rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Zostańmy Zachodem, a Zachód niech zostanie nami

Fot. Robert Pastryk / Pixabay

Jako Polska możemy aspirować do bycia Europą Zachodnią. Nie warto jednak tego robić poprzez idealizację samego Zachodu i ignorowanie naszej własnej tożsamości.

„Może w końcu zamiast kręcić się w miejscu i deliberować nie wiadomo o czym, stańmy się Zachodem” – postulują Witold Jurasz i Janusz Schwertner w manifeście na stronie głównej Onetu. To ciekawa lektura, polecam ją. Jednocześnie jest kilka spraw, z którymi warto polemizować. Przede wszystkim z głównym postulatem tekstu.

Autorzy trafnie opisują stan państwa. Piszą, że tuż za naszymi granicami toczą się konflikty zbrojne, które zagrażają naszemu bezpieczeństwu, a my ledwo je zauważamy. W samej Polsce następuje demontaż instytucji państwowych, które wymagały reformy, a dostały demolkę. Trwa kryzys elit – moim zdaniem jeden z największych problemów Polski – które przyczyniają się do skłócania społeczeństwa, niezależnie z którą opcją te elity się utożsamiają. A rząd? Pręży muskuły, ale nie potrafi zamknąć śledztwa smoleńskiego, przeprowadzić bezpiecznie ludzi przez pandemię i zmierzyć się z takimi wyzwaniami, jak reforma edukacji czy wyzwania klimatyczne.

Najbardziej przekonuje mnie fragment tekstu o Polsce jako folwarku. „Współczesna Polska to w znacznym stopniu folwark, w którym metodą zjednywania sobie głosów w Sejmie są synekury w spółkach skarbu państwa” – piszą Jurasz i Schwertner. I dalej: „Polski folwark nie ogranicza się jednak tylko do polityki. Nasz codzienny folwark to również mobbing w miejscu pracy, przekonanie, że można traktować innych z góry, że sitwa – na uczelni, w ministerstwie, w firmie, w urzędzie – zawsze wygra z jednostką”. To trafna metafora, a system folwarków i bardzo rozbudowany system podziałów społecznych powodują, że ciągle musimy z kimś walczyć i tym samym uczymy się darwinizmu społecznego, który wyklucza solidarność.

Nasze syntetyzowanie różnych tradycji to piękne dziedzictwo, którym możemy bez kompleksów imponować Zachodowi

Bartosz Bartosik

Udostępnij tekst

Jednocześnie autorzy dalece idealizują Zachód i sugerują, że droga środka między Zachodem a Wschodem nie istnieje. A jeśli istnieje, to prowadzi na Białoruś i Ukrainę.

Niektóre wyobrażenia o Zachodzie, jakie przedstawiają Jurasz i Schwertner są po prostu nieprawdą. Kilka przykładów: 1) Polska jest państwem, w którym w relacjach państwa i obywatela niezmiennie panuje „fala” [autorom chodzi o przemoc państwa wobec obywateli – B.B.]. Zachód to państwo silne, ale zarazem bez „fali”. 2) Zachód to kult zaradności, ale też uczciwość i wrażliwość na ludzką krzywdę. 3) Zachód to prawda, a nie wybór tej czy innej półprawdy.

Po pierwsze, naprawdę trudno nie zauważyć, że cały Zachód ma swoje „fale” w relacji z obywatelami – Black Lives Matter, żółte kamizelki, ubóstwo systemowe są tego świadectwem – które gnębią liczne grupy obywateli.

Po drugie, teza o zaradności i jednoczesnej wrażliwością na krzywdę Zachodu brzmi tyleż efektownie, co przesadnie generalizująco. Wszystko zależy od tego, gdzie szukamy wzorów. Inne podejście prezentują kraje skandynawskie, inne USA, inne Nowa Zelandia, Francja czy Włochy. Jak w ogóle jedno i drugie mierzyć? Indeksami wolności gospodarczej? To wątpliwe rankingi. Współczynnikami nierówności dochodowych i poziomem ubóstwa? Tutaj Polska wypada generalnie lepiej od średniej krajów zachodnich i rozwiniętych. A może chodzi o jakiś subiektywny miernik?

Po trzecie, Polska ma mnóstwo problemów z przyjęciem prawdy o sobie i ma to związek z konkretną sytuacją polityczną. Ale czy nie dokładnie tego samego można powiedzieć o krajach Zachodu? O ile Niemcy są wzorowym przykładem uznania swoich win – przynajmniej w warstwie symbolicznej – odnośnie drugiej wojny światowej (bardzo poruszające jest np. znajdujące się tuż obok Bundestagu upamiętnienia Romów i Sinti, zamordowanych w latach reżimu nazistów), to z przeszłością kolonialną kraje zachodnie rozliczają się do dziś różnie i często niechętnie. Sami Niemcy sprzedają swoją opowieść o drugiej wojnie w kontekście robienia ewidentnie nieczystego moralnie interesu w postaci Nord Stream 2.

Czy to znaczy, że nie mamy aspirować do Zachodu? Nie, to wciąż nasz pożądany model rozwojowy, powinniśmy z niego korzystać i do niego dążyć. Tylko że nie można tego robić, idealizując Zachód (co, mam wrażenie robiliśmy w czasie transformacji, a dziś odbija się czkawką), ani ignorując własną tożsamość. Polska ma swoje specyficzne problemy (Jurasz i Schwertner pokazują trafnie jeden z przykładów, jakim jest stygmatyzacja osób LGBT+), ale jednak wiele procesów polityczno-społecznych w naszym kraju toczy się analogicznie do tych zachodnich. Ksenofobia występuje i tu, i tu, a tym bardziej klasizm – i to niezależnie od poziomu religijności i innych danych socjologicznych. Bywa wręcz, że Polska staje się niemal laboratorium dla epokowych zmian, które dzieją się w świecie. „W Polsce, czyli wszędzie”, jak pisze Edwin Bendyk.

Wesprzyj Więź

Myślę, że Polska powinna dążyć do Zachodu, ale jednocześnie zmieniać go, rozszerzać jego wyobraźnię polityczną swoim wkładem. Mamy tradycję łączenia wpływów wschodnich, zachodnich, północnych i południowych. Symbolem Warszawy jest kolumna z posągiem szwedzkiego króla Polski, którą wykonali Niemiec i Włosi, a sam król zdobył w trakcie swojego panowania Moskwę. Nasze syntetyzowanie różnych tradycji to piękne dziedzictwo, którym możemy bez kompleksów imponować Zachodowi. W ogóle w dążeniach warto – na ile nas na to stać – zostawić kompleksy, uznać swoje słabości i winy oraz współpracować z innymi, uznając ich podmiotowość.

Zostańmy Zachodem, a Zachód niech zostanie nami.

Przeczytaj też: Gdzieś zgubiliśmy solidarność. A może pomyliliśmy ją z czymś innym?

Podziel się

1
Wiadomość

Gombrowicz pisał, że musimy stać się Europą, nawet stopić się z nią, ale w tym sensie, żeby ona była kulturalnie nie do pomyślenia jako całość bez Polski. I taki kierunek jest rzeczywiście pożądany. Sęk w tym, że my jesteśmy kulturalną pustynią dla kontynentu od II połowy XVII w. począwszy. I jesteśmy nią dalej. Niczego nie wnosimy do światowego obiegu kulturalnego i naukowego. Na pewno nie emocjonowałbym się garstką Nobli (głównie literackich) i paru naukowcami nieco bardziej w świecie znanymi (często osiągającymi rzeczy wielkie, lecz na Zachodzie, bo u nas to co najwyżej można osiągnąć łzy czarnej rozpaczy nad losem ludzkości). Mało tego, i to okropnie, jak na naród o naszym potencjale. Zaś te tradycje łączenia kultury to są sprzed 400-500 lat, a potem tych tradycji się wyrzekliśmy. Obecnie mamy ponownie sławę Ciemnogrodu i “chorego człowieka Europy”. Cóż więc my właściwie możemy wnieść do tego Zachodu? A o jego samego ewolucję (konieczną i z tym się zgadzam) nie należy się martwić, ona się dokona.

Nasz wschodni charakter wyraźnie widać w stosowaniu prawa. W Polsce by dany przepis prawa obowiązywał potrzebna jest tzw.”wola polityczna” , niezależnie od tego czy mówimy o sprzątaniu po psie czy o przestrzeganiu konstytucji.