Recenzje
Jacek Łukasiewicz, „Odra” 2017, nr 2
Ten gmach to dawna siedziba Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego (BUW) przy Krakowskim Przedmieściu. Matywiecki pracował tam do lat osiemdziesiątych. I pisze właśnie o dniu powszednim tamtej pracy. Był bibliotekarzem dyżurującym w czytelni, patrzącym na czytelników z tego szczególnego stanowiska, jakie zajmował naprzeciw nich pośród rewersów, legitymacji, woluminów do zwrotu. Lubił swoje zajęcie, to czuje się w tej książce. Jej autor do dziś pozostaje pod urokiem tamtej biblioteki, księgozbioru właściwie rozmieszczonego, podzielonego na działy. Pośród czytelników byli studenci uczący się do egzaminów, badacze specjaliści szukający potrzebnych informacji i na nich tylko skupiający uwagę, także inni traktujący lekturę równie użytkowo. Bibliotekarz pomagał im, szanował ich wysiłek, lecz nie oni budzili jego zachwyt, ale zaczytani. Marzyciele wznoszący oczy znad książki, niejasno wzruszeni lekturą, zainspirowani nią do własnych myśli, niekoniecznie zdający sobie sprawę z mechanizmów owych inspiracji. Albo doświadczający niezwykłej ciszy po lekturze Tołstoja czy Prousta. Również zaczytani bezinteresownie, bez wyraźnego celu w rocznikach starych gazet, kiedy czas się cofał, a stare wiadomości nagle zaskakiwały.
Napisałem słowa „starych gazet” i wiem, że muszę na chwilę odłożyć książkę Matywieckiego o BUW, choć jest w niej wiele dalszych znakomitych rozdziałów, jak choćby ten o Bibliotece Uniwersyteckiej w czasie okupacji i zaraz po wojnie (…).