Zima 2024, nr 4

Zamów

Antoni Dudek wydalony z zakonu franciszkanów

Ławeczka z aniołem w Głubczycach

Prowincjał Alard Maliszewski poinformował dziś o tej decyzji kobiety wykorzystane przez zakonnika. Poniżej ich komentarze.

Jak dowiaduje się „Więź”, w dniu dzisiejszym, 6 października 2023 r., prowincjał Alard Maliszewski OFM przekazał o. Antoniemu Dudkowi dekret Ministra Generalnego, o. Massimo Fuasarellego, o wydaleniu go z Zakonu Braci Mniejszych. O. Maliszewski poinformował o tym listownie osoby wykorzystane przez o. Dudka i składające zeznania w postępowaniu kanonicznym.

O co chodzi?

Antoni Dudek to 74-letni zakonnik, najszerzej znany na Śląsku Opolskim i we Wrocławiu. Dla wielu osób był ważnym przewodnikiem duchowym. Znany od lat jako gorliwy duszpasterz i aktywny społecznik. Jest doktorem historii Kościoła, poliglotą, autorem kilkudziesięciu książek. Misjonarz, z doświadczeniem pracy na Rodos, w Izraelu i Jordanii. Jest również rysownikiem, energicznym działaczem kulturalnym i społecznym. Inicjował np. Zloty Dudków w Prudniku. Pomysłodawca i fundator kilku pomników. Organizował pielgrzymki Ann i Hann na Górę świętej Anny.

Warto podkreślić otwarte podejście franciszkanów, ich wnikliwość w prowadzeniu postępowania, a przede wszystkim podmiotowe traktowanie skrzywdzonych kobiet

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

26 kwietnia br. nazwisko ojca Antoniego pojawiło się publicznie jako oskarżonego o stosowanie przez lata manipulacji psychicznej i duchowej wobec wielu dorosłych kobiet, które następnie miał wykorzystywać do swych zachcianek seksualnych. Przed kwietniem kilka kobiet złożyło do władz zakonu obciążające go zeznania. Impulsem do ich wystąpienia publicznego stał się udział o. Dudka w odsłonięciu ławeczki anioła na rynku w Głubczycach, co było złamaniem nałożonych nań przez prowincjała sankcji, m.in. zakazu wystąpień publicznych.

W maju w tygodniku „O!Polska” ukazał się artykuł Jolanty Jasińskiej-Mrukot „Drapieżca w habicie polował na uduchowione, wierzące kobiety”. Zabierały w nim głos m.in. kobiety, które zgłosiły do władz wrocławskiej prowincji franciszkanów, że zostały skrzywdzone przez tego zakonnika. W lipcu natomiast opublikowałem na łamach Więź.pl obszerny trzyodcinkowy cykl „Kobiety ojca Antoniego”. Opisywałem zdarzenia, które miały miejsce zarówno przed ponad 30 laty, jak i w ostatniej dekadzie.

Wrocławska prowincja franciszkanów sprawnie przeprowadziła w tej sprawie postępowanie kanoniczne. Zdecydowano o prowadzeniu go w oparciu o administracyjną procedurę kanoniczną przewidzianą dla wydalenia z zakonu. Następnie – zgodnie z obowiązującymi przepisami – zgromadzona dokumentacja została przekazana do Kurii Generalnej Zakonu Braci Mniejszych w Rzymie, gdzie miała zapaść decyzja odnośnie o. Antoniego.

To nie koniec sprawy

Ogłoszona dziś decyzja generała zakonu o wydaleniu o. Dudka z zakonu nie oznacza jeszcze końca sprawy. Zgodnie z kan. 700 Kodeksu prawa kanonicznego wydalonemu zakonnikowi przysługuje prawo odwołania się do Stolicy Apostolskiej w ciągu 30 dni. Złożony przez niego ewentualny rekurs będzie miał skutek zawieszający.

Oznacza to, że po złożeniu odwołania – tzn. w trakcie rozpatrywania rekursu, aż do ostatecznej decyzji Stolicy Apostolskiej – status o. Antoniego Dudka się nie zmieni, czyli pozostanie on w zakonie. Rozpatrywanie takiego odwołania przez watykańską dykasterię może potrwać nawet kilka miesięcy. Wtedy dopiero decyzja będzie nieodwołalna.

Jeśli Dykasteria ds. Instytutów Życia Konsekrowanego potwierdzi decyzję generała franciszkanów, Antoni Dudek zostanie definitywnie wydalony z zakonu, pozostanie natomiast księdzem rzymskokatolickim. Zgodnie z kanonem 701, wydalony zakonnik pozostaje duchownym, ale „nie wolno mu wykonywać święceń, dopóki nie znajdzie biskupa, który by go przyjął do diecezji po odbyciu odpowiedniej próby […], lub przynajmniej zezwolił na wykonywanie święceń”.

Według informacji przekazanych „Więzi” przez prowincjała Maliszewskiego o. Dudek zapowiedział złożenie odwołania od decyzji o wydaleniu. W związku z tym wiadomość o decyzji generała nie będzie jeszcze obecnie ogłaszana w parafiach, gdzie pracował wydalony zakonnik, trzeba będzie bowiem czekać na ostateczne decyzje Stolicy Apostolskiej. O. Maliszewski podkreślił jednak: „Ta informacja nie jest tajemnicą”.

Podmiotowe traktowanie skrzywdzonych kobiet

Będąc w bliskim kontakcie z kilkoma kobietami, które składały zeznania w postępowaniu kanonicznym, nie miałem wątpliwości co do ich prawdomówności i rzetelności w przedstawianiu faktów. Rzecz jasna, cieszę się, że decyzja generała franciszkanów potwierdza tę opinię.  

Przede wszystkim jednak jest ona upragnionym aktem sprawiedliwości dla tych kobiet, które tyle wycierpiały. Gdy poinformowały mnie o wiadomości otrzymanej od prowincjała Maliszewskiego, poprosiłem, żeby powiedziały mi – i Czytelnikom „Więzi” – co dziś czują. Poniżej ich pierwsze odpowiedzi.

Warto podkreślić otwarte podejście franciszkanów, ich wnikliwość w prowadzeniu postępowania, a przede wszystkim podmiotowe traktowanie skrzywdzonych kobiet. Znamienny jest fakt wielokrotnego wyczerpującego i empatycznego informowania kobiet o zastosowanych procedurach, przebiegu prowadzonego postępowania (bez naruszania niezbędnej poufności) i podejmowanych decyzjach.

A już przejawem najwyższej troskliwości wrocławskiej prowincji franciszkanów o osoby zgłaszające swoją krzywdę jest inny fakt. Otóż zostałem dziś poproszony przez prowincjała Alarda Maliszewskiego o przekazanie jego listu z informacją o decyzji generała zakonu do kobiety, która – w anonimowych komentarzach pod moimi artykułami w portalu Więź.pl – informowała, że sama była adresatką niemoralnych zachowań i propozycji ojca Antoniego. Następnie odmówiła jednak dokonania formalnego zgłoszenia do władz zakonu. Pozostała za to w kontakcie ze mną jako autorem artykułów. Dziś natomiast – za pośrednictwem „Więzi” – otrzymała tę jakże ważną informację przed jej publikacją.

A jednak sprawiedliwość istnieje

A tak komentują sytuację kobiety skrzywdzone przez o. Antoniego Dudka.

Beata: Jest we mnie wreszcie pokój. Ale również pewien smutek – że jednak serce Antoniego nie zostało poruszone. Zero skruchy.

Mam też bardzo głębokie poczucie, że warto było. Widząc, jakie spustoszenie pozostawił on po sobie w życiu innych poszkodowanych, mam przekonanie, że wyczekanie do właściwego momentu było prowadzeniem Bożym. A po tym wszystkim serce mi krwawi, kiedy myślę o osobach pokrzywdzonych przez Kościół, które nigdy nie doczekały się nawet usłyszenia: przepraszamy.

14 września miałam sen apokaliptyczny: nadchodził koniec świata, ziemia się rozstępowała, z nieziemską mocą grzmiały trąby jerychońskie, lawa wylewała się z otchłani, a to wszystko miało swoje epicentrum w klasztorze we Wrocławiu na Karłowicach (Antoni był tam duszpasterzem, a później proboszczem). Zaczęłam powtarzać: Chrystus nadchodzi.

Po wybudzeniu byłam zdziwiona, skąd taki mocny sen. Miałam przynaglenie do modlitwy za Antoniego oraz prowincję franciszkańską.

Teraz spytałam prowincjała o datę dekretu. Powiedział, że, o ile pamięta, jest to 15 września. Czyli święto Matki Boskiej Bolesnej. Czyli następnego dnia po tym moim śnie. Trochę mnie zatkało.

Bóg istnieje.

Alicja: Dreszcze przechodzą mi po całym ciele. Choć liczyłam na taką decyzję, bo wiem, co się zdarzyło – to wciąż jednak była nutka niepewności. Dlatego jest we mnie poczucie ulgi i ciepło na sercu. Myślałam tylko, że Antoni będzie mieć choć trochę pokory w sobie.

A jednak jakaś sprawiedliwość istnieje. Oby teraz rozpatrywanie odwołania nie ciągnęło się miesiącami. Chciałabym też podziękować ojcu prowincjałowi Alardowi Maliszewskiemu i jego delegatowi ojcu Witowi Bołdowi za zrozumienie i dobro, którego z ich strony doświadczyłyśmy.

Karina: Moja wiara w Boga (a także wiara mojego męża), którą otrzymaliśmy od naszych rodziców, została zachwiana przez doświadczenia z Antonim. Gdyby decyzja w sprawie Antoniego brzmiała inaczej niż usunięcie z zakonu, to z pewnością byłoby to dla nas następnym impulsem do opuszczenia Kościoła katolickiego.

Bóg jest wszędzie.

Wesprzyj Więź

Anna: Przez ostatnie pół roku koncentrowałam się na tym, by doprowadzić do równowagi swoje własne życie. Kwestia decyzji w sprawie Antoniego nie była dla mnie priorytetowa.

Dziś moje podziękowania za mądre prowadzenie tej sprawy należą się ojcu prowincjałowi, ale także jego delegatowi ojcu Witowi, który wziął na siebie – a przecież nie musiał – moje trudne, często skrajne, emocje i bardzo pomógł mi przetrwać ten trudny czas.

Przeczytaj: Zbigniew Nosowski, Zrozumieć bezbronnych

Podziel się

86
78
Wiadomość

Nie rozumiem. To dorosłe osoby. Naprawdę można poprzez manipulację doprowadzic dorosłą osobę do aktu seksualnego? Czyżby te Panie bezkrytycznie wierzyly temu ojcu w to co mowi?
Przykro mi że to je spotkalo.
Ja jestem w grupie modlitewnej i w Świeckim Zakonie Franciszkańskim. Ale nic nie przyjmuję na słowo.
Nie zgadzam sie z trendami nowymi po soborze Ii które rozpanoszyly sie w całym kosciele. Nasi Ojcowie są uprzejmi i zdystansowani też do tych trendow. Nie krytykuja ale wskazują zmiany jakie sie dokonaly.
Nie rozumiem i jest mi przykro.

A ci bezbronni dorośli nie powinni szukać pomocy u lekarzy? Niestety, jest taki typ ludzi, którzy idą do Kościoła, nie po sakramenty, a po wrażenia. Każdy dorosły odpowiada za swoje czyny. Mnie jest wstyd za te kobiety, że pozwoliły na jakieś dwuznaczne sytuacje wobec siebie. Myślę, że tu wcale nie ma znaczenia, czy to był zakonnik czy listonosz albo kominiarz. A “Więzi” to mi szkoda.

@Ewa
Raz jeszcze proponujemy zapoznanie się z artykułami, które linkujemy powyżej. Inaczej bowiem oskarża Pani ofiary psychomanipulacji, a nie sprawcę przemocy psychicznej, duchowej i seksualnej.
Kościół rzymskokatolickim natomiast stwierdza w Kodeksie prawa kanonicznego:
Kan. 1395. § 3. Tą samą karą, o której mowa w § 2 [czyli: aż do wydalenia ze stanu duchownego], powinien być ukarany duchowny, który PRZEMOCĄ, GROŹBAMI lub przez NADUŻYCIE SWOJEJ WŁADZY popełnia przestępstwo przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu albo zmusza kogoś do wykonywania czynności seksualnych lub poddawania się takim czynnościom.

Za przestępstwo odpowiada sprawca, nigdy ofiara. I to niezależnie, czy ktoś prowokował, pozwalał na jakieś zachowania, czy cokolwiek.

Nie za bardzo mam jak się włączyć w dyskusję zatem tutaj zadam pytanie.
@Więź – a ja mam takie pytanie:
Czy biorą Państwo pod uwagę, że retraumatyzacja następuje również przez publikacje takich dokładnych opisów skrzywdzenia, uwodzenia? Przez opisywania kolejnych historii z mocnymi detalami. ?

Ludziom czasem odzywają się zaleczone krzywdy i zabliźnione rany.

A ponadto @Soker napisał celnie:

„Wg mnie przejrzystość postępowań da się zapewnić bez robienia widowiska dla gawiedzi, a tym często takie reportaże się stają. Uważam, że wystarczyłaby informacja, że toczy się w Polsce proces kościelny jednego duchownego, oskarżonego o takie a takie czyny w mieście X i wiosce Y.”

Chciałam zapytać czemu to służy i czy zdają sobie Państwo sprawę, że „widowisko dla gawiedzi” i retraumatyzacja innych – to może być cena takich publikacji?

Tischner miał takie powiedzenie: „Może i masz rację – ale jakie z tego dobro?”
Mają Państwo rację – ale jakie z tego dobro?
Sama sobie to pytanie zadaję.

Wiara, że tych spraw będzie mniej, kiedy publicznie będzie się pisać o kolejnych i kolejnych???
Chciałabym w to wierzyć, naprawdę, ale nie jestem pewna.

Zmiana systemu i serc decyzyjnych – tu jest klucz.

1. Czy Pani nie dostrzega, że tematem artykułu, pod którym Pani komentuje, jest DOBRE załatwienie sprawy przez kościelną instytucję? Takie z tego dobro, nawiązując do Tischnera.
2. Nie ma w tym artykule żadnego “opisywania kolejnych historii z mocnymi detalami”. W cyklu Zbigniewa Nosowskiego na ten temat opisywanie detali było absolutnie zminimalizowane.
3. Każde zdanie tych opisów było uzgadniane z osobami, które doświadczyły w tych relacjach przemocy psychicznej, duchowej lub seksualnej. Nic o nich bez nich.
4. Opisy psychomanipulacji były bardziej szczegółowe z tego powodu, że znaczna część społeczeństwa – także, niestety, naszych czytelników – wciąż nie rozumie tych mechanizmów. A jak inaczej można ludzi tego nauczyć, niż opisując?
5. Bardzo chętnie przestaniemy pisać o złym załatwianiu spraw przez instytucje kościelne. Bo już najwyższa pora, by one nie popełniały w tej dziedzinie szkolnych błędów. Ale skoro nadal popełniają, to będziemy o tym pisać.
6. Gdzie tu zatem “widowisko dla gawiedzi”?
7. Pełna zgoda, że “Zmiana systemu i serc decyzyjnych – tu jest klucz”. Wielokrotnie to Pani czytała na naszych łamach. Ale jak inaczej poruszyć te serca decyzyjne?

@Robert Forysiak
Grzech można popełnić tylko świadomie i dobrowolnie, jak Pan doskonale wie. Jeśli ktoś jest poddany wyrafinowanej psychomanipulacji, to nie działa świadomie i dobrowolnie.
Opis psychomanipulacji znajdzie Pan w moich artykułach.

@Robert Forysiak
Pański kolejny komentarz – obciążający (współ)winą moralną osoby poddane psychomanipulacji – został skasowany.
Tak jak pod tekstami “Więzi” nie ma miejsca na nienawiść, nie ma go też na retraumatyzację osób skrzywdzonych.
Zachęcamy do lektury letniego numeru “Więzi”, gdzie zamieściliśmy blok tekstów o bezbronnych dorosłych w Kościele.
https://wiez.pl/wydawnictwo/kwartalnik/ludzie-vs-sztuczna-inteligencja-bezbronni-dorosli-w-kosciele-dyktatura-doslownosci/
https://wiez.pl/2023/06/26/zrozumiec-bezbronnych/
https://wiez.pl/2023/06/26/mniej-bezbronni-kanonicznie/
https://wiez.pl/2023/06/26/przemoc-duchowa-po-katolicku/
Oraz do zapoznania się z bardzo szczegółowym opisem psychomanipulacji, jakiej kobiety te były poddawane:
https://wiez.pl/tag/kobiety-ojca-antoniego/

Owszem, mogę sobie wyobrazić skuteczną psychomanipulację, a ponieważ o A.Dudku informacje tego rodzaju powtarzają się z długiego okresu od osób nie związanych ze sobą, roboczo (dopóki ktoś nie przedstawi dowodu przeciwnego) daję wiarę, że tak było. Ale to nie uchyla wątpliwości, co ja mam sobie pomyśleć o ofiarach jako osobach aż tak bardzo nieodpornych? Jakie to ma konsekwencje dla mojego zaufania ich relacji? Jako redakcja od początku zajmowania się nadużyciami zakazujecie sobie stawiania pewnych pytań i dlatego nie powinniście być sędziami, a co najwyżej prokuratorami. Wydajecie jednak wyroki, bo publikacje mają charakter wyroków, obrona nie jest dopuszczona do głosu. W przypadku A.Dudka krzywda raczej mu się nie dzieje, ale czy zawsze tak będzie? Od dawna stawiam tu pytanie o zabezpieczenie się przed pomyłkami lub nawet manipulacjami ze strony fałszywych ofiar (skądinąd znane są takie przypadki). Pozostaje ono cały czas bez odpowiedzi.

@Piotr Ciompa
Udzielałem na to pytanie odpowiedzi za każdym razem, gdy Pan je stawiał. Ale Pan nie reagował. Albo Pan tych odpowiedzi nie czytał, albo nie przyjmował do wiadomości.

@Zbigniew Nosowski
Przepraszam, za dużo tu komentuję i nie starcza mi czasu powracać. Proszę mi podrzucić ten link – proszę o to, nie by Pana sprawdzić, bo wierzę, tylko zależy mi na odpowiedzi. Albo jeszcze raz napisać tutaj.

Nie mam czasu na poszukiwanie. To nie niewinność należy udowodnić…
Skandaliczne jest to, że Pan zarzuca nam “zakazywanie stawiania pytań”, a nie jest zainteresowany odpowiedziami, jakich udzielamy. Skandaliczne jest to, że zarzuca nam Pan niedopuszczanie obrony, pomimo licznych przykładów odwrotnych. Skandaliczne jest to, że siebie uważa Pan za miarę sprawiedliwości – znając te sprawy tylko z opisu publicznie udostępnionego (widać zresztą, że czyta Pan bardzo wybiórczo) – a odmawia Pan tego prawa nam, choć w każdej ze spraw znamy także dużo więcej szczegółów niż publikujemy. Skandaliczne jest to, że po raz enty zarzuca nam Pan pozostawianie pytań bez odpowiedzi, podczas gdy odpowiedzi udzielamy, tylko ich Pan nie czyta.
A poprzednio odpowiadałem za każdym razem w największym skrócie tak:
1. Przy tej tematyce piszemy o sprawach wiarygodnych i sprawdzonych.
2. Zasadniczo nie piszemy natomiast o zarzutach niewiarygodnych lub niesprawdzalnych. Nie piszemy, bo gdyby o nich pisać, to i tak by się przylepiały do opisywanych osób.

@Joanna Nie wiem skąd Pani wątpliwości. Może powiem ze swojej perspektywy, czyli osoby molestowanej (17lat) i dokrzywdzanej później przez księży i ludzi kościoła, u których szukałam pomocy czy chociażby Empatii. I nie znalazłam. Do tego czasu, czyli czasu ujawniania tych krzywd. Kiedy czytam takie artykuły to czuję przede wszystkim ulgę, że jest sprawiedliwość, że o krzywdach czynionych w ukryciu mówi się wreszcie “na dachach”. To jest przywracanie zaburzonej tymi krzywdami równowagi. I dawanie nadziei, że Ci którzy nie mają sumienia może poczują przynajmniej strach, który uchroni przyszłe ofiary. A odnośnie opisywanych Pań, skoro się zgodziły na publikację to pewnie miały taka potrzebę. Ich dobro, nasze dobro osób krzywdzonych jest wreszcie priorytetem. To odwrotność “retraumatyzacji”, przywrócenie podmiotowości właśnie, przynajmniej w moim odczuciu.

Rozumiem Pani komentarz.
Mogę porozmawiać poza forum jeśli Pani będzie chciała, jeśli nie, też zrozumiem.

W tym komentarzu powyżej – pytam o innych, innych skrzywdzonych, którzy obecnie nie mogą, nie mają siły, nie zdobędą się nigdy, nie mają możliwości, by otrzymać takie wyroki, sprawiedliwość – a ich rany były zabliźnione, ale przez serię skandali przywołanych przez dziennikarzy na nowo żywe…
Ponieważ czują, empatia i … im pozostaje inna Łaska…

Mamy też ogromną silę, by podnosić się z krzywd. Mnie uderzyło, że serce tego pana się nie zmieniło. Czyli, po co? Po co to pisanie?

I dlatego zadaję te pytania – co robić by ktoś, kto skrzywdził zrozumiał swój błąd???
I całe środowisko duchownych.
To też jest ważne.
Inaczej niewiele się zmieni, tyko tyle ile wydrze się publicystką. A mamy za mało dziennikarzy.

A ja nie chcę by na tym się skończyło.
Strach niewiele zmieni – albo będą lepiej ukrywać, albo dalej ignorować.
Chciałabym, by stało się inaczej.

@Ala.
Napisałbym więcej, ale to forum.
Ja mam inne zdanie w tym temacie od jakiegoś czasu, ale wcześniej myślałam, jak Pani/Ty.
Ale temat złożony.
Rozumiem i tych co dziękują i tych, którzy nie dziękują – pokrzywdzeni są podzieleni.
Pozdrawiam serdecznie

@Joanna Krzeczkowska “pytam o innych, innych skrzywdzonych, którzy obecnie nie mogą, nie mają siły, nie zdobędą się nigdy, nie mają możliwości, by otrzymać takie wyroki, sprawiedliwość – a ich rany były zabliźnione, ale przez serię skandali przywołanych przez dziennikarzy na nowo żywe…” Ja należę do tych “innych” i bardzo dziękuję dziennikarzom wszelkich opcji za to co robią dla pokrzywdzonych, bo dobrą, potrzebną robotę robią.

@Joanna Krzeczkowska I jeszcze jedno, takie rany się nie zabliźniają same z siebie, tu sam czas takich ran nie leczy.

Pani Joanno
gdyby zostać w medycznych analogiach – stan po molestowaniu czy manipulacji przypomina życie z odłamkiem tkwiącym głęboko w ciele, który z wierzchu niby zarósł, a pod spodem ropieje i boli. Mówienie /pisanie publicznie, że taki a taki ksiądz , który miał świetną opinię, dopuścił sie paskudnych czynów i skrzywdził osoby bezbronne / zależne oddaje sprawiedliwość tym osobom. Pozwala im przestać się obwiniać i oskarżać, że “mogli się bardziej opierać” i “nie powinny dać się zmanipulować”, oddaje im wiarygodność (bo musieli się zmagać z postawą “jak można takiego fajnego księdza posądzać…”).

A kto nas uczy w jakie relacje z osobą duchowną można wchodzić?
Najbardziej zdradliwe jest pogłębianie wiary w spowiedzi indywidualnej i prowadzenie w wierze.
Nie wykluczam tego, ale gdzieś jest to bliskie granicy i tam bywa nieświadomie przekraczana. Lub świadomie przez drapieżcę.
Miałam wyjątkowe szczęście do księdza w LO, który mówił o takich rzeczach wprost.

Kto uczy? Choćby rodzice. Ogólnie pojęta etyka społeczna itd. A jednak w podanym przez Pana przykładzie borykamy się z tym samym pytaniem „Ile to za dużo?”. Samokontrola na czymś bazuje. Samokontrolę można mieć, ale mowa jest nie o kontroli przed przekroczeniem granic, a braku jasności w ich wytyczaniu. Samokontrola nie wytycza granic, jedynie wiąże się z przestrzeganiem znanych. Ewidentnie nie zrozumieliśmy się.

To co napisałam nie ma służyć ocenianiu tych, którzy znaleźli się w złej sytuacji, a pytaniu o to jakie narzędzia dać tym, którzy potencjalnie mogą zabłądzić. Powie Pan, że dekalog etc. ale on (i Pan) mówi o przekraczaniu granicy grzechu. Ja nie mówię o grzechu, a o znakach na ścieżkach w takim miejscu, w którym osoba, zwłaszcza potencjalna ofiara nadużyć ma szansę zobaczyć ostrzegawczą flagę zanim sytuacja zaciemni jej obraz lub zanim zostanie zastraszona.
Podam taki przykład. Dzieci są często wykorzystywane kiedy np. zostają zaproszone przez księdza na plebanię. Rodzic pozwala iść, bo to ksiądz, ale też nie jest pewny czy to normalne, czy księdzu można odmówić. Teraz wiemy, że to nie powinno się dziać, kiedyś o tym nie mówiono.
To, że się teraz mówi nie oznacza, że rodzic który pozwolił, jest winny, może nie wiedział, nie dotarło, przesadnie zaufał, ale przez to, że mówimy, ileś osób będzie ostrożne.

Sprawy małżeńskie są poruszane powszechnie, na forach, w artykułach internetowych, gazetach kolorowych, wśród znajomych. Z iloma osobami rozmawiamy o tym, czy zaproszenie koleżanki na piwo to ryzyko dla małżeństwa, a z iloma czy spowiedź w formie spaceru w parku to ryzyko dla penitenta?
Chciałabym zadać takie pytanie, bo tego typu formy duchowego prowadzenia są de facto nowością wynikającą ze zmian obyczajowych, których nie można li tylko odrzucać.

Uważam, że dopóki nie wyczerpano drogi odwoławczej, to tytuł “wydalony z zakonu” wprowadza w błąd. Całkiem możliwe, że Dykasteria odrzuci odwołanie, ale zakonnik ma do tego odwołania prawo – i jest to słuszne prawo – stąd jestem zdania, że nie powinno się publicznie tego wydalenia ogłaszać, dopóki nie stanie się definitywne.

Przedwczesne ferowanie wyroków niebezpiecznie pachnie ziobryzmem.

Ale to jest DECYZJA generała zakonu, a nie propozycja przemyślenia sprawy. W chwili obecnej – przed złożeniem rekursu – o. Dudek przestaje być franciszkaninem. Otrzymał dekret o wydaleniu z zakonu. Dopiero złożenie odwołania zawiesi decyzję – o czym wyraźnie piszemy.
Analogicznie wyrok pierwszej instancji w sądzie świeckim, choć może zostać zaskarżony i podważony, jest wyrokiem. Itd. itp.

Dziękuję Redakcji za odniesienie się.

Ja rozumiem sytuację prawną. Chciałbym jednak podkreślić, że – i w sprawach sądów świeckich mam takie samo zdanie – nie powinno się publikować ani danych osobowych podejrzanych (nawet inicjałów), ani wyroków, dopóki nie staną się ostateczne. Wg mnie przejrzystość postępowań da się zapewnić bez robienia widowiska dla gawiedzi, a tym często takie reportaże się stają. Uważam, że wystarczyłaby informacja, że toczy się w Polsce proces kościelny jednego duchownego, oskrażonego o takie a takie czyny w mieście X i wiosce Y.

Jednak chyba nie do końca rozumie Pan sytuację prawną. To nie był – jak wyjaśnialiśmy już w lipcu, a teraz ponownie – kanoniczny proces karny, lecz administracyjna procedura przewidziana dla wydalenia z zakonu. W tym postępowaniu chodziło o weryfikację, czy miały miejsce przestępstwa kanoniczne tak poważne, że uzasadniające wydalenie z zakonu na mocy kanonu 695 Kodeksu prawa kanonicznego.

Nie rozumiem postawy tych kobiet, jak i wielu innych. To nie są małe bezbronne dziewczynki czy chłopcy. Chyba doskonale zdawały sobie sprawę że mają do czynienia z osobą duchowną? Jak mogły dopuszczać do “spełniania seksualnych zachcianek”? Chyba ich nie hipnotyzował albo usypiał?
Często i w swojej parafii obserwuję, zwłaszcza gdy pojawia się nowy kapłan, wianuszek wielbicielek. Fanklub. Często są one wręcz nachalne wobec takiego księdza. I jeśli taki młody wikary ma niską odporność na kobiece wdzięki , rodzi się problem.
Dobrze że ten zakonnik ponosi karę, ale nadal pozostaje kapłanem. A moim zdaniem, jeśli złamał śluby czystości powinien przestać nim być.
Może jestem zbyt surowy, ale albo wierzymy i zachowujemy naukę Chrystusa, albo nie. Nie można brać z niej tylko tego co nam odpowiada. Dodatkowo, brak w nim skruchy. Pycha …

Jeśli w jednej wypowiedzi czytam jednocześnie o “wianuszku wielbicielek i fanklubie”, oraz “o wikarym co ma niską odporność na kobiece wdzięki”, to widzę w tej wypowiedzi dużą empatię dla wikarego i jednoznacznie negatywna ocena kobiet (podkreśloną jeszcze pytaniem czy hipnotyzował lub usypiał).

Bo z drugiej strony możnaby napisać o “podkochiwaniu się i wzdychaniu samotnego wikarego i zbieraniu wianuszka wielbicielek wokół siebie dla ukojenia bólu swojej własnej samotności” oraz o “niskiej odporności wierzących kobiet na manipulacje połączone z władzą sakramentalną”. Tak żeby użyć podobnych sformułowań z gatunku ostatnich zankomitych memów.

To się nigdy nie skończy dopóki jest celibat, a kapłaństwo połączone z władzą sakramentalną jest zarezerwowane tylko i wyłącznie dla bardzo samotnych mężczyzn, w dodatku ta władza sekramentalna jest bez kontroli, zamknięta tajemnicą spowiedzi.

Można się spod tej władzy grożącej manipulacją wyzwolić bardzo prosto, uznając że to nie sakramenty są przedmiotem wiary, i ani ksiądz ani eucharystia nie są jedynym dystrybutorem biletów wstępu do życia wiecznego. To odziera księdza z wyjątkowości jego pozycji, i kwetionuje wiele fundamentalnych prawd wiary związanych z Kościołem. Ale to jest jedyna sensowna postawa wobec takich co ze swojej samotnej męskiej perspektywy piszą o “niskiej odporności na wdzięki kobiet”, a z drugiej storny o “wianuszku wielbiecielek”. To formalnie oznacza odejście z Kościoła i trzymanie na dystans takich mężczyzn. Zastanawiam się czy to Pan chciał osiągnąć.

A czego dotyczył artykuł to nie wiem, szkoda czasu żeby zgłębiać kolejny upadek autorytetu jakiegoś księdza lub kolejną utratę godności wierzących naiwnie kobiet (tak żeby ująć w jednym zdaniu obydwie perspektywy oceny sytuacji).

Ojciec Antoni wykazał skruchę. Ponad rok przed tymi wydarzeniami byłam na spotkaniu z jego udziałem na którym nieoczekiwanie zaczął podsumowywać swoje życie i powtarzać jakim jest grzesznikiem / bez szczegółów/. To było bardzo dramatyczne wyznanie i jak gdyby pożegnanie. Dla sprawiedliwości muszę powiedzieć że coś takiego się wydarzyło.

I wydaje się Pani że to wystarczy żeby uniknąć sprawiedliwości za popełniane jak wynika z przekazu, przez całe życie czyny ?

Zdumiewa kompletny brak autorytetu generała zakonu franciszkanów wśród osób które jak widzę próbują w zaowalowany sposób ale jednak kwestionować tą decyzję. Jeśli Stolica apostolska go podtrzyma i dalej będą w ludziach wątpliwości to co ich ostatecznie przekona?

Droga Pani , ojciec Antoni co rusz przeprasza od lat zarówno na łamach swoich książek jak i publicznie swoich wiernych. Nieraz to czytalem i słuchałem. I dalej jak widać krzywdzi i grzeszy

Jego skrucha nie dotarła do tych, których skrzywdził. Sentymentalne kazania czy wypowiedzi pod publikę to nie jest prośba o przebaczenie konkretnych czynów wobec konkretnych osób. Dramatyczne to są skutki jego zachowania w życiu kobiet pokrzywdzonych.

Jesli zakonnik dopuścił się przestępstwa wobec kobiet powinien ponieść karę.Jeśli nievrozumie istoty zła, potrzebuje resocjalizacji.Załatwianie spraw przez wydalanie z zakonu to zamiatanie sprawy pod dywan.

Granica pomiędzy dobrem a złem nie przebiega pomiędzy ludźmi, lecz w sercu każdego człowieka. Często jest tak, że geniusz człowieka miesza się z jakimś jego strasznym pęknięciem, nieuporządkowaniem w którejś z popędliwych sfer.

@ Elzbieta: A co ma piernik do wiatraka? W Niemczech co jakis czas czytam wypowiedzi ludzi sasiadujacych z bylymi esesmanami. Wszyscy oni potwierdzali, ze mordercy z kacetow byli bardzo milymi ludzmi, pielegnujacymi swoj ogrodek i rozdajacymi cukierki dzieciom z sasiedztwa. No i co z tego?

Gdy mówimy o winach, to sprawiedliwość nakazuje, by powiedzieć też o zasługach. A ja mogę zaświadczyć, że gdy Ojciec Antoni był wikarym a potem proboszczem we Wrocławiu, to zapisał piękne karty w walce tego miasta z komuną w latach 80-tych.

Mój oprawca, który mnie molestował finansował obiady dla dzieci z Domu Dziecka i wybudował dla parafii dwa kościoły. Czy to sprawia, że jego złe czyny są mniej złe?

Nie żyjemy w egipskim dualizmie, gdzie wyrządzone zło przykrywa się odpowiednią ilością dobra.

@Robert Forysiak Brzmi to jakby Pan chciał umniejszyć krzywdy Pana Wojtka. Jeśli używa on takiego sformułowania jak “oprawca” to widocznie ma ku temu powody. Jeśli Pan tego nie to rozumie to znaczy, że Pan takich sytuacji nie doświadczył lub nie ma dostatecznej empatii. Czasy na bagatelizowanie tych krzywd już minęły, przynajmniej na łamach Wiezi. I niech tak zostanie.

@Robert, to co napisał Wojtek to nie jest element gry w szachy, a jedno z tych bolesnych przeżyć, o których możemy czasem niespodziewanie powiedzieć przy okazji emocjonalnej rozmowy. Proszę wykazać wrażliwość i szacunek, bo Wojtek dużo tu pisze, i to, że o tym wspomina to przejaw zaufania ale też pokazanie głosu pokrzywdzonego przez uwielbiany autorytet, osobom, które doświadczonym przez siebie dobrem, zasłaniają oczy na cudzą krzywdę.
Wojtku ogromnie Ci współczuję.

@andrzej
O zasługach wszyscy mogą przeczytać na Wikipedii. Przypuszczam, że parcie na przypomnienie o nich jest miękką formą samopocieszenia. Być może próba zmierzenia się z sytuacją byłaby lepsza niż próby wypierania lub pomniejszania winy A. przeciwstawiając je wypominkami z dawnych czasów.

Ponieważ nie mam odpowiedzi od Redakcji – to sobie pytanie powtórzę tutaj.
@Soker – dzięki!

„ Wg mnie przejrzystość postępowań da się zapewnić bez robienia widowiska dla gawiedzi, a tym często takie reportaże się stają. Uważam, że wystarczyłaby informacja, że toczy się w Polsce proces kościelny jednego duchownego, oskarżonego o takie a takie czyny w mieście X i wiosce Y.”

Jakie opinie będą?

„ Moja wiara w Boga (a także wiara mojego męża), którą otrzymaliśmy od naszych rodziców, została zachwiana przez doświadczenia z Antonim. Gdyby decyzja w sprawie Antoniego brzmiała inaczej niż usunięcie z zakonu, to z pewnością byłoby to dla nas następnym impulsem do opuszczenia Kościoła katolickiego.
Bóg jest wszędzie.”
???
Otóż tak i nie.

Nie ma potrzeby powtarzania pytania pierwszego. Jak dobrze Pani wie, moderacja nie ma możliwości reagowania na bieżąco. Odpowiedzieliśmy właśnie przed chwilą.
Co do drugiej kwestii – bardzo stanowczo przypominamy, że jest to stwierdzenie konkretnej osoby, z jej bolesną drogą życiową. Dlatego wymaga ono uszanowania, a nie posługiwania się nim jako argumentem w zbytecznych dyskusjach.

@Joanna Krzeczkowska

Jestem jedną z pokrzywdzonych przez A. Przyczyny skontaktowania się z p. redaktorem Nosowskim były następujące:
– brak publikacji oświadczenia prowincjała w katolickim i szerszym niż tylko takim środowisku wrocławskim co spowodowało utrudnienie poszukiwania pozostałych potencjalnych pokrzywdzonych
– sensacjonalne potraktowanie tematu przez p. redaktor z O!Polskiej
– pragnienie naświetlenia tematu psychomanipulacji w odniesieniu do nastolatków i młodych dorosłych jaki i kobiet dorosłych
– kontynuacja dyskusji nad koniecznością zmiany w prawie kanonicznym oraz w procedurach i praktykach odnoszących się do spraw wykorzystania seksualnego
– nagłaśnianie spraw takich jak nasza z położeniem nacisku na ukazywanie systemowych i osobistych wykroczeń kleru
– najważniejsze: wrażliwe przekazanie sytuacji pokrzywdzonych kobiet szukających zrozumienia i oparcia a zarazem wyzwolenie się spod stygmy ‘współwinnych’

P. Nosowski poświęcił godziny na wysłuchanie nas a jego wrażliwość, komunikatywność i empatia oraz nabyte doświadczenie i wiedza stały się dla mnie nieocenioną podporą w trakcie sprawy. Obszerne publikacje “Więzi” w letnim numerze pomogły w rozszerzeniu i pogłębieniu tematu, który cały czas jest i będzie gorący.

Nie rozumiem pani obaw o retraumatyzację na tym portalu, który stał się tak znaczący dla wielu osób pokrzywdzonych szukających sprawiedliwości. Osoby o kruchym stanie emocjonalnym i z nieprzepracowaną traumą nie muszą czytać niczego co mogłoby je wyprowadzić z równowagi.
Jeśli jest pani zmęczona tematem to przecież można wybrać inne.

Ja jestem wdzięczna za wysłuchanie i obszerne potraktowanie naszej sprawy w delikatny i właściwy, wg mnie, sposób. Osoby pokrzywdzone szukają publikacji ‘na poziomie’ traktujących podobne sprawy, a Więź odpowiada na te ich potrzeby we wspaniały sposób.

Byłam na pielgrzymce do Ziemi Świętej z ojcem Antonim Dudkiem jako jedna z trzech dość młodych kobiet, pozostali pielgrzymi to małżeństwa lub trochę starsze, dostojne panie. Dlatego byłyśmy w obszarze zainteresowania Antoniego, poświęcał nam sporo czasu – także każdej z osobna. Niestety, doświadczyłyśmy z jego strony dużo przemocy psychicznej i poniżania. Na jego agresję słowną reagowałam ostro i otwarcie w obecności wszystkich, co skutkowało poniżającymi uwagami wygłaszanymi również publicznie. Natomiast w osobistych kontaktach jednak wyczuwałam jego respekt, a nawet wyraz (pozór?) skruchy, gdy w cztery oczy powiedziałam mu, jak skrzywdził swoją złośliwością jedną z nas. Wydawałoby się, że jestem silną, asertywną kobietą… ale słowa, którymi mnie zranił 10 lat temu, do dziś bolały. Bo dzięki temu aktowi sprawiedliwości czuję, że zamiast poczucia upokorzenia pojawia się satysfakcja.

,,Na jego agresję słowną reagowałam ostro i otwarcie w obecności wszystkich, co skutkowało poniżającymi uwagami wygłaszanymi również publicznie. ” Anno, a jak na tę sytuację reagowali inni uczestnicy pielgrzymki, owe małżeństwa i dostojne panie ? To bardzo ciekawe, bo – jakaś reakcja, albo całkowity jej brak – daje pewien obraz otoczenia, społeczeństwa wówczas i teraz. Uwaga!- bez oskarżania kogokolwiek. Myślę, że obok zmian systemowych, bardzo potrzebna jest także mądra postawa i ,,praca” w naszych środowiskach, tych bliskich i dalszych.

Niestety, żadnej reakcji nie było, jedynie przemykały jakieś uśmieszki zakłopotania. To byli w większości ludzie z wiejskiej parafii, był z nami również jej proboszcz, no i było to 10 lat temu, a to istotny fakt.

Dla mnie KK i jego problemy to zaczyna byc juz totalna odklejka od rzeczywistosci.
W dobie tindera i sexu na wyciagniecie (a raczej na klikniecie) reki – gdzie ludzie ida ze soba do lozka, nie znajac nawet imienia partnera, ktorego poznali w necie czy na koncercie – […] – te problemy zaczynaja budzic zazenowanie.
Swiat odjechal katolikom – zostali na peronie w jakims skansenie.
I nie – nie jest tak, ze ten swiat jest pusty, zly, bez Boga, bez wiary, bez relacji i bez glebokich uczuc.
To tylko katolikow w tym swiecie juz nie ma, bo sa zajeci sami soba i pytaniami w stylu, czy jak “z gumka” to juz grzech ciezki czy nie…
I tak od 50 lat.

@Marek Markowski
To chyba rzeczywiście żyjemy w różnych światach. My dostrzegamy w świecie, który nas otacza, raczej takie (bardzo nośne i popularne) inicjatywy jak #MeToo, które idą w tym samym kierunku co troska Kościoła o bezbronnych dorosłych.
A fragmenty Pańskiego komentarza – skrajnie obraźliwe zwłaszcza dla osób poddanych psychomanipulacji – musieliśmy skasować, tak bardzo były pozbawione humanizmu.

A ja sobie ostatnio pomyślałam, że na tej podstawie #me too – jakże szlachetnej inicjatywie – można będzie do końca świata osądzać byłych chłopaków, czy dziewczyny – coś się przecież wtedy nie udało, albo na poziomie ducha, albo ciała, zależy na ile pozwalamy przekraczać swoje granice… stąd takie moje komentarze… temat jest bardziej złożony…

Trochę obezwładniające są komentarze osób nierozumiejących, że ktoś, zwłaszcza kobieta, może stać się ofiarą manipulacji psychopaty w habicie. Psychopata potrafi być cudownie uwodzicielski, obezwładnić ofiarę. Nie każdy, a wręcz nikt chyba, nie rodzi się dojrzały i odporny na uwodzenie. Więcej empatii Panowie i Panie!!!

@Bogdan
Zgadzam się z panem.
Ja już nawet nie mam siły komentować czegoś takiego.
Naprawdę tak trudno poczytać parę książek lub obejrzeć reportaże o manipulacjach w grupach religijnych od USA po antypody ? Pełno tego wszędzie.

Wymuszone współżycie, nadużycia finansowe, niewolenie etc. To co się dzieje w grupach religijnych (całkowicie niezależnych i zupełnie różnych) to jest tragedia.

Uważam, że jestem ofiarą duchowej manipulacji jednego z księży. Osoba tego kapłana zniszczyła nasze życie małżeńskie, rodzinne i nie tylko moje, ale też odcisnęła piętno na inne rodziny, które były związane kierownictwem duchowym u tego kapłana. Do kierownictwa duchowego u niego przystępuje się po podpisaniu deklaracji że na całe życie obiera się tego kapłana jako swego kierownika i będzie się żyło według jego wskazówek. Z początku nic się nie podejrzewa, szczególnie jak nie wiesz na czym polega dokładnie kierownictwo. Z czasem wchodzi w każdą sferę życia małżeńskiego i rodziny. Zaczyna ingerować we współżycie małżeńskie, stawiając zasady co wolno, a co nie i możesz powoływać się na literaturę katolicką w tym zakresie jak o. Knotz, Pulikowski, o. Meissner, rozmowy z duszpasterzami rodzin, nic to. Według niego to wszystko kłamstwa, a tylko on zna się na tych sprawach. Jeśli dowiaduje się że rozmawiałeś o tym z innymi duchownymi wpada w wściekłość. Twierdzi że nikomu nie wolno o tym mówić. Całkowicie zmanipulował moją żonę (inne kobiety też), w końcu stwierdził, że mnie nawet z żoną nie wolno o tym rozmawiać i żebym nie podejmował rozmów o współżyciu z nią, bo on już ją uświadomił i niczego nie wolno zmieniać. Koszmar który trwa latami, gdzie małzeństwo żyło zawsze w zgodzie z nauką KK. Zaczął wmawiać też że małżeństwa po 40 roku życia w ogóle nie powinny współżyć, jest to niemoralne a w piśmie świętym w ogole nie ma odniesienia aby małżonkowie współżyli po za wzbudzeniem potomstwa. Pieszczoty według niego są nieczyste, bo ciało człowieka jest nieczyste. Dziś nie ma między nami małżonkami już żadnej relacji i więzi cielesnej, nawet śpimy osobno, żadnych gestów czułości. Drugą sferą jaką zniszczył jest duchowość. Zaczął wmawiać, że w domu jest zły duch, że on go rozeznaje. Ciągłe oskarżenia, nakazywanie przyajzdów do niego co wakacje razem z dziećmi, a jak ktoś nie chciał, to oskarżenie że ma się diabła, bo on rozpoznaje że ksiądz jest święty i boi się go. Tam u niego na plebani odchodziło do dantejskich scen, potrafił 2 letnie dziecko oskarżać o opętanie, bo podczas modlitwy różańcowej chciało pić a według księdza diabeł nasłał dziecko aby rozbijało modlitwę. Przemocą odseparował dziecko płaczące od reszty rodziny. Darł się żeby być cicho bo diabeł na nas przejdzie. Takie rzeczy doświadczały też inne rodziny. W końcu oskarżył mnie że jestem opętany, mam w sobie diabła, niszczę księży, Kościół. Ciągle to powtarzał mojej żonie. Choroby w rodzinie, jakieś wydarzenia to moja niby wina bo jestem opętany. Zacząłem konsultowac się z innymi księżmi co do jego osoby, aby przekonać moją żonę, że on nią ciągle manipuluje. Księża tłumaczyli żonie, że kierownik duchowy jest w poważnych błędach, to samo tłumaczyli księża egzorcyści diecezjalni, którzy też nakazali natychmiast powiadomić jego biskupa.
Zdecydowałem się na jeszcze jedną rozmowę z kierownikiem duchowym, powiedziałem mu co myślą o tym inni księża, powiedziałem, że jeśli nie zaprzestanie to powiadomię jego biskupa i zaczeło się. On od razu powiadomił o tym moją żonę, kłamał ją że za nim stoi cała kuria i biskup, do mnie pisał smsy i dzwonił z wyzwiskami, że będę potepiony jak napiszę do biskupa, że bedę wisiał jak Judasz bo nim jestem. Zaczął wmawiać żonie że on osiągnął na ziemi świętość, ma misję od Matki Bożej. Później dowiedziałem się, że to samo robił z innymi kobietami, zastraszał je, nękał aby wróciły do kierownictwa i posłuszeństwa jemu. Powiadomiłem w końcu jego biskupa, który mnie przyjął na rozmowie. Miał to sprawdzić i odezwać się. Nie odezwał się. Po kilku miesiącach napisałem do jego sekretarza, że sytuacja nie zmienia się. Żadnej odpowiedzi. Żona tymczasem ponownie chciała abym udał się do ks. egzorcysty, ktorego sama znalazła, bo według niej (kierownika duchowego) poprzedni nie mieli rozeznania i nie znają się. Ten potwierdził to samo co poprzednicy, że nie jestem osoba opętaną, a kierownik duchowy żony nie ma prawa wypowiadać się na ten temat jak i jest w poważnych błedach. Nastepnego dnia kierownik duchowy mojej żony utwierdził ją w przekonaniu że to nieprawda, że jestem opętany. W końcu napisałem jeszcze raz do kurii. Napisałem więcej faktów, napisałem że są świadkowie ktorzy mogą o tym wszystkim zaświadczyć, wysłałem smsy ktore mi przesyłała że będę wisiał i że jestem opętany, napisałem że powiadomię media. Dostałem odpowiedź, jednym zdaniem, że kierownik duchowy dostał całkowity zakaz kontaktu z całą moją rodziną. Dowiedziałem się o tym listownie kilka dni później, tymczasem żona wiedziała o tym od pierwszego dnia. Skąd? Kierownik duchowy po mimo zakazu powiadomił ją od razu po rozmowie w kurii. To zniszczyło całkowicie naszą wieź fizyczną i duchową bowiem zona twierdzi że prześladuję świętego kapłana (on tak jej wmawiał) i w domu bedzie złu duch dopóki nie wyspowiadam się o tego kierownika duchowego i nie przeproszę go. Za co pytam??? Za piekło jakie nam urządził??? To jest tylko część tego co opisałem. Napisałem ponownie do kurii aby odwołał wszystkie kłamstwa i manipulacje. Niestety żadnej odpowiedzi. Napisałem do ośrodka pomocy rodzinie w diecezji, żadnej pomocy, bo to sprawa dotyczy księdza z poza naszej diecezji. Napisałem do rady d/s rodziny przy KEP. Do każdego z biskupów osobno. Żaden nie odpisał cokolwiek. Nie mam juz do cholery siły żyć. Ten człowiek zniszczył wszystko w co wierzyłem, nie ma żadnej troski o rodzinę w Kościele, to puste słowa. Dla nich wszystkich nie ma znaczenia, że masz dowody, że cierpisz, masz rozbite małżeństwo i rodzinę, że doświadczały tego też inne rodziny, tej samej manipulacji, że dalej ten kapłan ma swoją rodzinę duchową według ktorej nie tylko jestem już opętany,m ale opętałem innych księży, księży egzorcystów, osoby które chciały pomóc, a nawet samego arcybiskupa diecezji i one głęboko w to wierzą. Nas już nie ma, a kierownik duchowy ma się dobrze. Nikt nie jest zainteresowany pomocą, naprawieniem krzywdy. Są dni kiedy walczę z myślami, aby zyć, są dni w ktorych walczę aby być w Kościele, wiem że jesteśmy dla Boga a nie dla księży, ale po tym wszystkim co mnie spotkało, nas, innych, odnoszę wrażenie że nie jestem potrzebny w tym Kościele. Nie mam prawa zakłócać świętego spokoju kierownika duchowego i jego pasterza.

@Witold
Powiem szczerze, że przeczytałem to jak opis jakiegoś horroru, którym de facto ta sytuacja jest.

Nie można postępować w pożyciu seksualnym wg wskazań osoby, która takiego pożycia nie ma, nie ma żony, nie ma partnerki, być może ma jakieś przygodne kochanki / kochanków, nic więcej. Przecież to laik w tym temacie.

Ja będąc w takiej sytuacji przede wszystkim powiadomiłbym media ale… liberalne.
Temat publiczny – i od razy reakcja się znajdzie i zawieszenie sekciarza.

Takich prezbiterów jak ten w opisie w KK jest mnóstwo, i całe to mnóstwo powinno dawno być wydalone z duchowieństwa. Wprowadzają tylko zamęt i zabobony.
A jest ich naprawdę dużo od Czatachowej przez jakie Baranowy etc.

Jedyne prowadzenie duchowe dla mnie to prowadzenie samego siebie wg własnego sumienia i Ewangelii.

Prezbiterzy mają się zająć tym do czego są powołani: głoszeniem Ewangelii, życiem zgodnie (sic!) z nią i celibatem, który ślubowali, udzielaniem Sakramentów, pomocą potrzebującym a nie żadnym “prowadzeniem duchowym” osób, których życia nawet nie rozumieją.

Bardzo panu współczuję. Ja zmieniłbym przede wszystkim nr telefonu aby ten pan nie miał możliwości kontaktu i odciął się całkowicie od tego człowieka. Dla mnie to na granicy przestępstwa. To jest szok po prostu.

Powinien Pan natychmiast zawiadomić tak policję jak i prokuraturę oraz ks. Prymasa jako delegata EP ale osobiscie lub listem poleconym… inaczej moze nie byc reakcji. I … media. Serio to mówię i media. Media sprawę ruszą. Odwagi! Powodzenia. Pozdrawiam. Tomek

Popieram Tomasza. Jeśli ma pan SMS z groźbami to jest podstawa (groźby karalne). Do tego może Pan nagrać rozmowy, zebrać materiał. Smutna prawda jest taka, że dopóki sprawa nie jest w policji to wielu chce wyciszać. Tak było w innych.
Często zapominamy w kościele, że jest inne prawo niż kanoniczne i takich rzeczy w myśl tego prawa robić nie wolno.
Jest Pan dzielny, że walczy o żonę, ale może warto byłoby też poszukać wsparcia osoby z zewnątrz kościoła dla siebie. Kogoś z dystansem, wiedzą psychologiczną.
@Jerzy2 niektóre media liberalne są łase na afery w kościele, ale żeby do nich sięgnąć trzeba mieć już pewną odporność. Nagle Twoje życie jest czyimś tematem. Trzeba bardzo ostrożnie wybrać właściwy adres.
Najlepiej media takie jak Więź, doświadczone w postępowaniu z ofiarami.
Dobrze też zebrać innych pokrzywdzonych.

Witoldzie, nie neguję żadnego Twojego słowa, ale to wszystko jest ….. niewiarygodne! Jak mogą funkcjonować tacy kapłani, jak mogą pozwalać na to kolejni przełożeni, jak mogą traktować w ten sposób wołającego o pomoc ? Tych pytań jest mnóstwo. Podziwiam Ciebie. Trzymaj się. Walcz dalej, dla siebie i innych. Tego nie można tak zostawić, to wprost przestępstwo.
A co “Więź” na to? Pod wieloma komentarzami prawie natychmiast pojawiają się Wasze odpowiedzi, a teraz cisza?

@Małgorzata z.
A “Więź” na to:
1. Natychmiast nawiązała kontakt z Panem Witoldem. Przecież nie będziemy tego robić na Państwa oczach.
2. Prosi Państwa o zwiększone wsparcie, gdyż nasz maleńki zespól redakcyjny pracuje ponad ludzkie siły:
https://patronite.pl/Wiez
lub bezpośrednio:
Towarzystwo „Więź”
ul. Trębacka 3, 00-074 Warszawa
nr konta dla osób chcących przekazać darowiznę na cele statutowe:
79 1020 1156 0000 7702 0067 6866

Tylko więz, ta redakcja coś robi dla nas. Redakcje katolickie… i organizacje katolickie… mają nas gdzzieś… i nadal uzywają słowa KATOLICKIE…

Dziękuję Państwu za komentarze. Zgadzam się co do działań i ja o tym wiem, że to na granicy prawa i kwalifikuje się do zgłoszenia. Jednak próbowałem dojść do porozumienia po przez rozmowę z tym kapłanem, nie dało rady, próbowałem przez przełożonego, nie dało rady. W moim przekonaniu on sam złamał postanowienie swojego biskupa w sprawie kontaktu, a skoro tak to czuje się bezkarny i wie że ma na to przyzwolenie. Wielokrotnie mówił do mnie że nikt nie może mu zabronić kontaktu z moją Żoną. Że ksiądz nawet jeśli popełnia przestępstwo to nikt nie ma prawa go sądzić po za Jezusem. Nikomu o tym nie wolno mówić. Nie docierało do niego że jest Żoną, ma sakrament małżeństwa, on swoje kierownictwo tłumaczy że to „prawie” też jak sakrament. I tu zdecydowanie powinni działać przełożeni w osobie biskupa. Niestety, jest jak jest. Nie mam wątpliwości, że osoba tego kapłana ma coś nie tak z głową, bo normalny, zdrowy człowiek odpuściłby widząc, że jest to ze szkodą dla małżeństwa i rodziny, a ten idzie w zaparte jakby chciał pogłębić konflikt. Na informację, że rozmawiałem z innymi duchownymi na jego temat i mówią zgodnie że jest w błedzie, odpowiada że oni się nie znają albo ich opętałem lub wyśle sms Dz 1384 „Widzę pewnego kapłana, którego Bóg bardzo miłuje, ale szatan go strasznie nienawidzi, ponieważ wiele dusz prowadzi do wysokiej świętości i ma na względzie jedynie chwałę Bożą, ale proszę Boga, aby nie ustała cierpliwość jego wobec tych, którzy Mu się ustawicznie sprzeciwiają. Szatan, gdzie sam nie może szkodzić, to posługuje się ludźmi”
On jest w 100% przekonany że ma misję i jak powiedział „osiągnął na ziemi ponad przeciętną świętość”. Jego słowa. On sam twierdził że jest na ziemi jak Jezus i należy wykonywać jego polecenia bo to podoba się Bogu, a sprzeciw jest jak samemu Bogu. Moja Żona jest całkowicie zmanipulowana przez jego osobę po ponad 20 latach jego kierownictwa. To jest psychiczne i emocjonalne uzależnienie nad którym on pracował. Być może nie jestem tu bez winy, bo widziałem pewne nieprawidłowości, widział że coś jest nie tak w tych relacjach, widziałem wręcz czasem fanatyzm w wypowiedziach, ale nie podejrzewałem że to jest aż tak mocne, że to przybierze aż taką formę gdzie „ja” stanę się pod jego wpływem, jego oszczerstw i manipulacji dla własnej Żony w jej oczach wrogiem, a on chcącym jej zbawienia i prześladowanym kapłanem. I nie tylko Ona, bo były też inne, którym udało się uwolnić, ale są tez takie które zostały i są o jego mocy głęboko przekonane że sam Bóg w nim jest. To powinno być tez ostrzeżeniem dla innych, może powinny być jakieś jasne wytyczne w kierownictwie duchowym? Tu wszystko było zawsze narzucone z góry, bo on tak rozeznaje, bo tylko on się zna, i za wszystkim stoi i czai się diabeł.

Potwierdzam, że Więź zareagowała i nawiązaliśmy kontakt. Jestem za to naprawdę wdzięczny i jesteśmy w kontakcie. W zasadzie to chyba nie tylko też mój problem, bo ten kapłan ma swoją mała parafię gdzie jest sam więc w moim przekonaniu stwarza mu się warunki do dalszego kierownictwa wobec innych osób a tym samy manipulacji

Wszystkie drogi trzeba otworzyć, więż swoją drogą a O. Zak ma siłę przebicia. Nalezy do konsultantów biura delegata EP, i póki sprawca żyje to da sie coś zrobić. Mi O. Żak juz nie pomoże prawnie ponieważ sprawca nie żyje ale Pan ma szansę swego sprawcę go odsunąć od ludzi. Proszę przemysleć, warto.

@D.
Znam osobę nawróconą przez Pawła M. z buddyjskich klimatów, później sobie poplątała życie na własne życzenie. Kiedyś myślałam, że to wina tego Pawła, ale to była jej decyzja.
Dorosłej osoby.
Z wysoka spada się mocniej. Jaki to był mechanizm, i kto za co odpowiada?
Po prostu pytanie. Dlatego pozwoliłam sobie na taki komentarz.
A pycha uderza do głowy i czasem jest też strachem. Vide Pelanowski.
Nawrócił wielu – a teraz?
A tak btw: Nie mam żadnego oporu, by widzieć wady w duchownych, ale też i w sobie.
Może na tym polega prawda?

O co pani chodzi? O wyrwanie deski ratunku tonącym?

Pani dwuznaczne albo niedwuznaczne (!) insynuacje są nie na miejscu. Głośne pytania refleksyjne to do dzienniczka są dobre ale czy tutaj jest na nie miejsce?

A katharsis to najlepiej przed obliczem Boga a nie w obecności pokrzywdzonych osób, wobec których brakuje pani wrażliwości.

Pani Beato zgadzam się z Panią. Należy pisać bez insynuacji, dość precyzyjnie. Temat jest ważny.

Czy wg Pani tym najlepszym jest ojciec Antoni? Bo nie nadążam za Pani tokiem myślenia w dyskusji. Najpierw jakieś retraumatyzacje, teraz sugestia, że niby ojciec był najlepszym? Chyba, że w manipulacji i innych złych rzeczach osiągnął mistrzostwo. Odwrócę może optykę, wydaje się, że to skrzywdzone osoby utraciły swoją najlepszosc i zostały przez Antoniego zepsute

Nie rozumiem czemu nagle pojawiły się tu zarzuty do stwierdzenia Joanny. Przecież ono jest oczywiste i proste. Antoni Dudek, był postrzegany jako jeden z lepszych kaznodziejów, podobnie jak Paweł Maliński czy Rupnik. Czy będziemy teraz udawać, że „wiedzieliśmy od początku”? Czy może szczerze sobie powiemy, że zepsucie tych, którzy byli w naszych oczach najlepszymi zobaczyliśmy po czasie i dla osób postronnych, dla nas, to jest w tej sytuacji najgorsze. Najgorsze, że byli dla nas najlepsi.
O tym pisze Joanna.
Czego się państwo doszukują?

Jeśli weźmiemy optykę ofiar (a ważne, żeby przyjmować ich stronę) to wiadome jest, że molestowany przez jakiegoś wikarego z małej wioski, będzie cierpiał dokładnie tak samo jak molestowany przez księdza charyzmatyka. Inne będą problemy, jak możliwość odcięcia się, upublicznienie sprawy itd. Ale istota ta sama.

Jednak poza znaczeniem dla ofiary, jest znaczenie dla kościoła, i tu jeśli zawodzi autorytet, pociąga za sobą lawinę. Lawinę odejść z kościoła, zawodu, utraty zaufania w istnienie czystego dobra.
Jeśli taka osoba przyczyniła się do nawróceń, jak P.M. to nawróceni czują się oszukani. Stawia to pytania i przed kościołem i wierzącymi. Czy wierzę dla osoby, czy dla Boga, mimo że ten co mnie przyprowadził był czyimś oprawcą? A może jednak zło do dobra prowadzić nie może?
Z kolei instytucja powinna zadać sobie pytanie o zachłyśnięcie się sukcesem i dawanie (może nadmiaru) przestrzeni charyzmatykom.

Dla uściślenia, A. nie był charyzmatykiem jak to się potocznie rozumie osoby z ruchu charyzmatycznego. Bardzo nawet od niego stronił i od ludzi z nim związanych. On miał tzw. osobowość charyzmatyczną, czyli dla niektórych niepowszednią, intrygującą, nietypową dla kleru.

Przyjmę jednak, że zdanie którego Pani użyła jest parafrazą, dość niefortunnie zresztą użytą, natomiast dalej nie wiem jaki kwantyfikator Pani użyła stosując właśnie takie a nie inne. Czy to jednak nie brzmi jak miękka obrona?

Przeraża mnie w tej dyskusji jedno. Kompletny brak autorytetów. Dlaczego toczymy dyskusję nad decyzją generała zakonu franciszkanów? Dlaczego pojawiają się wątpliwości co do jej zasadności ? Dlaczego właśnie w owej prawdzie o czynach ojca Antoniego nie chcemy stanąć?

Na to pytanie może niech każdy odpowie sobie sam. Serdeczności, pozdrawiam.

@Zbigniew Nosowski
Podtrzymuję zarzut o zakazywaniu pewnych pytań na tej podstawie, że Więź generalnie publikuje materiały na temat nadużyć seksualnych ludzi Kościoła z perspektywy ofiar. Jak kiedyś tu pisałem, wiedza przedstawiana w materiałach Więzi chociaż jest prawdziwa, to przez swoją jednostronność i brak wszystkich faktów trochę, ale tylko trochę, jednak zniekształca prawdę. Ponieważ Więź nie chce dostrzegać zjawiska instrumentalizowania ofiar dla celów “partykularnych”, te zniekształcenia mają swoje wielorakie konsekwencje. Tymczasem perspektywa ofiar to jest tylko jedna, nawet jeśli najważniejsza perspektywa. Wyklucza ona zadawanie ofiarom pytań badających prawdę, bo z założenia muszą mówić prawdę i nie przemilczają niczego, a po wielu latach wszystko pamiętają ze szczegółami. Stawianie pytań osobom zgłaszającym krzywdę uznajecie za atak na nie i czynicie osoby pytające współwinnymi krzywd, obciążając ich odium bycia zwolennikiem status quo w Kościele, w tym w zakresie (nie)wyjaśniania nadużyć seksualnych. Wolność wypowiedzi w tym zakresie ogranicza nie tylko hierarchia. Gdy próbowałem podjąć ten temat, zostałem przez dwóch stałych komentatorów “osadzony” w miejscu zarzutem wiktymizacji ofiar oraz łajdactwa – ot po prostu, moderator pozwolił na zmieszczenie obelgi nie zawierającej żadnego uzasadnienia. Ja w nawalankach udziału nie biorę, tylko zgodnie z kopernikańską zasadą “niemerytoryczny komentarz wypiera merytoryczny”, wycofuję się. To państwo odpowiadacie za ten brak doskonałości tego forum, przy wszystkich jego zaletach przewyższających co jest mi znane “na rynku”. To prawda, że upewnianie się o prawdomówności może być dla ofiar przykre (może taką ochroną powinny zostać objęte osoby niepełnoletnie lub niedojrzałe, albo z ranami jeszcze nie zabliźnionymi), ale jeżeli wszyscy powinny być objęci takim parasolem z uwagi na to, że 90% mówi prawdę (bo nie wyobrażam sobie innego uczciwego uzasadnienia), dopuszczamy w ten sposób (że użyję terminologii z prawa karnego) “w zamiarze ewentualnym” krzywdę osób pomówionych. Dla Więzi te ofiary nie są godne zainteresowania? Od kiedy idą za tym wysokie odszkodowania, w USA ruszyła fala pozwów cywilnych, z których ponad 40% jest oddalana, chociaż część prawdopodobnie z tego powodu, że po latach trudno o wiarygodną rekonstrukcję faktów. Innymi słowy, ufam waszym intencjom, nie ufam kompetencjom, żebym miał na słowo wierzyć, że przez wasze jednowymiarowe nastawienie nie przemknie się przypadek fałszywy, że zajmujecie się tylko przypadkami wiarygodnymi. Kwestionuję więc Pana argument oznaczony liczbą 1. A w konsekwencji upada argument nr 2, chociaż co do żadnego z omawianych na łamach Więzi przypadków nie mam wątpliwości.

Krytykowaną przeze mnie postawę Więzi, przy generalnej opinii pozytywnej, najlepiej ilustruje postawa wobec działalności tzw. komisji Terlikowskiego powołanej przez Dominikanów. Przy wszystkich jej zasługach, popełniono tam kilka poważnych błędów, zupełnie w tej pionierskiej działalności zrozumiałych. Powinny one zostać ustalone i być podstawą wyciągnięcia konstruktywnych wniosków dla innych takich komisji w przyszłości. Więź byłaby najlepszym, życzliwym recenzentem (najlepiej, gdyby sam przewodniczący komisji przeprowadził taką krytyczną analizę). Wybraliście metodę obrony tej komisji jak dominująca część hierarchii broni siebie – głównie przez ignorowanie znaków zapytania dotyczących niektórych jej założeń i części ustaleń. Domyślam się, że intencją była dbałość o jej dobre imię i nie osłabianie tej idei jako propozycji dla całego Kościoła. Tymczasem dorobek tej komisji jest dla obrońców status quo głównym argumentem, całkiem uprawnionym, przeciwko powoływaniu komisji mogących wyjaśniać przypadki nadużyć w diecezjach czy zakonach. Jestem zwolennikiem powoływania takich komisji, ale nie na wzór komisji Terlikowskiego, gdyby jej standardy miały być przeniesione jak 1:1 dla całego Kościoła polskiego. No, Kościołowi polskiemu póki co nic takiego nie grozi, zwłaszcza, jeżeli zwolennicy powołania takich komisji są w mniejszości, a na dodatek nie ma zgody między nimi. Więź takiej masy krytycznej za tym rozwiązaniem nie chce budować, skoro nie szuka punktów wspólnych z częścią katolików “trochę mniej otwartą”.

Natomiast wycofuję się z zarzutu nie dopuszczania przez Państwa do głosu obrony. Taką miałem ocenę, ale rzeczywiście, pozyskanie takiego głosu jest trudne, gdyż to tamta strona uchyla się przed zabieraniem głosu mimo zaproszeń, jak w przypadku Pana publikacji dot. ks.Dymera, czym zresztą uprawdopodobnia swoją winę.

Najpierw pytania, żebym zrozumiał, o co Panu chodzi;
1. Co to znaczy “brak wszystkich faktów” w naszych publikacjach? Jakie istotne fakty pominęliśmy??? W których publikacjach??? Bez konkretów nie da się o tym rozmawiać.
2. Co to znaczy: “Wyklucza ona zadawanie ofiarom pytań badających prawdę”??? Pan zadaje te pytania stale. My odpowiadamy, Pan zazwyczaj nie czyta odpowiedzi. Ale inni też im te pytania zadają. My nie kasujemy pytań. Kasujemy jedynie komentarze, które z góry obciążają osoby skrzywdzone MORALNĄ WINĄ za to, co się stało.
3. Co to znaczy w tym przypadku “jednostronność”? Słyszał Pan dobrze o opcji preferencyjnej Kościoła na rzecz ubogich. A czy słyszał Pan też o opcji preferencyjnej na rzecz skrzywdzonych? Jeśli tak, to co z niej ma, Pańskim zdaniem, wynikać dla takiego medium jak “Więź”? Czy opcję preferencyjną na rzecz ubogich też uważa Pan za jednostronność?
4. Czy cokolwiek o “Więzi” może świadczyć opinia dwóch stałych komentatorów wobec Pana – równie stałego komentatora???
5. Czy wreszcie Pan dostrzeże, że wielokrotnie mieliśmy do czynienia z zarzutami, które uznaliśmy za niewiarygodne? Wyjaśniałem, że zazwyczaj o nich nie piszemy publicznie, żeby się coś nie przylepiło przy okazji… Najlepiej znany wyjątek – zob. tutaj: https://wiez.pl/2021/03/18/ksiadz-oskarza-biskupa-o-mobbing-i-niemoralne-propozycje-biskup-odpowiada-to-jedno-wielkie-klamstwo/
Fragment mojej wypowiedzi: – Po uważnej analizie z trzech powodów uznałem jednak, że nie będziemy tych spraw dalej badać i opisywać. Po pierwsze, bardzo niski był poziom wiarygodności przekazanych nam materiałów. Po drugie, sposób komunikacji zarzutów ze strony informatorów wzbudzał poważne wątpliwości co do ich motywacji. Po trzecie, nie istniały żadne inne źródła, które choćby częściowo potwierdzałyby bardzo poważne zarzuty przekazywane przez informatorów.
*
Proszę o odpowiedzi. Inaczej się nie posuniemy w tej sprawie do przodu w dyskusji.