Nie bójmy się świeckich i nie bójmy się synodu. Nie chcemy niemieckiej drogi? Ok, idźmy polską, jak nasi bracia i siostry we Włoszech idą włoską, a Irlandzcy – irlandzką. Ale, na Boga, idźmy, a nie stójmy – mówił na Jasnej Górze abp Adrian Galbas.
Abp Adrian Galbas, przewodniczący Rady ds. Apostolstwa Świeckich Episkopatu Polski i koadiutor archidiecezji katowickiej, przewodniczył w sobotę Mszy św. na Jasnej Górze dla uczestników 40. Ogólnopolskiego Czuwania Odnowy w Duchu Świętym.
W homilii mówił o ewangelizacji, która „jest najważniejszym zadaniem Kościoła”, i synodalności. Zauważył, że „nieskuteczność ewangelizacji polega na tym: mamy pojęcie o Chrystusie, ale nie mamy często doświadczenia spotkania z Nim. A opowiadanie o pojęciu nikogo nie zapali, nie da życia”.
Jako przykład podał korzystanie ze sztucznej inteligencji, „której rozwoju nie da się zablokować, ale której rozwój może zablokować ludzkość”. – Dziś nie jest jeszcze bardziej inteligentna od człowieka, choć ma od niego większą wiedzę. Gdy każę jej napisać kazanie na jutrzejszą niedzielę Wniebowstąpienia Pańskiego, zrobi to bardzo dobrze, ale jeszcze będzie widać, że nie napisałem tego ja. Za chwilę jednak nie będzie już tego widać. Moje kazanie, które napisze mi AI będzie prawdopodobnie lepsze niż moje kazanie, które napiszę sobie sam. Nie rozpoznacie różnicy – zaznaczył abp Galbas.
Hierarcha podkreślił jednocześnie, że sztuczna inteligencja nie będzie mogła ewangelizować, „bo nie spotkała nigdy Chrystusa, nigdy Go nie pokochała, nie uwierzyła w Niego, nie potrzebuje Go ani teraz ani w wieczności”. – Ona mnie także nie rozgrzeszy, choć w konfesjonale da mi prawdopodobnie bardziej przemyślaną radę niż niejeden ksiądz – zauważył kaznodzieja.
Przypominając adhortację św. papieża Pawła VI „Evangelii nuntiandi” na temat ewangelizacji, podkreślał, że ewangelizować to przede wszystkim pokazywać innym Chrystusa, a do tego potrzebne są dwa warunki: żyć we wspólnocie z Bogiem i mieć „gorącość ducha”. – Jak się ma letniość, a już nie daj Boże zimność ducha, to nic się nie przekaże – stwierdził.
Zwrócił uwagę, że wszyscy spotykamy się dziś z obojętnością: – Jest czas apateistów, jak mówi ks. Tomas Halik, albo kultura „ e tam”, jak ją określa bp Robert Barron. „E tam”, czyli jakie to ma znaczenie, czy Chrystus jest Zbawicielem świata, czy jest moim Zbawicielem, czy umarł, czy zmartwychwstał. Czy jest, czy nigdy Go nie było.
Abp Galbas zachęcał do cierpliwości i ewangelizacji razem, we wspólnocie. – Nie bójmy się Kościoła synodalnego. Przestańmy wylewać na niego pomyje. On jest propozycją Ducha Świętego dla naszych dni. Kościół relacji, przyjęcia, współdziałania, otwartości. Kościół, który nie jest zorganizowany wyłącznie przez nas, bo nie jest naszą firmą. Kościół, gdzie fundamentem wszystkiego jest chrzest – mówił hierarcha.
– Nie bójmy się świeckich i nie bójmy się synodu. Nie chcemy niemieckiej drogi? Ok, idźmy polską, jak nasi bracia i siostry we Włoszech idą włoską, a Irlandzcy – irlandzką. Ale, na Boga, idźmy, a nie stójmy! – apelował koadiutor archidiecezji katowickiej.
Odnosząc się do uczestników czuwania wyznał, że z niepokojem patrzy na to ile w charyzmatycznych wspólnotach jest krzywdy, dlatego, że „lider, uważający się niemal za namaszczonego przez Boga, na wieki proroka, za właściciela wspólnoty”.
Jak mówił „ludzie się męczą, inni boją, nudzą, zapał gaśnie, wspólnota coraz bardziej kisi się w sobie, dusi, umiera. Nikt nie myśli o głoszeniu Ewangelii z pokolenia na pokolenie, za dużo tam ran, za dużo starganych nerwów i smutku” – wspomniał duchowny.
Zdaniem arcybiskupa „nie ma ludzi niezastąpionych, są niepowtarzalni i każdy z nas jest niepowtarzalny, ale każdy jest zastąpiony”. – Nie przyjmując tego do wiadomości, grzeszymy pychą. Każde takie przedostatnie odejścia uczą tego odejścia ostatniego, kiedy w porze, którą wyznaczy Bóg, trzeba będzie zrobić miejsce na tej ziemi następnym pokoleniom – zaznaczył i zachęcał, by „prosić o Ducha do ewangelizacji, o odwagę, radość do głoszenia i przekazujmy ją dalej z pokolenia na pokolenie”.
Synodalności poświęciliśmy blok religijny numeru kwartalnika „Więź” z jesieni 2021. W numerze tym można przeczytać tekst ks. Grzegorza Strzelczyka o istocie synodalnego Kościoła, dyskusję o polskiej drodze synodalnej z udziałem Aleksandra Bańki, s. Barbary Radzimińskiej i bp. Galbasa, oraz artykuł ks. Krzysztofa Patejuka o synodalności po latynoamerykańsku.
Przeczytaj też: Synodalność spiralna. Doświadczenie luterańskie
KAI, DJ
„Hierarcha podkreślił jednocześnie, że sztuczna inteligencja nie będzie mogła ewangelizować, „bo nie spotkała nigdy Chrystusa, nigdy Go nie pokochała, nie uwierzyła w Niego, nie potrzebuje Go ani teraz ani w wieczności”. – Ona mnie także nie rozgrzeszy, choć w konfesjonale da mi prawdopodobnie bardziej przemyślaną radę niż niejeden ksiądz – zauważył kaznodzieja.”
To może być tylko stan przejściowy. Dalszy rozwój sztucznej inteligencji może od naśladowania Rozumienia dojść do Rozumienia, Kochania, Wierzenia.
Albo do naśladowania tak doskonałego że nie będzie można w żaden sposób udowodnić że nie jest to Zrozumienie. Wtedy trzeba będzie uznać ową Inteligencję (Inteligencje?) za Kogoś, a nie za Coś. Tylko czy my tego Kogoś nawrócimy czy on nas na coś co dziś jeszcze nie narodziło się w naszych głowach?
Kłania się koncepcja kreacji pośredniej. Bóg stworzył niedoskonałego Człowieka by ten stworzył w końcu Byt Doskonały zamyślany przez Boga od początku. 🙂
Marek,
Futurystyczna myśl – duszpasterstwo robotów.
Albo hybryd….
Synod….. którego nie ma ! Prawie żadna parafia w Szczecinie ani słówkiem o nim nie mówi.. żadnej informacji… nic. Póki Wy, biskupi nie staniecie w prawdzie, póki pycha Was rozpiera i bogactwa ziemskie ,to nikt Wam nie zaufa i to nigdy! Tylu księży w prl wykorzystywało dzieci, u Was- temat tabu!
Następcy Apostołów… czy napewno Apostołów? Czy kogoś innego?
„Odnosząc się do uczestników czuwania wyznał, że z niepokojem patrzy na to ile w charyzmatycznych wspólnotach jest krzywdy, dlatego, że „lider, uważający się niemal za namaszczonego przez Boga, na wieki proroka, za właściciela wspólnoty”.”
Tak, to jest problem małych wspólnot, dlatego cały czas cierpliwie powtarzam,
że to też nie jest idealne rozwiązanie, by przetrwać noc ciemną czy kryzys Kościoła.
W takich małych wspólnotach wiele jest ciemnych doświadczeń.
Zresztą tak było od początku i Dzieje i Listy o tym przecież.
Nigdy nie było różowo – chociaż niektórzy chcieliby wierzyć w złoty czas chrześcijaństwa.
Rozwiązaniem jest rozmawianie. Słuchanie siebie nawzajem i spory.
I dążenie budowania przestrzeni porozumienia.
A spory były o wiele spraw. Łącznie z liturgią początków.
Jest taka świetna książka „W poszukiwaniu początków kultu chrześcijańskiego”.
A jak rozmawiać ze współczesnym światem nie tracąc tożsamości.
To jest dobre pytanie.
Co do bp Barrona – „Żywe paradoksy. Zasady katolickiego i/i” – i „Ziarna Słowa”.
Sztuczna inteligencja rzeczywiście „nie spotkała nigdy Chrystusa, nigdy Go nie pokochała, nie uwierzyła w Niego, nie potrzebuje Go ani teraz ani w wieczności”, ale przecież można będzie taką wiarę, czy taką potrzebę zaprogramować…
Przecież , jak na razie, nie mamy dowodów, że AI pokochała Człowieka, uwierzyła w Niego, czy Go potrzebuje, a mimo to służy mu bez szemrania. Oczywiście nikt nie wie co z tego wyniknie, ale wydaje mi się, że Kościół nie wie tego najbardziej. Świat i Człowiek mu już dość dawno „odjechali”, a co dopiero mówić o AI? 😉
Kurcze, czemu oni sie tak boja tej Drogi Synodalnej? Bo beda musieli siedziec ze swieckimi w jednej lawce? Bo beda musieli z nimi wspolpracowac? Bo beda musieli podzielic sie wladza?
W polskim Kościele oznaczałoby to rezygnację z modelu władzy centralnej, którą promował Jan Paweł II. A bez Jana Pawła II polski Kościół nie ma nic. Synodalność byłaby zaprzeczeniem własnej tożsamości.
Widać jak destrukcyjny dla polskiego Kościoła w dłuższym wymiarze czasu okazał się ten pontyfikat. Rządy klik, mianowanie miernot, krycie wszelkich nieprawości, oduczenie biskupów podejmowania decyzji i ponoszenia odpowiedzialności, ślepa wiara że „przyjdzie walce i wyrówna”.
Cóż, wiara w idole kończy się destrukcją…..
@Wojtek: Jak zwykle u Ciebie: w punkt!
Początek problemu bierze się z nieufności wobec aktualnego papieża i jego ekipy. Gdyby Synod zwołał Jan Paweł II lub Benedykt XVI, nie byłoby większego oporu, moim zdanie. Bierna postawa pontyfikatu wobec postępków niemieckich tylko pogłębia wątpliwości.
Tylko że JPII i BXVI nie zwoływali synodu z przyczyn fundamentalnych. Nie chcieli. I o to właśnie chodzi.
Zaraz, mówisz o tym samym Janie Pawle II, który brutalnie w zarodku dusił każdy wręcz przejaw tego, co dziś nazywamy „synodalnością”? I o tym samym Benedykcie XVI, który w ramach kierowanej przez siebie kongregacji dosłownie tropił księży i teologów, którzy o synodalności choćby wspominali?
I kompletnie nie rozumem jak nieufność wobec centrali miałaby cokolwiek tu zmienić. Przecież synodalność w założeniu opiera się na pewnej dozie nieufności i przeświadczeniu, że „doły” wiedzą lepiej, niż „góra”.
Zaś co do drogi niemieckiej, to brzmi to jakbyś przespał ostatnie sto lat, że o wcześniejszych czasach nie wspomnę. Przecież Kościół w Niemczech zawsze taki był. Za Pawła VI bez ceregieli sprzeciwiał się nierozsądnym pomysłom papieża. I nie myśl sobie, że „bierna postawa” to jakaś obecna domena Franciszka, bo Jana Paweł II też nic nie był w stanie zdziałać. To Franciszka można nazwać „twardszym” wobec Niemców, niż Jana Pawła II, który nie tylko nie radził sobie z oddolną inicjatywą niemieckiego Kościoła, ale „buntowników” mianował kardynałami. Franciszek na coś takiego sobie nie pozwala.
To co piszesz nie ma większego znaczenia dla obecnych nastrojów i obecnej, świeżej sytuacji. Podtrzymuję to, co napisałem.
Całokształt pontyfikatu Franciszka osłabia wiarygodność Synodu, nawet jeśli ten na to nie zasługuje.
Dlaczego synod zwołany przez JPII miałby obnażyć miałkość jego pontyfikatu w oczach zwykłego wiernego? Każdy ruch papieża zostałby przyjęty z ufnością. Ale teraz wyskoczyłeś z tymi nastrojami bez oparcia w rzeczywistości. Ja bez trudu potrafię wejść w sposób rozumowania akceptujący politykę Franciszka, a nawet sposób krytycznego myślenia o nim z perspektywy skrajnie postępowej, wystarczy wyjść poza swój horyzont myślenia. Stać Cię na więcej.
Nie ma tez znaczenia polityka poprzednich papieży. Przeciętny wierny nie miał żadnej świadomości takiej strategii. Ja mówię o sile autorytetu poprzedników Franciszka wśród wiernych. Prawda jest taka, że panuje w tym względzie teraz wielki kryzys, który próbuje sie przykryć „rewelacjami” dot. Jana Pawła II
Czyli problemem nie jest polityka Franciszka, lecz podbijanie nie mających oparcia w rzeczywistości nastrojów.
Słusznie piszesz, że za Jana Pawła przeciętny wierny nie miał świadomości żadnej strategii. Jemu miał wystarczyć lukrowany obrazek z papieżem, co sobie gdzieś wchodzi i dostaje brawa, albo macha z okna. Franciszek przeniósł Kościół na inny poziom i nagle okazało się, że jest krytykowany, bo robi coś, co Jan Paweł II kompletnie zaniedbał. Wpadasz więc tu w taką trochę karuzelę, bo mówisz, że synod miałby szansę za Jana Pawła II, bo ten miał większą wiarygodność, tyle, że gdyby Jan Paweł II ogłosił synod, to nie miałby tej wiarygodności. Bo synod obnażyłby miałkość pontyfikatu Jana Pawła II. Czym byśmy wrócili do punktu wyjścia, czyli narzekania, że „za Jana Pawła synod nie ma sensu, bo całokształt pontyfikatu osłabia wiarygodność”. I tak wkoło.
Mowiłem o tym od dawna , o tym co napisał Pan Marek. Nawet ksìężom… niedowierzali….