Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Terlikowski: Po sprawie dominikanów zacznijmy budować bezpieczniejszy Kościół

Tomasz Terlikowski. Fot. Maskacjusz TV / YouTube

Historia krzywd wyrządzonych przez o. Pawła M., brak reakcji kolejnych dominikańskich przełożonych, lekceważenie problemu – wszystko, o czym opowiada wstrząsający tekst Pauliny Guzik – to zapowiedź wielkiego problemu, z którym Kościół w Polsce będzie się borykał przez lata.

„Dominikańska recydywa” – reportaż Pauliny Guzik

Zacznę, niekoniecznie zgodnie ze standardami tekstów dziennikarskich, od podziękowań. Tej sprawy by nie było, gdyby nie determinacja kobiet, które wiele lat temu zostały skrzywdzone przez ojca Pawła M. To one doprowadziły do ujawnienia przestępstw, nowych ofiar oraz do wznowienia śledztwa przez prokuraturę. Należy im się wdzięczność, bo to one uniemożliwiły krzywdzenie kolejnych wierzących kobiet, a także one ratują Kościół i zakon dominikański przed trwaniem w brudzie, obłudzie i hipokryzji.

Nie jest łatwo mierzyć się z prawdą o tym, że uczciwi i prawi ludzie w kościelnym systemie mogą działać w sposób moralnie dwuznaczny, że interes instytucji może przesłaniać im ból, cierpienie człowieka

Tomasz Terlikowski

Udostępnij tekst

Jestem też wdzięczny tym kilku zakonnikom, którzy w tej sprawie byli po stronie skrzywdzonych. Ojcu Leopoldowi, o. Marcinowi Mogielskiemu, a także tym, którzy chcą zachować anonimowość. Ich uczciwość, sprawiedliwość, wierność Ewangelii może być wzorem dla wielu innych. Instytucjonalny Kościół broni się ich działaniem, a nie decyzjami przełożonych dominikanów czy biskupów.

Jestem wreszcie wdzięczny Paulinie Guzik za niesamowity tekst, który opowiada historię, będącą niestety tylko przykładem tego, co mogło się dziać i działo się w wielu innych miejscach.

Przypadek o. Pawła M., pomijając jego drastyczność, nie jest ani wyjątkowy ani jedyny. Wykorzystanie przez duchownych czy liderów religijnych swojego autorytetu do uzyskania korzyści seksualnych czy niekiedy podporządkowania sobie innych – jest już szeroko opisane. O to oskarżono we Francji Jeana Vaniera i o. Thomasa Philippe’a, a także o. Marie-Dominique Philippe’a i dwadzieścia procent członków założonej przez niego Wspólnoty św. Jana.

Do podobnych przestępstw dochodziło także we Wspólnocie Błogosławieństw, a z raportów napływających z Francji wynika, że takie zarzuty można postawić wobec kilkunastu procent zakonników z różnych zgromadzeń.

Taka była skala problemu we Francji, i aż trudno nie zadać pytania, czy podobna nie będzie w Polsce? Neopentekostalna duchowość, obecna w części charyzmatycznych wspólnot, a szerzej przenikająca do codzienności katolickiej, negatywny stosunek do wolności w życiu duchowym, uznanie, że podporządkowanie się liderowi jest miarą religijności, poszukiwanie nadzwyczajności, a także wciąż obecny w Kościele klerykalizm, sprawiają, że takich historii także w Polsce może być całkiem sporo. Zapewne nie aż tak drastycznych, ale dla ofiar równie dewastujących.

Nie ma także nic zaskakującego w tym, jak zareagowali kolejni prowincjałowie. Wiele wskazuje na to, że identycznie zachowaliby się – w roku 2000 – wszyscy bądź prawie wszyscy prowincjałowie czy biskupi. To nie był tylko błąd jednego prowincjała (choć jest w tej sprawie także ogromna osobista odpowiedzialność konkretnych osób), ale efekt systemu, jaki wtedy panował.

I niestety, jak pokazują działania kolejnych prowincjałów, choć w Kościele mieliśmy coraz głębsze rozumienie przemocy seksualnej, to w Polsce – i to nawet w zakonie, który przez lata uchodził za najbardziej otwarty na zmianę – nic się zmieniło. Lub zmieniło się bardzo niewiele.

Empatii wobec ofiar, zrozumienia ich punktu widzenia, otwarcia się na nie – tego nie da się niestety zadekretować, a lojalność wobec instytucji, wobec współbraci jest niekiedy silniejsza niż deklarowane zasady. I ostrzegałbym księży czy zakonników przed schadenfreude, fałszywą radością (że to nie u nich), bo takich historii może być więcej i lepiej uczyć się na tym przypadku, sprawdzić swoje zakonne czy biskupie archiwa, wyciągać z niego wnioski niż być zaskoczonym, gdy kolejne sprawy będą wychodzić na światło dzienne.

Ale w tej sprawie trzeba także o wiele głębszego przepracowania mentalności wiernych i duchownych, zmierzenia się z bólem ofiar, z ich potrzaskanym niekiedy życiem, z utraconą niekiedy – a niekiedy zachowaną wbrew wszystkiemu – wiarą. W nich, co nieustannie powtarza papież Franciszek, dostrzec możemy twarz Chrystusa, a posługując się myśleniem Emmanuela Levinasa, przez ich Oblicza Bóg odwołuje się do naszych sumień, do naszej empatii, przychodzi jako Bóg Leczący Rany, ale też wzywający do nawrócenia strukturalnego, systemowego.

To nie zawsze jest proste spotkanie. Nie jest łatwo mierzyć się z prawdą o tym, że uświęcone tradycją instytucje nosiły w sobie zaszyte systemowe zło, że piękne i ważne stare modele formacji mogły wyradzać się w mechanizmy sekciarskie czy wreszcie – że uczciwi i prawi ludzie w systemie mogą działać w sposób moralnie dwuznaczny, że interes instytucji może przesłaniać im ból, cierpienie innego człowieka. Uświadomienie sobie tego to proces, który zmienia także nasze własne funkcjonowanie, nasze własne myślenie moralne. Wejście w ból, cierpienie innych to doświadczenie nawracające.

Sprawa wrocławska stawia przed nami także problem manipulacji, mechanizmów sekciarskich, fałszywej pobożności. Nasza religijność zbyt często oparta jest na charyzmatycznym poszukiwaniu ekstremalnych przeżyć, nie jest wystarczająco ograniczona racjonalnością, zbyt często pewne psychologiczne mechanizmy tłumaczy duchowo, choć mają one zupełnie naturalne (nie zawsze pozytywne) wyjaśnienia. Lęk przed wolnością i chęć unikania własnych decyzji prowadzą do postrzegania kierownictwa (a w zasadzie towarzyszenia) duchowego jako mechanizmu kontroli i ograniczenia, a nie dojrzewania.

Wszystkie te elementy wymagają głębokiego przemyślenia, analizy, zrozumienia i odróżniania. Tej sprawy nie da się zrozumieć bez głębokiej analizy tego, co z polską pobożnością zrobiła neopentekostalna, nie ograniczona katolicką pobożnością, pseudoduchowość.

Dorośli – siostry zakonne i klerycy, młodzi księża i wychowankowie rozmaitych duszpasterstw – muszą zacząć mówić otwarcie o tym, co im się przytrafiło. Nie będzie oczyszczenia i zmiany, dopóki nie będzie jawności

Tomasz Terlikowski

Udostępnij tekst

Ale tak, jak w przypadku oceny działania dominikanów przez inne zgromadzenia, i w tym przypadku wzywałbym inne ruchy do odrzucenia schadenfreude. Mechanizmy sekciarskie, ograniczenie wolności, uznanie kierownictwa za kontrolę występują także w ruchach i wspólnotach, które uważają się za tradycyjne, i które chcą przywrócenia dawnych zwyczajów. Religijnie motywowana przemoc może być problemem każdej niemal pobożności.

Polski Kościół, tak jak Polska w ogóle, potrzebuje głębokiego przemyślenia tego, czym jest przemoc seksualna, potrzebuje swojego własnego ruchu #metoo. Bezbronni dorośli – siostry zakonne i klerycy, młodzi księża i wychowankowie rozmaitych duszpasterstw – muszą zacząć mówić otwarcie o tym, co im się przytrafiło. Muszą zrozumieć, że nie będzie oczyszczenia ani zmiany, dopóki nie będzie jawności; dopóki ofiary nie przerwą milczenia, dopóki nie uznają, że winni są sprawcy, a ci ostatni nie zaczną swojej winy uznawać. Przemoc, nie tylko seksualna – także psychiczna, emocjonalna – jest obecna w strukturach kościelnych. I dla dobra Kościoła trzeba zacząć o tym mówić.

Wesprzyj Więź

Wreszcie kwestia ostatnia. Mam nadzieję, że straszliwe cierpienie skrzywdzonych przez ojca Pawła oraz wszystko to, co się wydarzyło potem, stanie się początkiem trudnej drogi wyjaśniania takich spraw. Że będziemy mogli – poprzez przemianę mentalności – budować bezpieczniejszy Kościół. Dom – bez przemocy, bez manipulacji.

Mam świadomość, że długa droga przed nami. Tekst Pauliny Guzik jest jednak na tej drodze ważnym krokiem.

Przeczytaj też: Jeśli w sprawie nadużyć u dominikanów usłyszymy: „winni są tylko M. i Zięba”, będzie to jedynie fałszywy PR

Podziel się

14
11
Wiadomość

Tekst jak zawsze bardzo dobry, powstanie ich pewnie mnóstwo, ale autor wykorzystuje okazję do forsowania swoich preferencji odnośnie wizji Kościoła. Dlaczego nie ostrzegać również przed przedwczesną radością “tradycjonalistów” oraz świeckich, można samemu przecież oślepnąć …. od swojej aureoli …

Ogólnie w kontekście tego, co napisał Pan Terlikowski, nasuwa się pytanie o posłuszeństwo. Za często staje się ono narzędziem krzywdzenia ludzi. Nie tylko w Kościele, ale u nas bardziej niż gdzie indziej.

Irytuje, a nawet oburza mnie w tym (bardzo potrzebnym) tekście zbyt jednoznaczne podejście do tego, że ofiary “muszą mówić dla dobra Kościoła”. To prawda, ale nie można zapominać, że to jest ogromny koszt. I znów jednostka jest w takiej narracji niżej od ogółu, niby niechcący. Może skupmy się na ofiarach i na ich woli, na ich krzywdzie, na konstruktywnej psychologicznej pomocy, a dobro Kościoła przyjdzie samo? Warto formułować takie postulaty nieco inaczej – np. w formie prośby albo podkreślając, jakie to straszne zadanie – ujawnianie przed Kościołem win jego kapłanów.

Moim zdaniem z Kościołem nic nie da się zrobić. Relacje w nim są zbudowane na autorytecie, który swoje źródło ma w święceniach. W wychowaniu katolickim akcentuje się uczestniczenie w sakramentach, język religijny księdza nazywa szafarzem, kapłanem, Alter Chrystus, duszpasterzem. Słowa liturgii, architektura kościołów, funkcje liturgiczne podkreślają hierarchiczność Kościoła, mówi się o duchownych i o wiernych ignorując zresztą nauczanie tegoż Kościoła. Świeccy są doskonale uprzedmiotowieni. Kościół w Polsce jest doskonałą maszynką do formowania ofiar dla przestępców w sutannach. Taka formacja, taka mentalność, klerykalizm. W katechizmie i w homiliach brak zachęty do myślenia, brak racjonalnego podejścia do wiary i do Kościoła , tylko cuda nie koniecznie neopentekostalne i moralizatorstwo skrajnie indywidualne zamiast nauczania Kościoła.

Tyle że wszyscy się do tego przyzwyczaili i uważają taką sytuację za jedynie możliwą rzeczywistość. Przypomina się platońska opowieść o tym, co zrobili kajdaniarze tkwiący w mrokach jaskini temu, który się wyrwał na wolny świat, wrócił i opowiadał im iż to co widzą jest złudą. Zmiana narracji oznaczałaby wysadzenie polskiego Kościoła w powietrze.

Mnie osobiście poraża ciągle przebijające się oczekiwanie, ze osoby duchowne, czy to w zakonie czy księża, będą bez grzechu. NIE, NIE i jeszcze raz NIE. Teza, ze ten cos robi źle ale tylu innych dobrych jest z gruntu fałszywa. Każdy ksiądz i zakonnik jest grzesznikiem. I to wcale nie oznacza ze Kościół jest zły. To oznacza ze nie wolno ani siebie ani innych oszukiwać, bo to jest prawdziwe źródło problemu.

Co innego być grzesznikiem, a co innego seryjnie popełniać przestępstwa seksualne. Teksty o powszechności grzechu to też pułapkowe myślenie. Grzechy sa różne, a od księży i zakonników chyba można wymagać, żeby nie gwałcili pobożnych kobiet i dzieci, nie grzebali w cudzych majtkach i nie uzdrawiali nikogo swoimi członkami. Tego samego oczekuje się od świeckich. A miejce gwałcicieli jest w więzieniu.

Pamiętam, że na wykładzie z teologii moralnej profesor przekonywał że celebrujący Mszę świętą ksiądz powinien przyjąć komunię świętą nawet gdy nie jest w stanie łaski uświęcającej. Żeby nie było zgorszenia.

To nie takie proste. Tak może zrobić, jeśli nie ma możliwości się wyspowiadać. Szczery żal i obowiązek natychmiastowej spowiedzi, gdy będzie możliwa To np. sytuacje na misjach, w więzieniu, obozie itp. Zresztą ważność sakramentu nie zależy od bezgrzeszności celebransa.

W tekście jest poruszony wątek Wspólnoty św. Jana. Zaskoczyła mnie informacja, że 20 procent wspólnoty jest oskarżona o podobne czyny jak założyciel. Nie mogę znaleźć żadnej informacji na ten temat. Czy są dostępne jakieś materiały na ten temat?

Pan Terlikowski dokonuje bardzo szkodliwego uproszczenia w swoich publikacjach. Sprawy kontrowersyjne jakie dotyczą przełożonych zakonnych, biskupów czy księży, dotyczą konkretnych osób a nie Kościoła. Tak jak spowodowanie wypadku drogowego to sprawa konkretnego kierowcy a nie wszystkich posiadających prawo jazdy i ośrodków egzaminacyjnych je przyznających.

Terlikowski jednak tego zupełnie nie zauważa. Gdy ktoś z katolików: ksiądz, biskup, zakonnik, szeregowy katolik dopuści się czynu podobnie nagannego jak zachowanie niecywilizowanego kierowcy na drodze oskarża cały Kościół i czyni z tego wydarzenia problem całego Kościoła.

Wolałbym aby p.Terlikowski nie czynił tego, tak jak nie czyni się przestępstw pojedyńczych kierowców, sprawą i problemem wszystkich innych kierowców i użytkowników drogi. Tak będzie uczciwie i obiektywnie. Wtedy będę traktował jego publicystykę jako dojrzałą i uczciwą.

Nawiasem dodam, że tekst red.Guzik dotyczy jednej z prowincji DOminikanów. Jednak redaktor już nawet nie chce odbudowywać tej jednej prowincji ale zabiera się za budowę całego Kościoła. Cóż za rozmach.

Jeden bił i gwałcił, ale ilu lekceważyło, ukrywało, chowało głowę w piasek? Zadziałał patologiczny mechanizm obejmujący niestety dużą część Kościoła. I tak naprawdę ten mechanizm jest największym złem. Zdemoralizowane jednostki mogą trafić się wszędzie, ale niestety Kościół wyspecjalizował się w ich ukrywaniu i przerzucaniu winy na ofiary.
Ten MECHANIZM jest problemem do zwalczenia. Kiedy to się zrobi to żaden wilk w owczej skórze nie będzie tak straszny.

Ilu było, trzeba policzyć a nie szafować liczbami w ciemno.
Tego domaga się elementarna ucziwość intelektualna i etyczna.

Nie ma odpowiedzialności zbiorowe inaczej będziemy osobami niczym nie różniącymi się rasistów.. .

Nie zgadzam się z Tobą gdyż: księża reprezentują biskupów, wykonują swoją pracę w ich imieniu, więc reprezentują instytucję Kościoła oficjalnie 24/7; każda firma odpowiada za błędy swoich pracowników, księża nie wykonują swojej pracy indywidualnie tylko w kolegium kapłańskim na czele którego stoi biskup decezji, redaktor Terlikowski nie wypowiada się z zewnątrz Kościoła , Jego te przestępstwa też bolą i też czuje się odpowiedzialny za to w jakim Kościele funkcjonuje On, Jego dzieci i żona. Zgadzam się że nie cały Kościół MUSI się zmienić tylko hierarchia MUSI. To jest niewielka część Kościoła.

Każda firma posiada prezesa. red.Terlikowski doskonale wie, że za skandale i złą reakcję w jakiejś sprawie odpowiadają konkretni ludzie-konkretni przełożeni a nie Kościół – jako wspólnota Bo przecież i ja i Pan do niej się zaliczamy. W warstwie językowej to podejście buduje jakąś atmosferę globalnego problemu Kościoła. Uwago co do hierarchii też są populistyczne, bo za błąd konkretnego biskupa nie odpowiada inny biskup. Nawet Pan pisze, że to problem hierarchii. Nie, to problem konkretnego hierarchy, a to znaczna różnica. Tak jak błąd danego sędziego jest błędem danego sędziego i on za nie odpowiada a nie wszyscy sędziowie w wymiarze sprawiedliwości.

Pan Terlikowski nie pisze że za czyny konkretnych ludzi ma odpowiadać cały Kościół. Natomiast cały Kościół powinien “przestawić się” w myśleniu, bo to jest problem całego Kościoła. Skąd mamy wiedzieć czy dzieci posyłane na religię, do posługi ministranckiej czy młodzież do wspólnoty religijnej nie spotka nic złego? W interesie i dla dobra całego Kościoła trzeba to wyjaśnić i stworzyć mechanizmy zapobiegania nadużyciom i likwidacji ich skutków, ale już z myślą o ofiarach.

A skąd Pan wie – wsiadając do autobusu, że kierowca trzeźwy. Za nim usiądzie na miejscu, prosi o świadectwo badania alkomatem.. ?

Biskupi tworzą pewną wspólnotę episkopat i rozwinęli w swoim gronie niezwykłą tolerancję dla przestępców seksualnych, skupili się na Ich ukrywaniu, przenoszeniu, uciskaniu ofiar. A problem Kościoła ma wymiar globalny Irlandia, Francja, USA, Meksyk, Dominikana , Polska, i pewnie inne miejsca. I jest to nasz problem bo jako świeccy milczeliśmy. Kilkanaście lat temu zapytałem w redakcji jednej z katolickich stacji radiowych, czy puściłby w swoim serwisie informację o księdzu pedofilu i otrzymałem odpowiedź negatywną od młodego, świeckiego katolickiego dziennikarza. Kościół nas trochę zdemoralizował.

Którzy biskupi.. , wie Pan ilu jest w Polsce biskupów, ilu z nich, wszyscy.. ?

A moim zdaniem jest to sprawa całego Kościoła. Owszem – wina jest po stronie konktretnych osób – księży, zakonników, biskupów, prowincjałów. Ale należy uwrażliwić i zmienić myślenie nie tylko wśród winnych, ale wśród wszystkich członków Kościoła – wierni powinni mieć pewność, że każdy przypadek będzie dokładnie wyjaśniony, zgłoszony państwowym organom ścigania i z czasem uzyskać spokój, że przestępstwa seksualne duchownych odeszły w przeszłość; duchowni- ewentualni oprawcy, w razie “kuszenia”, powinni wiedzieć, że nieuchronna kara spotka ich jeszcze tu, na ziemi i nie będzie to tylko przeniesienie z miejsca na miejsce, zakaz odprawiania Mszy albo pracy duszpasterskiej; wreszcie ich przełożeni powinni wiedzieć, że gdyby ich diecezji/zakonie ponownie były ujawnione sprawy tego typu, to za pozorną troskę o ofiary, a większą o sprawców również spotka ich kara.

Ale ja nie piszę, że winni są wszyscy zakonnicy. Chodzi mi o to, że to jest sprawa wszystkich, żeby wiedzieć o takich “oczywistych oczywistościach” jak nieuchronność kary (świeckiej i kościelnej) dla sprawców i ukrywających, gwarancja wyjaśnienia takich rzeczy gdyby jeszcze się zdarzyły.