Autorki skarg na o. Antoniego Dudka wykorzystały Kościół (w znaczeniu: proceduralną machinę walki z nadużyciami seksualnymi), żeby się zemścić, a Kościół (prowincjał) skorzystał z okazji, żeby zniszczyć współbrata.
Zamieszczamy poniżej polemikę w sprawie zarzutów wobec Antoniego Dudka OFM, o których obszernie pisał w portalu Więź.pl w ubiegłym roku Zbigniew Nosowski, w trzyodcinkowym cyklu „Kobiety ojca Antoniego”:
Cz. 1: Na ławeczce z aniołem
Cz. 2: Kochaj i szalej!
Cz. 3: Kochanki czy przedmioty?
O decyzji Stolicy Apostolskiej informowaliśmy tutaj. Komentowały ją na naszych łamach kobiety skrzywdzone przez franciszkanina, które zeznawały w postępowaniu kanonicznym.
Dziś: polemika Małgorzaty Łoboz. Autorka prosi, by nie publikować jej informacji biograficznych, utrzymując, że jej profesja nie ma w tej sprawie żadnego znaczenia. Twierdzi, że reprezentuje głos licznej grupy przyjaciół o. Antoniego Dudka (dla której wydalony zakonnik zawsze pozostanie Ojcem). Chcą oni w ten sposób zaprotestować przeciwko publicznemu poniżeniu autorytetu swego duszpasterza.
W związku z wydaleniem z zakonu franciszkanów o. Antoniego Dudka, w imieniu grupy jego przyjaciół i obrońców uprzejmie informuję, że wszczęte przeciw niemu postępowanie administracyjne zostało przeprowadzone nierzetelnie i niemerytorycznie, a oskarżony został pozbawiony pełnej możliwości obrony.
Wstępna stygmatyzacja
Prowincjał Alard Maliszewski OFM nie powinien był publicznie ogłaszać swojego oświadczenia z dnia 29.04.2023 – zniesławiającego i naruszającego dobra osobiste o. Antoniego – przed rozpoczęciem postępowania administracyjnego i przed wydaniem wyroku (wielu braci Prowincji komentowało wówczas, że prowincjał tym oświadczeniem wydał już wyrok). Wyraźnie to definiują wytyczne Vademecum Kongregacji Nauki Wiary w punkcie 45, lecz przede wszystkim prowincjał nie miał prawa łamać prawa (art. 212 par. 1 i 2).
Dokument papieski „Vos estis lux mundi” w art. 13 par. 7 głosi: „Uznaje się zawsze domniemanie niewinności osoby podejrzanej oraz prawo do ochrony dobrego imienia”. Jego publikacja nosi datę 25 marca 2023 r. Jakim zatem prawem 29 kwietnia 2023 r. prowincjał publicznie potępił współbrata? W tym przypadku nie tylko nie było potrzeby ujawniania personaliów (następstwem tego oświadczenia stały się publikacje prasowe, wykorzystujące również fotografie identyfikujące osobę oskarżonego – wszak nawet wobec najgorszych przestępców stosuje się zasłonięcie twarzy!). Oświadczenie Maliszewskiego (nad wyraz emocjonalne!) zawiera sądy wartościujące (zwracają uwagę stygmatyzujące kwalifikacje: „czyny straszne”, przepełniające „bólem i wstydem”). Niezorientowani wierni (również dziennikarze) mogli wyrobić sobie na tej podstawie opinię pejoratywną.
Stawiało to pod presją osoby procedujące tę sprawę na etapie Prowincji (gdyż – jak sądzimy – prowincjał działał pod silną presją oskarżających kobiet), a nade wszystko oświadczenie to zainicjowało precedens medialnej nagonki, oczerniającej o. Antoniego w oczach czytelników, wiernych i duchownych Kościoła katolickiego, zainspirowało oczerniające i poniżające jego osobę publikacje prasowe. Wierni w tym dopiero momencie zostali o sprawie poinformowani, lecz również – zgorszeni!
Prowincjał nie powinien był sprawy upubliczniać, a jego tłumaczenie, iż postąpił tak dlatego, że jedna z oskarżycielek wcześniej opublikowała nakręcony przez siebie film (spektakularny dowód zniesławienia!) stanowi o braku poczucia odpowiedzialności za los członka wspólnoty zakonnej. Świadczy również o słabości i bezwolności przełożonego, który w tak poważnej sprawie nie może kierować się intencjami populistycznymi lub podyktowanymi przez żądną zemsty kobietę. W tym momencie powinien był tym bardziej zamknąć sprawę w czterech ścianach zakonnych i oznajmić jej, że nie przyłoży ręki do takich metod działania.
Warto jednocześnie podkreślić, że film wideo nagrany przez jedną z oskarżycielek (udostępniany następnie na portalach społecznościowych, a także na portalach prasowych!) zawiera treści zniesławiające, lecz przede wszystkim oczerniające. Bohaterka filmu, pokazując wizerunek oskarżonego (fotografię), wygłasza emocjonalny (subiektywnie argumentujący) manifest do dzieci i młodzieży, sugerując jakoby jej „oprawca” był pedofilem! Tymczasem w orzeczeniu sporządzonym przez biegłą psycholog (powołaną w sprawie) wyraźnie podkreślono, że oskarżony nie ma skłonności pedofilskich i pedofilem nie jest!
Prowincjał powinien był wtedy zaprotestować w imieniu zakonu i Kościoła – gdyby chciał okazać ludzką przyzwoitość i uczciwość w tej sprawie. Oskarżycielka wygraża pięściami i krzyczy: „żeby to jemu [o. Antoniemu] zaszkodziło!”. Popierając takie niskie intencje, prowincjał skompromitował się jako franciszkański zakonnik, przełożony wspólnoty i kapłan Kościoła katolickiego.
Manipulacja dziennikarska zbudowana wokół insynuacji
W trzeciej części swojego cyklu „Kobiety ojca Antoniego” Zbigniew Nosowski przyznaje, że to prowincjał informował oskarżycielki, by zwróciły się do mediów („Ponadto prowincjał w korespondencji z osobami pokrzywdzonymi jednoznacznie podkreślał ich prawo zwrócenia się do organów państwowych, innych instytucji kościelnych czy mediów”). Nagonka dziennikarska (głównie w czasopismach „O!Polska” oraz „Więź”) ma charakter zmanipulowanych pomówień. Tyle tu konfabulacji, przekłamań i subiektywnie formułowanych tez, że niemal wszystko jest do zakwestionowania i oprotestowania.
W przestrzeni medialnej uczyniono z o. Antoniego kogoś, kim nie jest i nigdy nie był! Stworzono złudzenie, jakoby był „seryjnym” przestępcą, sprawcą krzywdy całego tłumu kobiet („piekła kobiet”???). Artykuł Nosowskiego – notabene cenionego i uznanego autorytetu w środowisku inteligencji katolickiej – zawiera wiele emocjonalnych sformułowań, arbitralnych, niesprawdzonych sądów i fałszywych opinii. Negatywne nastawianie opinii publicznej odbywało się z udziałem prowincjała.
Manipulacja dziennikarska budowana była wokół insynuacji, jakoby o. Antoni notorycznie, w przeciągu 40 lat życia franciszkańskiego, łamał śluby zakonne (wszystkie!). Taki portret – lubieżnika prowadzącego rozwiązły tryb życia – wyłania się z treści i konkluzji dekretu wydanego przez generała Zakonu i taki pogląd lansował osobiście prowincjał w różnych kręgach (zarówno w rozmowie z grupą przyjaciół o. Antoniego, jak w rozmowach z dziennikarzami), negatywnie wypowiadając się na temat współbrata.
Nawiążę do słów Tomasza Terlikowskiego, odnoszących się do moralnych konsekwencji samobójstwa ks. Piotra Ziółkowskiego („Ujawnienie jego danych, zdjęcia i częściowo nieprawdziwej historii nie powinno mieć miejsca, bo każdy – nawet gdy popełnia błąd czy zło – zachowuje swoje prawa. Ci, którzy to zrobili powinni mieć świadomość swojej odpowiedzialności”). Twierdzę stanowczo, że sprawę o. Antoniego – zarówno w zakonie, jak przed opinią publiczną – rozpatrywano w perspektywie „częściowo nieprawdziwych” historii. Nieweryfikowalnych, gdyż ani autorki skarg nie są w stanie przedstawić dowodów, ani o. Antoni nie jest w stanie udowodnić niewinności (np. że nigdy nikogo nie zgwałcił!). To jest słowo przeciwko słowu!
Ale czyż w takiej sytuacji powinien zapaść najwyższy wymiar kary, jakim jest wydalenie z zakonu? Wszyscy jesteśmy zszokowani i trudno nam się dziwić, że mamy o to żal do prowincjała Maliszewskiego.
Złamano zasadę tajności postępowania
Niemal w każdej publikacji prasowej występuje prowincjał lub o. Wit Bołd (notariusz w sprawie). Ojcowie bezpośrednio zaangażowani w procedowanie zarzutów w ogóle nie powinni wypowiadać się na jej temat publicznie.
Fakt, że szczegóły postępowania (podstawę oskarżenia z przywołaniem kanonów, sugestie wydalenia itp.) w narracji wypowiada dziennikarz – nie oznacza, że prowincjał mu tych szczegółów nie ujawnił! Postępowanie przebiegło wedle scenariusza opisanego na łamach „Więzi” – skąd Zbigniew Nosowski znał te szczegóły? Jeżeli nie od prowincjała, to od kogo?
Zasada tajności postępowania została ewidentnie złamana, co stanowi fundamentalną przesłankę do dyskwalifikacji postępowania!
Poważne błędy proceduralne
Prowincjał działał w tej sprawie stronniczo. Był empatyczny wobec oskarżycielek, lecz niesprawiedliwy i bezwzględny wobec o. Antoniego – swojego współbrata, który przez 57 lat sumienną pracą służył Prowincji św. Jadwigi!
Antoniemu narzucono ograniczenia identyczne jak wobec ciężkich przestępców pedofilskich. Przez siedem miesięcy pozostawał w izolacji, nie mogąc w pełni się bronić, nie mogąc wypowiadać się publicznie. Nie mógł swobodnie kontaktować się z prawnikami czy psychologami, nie mógł uzyskać specjalistycznych orzeczeń.
Zastosował się do wszystkich nakazów pod psychiczną presją, że jakiekolwiek naruszenie ślubu posłuszeństwa narazi go na kolejne zarzuty. W ten sposób został „ubezwłasnowolniony” przez prowincjała, wyrażającego arbitralny pogląd, że lepiej będzie, gdy oskarżony zamilknie do zakończenia sprawy. Nie został nawet poinformowany, że kan. 698 dopuszcza bezpośredni kontakt oskarżonego z najwyższym przełożonym (generałem Zakonu)!
Ojciec Antoni nie został poinformowany o trybie prowadzonej sprawy. Zawrotne wręcz (jak na sprawy karne procedowane w Kościele) było tempo wydalenia (przetłumaczone dokumenty zostały wysłane do Rzymu w sierpniu 2023 r., a dekret wydalający został wydany 14 września 2023 r.!). Ponownie podkreślamy, że generał zakonu nie zażyczył sobie bezpośredniego spotkania z wydalanym współbratem, np. nie wezwał go do Rzymu. W tym czasie przebywał w Polsce, na Górze św. Anny i w domach Prowincji św. Jadwigi, definitor generalny, o. Konrad Cholewa, który nie zainteresował się tą sprawą i nie podjął bezpośredniego kontaktu z oskarżonym!
Prowincjał zwodził oskarżonego, że wykazuje dobrą wolę, by mu pomóc, a jednocześnie utrzymywał, że nie obowiązuje zasada przedawnienia karalności, gdyż jest to zakonne postępowanie dyscyplinarne. Wobec o. Antoniego została wszczęta procedura obowiązkowego wydalenia z zakonu (ab homine obowiązkowe, kan. 695). W tym wypadku prowincjał i generał nie mają swobody decyzji co do tego, czy przeprowadzić procedurę wydalenia, czy też nie: są zobowiązani ją przeprowadzić!
Podstawą takiego trybu są: przestępstwa przeciwko życiu i wolności człowieka (kan. 1397), przestępstwo aborcji (kan. 1398), naruszenia szóstego przykazania Dekalogu (kan. 1395). Wolno przypuszczać, że podstawą obowiązkowego wydalenia – w przypadku o. Antoniego – stały się zarzuty wynikające z kanonu 1395. Tutaj bezwzględnie obowiązkową przesłanką wydalenia z zakonu jest konkubinat. O. Antoni zaprzecza, jakoby kiedykolwiek żył w konkubinacie.
Procedujący zapewne sugerowali się tym, iż oskarżycielki zeznały, że ich relacje z o. Antonim miały charakter długotrwały (permanentny), tymczasem o. Antoni wyjaśnia, że jego znajomość z tymi kobietami trwała kilka lat, ponieważ były zaangażowane w różnorakie jego działania duszpasterskie, natomiast zdarzenia seksualne były przypadkowe i okazjonalne. Jak wynika z definicji konkubinatu: „[…] do zaistnienia konkubinatu nie wystarczy jedynie sam fakt relacji cielesnych, nawet jeśli miałyby charakter trwały. Konkubinat jest bowiem jak gdyby małżeństwem i dlatego do jego zaistnienia pomiędzy osobami różnej płci musi istnieć jakieś porozumienie, na mocy którego będą traktować siebie w sposób trwały jako konkubinariuszy”. (D. Borek, „Wydalenie z instytutu zakonnego w świetle aktualnie obowiązującego kanonicznego prawa karnego”, Tarnów 2016, s. 61). O. Antoni nie otrzymał też przewidzianego w prawie kanonicznym dwukrotnego upomnienia (wydalenie powinno być skutkiem niezastosowania się do upomnień).
Kanon 1395 w paragrafie 1 odwołuje się do duchownych konkubinariuszy, w paragrafie 2 do przestępstw popełnionych publicznie, a w paragrafie 3 odnosi się do przestępstw podjętych pod wpływem gróźb lub przymusu, z nadużyciem władzy. O. Antoni nie grzeszył publicznie, lecz przede wszystkim stanowczo dementuje stosowanie jakiejkolwiek przemocy i przymusu!!! Oskarżycielki nie były mu w żaden sposób podległe. Nie był ich pracodawcą ani przełożonym. Ich byt egzystencjalny w jakikolwiek sposób nie zależał od niego.
Jego przyjaciele wielokrotnie potwierdzają, że w relacjach z osobami powierzonymi opiece duszpasterskiej o. Antoni nigdy nie tworzył dystansu, lecz wręcz przeciwnie: sugerował, by nazywać go „bratem”, nie „ojcem”, często i chętnie przechodził na „ty”. Był więc bardziej typem przyjaciela i kumpla niż autorytarnego duchownego. Jest człowiekiem bezpośrednim, serdecznym i „familiarnym”, bardziej mu odpowiada bezpretensjonalny styl bycia. Oskarżycielkom – które z własnej woli, świadomie uczestniczyły z nim w grzechu – zależało na intymnych relacjach z nim. Wielokrotnie to podkreślał.
Zatem:
– o. Antoni nie został poinformowany, że wszczęto przeciw niemu procedurę obowiązkowego wydalenia, bo gdyby to wiedział, podjąłby bardziej energiczną linię obrony (na przykład zaangażowałby kolejnego adwokata);
– prowincjał od początku sprawy sam wydawał się zdezorientowany, wspominał o przedawnieniu karalności, wprowadzał w błąd oskarżonego i wykazał kompletne nieprzygotowanie merytoryczne w tak ważnej sprawie, jaką jest los współbrata;
– o. Antoni został wprowadzony w błąd informacją (ogłoszoną notabene na łamach „Więzi”), że prowadzone jest przeciw niemu „zakonne postępowanie administracyjne” – to pojęcie bardzo szerokie, obejmujące również formę wydalenia fakultatywnego (kan. 696).
Pytanie: kto jest odpowiedzialny za przypisanie o. Antoniemu kan. 695, a nie 696, w którym mowa o wydaleniu fakultatywnym, ponieważ w przypadku kan. 696 to właśnie „do roztropnego uznania przełożonego pozostawiono decyzje o wszczynaniu lub niewszczynaniu procedury wydalenia” (D. Borek, dz. cyt., s. 87)? Wszak w kan. 696 również mowa o „powtarzających się naruszeniach świętych więzów”! Konsekwencje karne są jednak mniej restrykcyjne. W ramach tego trybu prowincjał powinien wszcząć sprawę „po wysłuchaniu swojej rady”, czyli powinien poddać ją głosowaniu Definitorium, a prowincjał tego nie uczynił.
Zatem prowincjał Maliszewski zaniechał tu spełnienia ważnego warunku procedury. Albo nie uświadomił o. Antoniemu, że oto bezsprzecznie zostanie wydalony, albo (jeżeli nie była to procedura obowiązkowego wydalenia z zakonu) nie poddał sprawy głosowaniu Definitorium Prowincji. „Trzeba zauważyć, że zanim przełożony podejmie decyzję o ewentualnym rozpoczęciu procedury, ma obowiązek wysłuchania swojej rady pod sankcją nieważności, co nie znaczy oczywiście, że ma uzyskać jej zgodę” (D. Borek, dz. cyt., s. 104).
Stronniczość prowincjała
Obrońca o. Antoniego był zdziwiony, że prowincjał zdecydował się na wysłanie dokumentacji do Rzymu, a nie zakończył tej sprawy na poziomie Prowincji. Przy tym warto zadać pytanie, jak to możliwe, by akt oskarżenia sformułować w oparciu tylko i wyłącznie o zeznania oskarżycielek, a nie o sprawdzenie wiarygodności tych zeznań lub przynajmniej próbę analizy wiarygodności? Ponadto o. Antoni został wprowadzony w błąd obietnicami, że „to nie jest żaden proces karny”, tylko „takie o!” (cytat dosłowny na podstawie ustnej rozmowy). Należy zaznaczyć, że przebywał wówczas w izolacji i nie mógł się kontaktować z nikim – ufał prowincjałowi!
Przełożony wspólnoty – hierarcha występujący w imieniu Kościoła – działał więc stronniczo i subiektywnie, krzywdząc człowieka, sprzeciwiając się chrześcijańskiej idei miłosierdzia oraz franciszkańskiemu przesłaniu braterstwa. Prowincjał całkowicie zaniechał zbierania argumentów na korzyść o. Antoniego, zignorował przesyłane przez przyjaciół oskarżonego świadectwa, które umożliwiłyby rekonstrukcję pełnego obrazu działalności i sposobu zachowania się o. Antoniego w miejscu i czasie, których dotyczyły skargi. Prowincjał nie szukał i nie przesłuchał świadków obrony, nie przesłuchał oskarżonego. Nie uwzględnił jego wersji. Jedynym materiałem dowodowym są zeznania oskarżające.
Jeżeli materiałem dowodowym są np. przedstawione przez oskarżycielki listy o. Antoniego (lub szczątkowe pocztówki) – jeszcze raz podkreślamy, że jako grupa przyjaciół oskarżonego jesteśmy w stanie „zarzucić” franciszkanów listami i pocztówkami wysyłanymi do nas, o tej samej treści! Ponieważ o. Antoni korespondował z wieloma osobami, treść tych „dowodów” poświadcza, że te same sformułowania, styl wypowiedzi, rysunki czy wyrazy wdzięczności formułował pod adresem osób, z którymi nie łączyły go żadne relacje seksualne. Uświadamialiśmy to prowincjałowi na wczesnym etapie sprawy, ale od początku nas ignorował i pozostał głuchy na te – jakże istotne! – uwagi.
Prowincjał uwzględnił argumenty tylko jednej strony. Oskarżonemu zależało na bezpośredniej konfrontacji z oskarżycielkami (w obecności prowincjała), ale one tę propozycję odrzuciły. Nie udostępnił też o. Antoniemu pełnej wersji swojego Votum złożonego w sprawie.
Zdezorientowany i wielokrotnie wprowadzany w błąd o. Antoni nie miał zatem możliwości pełnej obrony! Jesteśmy w stanie udowodnić, że wobec wielu innych wykonywał on gesty podobne do tego, co autorki skarg przypisują sobie za świadectwo faworyzowania ich osób czy też za element manipulacji. Prowincjał zachęcał jedynie do składania kolejnych donosów.
Ojcu Antoniemu uniemożliwiono pełną obronę
Po zebraniu dowodów (nie ma zresztą żadnych dowodów, z wyjątkiem zeznań oskarżycielek) i stwierdzeniu poczytalności oskarżonego (o tym jeszcze poniżej) prowincjał powinien przedstawić je oskarżonemu. Tymczasem kuriozalny wydaje się kolejny – bardzo istotny – argument praworządnego rozpatrzenia sprawy. Na jakiej podstawie prawnej opiera się proceder, że w sprawie rozpatrywane są skargi z ukryciem personaliów, których treść pozostaje ukryta dla oskarżonego?
O. Antoni przyznał się (w dobrej wierze) do trzech opisanych w prasie przypadków, zakwestionował natomiast czwartą skargę, z którą nie został zapoznany. Dementuje znajomość z tą osobą (ponieważ nie identyfikuje jej na podstawie lektury prasowej). Na ostatnim etapie sprawy prowincjał zakomunikował mu, że wpłynęły jeszcze trzy kolejne skargi, lecz one zapewne również zostały „zastrzeżone”.
Oskarżonemu nie został więc udostępniony pełny materiał dowodowy, nie zostały mu uświadomione w sposób pełny fakty i zdarzenia, na podstawie których został oskarżony (i które stały się podstawą wydalenia!), nie została mu udowodniona wina! Zatem nie wie w zasadzie, z jakiego powodu został wydalony!!! I na tym polega największy skandal w tej sprawie.
Nie zostały mu przedstawione żadne dowody ani fakty, do których mógłby się odnieść w obronie. Jak miał się bronić, skoro nie wiedział o co chodzi? Tkwił w mylnym przekonaniu, że skargi „zastrzeżone” nie są procedowane (jako anonimowe), tymczasem wolno przypuszczać, że one właśnie przeważyły o decyzji wydalenia, gdyż utwierdziły przełożonych (prowincjała i generała) w przekonaniu, jakoby o. Antoni wielokrotnie w różnych etapach swojego życia zakonnego łamał śluby czystości. Ojcu Antoniemu uniemożliwiono pełną obronę!
Psycholog (lub psychiatra) powinien być powołany na początku sprawy (w celu stwierdzenia pełnej poczytalności), lecz przede wszystkim powinien to być niezależny, obiektywny biegły. Powołana w trakcie procedowania sprawy specjalistka nie była bezstronnym orzecznikiem. Jest ona terapeutką małoletnich ofiar pedofilii – i jako taka – nie powinna orzekać w sprawie o. Antoniego. W swym orzeczeniu dopuściła się nadinterpretacji, sugerując, że o. Antoni nie może już pełnić posługi duszpasterskiej wobec nikogo. Psycholog nie jest upoważniony do takich stwierdzeń. Jest to kolejne niemoralne posunięcie Prowincji wobec o. Antoniego! (jakby to mało było we Wrocławiu bezstronnych psychologów?).
Oskarżony tkwił w przekonaniu, że postępowanie zakonne umożliwi wyjaśnienie sytuacji, podszedł do sprawy koncyliacyjnie, potulnie, pokornie i zupełnie spokojnie. Nie spodziewał się tak surowej kary, gdyż ona szokuje wszystkich! Szokuje całe jego otoczenie – nie tylko środowisko przyjaciół, lecz również współbraci!
Histrioniczne zaburzenie osobowości
Odnosząc się do odczuć rodziny Dudków, przyjaciół o. Antoniego, jak również współbraci, którzy od 57 lat stanowią jego najbliższe otoczenie, należy uświadomić jedną – chyba najważniejszą – rzecz. W całej sprawie nie uwzględniono, że o. Antoni – oprócz rozlicznych poważnych chorób ustrojowych – jest histrionikiem. I że właśnie histrionia nie tyle usprawiedliwia, ile tłumaczy wszystkie jego reakcje i zachowania. Zatem w linii obrony należałoby podążyć tą drogą.
Cechy osobowości histrionicznej wskazała biegła psycholog, lecz nie rozwinęła tego wątku, gdyż nie zbierała argumentów obrony. Jednakże ta kwalifikacja – histrionicznego zaburzenia osobowości – stanowi przesłankę do zakwestionowania całej procedury, gdyż od tego należałoby zacząć. Każdą osobowość należy analizować indywidualnie. W przypadku wielu histrioników nie można mówić o pełnej i głębokiej poczytalności, co potwierdzają analizy naukowe (psychologiczno-prawne).
W opinii lekarzy prowadzących o. Antoniego oskarżycielki stały się ofiarami własnej nieodpowiedzialności i nierozpoznania zaburzeń osobowości swojego dawnego przyjaciela. Nie rozpoznał ich również prowincjał ani rozpatrujący tę sprawę współbracia. Tymczasem na podstawie charakterystyki osobowości histrionicznej, odwołując się do wspomnień i własnych doświadczeń z osobą oskarżonego – my wszyscy (przyjaciele, rodzina, współbracia) jesteśmy w stanie potwierdzić, że w różnych sytuacjach o. Antoni przejawiał HZO. Nasuwa się zatem pytanie zasadnicze: jak to możliwe, że Zakon 57 lat temu przyjął histrionika, następnie przez 55 lat go akceptował, a po 56 latach – gdy jest stary i bardzo schorowany – go wyrzuca?
Gdyby prowincjał odnalazł w sobie resztki przyzwoitości, powinien był powołać lekarza psychiatrę w celu orzeczenia HZO (co mu zasugerowałam, ale prowincjał zlekceważył tę prośbę), a następnie odwołać całą sprawę, gdyż czyny o. Antoniego nie są konsekwencją przestępstwa, lecz „choroby”. W dobie szczególnej troski nad chorobami układu psychicznego, w dobie „odkłamywania” stygmatyzacji, jaką naznaczone są osoby z zaburzeniami osobowości (nie tylko w dobie obrony „bezbronnych dorosłych!) – jak to możliwe, że franciszkanie zniszczyli współbrata, który jest dotknięty zaburzeniem (o przyczynach genetycznych i środowiskowych)?
Może to wynikać z niewiedzy. HZO (histrioniczne zaburzenia osobowości są jednostką chorobową o ustalonej klasyfikacji i kodach) dotyczy 2 % populacji, przy czym częściej kobiet niż mężczyzn. Jest to więc zjawisko rzadkie.
Koniunkturalizm struktur Kościoła
W pierwszym mailu do piszącej te słowa prowincjał użył sformułowania, że jego celem jest dotarcie do prawdy. Wolno mi zatem zwrócić się z pytaniem: do jakiej prawdy dotarł prowincjał?
Jesteśmy doprawdy zdruzgotani obskurantyzmem, ksenofobią i niską kulturą umysłową franciszkanów procedujących tę sprawę. Przykładem jest kazanie prowincjała wygłoszone w Głubczycach. To zaiste wymierne świadectwo obskurantyzmu myślowego. Nawet w polskim Kościele to już chyba rzadkość. Lecz – jak wynika z artykułu Nosowskiego – redaktor dysponuje nagraniem! Zatem prowincjał nagrał treść, by udostępnić oskarżycielkom i dziennikarzom! To już objaw zdziczenia obyczajów!
Jesteśmy zniesmaczeni koniunkturalizmem struktur Kościoła: prowincjał zapewnia, że sprawę szczegółowo przeanalizowano, generał poparł wniosek prowincjała, a dykasteria poparła wniosek generała! Z niecierpliwością czekamy na podstawę prawną dekretu Dykasterii ds. Instytutów Życia Konsekrowanego, gdyż odnosimy wrażenie, że jedne dokumenty powielają drugie. I nikt tak naprawdę nie zechciał wysłuchać argumentów o. Antoniego (ani go zbadać!).
Znęcanie się nad starym człowiekiem
Dodatkową bulwersującą sprawą jest fakt, że prowincjał – zamiast bronić współbrata – pogłębiał jego dramatyczną sytuację i oczerniał go, imputując w Kurii Generalnej, jakoby o. Antoni był wielokrotnie upominany i karany, i że karnie był przenoszony z miejsca na miejsce w trybie natychmiastowym.
Dowodem tego jest fragment chaotycznej i mętnej odpowiedzi (z 28 listopada 2023 r.) o. generała Fusarellego na skargę wysłaną przez grupę przyjaciół o. Antoniego: „Przełożeni próbowali mu pomóc i skłonić go do zmiany, stąd otrzymał upomnienie z zaznaczeniem, że jeżeli nie zmieni swojego postępowania, to może zostać wydalony z Zakonu, a całość dokonuje się na drodze dyscyplinarnej, stąd nie ma przedawnienia. Przez swoje nieodpowiednie zachowanie był też przenoszony w trybie natychmiastowym z klasztoru do klasztoru”.
To jakaś niedorzeczność, wyłaniająca się „z oparów absurdu”! O. Antoni zapytał prowincjała, na jakiej podstawie rozpowszechnia podobne przekłamania i w odpowiedzi usłyszał: „nie wiem” (piszącej te słowa na desperackie pytanie, dlaczego zdyskredytował o. Antoniego, prowincjał odpowiedział arogancko: „bo tak uznałem za stosowne!”). Jest to bezczelność tym większa, że Konstytucje Generalne Zakonu Braci Mniejszych w art. 25 par. 4 głoszą: „Bracia, a zwłaszcza ministrowie powinni być pełni miłosierdzia i kierując się miłością, wychodzić naprzeciw bratu, który zgrzeszył. Niech żaden z braci nie odchodzi od niego bez miłosierdzia”. Czyżby prowincjał franciszkanów nie znał treści Konstytucji Generalnych Zakonu???
Tymczasem oskarżony otrzymał tylko jeden raz braterskie upomnienie od poprzedniego prowincjała z tego powodu, że podczas kazania wygłoszonego przez niego w parafiach w Węgrowie oraz w Jutrzynie obraził kilka osób jakimś sformułowaniem.
Z korespondencji o. Antoniego z ówczesnym prowincjałem nie wynika, co takiego o. Antoni powiedział, że obraził słuchaczy. W związku z tym wolno przypuszczać, że incydent ów był konsekwencją wspomnianych wyżej HZO (co znamiennie – z listów o. Antoniego do poprzedniego prowincjała wynika, że nie był świadomy tego, co powiedział i nie wiedział, za co został ukarany, co również potwierdza HZO!). Niemniej ówczesny dekret podpisał również sekretarz Prowincji (zaangażowany w sprawę), musiał więc to pamiętać, zatem haniebne jest „wyciąganie” o. Antoniemu podobnych „bzdurnych” epizodów w sytuacji, w jakiej się znalazł.
Prowincjał Maliszewski wypowiadał sądy oczerniające o. Antoniego w różnych gremiach. Rzekome „kary” i niesubordynację imputował mu podczas spotkania z grupą przyjaciół oskarżonego (słyszało to kilka osób). Pisząca te słowa słyszała te argumenty od głubczyckiego dziennikarza (który zapewne takie informacje usłyszał od prowincjała). Łamanie ślubów posłuszeństwa wspominał Zbigniew Nosowski w swoim reportażu (i zapewne tą „wiedzą” dysponował na podstawie rozmów z prowincjałem).
O. Antoni zwrócił się z pisemną prośbą do prowincjała Maliszewskiego o udowodnienie stwierdzeń o. generała na temat karnych przenosin. Na podstawie ustnej rozmowy zorientował się, że prowincjał żadnymi takimi dowodami nie dysponuje. O. Antoni poprosił więc o pisemne zaświadczenie, że wcześniej nie był przenoszony z klasztoru do klasztoru karnie, lecz (co znamienne!) takiego zaświadczenia nie otrzymał. Haniebne jest takie traktowanie tego człowieka, o pokolenie starszego wiekiem od Alarda Maliszewskiego.
Prowincjał powinien zdawać sobie sprawę, że struktura psychiczna i choroby oskarżonego powodują zwielokrotnienie stresu. Przedłużanie tej sytuacji było w efekcie psychicznym znęcaniem się nad starym człowiekiem – skrzywdzonym bardzo i uzależnionym od woli prowincjała. To wszystko jest niehumanitarne i niegodziwe. A już mówienie o „spełnianiu sprawiedliwości” jest nie tylko hipokryzją, ale wręcz paranoją!
Dlaczego przełożeni zakonni zniszczyli swego współbrata?
Reasumując, prowincjał Maliszewski działa na szkodę Kościoła i na szkodę Prowincji św. Jadwigi, gdyż (powtarzam) Kościół nie może się stać narzędziem (w znaczeniu: organem sprawczym) nienawiści! Autorki skarg wykorzystały Kościół (w znaczeniu: proceduralną machinę walki z nadużyciami seksualnymi), żeby się zemścić, a Kościół (prowincjał) skorzystał z okazji, żeby zniszczyć współbrata.
Takie działania nie służą Kościołowi, gdyż poszkodowani w tej sprawie są również ludzie, którzy trwają w wierze za sprawą działalności o. Antoniego. Poszkodowana w tej sprawie jest również jego rodzina i przyjaciele. To ogólnikowe stwierdzenie ma swoje realne przełożenie w postaci dowodów: udokumentowany medycznie uszczerbek na zdrowiu o. Antoniego, udokumentowany medycznie uszczerbek na zdrowiu jego rodzonego brata, trudne do udokumentowania straty moralne w rodzinie Dudków, awersja do instytucji Kościoła w kręgu wiernych – znajomych i przyjaciół, zgorszenie spowodowane niemoralną, niehumanitarną i nieodpowiedzialną postawą zakonu.
Nie ulega wątpliwości, że obraz zakonu franciszkanów, jaki się rysuje teraz w opinii grupy obrońców, to: podstępne montowanie wydalenia, krętactwa, przekłamania, oszczerstwa, zaniechania, indolencja, arogancja, ignorancja, impertynencja, lekceważąca postawa wobec grupy przyjaciół o. Antoniego. Pisząca te słowa wystosowała trzy prywatne listy do definitora generalnego, o. Konrada Cholewy. Wszystkie trzy pozostały bez odpowiedzi, mimo że podawałam adres mailowy, a nawet numer prywatnego telefonu! Żadnego odzewu! Od generała zakonu otrzymaliśmy ogólnikową odpowiedź na naszą skargę z 28 listopada 2023 r., pomijającą nasze uwagi merytoryczne, sygnowaną jedynie faksymile podpisu!
Nasuwa się zatem pytanie, czy zakon franciszkanów to jest poważna instytucja Kościoła katolickiego, czy jakieś mafijne stowarzyszenie „Chwała na wysokości”? I w imię obrony jakich wartości zakon wykazał taką nonszalancję wobec obrony swego członka niewątpliwie zasłużonego w pracy dla Kościoła, a jednocześnie człowieka w podeszłym wieku, o którym w najbliższym otoczeniu (franciszkanów) wiedziano, że jest histrionikiem? W imię fałszywego „zasłużenia się” w walce z nadużyciami seksualnymi w Kościele? Z powodu presji medialnej? Z powodu polityki papieża i lansowanej tezy o „bezbronnych dorosłych”? Z powodu własnych, partykularnych interesów i kariery w Kościele?
Dlaczego przełożeni zakonni, hierarchowie Kościoła – zamiast bronić swojego współbrata – niszczą mu życie, rujnują cały jego dorobek duszpasterski, dyskredytują jego dobre imię, naruszają dobra osobiste współbrata i jego rodziny? Dlaczego odbierają wiarę nam – niewinnym ludziom? Dlaczego nie chcą zaakceptować prawdy, jaką jest dramat człowieka, który nikomu nie chciał wyrządzić krzywdy, a jeżeli ją wyrządził, to mimowolnie, z powodu histrionicznych cech osobowości?
Dlaczego nikt w Kościele nie ujmie się za zranionymi inaczej?
W związku z tym postawa zakonu wobec o. Antoniego również budzi zgorszenie i odbiera zaufanie franciszkanom. Wywołuje wzburzenie i zdziwienie opinii publicznej.
Zniszczyli Państwo człowieka, który w żadnej mierze nie jest przestępcą! Człowieka, który wyrządził więcej dobra niż zła. Człowieka, któremu wiele osób zawdzięcza wiarę w moc ideałów franciszkańskich. Dlatego w tym przypadku – rozliczalność jest nieobliczalna! Zniszczyli Państwo i upokorzyli liczną grupę Bogu ducha winnych przyjaciół o. Antoniego, dla których ciągle jest on – i zawsze pozostanie – inspirującym duszpasterzem.
Na koniec chcę wyrazić zdumienie, odnoszące się do etyki dziennikarskiej. Jak można napisać reportaż na podstawie relacji tylko jednej strony? Jak można arbitralnie oceniać kogoś, kogo nigdy się na oczy nie widziało i nigdy się z tą osobą nie rozmawiało? Skąd red. Nosowski wie, że „seks był wymuszony” i że o. Antoni sprowadzał oskarżycielki do roli przedmiotów? Jak można pisać o przemocy, nie zapoznawszy się z aktami sprawy? Owszem – inaczej sprawy się mają w przypadkach, w których sprawcy odsiadują wyroki sądowe. Wtedy dziennikarze mają prawo (a wręcz obowiązek) informować opinię publiczną.
Skąd się biorą wzmianki o gwałtach i przemocy („natemat.pl”), skoro – jak czytamy w oświadczeniu prowincjała – nie było podstaw do złożenia sprawy prokuraturze? Red. Nosowski kilkakrotnie zapewnia, że jest w stałym kontakcie z oskarżycielkami i że nie wątpi w ich prawdomówność. I tak wygląda rzetelne śledztwo dziennikarskie? Żaden dziennikarz opisujący tę sprawę nawet nie usiłował bezpośrednio skontaktować się z oskarżonym! W okresie głubczyckiej izolacji o. Antoni miał do dyspozycji telefon stacjonarny (jego numer dostępny jest na stronie internetowej Prowincji).
Zainteresowanym uświadamiamy, że prowincjał nie był nawet w stanie własnymi słowami określić czynów o. Antoniego, gdyż formuły „przemoc psychiczna, fizyczna i duchowa” są kalką (schematem myślowym), przepisaną z podobnych oświadczeń (niedotyczących sprawy o. Antoniego) oraz z książki Doris Reisinger, zaś kilka zdawkowych informacji na temat działalności o. Antoniego Zbigniew Nosowski przepisał z Wikipedii!
Gratulacje! Pisząca te słowa (praktykująca katoliczka) od półtora roku nie była w kościele! A prowincjał dziękuje oskarżycielkom za… odwagę. Sic!!! Odrzuca mnie brak wyobraźni i odpowiedzialności. Dlaczego nikt w Kościele nie ujmie się za nami – zranionymi inaczej?
I czemu ma służyć „personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo, politykę” – jak głosi anons „Więzi”? Dlatego ostatnie stwierdzenie artykułu w „Więzi” – że cały polski Kościół powinien się uczyć od franciszkanów – zirytowało nas (a może ubawiło?) do łez!
Przeczytaj również odpowiedzi na tę polemikę:
Alard Maliszewski OFM: Po pierwsze, z ludzkiej przyzwoitości, a po drugie: taki mam obowiązek
Skrzywdzone kobiety: To nie były przypadkowe wyskoki zakonnika, lecz metodyczne osaczanie