rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Recenzje

Andrzej Mencwel, „Przegląd Polityczny” 2017, nr 142

Eseistykę polityczną Juliusza Mieroszewskiego powinno się omawiać na każdej polonistyce, i to nie tylko krajowej. Teraz także dołączyłbym reprezentatywny wybór tych listów.

Wesprzyj Więź

Porozumiewali się [Giedroyc i Mieroszewski] głównie listownie, Londyńczyk nigdy, mimo wielu namów i udogodnień, nie odwiedził siedziby swojej redakcji, a Redaktor z rzadka wpadał do Londynu, zawsze zastrzegając sobie dyskrecję i rezerwując czas na rozmowę z Publicystą. Rozmów tych nikt nie nagrał ani nie spisał, wielotomowa korespondencja działa jednak na umysły i wyobraźnię. Umacnia nas też w przekonaniu, że ich współpraca była ciągle ćwiczonym współbrzmieniem, przyjaźń natomiast – uczuciem sumiennie kultywowanym, choć, jak widać po trwałości formalnej honoryfikacji, bynajmniej nie wylewnym.

Czytam jednak listy, więc pisma wyraźnie osobiste, nawet jeśli zajęte głównie sprawami publicznymi. Osobiście zatem powiem, że przejmuje mnie w nich najbardziej to, że ich autorzy w ówczesnym świecie byli właściwie samodzielnym, niezależnym mocarstwem politycznym. Nie mieli, rzecz jasna, żadnych dywizji ani nawet armat, było ich tylko dwóch, a choć nazywali się wzajemnie „żelaznymi starcami”, to za całą moc mieli myśl, papier i druk.

„Idzie więc o to – pisze w jednym z ostatnich listów Redaktor – byśmy w trudnych chwilach nie zaczęli tracić ‘czucia’ między sobą”. „Czucie” to jest jedno z najrzadszych słów w języku Redaktora, pozostał jednak sobą i ujął je w cudzysłów. Ich wielotomowe dzieło wspólne nie ma sobie równych w piśmiennictwie polskim, zaś w światowym – przypomina europejski arcywzór sokratejskich dialogów Platona. Poglądy obu myślicieli zostały w nich bowiem tak splecione, że żadna analiza filologiczna ich już nie rozdzieli. Będzie się o nich myśleć przez pokolenia.