Zima 2024, nr 4

Zamów

Zmartwychwstanie jako wyjście z mentalnego cmentarza

Pustka grobu nie jest doświadczeniem spotkania, ale przygotowuje przestrzeń dla niego. Tymczasem spotkania ze Zmartwychwstałym Jezusem wymykają się jakikolwiek założeniom.

W poranek Paschy do tych, którzy wybrali się do grobu, dociera ważne przesłanie: tutaj Go nie ma. Szukali Jezusa nie tam, gdzie trzeba (por. Łk 24,5–6).

Uczniowie zasadniczo wzięli sobie słowa mężczyzn ubranych w lśniące szaty do serca, gdyż tylko „niektórzy z naszych” – według relacji uciekinierów do Emaus (Łk 24,24) – sprawdzili stan rzeczy. W Ewangelii ani w Dziejach Apostolskich nie widzimy masowych pielgrzymek do pustego grobu. Szybko to miejsce przestaje budzić zainteresowanie, „argument z braku” musi ustąpić miejsca „argumentom z obecności”.

Dlaczego wracamy do grobu?

A jednak jakoś lubimy wracać do tego grobu – odkąd cesarz Konstantyn wydobył go na światło dziennie i otoczył bazyliką. Chcemy tam wejść i zobaczyć miejsce, gdzie przez cały szabat spoczywał Jezus.

Wracamy do grobu mimo pytania, brzmiącego jak ostrzeżenie: dlaczego szukacie żywego wśród umarłych? Jednak o ile pielgrzymowanie do Ziemi Jezusa ma swoją niezaprzeczalną wartość, a pamięć i troska o groby bliskich na naszych lokalnych cmentarzach jest wyrazem miłości, to jednak są takie cmentarze, które mogą stać się dla nas pułapką.

Zalęknieni niezrozumiałym dzisiaj i jeszcze bardziej przerażającym jutrem znajdujemy bezpieczny port w wyidealizowanym wczoraj

o. Henryk Cisowski

Udostępnij tekst

Przemiany w Kościele i w świecie nabrały takiego tempa, że wielu z nas ma wrażenie końca pewnej epoki – interregnum. Wyrośliśmy i dojrzewaliśmy w świecie, który dawno przestał istnieć albo umiera na naszych oczach: począwszy od świata ekonomii i biznesu, komunikacji i wymiany myśli, skończywszy na społecznej i religijnej obrzędowości, które dawały poczucie przynależności i bezpieczeństwa. Autorytety zawiodły, zniknęły albo dziwnie zamilkły. Nasze sprawdzone, tradycyjne sposoby walki o istotne dla nas sprawy bądź przestały działać, bądź budzą co najwyżej uśmiech politowania. Możemy mieć wrażenie nieuchronności końca świata, który znaliśmy.

Zadomowieni na cmentarzach

Stąd już niedaleko, by zadomowić się na własnych mentalnych cmentarzach, pielęgnując miejsca pamięci o lepszych ludziach, żyjących w lepszych czasach; o lepszym Kościele, o bliższym Bogu, który kiedyś był jakby bardziej zaangażowany w ten świat i nawet jeśli nie wszyscy w Niego wierzyli, to przynajmniej się z Nim liczyli.

Zalęknieni niezrozumiałym dzisiaj i jeszcze bardziej przerażającym jutrem znajdujemy bezpieczny port w wyidealizowanym wczoraj.

W takich mentalnych cmentarzach znajdujemy sobie podobnych, tak jak my rozczarowanych światem, którzy z nabożną nostalgią będą wspominać czasy, których już nie ma; historie, które się już nie przydarzają; ludzi, których już się nie spotyka.

Co czuły kobiety idące rankiem do grobu Jezusa? Trudno powiedzieć, pewnie była to cała mieszanka emocji. Z większą dozą pewności możemy powiedzieć, czego im brakowało: nie miały nadziei na świat inny niż ten, który znały – brutalny, cyniczny, wyrachowany; gdzie pierwsi są pierwszymi, a ostatni zawsze na końcu…

Nic dziwnego, że widok pustego grobu je przeraził – nagle dotarło do nich, że coś tu się nie składa, że stanęły wobec Tajemnicy, która zbija z nóg. Powiedzieć, że świat wywrócił im się do góry nogami, to nic nie powiedzieć – cytując krakowskiego klasyka.

Pustka grobu nie jest doświadczeniem spotkania, ale przygotowuje przestrzeń dla niego. Tymczasem spotkania ze Zmartwychwstałym Jezusem wymykają się jakikolwiek założeniom – są zaskakujące i nieprzewidywalne. Pan pojawia się nagle bez zapowiedzi, odchodzi bez pożegnania, nie można go zatrzymać, ani tym bardziej zrekonstruować Jego popaschalnej biografii. Czy nie o sobie mówi Jezus do Nikodema: „Wiatr wieje tam, gdzie chce i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha” (J 3,8)?

Nic Go nie powstrzymuje, nie ogranicza: gdy wypycha Apostołów poza Palestynę, gdy włącza pogan do wspólnoty Kościoła, gdy czyni prześladowcę Apostołem.

Najważniejsza zmiana przychodzi z peryferii

Wesprzyj Więź

Przy grobie Jezusa rozpoczął się proces, który trwa do dzisiaj: „Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój, i wiodę was…” (Ez 37,12) najpierw do Galilei – tam, gdzie wszystko się zaczęło, teraz zaczyna się naprawdę. Ciekawe zresztą, że inauguracja najważniejszej misji Jezusa powierzonej Kościołowi – „Idźcie na cały świat…” – ma miejsce na peryferiach ówczesnego świata i prowadzona jest przez ludzi z peryferii.

Czy rozczarowani i smutni – bo my też się przecież spodziewaliśmy czego innego (Łk 24,21) – damy się jeszcze porwać i zaskoczyć tej zaskakującej Obecności? Obecności, która nie pozwala się złapać w objęcia naszych analiz, diagnoz czy prognoz – „nie zatrzymuj mnie…” (J 20,17) – ale sama wypycha nas na ścieżki nowe i nieznane. Obecności pokornej, „nie z tego świata” zdolnej ten świat ocalić. Obecności, która towarzyszy i włącza, która sama staje się odpowiedzią: „odwagi, nie bój się, to Ja jestem” (Mk 6,50). Obecności, która nie szuka doskonałych, wystarczą jej nawróceni zdrajcy, umiejący wyznać: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham…”(J 21,17).

Przeczytaj też: Wejdziemy w noc i w poranek

Podziel się

4
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.