Zima 2024, nr 4

Zamów

Zrozumieć bezbronnych

Fot. Velizar Ivanov / Unsplash

W relacjach skrzywdzonych kobiet często powtarzają się słowa „czułam się jego własnością”. Manipulatorzy w sutannach psychicznie i duchowo obezwładniają swe ofiary, korzystając z sakralnego autorytetu instytucji kościelnej, która udziela im władzy duchowej nad wiernymi.

– On postrzegany był przez was jako ten, co dyma panienki, a nie interesowało was, co zrobił z naszym duchem i rozumem. On ukradł mi to, co święte – te słowa nie dają mi spokoju od chwili, gdy je usłyszałem. Wypowiedziała je pod adresem władz zakonu kobieta, która jako studentka doświadczyła przemocy psychicznej i duchowej w duszpasterstwie akademickim. Duszpasterz, któremu zaufała i za którego wskazaniami poszła, zniszczył jej psychikę i sumienie, wypaczył jej obraz Boga, a także wykorzystywał seksualnie jej koleżanki.

Po latach odzyskiwała swą godność i dojrzała do rozmów z przedstawicielami zgromadzenia, które tolerowało w swym klasztorze takie praktyki. W dosadnych słowach zwróciła uwagę na fakt podstawowy: zakonnicy wiedzieli o niemoralnych zachowaniach swego współbrata (a przynajmniej się ich domyślali), lecz nie reagowali na nie. Traktowali je bowiem jako słabość czy grzech, ale nie przestępstwo.

Dlaczego tak myśleli? Odpowiedź jest prosta: kobiety, których sprawa dotyczyła, były dorosłe. Cokolwiek się zatem działo między nimi a zakonnikiem-duszpasterzem, było przez współbraci uważane co najwyżej za grzech przeciwko szóstemu przykazaniu. A grzech należy wyznać na spowiedzi, obiecać poprawę, odprawić pokutę – i człowiek jest już przed Bogiem ponownie czysty jak łza…

Tymczasem koszmarne zło, które miało miejsce w tej relacji, dotyczyło nie tylko naruszenia intymności i łamania zasad moralnych, lecz także spustoszenia sfery psychicznej i duchowej przez duszpasterza obdarzonego autorytetem Kościoła i zakonu. „To, że on zrobił nam krzywdę fizyczną czy dobierał się do naszych ciał, to już była wisienka na torcie, to był tylko efekt tego, co nam wszystkim zrobił psychicznie” – wyznała jedna z kobiet cytowanych w raporcie komisji badającej postępowanie dominikanów wobec Pawła M.

Przywracanie ładu świata

Podobnych wypowiedzi będzie w tym tekście nieco więcej. Wszystkie pochodzą od osób, które doświadczyły – mówiąc językiem papieża Franciszka – nadużyć sumienia, autorytetu i seksualnych po ukończeniu 18. roku życia. Od kilku lat wreszcie mówi się o nich w Kościele. Określane są mianem bezbronnych dorosłych – osób, które z różnych powodów nie były w stanie bronić się przed agresorem wykorzystującym swój instytucjonalny lub duchowy autorytet.

Nie podaję w tym artykule żadnych nazwisk sprawców, nazw diecezji czy zakonów, nawet gdy są one dobrze znane publicznie – chodzi mi bowiem tym razem nie o omawianie poszczególnych przypadków, lecz o naszkicowanie mechanizmów stosowanych przez sprawców, które doprowadzają do tego, że dorosła osoba w imię jakiegoś „dobra” nie jest w stanie protestować przeciwko wciąganiu jej w czeluść zła, że dopuszcza do łamania zasad, w które przecież głęboko wierzy i które wewnętrznie akceptuje.

Chodzi więc w istocie o próbę zrozumienia, na czym w takich sytuacjach polegają przemoc psychiczna i przemoc duchowa oraz z jakimi długofalowymi konsekwencjami się to wiąże. Chodzi o zrozumienie bezbronnych.

Sporo przytaczanych przeze mnie wypowiedzi sam słyszałem, towarzysząc – czasem jako dziennikarz, częściej jako bratnia dusza – osobom w różny sposób zranionym w Kościele. Korzystałem także z publikowanych opracowań. Wiele z nich pojawiło się w ostatnich latach na łamach serwisu internetowego Więź.pl, m.in. cytowane niżej teksty Pauliny Guzik czy Tomasza Terlikowskiego1. Bezcennym, a wciąż niestety słabo znanym, źródłem zarówno opisu takich doświadczeń, jak i ich analizy psychologicznej, teologicznej i prawnej pozostaje wspomniany raport dominikański.

Z całego serca dziękuję wszystkim osobom, które – w przeróżnych okolicznościach i sytuacjach – zaufały mi oraz innym autorkom i autorom na tyle, że wpuściły nas do swego wnętrza, opowiedziały swoje historie, podzieliły się koszmarnymi wspomnieniami. Dla nich mówienie na ten temat ma sens głównie jako przestroga dla innych osób, które mogą się znaleźć w podobnej sytuacji, jako próba zdrowienia i kolejny krok ku przywracaniu właściwego ładu świata. Dla wszystkich innych – w tym dla mnie – jest to lekcja człowieczeństwa i chrześcijaństwa, nauka wrażliwości na możliwe krzywdy, o których jeszcze niedawno tak mało się wiedziało i mówiło.

Zaczyna się od nadużycia zaufania

Na numer telefonu wsparcia Inicjatywy „Zranieni w Kościele” (800 280 900, czynny w każdy wtorek w godzinach 19–22) coraz częściej dzwonią osoby, które opowiadają o doświadczeniu głębokiej krzywdy, jaka miała miejsce już po 18. roku życia2. Również kościelni delegaci ds. ochrony dzieci i młodzieży w ostatnich latach stali się w praktyce – bez oficjalnej zmiany nazwy swej funkcji – delegatami ds. wykorzystywania seksualnego, niezależnie od wieku, w jakim były osoby pokrzywdzone, gdy dotknął je ten dramat. Prawdopodobnie publiczne dyskusje o przemocy seksualnej wobec małoletnich zachęcają inne osoby uświadamiające sobie własne krzywdy do dzielenia się swymi doświadczeniami oraz szukania wsparcia i sprawiedliwości.

Sytuacji bezbronnych dorosłych w Kościele wiele osób wciąż jednak nie rozumie, nie może pojąć, jak to się dzieje, że pełnoletni ludzie nie umieją w sytuacjach zagrożenia i naruszenia granic własnej intymności po prostu odmówić, kopnąć sprawcy w krocze albo dać mu w twarz. Co ich tak paraliżuje, że nie potrafią krzyczeć na tyle głośno, by ktoś przybiegł na pomoc? Dlaczego są bezbronni, choć są dorośli? Spytałem o to dr Barbarę Smolińską, psychoterapeutkę i superwizorkę Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, szefową Pracowni Dialogu, współtwórczynię Inicjatywy „Zranieni w Kościele”.

Moja rozmówczyni widzi możliwe wyjaśnienia sytuacji bezbronnych dorosłych na wielu płaszczyznach. Zaczyna jednak od wskazania tego, co tkwi po stronie sprawców i struktury kościelnej.

– Najpierw spójrzmy na sprawców. Zazwyczaj stopniowo budują oni bliskość, usypiając czujność i powoli przekraczając kolejne bariery albo po prostu mówiąc o wielkim uczuciu, o zakochaniu. Zaufanie, którym młoda osoba obdarza swojego spowiednika, kierownika duchowego czy odpowiedzialnego we wspólnocie, osłabia zmysł krytyczny, niejako zaślepia, wyłącza mechanizmy obronne – mówi psychoterapeutka.

– Zaczyna się zawsze od nadużycia zaufania – podkreśla Barbara Smolińska – oraz wykorzystania przewagi duchowej i pozycji hierarchicznej przez duchownego. Następuje swego rodzaju zawładnięcie drugim człowiekiem. A gdy przekroczone zostaną granice intymności, dochodzi jeszcze wspólny sekret. W takiej sytuacji łatwo wzbudzić w tej osobie – prawie zawsze młodszej, zależnej, zalęknionej – poczucie współodpowiedzialności i poczucie winy.

Ponadto dochodzi czynnik eklezjalny. – Struktura kościelna w Polsce jest wciąż bardzo klerykalna – mówi Barbara Smolińska. – Dzięki temu szczególne możliwości toksycznego oddziaływania na osoby bezbronne mają księża, zwłaszcza jeśli otoczeni są nimbem wyższego wtajemniczenia duchowego. Z ich opiniami się nie dyskutuje, tylko uznaje je za wyrocznię. Gdy jeszcze któryś z nich karmi się poczuciem mocy i władzy, odczuwa satysfakcję z narzucania zalęknionym osobom swoich rozwiązań, zaczyna się robić bardzo niebezpiecznie.

– Niejednokrotnie w Kościele katolickim mamy też do czynienia z sakralizacją posłuszeństwa. Wydaje się, że szczególnie często zjawisko to występuje w środowisku sióstr zakonnych. Mogą więc pojawiać się także nadużycia – nie tylko seksualne, lecz także nadużycia władzy – kobiet wobec kobiet. Jest to również problem, któremu warto przyjrzeć się dokładniej – dodaje szefowa Pracowni Dialogu.

Casanova, zastępczy ojciec, mistyk, macho czy gimnazjalista?

Barbara Smolińska ma rację. Poważniejszą refleksję o bezbronnych dorosłych należy zaczynać od analizy agresorów, przed którymi tamci powinni się byli bronić, ale nie potrafili. Ponieważ przed rokiem pisaliśmy na łamach „Więzi” obszernie o krzywdzie zakonnic3, tym razem skupiam się na relacjach między duchownymi a świeckimi kobietami.

Różnorodność sytuacji jest tu, rzecz jasna, olbrzymia. Sam spotykałem się z wieloma okolicznościami i profilami sprawców krzywd wobec bezbronnych dorosłych kobiet we wspólnocie wiary. Można jednak pokusić się o próbę typologii manipulatorów w księżowskich sutannach lub zakonnych habitach. Wedle własnej wiedzy na dziś roboczo wyróżniłbym pięć typów:

1. Casanova z koloratką. Umiejętnie wynajduje on kobiety, które są poranione w swoich związkach, np. mają problemy w relacjach małżeńskich (on sam wie o tym z kontaktów duszpasterskich). Na tym tle łatwo mu ukazać samego siebie jako kogoś, za kim one tęsknią: mężczyznę wrażliwego i pełnego czułości. Przekonuje kobiety, że coś im się przecież od życia należy. I jak tu „takiemu księdzu” nie uwierzyć? Tyle że w efekcie pojawia się najczęściej sytuacja opisywana czasem kanonicznie jako „notoryczny konkubinat z wieloma kobietami”.

2. Zastępczy ojciec. To typ silnego mężczyzny dającego początkowo solidne wsparcie dużo młodszym kobietom, które w swoich rodzinach pochodzenia nie miały dobrych (lub żadnych) relacji z ojcem. Duchowny jest tu starszy, wyższy, bardziej doświadczony, wykształcony, wyświęcony, obdarzony kościelnym autorytetem, obyty ze światem. Stopniowo skraca dystans, aż okazuje się, że kontakty nabierają charakteru erotycznego. Wtedy pojawia się zobowiązanie do tajemnicy, wsparte lękiem młodej kobiety, że jej i tak nikt nie uwierzy, bo przecież będą wierzyć jemu.

3. Mistyk, który widzi więcej i głębiej. To zazwyczaj charyzmatyczny duszpasterz, obdarzony jakimiś szczególnymi indywidualnymi talentami. Przyciąga tłumy, bo potrafi zaglądać pod powierzchnię rzeczywistości i odsłaniać głębszy duchowy sens wszystkiego. Nie można się mu sprzeciwiać, bo przez niego przecież przemawia sam Bóg, który wybrał go na swoje szczególne narzędzie. Gdy duszpasterz w pewnym momencie oczekuje zachowań uznawanych za niemoralne, „mistycznie” przekonuje, że są one godziwe, bo „dla czystego wszystko jest czyste”. Erotyka nabiera tu innego znaczenia, np. może mieć charakter pokutny czy odkupieńczy, bo jemu samemu przecież z pewnością nie chodzi o seks…

4. Wulgarny macho. Taki duchowny cynicznie wciąga kobiety w swoje drugie, skrzętnie skrywane życie. Wynajduje takie partnerki, które – przynajmniej jego zdaniem – szukają mocnych przygód, np. może je zainteresować ostry seks w gabinecie biskupa (a on ma dostęp do tego gabinetu jako człowiek ustosunkowany w kurii). Tu nie ma owijania w bawełnę i mistycznych teorii. Po bliższym zapoznaniu padają jednoznacznie obsceniczne propozycje seksualne. Wulgarność mu w niczym nie przeszkadza, bo w drugim życiu obowiązuje alternatywna aksjologia.

5. Ksiądz jak gimnazjalista. Ten przypadek to dorosły facet, który jednak w swym rozwoju psychoseksualnym i emocjonalnym zatrzymał się na poziomie najwyżej 15-latka. W relacjach z wybranymi kobietami pojawiają się z jego strony słowne flirty, głupie odzywki, ocieranie się, zamykanie w ciemnym pomieszczeniu. Gdy musi się z tego tłumaczyć, jest szczerze zdziwiony. Przecież nic się nie stało – on nawet jej bluzki nie rozpiął, tylko sobie pomacał, przytulił, połaskotał, podotykał, uszczypnął w bok, klepnął w pośladek. Co za problem, to były tylko żarty, przecież jesteśmy dorośli…

Powyższe ujęcie to, rzecz jasna, zaledwie szkic typologii. W rzeczywistości te różne podejścia mogą się mieszać albo występować równolegle czy naprzemiennie. Bywa też, że na różnych etapach manipulator ukazuje inną twarz – np. początkowo może być czuły, by później okazać się brutalem. Możliwe są też inne typy.

Wnikliwą analizę manipulacji duchowej przeprowadziła Doris Reisinger w książce Przemoc duchowa w Kościele katolickim. Niemiecka teolożka opisuje następujące rodzaje manipulacji: poprzez charyzmę, wiedzę i władzę; poprzez inscenizację; poprzez odwoływanie się do ideałów; poprzez dezawuację; poprzez modlitwę; poprzez uzależnienie4. Trafnie zwraca uwagę na skutki duchowej manipulacji: „Po jakimś czasie wywieranie presji na ofiary manipulacji przestaje być konieczne, ich zachowanie będzie bowiem zgodne z wolą manipulatora nawet wtedy, gdy nie znajdują się już w strefie jego bezpośredniego wpływu i w zasadzie chciałyby się od niego wyzwolić”5.

Oczywiście nie zakładam, że w każdym romansie księdza z dorosłą kobietą ona jest stroną wykorzystaną. Tym bardziej jestem jak najdalszy od myślenia, że niemożliwa jest przyjaźń duchownego celibatariusza z kobietą pozbawiona wymiaru erotycznego. Opisuję tu jedynie sytuacje patologiczne, które wiążą się w taki czy inny sposób z uprzedmiotowieniem drugiej osoby.

Ważne, że również niektóre z kobiet, dziś uznających swoją relację z duchownym za krzywdzącą i przemocową (w wymiarze psychicznym), uczciwie przyznają, że gdy to się działo, akceptowały taki rozwój zdarzeń. Dopiero teraz postrzegają całą sytuację inaczej. Wtedy bowiem wierzyły, że on jest naprawdę zakochany, a obecnie widzą, że zostały zmanipulowane i cynicznie wykorzystane, że były tylko marionetkami w jego ręku, że – niekiedy – takich jak one było dużo więcej, choć każdej z nich wydawało się, że jest tą jedyną, wybraną przez wspaniałego księdza.

Dlaczego bezbronni, choć dorośli?

Jakie mogą być dodatkowe czynniki – poza manipulacją ze strony sprawcy – wpływające na postawę osób wykorzystanych jako dorosłe? Barbara Smolińska zwraca uwagę na aspekt kulturowy: ciągłe opóźnianie procesu dojrzewania – nie w sensie biologicznym, lecz jako zdolności do świadomego podjęcia odpowiedzialności za siebie i własne wybory życiowe.

– W psychoterapii od pewnego czasu zaczęliśmy wyodrębniać kategorię wiekową osób potrzebujących szczególnego rodzaju wsparcia, którą nazywamy „młodzi dorośli” – mówi szefowa Pracowni Dialogu. – To już na pewno nie młodzież. Są to ludzie kalendarzowo i biologicznie całkowicie dorośli, czasem już absolwenci studiów, ale wciąż nieradzący sobie samodzielnie z własnym życiem. Ciekawe, że w kolejnych latach przesuwamy górną granicę wieku tych „młodych dorosłych”. Kiedyś było to 25 lat, teraz już bliżej trzydziestki.

Według psychoterapeutki fakt ten świadczy o dokonujących się przemianach kulturowych. Wśród młodych ludzi coraz więcej jest takich, którym ciężko przejść proces separacji od rodziny pochodzenia. Coraz trudniejsza bywa adaptacja do dorosłego życia, do podejmowania decyzji i ponoszenia odpowiedzialności. Poszukiwacze wciąż szukają, a coraz rzadziej znajdują. – A więc młodzi ludzie są często krusi, niepewni – mówi Smolińska. – Tym samym stają się bardziej podatni na psychomanipulację, zwłaszcza jeśli manipulator dobrze zna słabe punkty danej osoby, np. jej sytuację rodzinną.

Kolejny czynnik według Barbary Smolińskiej to indywidualne cechy charakteru. – Każdy z nas ma inną osobowość. Istnieją ludzie bardziej i mniej zależni od innych. A całe życie człowieka można opisać jako przechodzenie od pełnej zależności, przez uczenie się niezależności, ku życiu w świadomej współzależności. Ci, których osobowość rozwija się jako bardziej zależna od innych, szukają autorytetów, które powiedzą im, co mają robić. W swoich poszukiwaniach i lękach nieświadomie łatwiej od innych wchodzą w relacje z osobami, które chcą je sobie podporządkować.

Rzecz jasna, w opowieści szefowej Pracowni Dialogu chodzi nie tylko o podporządkowanie seksualne. Krzywdy w tej dziedzinie są konsekwencją wcześniejszego odpowiedniego uformowania (a raczej: złamania) sumień. Jak podkreśla psychoterapeutka, szczególnie łatwo może dojść do przemocy psychicznej czy duchowej, gdy młoda osoba pochodzi z rodziny, w której nie mógł się u niej uformować bezpieczny styl przywiązania. – Wtedy trudno jej rozróżniać to, co w relacji jest bezpieczne, a co nie. W wielu opowieściach osób wykorzystanych pojawia się też motyw „siły odrętwienia”: jeśli to, co się dzieje, jest jakoś niewyobrażalne, nie do pomyślenia (np. zachowania seksualne księdza wobec penitenta[-ki] podczas spowiedzi), to „ofiara” nie reaguje, zastyga.

Jak kanarek w złotej klatce

W opowieściach osób, które przeszły przez takie traumatyczne doświadczenie, wszystko zaczyna się niewinnie. „On przez cały czas stopniowo zmniejszał dystans, zawsze siadał obok mnie lub mojej koleżanki – opowiadała jedna z kobiet Paulinie Guzik. – Więc wtedy było to dla mnie już normalne, że choć w salce jest pięć kanap, to on siedzi obok mnie. Tamtego dnia jednak po raz pierwszy mnie przytulił. Ja się rozpłakałam – i wtedy po raz pierwszy wziął mnie na kolana, zaczął mnie dotykać. Pytał mnie, jak się wtedy czuję. Ja byłam przerażona, ale z drugiej strony tak bardzo byłam sparaliżowana, że kompletnie nie wiedziałam, jak mam na to zareagować, i ze strachu w tym trwałam i nie przerywałam tego. […] starałam się protestować, ale byłam zawsze tak sparaliżowana, że nie miałam sił uciekać”.

„Pewnego wieczoru przyszedł do mnie i zaczął próbować dobierać mi się do biustu. Prosił, żebym się na niego nie gniewała, że wszystko będzie dobrze – to relacja, jakiej wysłuchał Tomasz Terlikowski. – Byłam przerażona, sparaliżowana, nie wiedziałam, co się dzieje. Od tego się zaczęło. Potem w czasie tego wyjazdu przychodził do mnie regularnie… Bardzo się bałam. Okazywałam mu to. Broniłam się i mową ciała, i krzykiem, i mówiłam, że tak nie można. On to wymuszał i przekonywał, że ciało jest dobre, że Pan Bóg z tego się cieszy”.

Zaczyna się zawsze od nadużycia zaufania oraz wykorzystania przewagi duchowej i pozycji hierarchicznej przez duchownego. Następuje swego rodzaju zawładnięcie drugim człowiekiem

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

„To był sprawny manipulator. Potrafił zauważyć cię i wyczuć potrzeby – wspomina inna kobieta wykorzystana seksualnie. – A potem zaczynał się proces zaspokajania potrzeb, spotkań. Wszystko bardzo powoli. Aż do momentu, gdy człowiek był w stanie zrobić dla niego wszystko. Rok trwało, zanim mnie pocałował. A każdy kolejny krok wyjaśniał mi religijnie, że Pan Bóg pozwala, że Jemu się to podoba. Jak na kazaniach”.

Kolejna z kobiet tak opowiada o swoim dawnym duszpasterzu: – Zyskał do mnie głębszy dostęp, zdobył zaufanie, na którym opierał się przez kolejne lata. Był serdeczny, bliski, wylewny, zastępował mi ojca. Byłam bezbronna. Stałam się marionetką do realizowania jego wizji i rozeznań. Uwierzyłam, że takie metody ma Bóg, by mnie wyzwolić.

W innym przypadku doszło wręcz do zniewolenia młodej dorosłej kobiety. Manipulator w habicie doprowadził do jej pełnego uzależnienia od siebie, także finansowego. – Zaproponował mi wyjazd za granicę, bez znajomości języka. A tam zaczął mnie traktować jak swoją własność, bez prawa głosu, bez możliwości podejmowania własnych decyzji. Nie mogłam się z nikim spotykać, nawet wyjść samodzielnie z domu – opowiada kobieta. – Czułam się jak kanarek zamknięty w złotej klatce. Mogłam mieć wszystko, bylebym była mu posłuszna jak baranek, włącznie z jego zachciankami seksualnymi.

Kobieta ta cytuje także listy, które otrzymywała wtedy od zakonnika. W jednym z nich napisał: „Dziękuję Ci przede wszystkim za to wszystko dobro, którego jestem tak często «użytkownikiem»”. Dokładnie tak napisał: użytkownikiem!

„Czułam się jak lalka”

W relacjach skrzywdzonych kobiet często powtarzają się słowa „czułam się jego własnością”. Nie sposób było się z tego poczucia wyzwolić. Nastoletnia dziewczyna – chcąc zerwać kontakty z zakonnikiem – usłyszała od niego, że bez niej zawalą się wszystkie wspaniałe inicjatywy duszpasterskie. Wtedy odbierała te słowa inaczej, dziś wie, że był to szantaż emocjonalny.

Za próby odzyskiwania niezależności była karana. Gdy postanowiła wydłużyć dystans, ksiądz nie zabrał jej na pielgrzymkę, argumentując: „Bo ty nie jesteś ze mną”. Była rozdarta między przywiązaniem do duszpasterza i wspólnoty młodzieżowej a ogromnym wstydem i poczuciem winy.

– Czułam się jak lalka – wspomina inna kobieta, która doświadczała od swego proboszcza „tylko” niechcianego dotyku. – Nie przestawał się mną bawić, choć o to prosiłam. Nie obchodziło go to, co czuję. Gdy chciał, to mnie dotykał. Jak nie, to odkładał na półkę.

Szantaż emocjonalny w takiej niesymetrycznej relacji może przybierać różne formy. Jedna z kobiet wspomina, że ksiądz, od którego chciała się uwolnić, był na nią obrażony, gdy zmieniła spowiednika. Elementem manipulacyjnego szantażu może być także płacz na zawołanie. „Wzbudzał u ludzi poczucie litości i winy, potrafił płakać jak dziecko. I wiele osób dawało się na to nabierać” – opowiada wykorzystywana kobieta.

„Czasem był dla mnie bardzo miły, robił mi jakieś prezenty, prawił mi komplementy, chwalił mnie przed całą grupą. Z drugiej strony zdarzały się momenty, kiedy był dla mnie bardzo niemiły, bardzo ostry – i wtedy robiłam wszystko, żeby to naprawić, żeby tylko nie był na mnie zły” – wspomina inna kobieta, która po latach zdecydowała się zeznawać i w prokuraturze, i w postępowaniu kanonicznym. „Od kilku miesięcy byłam wtedy pełnoletnia, ale mentalnie byłam jeszcze dzieciakiem, więc dopiero teraz widzę te wszystkie taktyki, które on na mnie stosował”.

Jedną z najbardziej dotkliwych duchowych konsekwencji działań manipulatorów jest głęboko wypaczony obraz Boga i duchowości chrześcijańskiej

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Wśród różnych wymiarów przemocy niebagatelną rolę odgrywa także przemoc ekonomiczna. W relacji duszpasterz–kobieta w szczególny sposób dotyczy to osób pracujących zawodowo na rzecz parafii (np. katechetki czy organistki).

W niektórych okolicznościach pojawia się wręcz węzeł gordyjski, w którym splatają się wymiary duszpasterski, zawodowy i międzyludzki. Ten sam ksiądz może być dla danej kobiety i powiernikiem czy kierownikiem duchowym, i pracodawcą (nierzadko, jak to w Kościele, zatrudniającym „na czarno” lub na fikcyjnych umowach). Pojawienie się w takim splocie kwestii emocjonalnych czy seksualnych stwarza dodatkowy wymiar zależności od tej samej osoby i otwiera kolosalne możliwości manipulacji.

Bóg jako tyran

Olbrzymie są też krzywdy w wymiarze duchowym. W sferze duchowości manipulatorzy w sutannach – mając do czynienia z osobami wierzącymi poddanymi ich pieczy duszpasterskiej – obficie odwołują się do wiary i argumentów religijnych.

Korzystając z sakralnego autorytetu instytucji kościelnej, która udziela im władzy duchowej nad wiernymi, mówią o odczytywaniu woli Bożej, o miłości, grzechu, winie, karze, pokucie i ekspiacji, o misterium i wtajemniczeniu dostępnym tylko dla wybranych, o swojej misji i powołaniu, o konieczności zawierzenia nawet wtedy, gdy się czegoś nie rozumie. W ten sposób duchowo obezwładniają swe ofiary, odbierając im osobistą autonomię, oraz deformują ich sumienia, tak aby doprowadzić do zatarcia dystynkcji między dobrem a złem i przekroczenia granic intymności.

Jedną z najbardziej dotkliwych duchowych konsekwencji działań manipulatorów jest głęboko wypaczony obraz Boga i duchowości chrześcijańskiej. Jedna z osób wspomina: – Gdy przyszłam do wspólnoty, bardzo chciałam słuchać Boga, wypełniać Jego wolę. Po tych doświadczeniach [przemocy psychicznej, duchowej i fizycznej – ZN] zostałam sama z obrazem Boga jako tyrana wymagającego nieustającej ofiary, bez pomocy psychologicznej i duchowej. Dwadzieścia lat czekałam na to, żeby ktoś mi powiedział, że to, co wtedy słyszałam, nie jest katolickie.

Narzędziem manipulacji i wymuszania posłuszeństwa może być także teologia lęku. – Zmusił mnie do wielogodzinnej spowiedzi, ponieważ jego zdaniem nie wyznałam wszystkich grzechów – wspomina jedna z kobiet. – Miałam dosyć, płakałam, ale przecież nie mogłam zbuntować się przeciw mojemu spowiednikowi. Przepytywał i zmuszał do analizowania wszystkiego. Byłam przerażona, bezradna, sparaliżowana strachem, a jednocześnie wierzyłam, że to rodzaj testu posłuszeństwa, próba wierności Panu Bogu i duszpasterzowi. I wciąż szukałam swojej winy…

„On mi ukradł życie – opowiada inna skrzywdzona osoba. – Ja to przetrwałam […]. Nie chcę, żeby on mi jeszcze ukradł pół dnia życia więcej. Mnie, moim dzieciom, moim przyjaciołom. Ja mam swoją godność, a on mi ją kradł, gwałcąc, bijąc, gromiąc, oskarżając mnie o to, że to moja wina. I Bóg nie jest temu winien. Ja dzień za dniem musiałam sobie mówić, że Bóg nie jest temu winien i że ja nie jestem winna, że tak się stało. Ja od marca pierwszy raz w życiu nie czuję się k…”.

Kolejna kobieta wyraża ogromny żal do zakonu: „oni wymienili duszpasterzy, ale w ogóle nam nie pomogli. My z tego powodu weszłyśmy w świat z ukształtowaną przez niego [sprawcę] mentalnością sekciarską i nikt nie pomógł nam się z nią uporać. Gdyby wtedy to zrobiono, zaoszczędziłoby to wiele cierpienia w naszym życiu”.

Konsekwencją niechcianych relacji mogą być także problemy w intymnych relacjach z najbliższymi. – Kilka lat temu, gdy mąż w domu dotknął mnie akurat podobnie jak proboszcz, to się odruchowo rozpłakałam – opowiada kobieta, która doświadczała niechcianego dotyku ze strony księdza. – Zobaczyłam zdziwienie na twarzy córki, która w tym momencie dostrzegła, że dotyk może być czymś złym.

– Było to dla mnie upodlenie, zbezczeszczenie wszelkiej mojej godności i niewinności. Niszczenie seksualności – wspomina kobieta wykorzystywana duchowo, psychicznie i seksualnie. – Skutki zostaną ze mną do końca mojego życia. Dojmujące pragnienie, aby moja seksualność nigdy nie istniała.

„To było, jakby ktoś mnie wystrzelił z procy i do tej pory nie mogę wrócić na ziemię. Stan nieważkości… Nie wiem, czy kiedykolwiek wrócę. I to na wszystkich poziomach. Czy chodzi o relacje, czy o ułożenie sobie życia, czy o cokolwiek. Wszędzie jest chaos” – takim wstrząsającym wyznaniem kończył się raport komisji Terlikowskiego dotyczący działań dominikanów wobec Pawła M.

Prawnicy też się uczą

Co możemy zrobić w Kościele, aby bezbronni dorośli byli mniej bezbronni? Przede wszystkim trzeba o nich mówić: prezentować ich doświadczenia, prosić mądrych ekspertów o wyjaśnienia, uwrażliwiać wszystkich potencjalnie zainteresowanych. Ci ludzie nie powinni być dokrzywdzani ani bezdusznością eklezjalnych decydentów, ani złośliwymi komentarzami internautów, ani opiniami „znawców”, dla których na przykład relacje Pawła M. z „roztrzęsionymi kobietami” sprowadzały się do tego, że „pod pozorem dziwacznych praktyk modlitewnych sypiał z nimi”6.

Bezbronni dorośli są już mniej bezbronni kanonicznie. Mówi o tym obok w wywiadzie ks. Jan Dohnalik. Rzecz jasna, jest to dopiero początek drogi. W niektórych przypadkach opisywanych nadużyć trudno udowodnić przestępstwo kanoniczne (jest bowiem obopólna zgoda osób dorosłych na seks), lecz, jak wskazuje ekspert, wtedy biskup ma w ręku inne możliwości działań prowadzących do nałożenia nawet najsurowszych sankcji. Trzeba tylko chcieć z nich korzystać.

O wykorzystywaniu osób dorosłych należy otwarcie i uczciwie rozmawiać nie tylko w kręgach kościelnych, lecz także w środowiskach policyjnym, prokuratorskim i sędziowskim. Wciąż bowiem zdarzają się sytuacje, w których przedstawiciele organów ścigania czy wymiaru sprawiedliwości w szyderczy czy skrajnie nieodpowiedzialny sposób podchodzą do krzywd seksualnych wyrządzanych osobom po 15. roku życia. „Pani była dorosła, więc pani wiedziała, co to jest penis i do czego służy” – usłyszała jedna ze skrzywdzonych kobiet od sędzi. Dopiero apelacja doprowadziła do tego, by wymiar sprawiedliwości zdołał dostrzec, że w tym przypadku doszło do naruszenia dwóch paragrafów kodeksu karnego.

Jak pokazuje doświadczenie, w niektórych sytuacjach pierwotnie uznanych i przez organy ścigania, i przez kościelnych przełożonych za pozbawione znamion przestępstwa udaje się doprowadzić do stwierdzenia winy i wymierzenia sprawiedliwości. Wystarczy sięgnąć do państwowego kodeksu karnego, by stwierdzić, że pomiędzy ludźmi dorosłymi możliwe są przecież: zgwałcenie („przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem” – art. 197 § 1 kk), wymuszanie innych czynności seksualnych (art. 197 § 2), seksualne wykorzystanie bezradności osoby niezdolnej w chwili przestępstwa do rozpoznania sytuacji i pokierowania swoim postępowaniem (art. 198) oraz wykorzystanie stosunku zależności (art. 199).

Można przewidywać, że zwłaszcza art. 199 będzie coraz częściej przywoływany w wyrokach sądowych. Artykuł ten definiuje przestępstwo jako „doprowadzenie innej osoby do obcowania płciowego lub do poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności” poprzez „nadużycie stosunku zależności lub wykorzystanie krytycznego położenia”. Na pierwszy rzut oka widać zaś, że w relacjach duchownych z młodymi kobietami czy mężczyznami istnieje stosunek zależności, a dzięki kontaktom duszpasterskim mają oni dostęp do informacji o krytycznym położeniu osób, z którymi się spotykają.

Nie chodzi tylko o pieniądze

Rozwijanie świadomości prawnej jest bardzo ważne, społeczeństwu pozwala bowiem jasno wytyczać granice, a osobom wykorzystanym daje możliwość sięgania po istniejące możliwości prawne. Na podstawie własnego doświadczenia z osobami pokrzywdzonymi twierdzę jednak, że najbardziej oczekują one od wspólnoty nie tyle doprowadzenia do ukarania sprawcy, ile przywrócenia utraconej godności i symbolicznego choćby aktu sprawiedliwości. Oznacza to konieczność wysłuchania tych osób, zrozumienia ich, upodmiotowienia w postępowaniu kanonicznym, uczciwego postępowania, ogłoszenia wyroku i zadośćuczynienia.

Gdy mowa o zadośćuczynieniu, trzeba podkreślić, że chodzi tu nie tylko o opłacanie kosztów terapii czy nawet odszkodowania finansowe (to wciąż temat tabu dla polskich instytucji kościelnych!). Istotne jest również (a niekiedy bardziej) zadośćuczynienie pozafinansowe. O co chodzi? Najkrócej mówiąc, o rozmaite działania prewencyjne, formacyjne czy ekspiacyjne, skierowane już nie tylko bezpośrednio do osób skrzywdzonych, lecz także do innych – w trosce o to, aby takie historie nie mogły się powtórzyć.

Po ostatecznym wyroku na dominikanina Pawła M. o tym wymiarze mówiła mi w wywiadzie Weronika (imię zmienione):

„Przed ponad rokiem postanowiliśmy jako osoby skrzywdzone przez Pawła M. podpisać ugody z dominikanami dotyczące tylko zadośćuczynienia finansowego, żeby nie przedłużać i tak zbyt długo ciągnących się rozmów. Ale nam cały czas chodzi przede wszystkim o inne działania. […]

Rozmawialiśmy o takich sprawach, jak edukacja i zmiana postaw samych dominikanów. O przygotowaniu filmów edukacyjnych i spotkań w klasztorach. O dopracowaniu systemu zgłaszania i rozpatrywania nadużyć. O wdrażaniu rekomendacji z raportu komisji eksperckiej pod przewodnictwem Tomasza Terlikowskiego. Ale także o przeprosinach, o ustaleniu zakresu odpowiedzialności poszczególnych dominikanów, którzy personalnie dopuścili się zaniechań, zaniedbań i rażących błędów w związku z działalnością Pawła M. i odpowiednim potraktowaniem osób pokrzywdzonych. Wreszcie o wyciągnięciu konsekwencji personalnych i zadośćuczynieniu ze strony tych osób, które powinny to uczynić7.

Realizacja tych zadań jest w dużej mierze wciąż przed polskimi dominikanami, a tym bardziej przed pozostałymi środowiskami kościelnymi. Znaczenie takich działań jest duże także w wymiarze duchowym. Jak trafnie wskazał Maciej Biskup OP, celem zadośćuczynienia pozafinansowego jest, „by płakać z płaczącymi i słuchać ich wołania – i w ten sposób otworzyć się na łaskę uzdrowienia”8.

Warto również rozwijać formację emocjonalną w parafiach i wspólnotach religijnych. Wiele osób wciąż nie potrafi rozmawiać o swoich emocjach, granicach, przekonaniach, o ciele, o wyrażaniu własnej woli i zgody. Wprowadzanie takich tematów do formacji to nie nadmierna jej psychologizacja, lecz po prostu odpowiadanie na pilne potrzeby, a także prewencja i wsparcie dla osób, które były wykorzystywane.

Rzecznik Praw Osób Skrzywdzonych

Ważnym postulatem, który trzeba tu powtórzyć, jest także pomysł – na razie całkowicie nierealny – Inicjatywy „Zranieni w Kościele”. Wśród rekomendacji przedstawianych jeszcze w 2020 r. było m.in. „powołanie Rzecznika Praw Osób Skrzywdzonych w Kościele (najlepiej równolegle: świeckiej kobiety i świeckiego mężczyzny) jako – niezależnych od hierarchii kościelnej – instytucjonalnych gwarantów troski o osoby pokrzywdzone”9. Taki kościelny urząd – dzięki swej niezależności – miałby też potencjał przebudowy struktur kościelnej władzy. Przede wszystkim jednak służyłby bezpośrednio osobom skrzywdzonym.

W kulturze klerykalnej szczególne możliwości toksycznego oddziaływania na osoby bezbronne mają księża, zwłaszcza jeśli otoczeni są nimbem wyższego wtajemniczenia duchowego i uznawani za wyrocznie.

Zbigniew Nosowski

Rzecznik Praw Osób Skrzywdzonych w Kościele mógłby podejmować różne działania z urzędu lub z własnej inicjatywy. Przykładowo: otrzymywać całą korespondencję oraz wszelkie informacje o przebiegu spraw; (na wniosek osoby pokrzywdzonej) uczestniczyć we wszelkich spotkaniach jej dotyczących; reprezentować osobę pokrzywdzoną w niektórych sytuacjach; mieć nieograniczony wgląd w dokumenty na życzenie osoby skrzywdzonej i w jej imieniu (jak również z własnej inicjatywy); dbać o przestrzeganie zachowania tajemnicy danych osób zranionych; sprawdzać, jak realizowane jest zabezpieczenie procesowe (to znaczy, co się dzieje z osobą, wobec której zostały postawione zarzuty); sprawdzać, jak realizowane są sankcje orzeczone przez sąd kościelny i czy są wdrażane zgodnie z zasądzonymi terminami; żądać od organów władzy kościelnej, organizacji lub instytucji złożenia wyjaśnień, udzielenia informacji lub udostępnienia akt i dokumentów; mieć prawo składania apelacji; weryfikować jakość działań mediacyjnych oraz naprawczych.

Rzecznik, o którym mowa, oczywiście nie ograniczałby się do przytaczanych w tym artykule nadużyć w relacji ksiądz – dorosła kobieta. Przecież bezbronni dorośli w Kościele to także klerycy, nowicjusze, nowicjuszki, młodzi księża, siostry zakonne. Im jest jeszcze trudniej. Ks. Andrzej Kobyliński twierdzi: „Tu omerta jest jeszcze silniejsza niż w przypadku pedofilii”10. Na przykład od afery z abp. Paetzem sprzed ponad 20 lat publicznie wiadomo, że są – czasem nieprzestępcze w świetle prawa państwowego, a skandaliczne wedle zasad Kościoła – sytuacje wykorzystywania zależności służbowej przez kościelnych przełożonych w celach seksualnych, sytuacje przemocy psychicznej i duchowej. Wciąż jednak prawie się o tym nie mówi.

Dlaczego tym wszystkim się zajmować? Bo słów „Człowiek jest drogą Kościoła” nie da się odwołać. „Analizując potencjalne zagrożenie duchowe, bierzemy pod uwagę fundamentalne kryterium godności i wolności osoby ludzkiej” – pisze Robert Leżohupski OFMConv w swojej ważnej książce o nadużyciach duchowych11. Tam, gdzie ta godność i wolność są niszczone – trzeba interweniować.

A po co tym wszystkim się zajmować? Żeby w ludzkich tragediach miało szansę pojawić się światło nadziei. Autorka dosadnego określenia cytowanego na początku tekstu opowiada: – Dla mnie pierwsza nadzieja na normalność pojawiła się po roku, kiedy słuchałam opowieści koleżanki o terapii. Poczułam, że terapia może pomóc mi trochę uporządkować chaos, w którym funkcjonowałam po opuszczeniu duszpasterstwa akademickiego. I to faktycznie zadziałało. Sprzątanie całej sprawy kilkanaście lat później pomogło mi zrzucić latami noszony ciężar wstydu, poczucia winy, bycia niezrozumianą, trochę obcą, wyautowaną. Teraz mogę powiedzieć: jestem normalna, dobra, zwyczajna.

Z inną kobietą miesiącami rozmawialiśmy o podjęciu trudnej dla niej decyzji. Gdy wreszcie się to dokonało, usłyszałem: – To była najlepsza decyzja z możliwych. Chce mi się żyć, wstawać, gotować, zajmować dziećmi, wychodzić do ludzi. I tak można wymieniać. A to dopiero początki nowego życia.

Rzecz jasna, jej nowe życie nie okazało się sielanką. Niektóre problemy wracają, pojawiają się inne. Ale jest to już życie nowe, odbudowywane, uwolnione przynajmniej od części ciężarów, których nikt dźwigać nie powinien.


Wesprzyj Więź

Cytowane wypowiedzi wykorzystanych kobiet pochodzą z rozmów własnych oraz z następujących publikacji:
P. Guzik, „Dla czystego wszystko jest czyste”. Dominikańskie historie prawdziwe, Więź.pl 20.07.2021;
P. Guzik, Towarzystwo Maciejowe. Odc. 1: Nie pytać, nie szukać, nie wiedzieć, Więź.pl 14.11.2022;
K. Jabłońska, Wyłącznie przeciwko szóstemu przykazaniu?, „Więź” 2022, nr 1;
Komisja ekspercka dotycząca działania Pawła M. oraz instytucji Prowincji w jego sprawie, Raport;
J. Jasińska-Mrukot, Drapieżca w habicie polował na uduchowione, wierzące kobiety, „O! Polska” 2023, nr 19;
T. Terlikowski, Edward Konkol – nikt nie pytał, nikt nie sprawdzał, Więź.pl 14.12.2021.


1 Wypowiedzi zaczerpnięte z publikacji innych autorów czy z raportu komisji dominikańskiej zaznaczam cudzysłowami. Chcąc jednak skupić uwagę czytelników na mechanizmach i problemach, a nie na tym, kto komu daną krzywdę wyrządził, zrezygnowałem z umieszczania szczegółowych przypisów.
2 Przywoływane niżej niepublikowane historie nie pochodzą z telefonu wsparcia Inicjatywy „Zranieni w Kościele”, lecz z indywidualnych kontaktów z osobami skrzywdzonymi.
3 Zob. Zakonnice przestają milczeć, blok tekstów w: „Więź” 2022, nr 1.
4 D. Reisinger, Przemoc duchowa w Kościele katolickim, tłum. A. Lipiński, Katowice 2023, s. 81–106.
5 Tamże, s. 104.
6 R. Mazurek, Nauka płakania, „Plus Minus” 30.07.2021.
7 Wyrok na Pawła M. ma przełomowe znaczenie – mówi osoba przez niego skrzywdzona, Więź.pl 9.03.2023.
8 Dominikanie podpisują ugody z osobami skrzywdzonymi przez Pawła M., Więź.pl 24.01.2022.
9 Być głosem skrzywdzonych. Rekomendacje Inicjatywy „Zranieni w Kościele”, Więź.pl 21.04.2020.
10 Ks. prof. Andrzej Kobyliński: W Kościele krzywdzi się nie tylko dzieci. Milczymy o molestowanych młodych księżach, siostrach zakonnych, wyborcza.pl 15.02.2020.
11 R. Leżohupski OFMConv, Nadużycia duchowe. Świadomość – zapobieganie – oczyszczenie, Niepokalanów 2022, s. 118.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2023 jako część bloku „Bezbronni dorośli w Kościele”.
Pozostałe teksty:
Przemoc duchowa po katolicku. Rozmowa z Doris Reisinger
Mniej bezbronni kanonicznie. Rozmowa z ks. Janem Dohnalikiem

Zranieni w Kościele

Podziel się

Wiadomość