje być bohaterstwem, jeśli uważa się je za postawę powszechną czy nawet tylko dominującą w społeczeństwie.

Ale w istocie rzeczy przecież nie o pamięć o Sprawiedliwych tu chodzi, lecz o podtrzymywanie mitu niepokalanego narodu polskiego, który zawsze był prześladowany, a nigdy nikogo nie skrzywdził. Fakty nie mogą więc mówić inaczej – wszak byłoby to „wbrew faktom”…

Podziel się

Wiadomość

Dziękuję Panu za słowa prawe i sprawiedliwe, a nie łajdackie, kłamliwe, politykierskie, manipulacyjne, jakie padają z ust twórców „nowego polskiego porzadku” po ostatnich wyborach. Nie dajmy zamknąć ust ludziom dialogu, pokoju i porozumienia miedzy podziałami.Tylko prawda nas wyzwoli.

Szkoda że wszyscy nie mają podobnego zdania tylko ugniatają jak ciasto historię pod swoje trudno zrozumiałe i pokrętne cele . Na początek trzeba ukarać Czarneckiego za ” szmalcowników ” bo przecież w naszym ” cnotliwym ” narodzie takowych nie było .

Polski pastor i historyk dr Wódek Tasak napisał:

„Piszę te słowa z dużym żalem ze względu na swoja sympatię dla Izraela. Wielka szkoda, że politycy izraelscy (to nie pierwszy głos w tej sprawie) zdecydowali się pójść tą drogą. I w tym przypadku nawet nie tyle chodzi o sam fakt, ale o kontekst czasowy. To jak drażnienie psa kijem, tylko po to by z triumfem oznajmić: a nie mówiłem, że jest agresywny! Oczywiście w odpowiedzi na takie wypowiedzi pojawią się liczne głosy Polaków – nierzadko niegodziwe i głupie – które świetnie będą się nadawały na potwierdzenie tezy: Polacy to urodzeni antysemici! Czy komuś zależy, aby taki efekt osiągnąć?
Odstawiając na bok emocje, spójrzmy racjonalnie. Nie wierzę, że lekcje będą dotyczyły Francuzów, Holendrów, albo – z drugiej strony – Litwinów; Łotyszy czy Rumunów. Lekcje będą dotyczyły Polaków. Jesteśmy łatwym celem, bo przypięto nam łatkę najgorszych antysemitów Europy, a polscy historycy i socjolodzy żydowskiego pochodzenia (częściej nawet ci drudzy, uchodzący w powszechnym odbiorze za historyków), tacy jak Gross, Grabowski, Engelking i inni, swoimi pracami tylko potwierdzają powyższą tezę: bo przecież sami Polacy przyznają…! A prace te i opinie nie grzeszą bezstronnością i naukową skrupulatnością.
Tak więc lekcje te prowadzone będą w oparciu o materiały, którym daleko do bezstronności czy niuansowania tła wydarzeń, któż będzie się bawił w ukazywanie całej palety kolorów, skoro wszystko w tej opowieści jest wymalowane w najgłębszej czerni i najczystszej bieli. Czy trzeba pytać, który kolor nam przypadł w udziale?
Tak naprawdę dzieje II wojny światowej to najbardziej zakłamany i poddany stereotypizacji odcinek historii ludzkości. A w tym odcinku jest jeszcze rozdział, który zdecydowanie przoduje w obu tych cechach. Zgadnijcie który…

Spróbuj przeanalizować te pytania w sposób jak najbardziej bezstronny:
Pytanie ułożył pastor i historyk dr Wódek Tasak.
1. Dlaczego od Polaków wymaga się powszechnego heroizmu w ratowaniu Żydów, a od samych Żydów nie wymaga się choćby empatii w tej samej kwestii?
2. Kto bowiem tworzył listy wywózek z gett do obozów zagłady i kto oraz w jaki sposób pilnował, aby wszyscy się znaleźli w pociągach? Dla nieświadomych rzeczy dodam: nie, nie byli to ani Polacy, ani nawet Niemcy – ci jedynie nadzorowali.
3. Dlaczego mówi się, że Polacy zrobili dla ratowania Żydów „za mało”, skoro zrobili więcej niż inne narody, jednak to nas, nie ich się potępia? Ile byłoby „dostatecznie dużo” dla ratowania Żydów przez Polaków?
4. Dlaczego antyżydowskie pogromy miały miejsce jedynie na terenach po 17 IX 1939 r. okupowanych przez ZSRS, a nie miały miejsca na terenach od razu okupowanych przez Niemców?
5. Dlaczego w Izraelu aż do czasów procesu Eichmanna w 1962 r. temat Holokaustu nie budził publicznego zainteresowania, a na „ocalonych” patrzono z pogardą?
6. Dlaczego w kwestii wywołania reakcji świata Zachodu na Holokaust więcej próbowali zdziałać Polacy (Karski, Pilecki, Nowak-Jeziorański) i Polak-Żyd Szmul Zygielbojm niż potężna diaspora żydowska w USA?
7. Dlaczego cały świat wymaga od Polaków narażania życia w obronie Żydów (co akurat szeroko miało miejsce), a nie zająknie się nawet nad kwestią postawy aliantów wobec Holokaustu, których nic nie kosztowało prowadzenie polityki służącej ocaleniu Żydów? Przecież o tym, co się dzieje dobrze wiedziano w Waszyngtonie, Londynie i Moskwie (zob. pkt. 5).
8. Dlaczego tzw. pogrom kielecki wydarzył się akurat 4 lipca 1946 r.?
9. Dlaczego pomimo „faszystowskiej Polski” takie pogromy nie miały miejsca w II RP?
10. Dlaczego za tzw. kłamstwo oświęcimskie można wsadzać do więzienia i wszyscy uważają to za oczywiste, ale za coś podobnego – oskarżanie Polaków o zbrodnie Niemców już nie?
11. Dlaczego ofiary Żydów traktuje się inaczej niż ofiary innych narodów podczas II wojny światowej?
12. Dlaczego, chociaż antysemityzm jest powszechnym zjawiskiem w Europie, USA, nie mówiąc o Bliskim Wschodzie, tak często w Izraelu i na Zachodzie mówi sie o polskim antysemityzmie?
Oczywiście pytania można mnożyć… Tylko, czy odpowiedzi na nie kogokolwiek „po tamtej stronie” interesują?”

PS. Pod tym linkiem jakże odmienny głos środowisk żydowskich. I pamiętajmy, że nie jest to głos odosobniony:
http://www.fzp.net.pl/…/histeria-izraelska-jest-w-oczywisty…

Teza, że w Polsce nie było pogromów przed 1939 r. jest oczywiście pospolitym kłamstwem. Tylko zwykły ignorant lub po prostu kłamca będzie twierdził, że nie było takich pogromów na początku lat trzydziestych. Sprawdzenie tego jest banalnie proste.

Przypadkiem trafiłem na te komentarze, ale skoro komentuje sie moje słowa, pozwolę sobie się do nich odnieść. Prosze zauwazyc, że napisałem „takich pogromów”, odnosząc się do pogromu kieleckiego. Wg powszechnie znanych faktó zgonięło w nim 37 Żydów. Jeśli zna Pan przedwojenne pogromy Żydów, w których zginęło przynajm,niej 30 Zydów, bardzo prosze się podzielić tą wiedzę. Ja o takich nie wiem. Aby nie było niedomówień, wyjasnie to możliwie precyzyjnie. Napisałem tak a nie inaczej, mając na uwadze.pogromy z dużą liczbą zabitych, a nie pogromy w ogóle, pozbawione licznych ofiar smiertlenych. Rozumie Pan róznicę?
.

Przecież te pytania to podszyte antysemityzm kalumnie, choć opatrzone znakiem zapytania. Jeśli takie pytania świadczące, że nie rozumie czym był Holokaust zadaje historyk i to z doktoratem, to pytanie za co w ogóle dostał dyplom.

Dla przykładu: pyt.7 . zawiera oczywiście fałszywe założenie, że „cały świat wymaga” ; pyt. 10 – znowu fałsz, wcale nie wszyscy uznają za oczywiste, że za kłamstwo oświęcimskie można wsadzać do więzienia. W szczególności nie jest to oczywiste w USA, jako pomysł jaskrawo sprzeczny z pierwszą poprawką do Konstytucji.
Naukowiec, który nie potrafi właściwie operować kwantyfikatorami kiepskie swojemu warsztatowi wystawia świadectwo.

Nadal nie mogę zrozumieć dlaczego mocą jakiegoś głupiego przepisu niejednokrotnie skompromitowanego IPN-u, nie można w prawdzie nazwać polskimi obozami śmierci, polskich obozów po 1945 roku, z polskim zarządem, ze strażnikami w polskich mundurach, gdzie zamęczano i mordowano cywilne ofiary, dorosłych i dzieci, Polaków, Ukraińców, Ślązaków.

Oczywiście, że ustawa sejmowa. Emocjonalny skrót myślowy. Niektórzy pracownicy IPN-u mają wiele osiągnięć w pracy naukowej zajmując się historią Polski ale upamiętnienie bandyty Józefa Kurasia przez Lecha Kaczyńskiego to też „zasługa” IPN-u. Tych wołających o pomstę do nieba „zasług” jest więcej. Krytykuję kłamstwa firmowane nazwą IPN.

Natomiast co do obozów – powojenne obozy koncentracyjne BYŁY polskimi obozami śmierci. Sądzę, że apologetom idei bezwzględnego oddzielenia słowa Polak od zbrodni i mordów dokonywanych na więzionych cywilach przez Polaków właśnie, takie brzmienie art. 55a projektu ustawy pozwala zakłamywać historię skuteczniej.

Sztuka dyplomacji nakazuje najpierw takie sprawy załatwiać kanałami dyplomatycznymi. Publiczna wypowiedź ambasadorki Izraela na obchodach rocznicowych była świadomym naruszeniem tych zasad. Chciałbym, aby Pan Redaktor poświęcił akapit zastanowieniu się, dlaczego Izrael wybrał taki sposób komunikacji. Nadto, projekt ustawy jest jawny od roku. Czy nie było sposobności ku zasygnalizowaniu swoich obiekcji wcześniej? Przecieki z MSZ mówią, że takie konsultacje były prowadzone i kształt zapisów ustawy został skorygowany na wniosek ambasadorów Izraela i USA. Oczywiście, nie wiemy czy to prawda, ale możemy się tego oficjalnie nie dowiedzieć, bo inaczej niż dyplomacja izraelska polski MSZ zgodnie z zasadami sztuki może chcieć utrzymać fakt konsultacji w tajemnicy, tym bardziej, że ujawniając go mógłby się obawiać oskarżeń ze strony co bardziej krewkiej części polskiej opinii publicznej, że przystał na niejawną ingerencję obcych państw w proces legislacyjny. Jest jednak mało prawdopodobne, by ambasada Izraela przegapiła projekt. Uprawniona jest więc teza, że przy licznych niedoskonałościach zapisów ustawy chciano Polskę upokorzyć. Doraźnym skutkiem będzie wzrost notowań PiS jako obrońcy godności Polaków, bo zmobilizuje wokół niego tych, co rozważali głosowania na ugrupowania na prawo od niego lub poprowadzi do urn niektórych wyborców, którzy do tej pory nie głosowali.

1. Akapit o polityce Izraela jest w tekście.
2. Wiceprezes IPN Mateusz Szpytam mówi dla wpolityce.pl:
„- Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki mówił, że ta nowelizacja ustawy była już od dawna konsultowana i od roku nie było do niej żadnych zastrzeżeń.
– Były zastrzeżenia.
– Były? Czyje i czego one dotyczyły?
– MSZ musiało się tłumaczyć na posiedzeniach IHRA [International Holocaust Remembrance Alliance – przyp. red. ] w Bernie i w Jassach. W Bernie to było w listopadzie zeszłego roku, a w Jassach pół roku wcześniej. Zatem te uwagi były zgłaszane.
– Czego konkretnie one dotyczyły?
– W ogóle zapisów nowelizacji tej ustawy. Nie doszło tam do uzgodnienia stanowisk”.
https://wpolityce.pl/polityka/378771-nasz-wywiad-wiceprezes-ipn-jestem-zaskoczony-reakcja-izraela-nowelizacja-ustawy-o-ipn-mowi-o-kwestiach-oczywistych
3. Czy słyszał Pan, aby wiceminister Jaki w jakiejś sprawie, za którą odpowiada, uwzględnił racje strony, z którą się nie zgadza?
4. Podczas uroczystości rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz była wzajemna „wymiana uprzejmości”: ambasador Izraela na żądanie premiera Netanjahu pouczała Polskę, co ma być w polskim prawie; a premier Morawiecki z własnej inicjatywy pouczał Izrael, czego (i to najważniejszego!) brakuje w kluczowym państwowym i narodowym miejscu pamięci w Jerozolimie. To polski premier – przemawiający bezpośrednio po ocalonych więźniarkach – jako pierwszy niejako złamał zasady dyplomacji: wtrącił się w wewnętrzne sprawy Izraela, mówiąc o drzewie dla Polski. Ambasador Azari przemawiała później, nawet nie bezpośrednio po Morawieckim. .
5. Doraźne skutki mnie tu mniej interesują, bo zagrożone są imponderabilia.

Już więcej wiadomo. Rzeczniczka rządu: „Strona izraelska była informowana o pracach nad nowelą ustawy o IPN. Na wstępnym etapie pojawienia się projektu, ambasador Izraela zgłaszała swoje uwagi, które zostały uwzględnione. Jeżeli te uwagi zostały przez resort uwzględnione i po ich uwzględnieniu, ambasador do soboty nie zgłaszała żadnych uwag, to należy zapytać dlaczego?” https://wpolityce.pl/polityka/378993-rzecznik-rzadu-uwagi-izraela-zostaly-uwzglednione-czemu-ambasador-nie-zglaszala-uwag-do-soboty-co-sie-stało.

Jeśli pisze Pan o imponderabiliach, to tym samym przyznaje, że Pana otwartość ma swoje granice. Nie krytykuję takiego stanowiska, bo ja też uważam, że nie o wszystkim można dyskutować, ale przecież nie da się zaprzeczyć, że dialog zazwyczaj rozbija się o wyśrubowane imponderabilia jednej ze stron. Mam wątpliwości, czy je Pan wyważa prawidłowo, bo użyta argumentacja wykazuje niewielkie zrozumienie dla wrażliwości drugiej strony – nie dla Patryka Jakiego, ale dla niektórych zwykłych ludzi dla których przynależność narodowa jest jednym z niewielu sposobów poczucia swojej godności jako człowieka. Nie chodzi mi o to, by się z tym zgadzać, zwłaszcza, jeżeli ktoś jest przekonany, że godność ta ufundowana jest na nieprawdzie, ale o zrozumienie tego, że odzierając ich z mitów i nie dając nic w zamian odzieramy ich z godności. Spór dotyczy ustawy, a nie jej praktyki, toteż nie nadszedł czas na strzelanie z najcięższych armat, zamykanie się na dialog. Bo jak wynika z wypowiedzi rzeczniczki rządu (czekam na dementi ambasady Izraela), dialog był, został zakończony wspólnymi ustaleniami i zerwany w minioną sobotę przez panią ambasador. I żeby Panu utrudnić polemikę napiszę, że ustawę uważam za mało skuteczny sposób ustalania prawdy i lepiej, by jej polski Sejm nie uchwalał (chociaż bardziej z powodów ukraińskich, niż izraelskich).

Byłbym wdzięczny, gdyby mi Pan wyjaśnił, gdzie i w jaki sposób wyraziłem „niewielkie zrozumienie” dla „niektórych zwykłych ludzi dla których przynależność narodowa jest jednym z niewielu sposobów poczucia swojej godności jako człowieka”.
Oraz gdzie i w jaki sposób pragnę „odzierać ich z mitów”, „nie dając nic w zamian”, a tym samym „odzierać ich z godności”.
A także, gdzie zamykam się na dialog. Napisałem tylko, że mniej mnie interesują doraźne korzyści polityczne, jakie odniesie w tej sprawie PiS – bo Pan o tym wspomniał.

Proszę, już odpowiadam. Otóż nadając tytuł „Polskie obozy i naród niepokalany” wstawił Pan tym samym na wstępie pryzmat, przez który mam prawo odczytywać Pana artykuł. Trochę szydercze sformułowanie „naród niepokalany” mówi mi, że historię naszego narodu uznaje pan za co najmniej szarą (owszem, uznaję taki pogląd za uprawniony i będę publicznie bronić jego dopuszczalności), a pogląd tych, co uważają że jest bardziej biała niż szara uznaje Pan za nieuprawniony, zasługujący na (delikatną) drwinę. To właśnie odbieram jako brak współodczuwania z częścią zwykłych, może żyjących w urojeniach na temat swojej przeszłości Polaków, jako odzieranie z mitów. Otóż nie widzę, by w dyskutowanej sprawie poglądy przeciwne dla swoich uważał Pan za dopuszczalne, może błędne, ale zrozumiałe, odbierając tym samym nawet jeśli bez takich intencji szacunek swoim adwersarzom (podobnie, jak przypisywanie zwolennikom innego niż Franciszkowe spojrzenia na uchodźców/imigrantów motywów lękowych, o czym rozmawialiśmy niedawno na tym forum przy okazji wypowiedzi abp Polaka). A ja jak słoń zapamiętałem wartości, które przekazał mi prof.Obirek po tym, jak opuścił zakon. Wtedy S.Sierakowski z Krytyki Politycznej zrobił z nim spotkanie w Teatrze Rozmaitości. Udałem się tam, bo uznałem, że muszę go wysłuchać nim rzucę kamieniem. Powiedział tam o swoim mistrzu, Amerykaninie Walterze Ongu SJ, który wpoił mu, że nie ma postawy otwartej/dialogowej bez uprzedniego założenia, że druga strona ma mi coś ważnego do powiedzenia i przystępując do rozmowy chociaż w ułamku nie wykluczam ewentualności skorygowania swoich poglądów o pogląd przeciwny. Mimo że niebezpieczna (jak dialogować z ekstremistami?), to jednak konieczna postawa w szukaniu prawdy (notabene śledząc wyrywkowo wypowiedzi prof.Obirka na temat Kościoła ani razu nie dostrzegłem tej postawy, by gdzieś dopuszczał ewentualność szczypty racji u konserwatystów, zwłaszcza kościelnych, no ale to inny wątek). Otóż Pana artykuł odbieram jako sprzeczny z tą najbardziej odpowiadającą mi definicją otwartości, wykluczający równość „praw obywatelskich” innych poglądów w debacie o kształtowaniu polityki historycznej. Ja bym wobec ludzi dobrej woli przyjął inną taktykę – tak, w wielu punktach wasza diagnoza jest trafna i często macie rację, ale praktyczne wnioski, jakie z tych faktów wyciągacie są błędne, bo nie uwzględniają wszystkich faktów, a nadto sprzeciwiają się hierarchii wartości. Ale kim ja jestem, bym mógł miarodajnie napisać taki artykuł.

Ze swojej strony wycofam się jednak z zarzutu, że nie oferuje Pan nic w zamian za odebrane mity, bo w formule takiego artykułu byłoby to niewykonalne, a wiem, że Więź oferuje jednak bardzo dużo godności człowiekowi, problem jest raczej w dotarciu z tym pod strzechy (ja też nie mam na to pomysłu).

Przeczytałem jeszcze raz Pana artykuł i widzę, że jego ocena z mojej strony wymaga korekty. Mój błąd polega na odczytaniu go jako głosu w chórze antypisowskich mediów korzystających bez względu na prawdę z każdego kłopotu tego rządu. Podtrzymuję jednak, że wydźwięk, nawet jeśli niezamierzony artykułu wymaga krytyki. Koncentruje się Pan na dyskusji, która koniecznie powinna być przeprowadzona, a na którą rządzący nie mają ochoty. Ale to jest chociaż ważny, to jednak mniejszej wagi problem, niż zupełnie niebywała i nieakceptowalna postawa rządu Izraela. Okazało się, że dla niego stosunki z Polską nie są specjalnie istotne, skoro 30 lat budowania zaufania może być przekreślone tak łatwo na użytek doraźnej polityki wewnętrznej. Dziś już wiemy więcej – pani ambasador powiedziała, że musiała tak mówić. Innymi słowy, uczciwy człowiek miał wewnętrzną potrzebę zdystansowania się od nieuczciwych poleceń otrzymanych od swojego rządu. Nieuczciwych, bo uwagi rządu Izraela zostały uwzględnione. Ustawie można stawiać wiele zarzutów i Pan to zrobił trafnie – ale nie można polskiemu rządowi reprezentatywnemu w tej sprawie dla przeważającej opinii publicznej zarzucać złych intencji czy manipulacji, a co najwyżej błąd. To istotna różnica. Bo polski rząd reprezentatywny w tej sprawie dla większości polskiej opinii publicznej został zupełnie cynicznie zaatakowany przez rząd Izraela, a Polska jest dyskredytowana w świecie przez żydowską opinię publiczną mimo dochowania najwyższej staranności w uwzględnieniu oczekiwań Izraela. To, a nie mankamenty ustawy i polityki historycznej PiSu, o czym należy dyskutować, są zasadniczym przedmiotem burzy. Stawiając akcent na szczegółach, a marginalnie wspominając nadużycie Izraela (owszem, w dniu pisania artykułu wiedział Pan mniej niż ja go komentując) artykuł odstaje od rzeczywistości. „Są w Ojczyźnie rachunki krzywd, …”, owszem ten rząd nie dbał o konsolidowanie wokół swoich pomysłów jak największej liczby Polaków, ale w tym przypadku Polska potrzebuje uzgodnienia wspólnego stanowiska głównych sił, nie tylko politycznych. Nie wokół ustawy, a wobec kłamliwej i cynicznej kampanii antypolskiej. Nie nieprawda lub błąd, a brak tej solidarności jest mankamentem artykułu, przez co łatwo go odebrać jako głos w chórze głosów, dla których prawda jest mało istotna, o ile nieprawda pognębi gnębiciela.
A co do szczegółów, to podtrzymuję, że tytuł jest niefortunny bo ułatwia odmienne odczytanie artykułu niż czytanie bez tego tytułu.
Przyznam jednak, że nawet pisząc tą korektę do swoich komentarzy nadal nie jestem wolny od emocji, może za jakiś czas zastanowię się jeszcze raz nad sprawą. Zrobiłem ten dopisek, bo mam wewnętrzną potrzebę przeproszenia Pana za być może za mocne akcenty w mojej ocenie, chociaż samemu mi trudno mi je wskazać i kieruję się tu bardziej intuicją.

Nie zamierzałem się odzywać, ale sprowokowały mnie uwagi p. Piotra co do tytułu.
Kiedy przeczytałem tylko zapis nowelizacji i jeszcze nie czytałem żadnych komentarzy, przyszedł mi do głowy tytuł komentarza, jaki powinien się ukazać: „Naród ustawowo niepokalany”. I jak zobaczyłem ten tekst, to ucieszyła mnie zbieżność moich odczuć ze Zbyszkiem. Potem przeczytałem wiele komentarzy, ale za najbardziej wyważony, a zarazem najcelniejszy, trafiający w sedno uważam właśnie ten komentarz „Więziowy”.
Sprawami pokrewnymi tych, których dotykają nowelizowane przepisy, zajmuję się już od wielu lat. Nie dziwi mnie więc histeryczna reakcja znacznej części moich rodaków. Tym niemniej, jeśli również tacy ludzie, jak pan Piotr, piszą w podobnym tonie, to obawiam się, że możemy być u progu haniebnej kampanii podobnej tej sprzed pół wieku. I po czasie zbledną wszystkie wady tej ustawy wobec największej – że obudziła upiory. Ale może taki był jej główny cel, skoro prowokacyjnie uchwalono ją w przeddzień Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu?
Bardzo chciałbym się mylić.

@Ireneusz Cieślik
Ja rozumiem daleko idące konsekwencje Pana komentarza w taki sposób, że uważa Pan poglądy odmienne od swoich za nieetyczne. Ja już się nie mieszczę w tym, co etycznie dopuszczalne. Czy prawidłowo rozumiem Pana stanowisko?

Zacząłem czytać nastawiony pozytywnie a w miarę czytania łuski z oczu opadły. Krytyka działań oparta jest na wyolbrzymieniach – to jeszcze można przeboleć i powiedzieć – „ktoś czegoś nie zrozumiał”. Gdy się pisze artykuł tego typu należy jednak przede wszystkim podać konkretną propozycję działań – a takowej brak. Wnioski końcowe o uratowaniu zbyt małej ilości Żydów przez Polaków – to już czyste kuriozum. Polacy nie ratowali Żydów – Polacy ratowali LUDZI – wszystkich ludzi! Żydów, Polaków, Rusinów, Anglików, Francuzów nawet tych Niemców którzy nie zgadzali się z Hitlerem. Trudno oczekiwać jednak wyczucia od redakcji która już w latach 90-tych była określana jako ostro mieszająca w kwestiach społecznych i podstępnie wprowadzająca wiele fałszywych wniosków.

„Ten bowiem rząd akurat dla pamięci o żydowskich ofiarach Zagłady na ziemi polskiej czyni bardzo dużo – więcej niż poprzedni rząd PO”

Nie wiem, czy takie porównania są akurat w tej chwili najbardziej potrzebne, ale odkładając na bok tę wątpliwość, nie mogę odrzucić innej, ważniejszej, a mianowicie na jakiej podstawie Autor doszedł do takiego wniosku.

Ten rząd manifestuje i uprawia populizm skrajnie oderwany od historycznej i współczesnej złożoności zagadnień. Serwuje mannę propagandy prymitywnie uznając,że proste i częsro nieprawdziwe treści skutecznie zakoduje w świadomości społecznej

Dla ludzi przyzwoitych to sprawa zasadnicza nazywania po imieniu, mówienia prawdy.
Spójżmy szerzej i porównajmy; względem historii czy geografii?
Czy były Amerykańskie Rezerwaty? Czy jest ,,Kubanian Military Camps of Quqntanamo”?
A jeżeli w Izraelu, albo pod władzą Żydów, Izraela są jakieś obozy, to czy są żydowskie czy palestyńskie?
Cała reszta to zawracanie głowy potrzebne czort wie komu do judzenia.

„To właśnie odbieram jako brak współodczuwania z częścią zwykłych, może żyjących w urojeniach na temat swojej przeszłości Polaków, jako odzieranie z mitów.”
Badania pokazują https://www.google.pl/search?q=Powr%C3%B3t+zabobonu%3A+Antysemityzm+w+Polsce&ie=utf-8&oe=utf-8&client=firefox-b&gfe_rd=cr&dcr=0&ei=FDZ0Wq65K-qv8weO9K7ABw, że ok. 25% obywateli wierzy, że w przeszłości Żydzi porywali chrześcijańskie dzieci.
Odzieranie ich z tego mitu może im bardzo popsuć humor, więc może lepiej nie…..

Bardzo dobry i wyważony tekst. Został mi polecony przez Przyjaciela z Izraela. Dalej sam go polecam. A skoro jeden z komentatorów wymienił moje nazwisko w ferworze dyskusji, do pozwolę sobie mu od razu odpowiedzieć. Chętnie zmienię zdanie, np. na temat konserwatystów, ale jak powiadał wspomniany przez mego oponenta Walter Ong, potrzebuję argumentu. na razie konserwatyści takowego mi nie dostarczyli. Ale nie tracę nadziei.

No to źle wtedy Pana profesora zrozumiałem. Bo mi się wydawało, że Walter Ong SJ nie uwarunkowywał postawy dialogowej od uprzedniego dostarczenia przez adwersarza argumentu, który nam się spodoba. Że mam być otwarty na drugiego gdy go ledwie spotykam, jeszcze niepoznanego. To trudne i może być niebezpieczne gdy spotykam człowieka złej woli, ale jak bardzo szlachetne. Ja jednak ten właśnie ideał zachowam dla siebie, może daleko mi do jego spełnienia, ale przynajmniej będę miał się z czego rozliczać, nie uspokajać swojego sumienie, że ten drugi nie dorasta do poważnego potraktowania, bo mówi, co mi nie pasuje.

Tu nie chodzi o to czy mi się podoba czy nie, ale czy mnie przekonuje. Krótko mówiąc chodzi o siłę argumentu, a nie o argument siły. Jeśli chce mnie Pan przekonać proszę spróbować choćby pisząc do mnie bezpośrednio, adres łatwo Pan znajdzie. Lubię takie wyzwania, proszę mi wierzyć, nie jestem człowiekiem złej woli i prawdę powiedziawszy takich ludzi nie znam. Owszem znam ludzi, którzy nie chcą mieć ze mną nic wspólnego, ale to inne kategoria. Proszę się nie zniechęcać…