Jesień 2024, nr 3

Zamów

W poszukiwaniu zagubionej drogi Kościoła

II Forum „Obecni w Kościele”. O scenariuszach rozwoju synodalności w Kościele dyskutują Barbara Radzimińska, Filip Flisowski, Marta Abramowicz, ks. Adam Świeżyński, s. Bożena Stencel i Jan Wróbel. Gdańsk, 25 listopada 2023 r. Fot. Forum „Obecni w Kościele”

Biskupi stają się coraz mniej obecni w Kościele. Ale ta konstatacja nie oznacza wrogości wobec nich. Podczas Forum w Gdańsku usłyszałem: „Biskupi są dla nas ważni. Gdyby tak nie było, nie bolałaby nas ich bierność i obojętność”.

W dniach 25-26 listopada 2023 r. w gmachu Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku odbyło się II Forum „Obecni w Kościele”. Jest to doroczne spotkanie Kongresu Katoliczek i Katolików, w którego ramach ludzie wierzący wspólnie poszukują drogi naprawy Kościoła, świadomi wyzwań i problemów, wobec których on dziś staje.

W tegorocznym spotkaniu wzięli udział liczni wierni świeccy, kilku duchownych, kilka sióstr zakonnych. Zaproszeni zostali prelegenci, zajmujący się tematyką poruszaną w trakcie Forum, w tym goście z zagranicy. Podobnie jak w ubiegłym roku zabrakło jedynie… polskich biskupów.

Proces rozliczania przypadków wykorzystania seksualnego w Kościele musi dokonywać się w sposób w pełni niezależny od hierarchii. Dopiero wtedy można przeprowadzić całościową analizę i odsłonić mechanizmy wewnątrzkościelne

Ks. Adam Świeżyński

Udostępnij tekst

Nie da się napisać o wszystkim, co działo się w trakcie Forum, choć bardzo chciałbym oddać choć trochę z atmosfery zaangażowania, przyjaźni i rzeczowej dyskusji, jaka tam panowała przez te dwa dni. Chciałbym opowiedzieć nie tylko o tym, co mówiono w trakcie poszczególnych wystąpień (organizatorzy zapewnili, że niebawem udostępnią nagrania z wszystkich wydarzeń), ale także to, o czym dyskutowano w przerwach i w trakcie posiłków.

„Powiem, com widział”

Ale wszystkich tych rozmów nie znam, bo przecież nie sposób było brać w nich udział, choć w Forum uczestniczyłem od początku do końca i wyszedłem jako jedna z ostatnich osób, gdy obsługa zabierała już stoliki, przy których wcześniej piliśmy kawę. Mogę więc jedynie przedstawić skąpe, z konieczności wybiórcze, nieco kronikarskie wspomnienie, naznaczone osobistym odbiorem i odczuciami, myślami i skojarzeniami, oraz tym, co najbardziej utkwiło mi w pamięci, co sobie zanotowałem i nad czym nadal się zastanawiam.

Zacznę od dwóch momentów wspólnej modlitwy, które miały dla mnie szczególną wymowę. Pierwszego dnia – dziesiątek różańca w intencji chrześcijan doświadczających na całym świecie rozmaitych form prześladowania oraz towarzysząca mu modlitwa o pokój. Każda z modlitw była wypowiadana przez przedstawiciela społeczności z różnych krajów świata, obecnych na miejscu lub online.

A w to wszystko została wpleciona modlitwa imama gdańskiej wspólnoty muzułmańskiej, który wraz ze swoją rodziną odpowiedział na zaproszenie organizatorów Forum do wzięcia udziału we wspólnym wołaniu do Boga. Wołaniu w sensie dosłownym, bo śpiewnie recytowane przez niego pierwsze wersety Koranu („Chwała Bogu, Panu światów, Miłosiernemu i Litościwemu, Królowi Dnia Sądu. Oto Ciebie czcimy i Ciebie prosimy o pomoc. Prowadź nas drogą prostą”) były przejmującym wołaniem, które dla mnie całkiem naturalnie, bez żadnego zgrzytu przeszło następnie we wspólne „Zdrowaś Maryjo…”.

Z kolei drugiego dnia pamiętna była poranna, już zimowa (bo spadł śnieg) Eucharystia w kościele św. Jana, w surowym gotyckim wnętrzu. W homilii ks. Alfred Wierzbicki odwołał się do zagubionej drogi, nawiązując do słów Dantego z początku „Boskiej komedii”: „Z prostego toru w naszych dni połowie / Wszedłem w las ciemny (…) / Jakie w tym lesie okropne pustkowie, / Żyjący język tego nie wypowie; / Wspomnienie gorzkie i zgrozą przenika, (…) / Lecz o pomocach mówiąc dobroczynnych, / Jakie spotkałem, zszedłszy w to rozdroże, / Powiem, com widział, wiele rzeczy innych”. To trafne słowa w kontekście tematyki Forum, trudnej i momentami bolesnej, dotyczącej Kościoła, który zagubił swoją drogę, a jednak niepozbawionej nadziei, jaką wnieśli z sobą jego uczestnicy.

Jako Kościół nadal nie chcemy stawać w prawdzie

W trakcie trwania Forum, w miarę prezentacji kolejnych tematów i wystąpień, coraz bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, że jego wątkiem przewodnim jest kwestia prawdy w Kościele i stosunku do niej. Już we wprowadzeniu do całości problematyki Forum, którym była prezentacja raportu z ogólnopolskich badań społecznych „Kościół katolicki w oczach Polaków świeckich i duchownych – gdzie jest dobra nowina?”, temat prawdy wybijał się na plan pierwszy (publikacja zawierająca pełne wyniki tego badania, przeprowadzonego przez warszawski Klub Inteligencji Katolickiej, ma wkrótce ukazać się w wydawnictwie „Znak”).

Z zaprezentowanych danych jednoznacznie wynika, że stan Kościoła w Polsce to daleko posunięty „stan przedzawałowy”. W dodatku pokazują one, że załamanie się dotychczasowej społecznej struktury Kościoła postępuje coraz szybciej i najprawdopodobniej zostanie utrwalone i pogłębione w kolejnym pokoleniu. Badania zostały przeprowadzone z pełnym wykorzystaniem metodologii oraz narzędzi socjologicznych i statystycznych, przy współudziale m.in. Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego i Instytutu Filozofii Socjologii PAN. Jest to naukowa – socjologiczno-statystyczna – prawda o naszym Kościele. Ale jest także inna, bolesna prawda związana z tym raportem, dotycząca mentalności hierarchów: jedynie sześciu polskich biskupów odpowiedziało na propozycję prezentacji wyników badań, zgłoszoną przez jego autorów.

Podstawowy wniosek, który nasunął mi się po wysłuchaniu raportu, jest taki: zarówno ci, którzy są we wspólnocie Kościoła, jak i dystansujący się wobec niego, oczekują przede wszystkim autentyczności wiary, praktycznej realizacji wezwania do miłości Boga i bliźniego oraz uczciwego podejścia do zaniedbań i grzechów Kościoła. Inaczej mówiąc: chcą nade wszystko prawdy słów i postaw. Tymczasem Kościół w Polsce, w świetle przedstawionych wyników badań, ma największy problem z realizacją własnej tożsamości, a więc z byciem wspólnotą ludzi skoncentrowanych na osobie i nauczaniu Chrystusa oraz konsekwentnie dążących do jego urzeczywistnienia w życiu osobistym i wspólnotowym.

W dodatku sami biskupi zdają się wciąż bagatelizować zachodzące przemiany i nie chcą poznać prawdy na ich temat. Wolą udawać, że poradzą sobie bez fachowej diagnozy słabości Kościoła. Odrzucają przy tym życzliwą pomoc ludzi świeckich, którzy z własnej inicjatywy profesjonalnie zgromadzili, przeanalizowali i opracowali dane na temat świadomości oraz stosunku do sytuacji zachodzących w polskim Kościele wśród ludzi zarówno wciąż jeszcze wierzących, jak i już odchodzących od wiary. Prawda o sobie to wciąż nie jest to, co Kościół w Polsce, przynajmniej ten hierarchiczny, kocha i co pragnie poznać.

Niezależność prac komisji

Temat prawdy przewijał się także przy okazji kwestii, która była przedmiotem pierwszej części Forum, poświęconej przestępstwom na tle seksualnym popełnianym w Kościele. Z uznaniem wysłuchałem raportu z działalności Fundacji Świętego Józefa Konferencji Episkopatu Polski, przedstawionego przez jej prezeskę Martę Titaniec. Padły konkretne dane liczbowe, dotyczące liczby zgłoszeń ze strony osób pokrzywdzonych, okazanej im pomocy, spraw finansowych, sposobu działania Fundacji oraz aktywności edukacyjnej wśród duchowieństwa w diecezjach.

Najmocniej wybrzmiały w tym wystąpieniu przywołane słowa osób pokrzywdzonych, które dziękowały za wysłuchanie ich historii i za to, że uwierzono w historie przez nich opowiedziane. Okazuje się więc, że – o ile dopuści się specjalistów i osoby świeckie – można działać w Kościele zgodnie z wymogami prawdy nawet w obszarze tak trudnym i bolesnym, jak wykorzystanie seksualne.

Niezwykle interesujące były wypowiedzi gości Forum z Niemiec (Kristin Wedekind) i Francji (Jean-Marc Sauve), zaangażowanych w proces rozliczania przypadków wykorzystania seksualnego w Kościele. Wspólnym elementem ich relacji było usilne podkreślanie konieczności dokonywania oceny tego rodzaju zdarzeń w sposób w pełni niezależny od hierarchii Kościoła. Oboje mówcy podkreślali, że dopiero, gdy udało się uzyskać całkowitą niezależność prac komisji, w których brali udział, od wpływu czynników kościelnych, można było zarówno przeprowadzić  całościowe, rzetelne i uczciwe badania konkretnych przypadków wykorzystania seksualnego, jak i odsłonić mechanizmy wewnątrzkościelne, które je umożliwiły, a następnie chroniły przed rozliczeniem. Komisje zgłosiły także szereg rekomendacji, które mogą pomóc Kościołowi w zapobieżeniu dalszym przypadkom wykorzystania seksualnego i odpowiednim reagowaniu na nie, o ile zostaną wprowadzone w życie.

Słuchając tych wypowiedzi, przypomniałem sobie, że Konferencja Episkopatu Polski, mimo złożonych deklaracji, wciąż nie zdecydowała o kształcie komisji, która miałaby zająć się rozliczeniem przestępstw seksualnych w polskim Kościele. Ta sprawa była przedmiotem debaty na temat modelu, zakresu uprawnień i niezależności wspomnianej komisji. W wypowiedziach uczestników dyskusji (Marta Nowicka, prof. Fryderyk Zoll, prof. Błażej Kmieciak, ks. dr Jacek Prusak, ks. dr Piotr Studnicki) kwestia niezależności komisji jako warunku jej skutecznego działania okazała się pierwszoplanowa. Ponownie powrócił problem prawdy, tym razem jako wymóg odsłonięcia ukrytych mechanizmów wewnątrzkościelnych, które przyczyniają się do występowania przestępstw duchownych na tle seksualnym, a których pełne zdemaskowanie jest niezbędnym warunkiem naprawy sytuacji.

Debatę dotyczącą modelu komisji mającej zbadać przypadki wykorzystania seksualnego w Kościele w Polsce poprzedził wykład dr Anny Salter, amerykańskiej psycholożki z Uniwersytetu Harvarda. W obrazowy sposób zwróciła ona uwagę, że w odniesieniu do ofiar wykorzystania seksualnego jako argument kwestionujący ich wiarygodność często podaje się fakt, iż próbują one wrócić do „normalnego” życia. To argument absurdalny i niepodnoszony w przypadku osób pokrzywdzonych jakimkolwiek innym przestępstwem, ale nadal funkcjonujący, także w Kościele. Salter wskazała ponadto na częste zjawisko zakłamywania rzeczywistości przez sprawców wykorzystania seksualnego po zaistniałym zdarzeniu, które wprowadza zamęt i niepewność w świadomości ofiary co do tego, czy i kto faktycznie jest odpowiedzialny za to, że do niego doszło.

Ubodzy krewni

Druga część Forum była poświęcona aktualnemu rozwojowi synodalności w Kościele na świecie i w Polsce. Słuchając relacji przedstawicielek niemieckiej Drogi Synodalnej (dr Karlies Abmeier) i irlandzkiej Drogi Synodalnej (Julieann Moran) oraz sprawozdania na temat synodalności Kościołów Ameryki Południowej (prof. Rolando Iberico Ruiz), poczułem się jak ubogi krewny, który znalazł się na imieninach u cioci. Podczas gdy inni członkowie rodziny przynieśli ze sobą bardziej lub mniej okazałe prezenty, ja właściwie nie mam nic, co mógłbym podarować.

Bo czym faktycznie możemy pochwalić się jako Kościół w Polsce, gdy chodzi o synodalność i trwający Synod na jej temat? Tymczasem zagraniczni goście Forum opowiadali ze szczegółami, jak przebiegają w ich krajach okołosynodalne aktywności, które nie ograniczyły się jedynie, jak u nas, do spełnienia formalnego minimum w postaci przygotowania syntez diecezjalnych i syntezy krajowej. Synodalność w Kościele niemieckim i irlandzkim wyraziła się w utworzeniu własnych dróg i ścieżek, którymi ich Kościoły realnie zaczynają podążać.

Przy okazji okazało się, że niemiecka Droga synodalna nie jest takim „strasznym diabłem”, jak malują to polscy biskupi z abp. Gądeckim na czele. Relacja jej czynnej uczestniczki pokazała, że wprawdzie postulaty zmian doktrynalnych wyraźnie się tam pojawiły, ale nie ma jak dotąd pełnej zgody co do nich ze strony wszystkich uczestników Der Synodale Weg. Dlatego szczególnie wielką wagę przywiązują oni do przezwyciężenia polaryzacji stanowisk i wytrwania na wspólnej drodze mimo występujących sprzeczności. Porównując wypowiedź uczestniczki niemieckiej Drogi synodalnej z tym, co pisze o niej przewodniczący KEP w swoim słynnym już liście do papieża Franciszka (i wcześniejszym o ponad rok liście do niemieckiego episkopatu), odniosłem wrażenie, że nie zadał on sobie trudu bezpośredniego spotkania i wysłuchania kogokolwiek z jej uczestników.

Z kolei Kościół w Irlandii wciąż prowadzi zainicjowaną równocześnie z ogłoszeniem Synodu o synodalności własną ścieżkę synodalną, aplikując w życie lokalnego Kościoła pierwsze wspólne ustalenia oraz realizując program formacji synodalnej wiernych i duchownych. Jej sekretarz generalna w swojej wypowiedzi podczas Forum nawiązała m.in. do kontynentalnego spotkania synodalnego w Pradze (5-12 lutego 2023 r.), zwracając uwagę, że panowała tam, jak to określiła, „optyka wyświęconego, podwyższonego stołu”, która szczęśliwie została zmieniona na spotkaniu w Rzymie w październiku 2023 roku.

Chodziło jej o wymowną symbolikę, wyrażającą się w sposobie ustawienia stołu prezydialnego, który górował nad miejscami pozostałych uczestników i za którym zasiadali jedynie duchowni hierarchowie. Podczas rzymskiego etapu Synodu zdecydowano się na okrągłe stoły, przy których nikt z zajmujących miejsce nie mógł czuć się specjalnie wyróżniony, nad czym zdaje się ubolewał abp. Gądecki, stwierdzając, że „wymogiem było »słuchanie rozmówcy bez uprzedzeń« i niewdawanie się w polemikę. Jest to ciekawe doświadczenie, ale nie służy dialogowi, czyli racjonalnemu poszukiwaniu prawdy, choć w mojej grupie wszyscy byli bardzo sympatyczni”.

W przerwie kawowej postanowiłem skonfrontować moje odczucia na temat „ubóstwa” polskiej recepcji synodalności w Kościele z innymi uczestnikami Forum. Ale zanim zdążyłem kogokolwiek o to zagadnąć, podeszła do mnie jedna z uczestniczek i zapytała, czy ja też, po wysłuchaniu gości z zagranicy, odnoszę wrażenie, że synodalność w wydaniu naszego lokalnego Kościoła jest pozbawiona jakichkolwiek konkretów, i że gdyby ktoś z nas został zaproszony na takie spotkanie, odbywające się w innym kraju, aby podzielić się polskim doświadczeniem synodalności, to właściwie nie miałby o czym mówić. Potwierdziłem. Okazało się więc, że w swoich odczuciach nie jestem (niestety) odosobniony.

Polska Droga Synodalna?

Temat synodalności pojawił się jeszcze w debacie o możliwych scenariuszach jej rozwoju na świecie i w Polsce oraz społecznych tego konsekwencjach. Jako jeden z uczestników tej debaty (pozostałymi byli: s. Barbara Radzimińska, s. Bożena Stencel, Marta Abramowicz i Filip Flisowski) wyraziłem daleko posunięty sceptycyzm co do możliwości faktycznego (a nie jedynie deklaratywnego) wprowadzenia stylu i rozwiązań synodalnych w polskim Kościele.

W tym przekonaniu utwierdziły mnie reakcje polskich biskupów, zarówno tych, którzy z dużym dystansem odnieśli się do Synodu (np. abp Gądecki w przywołanym już wywiadzie dla KAI), jak i tych, którzy słownie wyrażają swój zachwyt nad jego przebiegiem (kard. Ryś czy abp Galbas), ale w gruncie rzeczy nie są wystarczająco zdeterminowani, aby wprowadzać ideał synodalności Kościoła w życie.

Dlaczego tak twierdzę? Między innymi dlatego, że organizatorzy Forum wystosowali zaproszenia do wszystkich polskich biskupów (z biskupami-emerytami włącznie), ale żaden z nich nie wyraził zainteresowania osobistym uczestnictwem ani nie wysłał swojego delegata lub choćby listu do jego uczestników – włączając w to biskupa diecezji, na której terenie Forum się odbywało. Doprawdy, swoisty to przejaw realizacji synodalności, gdy nie reaguje się na zaproszenie do wspólnego słuchania i wypowiadania się na temat najbardziej aktualnych i istotnych dla Kościoła spraw.

W trakcie wspomnianej dyskusji zgłosiłem także postulat zainicjowana polskiej drogi (lub choćby ścieżki) synodalnej, czyli stworzenia możliwie szerokiego forum osób szczerze zatroskanych o dalsze losy Kościoła w Polsce oraz przekonanych o niezbędności zmian wynikających z przyjęcia idei synodalności. Forum to powinno gromadzić wszystkie środowiska katolickie, którym bliska jest idea synodalności i które są zdeterminowane do jej praktycznego urzeczywistnienia w Kościele. Powinno się wykorzystać dotychczasowe doświadczenia innych „dróg synodalnych” z Kościołów lokalnych na całym świecie, a jednocześnie wypracować własny model synodalności, dostosowany do polskiej specyfiki, ale zachowujący istotne elementy szeroko rozumianej synodalności.

„Polska Droga Synodalna” powinna gromadzić zarówno świeckich, jak i duchownych, mieć swoją wewnętrzną strukturę i wypracować model działania, ale pozostać inicjatywą oddolną Kościoła w Polsce. O ile będzie to możliwe, powinna współdziałać z Episkopatem Polski, ale nie za cenę uczynienia z niej kolejnego narzędzia odgórnego zarządzania Kościołem lub sprowadzenia do roli czysto doradczej (episkopat powinien być raczej jej częścią niż odgórnym moderatorem). Powinna także nawiązać i rozwinąć szerokie kontakty międzynarodowe w ramach synodalności oraz stać się wiarygodnym reprezentantem polskich katolików dążących do synodalności Kościoła. Inicjatorem powstania Polskiej Drogi Synodalnej i jej początkowym animatorem mógłby być Kongres Katoliczek i Katolików jako gremium realizujące już w praktyce podstawowe zasady synodalności Kościoła.

W kolejnej przerwie przysłuchiwałem się rozmowie kilku uczestników Forum ze wspomnianą sekretarz generalną irlandzkiej Drogi synodalnej. Mówiła o napięciu, towarzyszącym słuchaniu innych osób w trakcie prac Synodu, o tym, że „ryzyko” rzeczywistego wsłuchiwania się w to, co mówi druga osoba i spojrzenia z jej perspektywy polega na dopuszczeniu możliwości, że to wsłuchanie się i spojrzenie zmieni słuchającego. Podała przykład jednego z nastawionych tradycjonalistycznie biskupów, który siedział z nią przy stole – człowieka, który w pierwszym odruchu uderzał gwałtownie pięścią w stół i w innym sposobie myślenia dostrzegał jedynie przejawy grzechu. Trudny dla niego moment – w którym rzeczywiście usłyszał, co do niego mówiła – spowodował, że po pewnym czasie przyszedł, aby ją przeprosić za swoje zachowanie i przyznał, że po namyśle spojrzał inaczej na przedstawianą przez nią kwestię. „A więc może i dla nas jest nadzieja”, pomyślałem ostrożnie.

Czy wiernym w Kościele potrzebny jest rzecznik?

Trzecia, ostatnia część Forum była poświęcona propozycji powołania rzecznika osób świeckich w kontekście zjawiska nadużywania władzy w Kościele. Inicjatywa powołania instytucji rzecznika powstała w ramach prac grupy Kongresu Katoliczek i Katolików, która zajmuje się relacjami między świeckimi i duchownymi. Najpierw zaprezentowano efekt prac tej grupy, czyli raport „Powołanie rzecznika praw osób świeckich w Kościele”, a następnie odbyły się dwie debaty wokół tego pomysłu.

Pierwsza dotyczyła nadużyć władzy w relacjach duchowni–świeccy. Uczestnicy debaty (Monika i Marcin Gajdowie, Izabela Główka-Sokołowska, Izabela Czarnecka, Maciej Biskup OP) zastanawiali się m.in., czy proponowany rzecznik powinien obejmować swym działaniem także osoby duchowne. Wbrew pozorom wielu duchownych, którzy wchodzą w sytuację konfliktu ze swoimi przełożonymi, nie potrafi poradzić sobie z odgórnym naciskiem kościelnej władzy, od której są uzależnieni.

Co ciekawe i warte podkreślenia, w dyskusji, w której zabierali głos także inni uczestnicy Forum, nie było między nimi zgodności co do zakresu działania rzecznika. Niektórzy proponowali powołanie mediatorów kościelnych dla sytuacji konfliktowych. Bardzo interesujące było wysłuchanie argumentów zarówno zwolenników, jak i przeciwników tego rozwiązania. Finalnie jednomyślności nie było i temat został odłożony do dalszego opracowania, co pokazuje, że sama koncepcja rzecznika jeszcze nie dojrzała do realizacji i należy ją ponownie przemyśleć. „Oto przykład rzeczywistej synodalności” – pomyślałem w duchu.

Słuchaj też na SoundcloudYoutube i w popularnych aplikacjach podcastowych

Druga debata w tej części Forum dotyczyła zasadności i możliwych umocowań prawnych instytucji rzecznika praw osób świeckich w Kościele. Wśród jej uczestników (prof. Marek Piechowiak, ks. prof. Alfred Wierzbicki, dr Hanna Machińska, Martyna Bójko) panowała zgodność co do tego, iż Kościół powinien się zdemokratyzować w tym sensie, że wprowadzi do swoich struktur sprawdzone rozwiązania funkcjonujące w innych instytucjach, które umożliwią wewnętrzną kontrolowalność, rzeczywisty monitoring działań, superwizję podejmowanych aktywności i rozliczalność osób odpowiedzialnych. Problem jednak w tym, jak zaznaczył jeden z uczestników debaty, iż Kościół przyzwyczaił się przez wieki, że naucza innych, podczas gdy sam uczyć się niczego od innych nie chce.

Dopełnieniem tego wątku tematycznego był raport podsumowujący akcję społeczną „Kościół wolny od polityki”. W trakcie trwania akcji podjęto m.in. 72 interwencje u kościelnych hierarchów w związku z odnotowanymi politycznymi naruszeniami sfery sakralnej, przejawiającymi się np. dopuszczeniem polityków do publicznych wypowiedzi w trakcie liturgii. Była to pierwsza tego typu akcja społeczna w Kościele w Polsce. Smutną konstatacją referującego wyniki akcji (Paweł Gużyński OP) było stwierdzenie, że powszechną reakcją biskupów i księży okazało się ignorowanie zgłoszeń, a nawet usiłowania wpłynięcia na jej organizatorów poprzez właściwych przełożonych kościelnych w celu powstrzymania prowadzonych działań.

Rozchodzące się drogi

Szczególnie przejmujące dla mnie wystąpienie miało miejsce w końcowej części Forum, zatytułowanej „Wolna trybuna”, podczas której każdy z uczestników mógł zabrać głos w dowolnej sprawie. Jedna z uczestniczek Kongresu Katoliczek i Katolików oraz organizatorka „Modlitwy bez granic”, Natalia Świderska, mówiła o działaniach pomocowych podejmowanych przez wolontariuszy na granicy polsko-białoruskiej w celu ratowania znajdujących się tam migrantów. Najbardziej uderzyło mnie to, co powiedziała na temat braku adekwatnej, odpowiednio stanowczej reakcji ze strony członków Episkopatu Polski, w tym przewodniczącego Rady ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek, a także ze strony wspólnot katolickich.

Racjonalizowanie zgody na przemoc, sączone przez władze państwowe, tak mocno przeniknęło do świadomości nawet aktywnych katolików, że sama Świderska spotkała się z wrogimi reakcjami dawnych przyjaciół, praktykujących młodych członków wspólnoty, z której się wywodzi. Znamienne, jak niewiele organizacji identyfikujących się z katolicyzmem, mocno zaangażowało się w działania przy granicy, m.in. warszawski KIK. Znaczące, że wśród tych grup znalazła się także Fundacja „Wiara i Tęcza”, która, jak wiadomo, nie jest przyjaźnie postrzegana przez przedstawicieli Kościoła. Wiemy to już z Ewangelii, że nie lewita i kapłan, tylko negowany przez nich Samarytanin, okazał potrzebującemu miłosierdzie.

W kontekście wspomnianego wystąpienia kolejny raz w trakcie Forum powróciła do mnie myśl, która towarzyszyła mi od początku, że drogi osób usiłujących uczynić nasz Kościół bardziej ludzkim i drogi kościelnej hierarchii niestety coraz bardziej się od siebie oddalają. W nawiązaniu do tytułu Forum można powiedzieć, że biskupi stają się coraz mniej obecni w Kościele. A jednocześnie to powracające przywoływanie braku ich obecności i aktywności wobec kluczowych wyzwań stojących dziś przed Kościołem, nie oznacza wrogości wobec nich, o co, jak podejrzewam, Kongres Katolików i Katoliczek jest przez nich posądzany.

Wesprzyj Więź

Jedna z osób wypowiadających się w takcie Forum, powiedziała: „Biskupi są dla nas ważni. Gdyby tak nie było, nie bolałaby nas ich bierność i obojętność”. W pełni zgadzam się z tym stwierdzeniem. Ich nieobecność i zignorowanie Forum było bolesne także dla mnie. Czy podczas kolejnego Forum Kongresu Katolików i Katoliczek, które zaplanowano w dniach 26-27 października 2024 roku w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, będzie podobnie? Chciałbym mieć nadzieję, że nie. Chciałbym mieć, ale nie jestem pewien, czy tę nadzieję wciąż mam. Zaś ta, którą mam dzięki uczestnictwu w Forum, dotyczy spotkanych tam ludzi, dla których najważniejsze w katolicyzmie jest chrześcijaństwo.

W przygotowaniu tekstu skorzystałem z uwag i sugestii zmian zaproponowanych przez Martę Nowicką, współorganizatorkę i uczestniczkę Forum, za które serdecznie dziękuję. Ot, taka mała, ale praktyczna „synodalność” post factum.

Przeczytaj także: Synodalność: musisz iść przez to, czym nie jesteś

Podziel się

12
2
Wiadomość

„Z zaprezentowanych danych jednoznacznie wynika, że stan Kościoła w Polsce to daleko posunięty „stan przedzawałowy””

Łagodnie mówiąc, to dość optymistyczna diagnoza.

W tym roku szkolnym prawie 80 proc. łódzkich uczniów szkół średnich nie chodzi na religię. Podobnie jest w Szczecinie i Wrocławiu.
Resztka młodzieży, która jeszcze chodzi na religię – robi to często wyłącznie z powodu nacisku rodziny lub otoczenia, a nie z jakiejś duchowej potrzeby.
Zatem w świecie dzieci i młodzieży, (a to przecież przyszłość!), Kościół jest już nie tyle po trzecim zawale, co wręcz w agonii. Zatem nawet gdyby KK się zreformował, dokonał kompletnej transformacji, przeprosił za błędy, skazał winnych, znalazł wiarę, którą dawno sam utracił etc.- to i tak Kościoły będą stały puste.

Proponuję wysyłanie listów do poszczególnych kurii w Polsce i to setkami! Moze to cos da na otrzezwienie głów naszych…. biskupów… jak listonosz by całą torbe co dzień przynosił to moze to cos by dało. Bo pisanie tu komentarzy mija sie z celem. Biskupi ich nie czytają . A jesli czytają to kilku tylko i pod waznymi artykułami. Reszta żyje nadal w swej bajce pełnej bogactw ziemskich.

Dziekuje za przemyslenia. Dziekuje rowniez za pozytywne spojrzenie na Niemiecka Droge Synodalna. Rozmawialem z kilkoma jej uczestnikami i tylko usmiecham sie, gdy czytam o niej rzeczy sformulowane przez ignorantow i niedoukow.

Nie będą stały puste na wsi. Przynajmniej na takich terenach, jak Podhale i Podkarpacie. Wielkie miasta, a zwłaszcza wielkomiejska inteligencka młodzież, od dawna nie są już „przyszłością” Kościoła ludowego ani masowego, Kościoła Prymasa Wyszyńskiego i Jana Pawła II.
„Ignoranci i niedoucy”, np. ci z PCh24, po prostu chcą zupełnie, ale to zupełnie innego Kościoła niż ci z Synodu

Panie Konradzie, serdecznie dziekuje za komentarz. Podpisuje sie pod nim obiema rekami. Czasem mam wrazenie, ze najwiecej mowia i pisza o Drodze Synodalnej ci, ktorzy najmniej lub nic o niej nie wiedza…
Pozdrawiam

Problemem Kościoła w Polsce jet to, że społeczeństwo polskie, jak i inne europejskie – skutkiem dobrobytu, tryumfu paradygmatu empirycznych nauk przyrodniczych i areligijnej kultury masowej, traci potrzeby metafizyczne, głód Boga. Na ten problem Państwa kongres nie odpowiada, drepcze tylko śladami metod niemieckich, które jak wiadomo nie pomogły

Nie będą stały puste na wsi. Przynajmniej na takich terenach, jak Podhale i Podkarpacie. Wielkie miasta, a zwłaszcza wielkomiejska inteligencka młodzież, od dawna nie są już „przyszłością” Kościoła ludowego ani masowego, Kościoła Prymasa Wyszyńskiego i Jana Pawła II.
„Ignoranci i niedoucy”, np. ci z PCh24, po prostu chcą zupełnie, ale to zupełnie innego Kościoła niż ci z Synodu

Nie będą stały puste na wsi. Przynajmniej na takich terenach, jak Podhale i Podkarpacie. Wielkie miasta, a zwłaszcza wielkomiejska inteligencka młodzież, od dawna nie są już „przyszłością” Kościoła ludowego ani masowego, Kościoła Prymasa Wyszyńskiego i Jana Pawła II.
„Ignoranci i niedoucy”, np. ci z PCh24, po prostu chcą zupełnie, ale to zupełnie innego Kościoła niż ci z Synodu
Równe 70 lat temu, też w Berlinie (ale wschodnim), też w obliczu „kryzysu” (ale nie kościelnego), ktoś mądrze powiedział: „najlepiej, by rząd (NRD) rozwiązał społeczeństwo i wybrał sobie nowe”. Minęło 37 lat i nie tylko rząd się rozwiązał, ale całe państwo, zresztą ku radości społeczeństwa. Może więc i tym razem?

Ta, miłe te rozmowy i refleksje akademików. Ale są dusze nieśmiertelne nie mające pasterza. Biskup opolski, nie wiem jak gdański, nie miał kogo posłać do jakiejś małej parafii. Może by tam zostać proboszczem? Debat ogólnych będzie mniej, więcej spraw praktycznych. […]

@Tomasz, dziękuję, wysłał własny. Ale, nikt nie jest bez szans, seminarium dla późnych powołań, o ile takie się u siebie zauważa i na parafię, jeśli Kościół przez biskupa to powołanie potwierdzi. A jeśli ktoś z akademików czuje głos Boży, ale jednak założył rodzinę, to niech pomaga proboszczowi jako szafarz Komunii św., niech z żoną przy parafii prowadzi np spotkania dla przedszkolaków, niech buduje stajenkę, ołtarze na Boże Ciało, pilnuje wykonawców robót, śpiewa w chórze, dzieli się doświadczeniem życia małżeńskiego na naukach przedślubnych- pracy w żadnej parafii nie brakuje i mam szczęście cieszyć się pomocą wielu zaangażowanych w
pracę świeckich.

@ Tomasz, dziękuję, jestem we wsi w macierzystej diecezji wśród „ katoliczek i katolików”. Dlatego zachęcam innych do podjęcia obowiązków proboszczowskich w parafiach, ale nie na 2 czy 3 lata, tylko jak zdrowie pozwala, na 10-20 lat, może dłużej, bo wtedy jest szansa na synodalną „ wspólną drogę” życia, a nie weekendowych dyskusji.

Wsród katoliczek i katolików…. a nie wsród całości Owczarni Pańskiej? I rzucić wszystko aby odszukać tą jedną owieczkę, która sie zagubiła?

W Japonii „duzse niesmiertelne” daly rade bez pasterzy od ok.1629 roku aż do końca XIX wieku. Prosze sie wiec nie obawiac. Moznaby tez „odchudzic” kurie opolska i wyslac urzednika kurialnego na proboszczostwo.

Wśród prześladowań tak. Natomiast dziś owszem, coraz częściej i na szczęście, księża kurialiści i wykładowcy pracują regularnie w parafiach, kosztem ich czasu wolnego, odpoczynku, jakości pracy akademickiej, każda para rąk się przydaje. Co więcej, często robią to bez dekretu, z przekonania, że tak trzeba.

@ Sebastian: Szereg czynnosci mogliby oddac swieckim, ale wtedy by sie moglo okazac, ze swieccy robia to duzo lepiej i kompetetniej od pomazancow bozych. I wtedy bylby koniec swiata…

Nie tylko w czasie przesladowan. Prosze nie przeceniac ksiezy. Bez nich tez mozna sie zbawic – o tym na szczescie decyduje Pan Bog, a nie biskup czy proboszcz. A poza tym, czy w kuriach musza pracowac ksieza? Jezeli sa braki na parafiach, prosze powolac swieckich na kurialne stanowiska, duchownych zas na parafie…Pozdrawiam

Oj tam zaraz nie mamy żadnych osiągnięć. Taniec feretronów na odpuście Kalwarii Wejherowskiej zostanie wpisany do dziedzictwa kulturowego Unesco. Mniej więcej taki kierunek obrała nasza religijność, a biskupi całym sercem ją podtrzymują. Są efekty – są.