Zima 2024, nr 4

Zamów

Tuż obok [ankieta „Moje doświadczenie Boga”]

Ewa Kiedio, czerwiec 2023. Fot. Marcin Kiedio

Bóg wciąż obecny obok nas, podczas wybierania dorodnego pomidora równie jak w czasie liturgii, może przypominać wyimaginowanego przyjaciela, zmyślonego towarzysza zabaw. Nic na to nie poradzę, tak wierzę.

Temat działu Wiara w poprzednim, zimowym numerze „Więzi” to „Doświadczyć Boga”. Sięgamy tam do definicji wiary, którą dziś określa się jako osobistą relację. Ale co to znaczy w praktyce?

W uzupełnieniu do refleksji opublikowanych w kwartalniku kontynuowaliśmy ten temat w portalu Więź.pl w formie ankiety. Poprosiliśmy kilka osób o przygotowanie krótkiej wypowiedzi wokół następujących zagadnień:
1. Jakie było/jest moje doświadczenie Boga?
2. Na ile opisują to doświadczenie kategorie: spotkania / relacji / bliskości / zaufania / miłości / wierności / inne?
3. Jak i gdzie można doświadczyć Boga w epoce kryzysu instytucji religijnych?

Oto kolejny głos w tej ankiecie. Wszystkie wypowiedzi można znaleźć tutaj.

„Skąd wiesz, że On jest obok?”. „Nie umiem tego nazwać… To trochę tak, jakbyś spytała, skąd wiem, że siedzisz tu teraz ze mną”. Ze znajomymi przy piwie między rozmowami o serialach, środowiskowych plotkach i najlepszych książkach dla naszych dzieci zdarzają się wymiany zdań takie jak ta. Lubię to.

Rzeczywiście nie umiałam odpowiedzieć inaczej, mimo poczucia, że niewiele wyjaśniam i sięgam po standardową duchowościową narrację – że wypowiadane słowa kuleją, garbią się i karleją wobec doświadczenia, które miałyby unieść. Także mimo świadomości, że nie jest to żaden dowód na Boże istnienie i obecność, a jedynie osobisty odbiór tych spraw, specyficzna percepcja świata, wobec której można się popukać w głowę.

Bóg to Ktoś będący zawsze obok, ale nie jako złośliwy podglądacz i sędzia moich czynów. Rozumiejący, widzący więcej, dający wsparcie

Ewa Kiedio

Udostępnij tekst

Znajoma zareagowała rozumiejąco: „No tak, zdawało mi się właśnie, że tak masz”. Na pytanie redakcji „Więzi” o moje doświadczenie Boga muszę jednak odpowiedzieć tak samo – tym razem również wobec nieznanych mi czytelników.

Za­wsze tu je­stem

Nie wiem, czemu tak funkcjonuję, ale w opowiadaniu Jona Fossego „Białość” jak u siebie poczułam się, czytając fragment dotyczący spotkania z dziwną świetlistą postacią, niedookreśloną, ale najpewniej oznaczającą to, co nadprzyrodzone: „[…] więc mówię: jest tu ktoś – i czy nie sły­szę jakby ci­che­go szep­tu, który mówi, że tak, je­stem tu, ow­szem, sły­szę, ale pew­nie tylko to sobie wy­obra­żam, bo ten głos nie był ani tro­chę wy­raź­ny, a potem sły­szę głos, który mówi: je­stem tu, je­stem tu za­wsze, za­wsze tu je­stem”. Ktoś będący zawsze obok, ale nie jako złośliwy podglądacz i sędzia moich czynów. Rozumiejący, widzący więcej, dający wsparcie Ktoś.

„[…] rzeczywiście jest On niedaleko od każdego z nas. W Nim bowiem żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” – powie św. Paweł do Ateńczyków, nawiązując do ołtarza wzniesionego przez nich dla „Nieznanego Boga” (Dz 17,23.28). Dalej Paweł mówi o zmartwychwstaniu, przedstawiając im Chrystusa jako Boga, który dał się poznać. Reakcje nie były obiecujące – część słuchaczy zaczęła drwić, a inni powiedzieli: „Posłuchamy cię kiedy indziej” (Dz 17,22-32).

Zawsze uśmiecham się, czytając te słowa, opisujące, jak kończą się próby wyrażenia tego, co nas przerasta, Wielkiej Tajemnicy, o której jednak – jeśli jej uwierzyliśmy – musimy mówić. Pisząc ten tekst, nie spodziewam się innych reakcji. Bóg wciąż obecny obok nas, podczas wybierania dorodnego pomidora równie jak w czasie liturgii, może przypominać wyimaginowanego przyjaciela, zmyślonego towarzysza zabaw. Nic na to nie poradzę, tak wierzę.

Swoją drogą, podobno „bliska więź z przyjacielem i relacja deklarowana jako więź z Bogiem są w mózgu mapowane identycznie. […] na poziomie neuronalnym oba doświadczenia są tym samym”[1]. To rzecz bardzo dla mnie ciekawa, bo bliska mi jest myśl o widzeniu Boga w naszych relacjach z innymi ludźmi, o objawiającej Go nam twarzy Innego.

Nieznany Bóg

To wszystko, co mówię do tej pory, sytuuje Boga blisko nas. (Swoją drogą dlatego także niepojęte jest dla mnie dzielenie świata na sferę sacrum i profanum, nieznajdujące w moich oczach żadnego uzasadnienia po Wcieleniu, życiu Chrystusa i rozdarciu w momencie Jego śmierci zasłony Przybytku, odgradzającej miejsce Świętego Świętych, a więc po symbolicznym zniszczeniu przegrody między ludźmi a Bogiem. Jak napisał Karl Rahner, para pojęć sacrum i profanum „nie nadaje się do wyrażenia sposobu, w jaki chrześcijaństwo widzi świat i jak interpretuje samo siebie”[2]). 

Nie jest jednak tak, że w Bogu na skutek tej bliskości widzę Wielkiego Rozpoznanego. Na swój sposób to wciąż „Nieznany Bóg” – mimo wszystkiego, co zostało nam o Nim objawione, ogromna jest przestrzeń tego, co niedookreślone, niewysłowione, co nas przerasta – o czym pięknie mówią mistrzowie teologii apofatycznej. Przy każdym zdaniu na Jego temat sformułowanym na drodze teologii pozytywnej (katafatycznej) dodaliby oni swoją negację: „Tak, ale to nie dość jeszcze. Nie duch, nie ciało, nie światło, nie miłość. To wciąż nie to. Będziesz zaskoczona!”. Tego finalnego zaskoczenia jestem niezmiernie ciekawa.

Nasze zmartwychwstania

Na razie jesteśmy jednak w „doczesnym” – jak to się zwykło mówić – zwykłym, przyziemnym, ziemskim zmaganiu: z materią, czasem, innymi ludźmi i sobą samym. Piszę ten tekst w okresie Triduum Paschalnego, który traktuję jako czas wyłączony ze zwykłego biegu, wydzielony na przeżywanie największego dziejowego wydarzenia: przejścia ze śmierci do życia. Katastrofa rozdzielenia człowieka od Boga zostaje zażegnana dzięki Bogu samemu – właśnie w tym, co zdawało się największą klęską, słabością i kruchością, zaprzepaszczeniem wszelkich nadziei.

Przypuszczam, że to właśnie na skutek nasiąknięcia tym typem myślenia w specyficzny sposób odczytuję zarówno wydarzenia własnego życia, jak i te opisane w literaturze. W duchu: im gorzej, tym lepiej. Oczekiwanie na Godota musi się w moich oczach zakończyć Jego wielkim przyjściem. Historia „Idioty” w swoich najczarniejszych kulminacjach ma już w sobie zapowiedź oślepiającego, przemieniającego światła.

Wszystko to wydarza się nie w jakiejś sferze abstrakcyjnej, ale wśród konkretów życia. Przejmująco pisze o tym Marek Kita w zimowym numerze „Więzi” (tym właśnie, który zapoczątkował ankietę o naszym doświadczaniu Boga). Szczególnego rodzaju dotknięcia Boga upatruje on w tych chwilach, kiedy działamy w sposób zupełnie sobie obcy, wykraczający poza nasze naturalne możliwości: „Bywają też doświadczenia własnych decyzji na tyle przekraczające uwarunkowania, że zdaniem Karla Rahnera dopiero w nich da się dostrzec wiarygodne odczucie transcendentnego Ducha. Słynny jezuita pisał: «Czy kiedyś milczeliśmy, chociaż chcieliśmy się bronić, gdy postępowano niesprawiedliwie? Czy kiedyś zrezygnowaliśmy, chociaż nie otrzymaliśmy za to nagrody i nasza milcząca rezygnacja została przyjęta jako coś oczywistego? Czy ponieśliśmy kiedyś jakąś ofiarę bez podziękowania i uznania, i nawet nie czując wewnętrznego zadowolenia?»”.

Wesprzyj Więź

To właśnie w tych momentach dokonują się nasze przejścia. Potrafię znaleźć te kluczowe, niezrozumiałe dla mnie samej, decyzje w moim życiu. Może Czytelnik również? Tu się dzieją nasze śmierci i nasze zmartwychwstania.

Przeczytaj też: Na naszych oczach rodzi się pokolenie wypychanych z Kościoła


[1] Tak ks. Andrzej Draguła parafrazował wypowiedź o. Jacka Prusaka, dyskusja „Bóg obecny, szukający i milczący”, „Więź” 2023, nr 4.
[2] K. Rahner, H. Vorgrimler, „Mały słownik teologiczny”, tłum. T. Mieszkowski, P. Pachciarek, Warszawa 1987.

Podziel się

1
2
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.