Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Ks. Dominik Chmielewski odpowiada na zarzuty

Ks. Dominik Chmielewski w Bydgoszczy 6 listopada 2021. Fot. Roman Bosiacki / Agencja Wyborcza.pl

Jezus wiele razy mówił o realnej możliwości potępienia, wyrzucał złe duchy – czy to znaczy, że demonizował swoje nauczanie?

Przeczytaj także dwie obszerne analizy Moniki Białkowskiej:
1. Szkoda życia na herezje. Ks. Dominik Chmielewski oraz jego wizja Boga, szatana i człowieka
2. Dwanaście błędów ks. Dominika Chmielewskiego według polskich teologów

Kochani moi, w ostatnim czasie jesteśmy świadkami ataku medialnego na mnie jako kapłana, który wyrasta w oczach niektórych mediów na czołowego heretyka w Polsce, a ruch Wojowników Maryi na rodzącą się niebezpieczną sektę w Kościele. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje niektóre wypowiedzi wyciągnięte z kontekstu mogą być rozumiane przez niektórych jako kontrowersyjne, dzieje się tak jednak tylko wtedy, gdy nie bierze się pod uwagę całości mojego nauczania. W tym liście chciałbym odpowiedzieć na większość zarzutów stawianych mi przez teologów i publicystów.

Rozpocznę od kilku uwag metodologicznych, aby następnie ustosunkować się do innych zarzutów, najpierw do zarzutów dotyczących mojego nauczania publikowanego w internecie, a następnie dotyczących książki „Kecharitomene”.

1. Całość nauczania i kontekst wypowiedzi

Wiele z moich wypowiedzi, na podstawie których formułuje się opinię o moim nauczaniu, to niestety pocięte, krótkie, kilkuminutowe fragmenty wyciągnięte z wielogodzinnych rekolekcji, bardzo często sprzed kilkunastu lat. W tej sytuacji łatwo o interpretacje niezgodne z moimi intencjami czy o treści mogące brzmieć kontrowersyjnie. Jednak po wysłuchaniu całości mojego nauczania możemy zobaczyć, że są one zgodne z magisterium Kościoła.

Jakiekolwiek sugerowanie, że namawiam do fizycznej walki, do przemocy przeciwko drugiemu człowiekowi nie znajduje potwierdzenia w moich wypowiedziach

ks. Dominik Chmielewski

Udostępnij tekst

W samym internecie jest przynajmniej kilkaset moich rekolekcyjnych nauczań, publikowanych w całości na moim kanale YouTube o nazwie „Kecharitomene”, będącym jedynym oficjalnym miejscem, gdzie można znaleźć moje przepowiadanie słowa Bożego w całości.

Bardzo o to proszę, żeby nie słuchać wyrwanych z kontekstu filmików na YouTubie, które wrzucane są często z prowokacyjnymi tytułami, żeby przyciągnąć widza. Nie mam na to niestety żadnego wpływu. Wiem jednak, że tak może kształtować się opinia o mnie jako o kapłanie, który ciągle mówi o szatanie, apokalipsie i straszy ludzi.

Moi krytycy twierdzą, że trudno ocenić moje nauczanie, ponieważ jest ono eklektyczne. Monika Białkowska pisze na łamach Więź.pl: „Bardzo trudno dokonać w tym przypadku jednoznacznego i pełnego opracowania potencjalnie błędnych treści, gdyż ks. Chmielewski jest niespójny i często zaprzecza sam sobie: raz podkreślać będzie wagę sakramentów, w innym miejscu będzie osłabiał ich znaczenie. W jednym miejscu będzie mówił o konieczności całkowitego zawierzenia Maryi, w innym akcentować będzie własną moc człowieka. W jego nauczaniu jest wszystko: i to, co dobre, słuszne i prawdziwe, i to, co absolutnie błędne i w Kościele nie do przyjęcia – choć często jedno i drugie jest na ten sam temat”.

Jestem przekonany, że aby oceniać czyjeś nauczanie w tak jednoznaczny sposób, jak dokonują tego moi krytycy, należy zapoznać się po pierwsze z kontekstem wypowiedzi, po drugie z całością nauczania.

2. Język wypowiedzi

W tym miejscu musze zwrócić uwagę na kilka kwestii związanych ze specyfiką moich wypowiedzi. Zarówno w konferencjach jak i książce „Kecharitomene” używam języka kaznodziejskiego, odwołując się często do metafor i porównań. Książka nie jest traktatem teologicznym, ani tym bardziej pracą naukową. Dlatego należy oceniać ją właśnie w tym kluczu. Jeśli chcielibyśmy z taką pieczołowitością, a jednocześnie wybiórczością podchodzić do kazań, konferencji duchowych, czy wypowiedzi medialnych, to musielibyśmy poddać weryfikacji większość z kaznodziejów.

Podam tylko jeden przykład. Abp. Fulton Scheen w książce „Komunizm i sumienie Zachodu” pisze: „Obecnie żyjemy w godzinie zła. Chociaż bowiem do dobra należy dzień, zło ma swoją godzinę. Nasz Pan, Jezus Chrystus, zapowiedział to w chwili, gdy Judasz przyszedł do Ogrodu Oliwnego: «To jest wasza godzina i panowanie ciemności» (Łk 22, 53). W tej godzinie zło może tylko zgasić światła nad światem – ale może to zrobić. Skoro zatem żyjemy w godzinie zła, jak inaczej mamy przezwyciężyć ducha Szatana, jeśli nie mocą Kobiety, której Wszechmocny Bóg dał nakaz zmiażdżenia głowy węża?” (s. 311).

Z tego fragmentu można wyciągnąć wniosek, że abp. Scheen ulega herezji manicheizmu, ponieważ dzieli wyraźnie rzeczywistość na dobrą i złą, i choć do zła należy tylko jedna godzina, to jest ono jakąś siłą, która jest wyraźnie przeciwstawiona dobru. Mało tego, Sługa Boży abp. Scheen podważa zbawcze dzieło Chrystusa, który nie zwyciężył Szatana, ale dokona się ono mocą Kobiety, czyli Maryi, która zdeptała głowę węża. Mamy więc tutaj fałszywą apokaliptykę, ekskluzywizm soteriologiczny i maksymalizm mariologiczny. Jeśli ktoś dochodzi do takich wniosków po lekturze tego fragmentu, to zupełnie nie rozumie ani języka biblijnego, ani specyfiki przekazu kaznodziejskiego, a dodatkowo wyrywa jedno zdanie z całości kontekstu wypowiedzi. Chyba nikt rozsądny nie oskarży abp. Scheena o wszystkie te herezje.

W swoim nauczaniu często powtarzam, że mistycy posiadają szczególną łaskę zrozumienia pewnych treści zawartych w Piśmie Świętym. I znowu dotykamy tutaj kwestii języka. Odwołuję się często do wypowiedzi mistyków, którzy są uznani przez Kościół. W kilku wypadkach rzeczywiście mógłbym zrezygnować z pewnych wypowiedzi np. brata Efraima, jednak trzeba zauważyć, że te wypowiedzi nie posiadają centralnego charakteru, ale są jedynie ilustracjami do moich wypowiedzi. Najczęściej cytowane są wypowiedzi bł. Anny Katarzyny Emmerich i sługi Bożej s. Marii z Agredy. I choć rzeczywiście pewne sformułowania mogą być niepokojące lub dziwne dla współczesnego czytelnika, to jednak są to mistyczki uznane przez Kościół.

Jan Paweł II w katechezach maryjnych podkreślał, że to właśnie doświadczenie ludu chrześcijańskiego, w tym również mistyków, bardzo często wyprzedzało określenia dogmatyczne. Jan Paweł II pisze: „Musiało upłynąć wiele wieków, aby również w innych aspektach doktryny maryjnej nastąpiło jaśniejsze zdefiniowanie prawdy objawionej dotyczącej Maryi. Typowymi przykładami takiego rozwoju wiary, który prowadzi do coraz głębszego poznania roli Maryi w historii zbawienia, są dogmaty o Niepokalanym Poczęciu oraz o Wniebowzięciu” (Jan Paweł II, „Katechezy maryjne”, Częstochowa 1998, s. 23).

I dalej Ojciec Święty zwraca uwagę na rolę ludu wiernego: „W procesie rozwoju mariologii wyłania się szczególna rola ludu chrześcijańskiego. Włącza się on przez wyznanie swojej wiary i dawanie o niej świadectwa w rozwój doktryny maryjnej, tak że jest ona nie tylko dziełem teologów, choć nadal odgrywają oni niezastąpioną rolę w zakresie pogłębiania i jasnego przedstawiania prawd wiary oraz chrześcijańskiego doświadczenia. Wiara ludzi prostych zyskuje podziw i pochwałę Jezusa, który dostrzega w niej przejawy cudownej dobroci Boga Ojca (por. Mt 11, 25; Łk 10, 21). Na przestrzeni wieków wiara ta głosi cuda historii zbawienia ukryte przed mądrymi. Wiara ta, w doskonałej harmonii z prostotą Maryi, pozwoliła nam lepiej dostrzec Jej osobistą świętość i nadprzyrodzony charakter Jej Boskiego macierzyństwa” (Tamże, s. 26).

Widzimy więc, że nie ma niczego złego w odwoływaniu się do wypowiedzi mistyków, szczególnie jeśli jest to konferencja duchowa, a nie traktat teologiczny.

Trzecia kwestia dotycząca języka moich wypowiedzi związana jest z ich „sekciarskim” charakterem. O. Wiśniewski pisze, odwołując się do tytułu książki „Kecharitomene”: „«Odkryj Jej niesamowity sekret i wejdź w swoje przeznaczenie!» sugeruje wprowadzenie czytelnika w wiedzę tajemną, której pełne poznanie posiada autor. Chrześcijańskie powołanie zastąpiono pojęciem przeznaczenia, co sugeruje swoisty determinizm. Implikuje to również elitaryzm soteriologiczno-duchowy (tylko pewna wąska grupa ludzi wejdzie w bliską relację z Maryją, dokona ocalenia świata i sama dostąpi zbawienia), typowy dla środowisk sekciarskich” (S. Wiśniewski, „Zwrot ku mariologii maksymalistycznej – na przykładzie nauczania ks. Dominika Chmielewskiego SDB”, „Polonia Sacra” 25(2021)).

Wydaje mi się, że zbyt dużo treści zostaje wyciągnięte z podtytułu książki. Samo słowo sekret, może być interpretowane w kluczu gnostyckim, czyli jako posiadanie wiedzy dostępnej jedynie pewnej wybranej grupie wyznawców, jednak słowo to ma również swoją chrześcijańską tradycję. Mesjański sekret jest głównym tematem egzegezy biblijnej i chrześcijańskiej teologii. Dotyczy to przede wszystkim kilku fragmentów Ewangelii według Marka, w których Jezus z Nazaretu dokonuje cudownych uzdrowień, ale nakazuje swoim uczniom milczeć o tych cudach.

Wśród biblistów to dobrowolne milczenie na temat roli Mesjasza nazwane jest po niemiecku „tajemnica mesjańska”, a po polsku „sekretem mesjańskim”. Choć być może słowo tajemnica byłoby tu lepsze, jednak wiele pokoleń księży zostało wychowane na egzegezie, która mówiła o sekrecie mesjańskim. Nie znaczy to, że Kościół, czy też jakaś grupa jest w posiadaniu dodatkowego objawienia, ale że jedyne Objawienie dane w Jezusie Chrystusie odkrywa się stopniowo.

Takie podejście do „sekretu” nie stoi w sprzeczności w klasycznym rozumieniem rozwoju dogmatów, czy też szerzej nauczania doktrynalnego Kościoła sformułowanego przez św. Wincentego z Lerynu, a następnie w dokumencie Papieskiej Komisja Teologicznej na temat interpretacji dogmatów (1988).

Widzimy więc, że słowo „sekret”, przy odrobieni dobrej woli można interpretować w inny sposób, całkowicie zgodny z nauczaniem Kościoła, tak jak to sformułowałem na przykład w tym zdaniu: „W tym rozdziale zapraszam Was, abyście razem ze mną rozpoczęli najbardziej niezwykłą duchową podróż odkrywania tajemnicy Kecharitomene, tajemnicy Maryi i tajemnicy stopniowego odsłaniania Jej niezwykłej misji w dziejach świata związanej z jego stworzeniem, odkupieniem i uświęceniem” (s. 74).

I wreszcie trzeba poruszyć kwestię ekspresji w moim tonie podczas głoszenia. Dla niektórych może być niełatwa do przyjęcia, ale dla znakomitej większości słuchaczy idealnie wpisuje się w ich indywidualny odbiór mojego nauczania.

Jest sprawą oczywistą, że inaczej głoszę dla samych mężczyzn – a przecież nauczanie skierowane do mężczyzn stanowi 80 poroc. wszystkich moich nauczań w internecie – inaczej głoszę dla samych kobiet, inaczej jeszcze dla sióstr zakonnych czy parafian. Inaczej, gdy nie ma nagłośnienia lub jest ono słabe i trzeba podnosić głos; inaczej do kilkutysięcznego tłumu, a jeszcze inaczej do małej grupy w kaplicy.

Charyzmatyczny styl moich wypowiedzi ma rzekomo prowadzić do stosowania socjotechniki. Czym innym jest jednak manipulacja, a czym innym retoryka. Każdy kaznodzieja pragnie, żeby słowo przez niego głoszone wywarło wpływ na słuchaczy. Jeśli pominiemy ten aspekt, to stawiamy pod znakiem zapytania zapytania styl wypowiedzi na przykład św. Jana Pawła II czy sługi Bożego abp. Fultona Sheena, a także sens formacji homiletycznej.

W księdze Izajasza Bóg mówi do Izajasza: „ Krzycz na całe gardło, nie przestawaj! Podnoś głos twój jak trąba!”(Iz 58,1). Czy myślicie, że Pan Jezus głosił swoje kazania cichym stonowanym głosem? Przecież wtedy nie było mikrofonów, a głosił do tłumów!

Nie ma nic złego w tym, że punktem wyjścia w przepowiadaniu są objawienia prywatne, trzeba tylko następnie uzgodnić je z danymi biblijnymi i tradycją Kościoła

ks. Dominik Chmielewski

Udostępnij tekst

3. Gotowość do skorygowania opinii

Obok mojego nauczania publikowanego w Internecie, na osobną kwestię zasługuje książka „Kecharitomene”, która jest drugim źródłem krytycznych opinii o moim nauczaniu.

Książka miała już cztery wydania. Po dwóch pierwszych wydaniach o niewielkim nakładzie skonsultowałem treść książki z ks. prof. dr. hab. Robertem Skrzypczakiem. Na podstawie napisanej przez Księdza profesora opinii teologicznej, zawierającej prośbę o przemyślenie pewnych sformułowań występujących w książce – usunąłem je w całości w kolejnym wydaniu, żeby nie wzbudzać niepotrzebnych kontrowersji.

Warto też pamiętać o bardzo ważnym kontekście powstania tej książki, który stanowi zarazem klucz do jej odczytania. „Kecharitomene” jest syntezą różnych form duchowości maryjnej na przestrzeni wieków w historii Kościoła oraz tradycji duchowej mistyków i świętych, zawierającą wiele form literackich, w tym także poezję maryjną, mistykę maryjną, która posługuje się przecież specyficznym językiem literackim, pełnym obrazów, porównań, alegorii, przenośni i figur retorycznych. Jest też poszukiwaniem różnych interpretacji rozumienia duchowości maryjnej, ale zawsze pisanych w kluczu chrystocentrycznym, trynitarnym i eklezjalnym – i tak należy czytać moją książkę.

Ksiądz prof. dr hab. Robert Skrzypczak ujął to w swojej opinii teologicznej (wydanie trzecie „Kecharitomene”) w następujący sposób: „W swej książce ks. Dominik Chmielewski obficie czerpie z materiału Bożego Objawienia, przedstawiając Maryję w bogactwie biblijnych analogii, figur i przedmiotów kultu Starego Testamentu, jak i w świetle kerygmatu zawartego w Ewangeliach i Apokalipsie św. Jana. Autor słusznie rozważania o Matce Boga umieszcza w chrystocentrycznym kontekście. Maryja przebywa i działa w centrum wiary w Chrystusa i wylania Ducha Świętego. Swą mariologiczną katechezę ks. Chmielewski łączy z duszpasterską czujnością przed popadnięciem w «mariolatrię» (Yves Congar) bądź, przeciwnie, Jej marginalizacją wywołaną rzekomą obawą o protestantyzację.

Za szczególnie piękne w książce ks. Chmielewskiego uważam rozważania o Maryi w kontekście Chrystusowego krzyża. (…) Książka ks. Chmielewskiego jest piękną katechezą maryjną wygłoszoną z pozycji wiary w zmartwychwstałego Chrystusa i Ducha Świętego Ożywiciela. Zawiera w sobie wiele odniesień do Słowa Bożego i depozytu wiary Kościoła (w tym do katolickich wizjonerów i mistyków ostatniego stulecia). Spisana żywym językiem i z pozycji kochającego Boga i Jego Matkę kapłana stanowi pożyteczną lekturę dla młodych i dojrzałych życiowo poszukiwaczy chrześcijańskich pereł.

W mojej ocenie jest to pożyteczna propozycja duchowej lektury i ważny głos w debacie mariologicznej, dostarczający inspiracji dla dalszych systematycznych rozstrzygnięć”.

ZARZUTY DOTYCZĄCE MOJEGO NAUCZANIA PUBLIKOWANEGO W INTERNECIE

1. Zarzut o egzorcyzmowanie kota.

Wiele lat temu opowiadałem konkretne doświadczenie, którymi dzielił się z kapłanami egzorcysta. Wywołało to lawinę komentarzy, czy zwierzę może zostać opętane przez demona. Oczywiście, że może. Jednak pytanie jest o wiele głębsze. W kwestii egzorcyzmów osobiście kieruję się nauczaniem Katechizmu Kościoła katolickiego („Gdy Kościół publicznie i na mocy swojej władzy prosi w imię Jezusa Chrystusa, by jakaś osoba lub przedmiot były strzeżone od napaści Złego i wolne od jego panowania, mówimy o egzorcyzmach KKK 1673), „Rytuału egzorcyzmów” („Złe duchy mogą wywierać wpływ na przedmioty i miejsca”), innych dokumentów Kościoła, szczególnie Noty duszpasterskiej na temat magii i demonologii powstałej na wniosek Konferencji Biskupów Toskanii (Florencja 1994).

W Nocie w punkcie 13. czytamy, że „Istnieje coś takiego jak «maleficium» oraz «fattura» – szczególne formy magii, by szkodzić bliźniemu”. Fattura to „akt przekleństwa, gest potępienia lub zjawisko sugestii zdolnej przysporzyć zła tym, do których jest zwrócone, bez przekonania – przynajmniej w sposób bezpośredni lub wyraźny, że jest to czyn natury demonicznej”, natomiast maleficium „ma w swym
zamiarze powierzenie czegoś, co jest jego przedmiotem (elementy nieożywione, zwierzęta i przede wszystkim osoby), mocy lub jakimkolwiek wpływom demona”.

Autorzy dokumentu konkludują: „Czy demon może się posługiwać złymi osobami, a więc takimi gestami jak fattura czy „złe oko” (maleficium), aby uczynić komuś coś złego? Odpowiedź jest z pewnością trudna dla poszczególnych przypadków, lecz nie można wykluczyć w praktykach tego rodzaju uczestniczenia jakiegoś złowrogiego gestu w świecie demonicznym, i vice versa. Z tego powodu Kościół zawsze odrzucał i odrzuca”.

2. Zarzut o to, że w mojej posłudze nie respektuje osiągnieć współczesnej psychologii i psychoterapii.

W żaden sposób nie kwestionuje psychologii i psychoterapii w pomaganiu drugiemu człowiekowi. Natomiast zwracam uwagę na rolę służebną powyższych, a nie przejmowanie przez niektóre z nich roli świeckiej religii. Niestety, dzisiaj jest wiele nurtów psychologii i psychoterapii, które w mniejszym lub większym zakresie odrzucają też nauczanie moralne Kościoła i mogą one być niebezpieczne dla życia duchowego chrześcijanina.

Sam współpracuję od lat z wieloma wspaniałymi chrześcijańskimi terapeutami i świetnie nawzajem uzupełniamy się w posłudze drugiemu człowiekowi. Ale są to psychoterapeuci w pełni uznający prymat Boga i łaski Bożej w życiu duchowym. Boski Projekt, który stworzyliśmy właśnie w tym celu, pięknie pokazuje jak mądrze mogą współpracować ze sobą kapłani, psycholodzy i terapeuci chrześcijańscy.

3. Zarzut o to, że straszę Apokalipsą

Słowo apokalipsa z języka greckiego oznacza Objawienie. W związku z tym każdy świadomy katolik rozeznający znaki czasu może wnioskować z obserwacji dzisiejszej rzeczywistości, że żyjemy w czasach, które mogą odnosić się do proroctw tej Księgi. Nie zawsze oznacza to, że są to znaki które nie napawają nas lękiem. Nawet Monika Białkowska pisze, że znaki czasu „według nauczania II Soboru Watykańskiego są przede wszystkim znakami nadziei”.

Doskonale zdawali sobie sprawę z zagrożeń świata współczesnego ojcowie soborowi. Już w pierwszym zdaniu Konstytucji „Gadium et spes” czytamy: „Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych”. W podobny sposób wypowiadało się następnie wielu kapłanów, biskupów i najwyższych hierarchów Kościoła takich jak były prefekt Kongregacji Wiary kard. Gerhard Muller czy były prefekt Kongregacji dyscypliny Sakramentów kard. Sarah.

4. Zarzut dotyczący przeakcentoweania tematyki maryjnej w moim nauczaniu

Stanowi ono dopełnienie nauczania o kerygmacie, Słowie Bożym, miłosierdziu Bożym, Ojcostwie Boga, sakramentach świętych, a także nauczań tematycznych dotyczących relacji małżeńskich i rodzinnych, które są dominujące w moim nauczaniu. Wystarczy prześledzić samą tematykę rekolekcji chociażby z ostatnich trzech latach.

Trudno przy tym nie uwzględnić faktu, że wielu zapraszających prosi mnie o podjęcie tematyki maryjnej ze względu na mój sposób głoszenia o Matce Bożej.

5. Zarzut, że nauczam o bezradności Boga w stosunku do zła na świecie

Jest wręcz przeciwnie. Nieustannie pokazuję, że w obliczu wielkiego zła na świecie Bóg przez swojego Syna i Jego odkupieńcze dzieło Krzyża ma pełną władzę nad złem. Wskazywanie też nieustannie na Matkę Bożą miażdżącą głowę węża, zwyciężającą zło jest motywem głoszenia, dającym wielu słuchaczom wiarę i nadzieję w ich problemach i cierpieniach życiowych. To między innymi przyczyna tak licznego uczestnictwa wiernych w rekolekcjach przeze mnie głoszonych, na które, jak ufam, zaprasza Duch Święty w sercach wiernych.

6. Zarzut że głoszę iż większość ludzi pójdzie do piekła

Jest to wypowiedź wyrwana z kontekstu konferencji kerygmatycznej na temat grzechu i realnej możliwości potępienia wiecznego. Fundamentem tego nauczania były słowa Jezusa: „Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!” (Mt 7, 13–14).

Cytowałem również słowa św. siostry Faustyny, która pisała tak: „W pewnym dniu ujrzałam dwie drogi: jedna szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki i różnych przyjemności. Ludzie, idąc tą drogą tańcząc i bawiąc się – dochodzili do końca, nie spostrzegając się, że już koniec. A na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w tę przepaść, jak szły, tak i wpadały. A była ich wielka liczba, że nie można było ich zliczyć. I widziałam drugą drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami i kamieniami, a ludzie, którzy nią szli ze łzami w oczach i różne boleści były ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz powstawali i szli dalej. A w końcu drogi był wspaniały ogród przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia i wchodziły tam te wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały o swych cierpieniach” (Dz 153).

W tym kontekście właśnie ukazywałem w swojej konferencji, że większość ludzi idzie w swoim życiu drogą do piekła i że o tym mówi również Matka Boża w swoich objawieniach. Nawet jednak gdybym głosił taką tezę jak wskazana w zarzucie, to nie występowałby przeciwko wierze Kościoła, gdyż zdanie to expressis verbis było głoszone przez wielu świętych i doktorów Kościoła.

7. Zarzut, jakobym z „dowolnych kombinacji tekstów czy fraz biblijnych wyprowadzał niekiedy kuriozalne wnioski, sprzeczne z dogmatyką katolicką, przekazywane słuchaczom w taki sposób, że mają oni prawo wierzyć, iż jest to oficjalne nauczanie Kościoła i że temu celowi służy m.in. erudycyjne przywoływanie etymologii hebrajskiej czy greckiej niektórych terminów biblijnych”

Odkrywając różne poziomy interpretacji tekstów biblijnych, nigdy nie podnosiłem głoszonych treści do rangi dogmatu.

8. Zarzut, że mówiłem, że Maria Valtorta, ks. Stefano Gobbi czy Natuzza Evolo są błogosławionymi

Błąd jest w książce przy Marii Valtorcie. Rzeczywiście cofnięto jej proces beatyfikacyjny. O ks. Gobbim czy
Natuzzy Evolo nigdy nie mówiłem, że są błogosławionymi.

9. Zarzut, że „prawie wcale nie przywołuje nauczania Soboru Watykańskiego II, dokumentów ostatnich papieży ani Katechizmu Kościoła katolickiego, nie mówiąc o świętych (z wyjątkiem św. Jan Bosco) czy powszechnie uznawanych autorytetach teologicznych”

Wystarczy przeczytać książkę „Kecharitomene”, żeby zobaczyć, iż są w niej uwzględnione wszystkie źródła, które wymieniają autorzy, zarzucając ich rzekomy brak. Nigdy też nie podnosiłem objawień prywatnych do rangi takiej, jaką ma Objawienie publiczne. Wskazuję nieustannie jedynie na ich proroczy głos, aby pochylając się nad tym, co Duch mówi dzisiaj do Kościoła, odczytywać znaki czasu. Hierarchię ważności tych dwóch rzeczywistości teologicznych zawsze zaznaczałem.

10. Zarzut, że: „mówiąc o objawieniach w Lourdes, sugeruję m.in., że były to objawienia trynitarne, gdyż w Niepokalanym Sercu Maryi dokonuje się relacja między Ojcem, Synem i Duchem Świętym, z czego mogłoby wynikać, że Boska Trójca koniecznie potrzebuje Maryi, by być w jedności trynitarnej”

Oparłem się na trynitarnej interpretacji objawienia Matki Bożej w Lourdes na podstawie nauczania wykładowcy z Instytutu Katolickiego w Lyonie oraz Międzynarodowego Seminarium Duchownego w Ars o. Jacques’a Verlindego, jak i intuicji św. Maksymiliana Kolbego. Interpretacja ta jest jedną z wielu możliwych i nie jest sprzeczna z nauczaniem Kościoła. W tym kierunku na gruncie polskim swoje badania teologiczne rozwijał o. prof. Jacek Bolewski SJ.

11. Zarzut, że głoszę tezę „bliską mariawitom, że Maryja jako «Małżonka Baranka» i Oblubienica Ducha Świętego jest zarazem Jego wcieleniem lub objawieniem”

Zawsze podkreślam teologiczne znaczenie słowa „jakby”, dlatego mówiłem, że jest Ona jakby wcieleniem Ducha Świętego lub jakby Jego Objawieniem. Mówiłem o tym w kontekście objawienia imienia Matki Bożej w Lourdes: „Jestem Niepokalanym Poczęciem” – i faktu, że tak może o sobie powiedzieć tylko Duch Święty (tutaj idę za intuicję św. Maksymiliana Marii Kolbe). Dlatego mówię, że Maryja w Lourdes objawia się w imieniu swojego Oblubieńca Ducha Świętego. Jest to wyraźnie ukazane w książce „Kecharitomene” i w nauczaniu o objawieniach Matki Bożej w Lourdes, które omawiam.

12. Zarzut, jakobym nauczał „o zamieszkiwaniu w łonie Maryi, dokonującym się w chwili chrztu świętego, które sprawia, że człowiek znajduje się w bezpośredniej bliskości Jezusa”

Myśl ta jest zaczerpnięta z książki „Życie maryjne. Czarne zeszyty o. Gabriela Jacquiera” (Warszawa 2017), mającej imprimatur Kościoła katolickiego. Nie tylko przytaczam nauczanie o. Gabriela, ale również pokazuję, że Maryja jest Matką Kościoła, która rodzi dzieci dla Boga w swoim duchowym łonie, co jest zgodne z nauczaniem Soboru Watykańskiego II.

Nie twierdzę, jakoby „zamieszkanie w łonie Maryi” sugerowało, że proces uświęcenia dokonuje się bez udziału woli i koniecznego wysiłku ascetyczno-moralnego ze strony człowieka i że temu podobne stwierdzenia ocierają się kwietyzm.

13. Zarzut, jakobym głosił „nadskuteczność różańca, który Wojownicy Maryi wykonują dla siebie z metalowych kulek i linki spadochronowej. Kaznodzieja zdaje się sugerować, że jest on skuteczniejszy od sakramentów i egzorcyzmu uroczystego”

Zawsze ukazuję nadrzędną moc sakramentów w stosunku do różańca.

14. Zarzut jakobym sugerował, że właśnie „zamieszkanie w łonie Maryi ma moc przerwania zniewalającego wpływu grzechów przodków”

Pokazuję za o. Gabrielem Jacquier, że życie w duchowym łonie Maryi, w którym mistycznie składa nas Trójca Święta w momencie chrztu świętego, który ma moc uwolnienia od wpływu grzechu pierworodnego i konsekwencji grzechów przodków.

Ukazałem to dobitnie w swojej książce pt. „Chrystoterapia”, zaznaczając wielokrotnie, że grzechów przodków nie dziedziczymy, ale podlegamy ich skutkom i konsekwencjom, które mogą mieć wpływ pokoleniowy. I dlatego, idąc za o. Gabrielem, życie w duchowym łonie Maryi jest szczególną przestrzenią uzdrowienia i uwolnienia od zła.

15. Zarzut, że wprawdzie mówię „o walce duchowej ze złem, ale w podtekście wydaje się kryć przyzwolenie, aby obróciła się ona także przeciwko człowiekowi, o ile jest uwikłany w zło”

Głosząc o walce duchowej, mówię nieustannie o walce ze swoim grzechem, swoimi wadami i
uzależnieniami, walce z Szatanem o człowieka, a nie z człowiekiem. Jakiekolwiek sugerowanie, że namawiam do fizycznej walki, do przemocy przeciwko drugiemu człowiekowi nie znajduje potwierdzenia w moich wypowiedziach.

W tym miejscu warto przytoczyć chociażby słowa papieża Benedykta XVI: „Pojęcie Ecclesia militans – Kościoła wojującego – nie jest dziś modne. W rzeczywistości jednak coraz lepiej rozumiemy, że jest prawdziwe, oddaje coś z prawdy. Widzimy, że zło chce opanować świat i konieczne jest podjęcie walki ze złem. Widzimy, że zło posługuje się w tym wieloma sposobami: okrutnymi, uciekając się do różnych form przemocy, ale też udaje dobro i w ten sposób narusza moralne fundamenty społeczeństwa. Św. Augustyn powiedział, że cała historia jest walką dwóch miłości: miłości własnej, aż do pogardzania Bogiem, i miłości Boga, aż do pogardzania sobą w męczeństwie. My uczestniczymy w tej walce”.

Natomiast w Konstytucji Soboru Watykańskiego II „Gaudium et spes” czytamy: „W ciągu bowiem całej historii ludzkiej toczy się ciężka walka przeciw mocom ciemności; walka ta zaczęta ongiś u początku świata, będzie do ostatniego dnia, według słowa Pana” (37).

16. Zarzut o przesadnej demonizacji w głoszeniu

Co to znaczy „przesadna”? Jeśli tematem kazania jest walka duchowa z grzechem czy Szatanem, trudno, żeby nie poruszać kwestii roli i działania demonów w życiu człowieka. Jezus wiele razy mówił o realnej możliwości potępienia, wyrzucał złe duchy – czy to znaczy, że demonizował swoje nauczanie? Nigdy nie mówiłem, że jestem egzorcystą, wprost przeciwnie, zaznaczałem, że nim nie jestem, tylko pomagałem w egzorcyzmach przez wiele lat swojej kapłańskiej posługi.

Nigdy też nie przedstawiałem się jako doktor nauk teologicznych, a tak byłem tytułowany w niektórych mediach. Kiedy ktoś zgłosił mi, że taka wzmianka pojawia się w informacjach prasowych, poprosiłem wydawnictwo o skorygowanie tego. Wszędzie, gdzie mogłem, zawsze to prostowałem.

17. Zarzut, że wszędzie podkreślam rolę demonów i cytuje ich wypowiedzi z egzorcyzmów

Zarzut nawiązuje do rekolekcji, które głosiłem w 2013 roku w Pile na temat błogosławieństw i przekleństw. W ich skład wchodziło osiem godzinnych konferencji w tym temacie, w trakcie których tylko kilkanaście minut pierwszej konferencji było poświęconych działaniu demonicznemu w kontekście przekleństw. Padło wtedy kilka cytatów z egzorcyzmów przeprowadzonych przez wybitnych egzorcystów watykańskich o. Gabriele Amortha i o. Francesco Bamonte. Cytowali oni wypowiedzi demonów potwierdzające prawdy wiary katolickiej, do czego – jak zaznaczali wybitni egzorcyści – demony zostały zmuszone przez samego Chrystusa w trakcie egzorcyzmów.

Ten fragment z rekolekcji został wycięty i przez wiele lat był kopiowany w licznych kanałach mediów społecznościowych. Tak powstał zarzut, jakobym ciągle mówił o demonie, cytował słowa demonów z egzorcyzmów i – najbardziej absurdalny – budował swoją mariologię na wypowiedziach demonów. Nikt z krytykujących nie podjął wysiłku, żeby przesłuchać pozostałych siedmiu godzin nauczania na temat życia w mocy Bożego Błogosławieństwa w dziele Krzyża i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Tymczasem moja książka pt. „Jego miłość Cię uleczy”, dotycząca tej tematyki, dobitnie pokazuje, na co i w jaki sposób kładę nacisk w omawianej kwestii.

18. Zarzut, że moje głoszenia w trakcie pandemii, rzekomo podsycającego lęki u ludzi

To właśnie nauczanie o mocy Eucharystii, o mocy Jezusa Chrystusa Uzdrowiciela dawało tak wielu ludziom nadzieję i wiarę w tych trudnych czasach, które dla wielu były rzeczywiście osobistą apokalipsą. Wystarczy przesłuchać moje najbardziej znane kazanie z tego czasu: „Koronuj Jezusa, a nie wirusa”.

W żaden sposób nie kwestionuje psychologii i psychoterapii w pomaganiu drugiemu człowiekowi. Sam współpracuję od lat z wieloma wspaniałymi chrześcijańskimi terapeutami. Ale są to psychoterapeuci w pełni uznający prymat Boga i łaski Bożej w życiu duchowym

ks. Dominik Chmielewski

Udostępnij tekst

19. Zarzut, że głoszę, iż o „wiecznym losie człowieka po śmierci bardziej decydować będzie wstawiennictwo Maryi, aniżeli jego zasługi za życia. Ona może uratować nawet najbardziej zatwardziałego grzesznika, niejako zawieszając sąd szczegółowy, który następuje bezpośrednio po śmierci. Z tym wiąże się ekskluzywizm eschatologiczny – zbawią się tylko ci, którzy zaufają Maryi, i ci, którzy zostali oddani Jej przez swoich bliskich, nawet jeśli sami nie są tego świadomi, a swoje życie przeżywali bezbożnie”

Nic takiego nie twierdzę, nie propaguję żadnego ekskluzywizmu eschatologicznego. W tym przypadku podałem najprawdopodobniej przykład sądu Józefa Piłsudskiego, który widziała w swojej wizji św. Faustyna, gdzie po wyroku potępiającym ogłoszonym na początku przez Boga pojawiła się Maryja wstawiająca się za ową duszą – i ostatecznie wyrok został zmieniony na ciężki czyściec. W ten sposób pokazuję moc wstawiennictwa Matki Bożej, szczególnie w obliczu sądu szczegółowego nad człowiekiem. I nic więcej.

20. Zarzut dotyczący opisu relacji z Maryją

Zdaniem krytyków to, że polecam Wojownikom Maryi myśleć o Maryi jako „najpiękniejszej dziewczynie świata”, zakochać się w Niej jako „najwspanialszej kobiecie”, „umówić się z Nią na randkę” prowadzi do mariologii obarczonej naturalizmem, sensualizmem i sentymentalizmem.

Rzeczywiście, nie boję się używać tego typu terminologii, ale zawsze z zachowaniem umiaru, szacunku i czci wobec Matki Bożej. Cytuję opisy Matki Bożej, które na przestrzeni wieków przykazywali widzący, święci i mistycy opisujący Maryję jako Matkę i Królową, ale też piękną, młodą dziewczynę.

Słowa „o randce z Maryją”, pisane w cudzysłowie w książce „Kecharitomene”, są wzięte z wywiadu z młodzieżą, która pytała mnie o modlitwę różańcową. Porównałem ją do „randki z Maryją”, w trakcie której, trzymając Ją za rękę, idziesz z Maryją w modlitwie, a Ona opowiada o tajemnicach Jej życia i życia Jej Syna Jezusa. Tyle i tylko tyle. Sugerowanie, że obarczam Wojowników Maryi naturalizmem, sensualizmem i sentymentalizmem, jest czymś zupełnie niezrozumiałym. Nie można widzieć nic złego w takiej metodzie wyobrażeniowej. Bardzo często stosują ją jezuici, ucząc chociażby medytacji nad Słowem Bożym.

21. Zarzut, że straszę piekłem i prowadzę ludzi do neurotycznej duchowości

Nieustannie głoszę w swoich rekolekcjach przede wszystkim o Bożej Miłości, Miłosierdziu Bożym, Dobroci i Wszechmocy Bożej. Dlatego właśnie tylu ludzi nawraca się na rekolekcjach, doświadczając wielkiego objawienia Miłości Boga, a nie lęku przed piekłem.

KONKRETNE ZARZUTY DO KSIĄŻKI „KECHARITOMENE”

Zarzut 1: „W nawiązaniu do Ap 12 autor szeroko rozwija wizję apokaliptycznej walki diabelskiego smoka z Niewiastą, w której Ona odnosi zwycięstwo. Ostateczne zwycięstwo nad złem należy więc do Maryi – w domyśle: nie do Chrystusa”

Znowu jest to pewna sugestia autorów zarzutu, jakobym pomniejszał czy wręcz wykluczał rolę Chrystusa w tej walce. Jednak jest wręcz przeciwnie. Z dwóch możliwych wariantów tekstu – „ona zmiażdży ci głowę” lub „ono zmiażdży ci głowę” – idę w refleksji teologicznej za drugim. Ostateczne zwycięstwo będzie zwycięstwem Niewiasty i Jej Potomstwa z Księgi Rodzaju. „Ale moc Maryi nad wszystkimi szatanami rozbłyśnie przede wszystkim w czasach ostatecznych, kiedy to szatan czyhać będzie na Jej piętę, to znaczy na wierne Jej dzieci i pokorne Jej sługi, które Ona do walki z nim wzbudzi. W oczach świata będą oni mali i biedni, poniżeni, prześladowani i uciskani, podobnie jak pięta w porównaniu do reszty członków ciała. Lecz w zamian za to będą bogaci w łaski Boże, których im Maryja obficie udzieli; będą wielcy i możni przed Bogiem; w świętości zostaną wyniesieni ponad wszelkie stworzenie przez swą gorącą żarliwość, a Bóg tak potężnie podtrzymywać ich będzie swoją mocą, że wraz z Maryją głęboką swą pokorą miażdżyć będą głowę diabła i staną się sprawcami triumfu Jezusa Chrystusa” (s. 87).

W podobnym duchu wypowiadał się błogosławiony kard. Wyszyński: „Tylko Ona ma zwyciężyć głowę węża. Postawmy stopy na Jej stopach, a zwyciężymy przez Nią wszystkie moce szatańskie” (S. Wyszyński, „Dzieła zebrane”, t. 5, fragment z przemówienia do duszpasterzy sanktuariów maryjnych, Jasna Góra 11 maja 1959 r.).

Zarzut 2: „Ta walka toczy się na poziomie serca człowieka, co nawiązuje do dualistycznej (manichejskiej) antropologii”

To, że walka toczy się na poziomie serca człowieka, powtarzają ojcowie duchowi, poczynając od ojców pustyni, a na Benedykcie XVI i papieżu Franciszku kończąc. Manichejska antropologia zakłada, że istnieją dwie równoważne siły, dobra i zła, które mają taki sam status metafizyczny. Wypływa to z przyjętego założenia, że istnieje dobry Bóg (świat duchowy) i zły demiurg (świat materialny), którzy walczą ze sobą. W żadnym z fragmentów książki nie sugeruję takiego rozumienia Boga i świata.

Stwierdzenie, że walka toczy się na poziomie serca, jest właśnie antymanichejskie, ponieważ pokazuje, że nie jesteśmy zdeterminowani, ale nasze życie duchowe zależy od aktu wolnej woli człowieka. „My, ludzie, urodziliśmy się w środku wojny między tymi dwoma królestwami, wojny, w której stawką jest dusza i wieczność każdego z nas. Tak naprawdę walka nie toczy się między Bogiem a szatanem, bo szatan dla Boga nie jest żadnym przeciwnikiem. Żadnym. Szatan może tylko tyle, ile Bóg mu pozwoli i nic więcej. Natomiast prawdziwa walka toczy się (12 rozdział Apokalipsy) pomiędzy szatanem a Maryją brzemienną w każdego z nas. Walka toczy się pomiędzy szatanem a Maryją, Królową nieba i ziemi, która ma wieniec z 12 gwiazd, jest obleczona w słońce, z księżycem pod stopami. Prawdziwa walka toczy się między szatanem a Maryją, której Bóg daje całą swoją wszechmoc, Maryją miażdżącą moce demoniczne” (s. 108).

Jest to zupełnie zgodnie z tym, co pisze na przykład św. Augustyn w Państwie Bożym o państwie Boga i państwie Szatana, czy z rozważaniami św. Ignacego Loyoli z Ćwiczeń duchownych o dwóch sztandarach – Chrystusa i Antychrysta (II tydzień).

Zarzut 3: „Autor twierdzi, że «skażona grzechem rasa ludzka jest coraz bardziej zdemonizowana»”

Autorzy zarzutu najwidoczniej nie zrozumieli, że zdanie to odnosi się nie do czasów obecnych, nie jest też ogólnym twierdzeniem na temat stanu ludzkości dzisiaj, ale opisem stanu ludzkości przez potopem z Księgi Rodzaju.

„Zbliżamy się do najpiękniejszych tajemnic związanych z sekretem Kecharitomene. Widzimy w historii zbawienia, że skażona grzechem rasa ludzka jest coraz bardziej zdemonizowana. Szatan staje się powoli panem ludzkości, rozszerzając swoją nieprawość. Wiemy, że jego pragnieniem jest, aby zaczęto adorować go jako boga. I to jest właśnie cel każdej pokusy i każdego grzechu – adorować Lucyfera jako boga. Demon daje różne prezenty, pięknie zapakowane. Wiemy, że grzechy są bardzo atrakcyjne. Im cięższe, tym piękniej wyglądają, kuszą i tym tragiczniejszy przynoszą skutek. W efekcie grzechu umieramy. Śmierć weszła w świat przez zawiść diabła – mówi Słowo Boże. Śmierci na początku nie było. W sytuacji, jaką omawiamy, Jahwe zaczyna żałować, że stworzył rasę ludzką. Postanawia więc unicestwić zakażonych, opętanych ludzi przez światowy potop” (s. 109).

Z kontekstu wynika, że wypowiedź dotyczy sytuacji ludzkości przed potopem, a nie czasów obecnych.

Zarzut 4: „Idea «uśmiercenia» diabła za pomocą różańca, o ile nie jest figurą retoryczną, to jest sprzeczna z nauką Kościoła na temat nieśmiertelności istot duchowych”

Aż trudno uwierzyć, iż twórcy zarzutu postawili taki zarzut. Jest oczywiste, że to figura retoryczna. „Idę strzelać do szatana” – mówił św. Maksymilian Kolbe, biorąc różaniec do ręki, i to oczywiście też jest metafora. Modlitwa „musi być wypowiedziana z takim zaangażowaniem, z taką wiarą, nadzieją i miłością, aby zadawała śmiertelny cios szatanowi. Jeśli umiesz właśnie tak odmawiać Różaniec, to naprawdę staje się on śmiercionośną bronią przeciwko diabłu i całemu piekłu. Taka modlitwa naprawdę staje się czymś, co pęta go na całą wieczność, czymś, co zniszczy każde jego dzieło w Twoim życiu, w Twoim małżeństwie, w Twojej rodzinie. Dlatego nie zniechęcaj się, ale wkładaj całe swoje serce w każdy Różaniec” (s. 42).

Widzimy więc, że chodzi o „uśmiercenie” dzieła Szatana w naszym życiu, a nie o poddanie go swoistej anihilacji.

Zarzut 5: „Kontrowersyjne są niektóre twierdzenia protologiczne, między innymi odnośnie do «rasy aniołów», stworzonych u początku przez Jahwe, co kłóci się z nauką Kościoła o tym, że nazwa «anioł» nie oznacza natury, lecz zadanie”

Rzeczywiście wprowadzanie terminu „rasa” może kogoś zaniepokoić. Wydaje mi się, że jest rzeczywiście niejasne w tekście, i może budzić zaniepokojenie teologów. Równie dobrze można napisać, że Bóg stworzył aniołów i ludzi – i wszystko będzie jasne. Warto podkreślić, że nigdzie nie rozwijałem dalej tego terminu ani nie wyjaśniałem go teologicznie, co jasno wskazuje, że nie jest to idea dla mnie ważna.

Zarzut 6: „wniosek wyciągnięty z hebrajskiego słowa elohim (plurale maiestaticum), jakoby u początku stworzenia byli Bogowie”

W żadnym miejscu nie sugeruję, że istnieli jacyś bogowie, ale że już w Starym Testamencie możemy odnaleźć figury Trójcy Świętej, o czym wielokrotnie pisał św. Augustyn. „Gdy jednak wczytamy się dokładnie w tekst herbajski, brzmi to w ten sposób: na początku Bogowie (bo użyto tam hebrajskiego słowa elohim, czyli Bogowie) stworzyli niebiosa (liczba mnoga) i ziemię (liczba pojedyncza). Zobaczmy, że już w pierwszym wersie Pisma Świętego zaczyna być objawiana tajemnica Trójcy Świętej” (s. 92).

Zarzut 7: „Autor sugeruje także, że pierwotny bezład i pustka była efektem jakiegoś Boskiego sądu, co nie znajduje potwierdzenia w Piśmie Świętym”

W tym fragmencie mowa jest o grzechu pierwszych aniołów i nie jest to myśl obca ojcom Kościoła. „Tradycja żydowska doszukiwała się przyczyn grzechu szatana w pogardzie dla wielkości stworzonego przez Boga człowieka. Interpretacje chrześcijańskie inspirowane hipotezą judaistyczną istotę buntu szatana przypisują tajemnicy Wcielenia, która w planach Bożych istniała od zawsze (por. Prolog Ewangelii Jana). Według tej teorii anioły miały odmówić uczczenia Słowa Wcielonego ukrytego w postaci niższej od nich. […] Teologowie w swoich refleksjach podjęli także kwestie czasu upadku aniołów, stwierdzając, że dokonało się to wcześniej niż stworzenie człowieka. Zagadnieniem dyskusyjnym jest, czy dostali oni czas próbny do namysłu. Apokaliptyczna wizja walki aniołów zdaje się wskazywać na taką ewentualność” (A. Proniewski, A. Wiński, Hermeneutyka demonologii, „Studia Teologiczne” Białystok 28/2010, s. 122).

Widzimy, że są to kwestie, które były omawiane przez teologów, więc nie głoszę tu jakiejś herezji.

Zarzut 8: „W innym miejscu ks. Chmielewski pisze o prototypie człowieka przed jego stworzeniem, który już oglądali aniołowie. Ponadto człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo Boże, nosi w sobie DNA Jezusa. Bóg bowiem powielił własny kod genetyczny z człowiekiem. Pojęcie kodu genetycznego odnosi się do natury stworzonej. Oznacza to, że Zbawiciel w ludzkiej naturze preegzystował w łonie Ojca. Czym zatem byłoby Wcielenie? Nie do przyjęcia jest teza, że Adam i Ewa w swoich psychofizycznych cechach zostali stworzeni na podobieństwo Jezusa i Maryi”

Odwołuję się w tym fragmencie do mistyczki Marii z Ágredy: „Maria z Ágredy ukazuje nam, że Przedwieczny Ojciec zapragnął, aby Słowo Boże, Jezus Chrystus, przyjęło ciało, czyli by nastąpiło Wcielenie. Według Jego wzoru, wzoru Jezusa Chrystusa, Ojciec chciał dokonać stworzenia rasy ludzi” (s. 94). I dalej: „Żaden anioł nie był odbiciem Jezusa Chrystusa, a człowiek, ta nowa rasa, miał DNA Jezusa. To było coś niesamowitego! Zobaczyli, że Jahwe chce powielić własny kod genetyczny w człowieku! ” (s. 97).

Chodzi oczywiście o obraz i podobieństwo, nie należy rozumieć tych słów dosłownie. Podobnie jak nie należy rozumieć dosłownie wypowiedzi np. kard. Mario Grecha, który mówi do młodzieży: „Ewangelia jest w waszym DNA. Jeśli to ziarno Ewangelii dało takie owoce w historii, wierzę, że także dziś, gdy wieje wiatr sekularyzmu i laicyzacji, jeśli staniecie się jeszcze bardziej synodalni, możecie zrealizować «nowe powstanie»”.

Myśl o stworzeniu Adama na obraz Słowa Wcielonego nie jest oczywiście obca ojcom Kościoła. Święty Ireneusz z Lyonu często porusza tę kwestię: „Niegdyś mówiono, że człowiek został uczyniony na obraz Boga, nie było to jednak widoczne, ponieważ Słowo, na obraz którego został ukształtowany, było jeszcze niewidzialne. Gdy jednak Słowo Boże stało się ciałem, ukazało prawdę o obrazie, samo stając się tym, czym był jego obraz” (Irenaeus, Adv. Haer. V 16, 2, SCh 153, s. 216, tłum. W. Myszor, w: św. Ireneus z Lyonu, „Chwałą Boga żyjący człowiek”, wybór i koment. J. Comby, D. Singles, Kraków 1999, s. 59). I jeszcze dobitniej: „Obrazem zaś Boga jest Jego Syn i na Jego obraz stworzony został człowiek” (Irenaeus, Demonstr. 22, SCh 406, s. 113–114, tłum. W. Myszor, w: tamże, s. 41).

Można więc dyskutować nad kwestią cech zewnętrznych, ale trudno raczej nazwać takie rozważania herezją. W kwalifikacji teologicznej jest to bowiem pia opinio, czyli pobożne twierdzenie. „Maria z Ágredy podaje tu ciekawy fakt objawienia dotyczący Adama i Ewy, mianowicie to, że byli oni stworzeni na podobieństwo Jezusa i Maryi w swoich psychofizycznych cechach” (s. 104).

„Ciekawe są też fakty podawane przez bł. Annę Katarzynę Emmerich, mówiącą o tym, że stworzeni na obraz i podobieństwo Boga Jahwe Adam i Ewa są bardzo podobni w swoich cechach fizycznych do Maryi i Chrystusa” (s. 104).

Maria z Ágredy jest służebnicą Bożą, rozpoczęty został jej proces beatyfikacyjny, zaś Anna Katarzyna Emmerich jest błogosławiona. Nie są to więc opinie osób podejrzanych o herezję. Niekoniecznie muszą mieć znaczenie dla naszego zbawienia, ale fakt podobieństwa Adama i Ewy do Jezusa i Maryi wpisuje się w motyw upadku aniołów. Jest to spójna interpretacja, która oczywiście stanowi jedną z opinii teologicznych, ale pokazuje nade wszystko cel działania Szatana: „Od tego momentu plan Lucyfera był następujący: zniszczyć Łono Kobiety, która będzie nosić Mesjasza” (s. 105).

Czy możemy w takim razie mówić, że również Maryja istniała przedwiecznie? „Istotę najczystszą, najświętszą, najdoskonalszą i najpiękniejszą, ponieważ Ona miała dać swoje ciało, można powiedzieć swoje DNA, Synowi Boga – Mesjaszowi. Maryja została jako pierwsza stworzona w umyśle Jahwe. Czy możemy znaleźć w Piśmie Świętym odnośnik do tego faktu? Zdumiewający i pełen tajemnic jest fragment z Księgi Przysłów mówiący o mądrości” (s. 116).

Tradycja łączenia Mądrości Bożej z Matką Chrystusa pojawia się również u ojców Kościoła. Ostatnio temat ten opracował całościowo o. Jacek Bolewski SJ w książce „Misterium Mądrości”.

Zarzut 9: „Według ks. Chmielewskiego o wiecznym losie człowieka po śmierci bardziej decydować będzie wstawiennictwo Maryi aniżeli jego zasługi za życia. Ona może uratować nawet najbardziej zatwardziałego grzesznika, niejako zawieszając sąd szczegółowy, który następuje bezpośrednio po śmierci”. „Z tym wiąże się ekskluzywizm eschatologiczny – zbawią się tylko ci, którzy zaufają Maryi, i ci, którzy zostali oddani Jej przez swoich bliskich, nawet jeśli sami nie są tego świadomi, a swoje życie przeżywali bezbożnie”. [ks. Chmielewski odpowiada na ten zarzut dwukrotnie, wcześniejsza odp. patrz wyżej, pkt. 19 – red. Więź]

Kwestia wstawiennictwa Maryi związana jest z ideą pośrednictwa. Wyjaśnię tę kwestię w odpowiedzi na zarzut 12, tutaj tylko jeden fragment, dotyczący interpretacja cudu w Kanie Galilejskiej: „Ta, która ma klucz do cudów w czasie, kiedy cud nie powinien się wydarzyć. Niesamowite! Maryja ma niespotykaną władzę nad Sercem Boga – tak wielką, że może nawet zmieniać Jego odwiecznie ustalone plany – o czym Bóg wiedział oczywiście, że tak się stanie – ale chciał nam pokazać coś bardzo pięknego o swojej Matce, o potędze Jej wstawiennictwa” (s. 66). „Przede wszystkim jednak chce nam dawać to w imię Jeszuah. A co to oznacza? Jeszuah to Ten, który zbawia. Oznacza to, że chce On przede wszystkim dawać Ci łaski, które doprowadzą Cię do zbawienia” (s. 67).

Odwołuję się do klasycznego tekstu z Ewangelii św. Jana. Podkreślam cały czas, że to wstawiennictwo dokonuje się w imię Jezusa.

Zarzut 10: „Ks. Dominik pisze: «Mamy więc pełne prawo nazywać ją Współodkupicielką”. Jest to «pojęcie, od którego dystansuje się współczesna mariologia posoborowa»”

To, że część teologów się od tego pojęcia dystansuje, nie oznacza, że pogląd jest błędny lub heretycki. Pogląd o Maryi jako Współodkupicielce reprezentuje m.in. zmarły niedawno wybitny teolog klasycznej szkoły rzymskiej ks. Brunero Gherardini, były dyrektor czasopisma teologicznego „Divinitas” i dziekan wydziału teologicznego Papieskiego Uniwersytetu „Lateranum”. Poglądy te zebrał choćby w klasycznej pozycji pt. „La Madre” (Frigento 2007).

Odwołuję się tutaj również w swoich rozważaniach do przepowiadania bł. prymasa Wyszyńskiego, który zauważał: „A więc Maryja współdziała w Odkupieniu, jak Ewa w upadku. Współdziałanie Maryi było bliższe, intensywniejsze, skuteczniejsze. Ona działa dla Odkupienia, współdziałając przez wychowanie Jezusa, przecz cierpienie pod krzyżem. Wszystko, co godziło w Jezusa, dotykało i Maryję. Tak jest i dzisiaj” (S. Wyszyński, „Dzieła zebrane”, t. IV, fragment rozważań Litanii loretańskiej).

W innym miejscu Prymas Tysiąclecia mówi: „Ale nade wszystko potrzebował Jej na drodze kalwaryjskiej i pod krzyżem. A pod krzyżem Jezusowym stała Matka Jego (J 19, 25). Stała Mu się prawdziwą Socia Passionis (Towarzyszką Męki), Współodkupicielką w dziele Odkupienia. Maryja była dla Chrystusa nie tylko Mater et Sponsa (Matką i Oblubienicą), ale także Virgo Auxiliatrix (Dziewicą Wspomożycielką), Socia Passionis (Towarzyszką męki), Corredemptrix (Współodkupicielką). W tym jest cały sens, rzekomo zagrożonego przez kult Maryi, chrystocentryzmu. Bóg się Jej nie lękał. Nie lękał się, że cześć Jej przesłoni Syna, przeciwnie, potrzebował Jej” (S. Wyszyński, „Dzieła zebrane”, t. V, fragment z przemówienia do duszpasterzy sanktuariów maryjnych, Jasna Góra, 11 maja 1959 r.).

W tym samym przemówieniu podkreśla: „Pojęcie Współodkupicielki nie jest nowe. Jest ono bardzo dawne i ma swoje źródła w patrystyce. Wszystko to wskazuje, że najwyższa wrażliwość na Matkę była już u koleby Kościoła”.

Zarzut 11: „Z faktu, że została Maryja napełniona łaską, ks. Chmielewski wyciąga wniosek, że w Maryi jest każda łaska, którą Bóg podarował w całej historii ludzkości. Ona jest dysponentem wszelkich łask. «Nie ma łaski, która by nie była własnością Niepokalanej, daną Jej do dowolnego rozporządzania»”

Rzeczywiście teologia posoborowa dystansuje się od tytułu „Pośredniczka łask” lub „Pośredniczka łask wszelkich”, podobnie jak od tytułu „Współodkupicielka”. Jednak należy pamiętać, że nie został on nigdy przez Kościół odrzucony.

W związku z tym należy podkreślić dwie kwestie. Po pierwsze nauczanie o Maryi jako Pośredniczce łask należy do tradycji Kościoła: „Ze wspaniałego skarbca łask, przyniesionego przez Chrystusa, według odwiecznych zamiarów nic nie ma być nam udzielone, jak tylko przez Maryję. Stąd do Chrystusa mamy iść przez Maryję, prawie podobnie jak do Ojca zbliżamy się przez Chrystusa” (Leon XIII, encyklika „Octobri Mense” (O Różańcu Świętym), 22 września 1891).

W 1921 roku papież Benedykt XV, na prośbę kard. Dezyderego Józefa Merciera, zezwolił na odprawianie w Belgii oficjum i mszy o Najświętszej Maryi Pannie, Pośredniczce wszystkich łask, w dniu 31 maja. Stolica Apostolska pozwoliła odprawiać to oficjum i mszę wielu innym diecezjom i rodzinom zakonnym zgodnie z ich prośbami. Dzięki temu wspomnienie o Najświętszej Maryi Pannie Pośredniczce stało się niemal powszechne.

Sobór Watykański II w 1964 roku obszernie wyłożył rolę Maryi w misterium Chrystusa i Kościoła oraz dokładnie wyjaśnił sens i znaczenie pośrednictwa Najświętszej Dziewicy: „Macierzyńska rola Maryi w stosunku do ludzi żadną miarą nie przyćmiewa i nie umniejsza tego jedynego pośrednictwa Chrystusowego, lecz ukazuje jego moc. Cały bowiem zbawienny wpływ Błogosławionej Dziewicy na ludzi wywodzi się nie z jakiejś konieczności rzeczowej, lecz z upodobania Bożego i wypływa z nadmiaru zasług Chrystusa, na Jego pośrednictwie się opiera, od tego pośrednictwa jest zależny i z niego czerpie całą moc swoją; nie przeszkadza zaś w żaden sposób bezpośredniej łączności wiernych z Chrystusem, przeciwnie, umacnia ją” (konstytucja dogmatyczna o Kościele „Lumen Gentium” 60).

Wreszcie w roku 1971 Święta Kongregacja do spraw Kultu Bożego zatwierdziła mszę pod tytułem „Najświętsza Maryja Panna, Matka i Pośredniczka łaski”. Ta msza, zgodnie z nauką Soboru Watykańskiego II, równocześnie wspomina o roli macierzyńskiej i o funkcjach pośrednictwa Najświętszej Panny.

Wielokrotnie podkreślam związek pośrednictwa Maryi z jedynym pośrednictwem Jezusa Chrystusa. „Ponieważ Ona jest Pełna Łaski, czyli w Niej jest każda łaska, którą Bóg podarował w całej historii ludzkości. Wszystko, co dał ludziom Bóg, jest w Niej i przez Nią dla nas” (s. 59). „Ona jest Pośredniczką każdej łaski z przywileju bycia Pełną Łaski, ale nie jest Źródłem łaski. Źródłem każdej łaski zawsze jest Duch Święty. On jest Autorem każdej łaski, a Maryja – Rozdawczynią, karmiąc łaskami swe dzieci” (s. 59). „Pośrednictwo to należy rozumieć jako rozdawanie łask w Niej ukrytych przez Boga, a wysłużonych przez Jezusa Chrystusa” (s. 61). „Oczywiście jedynym pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem jest Jezus Chrystus, ponieważ jest Bogiem i człowiekiem równocześnie, ale Maryja jest rozdawczynią wszystkich łask. Źródłem każdej łaski jest Duch Święty. Natomiast Duch Święty każdą łaskę daje Maryi i Ona rozdaje je, komu chce, jak chce i ile chce. Nie ma żadnego daru z nieba, który nie byłby osobiście dany na ziemię przez Maryję. Źródłem łask jest Bóg, jednak Maryja uczestniczy w tym jedynym pośrednictwie pomiędzy Bogiem i człowiekiem w Jezusie Chrystusie. Dlatego też szatan zrobi wszystko, żeby nas oderwać od Maryi, bo tylko tak może nas oderwać od Pełni Łaski” (s. 198–199).

Czym innym jest natomiast dążenie do ogłoszenia dogmatu o Maryi jako Pośredniczce łask wszelkich. Nad terminami „Współodkupicielka” i „Pośredniczka wszelkich łask” toczy się cały czas teologiczna dyskusja. Z jednej strony obserwujemy wśród niektórych teologów dążenie do ogłoszenia kolejnego dogmatu maryjnego, który głosiłby, że jest Ona Współodkupicielką lub Pośredniczką łask. Z drugiej mamy wielowiekową tradycję teologiczną i pobożnościową, która czerpie inspirację z tej prawdy, ale jej przedstawiciele nie dążą do ogłoszenia nowego dogmatu.

Sobór Watykański II nigdy nie zakazał tytułować Matki Bożej w ten sposób. Natomiast Watykan wypowiadał się na temat ogłoszenia nowego dogmatu. Po otrzymaniu licznych petycji Stolica Apostolska skonsultowała sprawę możliwości jego ogłoszenia m.in. z teologami Papieskiej Międzynarodowej Akademii Maryjnej zgromadzonymi na XII Międzynarodowym Kongresie Mariologicznym w Częstochowie (18–24 sierpnia 1996). Teologowie byli jednomyślni w opinii, że tytuły te nie powinny być uroczyście definiowane, choć podkreślili, że zawierają one treści należące do dziedzictwa wiary.

Deklaracja z Częstochowy mówi, że „proponowane tytuły są dwuznaczne, mogą być rozumiane w bardzo różny sposób. Choć można uznać, że wiele treści, jakie zawierają te tytuły, należy do depozytu wiary, to jednak w obecnej sytuacji ich definicja dogmatyczna nie byłaby teologicznie właściwa”.

To, że dla niektórych teologów nie jest to czas na ogłaszanie dogmatu, nie oznacza od razu, że dana prawda nie należy do depozytu wiary. Przed teologami otwiera się zadanie dookreślenia tych terminów.

Zarzut 12: „Pojawiają się zaskakujące określenia Maryi jako «Małżonki Boga» lub «Małżonki Ducha Świętego»”

Zostało to skorygowane w ostatnim wydaniu.

Zarzut 13: „Interpretując objawienia w Lourdes, ks. Chmielewski zdaje się sugerować, że Maryja jako Niepokalane Poczęcie jest Wcieleniem Ducha Świętego”

Przyjrzyjmy się cytatom z książki „Kecharitomene”: „Maryja jest Niepokalanie Poczęta, ale w Lourdes objawia się jako Niepokalane Poczęcie, a tak może o sobie powiedzieć tylko kto? Duch Święty” (s. 121). „Co nam mówi Niepokalane Poczęcie? Jakie relacje zachodzą między Ojcem, Duchem Świętym, Jezusem a Maryją? W Lourdes Trójca Święta objawia najbardziej niesamowite zjednoczenie z Maryją! «Jestem» to objawienie Ojca, «Niepokalane» to objawienie Syna, «Poczęcie» to objawienie Ducha!” (s. 123). „A kto patrzy w twarz Maryi, ten poznaje kogo? – Ducha Świętego, jest Ona Jego najpiękniejszym objawieniem. Dlatego ojcowie chrześcijańskiego Wschodu nie boją się powiedzieć, że Maryja jest «jakby» widzialnym na ziemi wcieleniem Ducha Świętego. W tym kontekście słowo «jakby» jest bardzo ważne, ponieważ nie oznacza to, że «jest» wcieleniem Ducha Świętego, ale «jakby» wcieleniem Ducha Świętego” (s. 124).

Odwołuje się oczywiście do intuicji św. Maksymiliana Marii Kolbego, który twierdził, że w Lourdes doszło do objawienia całej Trójcy Świętej. Jest to bardzo ciekawa intuicja, choć nie przez wszystkich teologów uznawana. Nie ma nic złego w tym, że punktem wyjścia, inspiracją są objawienia prywatne, szczególnie te uznane przez Kościół, trzeba tylko następnie uzgodnić je z danymi biblijnymi i tradycją Kościoła.

Istnieją prace teologów, którzy taki wysiłek podjęli. Do takich prac należy książka o. Jacka Bolewskiego SJ „Początek w Bogu” (Kraków 1998). Analizując główną ideę książki jezuity, możemy odnaleźć zbieżność z poglądami zawartymi w „Kecharitomene”, gdzie napisałem: „Początek nowej ery świata rozpoczyna się od momentu narodzin wcielonego Syna Bożego Jezusa Chrystusa. Jednocześnie Duch Święty przez kontemplację faktu wcielenia prowadzi nas do odkrycia Niepokalanego Poczęcia Matki Bożej, a ta tajemnica z kolei prowadzi nas do odkrycia niesamowitego sekretu również naszego początku i naszego przeznaczenia, które jest absolutnie niezwykłe” (s. 115).

Ojciec Jacek Bolewski natomiast pisze: „Szukanie jedności, przyświecające naszym rozważaniom, koncentrowało się wokół tajemnicy początku. Wychodząc od dziewiczego poczęcia Jezusa, posuwaliśmy się coraz dalej i głębiej, z jednej strony ku jedności z niepokalanym poczęciem Maryi, z drugiej strony ku jedności z misterium Początku w Bogu, obejmującym i nasz początek” (s. 412).

Mamy więc w tych książkach bardzo podobny plan intelektualnych i duchowych poszukiwań. Ojciec Jacek podkreśla, że centralne miejsce należy poświęcić intuicjom św. Maksymiliana: „W intuicjach św. Maksymiliana kryje się możliwość głębszych inspiracji, nie tylko w odniesieniu do misterium Boga, lecz i co do wizji naszego początku w świetle maryjnego dogmatu” (s. 413).

Zarzut 14: „Ukazując rolę Maryi w życiu chrześcijanina, salezjanin przekonuje, iż w doświadczeniu mistycznym zachodzi tak ścisłe i silne przylgnięcie całej duszy do Boga i do Maryi, że mocą jednoczącej miłości zdaje się tworzyć z nich jedna Istota. Jest to teza jawnie sprzeczna z nauczaniem Kościoła i podstawami metafizyki o odrębności bytów”

W książce jasno pokazuję, że czym innym jest obecność Boga w naszej duszy, a czym innym obecność Maryi: „Kiedy analizujemy doświadczenia mistyczne świętych maryjnych, niezwykle interesujące jest to, że doznają oni obecności Maryi w pewnym sensie na zewnątrz duszy, tak jakby Maryja była obok nich, a nie w nich. […] Jestem w Maryi, a we mnie Trójca Święta. Nikt nikomu nie przeszkadza, Maryja nie staje pomiędzy Tobą a Bogiem – Ty w Niej, razem z Nią, przez Nią kontemplujesz Trójcę Świętą, która jest w Tobie. Tu naprawdę nikt nikomu nie przeszkadza i nikt nikogo nie zasłania. To wszystko jest bardzo proste, jasne i bardzo piękne” (s. 128–129).

„W nas mieszka cała Trójca Święta przez chrzest. Widzimy, że Maryja jest najdoskonalszym wzorem każdego z nas. Również Kościół, aż do paruzji, ponownego przyjścia Jezusa, upodabnia się do Maryi, która jest doskonałym Kościołem. W związku z tym wielu świętych i mistyków mówi nam o tym, że Maryja, w której przebywa Trójca Święta w najdoskonalszy sposób, jest Rajem Trójcy Świętej” (s. 200).

Widzimy, że nie dochodzi tutaj do zlania w jedną istotę. Zarzut jest więc bezpodstawny.

Zarzut 15: „Przez analogię do symbiozy matki i jej poczętego dziecka ks. Chmielewski rozwija przekonanie, że w Eucharystii jest ciało i krew Maryi. Twierdzi, że chrześcijanin, przyjmując Ciało i Krew Chrystusa, jako Syna Maryi, przyjmuje zarazem Jej ciało i krew”. Cytat: „Kiedy przyjmujemy Komunię Świętą, razem z Ciałem Chrystusa przybywa do naszych serc także Maryja. Jeżeli przyjmujemy i pijemy Krew Jezusa Chrystusa, to w sposób duchowy otwieramy się także na działanie Maryi” (s. 94).

To sformułowanie, o którym była już mowa, wzięte jest z książki o. Gabriela Jacquiera. Rzeczywiście może ono budzić niepokój w czytelniku, ale warto przytoczyć chociażby treść artykułu „Cielesność Chrystusa a Maryja” o. Norberta Augustyna Lisa OP o bardzo podobnej wymowie: „Owa ludzka Cielesność Syna Bożego ma swój genetyczny związek z Maryją. Jak uczy nicejsko-konstantynopolitańskie wyznanie wiary: «przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem». Zatem związek Cielesności Syna Bożego i cielesności Maryi jest tutaj nieodzowny, zarówno w odniesieniu do wcielonego Chrystusa, jak i w odniesieniu do tożsamej cieleśnie Eucharystii.

Po tej linii idzie św. Tomasz z Akwinu, który w hymnie «Ave verum» zapisał między innymi takie słowa o Eucharystii: «Niech będzie pozdrowione prawdziwe Ciało narodzone z Maryi Dziewicy» (Ave verum corpus natum de Maria Virgine). Tym samym Jej relacja do Cielesności Eucharystii i Jej zażyłość z Eucharystią w dalece większym stopniu przekracza nasze odniesienia. Stąd Matka Boża, widząc Syna w Eucharystii, w metaforyczny sposób mogłaby poniekąd powiedzieć: «to jest Moje Ciało», «to jest Moja Krew». Bez Niej nie ma Eucharystii. […]

Najdobitniej podsumował ów maryjno-eucharystyczny związek Benedykt XVI, który w 150. rocznicę objawień w Lourdes, odwołując się do głębokiej tradycji Kościoła w przeżywaniu tej tajemnicy, wypowiedział i takie myśli: «Nie sposób kontemplować Maryi i nie ulec fascynacji Chrystusem; nie można też patrząc na Chrystusa, nie odczuwać obecności Maryi. Istnieje nierozerwalna więź między Matką i Synem poczętym w Jej łonie za sprawą Ducha Świętego, a więź tę uświadamiamy sobie w tajemniczy sposób w sakramencie Eucharystii, na co zwracali uwagę już w pierwszych wiekach Ojcowie Kościoła i teologowie. 'Ciało zrodzone z Maryi, pochodzące z Ducha Świętego, jest chlebem, który zstąpił z nieba’ – stwierdza św. Hilary z Poitiers, a w 'Sacramentarium Bergomense’ z IX w. czytamy: 'Jej łono zakwitło i wydało owoc, chleb, który napełnił nas darem anielskim. Maryja przywróciła stworzeniu to, co Ewa zniszczyła swoją winą’. Mówi też św. Piotr Damiani: 'Ciało, które Najświętsza Dziewica poczęła i żywiła w swoim łonie z macierzyńską troską, to Ciało – jak mówię – a nie żadne inne, ponad wszelką wątpliwość otrzymujemy teraz na świętym ołtarzu i pijemy Jego Krew jako sakrament naszego zbawienia’. To głosi wiara katolicka, tego wiernie naucza Kościół święty»”.

Zarzut 16: Ks. Chmielewski pisze: „Przyjęcie Maryi skutkuje «zamieszkaniem w Jej łonie», a więc wejściem w najściślejszy związek z poczętym w Niej Synem Bożym, wskutek czego człowiek doznaje swoistego przebóstwienia i upodobnienia do Chrystusa, stania się Jego «bliźniakiem»”.

Zamieszkanie w łonie jest oczywiście metaforą: „Módlmy się więc np. tymi słowami: Maryjo, jesteśmy w Tobie, jesteśmy w Twoich ramionach, w Twoim Sercu, w Twoim Łonie, okryci Twoim płaszczem. W Twoich ramionach, Maryjo, chcemy przyjmować czułość Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (s. 174).

Możemy mówić, że Maryja ukrywa nas w swoim Sercu albo okrywa swoim płaszczem, ale widzimy, że chodzi o wejście w relację w Trójcą Świętą przez wstawiennictwo Maryi. Stajemy się synami w Synu – czyli w jakimś sensie „bliźniakami” Chrystusa. Bardzo łatwo można odnaleźć cały szereg cytatów ze św. Pawła, w których mówi on o upodobnieniu się do Chrystusa.

Wesprzyj Więź

Mam nadzieję, że po zapoznaniu się z moją odpowiedzią, wiele punktów spornych wyjaśniłem Wam, Kochani. Równocześnie podkreślam, że jestem otwarty na dialog i współpracę, żeby wyjaśnić i dookreślić wszystkie sporne kwestie w moim nauczaniu, które mogą być w jakikolwiek sposób błędnie rozumiane.

Błogosławię Was z całego serca
ks. Dominik Chmielewski

O nauczaniu ks. Dominika Chmielewskiego na Więź.pl pisaliśmy:

1. Tomasz Terlikowski: Ksiądz Chmielewski i „ewangelia” lęku
2. Dariusz Piórkowski: Jesteśmy iskrą mającą przygotować świat na drugie przyjście Chrystusa? To myślenie sekciarskie
3. Monika Białkowska: Szkoda życia na herezje. Ks. Dominik Chmielewski oraz jego wizja Boga, szatana i człowieka
4. Monika Białkowska: Dwanaście błędów ks. Dominika Chmielewskiego według polskich teologów
5. Wojciech Jędrzejewski OP: Żarliwy kaznodzieja i żarliwi wyznawcy
6. Opinia teologiczna na temat działalności i nauczania ks. Dominika Chmielewskiego SDB (dokument)
7. Zbigniew Nosowski: Spychologia eklezjalna

Podziel się

31
24
Wiadomość

Prezes naszych wszystkich prezesów oświadczył, że nie ma wielu ludzi mądrzejszych od niego i tu może mieć niestety rację. Oczywiście jest taka możliwość, że mądrzejsi istnieją, ale się nie odzywają, bo i o czym tu gadać. Być może się mylę ale osobiście nie spotkałem nikogo, kto narzekałby na brak rozumku, słowem jesteśmy genialni. Wielu kaznodziei w życiu wysłuchałem, im bardziej poruszał gawiedź, tym mniej wsłuchiwano się w treść tego co prawił i to jest dobra strona medalu. Zdarzają się oczywiście przypadki opętania słowami domorosłych proroków, dotyczy to jednak osób potrzebujących od dawna specjalistycznej opieki medycznej. W końcu jeśli problem się ujawni przy okazji nauczania ojczulka Chmielewskiego, to jest to w sumie dobre. Ja bym tam gościa nie stygmatyzował, niech sobie jeździ po parafiach i naucza, jak to się mówi, nie ma tego złego… .

Po tym co napisal Chmielewski to brak mi slow . On nie tylko nie przeprosil za swoje bluznierstwa I herezje ale tylko potwierdzil ze wierzy w to co mowil a tym samym uwazam ze jest ekskomunikowany z mocy samego prawa kanonicznego . Przydaloby sie przeslac tworczis Chmielewskiego do samego papieza. Tak przy okazji redakcja mogla by sie zapytac Chmielewskiego co jest depozytem wiary Kosciola Katolickiego a co NIE jest. Bo po jego „tworczisci” widac jasno ze nie ma o tym bladego pojecia.

Papież nic nie pomoże, jego Polska nie interesuje. Następnego papieża gdzieś z Filipin będzie interesowała jeszcze mniej. Zresztą nie w spychologii metoda. To jest sprawa polskich biskupów, ale oni są sparaliżowani strachem i złotą anarchią diecezjalnych królewiąt.
Dopóki ks. Chmielewski będzie głośno mówił o swojej ortodoksji i/lub wiedziony pychą sam nie popełni jakiegoś oczywistego błędu/przestępstwa to będzie nie do ruszenia. Jak o. Rydzyk.
Kolejne magnackie państewka nam rosną….. Postaw czerwonego sukna i tak kurczący się szybko szarpią na coraz mniejsze kawałki.

Bo i nie miał za co przepraszać. Księża profesorowie w większości nie zapoznali się ty, co opiniowali a sam redaktor opinii teologicznej był bardzo stronniczy. Zmysł wiary Ludu Bożego jest po stronie ks. Dominika i teologowie powinni wziąć to pod uwagę bo czynią ze swojego „teologicznego” osądu wykładnię wiary zupełnie sprzeczną z nauczaniem i duchem KKK oraz świadectwem świętych KK. Wygląda, że zapatrzyli się w teologię a nie w Boga Żywego.

Ja jestem monofizytą, więc prawdopodobnie i tak wszyscy jesteście w błędzie. nareszcie coś się dzieje, a nie tylko „Co Jan Paweł II jadł na śniadanie”, „10 najskuteczniejszych modlitw pomagających wymienić koło w rowerze” albo „Czy mogę pocałować żonę w usta w wigilię święta świętego Kryspina”.

Nareszcie coś się dzieje? @karol, sorry, ale nie wytrzymałam.
Masz do czynienia ze zwodzeniem, charyzmą i autopromocją księdza.
Tłumy go wielbią, a część wrażliwych będzie się potem leczyć.
Powtórka z Wrocławia? Możliwe.Kurs urzekająca, ech…
Nikt nie wyciąga wniosków w KRK, bo po co. A Ty kur… masz bekę.
Możesz sobie śmiać się z abp i bp zasłużyli, możesz wyśmiewać wiarę i jej przejawy.
I liturgię itp. taki masz styl.

Ale, aż tak jesteś cyniczny, że napiszesz, że nareszcie coś się dzieje, bo ludzie są zwodzeni?
A bo Ty cały KRK uważasz za jedno wielkie zwiedzenie, tak?
Ale serio, naprawdę to Ciebie cieszy, że ktoś zostanie zmanipulowany i wykorzystany?
Dodam, że jak no osobę przeciwną wierze katolickiej to bardzo dużo czasu spędzasz na katolickim, tak katolickim, forum. Już @Darek też o tym.
Po co? Tak Cię bawi, to jak ludzie w coś wierzą?
@Anna2 też Ci dobrze opowiedziała pod innym artykułem o moim umiłowanym abp.

@Joann jak tlumy go wielbia to ja nie widze juz swojego miejsca w tym kraju. Szarlatani tak manipuluja i prowadza tych ludzi w przepasc . Z jednej strony manipulator I heretyk a z drugiej strony ludzie nie wiem czy moge napisac zwyczajnie glupi czy poprostu tak naiwni. Chyba naprawde wiedza ze idzie wojna wiec tworza dodatkowa ideologie zeby oglupiac tych biednych ludzi. Biskupi nie reagujac to taka samo jakby brali w tym procederze udzial. Z drugiej strony Tadeusz Mazowiecki bardzo slaby premier z okresu transformacji zalozyciel „Wiezi” I chyba dlatego ludzie wola sluchac sie manipulatorow I heretykow . Najwyzszy czas wyjezdzac z tego kraju . Tego sie nie da opisac , trzeba troche pomeszkac za granica zeby zobaczyc jak na ogromna skale manipuluje sie polskim spoleczenstwem . Ale prosze bardzo odpowiedza wszystko przed Bogiem .
Wiedza ze sa winni wiec robia to samo co Chmielewski brna dalej w klamstwa I manipulacje .

Karol miał może na myśli to, że to jest punkt wyjścia do dyskusji o zgodności nauczania z dogmatami, gdzie wiele osób (w tym i ja) musi stanąć wobec pewnej niewiedzy oraz ustosunkować się do własnych, może błędnych przekonań. Niestety na szeroką skalę tak to nie zadziała.

@Basia oby, bo mnie mocno wkurzył, tym zdaniem, że coś się dzieje nareszcie, a tu ludzie są zwodzeni. W każdym razie zaliczyłam na razie powrót na forum.

Tłumaczenia podobnie jak nauki opierają się o manipulacje. Brzmi to trochę tak, jakby na zarzut, że ktoś gada nienaukowe bzdury o nieruchomej Ziemi jako centrum wszechświata odpowiadał, że Kościół swym autorytetem tak uznał i powołałby się na papieża Pawła V, który odrzucał heliocentryzm.
Taki mniej więcej ma poziom dzisiejsze powoływanie się na Emmerich, Valdortę, czy nawet Kolbego. I nie ma znaczenia czy są to bogoslawieni Kościoła, bo świętość jest dana jako przykład naśladowania życia, a nie gwarancja nieomylnosci w poglądach.

No to zeby nie byc goloslownym, to pasowaloby udowodnic „bledy” Emmerich, Valdorty czy Kolbego tak jak udowodniono falszywosc terrocentryzmu. Mozna co najwyzej powiedziec o argumentum ab auctoritate, a oskarzanie o manipulacje samo moze byc manipulacja.

@Wojtek, szkoda Twojego czasu na czytanie takich artykułów i dyskusje z ludźmi, którzy wobec oszałamiającej wizji swojej wielkości, utwierdzonej przez wiernych i bezkrytycznych, nie rozróżniają pomiędzy dogmatem a dowodem, eksperymentem a wiarą, empatią a własnym interesem.

Może jedna bolesna lekcja nie wystarczy, ale potrzeba powtórki.

A poza forum ciekawsze tematy można rozwijać, to też do @Basi kieruję.

„Jeśli o mnie chodzi, jestem chrześcijaninem, więc przynależę do ewangelicznej głupoty i bynajmniej nie zamierzam zalecać mądrości tego świata.”
Jan Maria Bocheński OP

Kinga, sęk w tym, że ks. Chmielewski nie jest problemem, a produktem systemu. To nie jest tak, że wszystko działa pięknie, a jakiś tam Chmielewski gada głupoty. Tak formuje się księży, powierzchownie, bez zaplecza teologicznego, a potem wypuszcza się do ludzi, którzy ufają, że mają przed sobą eksperta, bo przecież jest księdzem i skończył seminarium z tytułem naukowym z teologii.

I tak dla przypomnienia. Galaci od kilku dni w czytaniach.
Owoce Ducha Świętego: 5, 22-23.
Miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność opanowanie…

Tymi Galatami to można sobie wygarnąć z obu stron. I Dzieje Apostolskie też pokazują jak od początku we wspólnocie chrześcijan było różnie.
To może taki test, jakie są owoce nawrócenia w moim życiu i jak reaguję,
gdy ktoś podważa mojego „mistrza”. I nie mam tu na myśli Jezusa.
Tylko Apollosa, Kefasa, Chmielewskiego, Malińskiego, Szustaka, Lengę … ???

A i Hymn o miłości też polecam.

Ciekawa jestem tego „znosi”. To do Wojtka pytanie- jak to pierwotnie w tekście było? „Znosi” to dla mnie przeciwieństwo „unosi”. Czyli inne rzeczy przy miłości stają się mniej ważne. Nie, że ktoś kogoś kocha więc zgadza się na złe traktowanie.

Basia, troszkę problematyczne słowo w tłumaczeniu. Użyte słowo στεγει w tej formie w Biblii pojawia się raz w tej formie, kilkukrotnie u Pawła w innych formach. Słowo to znajdziemy u Platona, czy Plutarcha, gdzie oznacza zostawienie czegoś przez zakrycie. U Eurypidesa oznacza zachowanie w sekrecie, ukrycie, milczenie o czymś.

Paweł używa tego słowa jeszcse dwa razy, w 1Kor 12,9 i 1Tes 3,1 i 3,5. Kontekst taki, że nie mógł czegoś dłużej znosić. Łącząc to z innymi przykładami użycia słowa, trzeba to połączyć z ukrywaniem i sekretem, a więc znaczenie „znosić” będzie oznaczało coś w stylu „traktować jakby to było ukryte”.

W kontekście miłości chodzi o nie zwracanie uwagi na wady, traktowanie ich tak, jakby były zakryte, jakby były sekretem. W rozumieniu nie tyle godzenia się na złe traktowanie, lecz bliżej do sytuacji, gdy kocham dziewczynę, co ma na twarzy blizny po wypadku, ale dla mnie jest najpiękniejsza na świecie. W tym sensie „znoszę”. Nie dlatego, że jest to przykre, a ja zaciskam zęby, tylko dlatego, że nie zwracam uwagi na wady.

Dziękuję. To dobry przyczynek do dyskusji o chrześcijańskiej idei poświęcenia. Miłość = krzyż? I czym jest sam krzyż. Obecnie dwie wizje ciągle się ścierają. Poświęcenie do granic jako najwyższa ofiara miłości (tą myśl przedstawiają nie tylko zwolennicy tradycji uszlachetniania cierpienia, ale też osoby o wcale nie tak religijnym podejściu, opierające się o egzystencjalistów jak Camus czy Weil) i podejście gdzie miłość nie jest czymś w człowieku, a ponad, poza człowiekiem. Na zasadzie, że w małżeństwie gdzie kochająca osoba jest krzywdzona miłość nie działa. Jest to trudniejsze podejście, bo wymaga stawiania niewygodnych pytań. Jak to zadane przez Karola.

W Biblii miłość = posłuszeństwo. Nie powinniśmy mylić biblijnego ujęcia z dzisiejszym personalizmem.

W tym hymnie to dla mnie bardziej cenne, że te rozpaczliwe akty rozdania złota, poświęcenie ciała mogą być pustymi gestami, na pokaz.
Przetrzyma wiele – to fakt, wszystko – to takie poetyckie, ładnie brzmi.
Ten hymn to w ogóle rodzaj poezji, a kto by tam dowierzał poetom ;)?
Miłość to relacja, to więź, ale nie więzienie.
Jak w piosence Happysad – nie pluszowy miś…
tylko, kiedy jedno spada w dół drugie ciągnie je ku górze.
https://www.youtube.com/watch?v=iv9Z0dnjMzE
Taki nowy hymn o miłości 🙂

Między ks. Dominikiem Chmielewskim a jego adwersarzami nie dojdzie do zrozumienia, ponieważ poruszają się oni po różnych obszarach lub inaczej w różnych rzeczywistościach. I nie tu jak sądzę złej woli po żadnej stronie.
Ks. Chmielewski porusza się w świecie duchowym, gdzie źródłem wiedzy o Bogu jest mistyczne doznanie, widzenie, poruszenie serca i duchowa intuicja.
Szacowni adwersarze swoją wiedzę o Bogu czerpią z dziedziny naukowej jaką jest Teologia. Trudno się dziwić że „dawne”objawienia mistyków nie pasujące do najnowszych osiągnięć tej nauki, stanowią wsparcie zarzutów wobec ks. Chmielewskiego, podczas gdy dla niego są to perły w skarbcu Kościoła z którego czerpie.
Istnieje oczywiście niebezpieczeństwo a nawet pewność, że Zły będzie manipulował intuicją, duchowym przezywaniem, wykorzystując każdy sposób, a panaceum na to jest konfrontacja z nauką Kościoła, w tym z Teologią, jednak nauka ma tu rolę służebną wobec mistycznych objawień. I mądry człowiek z tej pomocy korzysta.
Podobnie Zły manipuluje tymi którzy każdą drzazgę rozbiorą na czworo, doszukując się niezgodności z najnowszym teologicznym trendem, zapominając że Bóg działa przez wieki poprzez ludzi o prostej wierze, otwartej na Jego duchowe działanie. Mądry człowiek będzie zadawał Bogu pytania, nie zapominając z Kim rozmawia – jak Maryja.
Porównując wypowiedzi ks. Chmielewskiego i jego adwersarzy mam wrażenie że bliżej owej mądrości jest ks. Dominik, który swój przekaz duchowy jednak poddaje się konfrontacji z nauką. Adwersarze jakby zapominają żeby poza zadaniem pytania „jakże się to stanie?”, zadać kolejne „co mi chce powiedzieć Bóg przez tego lekko odjechanego kapłana?” Mogłaby z tego wyjść ciekawa duchowo-naukowa pogawędka. Jak u Maryi przy Zwiastowaniu.
Tego z całego serca życzę.

Piotr, podstawowym błędem jest stawianie mistycznych doznań i intuicji jako równoważnego z teologią. Otóż każde, ale to każde doświadczenie mistyka musi być podległe i skonfrontowane z teologią. Która nie jest służebna wobec mistyki, lecz nadrzędna i kontrolna. Jeśli coś się nie zgadza, to należy to odrzucić, jako błąd. Samo traktowanie „dawnych” i przebrzmiałych objawień, które nie wytrzymują konfrontacji z dzisiejszą teologią jako „skarbów i pereł” już samo w sobie jest niewłaściwe. Bo powiela obalony już błąd.

Błąd.
Wojtek, mylisz teologię, z nauczaniem Kościoła. To dwie różne rzeczywistości. Teologia, która ma być przepojona duchem Pisma Świętego (jak naucza Kościół) jest dziedziną służebną względem Nauczania Kościoła. Są różne tradycje teologiczne, które na bardzo różne sposoby podchodzą do tej samej rzeczywistości Objawienia. Nas obowiązuje Nauczanie Kościoła a nie takie czy inne wersje np. mariologii teologicznej. Problem w tym, że zarzut niezgodności z mariologią posoborową nie ma żadnej mocy. Ważne jest to, czego naucza Sobór a nie mariologie czyli różne teologie maryjne uprawiane przez teologów. Sobór Watykański II uznał szczególną rolę Maryi w dziele Zbawienia i uznał Ją za Matkę Kościoła. W swoim nauczaniu ks. Dominik nie narusza tego nauczania Soboru. Przeczytaj sobie przemówienie po zakończeniu III sesji Soboru, w którym ogłoszono Maryję Matką Kościoła. To język bliższy ks. Dominikowi, gdy mówi nam o Maryi niż jego krytykom. Niektórzy teologowie próbują nam wmówić, że nie możemy odnosić się do takiej czy innej tradycji czczenia Maryi ale to są tylko opinie niektórych teologów a nie Nauczanie Kościoła.

https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_xxiii/przemowienia/3sesjasob_23011962.html

Trzeba dużo czasu, żeby w całości to z uwagą przeczytać i się odnieść. I z pewnością konkretów teologicznych osób w tym kierunku wykształconych, więc moje jedyne uwagi:
1. Kontekst jest ważny oraz całość utworu/wypowiedzi, jednak jeśli coś stanowi całość jednej wypowiedzi, jest jednym kazaniem to nie ma mowy o wyrywaniu z kontekstu. Nie trzeba znać całości nauczania, żeby uznać jedno kazanie za herezję, bo jest to zamknięty utwór. Całość nauczania może jedynie pokazać czy takie rzeczy są przypadkiem czy częste. Inaczej musielibyśmy trzymać się tylko jednego duchownego, tymczasem kościół uprawnia nas do chodzenia do różnych świątyń katolickich i nie może być tak, że ktoś wyjdzie z błędnym przekonaniem, bo nie znał całości nauczania. (Powtarzam się)
2. To nie Maryja depcze głowę węża, a jej potomstwo (Chrystus).
3. Odpowiedzi czasem brzmią tak (nie wszystkie) jakby X.Chmielewski nie odnosił się do postulatu, a pokazywał kto wyraził go wcześniej. Dodatkowo są to osoby uznane przez kościół, w nim działające. Przyszła mi taka refleksja: kościół za mało poświęca czasu publicznej ocenie i ustosunkowaniu się do dorobku świętych. Mało się o tym wie. Mam wrażenie, że pewne dyskusje nie wychodzą poza poziom teologów i rzeczywiście w efekcie ktoś bierze książkę świętego i traktuje jako stanowisko kościoła. Kościół traktuje ludzi trochę po macoszemu. „Oto święty, ale no chyba nie bierzecie serio tego co napisał w książce…”. Kolbe jest dobrym przykładem. Kościół nie odniósł się jasno do jego antysemickiego okresu. I co? Ktoś dotrze i ma podstawę uznać to za opinię kościoła… Przykład oczywisty, nikt tak nie zrobi, ale jak chodzi o subtelności… Skąd przeciętny katolik będzie wiedział co teologia myśli o wizji piekła Faustyny. Tak więc jeśli ksiądz powołuje się na kogoś słuchacz jest bezradny.

Ja się zgadzam z @Anna2 – duszpasterstwa na haju już były i źle się skończyły, może czas na pogłębienie teologiczne dogmatów i ogólnie katechizmu u katolików w Polsce, by później nie było dyskusji zażartych o komunii na rękę czy do ust. Tylko spokojniej?
Bo objawienia prywatne jakoś tak się składa są pełne emocji. Hm…
Znam też trochę osób po oazach, które w dorosłym życiu zrozumiały, że uległy jakiejś formie manipulacji i indoktrynacji swego lidera.
Ja się dalej cieszę, że w żadnym duszpasterstwie nigdy nie byłam. Serio. Ufff.

I jakoś nie widzę nalotu zwolenników księdza Chmielewskiego na forum Więzi.
Hm …

@Basia – Dzięki za piosenkę Imperium. Świetny projekt.
Okno Jędraszewskiego. He he.
Dla mnie Kory mocna – Dwa serca trzeba mieć – jedno w piesi drugie na dłoni.
https://www.youtube.com/watch?v=QLzvVWvcAhU

A i zabawa w chowanego jakoś tak wróciła.
https://www.youtube.com/watch?v=bXXaJNm9_6g

Ile osób ma zostać wykorzystanych w imię jakiegoś sukcesu duszpasterskiego.
Psychologicznie, fizycznie i nie wiadomo jak ?
Buziaczki dla każdego.

Ollga, jeśli trzymać się dokładnie intencji autorów tego opisu, to opis z wężem nie ma nic wspólnego z Jezusem, Maryją, szatanem, czy nawet chrześcijaństwem. Jahwistyczny opis stworzenia powstał po reformie Jozjasza, której elementem była również chęć usunięcia dawnego kultu wężowego. Izraelici przed reformą czcili miedzianego węża Mojżesza (tego, którego wykuł i wywyższył na pustyni). Opis stworzenia miał wskazać, że wąż jest przyczyną zła. Na równi z kobietą, co z kolei było nawiązaniem do kultu Aszery.

No, ale to taka biblistyczna dygresja na boku

W tym duchu można by to jeszcze inaczej interpretować, że przyjdzie nowe pokolenie, które odwróci się od przypisywania boskości fałszywym bożkom. Można to nadal odnieść do Maryi i Chrystusa. Ale to taka całkiem luźna interpretacja. Tymczasem jest jeszcze Apokalipsa i tam niewiasta jest wywyższona ale też broniona. Nie walczy jako taka. Nawet jeśli ten obraz łączyć z Maryją to w żadnym miejscu nie jest powiedziane, że ona sama pokonuje węża. To jest tak oczywisty błąd, że nie pojmuję skąd X. Chmielewski to wziął. A ten obraz odniesiony do Maryi w jego właściwej wersji dobrze pokazuje jej wyjątkową rolę. Tak jak przyjmują to katolicy. Przeinaczenie tego obrazu buduje całość przeniesienia roli Maryi. To jest to miejsce gdzie od oczka pruje się rajstopa. I jeśli przyjąć, że Wyszyński czy JPII widzieli to z perspektywy właściwego tekstu to „współudział” Maryi w ich słowach oznacza coś całkiem innego, nie jest dosłowny.

Niewiasta w Apokalipsie jest obrazem Kościoła, nie Maryi. Mariologiczne ujęcie jest możliwe tylko gdy figuratywnie uzna się Maryję za obraz Kościoła, ale nadal nie ona osobiście z kimkolwiek walczy.

Wojtku. Tak. A jednak to ten obraz stał się podstawą licznych wizerunków Maryi i stworzył pewien kanon. W tym wizerunku wąż jest pod stopą stąd dla wielu ludzi jest to przekonujące, że tak było w przekazie. Wyżej piszesz o miłości w rozumieniu Biblijnym i posłuszeństwie. Ciekawy temat. Może będzie okazja kiedyś jeszcze go podjąć.

Basiu, pisałem to już wielokrotnie. Wąż pod stopą z ikonografii jest tym samym co rogi u Mojżesza. Polecam zerknąć choćby na słynną rzeźbę Michała Anioła, gdzie z głowy Mojżesza rosną rogi. Dziś test to ciekawostka dla przewodników turystycznych, ale kiedyś był to obowiązujący trend. A wszystko wynikało z błędu tłumaczenia Wulgaty, gdzie na skutek literówki „jaśniejące” oblicze Mojżesza stało się „rogate”.

Analogicznie było z Księgą Rodzaju. Tym razem pomylili „ona” z „ono”. To potomstwo depcze głowę wężowi, jeszcze w XIX wieku uważano, że robi to niewiasta.

Ciekawym było w tym kontekście uznane objawienie Katarzyny Laboure, tej od cudownego medalika. Medalik kazała sporządzić Maryja, krótko po uznaniu objawień okazało się, że to był błąd tłumacza. Teologicznie uznano, że Maryja wie doskonale, że to był błąd, ale z racji tego, że tak sobie ją ludzie wyobrażali, to Maryja nie chciała nas zasmucać wyprowadzając z błędu. Serio tak to tłumaczono.

Warto jednak trzymać się Katechizmu Kościoła Katolickiego.

2853 Zwycięstwo nad „władcą tego świata” (J 14, 30) dokonało się raz na zawsze w Godzinie, w której Jezus dobrowolnie wydał się za nas na śmierć, aby dać nam swoje Życie. Sąd nad tym światem dokonuje się teraz i władca tego świata „zostanie precz wyrzucony” (J 12, 31; Ap 12, 11). „I rozgniewał się Smok na Niewiastę”131, ale nie ma władzy nad nią: Nowa Ewa, „łaski pełna” z Ducha Świętego, jest wolna od grzechu i zniszczenia śmierci (Niepokalane Poczęcie i Wniebowzięcie Najświętszej Maryi, Matki Bożej, zawsze Dziewicy). „I rozgniewał się Smok na Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa” (Ap 12, 17). Dlatego Duch i Kościół wołają: „Przyjdź, Panie Jezu!” (Ap 22, 17. 20), ponieważ Jego przyjście wybawi nas od Złego.

Sporo argumentów jest w stylu:

„Bo ktoś inny już tak napisał/powiedział”

Czyli jeśli piszemy głupoty nie mające nic wspólnego z rzymskim katolicyzmem to należy najpierw sprawdzić czy ktoś przed nami pisał także takie głupoty i w ten sam sposób jesteśmy usprawiedliwieni.

W zasadzie aby namieszać zdrowo w KK należy wstąpić w szeregi duchowieństwa.
Żaden świecki nie ma szans tak namieszać jak duchowny.

To normalne, że cytuje się świętych Kościoła. Cały KKK jest usiany takimi cytatami. Klasyczna teologia również tak postępowała. Życie Kościoła to nie matematyka ale świadectwo świętych i żywa relacja Ludu Bożego z Chrystusem.

Pokusiłem się troszkę na złośliwość i „stworzyłem” sobie organizację, której będę bronił, tak jak robi to powyżej ks. Chmielewski. Spróbujmy więc.

Charyzmatem mojego ruchu będzie szczera nienawiść do wszystkich spoza Kościoła połączona z fizyczną przemocą. Jak mi ktoś powie, że chrześcijanin nie może nienawidzić, to mu odpowiem, że Boży gniew i nienawiść do grzechu znajdujemy już w Biblii. A przemoc? Czyż papież Urban II nie wezwał chrześcijan, by zabijali niewiernych, którzy zbezcześcili Ziemię Świętą?

Metodami, które organizacja będzie stosować będzie miedzy innymi wybijanie ludziom oczu. Znów odwołam się do słów Jezusa, że lepiej ślepym wejść do Królestwa, niż z obojgiem oczu pójść na zatracenie. Dodatkowo wspomnę przykład św. Stefana, który w odpowiedzi na zakusy swojego krewnego, Vazula wyłupał mu oczy i wlał do uszu roztopiony ołów. Stefan jest świętym Kościoła, więc musiał mieć rację.
Jeśli ktoś nadal będzie mieć wątpliwości wobec metod organizacji, to podam mu przykład błogosławionego Karola de Blois, który wsławił się ludobójstwem zdobytego miasta Quimper, gdzie osobiście dowodził podczas mordowania kobiet i dzieci.

Oczywiście celowo przesadzam, ale jak widać nawet takie okropieństwa da się uzasadnić wybierając sobie co wygodniejszych świętych i żonglując cytatami.

Klara, ja to nazywam urokami hagiografii. Gdy Stefana obwoływano świętym nikt nawet nie myślał, że ten czyn mógł być jakaś przeszkodą. Zmiana realiów i oceny moralnej czynu spowodowała, że trzeba było wymyślić coś innego. Klasycznym zabiegiem jest „bo on nie wiedział”.

@Wojtek @Basia @ Jerzy i nie tylko. Dokładnie.

Ta sprawa Chmielewskiego jest na razie beznadziejna, bo on sobie weźmie jakieś objawienie albo pisma innych nawiedzonych i powie, że tak, że Kościół też tak jak on to interpretuje.
No bo nie zabronił.
Tutaj się mści brak pozwolenia na rozwój normalny teologii, za to pozwolenie na wysyp własnych wizji przeróżnych wizjonerów. Bo to takie słodkie i wzruszające tłumy.
No bo kto im zabroni. Prostaczkowie, co.
Ale Rahner Congar Kung… Czarna lista. Do czasu.

Gdybym miała oprzeć jakiś przekaz religijny na podstawie jedynie własnych wizji oj –
byłabym bardzo ostrożna. Jest to raz – nieprzekazywalne. Dwa – to są też emocje.
Trzy – można po prostu mieć błędne wizje. I odloty.

Dlatego istnieje teologia. Jako punkt odniesienia. I Logos jako sens i kierunek.

Owocem takich mistycznych emocji może być szybkie wypalenie.
Mistyk wystygł – wynik – cynik.
Na haju nie da się długo żyć. I albo się zrozumie, że emocje przychodzą i odchodzą,
albo będzie się go sztucznie podtrzymywać.
Dużym niebezpieczeństwem jest gonienie za tego typu wrażeniami.
Na przykład jeżdżenie po całej Polsce, by brać udział w zlotach wielbienia, uzdrowień.
Masa ludzi = masa emocji. Jak na koncercie. Przepraszam. Nie mój klimat.

Z kolei zwykła msza św. jest czasem za nudna już dla takich osób.
Dla mnie testem na to czy mam zdrowe podejście do wiary jest pójście na mszę do obojętnie którego kościoła i przeżycie Eucharystii jak najpełniej. Łącznie z kazaniem.
Czasem trzeba je przecierpieć. Przecierpię, bo nie o kazanie tu chodzi.

Joanna, no tak, istnieje teologia. Tylko jest jeszcse taka pułapka, że teologia się rozwija, a to co dany mistyk mówił na przykład w XVIII wieku będzie analizowane w świetle teologii XVIII wieku. Gdybyśmy dziś w świetle obecnej biblistyki chcieli zbadać wizje takiej bł. Katarzyny Emmerich, to byśmy wprost uznali, że to zmyślone bakji i osobista fantazja podbudowana wyobrażeniami tamtych czasów. Samo powoływanie się na jej wizje jest kpiną z biblistyki. No, ale wielu zapomina, że Katarzyna została błogosławioną z uwagi na swój osobisty przykład wiary, a nie dlatego, że jej wizje były prawdziwe.

Mówienie, że teologia jest punktem odniesienia, w domyśle (głównym punktem odniesienia) jest niezgodne z nauczaniem Kościoła.

Ekonomia Zbawienia jest przed Teologią i zawsze trzeba o tym pamiętać. Jak źle się rozumie samo Objawienie to potem powstaje reszta błędów. Objawienie to nie tylko ani nawet nie przede wszystkim dogmaty Kościoła.

W historii Objawienie było pojmowane na różny sposób. Spośród rozmaitych
modeli, które kładą nacisk na różne aspekty Objawienia, możemy za
A. Dullesem wymienić takie, jak: 1) Objawienie jako doktryna, w którym Bóg
jest rozumiany jako autorytet obwieszczający prawdę; 2) Objawienie jako historia,
w której manifestacje transcendentnego Boga dokonują się poprzez wydarzenia
odczytywane przez ludzi i rozumiane jako znaki; 3) Objawienie jako
doświadczenie wewnętrzne, w którym Bóg komunikuje się z człowiekiem na
forum wewnętrznym; 4) Objawienie jako obecność wartościująca, w której Bóg
jest ostateczną instancją orzekającą o ludzkim życiu; 5) Objawienie jako nowa
świadomość, w której poznanie lub doświadczenie Boga prowadzi do zupełnie
nowego pojmowania świata i własnej tożsamości5. Każde z tych ujęć Objawienia
jest jego cząstkową ekspozycją. Chcąc ująć Objawienie całościowo, należałoby
oczywiście uwzględnić wszystkie modele.

Kochani Bracia i Siostry. Prawda jest taka, że tak samo jak za czasów przyjścia Chrystusa, uczeni w piśmie, najlepiej znający się na proroctwach nie odczytali właściwie znaków (nie widzieli lub nie chcieli uznać prawdy). Dzisiaj teolodzy owego portalu brną w ten sam schemat faryzejski. Bo jak on może nie zachowuje szabatu, bluzni na krzyż z nim, precz!!!
Bo co, bo mówi prawdę która nam się nie podoba!!! Nie chcemy prawdy !
Za bardzo Maryjny, o nie przecież to się na pewno nie spodoba protestantom i co dalej z ekumenizmem?

Prawda jest taka, że za czasów Chrystusa liczne grupy zwoływane przez samozwańczych mesjaszy wywoływały non stop rozruchy, co w konsekwencji doprowadziło do wojny, tysięcy ofiar i zniszczenia Jerozolimy. Każdy z nich indywidualnie interpretował znaki, a poszczególni mesjasze (około 200 w bezpośrednim okresie życia Jezusa) przypisywali do siebie proroctwa.

Odpowiedź ks. Chmielewskiego jest niestety moim zdaniem słabiutka ponieważ na zarzuty odpowiada cytatami, co do których są wątpliwości uznając je jednak za teologicznie poprawne. Ks. Chmielewski nie słucha swoich krytyków i nie próbuje nawet merytorycznie argumentować. To, że kiedyś, ktoś powiedział nie oznacza, że w obecnym stanie wiedzy teologicznej i pogłębionej analizie to rzeczywiście prawda. Ostatnie kazanie ks. Chmielewskiego z 10.10.2022 wskazuje jasno, że nie chce uznać swoich błędów i jest przekonany o własnej nieomylności – to nie atak na ks. Dominika, ale na Maryję – walczy się z Matką Bożą – https://www.youtube.com/watch?v=Yygu-PFTaqo

Odpowiedź ks. Chmielewskiego jest niestety moim zdaniem słabiutka ponieważ na zarzuty odpowiada cytatami, co do których są wątpliwości uznając je jednak za teologicznie poprawne. Ks. Chmielewski nie słucha swoich krytyków i nie próbuje nawet merytorycznie argumentować. Ostatnie kazanie ks. Chmielewskiego z 10.10.2022 wskazuje jasno, że nie chce uznać swoich błędów i jest przekonany o własnej nieomylności – to nie atak na ks. Dominika, ale na Maryję – walczy się z Matką Bożą – https://www.youtube.com/watch?v=Yygu-PFTaqo

Basiu, taka współczesna inwektywa wynikająca z ignorancji. Szkoła frankfurcka zajmowała się między innymi rewizją myśli Karola Marksa (w oderwaniu od Lenina). Reprezentantem tej szkoły jest np. Marcuse, twórca neomarksizmu.

Wątpię jednak, by Tadeusz używając tego stwierdzenia miał w ogóle pojęcie czym zajął się neomarksizm. W Polsce panuje takie wynikające z ignorancji skojarzenie, że jak coś jest „marksistowskie”, to jest złe.

Odpowiedzi ks. Dominika są dwukrotnie dłuższe niż opinia teologów. Generalnie rozjechał całą pozorną argumentację, która, widać to gołym okiem, oparta jest braku całościowej znajomości nauczania ks. Dominika. Zresztą sami o tym piszą na początku.

Każda gazetka ma swoich szczekaczy, ta nie jest wyjątkiem. A wszyscy szczekacze to genialni teolodzy, jakżesz oni…. wią…..
Proponuję zacząć chodzić codziennie na mszę św I przystępować do komunii św, zacząć mówić i rozważać różaniec, zamiast śmiesznie pokrzykiwać….

Nauczanie ks. Dominika jest na wskroś zgodne z duchem Kościoła i z nauczaniem ostatniego Soboru. To jest jasne dla każdego, kto słucha całości nauczania. Poniżej fragment z VAT II – przemówienie po III sesji. Polecam całość, osobom bliskim duchowości ks. Dominika dla ich utwierdzeniu, że idą dobrą drogą, przeciwnikom tej duchowości, dla uświadomienia, że ich sposób myślenia wyprowadza ich poza Nauczanie i ducha Soboru.

„Rzeczywistość Kościoła nie wyczerpuje się całkowicie w jego hierarchicznej strukturze, w jego liturgii, sakramentach i rozporządzeniach prawnych. Wewnętrznej istoty Kościoła, pierwszego źródła jego uświęcającej mocy, należy szukać w mistycznym zjednoczeniu z Chrystusem, w zjednoczeniu, o którym nie można myśleć jakoby odłączone było od Tej, która jest Matką Słowa Wcielonego, a którą sam Chrystus chciał głęboko złączyć ze sobą dla naszego zbawienia. Oto dlaczego w wizji Kościoła należy rozważać dziwy, jakie Bóg zdziałał w osobie swej Matki. Znajomość prawdziwej nauki katolickiej o Maryi, będzie zawsze kluczem do właściwego zrozumienia misterium Chrystusa i Jego Kościoła.”

całość
https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pawel_vi/przemowienia/maryja_matka_21111964

To jest nauczanie Kościoła

„nie możemy zabronić Bogu, aby przemawiał w naszych czasach przez zwykłych ludzi, a także za pomocą znaków nadzwyczajnych, ujawniających niewystarczalność, nieskuteczność panującej kultury, skalanej racjonalizmem i pozytywizmem. ” Benedykt X VI

Nie dość że x Chmielewski odpowiedział na wszystkie zarzuty to jak dokładnie i żeby nie powiedzieć: dosadnie. Nie byłem nigdy zanteresowany, ale teraz chętnie poczytam Kecharitomene, bo to dzieło Ducha Świętego, a nie tylko faryzejskiego akademickiego klepania klawiatury. Po przeczytaniu wszystkich przeciw, artykułów czy komentarzy domoroslych apostołów zza stołów, mój głos ma na tak, obronił się całkowicie, niesamowity koleś, takich księży nam właśnie brakuje, szkoda że akademiccy księża tak bardzo są odrealnieni, bardzo wybiórczo czytali i słuchali x Chmielewskiego, bardzo, ciekawe skąd to wyrasta, czy aby czasem nie z własnej letniosci? Albo gorzej: faryzejstwa? Warto się za nich pomodlić +