Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Jeśli padnie Ukraina, następna będzie Litwa

Prezydent Litwy Gitanas Nausėda składa przed parlamentem roczny raport 16 czerwca 2022 r. Fot. lrp.lt

Litwini rozumieją, że gdyby nie decyzje o wstąpieniu do UE i NATO, rakiety mogłyby spadać obecnie na Kłajpedę i Szawle, Wilno i Kowno mogłyby być zrównane z ziemią, a w całym kraju wojsko okupacyjne organizowałoby referendum w sprawie dołączenia Litwy do Rosji. Dlatego Litwini kibicują Ukrainie.

Od pierwszego dnia swojej upragnionej i wywalczonej niepodległości, 11 marca 1990 r., Litwa z determinacją dąży do tego, by dołączyć do Zachodu. Zwieńczeniem tej drogi miał być rok 2004, kiedy Litwa wstąpiła do Unii Europejskiej i NATO. Owszem, pewnym problemem było kilka pozostałości po radzieckiej okupacji – choćby całkowita zależność energetyczna od Rosji, spore więzi gospodarcze z tym krajem czy wpływ rosyjskich mediów – ale miało to, przynajmniej teoretycznie, zmienić się z biegiem czasu i wraz z coraz głębszą integracją z Europą.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, litewskie działania na rzecz całkowitego zerwania z Rosją, podejmowane do 24 lutego 2022 r., można porównać do próby ucieczki Orfeusza i Eurydyki z Hadesu – niby się udaje, ale ciągle ktoś się ogląda za siebie i całe przedsięwzięcie, jeśli nie upada, to przynajmniej mocno zwalnia.

Społeczeństwo nadal spoglądało w stronę Rosji

Z jednej strony Litwę na pewno można traktować jako kraj prawowicie zajmujący miejsce wśród państw Zachodu. Przemawia za tym nie tylko niemal 20 lat członkostwa w UE i NATO, ale także szerokie więzi gospodarcze, polityczne, kulturowe i naukowe z krajami zachodnimi. Wystarczy wspomnieć, że w 2019 r. Litwa otrzymała Złotego Lwa podczas Biennale w Wenecji, litewskich artystów można słuchać w filharmoniach całej Europy, litewski biznes powoli wchodzi w globalne łańcuchy dostaw, a litewscy menadżerowie oraz dyplomaci są zatrudniani w największych korporacjach i organizacjach międzynarodowych.

Z drugiej strony przyznać należy, że przynajmniej część litewskiego społeczeństwa nadal spogląda w stronę Rosji. Nie chodzi tu oczywiście o wystąpienie z UE czy NATO albo tworzenie strategicznego partnerstwa z Rosją, ale raczej o więzi gospodarcze i kulturowe – często nadbudowane na nostalgii – które rzekomo miałyby przynieść wielkie korzyści dla państwa albo przynajmniej dla niektórych firm i ich właścicieli. Gwoli ścisłości przyznać należy, że Rosja i Białoruś rzeczywiście były największymi rynkami zbytu na przykład dla litewskich firm transportowych.

Litewskie społeczeństwo wyraźnie poczuło, że to jest ich wojna. Ukraina tak samo jak Litwa była przecież okupowana przez Związek Radziecki. Tyle że Litwa zdołała wstąpić do Unii Europejskiej i NATO

Mariusz Antonowicz

Udostępnij tekst

Powiązania biznesowe z Rosją lub Białorusią oddziałują również na scenę polityczną. Jeszcze w grudniu 2021 r. w Litwie wybuchł skandal, który prawie doprowadził do upadku rządu Ingridy Šimonytė. Wyszło na jaw, że państwowa spółka Koleje Litewskie za zgodą ministra transportu próbowała ominąć sankcje USA nałożone na białoruskiego producenta nawozów „Biełaruśkalij”. Władze spółki i minister tłumaczyli się, że bez tranzytu białoruskich nawozów bardzo ucierpią zarówno Koleje Litewskie, jak i port w Kłajpedzie. A działo się to w czasie, gdy oficjalna linia rządu głosiła, że na reżim Aleksandra Łukaszenki mają być nałożone maksymalne sankcje, i ten sam rząd nie unikał okazji, by miotać gromy na swoich partnerów w Unii za „haniebny handel” z krwawym dyktatorem. To nie jest jedyny grzech Kolei Litewskich. Litwa nadal funkcjonuje w rosyjskim systemie kolejowym i wciąż nie można dojechać z Wilna lub Kowna bezpośrednio do Warszawy. Nawet rok 2014, w którym litewski establishment poważnie zajął się rosyjskim zagrożeniem, tego nie zmienił.

Przykłady rozchodzenia się oficjalnej linii państwowej z działaniami obywateli można mnożyć. Po aneksji Krymu i rozpoczęciu wojny rosyjsko-ukraińskiej w 2014 r. wsparcie Ukrainy w jej dążeniach proeuropejskich oraz utrzymywanie sankcji nałożonych na Rosję stało się jednym z filarów litewskiej polityki zagranicznej. Mimo to do dziś ukraińska kultura jest w Litwie bardzo mało obecna – znalezienie w księgarni książki wydanej po ukraińsku, oglądanie ukraińskiego kanału telewizyjnego lub pójście do kina na ukraiński film do niedawna było praktycznie niemożliwe. Ponadto Litwa nie zdołała stworzyć silnych więzów gospodarczych z Ukrainą, a litewscy i ukraińscy naukowcy podejmowali niewiele wspólnych przedsięwzięć. Litwa do tej pory nie ma ekspertów od ukraińskiej literatury, kultury i polityki. Chociaż w Litwie zwiększała się liczba migrantów z Ukrainy, nadal nie ma tu żadnej parafii Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej czy możliwości uczestniczenia w katolickiej Mszy św. w języku ukraińskim.

W tym kontekście znamienne jest to, że jeszcze do niedawna w Litwie można było oglądać rosyjską telewizję państwową, w kraju regularnie gościli artyści rosyjskiej sceny popularnej, w sklepach można było kupić mnóstwo gazet i czasopism po rosyjsku, z których tylko niewielką część da się zaliczyć do opozycyjnych lub kontrkulturowych. W 2015 r. drugie największe miasto Litwy, Kowno, wybrało na mera Visvaldasa Matijošaitisa, jednego z najbogatszych ludzi w kraju, właściciela firmy Vičiūnai, która prowadzi swoją działalność głównie na terenie Rosji. W 2016 r. wybory parlamentarne z kolei wygrała partia Związek Zielonych i Chłopów, której przewodniczy Ramūnas Karbauskis, oligarcha będący właścicielem firmy Agrokoncernas importującej nawozy oraz traktory z Białorusi, mający powiązania biznesowe z Mosze Kantorem, rosyjskim miliarderem wspierającym politykę Kremla.

Empatia i lęk

Sytuacja zaczęła się dynamicznie zmieniać po 24 lutego 2022 r. Litewskie społeczeństwo przeraziło się rosyjską inwazją na Ukrainę i ruszyło z ogromną, spontaniczną akcją wsparcia. Litwini zaczęli natychmiast przygotowywać konwoje pomocy humanitarnej. Organizacja pozarządowa Blue/Yellow, wspierająca wojsko Ukrainy, zebrała 28 milionów euro, co jest sumą olbrzymią, zważywszy na to, że w Litwie mieszka tylko 2,8 milionów mieszkańców.

Temu zaangażowaniu towarzyszyło mnóstwo działań symbolicznych, co jest zresztą bardzo charakterystyczne dla litewskiego społeczeństwa i myślenia politycznego. W całym kraju instytucje państwowe, uczelnie, szkoły, samochody, sklepy, indywidualne mieszkania czy domy wywieszały ukraińskie flagi. Nieustająco organizowane są koncerty i akcje wsparcia, a także protesty przed ambasadą Rosji. Każdy polityk czy biznesmen utrzymujący kontakty z Rosją gwałtownie traci poparcie. Gdy wspomniany mer Kowna, Matijošaitis, oświadczył, że nie zamierza likwidować swoich interesów w Rosji, jego notowania gwałtownie spadły, choć przed inwazją był jednym z najbardziej popularnych polityków w Litwie.

Trudno powiedzieć, ile w tym wszystkim jest autentycznej empatii dla Ukraińców, a ile lęku, że podobny los może spotkać też Litwę. Po wybuchu wojny w mediach pojawiły się informacje, gdzie można się schronić przed nalotami, co trzeba mieć w torbie na wypadek ucieczki, jak radzić sobie z natłokiem informacji oraz jak wrócić do w miarę normalnego życia. Po rosyjskim ataku na zaporoską elektrownię atomową lekarze odradzali zażywanie jodu w tabletkach.

Można powiedzieć, że litewskie społeczeństwo wyraźnie poczuło, że to jest ich wojna. Ukraina tak samo jak Litwa była przecież okupowana przez Związek Radziecki. Tyle że Litwa w przeciwieństwie do Ukrainy zdołała wykorzystać okienko możliwości w latach 1991–2007 i wstąpić do Unii Europejskiej i NATO. Większość Litwinów rozumie, że gdyby nie tamte decyzje, rakiety mogłyby spadać obecnie na Kłajpedę i Szawle, Wilno i Kowno mogłyby być zrównane z ziemią, a w całym kraju okupacyjne wojsko organizowałoby referendum w sprawie dołączenia Litwy do Rosji. Dlatego Litwini kibicują Ukrainie, życzą jej zwycięstwa i starają się ją wspierać w walce, a wieczorami masowo słuchają Aleksieja Arestowicza, nieoficjalnego psychoterapeuty narodowego Ukrainy. Panuje bowiem przekonanie, że jeśli padnie Ukraina, następna będzie Litwa.

Zero tolerancji dla związków z Rosją?

Ze względu na nastroje społeczne w ostatnim czasie litewskie wojsko ochotnicze (odpowiednik polskich Wojsk Obrony Terytorialnej) oraz Związek Strzelców odnotowały rekordową liczbę zgłoszeń do swoich szeregów. Strzelcy przyjęli ten fakt z entuzjazmem, ale litewskie wojsko w specjalnym oświadczeniu apelowało, aby każdy ochotnik dał sobie przynajmniej kilka miesięcy na przemyślenie tej decyzji i nie działał pod wpływem emocji: „Jeśli pierwszy raz pomyśleliście o tym 24 lutego 2022 r., poczekajcie, ustąpcie miejsce tym, którzy już dawno o tym myśleli, i ten dzień był tylko punktem przełomowym. […] trzeba patrzeć trzeźwo i ocenić, czy nie jesteś «żołnierzem emocjonalnym»”.

Takie słowa pokazują, że instytucje państwowe i polityczny establishment zareagowali na rosyjską inwazję spokojniej niż reszta społeczeństwa. Zapewne dlatego, że po szoku, który przyniosła okupacja Krymu w 2014 r., powoli, lecz konsekwentnie wprowadzali zmiany. Litwa przywróciła pobór do wojska i zaczęła wydawać 2% PKB na obronność. Dziś kraj jest praktycznie niezależny od rosyjskich surowców energetycznych.

Po inwazji Litwa dobrowolnie zrezygnowała z importu rosyjskiego gazu, a dzięki inwestycjom PKN Orlen w rafinerii w Możejkach wkrótce mogła też zrezygnować z rosyjskiej ropy. Obecnie pozostało już tylko odłączenie się od rosyjskiej sieci energii elektrycznej, co ma nastąpić do roku 2025. W kwestii uniezależniania się od rosyjskich surowców energetycznych Litwa znajduje się w czołówce UE, zaraz obok Polski, co niewątpliwie wzmacnia jej pozycję i status.

W pierwszych tygodniach wojny z perspektywy decydentów wiele wskazywało na to, że społeczeństwo dogania ich wreszcie w postrzeganiu zagrożenia ze strony Rosji i że oto kształtuje się powszechny konsens: zero tolerancji dla jakichkolwiek związków z Rosją. Do tego dochodziły pozytywne zmiany w sytuacji międzynarodowej: wstąpienie Finlandii i Szwecji do NATO, rewolucja polityki obronnej Niemiec, powrót USA i ich przywództwa w Europie, nałożenie na Rosję i Białoruś drakońskich sankcji. Niektórzy komentatorzy twierdzili nawet, że dla Litwy pojawiło się mniej więcej dwuletnie okno dające możliwość obalenia reżimu Aleksandra Łukaszenki na Białorusi.

Litewscy politycy mogli zatem dojść do wniosku, że należy zachować spokój. Nawet jeśli sytuacja z Ukrainą ulegnie pogorszeniu, to Litwa będzie umacniać swoją pozycję w zachodnim sojuszu oraz zacieśniać w nim więzi polityczne i w zakresie bezpieczeństwa. Taką postawę można było dostrzec na przykład u doradczyni prezydenta ds. polityki zagranicznej Asty Skaisgirytė, która stale powtarzała, jak cieszy się ze zmiany w polityce Niemiec, które rzekomo już stały się liderami w polityce obronnej Europy.

Wyzwania i przeszkody, czyli co musi się zmienić

Późniejsze wydarzenia nieco skorygowały ten optymizm: niemieckie deklaracje okazały się tylko deklaracjami, a Szwecja i Finlandia będą musiały pokonać jeszcze niejedną przeszkodę na drodze do NATO. Także przed Litwą rysuje się długa walka o pozytywne zmiany w jej otoczeniu międzynarodowym. Prawdopodobnie będzie to robić tak jak w ostatnich latach – działając na granicy swoich możliwości, nie mając ku temu wystarczająco szerokiego poparcia wewnętrznego i ciągle ryzykując swoją wiarygodnością w oczach międzynarodowych partnerów. Tylko tym razem, aby sprostać największym od 2004 r. wyzwaniom, Litwa musi zmienić swój dotychczasowy sposób działania. Obecnie można wymienić kilka wewnętrznych przeszkód w tej walce o cele polityki zagranicznej.

Już po kilku tygodniach inwazji stało się oczywiste, że Litwa nadal ma problem z kompleksem rosyjskim. 21 marca 2022 r. szef Litewskiego Centrum PEN Gintaras Bleizgys napisał na swoim profilu na Facebooku, że „rosyjskie szkoły w Litwie w żaden sposób nie mogą przyjąć tych [ukraińskich – przyp. M. A.] dzieci, bo w ten sposób przyczynilibyśmy się do ludobójstwa Ukraińców”. Zatem jego zdaniem litewscy Rosjanie, obywatele Litwy, przyjmując ukraińskich uchodźców do rosyjskich szkół, które należą do litewskiego państwa, przyczyniają się do wynarodowienia Ukraińców. To tylko wypowiedź jednego człowieka, lecz zdaje się reprezentatywna dla myślenia istotnej części litewskiego społeczeństwa, które nie jest zdolne odróżnić Rosji od Rosjan i od języka rosyjskiego. To wszystko pogłębia nieufność miejscowych Rosjan wobec Litwy oraz przeszkadza w budowaniu więzi z obywatelami Białorusi i Ukrainy, również tymi w diasporze, którzy posługują się językiem rosyjskim.

Obecnie w Litwie przebywa co najmniej 50 000 ukraińskich uchodźców. Większość z nich to kobiety i dzieci. Podobnie jak w Polsce, umiejętności uchodźców nie są do końca kompatybilne z potrzebami litewskiego rynku pracy, a systemowi edukacji staje się coraz trudniej przyjąć nowe dzieci.

Dotychczas litewskiemu państwu bardzo pomagało społeczeństwo, które organizowało zbiórki rzeczowe i pieniężne, a wiele rodzin otworzyło nawet swoje domy. Tyle tylko, że w takim stanie mobilizacji nie da się funkcjonować przez dłuższy czas, zwłaszcza że już pojawiają się trudności, na które oddolnym działaniem nie da się odpowiedzieć: brak miejsca do mieszkania czy zbyt mała liczba nauczycieli, szczególnie tych, którzy potrafiliby pracować po ukraińsku.

Problem polega na tym, że państwo litewskie również nie jest w stanie poradzić sobie z tymi bolączkami. Dlatego mogę śmiało stwierdzić, że państwo stoi dziś przed jednym z największych wyzwań czasu niepodległości – musi nauczyć się współpracować z sektorem pozarządowym, biznesem, wspólnotami lokalnymi, uczelniami wyższymi itd. Niestety, spora część litewskich urzędników nadal funkcjonuje według sowieckich zasad, na porządku dziennym są ogromna nieufność wobec obywateli, pogarda wobec słabszych, unikanie odpowiedzialności, brak inicjatywy. Bez zmiany tego stanu rzeczy Litwa w najlepszym wypadku roztrwoni cały kapitał, który nagromadziła w relacjach z Ukrainą. W najgorszym – stanie się bólem głowy całej Europy, co osłabi jej pozycję wewnątrz UE.

Jeśli państwo litewskie nauczy się współpracować z różnymi sektorami i grupami społecznymi, może też zdoła w ten sposób pokonać inną swoją słabość: brak umiejętności przekształcania abstrakcyjnych idei w konkretne działania. Przykładem tej słabości była opisana wyżej nieumiejętność przekucia idei „wsparcia dla Ukrainy” w trwałe sieci relacji międzyludzkich, które skutkowałyby współpracą niosącą korzyści dla szerokich grup społecznych.

Tylko z obywatelami na pokładzie

Wesprzyj Więź

Przez ostatnie prawie 20 lat Litwa funkcjonowała jako małe państwo, z ograniczonymi zasobami, w bardzo trudnej sytuacji geopolitycznej. Z tego względu często działała w polityce międzynarodowej ponad swoimi możliwościami, ciągle szukając sposobów, jak na nią wpłynąć. Zazwyczaj skutkowało to tym, że Litwa zajmowała się publicznym moralizowaniem i oskarżaniem swoich zachodnich partnerów o naiwność wobec Rosji, bo cóż mogła zrobić innego jako mały kraj bez realnych narzędzi wpływu na bogatsze i większe kraje Zachodu?

Rosyjska inwazja na Ukrainę zmieniła tę sytuację radykalnie. Szok w litewskim społeczeństwie sprawił, że realne stało się odcięcie od toksycznych związków z Rosją, naprawienie asymetrycznych zależności od niej i pozytywna zmiana położenia geopolitycznego kraju. Jednak aby to wszystko osiągnąć, państwo musi wziąć na pokład swoich obywateli, z których część dotychczas zdawała się nie dostrzegać geopolitycznych zagrożeń i interesów litewskiej polityki zagranicznej. Bez zmiany postaw społecznych i owocnej współpracy instytucji państwowych ze społeczeństwem Litwa nie udźwignie zadań, przed którymi teraz stoi. A stawka w tej grze jest wysoka – sukces oznaczałby, że Litwa osiągnęła to, o czym nieustannie marzą kolejne pokolenia od 1938 r.: trwały pokój w regionie, który wreszcie dałby szansę zajęcia się rozwojem i budową własnego dobrobytu.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2022 jako część bloku tematycznego „Inna Ukraina w innym świecie”.
Pozostałe teksty bloku:
Dmytro Stus, „Dziennik wojenny z mojej wioski”
„Nieśmiertelniki, Koniec stycznia”, wiersze Hali Mazurenko
„Wojna wszystko zmieniła”, Bogumiła Berdychowska w rozmowie ze Zbigniewem Nosowskim i Grzegorzem Pacem
Natalia Bryżko-Zapór, „«Wkrótce was wyzwolimy». Wołodymyr Zełenski i Iwan Groźny”
Włodzimierz Marciniak, „Rosja: powracający totalitaryzm”
Marek Rymsza, „Solidarnościowy kapitał mobilizacyjny. Polacy wobec ukraińskich uchodźców”
Krzysztof Chaczko, „Ukraińcy w Polsce: kłopotliwe współzamieszkiwanie czy braterstwo narodów?”

Podziel się

Wiadomość