Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Paweł M. został skazany za sześć przestępstw seksualnych na zakonnicy, w tym dwa gwałty

Fot. Maciej Maziarka / fdol.pl

Wynika to z sentencji wyroku w sprawie dominikanina, jaką „Więź” otrzymała z sądu w Częstochowie. Wyrok nie dotyczy spraw opisanych w raporcie tzw. Komisji dominikańskiej – komentuje prof. Michał Królikowski.

Jak wczoraj informowaliśmy, dominikanin Paweł M. został w czwartek skazany przez sąd rejonowy w Częstochowie na cztery lata pozbawienia wolności. Ze względu na dobro osób pokrzywdzonych proces toczył się z wyłączeniem jawności.

Do tej pory informacje o przebiegu procesu nie przedostawały się do opinii publicznej. Również obecnie sąd bardzo oszczędnie dzieli się swymi ustaleniami. Poniżej publikujemy: przypomnienie najważniejszych informacji o przedmiocie oskarżenia, sentencję wyroku oraz komentarz prof. Michała Królikowskiego.

Gwałt, czyli „uzdrowienie przez dotykanie”

Wiadomo, że zgodnie z prawem przedawnieniu uległy akty przemocy seksualnej, fizycznej i psychicznej, jakich Paweł M. dopuścił się wobec osób powierzonych jego pieczy we wrocławskim duszpasterstwie akademickim w latach 1996–2000. Dominikanin był więc oskarżony na podstawie zgłoszenia o przestępstwie, jakie złożyła do prokuratury zakonnica, którą odwiedzał w klasztorze pod pozorem kierownictwa duchowego.

Czyny będące przedmiotem oskarżenia miały miejsce w latach 2011–2018, a ujawniła je w portalu Więź.pl Paulina Guzik w artykule „Dominikańska recydywa”. W reportażu wypowiadała się skrzywdzona zakonnica (pod zmienionym imieniem Małgorzata).

Paulina Guzik opisywała: „W maju 2011 roku s. Małgorzata słyszy [od Pawła M.], «że rozeznanie jest takie, że będzie mnie uzdrawiał i że trzeba zrobić kilka rzeczy». Wtedy pierwszy raz ją wykorzystał seksualnie. Tłumaczył, że «Pan Jezus tego chce»”. Według relacji zakonnicy na jej protesty Paweł M. odpowiadał m.in.: „To jest wola Boża, przestań mnie ustawiać”.

Autorka „Dominikańskiej recydywy” relacjonuje dalej m.in., że „w maju, czerwcu, lipcu i sierpniu [2018 r.] dochodzi do wykorzystania seksualnego, przedstawianego jako «uzdrowienie przez dotykanie». – Ja miałam wyrzuty, że to wszystko przeze mnie. Teraz jednak chodziło już nie tylko o moje uzdrowienie, ale i jego, więc i jego trzeba było dotykać – wspomina zakonnica. Najgorsza krzywda wydarzyła się w czerwcu”.

Jak pisze Paulina Guzik, za namową swego spowiednika s. Małgorzata skontaktowała się z Weroniką, wielokrotnie skrzywdzoną przez Pawła M. we Wrocławiu. 2 marca 2021 r. obie kobiety wspólnie złożyły zawiadomienie do prokuratury.

Sentencja wyroku: winien popełnienia zarzucanych mu czynów

Po ogłoszeniu wczoraj wyroku skazującego redakcja Więź.pl zwróciła się do sądu w Częstochowie, który wydał wyrok, o przedstawienie pełniejszej informacji.

W odpowiedzi otrzymaliśmy od rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Częstochowie, sędziego Dominika Bogacza, następujące informacje (liczby rzymskie poniżej odwołują się do kolejnych punktów, nieznanego nam, aktu oskarżenia):

„Sąd Rejonowy w Częstochowie wyrokiem z dnia 22 września 2022 r. uznał oskarżonego Pawła M. za winnego popełnienia zarzucanych mu czynów i wymierzył mu:
– za czyn z pkt. I, stanowiący przestępstwo z art. 197 par. 2 kk, karę 6 miesięcy pozbawienia wolności;
– za czyn z pkt. II, stanowiący przestępstwo z art. 197 par. 1 kk, karę 2 lat pozbawienia wolności
– za czyny z pkt. III, IV, VI, VI, stanowiące przestępstwa z art. 197 par. 2 kk, przy przyjęciu, że stanowią one ciąg przestępstw z art. 91 par. 1 kk, jedną karę 2 lat pozbawienia wolności;
– za czyn z pkt. V, stanowiący przestępstwo z art. 197 par. 1 kk, karę 2 lat pozbawienia wolności.

Orzeczone kary jednostkowe pozbawienia wolności Sąd połączył i wymierzył karę łączną 4 lat pozbawienia wolności, na poczet której zaliczył okres tymczasowego aresztowania oskarżonego oraz zwolnił oskarżonego z kosztów postępowania.

Po wydaniu wyroku Sąd Rejonowy w Częstochowie orzekł o dalszym stosowaniu wobec oskarżonego tymczasowego aresztowania.

Wyrok nie jest prawomocny i stronom przysługuje prawo odwołania się od tego wyroku do Sądu Okręgowego w Częstochowie”.

Prof. Królikowski zwraca uwagę na wielokrotność zachowań

Wobec braku dalszych informacji z prośbą o wyjaśnienia i komentarz zwróciliśmy się do prof. Michała Królikowskiego, z Katedry Prawa Karnego Porównawczego Uniwersytetu Warszawskiego. Prof. Królikowski był też członkiem komisji eksperckiej pod przewodnictwem Tomasza Terlikowskiego, badającej działania Pawła M. oraz instytucji Prowincji Polskiej Zakonu Kaznodziejskiego. Oto komentarz wybitnego karnisty:

„Komentowanie orzeczenia sądu zapadającego w postępowaniu z wyłączeniem jawności rozprawy i uzasadnienia jest bardzo trudne. Pozwala jedynie na identyfikację liczby czynów, jakie zostały objęte wyrokiem, ich kwalifikację prawną oraz oszacowanie wymiaru kary.

Z sentencji wyroku pierwszej instancji wynika, że oskarżony został uznany za winnego sześciu czynów. Sąd uznał go zatem za sprawcę sześciu przestępstw przeciwko wolności seksualnej popełnionych umyślnie. Dwa z nich miały postać podstawowego typu zgwałcenia, tj. doprowadzenia groźbą, przemocą lub podstępem do obcowania płciowego. Pozostałe zaś polegały na poddaniu pokrzywdzonej w tych warunkach tzw. innej czynności seksualnej, a więc nieimitującej stosunku seksualnego.

Jednostkowe kary orzeczone za każdy z tych czynów zostały przez sąd wymierzone w najniższym z dostępnych wymiarów, przy braku skorzystania z nadzwyczajnego złagodzenia kary. Orzeczona następnie jako kara łączna kara czterech lat pozbawienia wolności może być odbywania wyłącznie w izolacji i nie podlega warunkowemu zawieszeniu.

Sąd postanowił też zaliczyć na poczet kary czas tymczasowego aresztowania, trwającego od postawienia zarzutów. Zdecydował również o pozostawieniu oskarżonego w areszcie do uzyskania przez wyrok prawomocności (co nastąpi po rozpoznaniu apelacji lub przy braku jej wniesienia). Taka decyzja jest dopuszczalna prawnie ze względu na to, że kara przekracza trzy lata pozbawienia wolności.

Można więc założyć, że okoliczności, w których doszło, zdaniem sądu, do wykorzystania seksualnego pokrzywdzonej z jednej strony nie budziły wątpliwości co do charakteru czynu, w tym działania z zamiarem poddania przemocy seksualnej, z drugiej jednak – nie przemawiały za dalszym zaostrzaniem wymiaru kary. Jednocześnie wielokrotność zachowań spowodowała, że ostatecznie wymierzona kara przekracza dolną granicę ustawowego zagrożenia.

W świetle doniesień prasowych należy zaznaczyć, że postępowanie karne zakończone wyrokiem nie dotyczyło spraw opisanych w raporcie tzw. Komisji dominikańskiej, a więc najbardziej bulwersujących nadużyć z okresu działalności duszpasterza, jak i późniejszych czynów – ich karalność uległa bowiem przedawnieniu. Nie można zatem w zasądzonej karze doszukiwać się oceny prawnokarnej całości ujawnionych w przestrzeni publicznej czynów będących dziełem Pawła M.

Będą apelacje?

Garść dodatkowych informacji przekazał portal tvn24.pl. Według nich Paweł M. był oskarżony o gwałty i doprowadzenie jednej pokrzywdzonej do innych czynności seksualnych za pomocą zabiegów i technik manipulacyjnych. Miały one wywołać u kobiety stan, w którym nie miała rozeznania co do podejmowania decyzji i dalszego działania.

Wiadomo, że oskarżony był obecny w sądzie podczas publikacji wyroku. Został w tym celu, na swoje życzenie, doprowadzony z aresztu śledczego, gdzie przebywa od marca 2021 roku.

Wesprzyj Więź

Portal tvn24.pl informuje, że śledztwo prowadziła w tej sprawie i oskarżała Prokuratura Regionalna w Katowicach. Prok. Agnieszka Wichary, rzeczniczka katowickiej PR, powiedziała, że decyzja o ewentualnej apelacji od wyroku zapadnie w późniejszym terminie, po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem sądu w Częstochowie.

Według naszych źródeł, niewykluczone, że apelację będą składać także obrońcy oskarżonego.

Przeczytaj także: Paulina Guzik, „Dominikańska recydywa”

Podziel się

6
1
Wiadomość

Cytat: „Jednostkowe kary orzeczone za każdy z tych czynów zostały przez sąd wymierzone w najniższym z dostępnych wymiarów, przy braku skorzystania z nadzwyczajnego złagodzenia kary.”
Nawiązując do moich wypowiedzi pod informacją o skazaniu Pawła M. mogę tylko dodać, że prof. Królikowski też zwrócił uwagę na niezrozumiałą łagodność sędziego. Moja teoria jest taka: (w większości przypadków) mężczyzna nie zrozumie kobiety, nie będzie się z nią identyfikował, zawsze będzie bagatelizował jej odczucia i działał na korzyść drugiego mężczyzny raczej niż kobiety. Wiem, że bardzo upraszczam i wiem, że generalizuję, ale, przepraszam, mam już dość ciągłego udowadniania, że jesteśmy gorsze, głupsze, że wyolbrzymiamy, nie nadajemy się do ważnych stanowisk a nasze miejsce jest w kuchni.
Zastrzegam, że ruchy feministyczne to nie moja bajka, ale im dłużej żyję, tym bardziej radykalne mam poglądy. Dlaczego? Życie mnie nauczyło, że bez radykalnych zmian poprawa losu kobiet w Polsce nie jest możliwa. Zawsze będziemy spychane i lekceważone przez panoszących się mężczyzn. Zwróćcie uwagę, kto ma najwięcej do powiedzenia na temat aborcji? Praw kobiet? Równouprawnienia? Macierzyństwa (vide komisja sejmowa ze 100% męską obsadą)? I to w XXI wieku.

Piszesz: „nasze miejsce jest w kuchni”. No, nie tylko tam. Portal gazeta.pl właśnie przytacza stanowisko sądu, z którego wynika, że mamy jeszcze jedno, bardzo ważne, miejsce – sypialnię.
Sąd Apelacyjny w Warszawie: „Elementem sprzyjającym uratowaniu małżeństwa popadającego w stan kryzysu, nawet z przyczyn obciążających jednego z małżonków, jest jak najsilniejsze utrzymanie kontaktów intymnych, które zawsze sprzyjają poprawie jakości życia małżeńskiego oraz utrzymaniu związku, niż rezygnacja, zwłaszcza jednostronna, z tego elementu życia małżeńskiego, w szczególności w sytuacji, gdy postawa współmałżonka, nawet naruszającego swoje obowiązki w tym związku, nie wskazuje na to, aby stracił on zainteresowanie seksualne swoją małżonką”.
I jeszcze: „W ocenie Sądu Apelacyjnego wyjście z tego kryzysu było jednak możliwe, a z pewnością należało podjąć taką próbę poprzez podejmowanie w zupełności innego działania, ukierunkowanego jednak na zbliżenie się powódki do małżonka, okazywanie zainteresowania problemami pozwanego i większej jeszcze wyrozumiałości dla jego słabości, z wyznaczeniem wyraźnych granic tej tolerancji, lecz przez okazanie czułości, wykazanie inicjatywy, wciągnięcie męża w bliskość i intymność małżeńską w możliwie dużym stopniu, na tyle, aby odzyskał silniejsze zainteresowanie wspólnym spędzaniem czasu, a tym samym by osłabione zostały skłonności pozwanego do udziału w imprezach z kolegami oraz do stałego krytykowania powódki. Po prostu należało przejawiać pozytywną, ciepłą i wyrozumiałą postawę”.
Podsumowując: nawet gdy ON spędza czas w agencjach towarzyskich, notorycznie się upija z kumplami, a matką swego dziecka w domu pomiata, ONA ma karnie spełniać „obowiązki małżeńskie” w sypialni. Mało tego – do sypialni powinna go czule (!) wabić. Jeśli tego nie robi, jest współwinna rozpadu związku.
To naprawdę się dzieje. W Polsce, w 2021 roku.
Nawet jeśli, co sama przyznajesz, bardzo upraszczasz i generalizujesz, to nie rzucę w Ciebie kamieniem. Moje wnioski płynące z obserwacji tzw. życia społecznego i funkcjonowania rozmaitych instytucji bywają boleśnie podobne.

Zauważyła Pani, że fragment uzasadnienia wyroku Sądu Apelacyjnego został zacytowany bez podania, jakie fakty odniesione do rozwodzących się ustalił Sąd? A mimo to przypisuje Pani sędziom pogląd ”nawet gdy ON spędza czas w agencjach towarzyskich, notorycznie się upija z kumplami, a matką swego dziecka w domu pomiata, ONA ma karnie spełniać “obowiązki małżeńskie” w sypialni. Mało tego – do sypialni powinna go czule (!) wabić”. Tak samo zaprezentowali pogląd Sądu dziennikarze, biorąc z automatu za pewnik, że jeden bił, pił i się znęcał, a drugi za to dostał od Sądu w twarz. Rozwodzący się przywołują swoje racje z ogromnym ładunkiem nienawiści. Nie wiem, kto co z robił w opisywanym małżeństwie i jak przyczynił się do rozwodu, ale proszę uczciwie spróbować skomentować wyrok Sądu Apelacyjnego w innym układzie faktycznym (tu wymyślonym, ale z życia wziętym): ona dopuściła się zdrady, on jej wybaczył, o czym wielokrotnie zapewniał, ale równolegle nagrywał, prowokował, upokarzał i wyznaczył jej karę w postaci odmowy dzielenia sypialni. Albo: on ujawnia, że ma pozamałżeńskie dziecko, ona wnosi o rozwód, potem się z tego wycofuje, bo dziecko umiera. Chodzą na psychoterapię, ale jedno odmawia współżycia. Po kilku latach on wnosi o rozwód. Jeśli oderwiemy uzasadnienie wyroku od faktów, jakie wynosimy z niego wnioski?

Wnioski wynosimy proste. Ludzie ze względu na przerastającą wizję życia w pojedynkę godzą się na kompromisy ponad swoimi emocjonalnymi możliwościami co kończy się blokadą tam, gdzie uczuć nie da się zepchnąć – w życiu intymnym i okazywaniu radości. Tu jest największa perwersja tego wyroku sądu. Nie w samym zachęcaniu do aktu, a w orzeczeniu, że kobieta (tu) ma emocjonalnie pozytywnie się nastawić. To jest przemoc wobec jej uczuć (prze (z) moc). W podanym orzeczeniu można znaleźć kilka faktów: mąż imprezuje z kolegami, nie wypełnia umówionych obowiązków domowych, jest krytyczny, żona jest chłodna, odmawia kontaktów intymnych. Sąd widzi jej reakcję jako próbę wymuszenia innej postawy na małżonku i tu popełnia błąd, bo orzeczenie brzmi jak rada kuzynki: próbowałaś chłodem to może zmienisz go troską.

Nie będę tu szerzej relacjonować całej historii czy argumentacji sądu, teksty (2) są dostępne w internecie. Można je przeczytać.
Krótko: nie radząc już sobie z agresją i pijaństwem męża, kobieta m.in. podjęła terapię psychologiczną, zachęcała do tego samego małżonka (odmówił), ostatecznie – dla bezpieczeństwa swego i córeczki – wyprowadziła się z domu. Potem wystąpiła o rozwód. Sąd Okręgowy go orzekł, przypisując winę mężowi.
W apelacji kobietę uznano współwinną. SA wytyka jej, że zaczęła gromadzić dowody nagannych zachowań męża… zbyt wcześnie. Sam jednak z tych dowodów korzystał, orzekając o współwinie męża. Zdaniem sądu, ona powinna być czulsza, wyrozumialsza, chętniejsza do kontaktów seksualnych – prawdopodobnie wówczas małżonek by „się poprawił”… Naprawdę?
Nie chcę tu analizować poszczególnych fraz uzasadnienia. Zauważę tylko, że nie każdy (czy to kobieta, czy mężczyzna) decyduje się czekać, aż dowody przygotuje szpital, do którego trafi po np. dźgnięciu nożem przez partnera/partnerkę. Albo gdy dziecko – świadek lub również ofiara przemocy – zacznie się samookaleczać. Lub do czasu, gdy syn/córka zacznie naśladować patologiczne zachowania jednego z rodziców. Od takich właśnie następstw ewentualna seksualna ułeglość żony/męża nie uchroni żadnej rodziny.
W związkach przemoc stosują i mężczyźni, i kobiety. Ci pierwsi zdecydowanie częściej m.in. dlatego, że zwykle są silniejsi fizycznie, często więcej zarabiają (nie stopuje ich karier konieczność pielęgnowania dzieci), bo jest coś w rodzaju społecznego zrozumienia/przyzwyczajenia (że facet jest silny, facet rządzi). To uderza też w maltretowanych mężczyzn: wstyd się przyznać, że „baba” ich zdominowała/krzywdzi.
Jakoś nie wierzę, że z sugestią zintensyfikowania kontaktów intymnych jakikolwiek sąd wystąpiłby pod adresem mężczyzny. Kobietę – jak widać – jeden „posyła” do łóżka bez oporów. O takiej „atmosferze społecznej” pisałyśmy wyżej Monikaa i ja.
Ale i nie zapytałabym sędziego, czy dokładnie to samo by doradził swojej córce. To byłby, moim zdaniem, cios poniżej pasa.

@Joan, Monikaa, to wcale nie jest tak, że wszyscy mężczyźni narzucają kobiecie rolę sprzątaczki, kucharki i kochanki. Nawet społeczeństwo tak nie myśli.

Są natomiast kręgi osób, wśród których część mężczyzn tak właśnie myśli i próbuje swoje wyobrażenia narzucić większości wypowiadając się ex cathedra.

Ależ oczywiście że nie wszyscy. Nie napisałam tak ani tak nie uważam. I zgoda: istnieją kręgi, środowiska, w których – dość powszechnie – tak się myśli oraz działa (paradoksalnie, dotyczy to również kobiet). Te kręgi wciąż jednak mają spore możliwości i wywierania presji na otoczenie, i kształtowania opinii.
Do „kręgów” ja dodałabym jeszcze: pokolenia. Wśród 30-latków takie myślenie jest rzadsze niż w środowisku ich rodziców czy dziadków.
Wracając do meritum. Gdyby to były tylko „wypowiedzi ex cathedra”, to pal sześć. Ale przecież na wypowiedziach się nie kończy. One mają następstwa w postaci mniej czy bardziej formalnych decyzji (instytucjonalnych, osobistych, dotyczących życia rodzinnego), generowania ostracyzmu itp.
Sądzę, że niektórzy przynajmniej ze wspomnianych decydentów nawet nie zastanawiają się głębiej nad podłożem swoich działań. Już nie chciałabym „grzebać” w tym uzasadnieniu wyroku, ale nie mam wyjścia. Gnębionej kobiecie zaleca się „okazywanie zainteresowania problemami pozwanego i większej jeszcze wyrozumiałości dla jego słabości” oraz inicjowanie kontaktów intymnych, bo mąż wprawdzie chla po nocach z kolegami, ale jego postawa „nie wskazuje na to, aby stracił on zainteresowanie seksualne swoją małżonką”.
Dla niego zatem i nocne popijawy, i pomiatanie żoną, i jej wyrozumiałość, i seks małżeński. Dla niej – zaparcie się siebie i swoich emocji, permanentne udawanie w oczekiwaniu na cud prorokowany przez sąd. Celnie to ujęła w swojej wypowiedzi Basia: „Tu jest największa perwersja tego wyroku sądu. Nie w samym zachęcaniu do aktu, a w orzeczeniu, że kobieta (tu) ma emocjonalnie pozytywnie się nastawić. To jest przemoc wobec jej uczuć”.
Jeśli tak widzi/rozumie rzeczywistość człowiek dobrze wykształcony i wysoko usytuowany w sądowniczej hierarchii (SA!), to czego wymagać od nas, prostaczków?
Ktoś powie: ekstremalny, odosobniony przypadek. Niestety, nie. Tak bywają postrzegane i traktowane kobiety w sądach, miejscach pracy, niektórych środowiskach lokalnych, w wielu rodzinach. Ja to i widziałam, i przeżywałam, pomagając (profesjonalnie albo prywatnie) zaszczutym kobietom. Wspierałam też mężczyznom, ale nie były to równie dramatyczne sytuacje.
Owszem, nie wszystkie, nie zawsze, nie wszędzie są tak traktowane, ale – zbyt wiele z nich i zbyt często, Na tyle często – i z tak nieraz tragicznymi skutkami – że trzeba o tym mówić nieustannie. Przypomnę: i Kościół z tym problemem się boryka. Także w mediach katolickich można znaleźć informacje czy refleksje na temat sytuacji w zakonach albo parafiach, w których zakonnice funkcjonują.
Ponieważ, będąc kobietą, muszę się w przestrzeni społecznej jakoś zaasekurować 😉 , to teraz słówko w obronie panów. Mój krewniak, 30-latek, podrzucił mi kiedyś link do artykułu na temat pogarszającej się sytuacji młodych mężczyzn. Była tam mowa m.in. o rynku pracy (chłopcy rzadziej podejmują wyższe studia), wygórowanych oczekiwaniach rodzin co do statusu materialnego, budowaniu w przestrzeni publicznej krzywdzących obrazów-symboli: napakowanego, tępego osiłka albo hipstera lekkoducha. I o „nagonce” prowadzonej przez aktywistki ruchów skupiających kobiety.
Wahadło zawróciło, sprawiedliwość dziejowa? Nie daj Boże. Ale świat szybko się zmienia. Jeśli się nie ujawni, nie zrozumie zaszłości – nie sposób będzie uporządkować teraźniejszość. A wtedy zło ruszyć może tymi samymi koleinami, tyle że w przeciwnym kierunku.

Chciałbym tylko nieśmiało zauważyć , że nie ma żadnego obowiązku zawierania małżeństw. Jeśli jednak ktoś na taki krok się zdecydował, to staranie o to by nie nastąpił trwały i zupełny rozkład pożycia( „separacja od stołu i łoża”), spoczywa na obu stronach. Sąd uznał, że i małżonka do tego rozkładu się przyczyniła, nie starając się związku utrzymać. Wyrok wygląda na jak najbardziej prawidłowy (chociaż trudno na podstawie tak wycinkowej informacji to z całą pewnością stwierdzić).

Uzasadnienie, podobnie jak i raport komisji, powinien być dogłębnie przeanalizowany i powołana komisja, która stale będzie zajmować się badaniem tego rodzaju przestępstw. Jeżeli czytam, ze możliwe jest technikami manipulacji doprowadzenie do stanu, w którym nie ma się zdolności rozeznania, a dzieje się to w kościele i nikt nie zadaje sobie pytania, jak częsta jest to praktyka w ruchach charyzmatycznych, czy po prostu sektach, to ręce opadają…. legalizuje się przemoc psychiczną. Kościół, staje się miejscem groźnym, a od księży, zakonnic, należy trzymać się z daleka.
W tle całej sprawy ucieka postać Spowiednika, który być może ochronił wiele kobiet, młodzieży, dzieci… Myślę o nim niezwykle ciepło, jak i o tych, którzy przy milczeniu hierarchicznego kościoła, próbują nas od tych rzeczy uwalniać – dziękuję ” Więzi”.

Odnalazłem na gazeta.pl wyrok, który Pani cytuje. Po pierwsze, z niczego nie wynika, że zasądzili go mężczyźni. Po drugie, sąd apelacyjny uznał współwinę kobiety, a nie uwolnił od winy męża. Nie znamy całości uzasadnienia, a tylko fragmenty, które zechciała udostępnić jedna ze stron. Tak dobrany materiał nie nadaje się do rzetelnej dyskusji. Natomiast zgodzę się, że współwina kobiety została de facto uznana jednoinstancyjnie i bo nie ma się do kogo odwołać od sądu apelacyjnego (kasacja do SN nie wchodzi w grę). I to jest poważne nadużycie, zresztą dopuszczane przez prawo. Sędzia pierwszej instancji miał pewną intuicję w ocenie materiału dowodowego, a sędzia drugiej instancji przeciwną – a w czym ona jest trafniejsza?

Na marginesie, czy w przypadku sądzenia działaczy pro-life dopuszczalne jest w ramach testu bezstronności pytanie sędziego-kobiety, czy nie miała aborcji? Bulwersuje, co? S to Panie uzasadniają takie pytanie kwestionując obiektywność wyroków wydawanych przez mężczyzn w sprawach, które was interesują. Może więc dajmy spokój …

Nieuważnie Pan czytał.
„Ogłoszenie wyroku odbywało się online, ze względu na COVID-19. Stawiłam się razem z moim prawnikiem. Gdy sędzia zaczął czytać wyrok, zamarłam. Oprzytomniałam w chwili, gdy mówił (…)”
„Sędzia w uzasadnieniu napisał (…)”
Tu akurat sędzią był mężczyzna. Ale nie wykluczam, że równie kuriozalne zdania mogłyby się znaleźć w uzasadnieniu pisanym przez kobietę. Więcej, swego czasu, dość dawno temu, trafiłam na dziwne dzieło kobiety właśnie (sprawa dotyczyła opieki nad dziećmi – niestety, nie jestem w stanie odnaleźć wspomnianego tekstu).
Nie ma znaczenia, kto wyrokował w tej sprawie czy w sprawie Pawła M. Tu w ogóle nie idzie o płeć członków składu sędziowskiego, tylko o sposób postrzegania świata i roli/miejsca w nim kobiet. Nie brakuje pań, którym „wdrukowano” pewne schematy, więc w nich funkcjonują, chociaż – tu zacytuję klasyka – się nie cieszą.
To nie są moje osobiste frustracje. Mnie akurat żadne „schematy” nie zablokowały ani drogi zawodowej, ani nie uwierały jakoś dotkliwie w życiu prywatnym. Ale trochę lat już przeżyłam, w różnych miejscach (z wieloma ludźmi) pracowałam, sporo widziałam, wiele osób miałam okazję wspierać w dramatycznych nieraz sytuacjach zarówno związanych z ich zatrudnieniem, jak i z kłopotami osobistymi.
Świat jest jaki jest, mam – jak Pan – prawo po swojemu komentować to co widzę.

Dziękuję, duży postęp informacyjny. Jednak dalej nie wiemy, czy Paweł M. przyznał się do winy lub na czym opiera swoje oczekiwania złagodzenia wyroku w II instancji? Prowincjał musi to wiedzieć, bo jak przypuszczam zakon był uprawniony do uczestnictwa w procesie w charakterze pomocniczego obrońcy lub oskarżyciela (tak, jak przedstawiciele ofiary) więc jakie ma intencje w tym, że nie dzieli się tą informacją sącząc Redakcji wycinkową prawdę? Prof.Królikowski jest wybitnym karnistą, ale w tej sprawie jest zainteresowany by interpretacja wyroku potwierdzała ustalenia komisji, której był członkiem. Owszem, nie jest to powód by odmawiać mu prawa głosu, ale dalej pozostaje niedosyt. Oddajcie także głos adwokatom Pawła M. jeśli wyrazi on zgodę oraz postronnemu prawnikowi. Najniższy wymiar kary, o ile się utrzyma w II instancji, daje niepotrzebne podstawy do spekulacji, tyle, że nie w obronie Pawła M. więc porzucam ten wątek. Ponieważ nie ma lepszych obrońców w przestrzeni publicznej, ja będę stawiać znaki zapytania przy jednostronnych ocenach lub niedopowiedzeniach interpretowanych przeciw niemu, chociaż zasadniczo daję wiarę sądowi.

Każdy, kto przeczyta przywołane w wyroku przepisy kodeksu karnego, powie dokładnie to samo i nic więcej ponad to, co prof. Królikowski. Jemu było łatwiej, bo konkretne czyny dodatkowo zna z prac komisji. Nie ma czegoś takiego jak 'pomocniczy obrońca’ czy też 'pomocniczy oskarżyciel’ w osobie zakonu. To, że ktoś ma uprawnienie uczestniczenia w postępowaniu karnym, nie oznacza, że musi z uprawnień korzystać i jeszcze tłumaczyć się z tego. Żaden trzeźwy obrońca, nie będzie rozmawiał z mediami o sprawie swojego klienta bez zgody klienta. To, że ktoś ma uprawnienie uczestniczenia w postępowaniu karnym, nie oznacza, że musi z uprawnień korzystać.

Nie sądzę, żeby Dominikanie byli obrońcą posiłkowym. Sąd utajnił, ale z jakiegoś powodu zakłada Pan, że wypowiedź Pawła M. poniekąd weryfikuje osąd. A co jeśli jego obrona polegała na wymyślonej historyjce, że ofiara mu się narzucała, że ona go zaatakowała, albo, że odmówił i się mści. Pan to rozsądzi? Sąd opierał się na zeznaniach, biegłych i ustalił co jest prawdą, co nie, a Pan jakby nie potrafił zaakceptować, że są w tej kwestii bardziej kompetentni, tylko musiał sam na podstawie tych zeznań po raz wtóry osądzić, bo inaczej „nie da wiary jednoznacznym ocenom”. Proszę zrozumieć M. to manipulant. Kłamca ma tą przewagę, że ludzie chcą widzieć prawdę pośrodku, więc kłamstwo zawsze coś uszczknie prawdzie. Żeby mógł Pan sam ocenić musiałby mieć doświadczenie w orzecznictwie oraz pełen materiał dowodowy z wypowiedziami biegłych, a udostępnienie tego to wtórna krzywda ofiar.

Proszę uprzejmie wskazać Pani źródło informacji, że sędzia był mężczyzną. Jeżeli okaże się, że Pawła M. skazała kobieta, dopuszcza Pani argumentację, że wyrok był tendencyjny na niekorzyść Pawła M.?

Zastanawiałam się przez chwilę, jak skomentować Pańskie – dżentelmeńskie w założeniu – zdanie o domysłach. Gdybym była osobą, z którą „polemizuje” p. Piotr (czyli wyobrażoną/przykrojoną na potrzeby jego wypowiedzi), pewnie napisałabym:
To znamienne – skoro mężczyzna twierdzi, że w tekście nie istnieje informacja o płci Wysokiego Sądu, redaktor-mężczyzna przyjmuje to za pewnik.
Ale ja istnieję w realu i istniałam dość długo przed napisaniem tutaj pierwszego komentarza. Zdaję sobie sprawę, że zweryfikowanie przez moderatora wszystkich informacji nie jest ani możliwe, ani konieczne (piszący na forach „weryfikują się” nawzajem).
Dlatego po prostu pozdrawiam 🙂

Proszę wybaczyć źródło, bo to Fakt.pl, ale zwyczajnie szukałam. „Informację o zapadnięciu nieprawomocnego wyroku podał w piątek 23 września sędzia Dominik Bogacz z Sądu Okręgowego w Częstochowie.” Wygląda więc, że prawdopodobnie mężczyzna. Nie jest to w pełni jasne, bo mógł być złożony skład, albo mógł jedynie jako rzecznik. Nie wiem czy płeć ma jakikolwiek udział w tym wyroku, czy manipulacyjna postawa Pawła M. (sprawia wrażenie miłego i dziecinnego) czy po prostu były jakieś wskazania albo coś. Warto dodać, że wyrok to bezwzględne więzienie, bez możliwości wcześniejszego wyjścia. Może być też przemyślność sądu, bo o wysokie wyroki jest w następnej instancji ostrzejsza walka. Obrona rozważa apelację. Jeszcze jej nie złożyła.

@laokon Owszem, nie ma takiego obowiązku.
Tak, skoro małżeństwo zawarto, obie strony powinny dokładać starań, by nie nastąpił trwały i zupełny rozkład pożycia.
A równość wobec prawa mamy zagwarantowaną konstytucyjnie. Wobec tego mogę oczekiwać – zgodzi się Pan? – że sąd będzie pouczał i mężów.
Na przykład tak: – Jeśli po dniu spędzonym na zakupach i plotkach z koleżankami przy drinkach żona wraca nocą do domu, głodna sypialnianych igraszek, pan powinien – chętnie i z czułością – zaspokoić jej pragnienia. Nieważne, że choć pan tyra w firmie, a potem jeszcze przy garach i pieluchach, to wciąż słyszy: jesteś leniem, nieudacznikiem i d..kiem. Należy okazywać zainteresowanie problemami żony i większą jeszcze wyrozumiałość dla jej słabości. Z czułością wykazywać inicjatywę, wciągać żonę w bliskość i intymność małżeńską w możliwie dużym stopniu, na tyle, aby odzyskała silniejsze zainteresowanie wspólnym spędzaniem czasu, a tym samym by osłabione zostały skłonności żony do udziału w alkoholowych imprezach z koleżankami, przepuszczania w sklepach wspólnych [!] pieniędzy, zaniedbywania dziecka oraz do stałego krytykowania pana. Zatem, panie kochany, do łóżka marsz!
To „mogę oczekiwać” napisałam ironicznie, rzecz jasna. Wcale nie chcę, żeby ktokolwiek wysłuchiwał podobnych pouczeń. Bo ludzka psychika nie funkcjonuje tak jak to sobie roi autor przywołanego wyżej uzasadnienia.
Kobieta jednak takie usłyszała. Mężczyzna raczej nie usłyszy. Ciekawe, dlaczego…
I żebyśmy się dobrze rozumieli: ja nie przesądzam, czy w tym przypadku winne było jedno z małżonków, czy oboje. Wiem natomiast, że w sytuacjach konfliktu (w pracy, rodzinie, a i w sądzie) niepokojąco często kobiety bywają marginalizowane, ich racje są deprecjonowane, a potrzeby lekceważone.

Kobiety są marginalizowane w sprawach rozwodowych? Uprzywilejowane! Orzeczenie o winie ma znaczenie dla wysokości alimentów (choć nie tylko). Sąd w powyższej sprawie orzekł o obustronnej winie . Nie stwierdził tylko wyłącznej (!)winy małżonka, ale też uznał go za winnego rozkładu pożycia. I jakieś argumenty potwierdzające jego winę zapewne w uzasadnieniu podał (więc też go jakoś pouczał).

Wcale nie twierdziłam, że kobiety są marginalizowane w sprawach rozwodowych. Napisałam: „w SYTUACJACH KONFLIKTU (w pracy, rodzinie, a i w sądzie) niepokojąco często kobiety BYWAJĄ marginalizowane, ich racje są deprecjonowane, a potrzeby lekceważone”.
Alimentów nie nazwałabym przywilejem, raczej swego rodzaju zadośćuczynieniem. W praktyce zresztą wątpliwym, skoro ludzie po rozwodach nie płacą nawet na utrzymanie własnych dzieci. Aktualne dane publikował w czerwcu forsal.pl. W Krajowym Rejestrze Długów z blisko 300 tys. dłużników alimentacyjnych 94 proc. to mężczyźni: ich łączne zadłużenie jest 23 razy większe niż kobiet i wynosi 12 mld zł.
Pana zdaniem kobiety są w sprawach rozwodowych uprzywilejowane, no bo te alimenty (potencjalnie). Czyżby sądy nie orzekały rozwodów z winy kobiet? A mężczyźni nie mogli występować o alimenty, gdy sytuacja materialna (i życiowa) stron jest skrajnie różna?
Tu sąd orzekł o winie obojga. Nie mam podstaw, by to negować – nie czytałam akt sprawy, znam tylko z mediów stanowisko byłej żony i fragmenty uzasadnienia takiego właśnie rozstrzygnięcia sprawy.
Ale sędzia zasugerował kobiecie, jak, zdaniem sądu, powinna reagować na naganne zachowania męża (zalecał jeszcze więcej wyrozumiałości) i żądania zbliżeń intymnych (spełniać je, i to z czułością). W sytuacji odwrotnej – mąż stroni od małżeńskiego seksu – sąd raczej by nie określił tak szczegółowych wymagań (że on ma czule inicjować zbliżenia i w ogóle być bardziej wyrozumiałym wobec żoninych ekscesów). I wątpię, by mężczyźnie wydawał kuriozalne instrukcje co do emocji, jakie ma w sobie wzbudzać.
Tyle.