Jesień 2024, nr 3

Zamów

Rozliczalność. Doświadczenia z polskiego poligonu

Piuska biskupia. Fot. episkopat.pl

W ciągu dwóch lat watykańskie sankcje dotknęły około 1/10 wszystkich polskich biskupów. Nasi hierarchowie wstydliwie dzierżyli pod tym względem palmę pierwszeństwa pośród innych konferencji episkopatu. I choć kościelna rozliczalność jest na razie pozbawiona przejrzystości, to przełom już nastąpił.

Z kwestią rozliczalności w Kościele jestem związany bardzo osobiście. W roku 2019 szybka „kariera” słowa accountability – praktycznie nieznanego wcześniej w kościelnych dyskursach – uratowała moją tożsamość jako katolika.

A mówiąc dokładniej: uratowała ją nadzieja związana z tym, że skoro problem rozliczalności został mocno publicznie postawiony na poziomie Watykanu, to i rzeczywistość, jaka się za tym słowem kryje, nie może pozostać tylko sloganem – więc coś pozytywnego musi się wydarzyć. Dlatego rozmowa o rozliczalności to dyskurs nie tylko o ideach, lecz także o mnie. A jeszcze bardziej – o licznych znanych mi osobach, na których krzywdę trzeba pozytywnie odpowiedzieć.

Rok 2019 to czas, kiedy całkowicie utraciłem resztki nadziei, że reforma Kościoła jest możliwa w jakimś porozumieniu z urzędującym kierownictwem Konferencji Episkopatu Polski. Nie żebym wcześniej szczególnie mocno w to wierzył, ale przynajmniej były jeszcze jakieś podstawy, by tych nadziei całkowicie nie porzucać. W 2019 r. biskupi ponownie wybrali jednak ze swego grona – do pełnienia funkcji przewodniczącego, wiceprzewodniczącego i sekretarza generalnego – tercet, który kilka lat wcześniej wprowadził Kościół w Polsce na równię pochyłą1. Stało się oczywiste, że przez najbliższe kilka lat na istotną zmianę kursu liczyć nie można.

Nie oznaczało to jednak bynajmniej w moim przypadku porzucenia Kościoła ani, tym bardziej, wiary. Równocześnie bowiem miało miejsce kilka zdarzeń, które pozwoliły mi utwierdzić się w przekonaniu, że choć Kościół, do którego przynależę, jest realnie zdecydowanie nie taki, jak być powinien, to jest to przecież właśnie ten Kościół, w którym świadomie spotkałem Boga i za który chcę ponosić współodpowiedzialność. Dlatego wyjściem z problematycznej sytuacji wcale nie jest prywatyzacja wiary, którą zaczęło wybierać sporo innych osób, także mi bliskich, lecz stanowcze publiczne domaganie się od mojego Kościoła, żeby był Kościołem Chrystusowym, a nie korporacją chroniącą interesy swoich (niektórych) członków.

Nadzieja z watykańskiego szczytu

Spośród zdarzeń, o których tu piszę, jednym z najważniejszych – obok utworzenia Inicjatywy „Zranieni w Kościele” – było odkrycie rozliczalności jako nowej szansy działania na rzecz uchrześcijanienia Kościoła. Nie jest to szansa jedyna, rzecz jasna – bo z Kościołem najczęściej jest jak z rybą (psuje się od głowy) i równocześnie jak z trawą (rośnie od dołu) – trzeba więc przede wszystkim troszczyć się o podstawowe wspólnoty chrześcijańskiej przynależności. Ale nadzieja na realne wprowadzenie rozliczalności pozwoliła wierzyć, że można przynajmniej skuteczniej reagować na proces psucia się ryby.

Stało się to możliwe dzięki papieżowi Franciszkowi, który zwołał do Watykanu w lutym 2019 r. nadzwyczajne i bezprecedensowe spotkanie przewodniczących krajowych konferencji episkopatów z całego świata. W całości było ono poświęcone wyciąganiu wniosków dla Kościoła z globalnego kryzysu wykorzystywania seksualnego2. W „Więzi” w ekspresowym tempie przetłumaczyliśmy wtedy na język polski kluczowe referaty wygłoszone podczas watykańskiego spotkania i opublikowaliśmy je już w numerze wiosennym 2019 (obecnie są także w całości dostępne online)3.

Watykański szczyt został bardzo klarownie zbudowany wokół trzech kluczowych pojęć: odpowiedzialność, przejrzystość i rozliczalność. Każdemu z nich poświęcony był jeden dzień obrad. Ciekawe, że w Watykanie – choć przecież Kościół rzymskokatolicki „myśli po włosku” – posługiwano się trudno przetłumaczalnym angielskim pojęciem accountability. Nawet we włoskich tekstach wystąpień podawano termin angielski i opisowe włoskie tłumaczenie: „konieczność podlegania rozliczeniom”. Po prostu w języku włoskim (podobnie jak w polskim) pojęcie „rozliczalność” było praktycznie nieznane.

Rzecz jasna, trudności językowe z rozliczalnością miały w przypadku Kościoła głębsze uzasadnienie merytoryczne. Struktury tej instytucji wzorowane są przecież do dziś na modelu monarchicznym, gdzie władca jest suwerenem, który przed nikim z ludzi (poza papieżem) nie musi się rozliczać ani nie jest zobowiązany do jawności. Kryzys wywołany wykorzystywaniem seksualnym boleśnie obnażył słabości tego modelu – okazało się bowiem, że nawet w Kościele nie można liczyć na uczciwość i sprawiedliwość przełożonych.

Z Kościołem najczęściej jest jak z rybą (psuje się od głowy) i równocześnie jak z trawą (rośnie od dołu)

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Kluczowe wystąpienie na temat rozliczalności miał wtedy w Watykanie kard. Blaise Cupich, metropolita Chicago. Opublikowaliśmy je w „Więzi” pod tytułem Ewangeliczna rozliczalność w Kościele4. Przedstawił on nawet założenia konkretnych procedur, które powinny zostać wprowadzone w Kościele, m.in. zaangażowanie świeckich ekspertów, przejrzystość procedur zgłaszania skarg na działania biskupów i wyższych przełożonych zakonnych (w tym konieczność uruchomienia mechanizmów niezależnych od władz kościelnych), traktowanie osób wnoszących skargę z godnością i szacunkiem, powierzenie prowadzenia dochodzenia metropolicie, podejmowanie właściwych środków zapobiegawczych (łącznie z czasowym i publicznym odwołaniem oskarżonego z urzędu), precyzyjne określenie terminów i ich dotrzymywanie, informowanie wiernych (przy jednoczesnym poszanowaniu prywatności i dobrego imienia wszystkich osób), sprawne raportowanie do Stolicy Apostolskiej, pozostawienie ostatecznych decyzji papieżowi.

Watykański szczyt zakończył się zobowiązaniami ze strony papieża do wprowadzenia kolejnych instytucjonalnych rozwiązań mających wyrażać i wspierać politykę „zero tolerancji”. Warto przypomnieć, że to właśnie o tej zasadzie – tak często przywoływanej w Kościele przez kolejnych papieży – abp Marek Jędraszewski powiedział w marcu 2019 r. w siedzibie KEP, wkrótce po obradach watykańskiego szczytu, że ma ona „charakter w jakiejś mierze totalitarny”5.

Nowe możliwości

Zobowiązań płynących z Watykanu dotrzymano, przynajmniej na poziomie przepisów prawnych. Już na początku maja 2019 r. opublikowane zostało motu proprio Franciszka Vos estis lux mundi (dalej: VELM). Tym samym po raz pierwszy do prawa kanonicznego wprowadzono formalną procedurę umożliwiającą każdej osobie złożenie skargi na niektóre działania lub zaniechania hierarchów kościelnych (duchowni zostali do tego wręcz zobowiązani!). Ustanowiono także procedurę dalszego postępowania z takimi skargami. Uwzględniała ona znaczną część propozycji zgłoszonych w lutym przez kard. Cupicha.

VELM wraz z wcześniejszym o trzy lata motu proprio Come una madre amorevole (dalej: CUMA) stanowią do dziś fundament rozliczalności w Kościele. Dokument z roku 2016 wprowadził do prawa kanonicznego zasadę, że przełożeni kościelni mogą być usuwani z urzędu z powodu zaniedbań w dziedzinie ochrony osób małoletnich i bezbronnych dorosłych. Do odwołania biskupa – postanowił papież – wystarczy w takich sytuacjach wręcz „poważny brak sumienności”. W CUMA brakowało jednak bardziej precyzyjnych norm i kryteriów rozliczalności, niejako „aktów wykonawczych”. One pojawiły się wraz z VELM.

Uchwalone po watykańskim szczycie zasady weszły w życie bardzo szybko, bo już 1 czerwca 2019 r., czyli nawet bez miesięcznego vacatio legis. Wyraźnie w Watykanie uznano, że względy wizerunkowe wymagają szybkiego tempa działania.

Pojawiły się więc wtedy w Kościele nowe możliwości działania dla osób posiadających wiarygodne informacje o zaniedbaniach hierarchów. Do tej pory można było co najwyżej pisać listy z apelami lub z oburzeniem, ale – niezależnie od tego, do kogo były one adresowane i jak wielu było sygnatariuszy – okazywały się one pisywaniem na przysłowiowy Berdyczów6, czyli bez żadnej reakcji.

W rozmowie z Tomaszem Terlikowskim powiedziałem wówczas: „Wydaje mi się, że żyjemy w punkcie zwrotnym historii Kościoła. Oto – chyba po raz pierwszy od wielu setek lat – mamy jako świeccy prawną możliwość zainicjowania procesu kontroli postępowania biskupów. Papież Franciszek dał nam do tego narzędzia, wydając motu proprio Vos estis lux mundi. Wyznaczony jest tam nawet termin, w jakim skargi na przełożonych kościelnych mają być zbadane i załatwione. A to oznacza, że […] istnieje mechanizm kontrolny, który przewiduje możliwość braku dobrej woli ze strony biskupa (a że tak bywało, wiemy aż nadto dobrze). To jest bardzo ważne, bo umożliwia realne oddziaływanie, choć na razie bardzo ograniczone, na sposób sprawowania władzy w Kościele. Te mechanizmy dopiero się kształtują, ale dają nadzieję7.

Polska jako laboratorium

W tej sytuacji grzechem zaniedbania byłoby niekorzystanie z nowych możliwości prawnych. Osobiście miałem z VELM sporo przeżyć – i bezpośrednio zgłaszając do władz kościelnych zaniedbania hierarchów, i zeznając jako świadek w innych postępowaniach kanonicznych, a także – pośrednio – publicznie ujawniając haniebne mechanizmy krycia sprawców przestępstw stosowane przez niektórych biskupów.

Doświadczenie to pokazuje, że potwierdza się teza, iż prawo kanoniczne skuteczniej wymusza podejmowanie pewnych działań w Kościele niż apele i odwoływanie się do Ewangelii. Podsumowując swoje przygody z diecezją kaliską, już po ukaraniu przez Stolicę Apostolską dwóch jej kolejnych ordynariuszy, pisałem: „Sama publikacja artykułu o poważnych zaniedbaniach w Kaliszu nie wywołałaby w Kościele istotnej reakcji. Podobnie – prywatne listy do biskupów z prośbą o interwencję. Dzięki papieskiemu motu proprio Vos estis lux mundi, wprowadzającemu po raz pierwszy mechanizmy rozliczania hierarchów, mogłem natomiast złożyć formalne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez biskupa kaliskiego8.

Na takie zawiadomienie przewodniczący KEP musiał zareagować – w przeciwnym razie to jemu samemu można by postawić formalny zarzut na podstawie tych samych przepisów. Mechanizm zatem zadziałał. Werdykt był bardzo daleki od ideału przejrzystości, ale maleńki krok do przodu został wykonany. Działanie miało owoce także realne, a nie tylko symboliczne.

Rzecz jasna, zawiadomienia składali również inni. Nie jest znana ogólna liczba postępowań, jakie prowadzono w oparciu o VELM w sprawach polskich biskupów. Jak się wydaje – bo oficjalnie dostępnych informacji oczywiście nie ma – było ich co najmniej dwadzieścia. W maju 2022 r. pisał w Więź.pl Krzysztof Bramorski: „Nieproporcjonalnie duża część postępowań dotyczy Polski. Mówi się wręcz o swego rodzaju „laboratorium stosowania VELM” czy „poligonie doświadczalnym”, jakim stała się Konferencja Episkopatu Polski. BishopAccountability.org podaje, że ma informacje o 28 postępowaniach prowadzonych na całym świecie w oparciu o VELM, z czego 16 dotyczyło hierarchów z naszego kraju9.

Pół roku później Tomasz Krzyżak doliczył się co najmniej 18 postępowań dotyczących polskich hierarchów (on sam zresztą również składał formalne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez jednego z biskupów). Publicysta „Rzeczpospolitej” podaje, że „w 12 sprawach watykańskie dochodzenia potwierdziły przestępstwo wykorzystania lub zaniedbanie”10.

W sankcje nakładane na polskich hierarchów obfitowała zwłaszcza wiosna 2021 r. W ciągu trzech miesięcy – między 29 marca a 28 czerwca – ogłoszono wtedy komunikaty Stolicy Apostolskiej o ukaraniu siedmiu hierarchów11. W niektórych przypadkach formalnie mamy do czynienia z rezygnacją, ale wiadomo, że została ona wymuszona „z góry”.

Sankcje te dotyczyły kolejno: abp. Sławoja Leszka Głódzia, bp. Edwarda Janiaka12, bp. Jana Tyrawy, bp. Tadeusza Rakoczego, bp. Stanisława Napierały, bp. Stefana Regmunta i bp. Zbigniewa Kiernikowskiego. Kilka miesięcy wcześniej ukarany został najwyższy rangą hierarcha spośród wymienionych – kardynał Henryk Gulbinowicz. Później zaś do tej listy wstydu dołączyli abp Wiktor Skworc, bp Jan Szkodoń, abp Marian Gołębiewski, bp Stefan Cichy i bp Henryk Tomasik.

Byle do urodzin

Godne zapamiętania są zwłaszcza watykańskie wysiłki, aby zdążyć z dymisją biskupa legnickiego Zbigniewa Kiernikowskiego przed ukończeniem przez niego 75. roku życia (wtedy każdy biskup ma obowiązek złożenia na ręce papieża rezygnacji ze sprawowanego urzędu). Po kręgach kościelnych od dłuższego czasu krążyły informacje o dochodzeniu dotyczącym biskupa legnickiego prowadzonym przez metropolitę lubelskiego. Weryfikowano jego zaniedbania z czasów, gdy sprawował rządy w diecezji siedleckiej.

Gdy watykański werdykt był gotowy (kilka miesięcy przed wyczekiwanymi urodzinami), bp Kiernikowski złożył odwołanie od decyzji Kongregacji ds. Biskupów. W ten sposób miał nadzieję spokojnie dotrwać na stanowisku do 2 lipca 2021 r. Podejmował w diecezji liczne działania mające jednoznacznie wskazywać, że, owszem, odchodzi, ale wyłącznie ze względu na wiek.

Ostatecznie jednak Watykan postawił na swoim. Kiernikowski został przymuszony do złożenia rezygnacji ze sprawowanego urzędu 28 czerwca 2021 r., na dosłownie pięć dni przed datą 75. urodzin. Już następnego dnia (tempo zupełnie niespotykane!) diecezję legnicką objął nowy ordynariusz, bp Andrzej Siemieniewski.

Co ciekawe, do dziś wiele osób dobrze zorientowanych w sprawach kościelnych przekonanych jest, że bp Kiernikowski złożył rezygnację ze względu na wiek emerytalny. Ale trudno się temu dziwić, skoro komunikat o prowadzeniu dochodzenia w jego sprawie opublikowała archidiecezja lubelska, a nie nuncjatura – ta ostatnia napisała w swojej informacji jedynie o przyjęciu rezygnacji biskupa13.

Standard wyczekiwania „byle do 75. urodzin” wyznaczył hierarchom wyraźnie metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź. Choć mnożyły się wobec niego liczne zarzuty, on uparcie trwał na posterunku w samozadowoleniu. Odszedł na emeryturę w sierpniu 2020 r., żegnano go hucznie, a sankcje watykańskie dotknęły go dopiero w marcu 2021 r., gdy wiódł już żywot sołtysa w swojej rodzinnej wsi.

Analogicznie do emerytury postanowił dotrwać abp Wiktor Skworc. Ma on na sumieniu współodpowiedzialność za recydywę duchownego, o którym już wcześniej wiadomo było, że wykorzystuje seksualnie młodych chłopców. Metropolita katowicki jednak – najwyraźniej w porozumieniu ze Stolicą Apostolską – zrezygnował wyłącznie z funkcji pełnionych w KEP, ale pozostał na urzędzie w swojej archidiecezji.

Przemilczymy i prosimy o przemilczenie

Mieliśmy więc do czynienia z sytuacją bardzo znamienną. Czymś absolutnie bezprecedensowym był fakt, że oto w ojczyźnie Jana Pawła II w ciągu dwóch lat watykańskie sankcje dotknęły około 1/10 wszystkich biskupów. Polscy hierarchowie wstydliwie dzierżyli pod tym względem palmę pierwszeństwa pośród innych konferencji episkopatu (na drugim miejscu były Stany Zjednoczone). Nie twierdzę bynajmniej, że proceder chronienia sprawców przemocy seksualnej był w Polsce częstszy niż w innych krajach; to raczej możliwości, jakie otworzył VELM, pojawiły się w momencie, gdy w naszym kraju nabrzmiała potrzeba rozliczeń.

Znamienne jednak, że temat ten praktycznie nie pojawiał się w ogóle w wypowiedziach hierarchów, poza niekiedy abp. Wojciechem Polakiem, który jako delegat KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży wykazuje się największą w tym gronie wrażliwością na ludzką krzywdę. Poza tym dominowała postawa: „Przemilczymy i prosimy o przemilczenie”…

Polski „poligon doświadczalny” dobitnie pokazuje, że struktury kościelne – i w Watykanie, i w naszym kraju – rozliczalności jeszcze nie zinternalizowały. Robią to, do czego są zmuszone przepisami

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Zwłaszcza nikt z kierownictwa Konferencji Episkopatu Polski nie zabierał głosu. A wydawałoby się, że skoro aż tylu członków KEP jest niemal równocześnie karanych przez Stolicę Apostolską, to powinniśmy usłyszeć jakieś wyjaśnienie sytuacji od członków Prezydium. Nic z tego. Nawet nie usiłowano tłumaczyć zdezorientowanym wiernym, co się właściwie dzieje, że oto dziś w niesławie odchodzi urzędujący biskup, o którym jeszcze wczoraj wolno było mówić wyłącznie dobrze i z namaszczeniem…

Milczeli na ten temat i sami hierarchowie obkładani sankcjami (szczere przeprosiny jakoś się nie pojawiły), i ich bracia w biskupstwie – również ci skłonni do komentowania wielu wydarzeń, gdy trzeba i zwłaszcza gdy nie trzeba. Najwyraźniej ujawniona skala zjawiska krycia pedofilii przez polskich hierarchów nie była dla nich kwestią godną uwagi. A przecież oni sami przed ludem Bożym tłumaczyć się nie muszą…

Musieli się jednak tłumaczyć przed papieżem, gdy pojechali do Watykanu z wizytą ad limina apostolorum jesienią 2021 r. I tu wyszło szydło z worka. Okazało się bowiem, że przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski podczas spotkania z prefektem Kongregacji ds. Biskupów, kard. Markiem Ouelettem, poskarżył się na ciężki los hierarchów, wobec których zastosowano sankcje. Warto przypomnieć dłuższy passus ze szczerej wypowiedzi abp. Stanisława Gądeckiego dla Katolickiej Agencji Informacyjnej:

„W trakcie dzisiejszego spotkania w Kongregacji ds. Biskupów nie zabrakło uwag krytycznych dotyczących stanowiska Stolicy Apostolskiej wobec księży biskupów, którzy zostali obłożeni karami za niedociągnięcia, uchybienia czy zapomnienia w prowadzeniu spraw duchownych oskarżonych o pedofilię. A zostali do tego zobowiązani przez nową sytuację prawną, która się wytworzyła po 2019 roku.

Biskupi zwracali uwagę na dysproporcję między karami, które zostały nałożone na biskupa po wstępnym dochodzeniu i orzeczeniu trwałych kar wobec niego, a sytuacją pedofila, przestępcy, który po 5 latach wychodzi z więzienia i może swoje życie zacząć od nowa, z carte blanche. W przypadku biskupa mamy do czynienia jakby ze śmiercią cywilną oskarżonego hierarchy, który nie jest pedofilem. Jest on usuwany z urzędu, popada w infamię i zostaje jakby unicestwiony przez media.

Ksiądz kardynał był trochę zaskoczony tym moim głosem, ale potem zwrócił uwagę, że nie jest to nasza agresja w stosunku do Stolicy Apostolskiej, tylko postawienie pytania, czy to wszystko stosuje się według zasady proporcjonalności winy do kary – przyznał abp Gądecki. – Prosił mnie też o przekazanie mu naszych uwag i poinformował, że chce je wykorzystać w wypracowaniu stanowiska po trzech latach od promulgacji Vos estis lux mundi, kolejnego dokumentu, który będzie miał formę dojrzalszą – dodał arcybiskup14.

Całe szczęście, w nowelizacji VELM, ogłoszonej w 2023 r., Stolica Apostolska nie wdrożyła w życie propozycji szefa polskiego episkopatu15. Nie doceniono nowatorskiej koncepcji sprawiedliwości, wedle której pięć lat więzienia to kara lżejsza niż zalecenie nieobecności na publicznych celebracjach lub wydarzeniach…

Wystarczy „poważny brak sumienności”

Coś innego jednak abp Gądecki wskórał – po wizycie ad limina zdecydowanie spadł zapał instytucji watykańskich do badania zaniedbań polskich hierarchów. Znamienne, że do dziś nie zapadły żadne decyzje Stolicy Apostolskiej w dwóch sprawach urzędujących biskupów, które rozpoczęły się już kilka lat temu, a w których znane publicznie fakty nie pozostawiają wątpliwości, że wystąpiły tam poważne zaniedbania, a nawet manipulacje.

Pierwsza z tych spraw dotyczy abp. Andrzeja Dzięgi. W jego przypadku do nuncjatury w Warszawie wpłynęło kilka zgłoszeń (pierwsze jeszcze w 2020 r.). Prowadzone były dwa odrębne postępowania kanoniczne. Jedno dotyczyło zaniedbań z czasu, gdy Andrzej Dzięga był biskupem w Sandomierzu, w drugim analizowano już okres sprawowania przezeń rządów w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej16. Oba postępowania na szczeblu krajowym już dawno zostały zakończone, wciąż jednak nie ogłoszono ostatecznego watykańskiego werdyktu.

Druga sprawa ciągnie się od 2019 r. i dotyczy biskupa łowickiego Andrzeja Dziuby. Jego zaniedbania wiążą się m.in. z postępowaniem wobec duchownego z własnej diecezji, które prowadził przez sześć lat tak nieudolnie, że aż Stolica Apostolska zdecydowała, iż dochodzenie musi zostać rozpoczęte od nowa i przekazała jego prowadzenie do Gniezna, do abp. Wojciecha Polaka. Dopiero wtedy przesłuchano świadków wskazanych przez jednego z pokrzywdzonych17.

Brak decyzji w sprawach biskupów Dzięgi i Dziuby to oczywista szkoda dla Kościoła w Polsce i poważna skaza na wizerunku Stolicy Apostolskiej, kompromitująca kościelne procedury rozliczalności

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

W przypadkach obu biskupów mamy więc do czynienia z poważną przewlekłością postępowania. Nijak się to ma do krótkich terminów wskazywanych w Vos estis lux mundi. Prawdopodobnie obaj hierarchowie wykorzystują wszelkie dostępne sposoby, aby przedłużać bieg sprawy. Uprawnienia osoby oskarżonej o zaniedbania też muszą być w postępowaniu respektowane, a adwokatom łatwo przekształcić je w grę na zwłokę. Mam na myśli choćby zgłaszanie dużej liczby nowych własnych świadków, przeciąganie czasu na zapoznanie się z przedstawionymi materiałami, a na późniejszym etapie – składanie odwołań do kolejnych instancji watykańskich.

Cała sytuacja prowadzi jednak do ośmieszenia procedur rozliczalności hierarchów. Przecież, przypomnijmy, zgodnie z Come una madre amorevole do usunięcia z urzędu wystarczy „poważny brak sumienności” biskupa w kwestii wykorzystywania seksualnego osób małoletnich lub bezbronnych dorosłych, „nawet jeśli nie było w tym jego poważnej winy moralnej”18. W odniesieniu do postawy abp. Dzięgi w sprawie ks. Dymera „poważny brak sumienności” to natomiast określenie najłagodniejsze z możliwych.

Patrząc z perspektywy krajowej, brak decyzji Watykanu w sprawach biskupów Dzięgi i Dziuby to oczywista szkoda dla Kościoła w Polsce i poważna skaza na wizerunku Stolicy Apostolskiej. Niezdolność doprowadzenia do wiążącego werdyktu kompromituje kościelne procedury rozliczalności.

Rozliczalność bez przejrzystości

Sęk jednak w tym, że również dykasterie kurii rzymskiej wcale nie są przejęte rozliczalnością, co słusznie wskazuje Tomasz Krzyżak w tytule swego artykułu: Stolica Apostolska karze po cichu. Sankcje dla polskich biskupów są, ale nie ogłasza się ich publicznie19.

Polski „poligon doświadczalny” VELM dobitnie pokazuje, że struktury kościelne – i w Watykanie, i w naszym kraju – rozliczalności jeszcze nie zinternalizowały. Robią to, do czego są zmuszone przepisami, ale większość wysiłku wyraźnie wciąż wkłada się w wymyślanie takich sankcji, które nie będą zbyt dotkliwe dla zainteresowanych, ale można je przedstawić jako bolesne, oraz w projektowanie komunikatów, które z czasem mówią coraz mniej.

Podobnie jest ze stosowaniem VELM w innych krajach. W publikacjach zagranicznych podsumowujących doświadczenia z rozliczalnością powtarzają się analogiczne wnioski jak z Polski: lekceważenie osób pokrzywdzonych, brak przejrzystości, brak informacji o wynikach postępowania i powodach nałożenia sankcji, tajemniczość otaczająca wszystkie sprawy, brak niezależności organów prowadzących postępowanie20, nieuwzględnianie świeckich specjalistów, brak spójnej polityki informacyjnej ze strony Stolicy Apostolskiej, niedotrzymywanie obowiązujących terminów.

Myślę, że w najbliższej przyszłości potrzeba w tym zakresie głębszego powiązania prawa kanonicznego z teologią. Aktualne rozwiązania biorą się przecież z uznawania, że następców apostołów nie można rozliczać przed ludźmi. Skoro są namaszczeni przez Boga, to mogą być rozliczani tylko przez papieża, zaś ludowi Bożemu nic się w tym zakresie nie należy. Ale przecież nawet jeśli obecnie wierni nie uczestniczą aktywnie w procesie wyboru biskupa, to jednak jest on wyświęcany dla wspólnoty Kościoła, której ma służyć, a nie dla samego siebie21. Stajemy też wobec pytania: skąd właściwie pochodzi władza w Kościele – tylko z góry, od biskupa Rzymu, czy także z dołu, z ludu Bożego?

„Tym więcej od niego żądać będą”

Opisywany na tych łamach wielokrotnie koniec Kościoła, jaki znamy, oznacza także koniec znanego nam modelu władzy w Kościele. Dotychczasowy model i strukturalnie, i teologicznie skłaniał przełożonych do chronienia sprawców wykorzystywania seksualnego. W efekcie Kościół stawał się zaprzeczeniem samego siebie – był dla osób skrzywdzonych nie znakiem zbawienia, lecz źródłem dodatkowej udręki.

Dzisiejszy model władzy w Kościele w oczywisty sposób naśladuje dawne rozwiązania ustrojowe świeckich społeczeństw, więc i nowy model powinien mądrze czerpać z dobrych wzorców władzy świeckiej. Do tych wzorców z pewnością należy wprowadzanie zasad i procedur rozliczalności (a także np. ustanowienie Rzecznika Praw Osób Skrzywdzonych w Kościele na wzór RPO22).

Powyżej pisałem tylko o rozliczaniu biskupów. Ale przecież rozliczalność w Kościele nie może dotyczyć jedynie hierarchów ani tylko spraw związanych z wykorzystywaniem seksualnym. Piszemy o tym więcej w sąsiednich tekstach tego numeru „Więzi”. Tu warto tylko zwrócić uwagę na znaczący aspekt w nowelizacji VELM, jakim jest możliwość stosowania procedur tego dokumentu także w odniesieniu do przemocy seksualnej ze strony świeckich katolików, którzy sprawują w Kościele jakieś powierzone funkcje. Na razie dotyczy to jedynie liderów (moderatorów) międzynarodowych stowarzyszeń wiernych, aprobowanych lub utworzonych przez Stolicę Apostolską, z pewnością jednak trzeba będzie poszerzyć tę grupę. Słusznie bowiem przyjęto w tej nowelizacji założenie, że rozliczać trzeba tych, którym powierza się odpowiedzialność za działania podejmowane w imieniu wspólnoty Kościoła, niezależnie od tego, czy posiadają święcenia kapłańskie.

Tym samym myślenie o rozliczalności – choć to pojęcie wciąż nowe w Kościele – sięga do swego biblijnego uzasadnienia: „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12,48). Analogicznie biblijnym fundamentem przejrzystości w Kościele mogą być ewangeliczne słowa: „Wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach” (Łk 12,3).

Wesprzyj Więź

Jeśli chcemy naprawdę szyć nowe bukłaki Kościoła przyszłości, to trzeba je łączyć mocną nicią rozliczalności. Pierwsze cztery lata doświadczeń pokazują, że choć na razie kościelna rozliczalność jest wciąż pozbawiona przejrzystości, to przełom już nastąpił.


1 Zob. Z. Nosowski, Kościół na równi pochyłej, Więź.pl, 4.10.2018, www.wiez.pl/2018/10/04/kosciol-na-rowni-pochylej [dostęp: 3.09.2023]; tenże, Jest źle. O kryzysach naszego Kościoła, „Więź” 2020, nr 3.
2 Zob. Z. Nosowski, Myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem…, „Więź” 2019, nr 1.
3 Tamże. Dostęp online: www.wiez.pl/tag/kosciol-rozliczalny-i-przejrzysty [dostęp: 3.09.2023].
4 Tamże. Por. www.wiez.pl/2019/04/24/ewangeliczna-rozliczalnosc-biskupow [dostęp: 3.09.2023].
5 Zob. Abp Jędraszewski: Kościół musi być nieskazitelnie stanowczy w walce, Gość.pl, 14.03.2019, www.gosc.pl/doc/5393926 [dostęp: 30.08.2023].
6 Zob. np. Z. Nosowski, Z Gdańska na watykański Berdyczów, czyli kalendarium działań bezowocnych, Więź.pl, 12.08.2020, www.wiez.pl/2020/08/12/z-gdanska-na-watykanski-berdyczow-czyli-kalendarium-dzialan-bezowocnych [dostęp: 3.09.2023].
7 Rozmowa przeprowadzona w roku 2019, opublikowana w: T. Terlikowski, Tylko prawda nas wyzwoli. Przyszłość Kościoła katolickiego w Polsce, Warszawa 2020 (w książce omyłkowo podano datę 2016), s. 60.
8 Z. Nosowski, Warto było. Choć nieidealnie, w sprawie bp. Napierały mechanizm zadziałał, Więź.pl, 25.06.2021, www.wiez.pl/2021/06/25/warto-bylo-choc-nieidealnie-w-sprawie-bp-napieraly-mechanizm-zadzialal [dostęp: 3.09.2023].
9 K. Bramorski, Trzy lata rozliczalności biskupów, Więź.pl, 28.05.2022, www.wiez.pl/2022/05/28/vos-estis-lux-mundi-trzy-lata [dostęp: 3.09.2023]. Autor przedstawiał tam również własne postulaty zmiany obowiązujących procedur.
10 T. Krzyżak, Stolica Apostolska karze po cichu. Sankcje dla polskich biskupów są, ale nie ogłasza się ich publicznie, „Rzeczpospolita” 9.10.2022.
11 Z. Nosowski, „Wyniosłych złożył z tronu”. Po watykańskich karach dla siedmiu biskupów, Więź.pl, 2.07.2021, www.wiez.pl/2021/07/02/wynioslych-zlozyl-z-tronu [dostęp: 3.09.2023].
12 Z. Nosowski, Głódź, Janiak i Al Capone, Więź.pl, 30.03.2021, www.wiez.pl/2021/03/30/glodz-janiak-i-al-capone [dostęp: 3.09.2023].
13 Komunikat archidiecezji lubelskiej dotyczący bp. Kiernikowskiego: archidiecezjalubelska.pl/blog/komunikat-archidiecezji-lubelskiej/ [dostęp: 3.09.2023]. Komunikat nuncjatury: www.nuncjatura.pl/2021/06/28/legnica-bp-zbigniew-kiernikowski-przechodzi-na-emeryture-bp-andrzej-siemieniewski-nowym-biskupem-legnickim [dostęp: 3.09.2023]. Charakterystyczne, że na stronie internetowej KEP lubelski komunikat nosi „wiele mówiący” i „bardzo zachęcający do lektury” tytuł: Komunikat archidiecezji lubelskiej – zob. www.episkopat.pl/komunikat-archidiecezji-lubelskiej [dostęp: 3.09.2023].
14 Podczas ad limina o wykorzystywaniu seksualnym, postawach duchownych i wypaczeniach wiary, www.ekai.pl/podczas-ad-limina-o-wykorzystywaniu-seksualnym-postawach-duchownych-i-wypaczeniach-wiary [dostęp: 31.08.2023].
15 Nie opisuję tu szczegółów nowelizacji, gdyż nie zmieniła ona istotnie procedur opisywanych w niniejszym artykule. W portalu Więź.pl nowy VELM komentował Krzysztof Bramorski: Papież Franciszek: Koniec prowizorki w rozliczaniu biskupów, Więź.pl, 27.03.2023, www.wiez.pl/2023/03/27/papiez-franciszek-koniec-prowizorki-w-rozliczaniu-biskupow [dostęp: 11.09.2023].
16 Pisałem o tym szczegółowo w cyklu obszernych reportaży śledczych pod wspólnym tytułem Przeczekamy i prosimy o przeczekanie – zob. www.wiez.pl/tag/przeczekamy-i-prosimy-o-przeczekanie. Stawiałem tam udokumentowaną tezę, że w trwającym ponad ćwierć wieku postępowaniu w sprawie ks. Dymera „kolejni metropolici szczecińscy oraz metropolita gdański – jako zwierzchnicy kościelnych struktur sądowych – zamienili wymierzanie sprawiedliwości w uporczywe i długotrwałe nękanie skrzywdzonego człowieka”. Przez 12 lat obecny metropolita szczecińsko-kamieński roztaczał także parasol ochronny nad ks. Dymerem. Proces kanoniczny miał trwać w nieskończoność, zaś brak wyroku drugiej instancji pozwalał abp. Dziędze na dalsze traktowanie Dymera jako formalnie niewinnego, a tym samym swobodne korzystanie z jego biznesowej obrotności. Mało tego, metropolita szczeciński usiłował rozciągnąć parasol ochronny nad Dymerem aż po Watykan. To na zaproszenie abp. Dzięgi kard. Gerhard Ludwig Müller, ówczesny szef watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, miał być w Szczecinie gościem honorowym uroczystości organizowanej przez człowieka, który w jego kongregacji miał od 13 lat status oskarżonego.
17 Zob. „Tu może być jakieś nasze zaniechanie”. Biskupi łowiccy przez ponad 25 lat kryli księdza, który molestował ministrantów, Więź.pl, 28.08.2020, www.wiez.pl/2020/08/28/tu-moze-byc-jakies-nasze-zaniechanie-biskupi-lowiccy-przez-ponad-25-lat-kryli-ksiedza-ktory-molestowal-ministrantow [dostęp: 3.09.2023].
18 Franciszek, motu proprio Come una madre amorevole, art. 1 § 2 i 3, www.wiez.pl/2016/06/05/list-apostolski-motu-proprio-come-una-madre-amorevole-jak-kochajaca-matka [dostęp: 3.09.2023].
19 T. Krzyżak, Stolica Apostolska…, dz. cyt.
20 Tu dobrym przykładem jest postępowanie dotyczące szczecińskich zaniedbań abp. Dzięgi. Prowadził je na zlecenie Stolicy Apostolskiej biskup pelpliński Ryszard Kasyna. Sęk w tym, że obaj panowie doskonale się znają, są kolegami po fachu jako kanoniści. Kasyna jest obecnie przewodniczącym Rady Prawnej KEP, a jego poprzednikiem był Dzięga. To nie musi oznaczać, że bp Kasyna jest stronniczy, ale z pewnością nie jest niezależny.
21 Więcej na ten temat – w rozmowie z prof. Myriam Wijlens.
22 To jeden z postulatów zgłaszanych od 2020 r. przez Inicjatywę „Zranieni w Kościele”. Zob. Być głosem skrzywdzonych. Rekomendacje Inicjatywy „Zranieni w Kościele”, Więź.pl 21.04.2020, www.wiez.pl/2020/04/21/byc-glosem-skrzywdzonych-rekomendacje-inicjatywy-zranieni-w-kosciele [dostęp: 3.09.2023].

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” jesień 2023 jako część bloku tematycznego „Rozliczalność w Kościele”.
Pozostałe teksty bloku:
„Synodalność oznacza także rozliczalność”, Myriam Wijlens w rozmowie ze Zbigniewem Nosowskim
„Koszty złej władzy ponosi cała wspólnota Kościoła”, Monika Białkowska, Ignacy Dudkiewicz, Józef Majewski w rozmowie z Sebastianem Dudą i Zbigniewem Nosowskim

Podziel się

2
Wiadomość

„I choć kościelna rozliczalność jest na razie pozbawiona przejrzystości, to przełom już nastąpił.”

Chciałbym się móc zgodzić z autorem, ale tym razem nie mogę. Przykład celowego nierozliczenia abp. Skworca w sytuacji ewidentnej pokazuje, że to już koniec nie tylko przełomu ale i wszelkich rozliczeń. Są tacy, którzy wierzą że ostatnia afera to jednocześnie ostatni gwizdek na rozliczenie bp. Kaszaka. Obawiam się jednak, że zupełnie nic się nie wydarzy (poza karami dla uczestników, które w jakiejś mierze już zapadły) i papierek lakmusowy rozliczeń pozostanie czysty jak tabula rasa…

Jaki przełom? Świeccy milczą! I to wszędzie! Nikogo nic nie obchodzi, nadal pozostają na swych stołkach skompromitowani biskupi i nikomu ten fakt tak przez lata jak i teraz nie przeszkadza. Świeccy boją się odezwać! I to ponoć w dobie synodu…. a co chce ten synod to okaże sie w tym miesiącu… Watykan w oparach absurdu za obecnego pontyfikatu.. VELM jest a jakoby go nie było tam w kongregacjach…milczenie jak widać jest złotem w ustach świeckich w Polsce.

Jeśli VLEM jest naprawdę przełomem, to oznacza bardzo nisko zawieszoną poprzeczkę dla tych spod Znaku, Któremu Sprzeciwiać Się Będą.
Można obniżać wymagania, ale ktoś kiedyś powiedział, żeby wymagać nawet jakby inni nie wymagali.

Światło Świata zgasło, a sól nawet nie tyle utraciła smak, co się rozpuściła.

Gdyby nie wynalazek Cywilizacji Śmierci pod zarządem Księcia Ciemności, jakim są media, do dzisiaj świat mógłby nie wiedzieć o cierpieniach dzieci z rąk następców apostołów.

PS. Dla Pana, Panie Zbigniewie mam ogromny szacunek za walkę o pokrzywdzonych. Jednak po lekturze tego tekstu miałem wrażenie jakbym słuchał nauczyciela, który cieszy się, że jego najgorszy uczeń w końcu po miesiącach żmudnych starań opanował tabliczkę mnożenia.

Dziękuję za szacunek. Ale obstaję przy swojej tezie. I dziwi mnie Pańskie rozumienie pojęcia „przełom”
Nie było wcześniej żadnej rozliczalności. Teraz jest, choć kulawa i ślepa. Czy nie na tym właśnie polega przełom, że możliwe staje się coś, co było niemożliwe? A potem jest ciąg dalszy…
Używając Pańskiej metafory poprzeczki. Wcześniej nie było żadnej poprzeczki (nie można było zaskarżyć hierarchy, a on nie musiał się rozliczać), teraz się pojawiła. I będzie podnoszona. Nie mamy teraz globalnie do czynienia z obniżaniem wymagań, tylko z ich oczywistym podwyższaniem.
Pan wydaje się natomiast zakładać, że z przełomem mamy do czynienia dopiero wtedy, gdy dawniej było źle, a teraz jest tylko dobrze. Tak to nigdy nie będzie w żadnej społeczności.
Kolejna Pańska metafora właściwie jeszcze lepiej pokazuje różnicę podejścia między nami. Zły byłby to nauczyciel, który by się nie cieszył ze swym najmniej zdolnym (bo nie najgorszym!!!) uczniem jego osiągnięciami. A co – ma na niego nakrzyczeć, że tyle czasu mu zajęło opanowanie tabliczki mnożenia?

Jest rozliczalność? Gdzie! W Szczecinie, Gdańsku, Poznaniu, Krakowie? Katowicach? Może o czymś nie wiem, coś mi umknęło?

Myślę, że rozbieżność naszych ocen wynika z przyjmowania innych punktów wyjścia. Pan odnosi się do sytuacji rzeczywistej, zastanej. Zgadzam się, że jeśli chcemy porównywać to co jest do tego co było kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu albo jeszcze dawniej, to można mówić o pewnym postępie.

Dla mnie jednak punktem odniesienia do oceny działalności kościoła nie jest wybrany stan z nowożytnej przeszłości, tylko ten deklarowany i niesiony na sztandarach. Do opisania siebie i swojej misji kościół używa pięknych i wzniosłych określeń. Z nauczania papieży i biskupów wylewają się magisteria, prymaty, sukcesje apostolskie i boże asystencje. Powołując się na autorytet Stwórcy Wszechświata katolicka wierchuszka z podziwu godną precyzją dyktuje ludziom co, z kim i jak mogą robić, a za co grozi im wieczna kara.

Od takiej instytucji oczekuję dużo, dużo więcej niż zdjęcie ze stołka kilku funkcjonariuszy przed emeryturą.

Możliwe, że spieram się tylko o słowo, ale w moim odczuciu „przełom” nacechowany jest pozytywnie i niepotrzebnie wprowadza nadmierny optymizm.

Przykład z nauczycielem i uczniem nie był zbyt udany, ale spróbuję pociągnąć dalej.
Ów uczeń jest dzieckiem wybitnych naukowców, a nauczyciel przed wzięciem go pod swoje skrzydła nasłuchał się od rodziców o wyjątkowych jego zdolnościach. Jeśli taki uczeń będzie przyswajał materiał dużo wolniej od tego przeciętnego, to nauczyciel ma prawo czuć rozczarowanie.

Serdecznie dziękuję, teraz rozumiemy się lepiej.
Kwestią zasadniczą jest oczywiście, że – powtarzam myśl Karla Rahnera, którą już tyle razy powtarzałem, iż jest dla nie oczywista jak 2×2, więc nie widzę powodu, by o tym przypominać w każdym tekście – że Kościół, jako instytucja, która tak wiele wymaga od innych, najwięcej powinien wymagać od samego siebie.
Natomiast na takim ogólnym poprzestać nie można, jeśli się chce coś zmienić, a nie tylko stać z boku i narzekać. Zgodnie z zasadą protopii (zob. https://wiez.pl/2023/03/28/koscielna-protopia/) – warto myśleć o tym, żeby jutro było choć trochę lepiej. I działać w tym kierunku.
Od lat powtarzam: w tej kwestii nie ma we mnie żadnego optymizmu. Ale jest nadzieja (to zupełnie co innego niż optymizm).

Czuję się w podobnej sytuacji i po podobnych wyborach, z tym, że jeszcze nie straciłem nadziei na zmiany. I to rzutuje na wiele innych wyborów niż pańskie. Przypuszczam, że Pan w kolejnym zburzeniu świątyni widzi mimo wszystko szansę. Ja wierzę, że po zburzeniu będzie dalej życie dla Kościoła, ale nie dla mnie. Więc bronię status quo, w którym też mi jest ciężko, bo widzę to samo.

Z całokształtu publicystyki Pana i opiniotwórczych dla środowiska osób np. p.Sebastiana Dudy. Z tego, że wybrał Pan bardziej dawanie świadectwa swoich przekonań zamiast racjonalnego prowadzenia „polityki” wewnątrzkościelnej zmierzającej do zmian, czego przykładem było kilka lat temu udzielenie poparcia akcji „Przekażmy sobie znak pokoju”, co osłabiło wpływ środowiska Więzi na katolików „głównego nurtu” (ówczesna nasza wymiana komentarzy jest nadal aktualna https://wiez.pl/2016/09/14/oswiadczenie-szacunek-przede-wszystkim/), albo szlachetne, ale przynajmniej krótkoterminowo mało efektywne (to nie zarzut) nie lawirowanie ws. sporu o księdza Lemańskiego. Doprecyzuję, że chodzi mi o zmiany ewolucyjne z udziałem hierarchii, a nie wbrew niej, bo to będzie rewolucja, zniszczenie. Z Pana publicystyki wyciągam wniosek, że w ewolucyjne zmiany Pan nie wierzy. Ale nie insynuuję, że chce Pan zniszczenia.

Nieprawda, nie uciekłem, bo podałem dwa praktyczne przypadki (a myślę, że gdybym miał czas znalazłbym ich więcej) świadczące o rezygnacji środowiska Więzi ze zmian poprzez uczestnictwo w strukturach Kościoła. Owszem, można te struktury kruszyć, jak to Państwo robicie (nie czynię z tego zarzutu etycznego, bo rozumiem, że oceniacie je za poważnie skażone złem) i tak zmieniać Kościół. Tyle że to jest proces, który lubi wymykać się spod kontroli i kończy się na zniszczeniach, a co nowego na ich miejsce powstanie to nie ma wielkiego wpływu. W Holandii jest ustawa, która zabrania wykorzystywania budynków szpitalnych starszych niż chyba 30 lat, tylko nakazuje je wyburzać i budować nowe, bo uznaje się, że nie można ich odkazić skutecznie. Oceniam, że tak widzi zmiany Więź. Z czego nie wyprowadzam wniosku, że ci, którzy angażują się w zmiany razem z hierarchią będą skuteczni. Historia pokazuje wiele rozmaitych przypadków.

Ależ przykładów wejścia w spór z hierarchią kościelną czy wręcz ujawniania jej skrywanych przewin jest u nas bez liku. Ale Pan zarzuca mi porzucenie nadziei na zmiany w Kościele. To jest co innego.
Musiał tu Pan czytać co najmniej kilkanaście razy moją deklarację, że moja nadzieja jest pozbawiona optymizmu. Można to różnie oceniać, ale nie można twierdzić, że nie mam nadziei. Ona jest, co widać także w tym tekście, pod którym Pan pisze (wnioskuję, że bez jego znajomości) – a także w innych reakcjach, że jest jej tu jakoby za dużo.

Dobrze, daję wiarę. Pisałem, jak uczciwie odbierałem Pana publicystykę, może rzeczywiście patrząc przez jakieś swoje filtry.

Wracam do odpowiedzi, bo tak drobiazgowo „czepia się” się Pan naturalnych w tym kontekście uproszczeń, że prewencyjnie doprecyzowuję, iż nie zarzucam Więzi niechęci do zmian, bo musiałbym was uznać za lokujących się na prawo od Marka Jurka. Chcecie zmian tak głębokich, że bez wstrząsów Kościoła są one niemożliwe. Nie przesądzam teraz, czy nie macie racji.