W Kościele zachowujemy się tak, jakbyśmy mieli doskonały towar, którego nie chce okropny świat. Czy świat ma się dostosować do Kościoła? A może Kościół powinien uwzględniać zmiany, jakie zachodzą w świecie?
Przeczytałem relację z wywiadu, jakiego dla Polskiej Agencji Prasowej udzielił ks. prof. Marek Tatar, krajowy duszpasterz powołań i konsultant Komisji ds. Duchowieństwa KEP, na temat powołań do życia kapłańskiego i konsekrowanego.
Winne „rozseksualizowane społeczeństwo”?
Zapytany o przyczyny spadku tych powołań ks. Tatar zasadniczo (bo są wyjątki) umieszcza je poza Kościołem i zgromadzeniami zakonnymi. Głównym wrogiem są media i świat. Obraz świata, jaki wyczytałem z tego wywiadu, jest zatrważający. Jakby świat był niemalże piekłem, a Kościół przedsionkiem nieba. Trudno się wtedy dziwić, że powołania spadają, skoro młodzi żyją i wzrastają w tak okropnym świecie.
Oto – zdaniem ks. Tatara – najważniejsze powody spadku powołań:
– „systematyczny atak na Kościół” przez media
– „nagłaśniane przez media przestępstwa pedofilii przez duchownych”
– „cywilizacja dyktatury relatywizmu, szybkich zmian i ulotności”
– „rozseksualizowane społeczeństwo”
– „bardzo mocne tendencje ateistyczne”
– „taktyka, pedagogika i kultura świata”
– „kultura celebrycka”
– „wielu młodych nie ma świadomości, czym jest powołanie i jak je odczytać”
– „ogromny atak na rodzinę i wartości rodzinne”
– „niechęć rodziców, by syn czy córka byli identyfikowani z instytucją Kościoła katolickiego. Powodem tego jest coraz agresywniejsza w społeczeństwie krytyka chrześcijaństwa i Kościoła”.
– „wcześniej rodzinę określało się ją jako «pierwsze seminarium albo pierwszy nowicjat», a teraz tak nie jest”.
Ochronki, domy opieki, domy dziecka, szkoły, szpitale często były prowadzone przez zakony. Dzisiaj już nie muszą tego robić, bo stało się to domeną państwa. Może charyzmat tych zakonów wygasł?
A dlaczego spadają powołania do zgromadzeń żeńskich? Głównym powodem jest „rosnący w siłę źle rozumiany feminizm, który akcentuje prawo kobiet do samorealizacji”. „Niezbędne jest także ponowne przepracowanie fundamentalnych zasad występujących w życiu zakonnym, w tym np. przełożeństwa czy wspólnotowości”.
Czemu więcej osób (zasadniczo kobiet) wybiera dziewictwo konsekrowane lub stan wdów? „Powodem tego jest rosnący w społeczeństwie indywidualizm, a także absolutyzowanie wolności, co powoduje, że wielu młodych nie umie już żyć we wspólnocie, która ma bardzo konkretne reguły”. „Charyzmat zakonny jest darem Ducha Świętego, więc nigdy się nie zdezaktualizuje, może zostać nieodczytany, źle odczytany bądź zdewaluowany przez ludzi, którzy nie rozumieją go czy nie dorastają do niego”.
Sami jesteśmy sobie winni
Część z wywodów krajowego duszpasterza powołań niewątpliwie jest zasadna. To prawda, że coraz trudniej podjąć decyzję na całe życie. Jest jakiś kryzys rodziny. Młodym trudno odczytać powołanie. Występują duża niepewność i lęk, aby się nie pomylić. Trzeba zmienić wiele w formie życia zakonnego. Ale jak zawsze uderza mnie jedno: ksiądz profesor niewiele mówi o przyczynach wewnętrznych, zależnych od Kościoła instytucjonalnego.
Przede wszystkim, wcale nie jestem przekonany, że wcześniej rodzina była oazą właściwego dojrzewania młodych. To idealizacja w stylu: dawniej było lepiej. Niestety, było całkiem podobnie. Wielu powołanych z mojego pokolenia pochodzi z rozbitych rodzin, z traumatyczną nieraz przeszłością. Wcale życie religijne w wielu rodzinach nie kwitło, a powołania się rodziły. Były dobre rodziny i słabe.
Owszem, młodzi mają trudność z odczytaniem powołania. Ale skąd mają to wiedzieć, zwłaszcza w świecie, który nie tyle stał się straszny i gorszy niż dawniej, ale bardziej złożony i skomplikowany. Świat, w którym wzrastał ks. Tatar czy ja, był inny niż teraz. Zwykłe otwarcie granic oraz internet i smartfon dały dostęp do informacji, poznania różnorodności świata, także tego, co w nim niewątpliwie złe i grzeszne. Jest tyle głosów, opcji i bodźców, że trudniej się w tym odnaleźć niż dawniej. Nie zmienimy tego, że młodzi spędzają tyle czasu online. Nie odetniemy się całkiem od takiego świata. Co jednak robimy w Kościele, by pomagać młodym? Jak uczymy rozeznawania? Czy sami to potrafimy? Jak obecni jesteśmy w mediach? Czego uczymy na katechezie i podczas rekolekcji?
Zgadzam się, że często w mediach widać dużo pastwienia się nad Kościołem, nad tym, co w nim grzeszne i złe. Tylko że często media mają rację. Dlaczego się nagłaśnia szczególnie afery kościelne, a inne nie? Bo inne instytucje nie głoszą kazań, nie spowiadają, nie uczą moralności. Dlaczego rodzice nie chcą, by ich dziecko było identyfikowane z Kościołem? Czy to bezinteresowna niechęć i nienawiść? Nie sądzę.
To, co często robi się na samej górze hierarchii, jest słusznie postrzegane jako naganne. Ale ten odzew ze strony społeczeństwa nie dociera do kościelnych decydentów. Ostatnio ktoś słusznie powiedział: „To, co w Kościele jest zgodne z prawem, kłóci się często z elementarną ludzką przyzwoitością”. Sami się do tych ataków w dużej mierze przyczyniamy…
Poniżenie jako „wola Boża”
Rola i samoświadomość kobiet też się rzeczywiście zmieniła. I dobrze. To nie tylko „źle rozumiany feminizm i samorealizacja” stały się przyczyną spadku powołań do zakonów żeńskich, a coś znacznie głębszego. System patriarchalny się rozpada. Kobieta nie jest już tylko do posług.
Często dzisiejsze życie zakonne buduje się na przeciwstawieniu tego, co ludzkie – temu, co boskie. Każdy człowiek przychodzi z określonymi darami, pragnieniami, potencjałem. Powiedzmy, że do zakonu wstępuje kobieta po medycynie lub po innych studiach. Ale tego w wielu zakonach się nie uwzględnia. „Życie światowe” trzeba przecież zostawić za sobą. I na przykład każe się wykształconej kobiecie pracować w kuchni lub przy sprzątaniu. Nazywa się to „wolą Bożą”, „uniżeniem”, „służbą Panu”. Czy rzeczywiście nią jest? Takie sformułowania są korzystne dla zarządzających zakonem. Tyle że ludzie już nie chcą być w ten sposób traktowani. Może Bóg się z nimi zgadza?
Nie we wszystkich zakonach tak jest, ale w niektórych kontrola, nieposzanowanie ludzkiej wolności i sumienia posunięte zostały do granic możliwości. To głupie i dziecinne, by kobieta w XXI wieku musiała prosić o pozwolenie na wszystko. Na tym ma polegać posłuszeństwo i naśladowanie Chrystusa? Taką relację ma z nami Bóg? Rzeczywiście chce tego od nas? Nie mówię już o tym, jakie relacje panują w niektórych wspólnotach.
Tak, ludzie młodzi pragną wspólnoty, ale nie może ona polegać na tym, że indywidualność się wchłania, a z wolności rezygnuje w imię ciasno rozumianego posłuszeństwa. Czy reguły życia zakonnego rzeczywiście przystają do zmieniających się okoliczności, w jakich żyjemy? Prawda jest taka, że innego modelu jeszcze nie wypracowaliśmy, bo jest on trudniejszy i mniej wygodny dla obecnej formy życia zakonnego.
Na wieki wieków?
I na koniec: nie jestem pewien, czy każdy charyzmat zakonny, który wzbudza Duch Święty, jest aktualny na wieki wieków. Dlaczego? Ponieważ pewne charyzmaty są odpowiedzią na konkretne potrzeby, które pojawiły się w świecie i Kościele. Żyjemy w czasie, w historii, a nie w statycznym świecie. I całkiem możliwe, że gdy pewna potrzeba zostaje zaspokojona lub przejmuje ją społeczeństwo, to po prostu charyzmat zanika.
Wiele zakonów żeńskich robiło przez lata to, co dzisiaj przejęło społeczeństwo, państwo, różne fundacje, instytucje pozarządowe. Chyba o to chodzi, aby chrześcijaństwo było zaczynem, a nie całym chlebem. Ochronki, domy opieki, domy dziecka, szkoły, szpitale często były prowadzone przez zakony. I chwała im za to. Dzisiaj już jednak nie muszą tego robić, bo stało się to domeną społeczeństwa i państwa. Jeśli taki był główny charyzmat zakonu, to być może jego rolą było wdrożenie tego do społeczeństwa. W związku z tym być może spełnił on swoje zadanie.
Wiem, że to trudne do przyjęcia. Dzisiaj wiele zakonów właśnie mierzy się z tym problemem. Co dalej robić? Jaka jest nasza misja dzisiaj? Czym różni się przedszkole prowadzone przez osoby świeckie od zakonnego? Tym, że w drugim się modli na początku zajęć?
Mam wrażenie, że o Kościele mówimy tak, jakby to był jakiś muzealny eksponat, który będzie się oglądać do końca świata, nawet jeśli się nic z tego nie rozumie. Mamy doskonały towar, ale ten „okropny” świat, czyli ludzie, którzy go tworzą, nie chce tego wspaniałego towaru. Czy wszystko, co oferujemy, jest do przyjęcia? Gdy słucham księży, którzy nie zważają w ogóle na to, co wnosi do naszego rozumienia świata nauka, i głoszą coś, co ośmiesza Kościół, zadaję pytanie: jak potem ten Kościół nie ma być krytykowany?
To nie jest tak, że tylko świat ma się dostosować, to Kościół musi się także w dobrym sensie tego słowa dostosować do pozytywnych zmian w świecie i bez lęku zmierzyć się z negatywnymi.
Tekst ukazał się 23 kwietnia 2024 na Facebooku. Tytuł i śródtytuły od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Między samorealizacją a powołaniem