Znak. Rok Miłosza

Lato 2024, nr 2

Zamów

Biskupi w cieniu krzywd

Msza święta w warszawskiej Świątyni Opatrzności Bożej z okazji XVII Dnia Dziękczynienia, 2 czerwca 2024. Fot. EpiskopatNews

Osoby wykorzystane seksualnie swoim listem otwartym dały hierarchom szansę zachowania się przyzwoicie. Czy Konferencja Episkopatu Polski z niej skorzysta?

Czy w ubiegłą środę, 5 czerwca 2024 r., przy porannej kawie papież Franciszek myślał z niepokojem o polskim episkopacie? Bardzo możliwe, bo tego dnia w „La Repubblica” ukazał się tekst o problemach przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Iacopo Scaramuzzi, watykanista włoskiej gazety – jednej z tych, o których wiadomo, że papież je przegląda – wyeksponował lekceważące słowa abp. Tadeusza Wojdy: „To było tylko macanie”.

„La Repubblica” informowała też – powołując się na mój artykuł „Czy Ksiądz Biskup mógłby w końcu usłyszeć mój głos?”. Pytania do abp. Tadeusza Wojdy opublikowany w portalu Więź.pl – że do Nuncjatury Apostolskiej w Warszawie wpłynęło zawiadomienie dotyczące możliwych zaniedbań metropolity gdańskiego. Jednocześnie włoska gazeta podkreśliła bezprecedensowy charakter listu otwartego, jaki 46 osób skrzywdzonych wykorzystaniem seksualnym w Kościele wystosowało do Rady Stałej KEP.

Wesprzyj Więź.pl

Adresaci listu otwartego nie kwapili się nawet z potwierdzaniem otrzymania pisma, a cóż dopiero z merytoryczną reakcją. Wedle stanu na dziś wiadomo, że tylko dwaj członkowie Rady Stałej potwierdzili odbiór listu. W kręgach zbliżonych do episkopatu krążyły, co prawda, informacje o możliwym zwołaniu specjalnego zdalnego zebrania Rady Stałej KEP w celu przedyskutowania treści listu otwartego i postulatów przedstawionych przez liczne grono osób skrzywdzonych. Ostatecznie do tego jednak nie doszło.

Ale obecnie przyszła już pora na odpowiedź. Rada Stała zbierze się dziś rano, w poniedziałek 10 czerwca 2024 r., tuż przed plenarnymi obradami Konferencji Episkopatu Polski.

Przez ponad 28 miesięcy metropolita gdański otrzymywał kolejne prośby o interwencję i podjęcie działań na rzecz osób skrzywdzonych. Dopiero potem doszło do złożenia w nuncjaturze zawiadomienia o jego możliwych zaniedbaniach

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Zebranie to będzie ciekawe z wielu powodów. Choć rzadko który obradujący przyzna to publicznie, spotkanie odbywa się w bardzo wyraźnym cieniu, jaki rzucają na KEP nierozwiązane kwestie wykorzystania seksualnego oraz późniejszego ukrywania i/lub bagatelizowania problemu przez samych biskupów. Hierarchowie próbowali od tych problemów uciec, ale nie jest to możliwe.

Cień pierwszy: arcybiskup emeryt

Po pierwsze, od dawna wiadomo było, że czerwcowe zebranie KEP ma się odbyć w Szczecinie i jego gospodarzem będzie tamtejszy metropolita abp Andrzej Dzięga. A spotkaniu miały towarzyszyć szumne obchody 900-lecia chrystianizacji Pomorza Zachodniego, czyli misji ewangelizacyjnej św. Ottona z Bambergu. Biskupi mieli odwiedzić także Wolin i Kamień Pomorski. Jednak wymuszona rezygnacja metropolity sprawiła, że zmieniono miejsce obrad KEP.

Co prawda, sam Dzięga niewiele sobie robi ze swego odejścia, które – jak podkreśliła Nuncjatura Apostolska w Warszawie – nastąpiło „w następstwie dochodzenia prowadzonego z ramienia Stolicy Apostolskiej w sprawie zarządzania diecezją, a w szczególności zaniedbań, o których mowa w dokumencie papieskim «Vos estis lux mundi»”. Jako emeryt były szczeciński metropolita skwapliwie korzysta z zaproszeń swoich sojuszników i przyjaciół.

Głośnym ogólnopolskim echem odbiło się bierzmowanie w Gończycach w diecezji siedleckiej (tam proboszczem jest duchowny pochodzący z tej samej parafii, co abp Dzięga). Ale miały też miejsce mniej dostrzeżone celebracje z emerytowanym metropolitą szczecińsko-kamieńskim w roli głównej.

W Janowie Lubelskim – w towarzystwie trzech biskupów: Kazimierza Gurdy z Siedlec, Piotra Sawczuka z Drohiczyna i Henryka Tomasika z Radomia (też ukaranego przez Stolicę Apostolską ze lekceważące podejście do pedofilii) – abp Andrzej Dzięga brał udział w uroczystej mszy z okazji 100-lecia kapituły kolegiackiej w Janowie Podlaskim i przewodniczył obrzędowi błogosławieństwa pamiątkowej tablicy.

Publicznie przewodniczył nabożeństwu także na terenie swojej dawnej diecezji, w nadmorskich Międzyzdrojach. W 2021 r. abp Dzięga mianował proboszczem tamtejszej parafii księdza podejrzewanego o molestowanie kleryków zakonnego seminarium, którym kierował, a także mobbing i przekręty finansowe. Duchowny ten, po skandalu w zakonie, został przyjęty do archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Nie zapomniał o swoim dobrodzieju – zaprosił go do przewodniczenia tegorocznej procesji Bożego Ciała.

Jak widać, na wymuszonej emeryturze abp Dzięga może zatem swobodnie funkcjonować jako biskup. Stolica Apostolska nie nałożyła na niego żadnych dodatkowych sankcji, wyraźnie uznając (całkowicie naiwnie), że przymusowa wcześniejsza rezygnacja będzie wystarczająco czytelnym sygnałem. Polscy biskupi uznali jednak, że swoje obrady ze Szczecina trzeba przenieść.

Jak by to bowiem wyglądało, gdyby cały episkopat zjechał do stolicy metropolii, która nie ma teraz własnego biskupa? A przede wszystkim: co zrobić z arcybiskupem emerytem? Nie ma zakazu, więc z ceremonii nie można by go wyprosić. A nie można go nie zaprosić, skoro jeszcze „przedwczoraj” był „wybitnym pasterzem” diecezji. A do tego dziennikarzom trzeba by coś powiedzieć i tłumaczyć się…

No to przeniesiono zebranie ze Szczecina do Warszawy. Nie udało się jednak uniknąć obrad w cieniu problemów związanych z tuszowaniem wykorzystywania seksualnego.

Cień drugi: list otwarty

Przed warszawskim spotkaniem biskupów pojawił się bowiem kolejny problem: jest nim wspomniany bezprecedensowy list otwarty 46 osób skrzywdzonych wykorzystaniem seksualnym w Kościele do Rady Stałej KEP. O olbrzymim znaczeniu tego kroku pisałem już w komentarzu „Pierwszy taki list”. Przed obradami KEP podkreślić trzeba zwłaszcza fakt, że list zawierał konkretne postulaty, których nie da się zbyć ogólnikowym zapewnieniem, że weźmiemy pod uwagę, pochylimy się i będziemy się starać, ażeby…

Co mogą na ten temat myśleć hierarchowie? Pewien wgląd w biskupie rozumowanie umożliwiła redakcja „Przewodnika Katolickiego”, publikując obok siebie dwie rozmowy o relacjach między hierarchami a osobami skrzywdzonymi wykorzystaniem seksualnym w Kościele. Rozmowa Małgorzaty Bilskiej z abp. Józefem Kupnym to bardzo cenne źródło wiedzy o sposobie myślenia nowego wiceprzewodniczącego KEP.

Okazuje się, że metropolita wrocławski, owszem, myśli o stosowaniu wobec biskupów ewangelicznej kategorii upomnienia braterskiego. Ale wyraźnie podmiotem owych upomnień czyni jedynie innych hierarchów. Nie uwzględnia faktu, że akurat w przypadku abp. Tadeusza Wojdy od pierwszej interwencji wskazującej na nieprawidłowości w prowadzonym postępowaniu do złożenia w Nuncjaturze Apostolskiej zawiadomienia o możliwych jego zaniedbaniach minęło ponad… 28 miesięcy. Przez cały ten czas metropolita gdański regularnie otrzymywał kolejne prośby o interwencję i podjęcie działań na rzecz osób skrzywdzonych.

Nie ulega zatem wątpliwości, że rację ma Tośka Szewczyk, twierdząc, iż czas upominania po cichu już dawno minął. Przecież do abp. Wojdy od listopada 2021 r. wysyłano listy z informacjami ważnymi dla prowadzonego postępowania. Adresat najczęściej je lekceważył, pozostawiając nawet bez odpowiedzi i nie podejmując działań, do których był zobowiązany.

A były w tych listach m.in. wiadomości o innych osobach pokrzywdzonych, które były gotowe zeznawać; informacje od czterech osób konkretnie opisujących stronniczość przy sporządzaniu protokołów zeznań kanonicznych (protokolant został potem rektorem Gdańskiego Seminarium Duchownego), list terapeutki dotyczący powtórnej wiktymizacji osoby zgłaszającej krzywdę.

W lutym 2022 r. ukazał się w „Tygodniku Powszechnym” wnikliwy reportaż Stanisława Zasady „Nie musimy tego robić”, rzetelnie przedstawiający omawianą sprawę i pojawiające się krytyczne uwagi pod adresem archidiecezji gdańskiej. Publikacja nie spotkała się z żadną reakcją arcybiskupa ani jego współpracowników.

Ponadto przez 2,5 roku od złożenia zeznań, pomimo jasnych zobowiązujących przepisów kościelnych, obie kobiety zgłaszające krzywdę nie otrzymały od archidiecezji gdańskiej żadnej pomocy, choćby zwrotu wydatków poniesionych na psychoterapię i leczenie – nawet ta, którą bezapelacyjnie uznano za skrzywdzoną w wieku 13–18 lat. Dwa lata po zgłoszeniach i zeznaniach duchowny podejrzany o poważne przestępstwa kanoniczne został zastępcą kapelana w szpitalu psychiatrycznym, co dawało mu możliwość nieskrępowanego kontaktu z osobami w głębokim kryzysie psychicznym, w tym z małoletnimi.

Wśród zarzutów wobec metropolity gdańskiego są także: niewłaściwe traktowanie osób zgłaszających krzywdę prowadzące do ich wtórnej wiktymizacji (brak informacji o zastosowanych środkach zapobiegawczych, brak odpowiedzi na listy, próby oddzielania osoby pokrzywdzonej od pełnomocnika prawnego; informowanie o zaawansowaniu sprawy z dużym opóźnieniem); poważne błędy w dochodzeniu wstępnym, np. brak weryfikacji, czy zaistniała sytuacja wykorzystania seksualnego dorosłej osoby bezbronnej (należało m.in. ustalić, czy doszło do zastosowania przemocy, gróźb lub nadużycia autorytetu duchownego); brak zakazu sprawowania sakramentu pokuty, choć istnieje poważne podejrzenie złamania tajemnicy spowiedzi; ignorancja co do prawnego znaczenia innych czynności seksualnych (w rozmowie z pełnomocniczką skrzywdzonej kobiety abp Wojda mówił: „To było tylko macanie”).

W tej sytuacji nie jest nadmierny postulat zawieszenia abp. Tadeusza Wojdy jako przewodniczącego konferencji episkopatu do czasu wyjaśnienia sprawy. To przecież oczywiste, że osoby skrzywdzone identyfikujące się z Kościołem oczekują, żeby pracami episkopatu nie kierował ktoś podejrzewany o zaniedbania, które – zgodnie z prawem kościelnym – mogą być nawet podstawą do odwołania go z urzędu.

Cień trzeci: list „obrońców”

A żeby już całkiem nie udało się hierarchom ominąć poważnej rozmowy nad możliwością wyjścia z cienia, pojawił się w ostatnich dniach kolejny list otwarty – tym razem „w obronie abp. Tadeusza Wojdy i Biskupów w Polsce”.

List „obrońców Kościoła” to kompletny niewypał. Trafnie podsumował to bp Damian Muskus, apelując, by jego w obronę nie brano, „gdyż wołanie Skrzywdzonych ani mnie nie krzywdzi, ani gorszy”

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Jego autorzy zaczynają od słów: „Duchowi Świętemu i Wam, Pasterzom Polski, dziękujemy za wybór Przewodniczącego i Wiceprzewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski”. W żadnym jednak wykładzie teologii katolickiej nie da się znaleźć tezy, że wybory personalne wewnątrz konferencji episkopatu dokonują się z inspiracji Ducha Świętego – jest to zatem ewidentne złamanie przykazania Bożego, które mówi o wzywaniu Imienia Bożego nadaremno.

Wiele jest także w tym liście fałszywego świadectwa przeciwko bliźniemu swemu, i to przeciwko bliźnim, których godność została sponiewierana przez duszpasterzy. Podłością jest przedstawianie sygnatariuszy listu otwartego skrzywdzonych jako autorów „absurdalnego ataku” na przewodniczącego KEP zmierzającego do „obezwładnienia Kościoła”, w stylu „znanych z przeszłości aktów walki z Kościołem”. Dokumentacja całej sprawy jest bardzo obfita. Mówienie w tej sytuacji o „nieudowodnionych, a nawet nie uprawdopodobnionych oskarżeniach” może być przejawem tylko ignorancji lub złej woli.

List „obrońców” wydaje mi się kompletnym niewypałem. Niezwykle trafnie podsumował to pomocniczy biskup krakowski Damian Muskus, pisząc wczoraj na Facebooku: „WIELKA PROŚBA. Bardzo proszę, aby sygnatariusze «Listu w obronie… biskupów  w Polsce» raczyli nie brać mnie w obronę, gdyż wołanie Skrzywdzonych ani mnie nie krzywdzi, ani gorszy. Gorszy mnie natomiast brak współczucia dla ludzi, którym odebrano niewinność, zadano rany, które są trudne, a czasem niemożliwe do uleczenia. Gorszy mnie dokrzywdzanie ofiar przestępstw poprzez stawianie ich w jednym szeregu z tymi, którzy Kościół traktują jako rzecz zbędną”.

Bp Muskus dodał: „Jest mi bardzo przykro, że «List w obronie…» w istocie stał się «Listem przeciwko». Przeciwko skrzywdzonym. Przeciwko pragnącym sprawiedliwości. Przeciwko, jak sami o sobie mówią, «nieumarłym»”. Skoro taki głos padł publicznie, to nie sposób przypuszczać, by cała konferencja episkopatu przyjęła ton „obrońców”.

Co najwyżej, zgodnie z deklaracją abp. Kupnego w „Przewodniku Katolickim”, biskupi mogą potraktować oba listy otwarte jako odmienne głosy wiernych w tej samej sprawie i będą poszukiwać jakiegoś kompromisu. Może byłoby to uzasadnione pragmatycznie, ale moralnie takie stanowisko stałoby się kompromitacją.

Wesprzyj Więź

Jak bowiem zauważyła Tośka Szewczyk w wywiadzie dla „Przewodnika Katolickiego”: „To nie jest dyskusja w sprawie, w której każdy może mieć swoje poglądy, więc trzeba wypracować jakiś kompromis. […] chodzi o to, czy Kościół będzie działał zgodnie z Ewangelią – czy nie. Chodzi o to, co jest prawdą, a co jest kłamstwem. Chodzi o to, co jest krzywdą i o to, kto jest krzywdzicielem. To jest kwestia faktów, a nie opinii”.

Te słowa przypominają, że osoby skrzywdzone w swoim liście dają biskupom po prostu szansę zachowania się przyzwoicie. Czy Konferencja Episkopatu Polski skorzysta z tej szansy, by zacząć wychodzenie z cienia?

Przeczytaj także: Ks. Halík: Kochaj i wierz swobodnie

Podziel się

1
1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.