Z ankiet synodalnych wyłania się Kościół wierzący w Boga, spragniony spotkania. Kościół, w którym świeccy mówią: chcielibyśmy być bardziej słyszani. Wreszcie Kościół, który dla wielu młodych jest po prostu bez sensu – mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej abp Adrian Galbas.
Marcin Przeciszewski (KAI): Księże Arcybiskupie, zakończył się diecezjalny etap XVI Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów na temat: „Ku Kościołowi synodalnemu: Komunia, uczestnictwo, misja”. Właśnie została opublikowana „Synteza krajowa”. Jak ta praca była w Polsce zorganizowana? Jaki był oddźwięk polskich diecezji, zakonów i innych środowisk? Jaka część duchowieństwa oraz wiernych wzięła udział w pracach synodu?
Abp Adrian Galbas, przewodniczący Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. apostolstwa świeckich: Korzystając z okazji, chciałbym najpierw bardzo serdecznie podziękować każdemu, kto w jakikolwiek sposób włączył się w synod. Obliczamy, że w ten proces, w zależności od diecezji, zaangażowało się między 30 a 60 proc. parafii.
A odpowiedź na pytanie: ile było wszystkich zaangażowanych osób, zależy od tego, co uznajemy za zaangażowanie w synod. Czy wystarczy np. szkolna katecheza na ten temat, jednorazowe wypełnienie ankiety, czy dopiero systematyczny udział w spotkaniach synodalnych. Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego podał, że w sumie było to ok. 100 tys. osób. Z kolei ze zsumowania danych udostępnionych przez diecezje wynikałoby, że było ich przynajmniej jeszcze raz tyle. W tej liczbie są też ci, którzy byli obecni w synodzie jedynie poprzez rozmaite platformy internetowe, najwięcej w ramach „Pogłębiarki”. Mieliśmy prawie 7 tys. koordynatorów w parafiach.
Młodzi coraz częściej mają poczucie, że Kościół ich nie zna, nie rozumie, nie komunikuje z nimi, nie odpowiada na ich pytania. Skoro więc w ich mniemaniu Kościół się nimi nie interesuje, dlatego też oni nie interesują się Kościołem
Zasadniczo w synod zaangażowali się głównie katolicy mocno identyfikujący się z Kościołem, kochający Kościół, czujący się za niego odpowiedzialni i uczestniczący w życiu swych parafii. Tym bardziej jest to cenny głos.
Jeśli chodzi o zakony, to włączyły się one rozmaicie. Zgromadzenia męskie bardziej poprzez swoje kurie generalne, skąd ich głos został przekazany do Stolicy Apostolskiej. 50 zgromadzeń żeńskich przygotowało własną syntezę, która dotyczyła głównie realizacji zakonnego charyzmatu, ślubów i życia wspólnotowego.
Z tego, co wiem, została także przygotowana synteza Kongresu Katolików i Katoliczek. Ma zostać opublikowana.
Ruchy i stowarzyszenia nie zaistniały w czasie synodu jakoś szczególnie wyraźnie. Oczywiście ich członkowie byli w zespołach synodalnych, podobnie zresztą jak zakonnice i zakonnicy, jednak wspólnego głosu z takich wspólnot nie było. Przynajmniej ja nie słyszałem, by któraś wspólnota opracowała własną syntezę. Zresztą to nie dziwi. Członkowie ruchów i stowarzyszeń mają swoje miejsce w Kościele, swoją formację, programy, cele. Także ich wzajemne relacje są zwykle głębsze niż katolików nie będących członkami takich wspólnot.
Podstawowym celem synodu jest otwarcie się nas na głos Ducha Świętego i na to, co ma On do powiedzenia dziś Kościołowi. Czy ma Ksiądz Arcybiskup poczucie szczególnego doświadczenia Jego działania, tym razem poprzez Lud Boży i jego głos?
– Redaktorzy syntezy piszą na jej końcu, że przebyta synodalna droga była wyjątkowym wydarzeniem duchowym dla tych, którzy zechcieli nią podążać. Było dużo modlitwy, słuchania Słowa Bożego, a dzielenie się własnymi przeżyciami nie było prześciganiem się, kto powie głośniej, mocniej i więcej, ale ujawnianiem tego, co ktoś nosi w głębi swej duszy. Bardziej więc mieliśmy do czynienia z dzieleniem się niż dyskutowaniem.
Poza tym ważna była także zbieżność wniosków, które przyszły z bardzo różniących się od siebie diecezji. Ten fakt także interpretuję jako głos Ducha Bożego, który chce nam w ten sposób coś ważnego powiedzieć. Nam, czyli wszystkim, zarówno duchownym, jak i świeckim. Katolicy w Polsce nie chcą zmiany doktryny Kościoła czy reform strukturalnych. Przede wszystkim potrzebują wspólnoty, w której każdy znajdzie miejsce; wspólnoty opartej na szacunku i jasnych zasadach.
Spójrzmy więc na wypowiedzi, jakie wyłaniają się z ankiet synodalnych jako na rodzaj lustra, w którym można zobaczyć Kościół w Polsce. Jaki Kościół wyłania się z tych odpowiedzi? Jest to obraz budujący czy raczej zasmucający i wzywający do szybkiej reformy?
– Wyłania się Kościół bardzo różnorodny. Przede wszystkim Kościół wierzący w Boga. Uczestnicy synodu mówią: kochamy Kościół, to jest nasz Kościół i właśnie dlatego chcemy, by był wysokiej jakości. Szczególnie mocno wybrzmiało wołanie o wysoką jakość posługi księdza. Dotknął mnie np. fragment o homiliach, które dla wielu słuchaczy są po prostu słabe: niebiblijne, nieprzygotowane, oderwane od życia. Ludzie mówią: słuchając takich homilii, czujemy się zasmuceni, a nawet obrażeni. To samo dotyczy „ars celebrandi”.
Kościół, który ujawnił się w synodzie, to – o czym już mówiliśmy – Kościół bardzo spragniony spotkania. Bez spotkania jest dystans, niezrozumienie, obcość i chłód. Ważna była dla mnie obserwacja odseparowanych od siebie wspólnot, których członkowie czują się ze sobą dobrze, ale nie interesują się już tym, co się dzieje u innych. Mało jest wspólnej modlitwy, jeszcze mniej wspólnej ewangelizacji. W syntezie znajdujemy taki poruszający obraz mieszkania z pokojami i przedpokojem. Wszyscy są za ścianami, a ci z przedpokoju, nie znajdując miejsca w żadnym z pokoi, i czując się obco, po prostu wychodzą…
To także Kościół, w którym świeccy mówią: chcielibyśmy być bardziej słyszani. Decyzje niech podejmują ci, którzy przyjęli taką odpowiedzialność, nie chcemy im tego zabierać, tak jest dobrze, ale chcielibyśmy częściej i więcej doradzić, podzielić się swoim widzeniem spraw, własnym doświadczeniem. Mamy kompetencje, które mogą być lepiej i bardziej wykorzystane.
To wreszcie Kościół, który dla wielu młodych jest po prostu bez sensu. Młodzi coraz częściej mają poczucie, że Kościół ich nie zna, nie rozumie, nie komunikuje z nimi, nie odpowiada na ich pytania. Skoro więc w ich mniemaniu Kościół się nimi nie interesuje, dlatego też oni nie interesują się Kościołem.
Na wypowiedzi synodalne można więc spojrzeć jak na rodzaj rachunku sumienia, który ukazuje nam drogi nawrócenia…
– Tak, to dobry trop. Synodalna synteza to dla mnie rachunek sumienia i zachęcam, byśmy go zrobili wspólnie, na różnych poziomach życia kościelnego. Ale najpierw każdy sobie. Dobrze, aby każdy uważnie przeczytał tę syntezę i zadał sobie pytanie: a ja? Co dla mnie wynika z tego tekstu? Gdzie znajduję siebie? Co powinienem przemyśleć, przerobić, zmienić? Od czego rozpocząć swoje nawracanie? Najgorzej by było, gdybyśmy powiedzieli sobie, że skoro w synodzie uczestniczyła tylko jakaś licha, mała garstka osób, to nie warto się tym w ogóle przejmować.
Porozmawiajmy więc o tym w tej właśnie dynamice. Zacznijmy od silnie akcentowanego w ankietach klerykalizmu. Przejawia się on często w braku zaufania do świeckich i w konsekwencji braku należytej współpracy. Co tu należy zmienić, jakie postulaty padają i są warte wcielenia w życie?
– Bez wątpienia potrzeba bezpośrednich relacji w konkretnej wspólnocie, w konkretnej parafii, w konkretnej kurii. Tego nie da się ustalić odgórnie według jakiejś „instrukcji o budowaniu relacji”. Dobrze też, abyśmy potrafili dzielić się własnym doświadczeniem Kościoła, który jest wspólnotą. Proszę zobaczyć, ile przeszło przez Polskę pielgrzymek w tych ostatnich tygodniach. Czy to nie jest Kościół-wspólnota? Po powrocie do parafii kontynuujmy i pielęgnujmy to doświadczenie. Nie czekajmy w anonimowych skupiskach na kolejny „strzał wspólnotowości”. Jasne, że gotowość na spotkanie wymaga zaufania, przełamania barier, możliwości poniesienia porażki. Trzeba jednak podjąć to ryzyko, bo przecież nie istnieje alternatywa, a synod potwierdził, że relacje w Kościele potrzebne są nam wszystkim jak tlen. Świeccy bardzo o to proszą. Chciejmy więc wszyscy usłyszeć ten głos.
No właśnie, słyszeć głos laikatu. Czy – zdaniem Księdza Arcybiskupa jako przewodniczącego Rady Episkopatu ds. apostolstwa świeckich – jest on dostatecznie brany pod uwagę, na poziomie parafii, diecezji czy innych struktur kościelnych?
– Jest o wiele lepiej niż jeszcze kilkanaście lat temu. Być może według niektórych ten proces idzie zbyt opornie, ale bez wątpienia idzie. I tym się cieszę. Myślę oczywiście o rozwiązaniach praktycznych, bo przecież na poziomie teorii jest wręcz doskonale. Mamy świetne dokumenty Kościoła, od nauczania Soboru na temat świeckich, poprzez „Christifideles laici” i parę innych tekstów, a na „Evangelii gaudium” kończąc. Tam wszystko zostało już powiedziane i jest wciąż aktualne. Z praktyką jest różnie, ale powtarzam: dużo lepiej niż było. Wierzę, że jest to proces, którego nie można zatrzymać, a synod tylko go wzmocni.
W jaki sposób?
– Mam nadzieję, że najpierw przez samo doświadczenie prawdziwego, głębokiego spotkania, które stało się udziałem tych tysięcy ludzi, a potem na przykład przez ożywienie istniejących w Kościele struktur synodalnych. Rady parafialne, ekonomiczne, kapłańskie są przecież synodem: spotkaniem, rozeznawaniem, dzieleniem się, przygotowywaniem decyzji, którą potem podejmie ten, do kogo ona należy, a więc proboszcz czy biskup, który bierze za nią odpowiedzialność. To wszystko już istnieje, tylko, że często jest niedostatecznie wykorzystane, nieożywione, zbyt formalne. Teraz powstały zespoły synodalne, które – dzięki zdobytemu doświadczeniu – mogą tym strukturom dać nową siłę.
A jak możemy wprowadzać postulowaną „synodalność” na innych poziomach życia naszego Kościoła?
– Tak samo. Każdy biskup diecezjalny ma do dyspozycji radę kapłańską, ekonomiczną czy duszpasterską. Nie trzeba dokładać kolejnych struktur, ale spróbować podnieść jakość tych, które już istnieją.
W „Christifideles laici” ukazana jest także inna istotna misja laikatu. Realizować się winna ona nie tyle wewnątrz Kościoła, co w społeczeństwie, w dziele przebudowy otaczającego świata. Czy świeccy w Polsce dostatecznie zdają sobie z tego sprawę? Mam wrażenie, ze ten wątek nie pojawił się w syntezie synodalnej.
– Tak, to prawda. Ten wątek nie pojawił się w syntezie, bo nie pojawił się podczas spotkań synodalnych. Może trochę szkoda. Ciągle słychać zarzut, że „Kościół wtrąca się do polityki”. To dobrze, bo rzeczywiście Kościół nie tyle powinien się „wtrącać do polityki”, ile aktywnie uczestniczyć w życiu politycznym. Oczywiście nie poprzez kazania księży, które – jak mówi synteza – odbierane są czasem jako upolitycznione, ale przede wszystkim poprzez aktywnych politycznie ludzi świeckich, którzy, opierając się Ewangelii, będą współtworzyć ład społeczny.
Synteza wskazuje na brak dostatecznego miejsca w parafii dla osób, powiedzmy, „niestandardowych”, mających problemy z wiarą, poszukujących, żyjących w związkach nieregularnych, niepełnosprawnych czy LGBT. Wiele z tych osób odczuwa, że nie ma dla nich miejsca. Jak to zmienić, przecież są to nasi wierni?
– To różne środowiska. Jeśli chodzi o osoby z niepełnosprawnościami, to większość z ich praktycznych postulatów jest do rozwiązania lokalnie. Głos tych osób oraz ich opiekunów wybrzmiał w synodzie dość wyraźnie, dlatego w kilku miejscach pojawił się także w syntezie. Sam dostałem kilka listów, w których było dużo skargi z powodu niezrozumienia problemów osób z niepełnosprawnościami. Ktoś potrzebuje pętli indukcyjnej, by lepiej słyszeć, ktoś podjazdu, by się do kościoła dostać, a ktoś inny mszy z językiem migowym. Odpowiadałem to samo: to są sprawy, które trzeba załatwiać na miejscu.
Ale tu znowu punktem wyjścia jest otwartość na człowieka i gotowość przyjęcia go z jego potrzebami, możliwościami i ograniczeniami. Kościół to nie olimpiada dla najlepszych, ale – jak mówi papież Franciszek – szpital polowy. Do Kościoła nie kwalifikują mnie moje osiągnięcia. Jestem do niego zakwalifikowany przez Chrystusa. Mój brat i moja siostra też.
A ludzie LGBT, jakie powinno być ich miejsce w naszych parafiach? Chrześcijańscy działacze z tego kręgu postulują utworzenie osobnych duszpasterstw dla ludzi z odmienną orientacją. Co na to Ksiądz Biskup?
– Ponownie wracamy do tego samego punktu wyjścia: przyjęcie, szacunek i chęć zrozumienia. Jeżeli zaś chodzi o charakter i formę osobnego duszpasterstwa, to wydaje mi się, że bardziej skuteczne i bardziej oczekiwane przez osoby nieheteronormatywne, którym szczerze zależy na rozwoju swej wiary, jest raczej duszpasterstwo indywidualne, polegające na osobistym towarzyszeniu, na kompetentnym kierownictwie duchowym, odpowiednim podejściu w konfesjonale. A duszpasterstwo w parafii niech będzie dla wszystkich, niezależnie od orientacji seksualnej…
Synteza synodalna wskazuje na duży problem z duchowieństwem i ich właściwą formacją. Ujawnia oczekiwania ludzi wierzących wobec swych kapłanów, ale także i to, że czują się oni niejednokrotnie rozczarowani, kiedy kapłani nie stoją na wysokości zadania. Mówiono wręcz o braku wiary i autentycznej pobożności u wielu kapłanów, materializmie, łamaniu zasad moralnych, braku wrażliwości na potrzeby ludzi, niskiej jakości relacji z parafialną społecznością. Skąd taki obraz duchownych? Jaki wzór kapłana jest dziś potrzebny i jak sprawić, aby stał się on dominującym?
– Ale mówiono też o przykładach wspaniałych księży, którym zawdzięcza się wiele dobra. Zwracano uwagę na cechy, które ludzie świeccy poszukują w księżach i niejednokrotnie podkreślano, jak bardzo księża są im potrzebni i niezbędni, przede wszystkim jako pasterze, a nie kumple. Nie zabrakło krytyki, ale – jeszcze raz to powiem – była to krytyka, która płynie z wnętrza Kościoła, a więc jest to głos osób wierzących i życzliwych duchowieństwu. Jestem przekonany, że ludzie, którzy zaangażowali się w synod, krytykując księży, nie chcieli nam dokopać, ale raczej zatroszczyć się o nas i nam pomóc.
Bardzo mnie dotknęło to wołanie o księdza zaangażowanego, a nie oddelegowanego i będącego tylko w pracy. Przyjmuję ten apel jak pomoc i bardzo zachęcam moich braci księży, by też popatrzyli na niego w ten sposób. Co do samych treści, zawarte w syntezie wołanie nie różni się niczym od tego, o co w Kościele dopominano się zawsze. Wystarczy poczytać „Regułę Pasterską” św. Grzegorza Wielkiego.
Jawi się więc pytanie o formację w seminariach…
– Ta się zmienia i to na dobre. Myślę nie tylko o roku propedeutycznym, ale o całym stylu tej formacji, który ma przygotować bardziej do „uczniostwa”, niż do „mistrzostwa”. Większym chyba wyzwaniem na dziś jest stała formacja księży, która w sposób systematyczny będzie pomagała w byciu wiernym swojemu powołaniu. Tu trzeba coś przemyśleć i może przemodelować, aby skutecznie pomagać zarówno tym, którzy trzymają się jasnych i rozsłonecznionych wyżyn powołania, jak i tych, którzy przeżywają swoje długie i ciemne kapłańskie doliny.
Bardzo ważna jest osobista, biblijna formacja księdza, której podstawą jest codzienny kontakt ze Słowem Bożym. Bez tego naprawdę trudno głosić Słowo, a potrzeba właśnie tej posługi bardzo mocno wybrzmiała w syntezie. W każdym razie, przyjrzenie się jakości formacji stałej księży to dla mnie jeden z najważniejszych wniosków posynodalnych.
Czy zmianie nie powinien ulec także model posługi biskupiej? W syntezie biskupi nie wypadają najlepiej, jako ludzie mocno oderwani od świata, a przede wszystkim nie mający zbytniego kontaktu z własnymi owieczkami.
– To, co jest tam napisane o biskupach, przyjmuję z pokorą. W syntezie przede wszystkim znajduję wołanie o większą dostępność wiernych do biskupa. I chodzi tutaj o dostępność jakościową, a nie tylko ilościową. Ilościowo spotkań może być dużo i w rzeczywistości tak jest, bo przecież biskup niemal każdego dnia spotyka się z wieloma ludźmi. Kuria, wizytacje, odwiedziny wspólnot. To wszystko się dzieje. Być może powinniśmy być w tych spotkaniach bardziej naturalni, otwarci, bardziej ośmielający… Ludzie świeccy często się biskupa po prostu boją, bo go nie znają. Nie pomagają tu stereotypy na temat biskupa, z którymi ciężko walczyć.
Synteza zwraca uwagę na wielki problem z młodzieżą: coraz mniejszy procent ludzi młodych uczestniczy w życiu Kościoła, młodzi nie rozumieją języka jakim Kościół przemawia, katechizacja szkolna jest na słabym poziomie, młodzi są coraz mniej obecni…. Co tu należy zrobić?
– Już o tym trochę mówiliśmy. Co do tego jak duszpasterstwo młodych powinno wyglądać, świetnie napisane jest w dokumencie „Christus vivit”. Nie wiem, czy wymyślimy coś więcej i czy znajdziemy lepszy język, niż ten, którym papież Franciszek posłużył się w tej adhortacji. Podstawą jest kerygmat, wspólnota i duszpasterstwo z młodymi, a nie tylko dla młodych. To młodzi najlepiej ewangelizują młodych. Tych, którzy są w Kościele, trzeba więc wspierać i pomagać im wzrastać w wierze.
Bardzo ważna jest też charyzmatyczność duszpasterza czy lidera. Z ostatnich badań CBOS wiemy, że pierwszym powodem odejścia z Kościoła jest wszechobecna obojętność, coś, co ks. Tomáš Halík nazywa apateizmem, a więc rodzajem beznamiętności. Często zadajemy sobie te pytania: jak trafić do obojętnego młodego człowieka, jak go rozsmakować w życiu duchowym? Na szczęście wielu to potrafi. Nie brakuje charyzmatycznych księży, katechetów czy zakonnic. Podziwiam tych ludzi. Mają po kilkanaście godzin katechezy w szkole, a potem jeszcze im się chce spotykać z młodymi, wyjeżdżać z nimi, słuchać ich, modlić się razem i po prostu być. Właśnie tą drogą trzeba iść! To jest ten właściwy kierunek.
Jak w świetle ankiet przedstawia się sprawa nowej ewangelizacji, która przecież jest ważnym polem misji, jaką Kościół winien realizować, szczególnie dziś? W syntezie synodalnej nie napisano o tym wiele. Dlaczego?
– Nie tyle w świetle ankiet, co szerzej rozumianych głosów synodalnych. W syntezie jest to, co było w synodzie. O naszym zaangażowaniu w misyjność Kościoła mało mówiliśmy. Z trzech wielkich tematów: komunia, uczestnictwo, misja, ten ostatni wybrzmiał najsłabiej.
Wiadomo, że Kościół w Polsce wysłał już w świat wiele wspaniałych misjonarzy i misjonarek i wciąż to robi, pomimo mocno zmniejszonych sił. Z tego jesteśmy dumni. Gorzej, jeżeli chodzi o misyjne zaangażowanie każdego z nas. W syntezie najbardziej wybrzmiały chyba dwa powody takiego stanu rzeczy, a mianowicie niewiedza, jak to bycie misjonarzem ma konkretnie wyglądać oraz wstyd przed przyznaniem się we własnym środowisku do tego, że się jest wierzącym i na serio obecnym w Kościele. Boimy się że zostaniemy zakrzyczani, albo, że nam ktoś powie: przyjrzyj się, jak samemu żyjesz, a się nie mądrz.
W syntezie synodalnej jest mowa o tym, że Kościół w Polsce jest „Kościołem zranionym” przez różne skandale, od pedofilskich poczynając. Powodują one zgorszenie i cierpienie oraz frustrację wiernych. Co na to Ksiądz Arcybiskup? Jaka jest droga wyjścia?
– „Kościół zraniony” to bardzo wymowne określenie. Oznacza ono, że jeśli w Kościele ktoś został zraniony, to zraniony został cały Kościół. Cała wspólnota z tego powodu cierpi, jest osłabiona i spowolniona.
Pyta Pan o drogę wyjścia… To nie droga wyjścia, bo my tą drogą idziemy już od dawna. Jest nią jasne nazywanie zła, konkretne stawanie po stronie pokrzywdzonych, konsekwentne odbudowywanie utraconego zaufania i bardzo dużo modlitwy. Te rany goją się bardzo powoli, a nawet jak się zagoją, to pozostają jeszcze blizny. Droga jest więc długa, ale innej nie ma.
Obyśmy też wszyscy umieli odnaleźć się w Kościele zranionym. Powiedzieć o nim: to mój Kościół, kocham go i go potrzebuję. Kościół zraniony nadal jest moim Kościołem.
Księże Arcybiskupie. Pytanie finalne brzmi: co dalej? W postaci syntezy synodalnej mamy nie tylko rzetelną analizę świadomości wiernych Kościoła w Polsce, ale i zręby szeroko zakrojonego programu odnowy. Jak to będzie realizowane, by w końcu zbudować Kościół synodalny?
– Na pewno ludzie poczuliby się zawiedzeni, a może nawet oszukani, gdyby wszystko umilkło. Myślę zwłaszcza o tych, którzy tworzyli zespoły synodalne. Wśród tematów poruszanych w synodzie najczęściej pojawiała się parafia. To ważne. Niech przede wszystkim nasz Kościół parafialny będzie Kościołem synodalnym, a przynajmniej niech zmierza w tę stronę.
Hasło synodu brzmi: „Ku Kościołowi synodalnemu”. Słowo „ku” jest bardzo ważne. To jest proces. Może warto, by zespoły synodalne spotkały się teraz wokół syntezy diecezjalnej i ogólnopolskiej, by ich członkowie podzielili się swoimi refleksjami. Czy i jak się w nich odnajdują? Czy to są ich doświadczenia? Czy podpisują się pod tymi zdaniami?
Oczywiście nie chodzi o to, by cały synod w parafii czy diecezji sprowadzić do jednej grupy, ale nie powinniśmy o tych ludziach teraz zapomnieć. Warto wytworzony w ciągu minionych miesięcy potencjał dobrze zagospodarować. Wiele spraw, o których jest mowa w syntezie, można zrobić od razu. Z pomocą na pewno przyjdzie nam także program duszpasterski.
Obyśmy wszyscy umieli odnaleźć się w Kościele zranionym. Powiedzieć o nim: to mój Kościół, kocham go i go potrzebuję. Kościół zraniony nadal jest moim Kościołem
Poza tym pamiętajmy, że synod o synodalności w Kościele trwa nadal. Rozpoczęliśmy kolejny etap, który teraz bardziej będzie zależał od Rzymu. Na pewno i stamtąd przyjdą nowe propozycje i inspiracje.
A czego możemy oczekiwać od Konferencji Episkopatu? Przecież za Kościół, jego misję i kształt odpowiedzialni są biskupi.
– Synod jest dla całego Kościoła, a więc także dla nas, biskupów. Podobnie synteza. Konferencja Episkopatu jest swoistym zespołem synodalnym. Dużo ostatnio o synodalności rozmawialiśmy, sami biskupi aktywnie uczestniczyli w synodzie. To na pewno przyniesie owoce.
Ale historia mówi, że zmiany trwałe następują tylko o tyle, o ile zaistnieje pewien ruch społeczny inspirowany określonymi ideami, który o to walczy. Czy nie widzi Ksiądz Arcybiskup potrzeby istnienia takiego ruchu na rzecz synodalności w ramach Kościoła w Polsce?
– Nie chodzi tylko o ruch synodalny w Kościele, ale o Kościół synodalny w ruchu. Zobaczymy jak to wszystko się rozwinie. Mam nadzieję, że katolickie media będą w tym aktywnie uczestniczyć i skutecznie pomagać…
Z całą pewnością…
Adrian Galbas – ur. 1968, duchowny rzymskokatolicki, pallotyn, doktor teologii duchowości, prowincjał księży pallotynów w Poznaniu w latach 2011-2019, biskup pomocniczy ełcki w latach 2020–2021, arcybiskup koadiutor katowicki od 2021, przewodniczący Rady KEP ds. apostolstwa świeckich
Rozmowa ukazała się w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej pt. „Synteza synodalna to dobry rachunek sumienia”. Obecny tytuł od Więź.pl
Przeczytaj też: Kościół, który ma problem z synodalnością
A teraz zabawie sie w “advocatus diaboli”. Bp Galbas byl w diecezji elckiej odpowiedzialnym za apostolstwo swieckich. No, a gdy sie czyta synteze synodalna z Elku, to sie czlowiek pyta: Czy swieccy byli wogole uczestnikami tego procesu? A jesli nie byli, to dlaczego? Czemu nie krzykneli “basta”? Czyzby to byly owoce pracy bpa Galbasa ze swieckimi w Elku, ze zachowuja sie jak trzoda owieczek nie majaca pasterza (a przez to i glowy), bo go dali do Katowic? To bylyby moje pytania do bpa Galbasa. Pan Przeciszewski poszedl inna droga…
@ Konrad dzięki za te słowa.
„Nie trzeba dokładać kolejnych struktur, ale spróbować podnieść jakość tych, które już istnieją.”
Dzięki nim część wiernych już sobie poszła, część zostaje i ładnie milczy i nie chce zmiany tylko wspólnoty, tylko, że w takich strukturach nie da się stworzyć do końca pełnej wspólnoty … ale tego to już nie widzą…
Część się angażuje, by strukturą potrząsnąć – ta najmniejsza …
Tak, ełcka synteza to dobry papierek lakmusowy. W pisaniu każdy jest twardy a w wywiadach też można ładnie mówić.
A działanie ?
No …
PS. Nigdy nie ufaj biskupom, cokolwiek powiedzą.
Przeczytałem dość dokładnie Syntezę synodalną stworzona w Katowicach. Pod tym tytułem autorzy jej ostatecznego kształtu(urzędnik kuriaista z doktoratem, redaktorka radia, które jest własnoscią kurii, a także profesor uniwersytetu) stworzyli sprawozdanie z tego jak przebiegały działania, spotkania, dyskusje, na co zwracano uwagę, co doceniono, a co wymaga korekty, natomiast w podsumowaniu – zawierającym może pięć zdań – że wszyscy odnosili się do siebie z szacunkiem, bez polemik, no i ogólnie, że było to wszystko bardzo w duchu szczerości. Nie chcę być nadmiernie okrutnym, ale dokument nie ma nic wspólnego z tym czym powinna być synteza (czyli próba uchwycenia sedna zagadnienia w oparciu o przyjęte założenia lub sformułowane aksjomaty, tezę lub nowy paradygmat wynikający np. z szeregu badań. Jakość tego dokumenciku nie może jednak iść na rachunek abp Galbasa, ponieważ nie od niego, jako koadiutora, to zależało. Ale generalnie: słabo.
@ Konrad – dokładnie. Dzięki. Też o tym pomyślałam, jak słuchałam w programie o ełckiej syntezie.
lasciate ogni speranza, voi ch’entrate
„Nie trzeba dokładać kolejnych struktur, ale spróbować podnieść jakość tych, które już istnieją.”
„System kościelny, czyli przewaga pana K.” He he.
Aj dalej w to wierzą? Że to są dobre struktury? Dobre, ale dla kogo i do czego?
Te struktury są martwe i zawodzą na całej linii.
Tworzą patologiczne układy i korumpują nawet dobre osoby.
Uciszają niewygodnych.
Zmuszają do absurdalnego posłuszeństwa i dają absolutną władzę słabym ludziom,
a przecież według nauki KRK jesteśmy grzeszni to jakim cudem bp ma taką władzę ?
Przecież to schizofreniczne.
I ten brak zaufania tak obecny w strukturach. Donosicielstwo.
Ale tylko w granicach użyteczności systemowi.
I broń Boże niech świeccy nie wiedza i nie widzą.
„To dobrze, bo rzeczywiście Kościół nie tyle powinien się „wtrącać do polityki”, ile aktywnie uczestniczyć w życiu politycznym.”
Ach pielgrzymki były. Ach niech każdy sobie zrobi rachunek sumienia. Wszyscy jesteśmy winni.
A za charyzmatycznego duszpasterza to ja już bardzo dziękuję.
Dość.
No to już mamy jasność.
Może wreszcie warto po prostu przestać Bogu przeszkadzać? Please.
@karol masz rację. Cały czas ten sam komentarz dla abp i bp.
Copy/paste prościej.
A ja tak tu piszę. He he. Tyle czasu się marnuje… a taka piękna jesień za oknem.
Czytając wywiad odnoszę wrażenie, że ksiądz arcybiskup jest bardzo zadowolony z obecnego stanu rzeczy i za wszelką cenę unika jasnych odpowiedzi. Wciąż podkreśla, że wszystkie problemy już są przecież rozwiązywane i właściwie nowych działań czy tempa zmian nie możemy się spodziewać. Cytat: “To nie droga wyjścia, bo my tą drogą idziemy już od dawna.”, “Kościół w Polsce wysłał już w świat wiele wspaniałych misjonarzy i misjonarek i wciąż to robi, pomimo mocno zmniejszonych sił. “, pielgrzymki jako przykład Kościoła-wspólnoty. Jak dla mnie – takie sobie gadanie kolejnego biskupa o tym, jak to u nas jest fajnie.
Daję wiarę, że wszyscy komentujący brali osobisty udział w pracach synodu przynajmniej na poziomie parafii i starali się by syntezy parafialne jak najbardziej odpowiadały ich intencjom. Ja brałem. Czuję niedosyt – nie do końca tego się spodziewałem, ale nie uważam, że to czas stracony. Zacznę od siebie. Uważam, że ks.arcybiskup zbyt pochopnie rozgrzeszył ruchy odnowy (z jednym z nich jestem związany) z braku namysłu synodalnego nad sobą. Może powinna to być inna formuła niż dla parafii/diecezji, ale “coś” powinno być. To nieprawda, że obecny kryzys Kościoła nie dotyka także tych ruchów. Owszem, może wolniej, ale też więdną. Obserwuję jednak, że są z siebie bardziej zadowolone niż Kościół parafialny. Owszem, mają ku temu powody, ale to pułapka. Nie ma silnych na kryzys, przynajmniej nie w moim obserwowalnym otoczeniu. Może taka jest intencja boża. Generalnie, w moim odczuciu synod to porażka, ale dobra porażka, która jest szansą na uniknięcie wielu błędów w przyszłości, na poprawkę począwszy od Watykanu, którego instrukcje od początku negatywnie ciążyły nad synodem.
Bardzo dużo słów……..
I dużo samozadowolenia.
@Marek – Trafne spostrzeżenie.. Samozadowolenie! – też mi się to od razu rzuciło.
Wywiad pokazuje całkowite oderwanie od rzeczywistości arcybiskupa.
1. 100 tysięcy ludzi na ponad 30-milionowy Kościół jest po prostu żałosne. Oczywiście, że to “umilknie”, rozejdzie się po kościach. Co ważne, intencją synodu było ponoć wyjście także na pogranicza. Piękne mi pogranicza…
2. To właśnie struktury sprawiają, że Kościół jest martwy i że dla niego w Polsce już w tej chwili wszystko jest przegrane. Jedynie fakt, że nasze społeczeństwo jest stosunkowo bierne spowolni wejście w życie wariantu irlandzkiego. Obecne, ustanowione na modłę XVIII-wiecznych monarchii absolutnych, struktury Kościoła wręcz uniemożliwiają rozwój życia duchowego, korumpując tych, którzy w nich zasiadają (władza+bezkarność to groźne rzeczy). A ponieważ to Ci w nich zasiadający organizują życie duchowe wiernych, kult, a także głoszą moralność…
3. Cytuję arcybiskupa: “Co do tego jak duszpasterstwo młodych powinno wyglądać, świetnie napisane jest w dokumencie „Christus vivit”. Nie wiem, czy wymyślimy coś więcej i czy znajdziemy lepszy język, niż ten, którym papież Franciszek posłużył się w tej adhortacji.” Dotychczasowe sukcesy adhortacji i encyklik sugerują coś odnośnie języka…
4. Kościół już upadł w Polsce, teraz tylko już gnije. Takie wywiady jak ten, pokazujące mentalność sprawujących niekontrolowaną przez nikogo władzę absolutną pasterzy Kościoła, są jednoznacznym papierkiem lakmusowym tego gdzie ta instytucja zmierza – na śmietnik historii. I dopóki się tam nie znajdzie, nic w Kościele się nie zmieni.
Kilka wniosków na zasadzie pierwszego wrażenia.
Przede wszystkim w myśleniu tego abpa panuje jakieś chore przekonanie o cudowności kościelnych struktur – parę razy przewija się stwierdzenie “struktury są dobre, ale..”. Moje przemyślenia idą w tym kierunku, że hierarchia nie buduję Kościoła na Duchu Świętym, ale na strukturach, bo chyba – w ich mniemaniu – same struktury wystarczą i to one zbawią świat. A patrząc obiektywnie, to właśnie ta skostniała struktura jest KULĄ u NOGI Kościoła katol. Potwierdzeniem jest choćby to, że nawet postulat “żywej relacji w parafii” (tj. więzi, potrzeby wspólnoty, dialogu – czyli fundamentalnej rzeczy w każdej rodzinie/wspólnocie) nie może się przez ten struktualno-klerykalny beton przebić. Smutna konstatacja sprowadza się do stwierdzenia: W kk tworzy się religię (obrzędy, ołtarzyki, frędzle itp, a tymczasem powinno się budować wiarę i opartą na zaufaniu wspólnotę). A tymczasem, ponieważ widzenie hierarchów jest skrzywione, dlatego z ponaddźwiękową prędkością lecą w przepaść.
A największa hipokryzja kryje się w tym, że hierarchia kreuje wokół siebie wrażenie jakoby miała więcej Ducha Świętego niż reszta wierzących i że to wszystko załatwia. Dla mnie punkt wyjścia jest taki, że każdy, kto przyjął chrzest i bierzmowanie, ma Ducha Św., czyli dostąpił zbawienia i że na tym polega Kościół Chrystusowy. Problem w tym, że choć bpi Go mają (o ile są jeszcze osobami wierzącymi), to i tak Go nie słuchają, ani z Nim nie współpracują. Hierarchia zapomniała, że to nie jest jakiś tam gołąb, tylko Duch Prawdy! A skoro większość z nich Prawdę chowa pod dywan, to efekt jest taki, że przynoszą zgniłe owoce. I teraz jest miejsce żeby przytoczyć ich pytanie o młodzież.. A ja zadam inne pytanie: który trzeźwo myślący młody człowiek będzie chciał sięgnąć po zgniły owoc? Odpowiedź jest prosta: musiałby być ślepy na obydwoje oczu, żeby w takie coś świadomie wejść.
Kolejna sprawa to poruszony przez p. Redaktora temat pt. krytyka duchownych. Dla mnie dowodem na lekceważenie (celowo używam tego określenia) przez ARCY-Galbasa tego ARCY-ważnego problemu jakim jest miernota, pycha i arogancja księży oraz całego bagna i zgorszenia jakie ze sobą ciągną jest to, że zaczął odpowiedź od usprawiedliwienia. A potem nie zatrzymał się nad tym wątkiem dłużej, tylko prześliznął się po powierzchni. To pokazuje jak bardzo kler “SZCZERZE jest zatroskany”, żeby dokonać w swoich szeregach prawdziwej przemiany i reformy. Niestety, ten wywiad utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że całą tę hucpę z synodem można by oddać za pomocą lekko zmodyfikowanego sloganu z przeszłości:
“I jak pomożecie? – zażartował towarzysz Girek. Pomożemy! – zażartowali robornicy.”
Czyli jedna wielka GRA POZORÓW.
Podsumowując, gdybym miał powiedziec że jestem odpowiedziami tego abpa rozczarowany, to tak jakbym nic nie powiedział.
“Oczywiście nie poprzez kazania księży, które – jak mówi synteza – odbierane są czasem jako upolitycznione, ale przede wszystkim poprzez aktywnych politycznie ludzi świeckich, którzy, opierając się Ewangelii, będą współtworzyć ład społeczny.” Monika Białkowska mówi o tym fragmencie w jednym z podkastów, to wprost wyciągnięte z jakiejś kurialnej “syntezy”, która miała udawać efekt pracy kolektywnej, a powstała na biurku w Łomży czy gdzieś tam. Kazania nie są złe, ale “ludzie odbierają je jako złe”, kazania nie są upolitycznione, ale “ludzie odbierają je jako upolitycznione, bo nie wiedzą, że istnieje katolicka nauka społeczna”. Mam gdzieś czy kazania są upolitycznione czy nie, ale to po raz kolejny pokazuje: nie ufajcie biskupom, cokolwiek mówią.
@karol. Jest tylu zadowolonych. Dlaczego zajmować się tymi co kręcą nosem?
Mamy super system. Przewagi pana k. 🙂 …
Po co rozwalać ten system i po co się upominać?
A może lepiej na boku sobie stworzyć miłą wspólnotę.
Ale ona podtrzyma ten system.A założyciel zostanie świętym.
Oby nie Degollado. Albo Vanier.
Pisałam, że to słaby pisk. To nic nie da. Takie budowanie wspólnoty w chorym systemie.
Ci, co odeszli np. taka triada dla mnie: Obirek, Bartoś, Węcławski.
Rozumiem. Byłam na tej samej drodze. Oburzenia.
Te struktury są chore. Tyle w temacie. Czas je zmienić. Tylko jak?
Co skomentuję, to uwaga na temat duszpasterstwa LGBT. Środowisko mówi jasno i wprost – chcemy być częścią, zaangażowaną, widoczną, nic o nas bez nas, dlatego postulujemy duszpasterstwo. A biskup na to, coś w stylu “uważam, że oni pragną duszpasterstwa indywidualnego, schowanego po konfesjonałach i prywatnych rozmowach”.
Czyli wszystko tak, by schować LGBT do szafy i udawać, że ich nie ma.
Drugie, co mnie uderzyło, to uwaga biskupa, że przecież codziennie spotyka się z ludźmi odwiedzając wspólnoty. Nie wiem jak w Katowicach, ale u mnie do legendy przeszło siedem śniadań biskupa. Co rano odwiedzał siedem zakonów żeńskich, by dobrze sobie zjeść. Bardziej przypominało to hołd składany biskupowi, niż spotkanie, gdzie wierni mogą wyrazić swoje zdanie.
Wiesz Wojtek, nie trzeba być aż LGBT żey być wykluczonym ze wspólnoty.
Po prostu Kościól jest ekskluzywny, a nie inkluzywny (używając nomenklatury
z artykułu Marka Kity o dzieciach Króla).
Nawet w tak zwanych środowiskach otwartych, osoby heteronormatywne,
żyjące w związkach sakramentalnych, bez żadnych skoków w bok
ani urozmaiceń, mogą się wprost dowiedzieć, że się nie nadają, bo nie podchodzą z żadnym uzaniem ani entuzjazmem do wszelkich świadectw, zaczerpniętych o na przykład stąd
https://www.rozaniecdogranic.pl/
https://www.proroctwo.com.pl/pl/wywiady/o-stanislaw-przepierski-op
https://stronazycia.pl/
Moi Kochani z tego forum, jeśli jeszcze do jakiejkolwiek wspólnoty
sie poczuwam to jedynie do tej wirtualnej z komentującymi na tym forum, łącznie (a może zwłaszcza) z karolem i jego niegasnącym refrenem, który raczył uzasadnić na prośbę Joanny.
Po prostu ludzie typu RF (wiadomo kto, już nazwiska nie wymienię, bo
chyba został zbanowany) są licznie reprezentowani we wszelkich wspólnotach.
I także tych tak zwanych otwartych. Ta otwartośc to tylko pozory.
Dobrze mieć wokół siebie ludzi, którym będzie można “przywalić w mordę”
tak zwanym świadectwem, wtedy to powoduje ugruntowanie poczucia wyżości
(moralnej) najlepiej.
Nie trzeba być człowiekiem z obrzeży żeby zostać wykluczonym.
Życzę szczęścia w tej utopijnej wizji, że znajdziesz życzliwych dla LGBT,
kiedy życzliwości nie widzę dla nikogo, kto nie wkleja się w te powyższe linki.
T. Terlikowski: “W syntezie synodalnej z archidiecezji częstochowskiej możemy przeczytać, że „księża traktują Kościół jak swoją własność, w której to oni są uprawnieni do decydowania o wszystkim”. Autorzy syntezy z diecezji świdnickiej uzupełniają, że problemem jest „poczucie przez księży wyjątkowości na tle innych ludzi, byciu przekonanym o swojej wyższości i szczególnej wartości”. Czy ta prosta analiza nie wystarczy za komentarz do wypowiedzi abpa Galbasa?
Cały komentarz tutaj: https://deon.pl/kosciol/komentarze/sluchanie-jako-problem-systemowy-wnioski-z-syntezy-synodalnej,2230184
Zwracam się z uprzejmą prośbą do komentujących krytycznie wypowiedź abp Galbasa, by napisali (jak ja) coś o swoim doświadczeniu udziału w synodzie na szczeblu parafii. To będzie najbardziej wiarygodna wypowiedź.
@ Piotr Ciompa: W jednej z legnickich parafii proboszcz autorytatywnie powiedzial, ze u niego nie trzeba zadnych spotkan synodalnych. A ze trzyma parafie w garsci, to nawet i nikt nie zaprotestowal.
Panie Piotrze – spełniam Pana prośbę.To może tak.
Byłam na pierwszym spotkaniu. Słabo.
Słowa prowadzącego księdza przytaczam:
Że dobrze, że tu tylko ochrzczeni i mam nadzieję praktykujący,
bo wiadomo to ochrzczeni mogą rozmawiać o Kościele.
Usłyszałam, że nie będziemy przerabiać wszystkich pytań, bo nie trzeba.
Że mamy tylko takie wybrane i sobie to ładnie na tym jednym spotkaniu podsumujemy.
O tutaj pani napisze protokół.
Po czym spotkanie zaczęło wyglądać jak rada parafialna.
Minęło półtorej godziny ksiądz prowadzący doszedł do wniosku, że jednak chyba trzeba się będzie dalej spotkać, bo byliśmy w połowie drugiego zagadnienia.
Stolik świeckich osobno. A ciasteczka były i herbatka.
Stolik księży (w sumie czerech lub pięciu), dobrze nie pamiętam – osobno.
Taka rozmowa.
Ja czułam się na tym spotkaniu pionkiem do ustawienia odpowiednio na szachownicy.
Poczułam tak mocne zderzenie ze strukturą, która nie rozumie, bo nie musi słuchać, bo KRK trwa od wieków a tu jakaś fanaberia Franciszka.
I zrozumiałam co mogą czuć osoby będące bliżej struktury. A także te bezpośrednio zanurzone w system. Duchowni.
Nie poszłam na następne, bo akurat mnie covid dopadł.
Na podsumowanie wysłałam mamę.
Jej komentarz: „A tak gładko sobie coś powiedział.” No właśnie.
Pozdrawiam panie Piotrze.
Dziękuję, o to mi chodziło. Daję wiarę. Zwłaszcza te dwa stoliki to fakt, a nie subiektywna ocena. Przykry fakt. Pozdrawiam najcieplej,
A i dodać, ża Kraków? Chyba nie trzeba. Super ta nasza synteza.
w diecezji łomżyńskiej nie było słychać o żadnym synodzie. Jestem każdej niedzieli w kościele i cisza… Myślę, że paru kurialistów usiadło, przedyskutowało i w końcu powstał raport.
Boże miej miłosierdzie! Jeden z niby mądrzejszych biskupów pisze takie androny, że aż boli. Te wszystkie zabiegi to pudrowanie trupa. Jestem jednak pewny, że Kościół się odrodzi ale nie tak jak to sobie myślą biskupi. Nie wiem jak, ale zmiany będą olbrzymie. Oj, będzie bolało.
Ktoś tu słusznie zauważył, że wiele z ruchów odnowy Kościoła jest jakoś chora. Bardzo cenne spostrzeżenie. Znam to z bliska. Te ruchy bardzo często istnieją same dla siebie. Niestety ale wielu zaangażowanych katolików wykorzystuje Kościół do realizacji własnych celów. Co się stanie, jeśli tacy ludzie będą mieli większy wpływ na życie Kościoła? Czy będzie lepiej?
@strzelec vel Andrzej tak? 🙂 może czas przejrzeć na oczy w tak zwanym kościele otwartym? Karol o tym dość wyraźnie jak mantra.
A pana słowa “Jeden z niby mądrzejszych biskupów”. Kluczowe słowo “niby”.
Pozdrawiam
Tak Pani Joanno, vel Andrzej. Z jednej strony chce mi się płakać, nad tym co się dzieje w Kościele, jednak z drugiej strony, im więcej wiem o sobie, tym lepiej rozumiem, jak to możliwe, że nasi biskupi są tacy ślepi. Tym lepiej rozumiem mechanizmy, które do tego prowadzą.
I tu też przypomnę pod tym artykułem. Ta nasza pamięć…
https://wiez.pl/2020/06/16/szambo-wylalo-a-98-proc-biskupow-milczy/
I taki komentarz do @strzelec52 i nie tylko.
Pojedynczy człowiek to jest inny krąg oddziaływania.
Dlatego mnie te słowa o rachunku sumienia każdego lekko rozbawiły.
Bo mamy w przypadku KRK do czynienia z chorym systemem władzy.
Jeżeli mamy katolicką naukę o słabej i grzesznej naturze człowieka, to nie otwierajmy oczu ze zdumienia, gdy nagle człowiek obdarzony władzą absolutną, się po prostu gubi, ponieważ go to przerasta. I na przykład wpada w nałogi, staje się przemocowcem … a przemoc karmi się milczeniem otoczenia.
Każda patologia karmi się milczeniem.
Człowiek nie jest stworzony do posiadania absolutnej i niekontrolowanej władzy nad drugim człowiekiem.
Ojcowska władza bp nad księdzem to jakiś absurd.
Tak jak rodzic nie ma absolutnej władzy nad swoim dzieckiem.
Ponadto jeżeli mamy dobre i skuteczne prawo i ludzie go przestrzegają, to raczej stają się lepsi. Ograniczają swój egoizm, pychę, lenistwo itp.
Jeżeli zaś struktura ludzi gorszy i tylko nieliczni jej się opierają – należy ją przemyśleć.
Mówienie, że prawo i tak nie przemieni człowieka jest wygodnym przyzwoleniem na patologię.
I zasłanianiem się słabą natura człowieka.
Bądźmy konsekwentni – jeśli słaba natura to mocne, regulujące życie wspólnoty, prawo. Tak?
Jest w tym jakiś sens Pani Joanno. Chciałem zwrócić uwagę, ze Ci co u władzy w Kościele jakoś zapomnieli o swojej słabej naturze, a co najwyżej tylko o tym mówią. To chyba dlatego głównie zajmują się cudzym grzechem a swojego nie znają. Czy jakiekolwiek prawo na to pomoże? Wątpię. Roztropność, rozum, prawo bywają bardzo potrzebne i przydatne, ale jeśli człowiek nic o sobie nie wie, to obawiam się, że źle te narzędzia wykorzysta. Bo czy faryzeusze z czasów Chrystusa nie mieli rozumu, czy nie mieli prawa? A jednak byli “głupi i ślepi”. Problemem Kościoła jest powszechna ślepota. O ile ślepota przeciętnego katolika szkodzi głównie dla niego, tak ślepota pasterzy szkodzi wielu. Jaka jest recepta na taką ślepotę?
@strzelec. Recepta oczywista i prosta w teorii – a ogromnie trudna w praktyce:
mniej władzy dla jednostki, bo władza oślepia. Co więcej przyciąga tych co władzy nie maja, a chcą skorzystać z jej blasku.
I tak tworzą się “dwory” wokół abp i bp. Pozdrawiam
Niekoniecznie mniej władzy dla jednostki, bo jak rządzą “wszyscy”, to dopiero jest dyktatura. Trudno nawet zorientować się, kto pociąga za sznurki. Może lepiej iść w stronę ograniczania władzy w czasie, dwie kadencje i wracasz do szeregu. Więc nie tyranizuj, jeśli nie chcesz, by ciebie ktoś tyranizował. Tak mi powiedział pewien paulin gdy objął pewną funkcję związaną z władzą w zakonie na określony czas.
Znam jedną receptę na kryzys w Kościele, to powrót do Ewangelii. Tylko czy wiemy o co w tym chodzi? Większość pomyśli, że trzeba jeszcze głośniej straszyć piekłem, napominać, wskazywać wroga itp. Tu nie o to chodzi. Problem polega na tym, że my jako katolicy generalnie nic nie wiemy o życiu Słowem Bożym, praktycznie nikt nas tego nie uczy. Kościół parafialny zupełnie o tym zapomniał. Z syntezy synodalnej wynika, że my nie umiemy słuchać drugiego człowieka. Skoro nie umiemy słuchać człowieka, którego widzimy, to jak będziemy słuchać Boga, którego nie widzimy? Nie da się żyć Słowem Bożym bez umiejętności słuchania. Beż życia Słowem Bożym jesteśmy “głupi i ślepi”. Czy ktokolwiek w tym całym bałaganie zadał sobie pytanie, co Bóg do nas mówi, jaką receptę wskazuje? Może przeoczyłem?