Rozpada się religia ukształtowana jako cywilizacja czy światopogląd. Skąd czerpać inspiracje do „rewitalizacji” Kościoła?
W tekście Elżbiety Mikiciuk o Stanisławie Brzozowskim i jego zmaganiach z Kościołem uderzyła mnie diagnoza sformułowana już ponad 100 lat temu: „Przeciętny Polak-katolik mało lub wcale nic nie wie o tym, jak głębokim umie być katolicyzm, gdy się w nim szuka głębokości”. Duchowe skarby Kościoła nadal często pozostają nieznane. Sęk w tym, czy szukamy w katolicyzmie „głębokości”, czy może czegoś innego, np. tożsamości, ideologicznego paliwa lub pocieszenia.
Elżbieta Mikiciuk w swojej analizie zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt ważny dziś dla wielu Polaków, którzy zmagają się z ciemną nocą Kościoła, ale nie chcą trwać w ciemności. Autor Legendy Młodej Polski w swojej ostrej krytyce klerykalizmu wyrażał wielką tęsknotę za Kościołem odnowionym. A pod koniec życia powrócił do katolicyzmu. I to nie do wymarzonego Kościoła przemienionego, lecz do realnego – takiego, jakim on wówczas był.
W tym duchu tematem religijnym jesiennej „Więzi” czynimy odgruzowywanie chrześcijaństwa. Tę metaforę podrzucił nam Marcin Kędzierski. I on, i Sebastian Duda w swoich esejach powołują się na najnowszą książkę ks. Tomáša Hálíka Popołudnie chrześcijaństwa. Mój kolega redakcyjny pisze: „dawne kulturowe modele religii są niczym zgliszcza spalonej paryskiej katedry Notre Dame. Jednak samo odgruzowanie tego, co zniszczone, nie wystarczy”.
Nad czym zatem warto myśleć przy sprzątaniu gruzów instytucjonalnych form kościelności po rozpadzie religii ukształtowanej jako cywilizacja czy światopogląd? Marek Kita nazywa ten projekt „rewitalizacją” Kościoła. Zachęca, byśmy byli jak „pogorzelcy spod znaku nadziei” – którzy „pod popiołem atrap wyczuwają Fundament i bijące z niego źródło”.
Nie chodzi tu wcale o – jak to nazywa Michał Gołębiowski – „wybieranie najsmaczniejszych wisienek z drzewa Ewangelii (takich, które pasowałyby do ustalonej tezy), z pominięciem pozostałych, bardziej cierpkich”. To raczej odkrywanie na nowo samego sedna i wiary, i Kościoła.
Ale w jaki sposób owi pogorzelcy mają doświadczyć nadziei, skoro kończy się świat i Kościół, w których czuli się – także duchowo – zadomowieni? Sebastian Duda dzieli się tu z Państwem swoim zaskakującym doświadczeniem. Zapraszam do lektury.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” jesień 2022