Dla większości uczestników spotkania najbardziej krzywdzącym doświadczeniem nie była wcale pierwotna trauma wykorzystania seksualnego, lecz późniejsze reakcje kościelnych urzędników.
Ulica Wyzwolenia w Żarach? Można powiedzieć, że to eufemizm. Ta „ulica” w wielu swoich fragmentach jest tak naprawdę błotnistą dróżką, po której, jak można domniemywać, przechadza się więcej dzikich zwierząt niż ludzi. Prawdopodobnie taka jest jednak właśnie Boża pedagogika: wybrać to, co liche w oczach świata, żeby zawstydzić wielkich. To bowiem właśnie przy ulicy Wyzwolenia w pierwszy listopadowy weekend – jak usłyszeliśmy od kilku uczestników spotkania – zabiło serce Kościoła.
A było to pierwsze tego rodzaju wydarzenie w Polsce. „Dotknięci” – tak organizatorzy nazwali spotkanie (dla) osób skrzywdzonych przemocą seksualną w Kościele. Tytuł nawiązywał do zdań wypowiadanych w Bożym imieniu w księdze proroka Zachariasza: „Kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka” (Za 2,12b). Zostało ono zorganizowane przez dwa podmioty: Szkołę Ewangelizacji św. Andrzeja z Żar oraz Fundację Składak.
Na spotkanie przyjechało 19 osób skrzywdzonych z różnych stron Polski i dwie osoby towarzyszące. Uczestnikom towarzyszyła dziesięcioosobowa ekipa składająca się m. in. z psychoterapeutów, księży, osób skrzywdzonych oraz świeckich ewangelizatorów, zaangażowanych na co dzień w działania pomocowe. W programie spotkania były konferencje rekolekcyjne, blok psychologiczny i psychodietetyczny, wspólna moderowana rozmowa, możliwość indywidualnych spotkań ze specjalistami i skorzystania z sakramentów. Ponadto nie zabrakło czasu na dzienne i nocne rozmowy przy herbacie.
Boga to obchodzi
Poprosiliśmy kilkoro uczestników spotkania o ich refleksje o tym wydarzeniu. Dla wielu z nich najważniejsza okazała się możliwość poznania osób z podobnym doświadczeniem.
– Spotkanie w Żarach było wyjątkowe z wielu powodów – mówi Jakub. – Przede wszystkim w jednym miejscu pojawiła się duża grupa dotkniętych wykorzystaniem seksualnym w Kościele. Mogliśmy się bliżej poznać oraz w atmosferze wolności i wyrozumiałości mówić o swoich doświadczeniach życiowych. Wszystko to pod okiem terapeutów i wrażliwych słuchaczy. Emocje związane z usłyszanymi historiami były ogromne, ale odniosłem wrażenie, że dzięki nim pojawiła się między nami więź, wspólnota. „Dotknięci” to nie tylko smutek i łzy, ale też dużo radości, uśmiechu i przyjemnych chwil.
Ola dodaje: – Mogliśmy służyć sobie nawzajem swoją obecnością i to chyba największy dar, jaki mogliśmy sobie dać. Każdy z nas na jakimś etapie życia nie został wysłuchany. Tutaj mieliśmy tę przestrzeń, żeby dać komuś swój czas, swoje wsłuchanie w innych, uwagę, a jednocześnie żeby otrzymać jeszcze więcej dla siebie. To jest uzdrawiające. Bardzo.
– Odkrywaliśmy w tym czasie, że Boga obchodzi to, co spotkało każdego z nas. Że nasze rany są Jego ranami – mówi z kolei Tośka Szewczyk.
Szósta rana Chrystusa
Ważnym symbolem spotkania stał się krzyż wykonany i przywieziony do Żar przez Piotra, jednego z uczestników. Składa się on z dwóch gwoździ przeplecionych drutem. Są one wbite w podstawę, w której wykuty jest krzyż jerozolimski i napis: „Cierpienie od ludzi Kościoła. Szósta rana Chrystusa”.
Sam Piotr tak tłumaczy symbolikę krzyża: – Tymi gwoździami pedofil w sutannie przybił mnie do krzyża. Tym drutem wiązali mnie ludzie Kościoła (i ci świeccy, i duchowni), bym o tym nie mówił. Miałem być cicho… bo ucierpi dobre imię Kościoła… bo co ludzie powiedzą… bo może go sprowokowałem (jak usłyszałem w konfesjonale)… bo to taki krzyż od Boga do niesienia przez życie… bo coś tam… Co gorsza, tymi gwoździami nadal mnie przybijają – tym razem biskupi ze swoją znieczulicą i kurialiści, którzy prowadzą moją sprawę od lat bez wyniku. Te gwoździe spięte w sztylet przebiły moją wiarę – podstawę tego krzyża. Ten sztylet z gwoździ cierpienia jest kolejną, szóstą raną Chrystusa. Jest krzyżem cierpienia od ludzi Kościoła.
Piotr przywiózł do Żar krzyż w dwóch egzemplarzach. Jeden zostawił na ołtarzu przy ul. Wyzwolenia. Drugi wręczył Marcie Titaniec, prezesce Fundacji św. Józefa. Ona sama tak opowiada o weekendowym spotkaniu: – Dla mnie te rekolekcje to spełnienie marzenia, jakie miałam od początku pracy w Fundacji – spotkanie osób skrzywdzonych. Dzisiaj przypominam sobie twarze osób, którym o tym powiedziałam, ale z ich reakcji wyczytałam, że to się nie uda. Dzisiaj się udało! W Żarach doświadczyłam również tego, że takie spotkanie może się odbyć tylko wtedy, kiedy Bóg będzie zaproszony do cierpienia skrzywdzonych, bo momentami odczuwałam moją ludzką bezradność.
Dokrzywdzanie
Najwięcej bezradności i złości powodowało w tym czasie odkrywanie, że w większości opowiadanych historii najbardziej krzywdzącym doświadczeniem nie była wcale pierwotna trauma wykorzystania seksualnego, lecz późniejsze reakcje kościelnych urzędników. – Jestem tego prawie pewna: wielu z nas byłoby dzisiaj zdrowymi ludźmi, gdybyśmy spotkali się z adekwatną reakcją Kościoła – komentuje Tośka Szewczyk.
Maria Magdalena dodaje: – Milczenie to zimne, przeszywające na wskroś słowo. Milczenie hierarchii chłosta wrażliwe serca poranionych ludzi. Milczeniem urzędnicy instytucji wymierzą kolejny bolesny policzek osobie, która zwraca się o pomoc.
Rysiek, psychoterapeuta i jeden z księży obecnych na spotkaniu, tak opowiada o zderzeniu się z historiami skrzywdzonych: – Bardzo bolesne było to, że druga trauma, związana z ludźmi Kościoła, jest często większa niż pierwsza i że ją właśnie skrzywdzeni bardziej przeżywają. To było dla mnie boleśnie zaskakujące. Mieszał się we mnie i lęk, i wkurw, które potem rodziły mnóstwo smutku – cały jego ocean, który nadal we mnie jest.
Chwilę potem jednak zaznacza: – Było też mnóstwo nadziei. Nadzieją jest dla mnie to, że Bóg mieszka w skrzywdzonych. To oni są sercem Kościoła.
Wykluczenie i wspólnota
Dlaczego „Rysiek”, a nie „ks. Ryszard”? Na spotkaniu wszyscy, niezależnie od stanu, byli po imieniu. Księża służyli tak, jak mogli – trudno jednak zważyć, czy większa część ich posługi dotyczyła sprawowania sakramentów, czy wstawiania zmywarki i walki z buntującym się szambem. Podobnie rzecz ma się z szefową Fundacji św. Józefa, której głównym zajęciem, poza słuchaniem, okazało się krojenie warzyw na śniadanie.
Asia, psychodietetyczka, która w kuchni spędziła większość spotkania, komentuje je w następujący sposób: – Był to dla mnie czas pochylania się nad udręczonym, zranionym i chwalebnym ciałem Chrystusa. Dałam tak niewiele, a otrzymałam żywe doświadczenie Kościoła: wspólnoty zgromadzonej wokół osób zranionych… To był czas skrajnych emocji – z jednej strony potężnej złości, bo żadna z tych historii nie miała prawa się wydarzyć. A jednak wydarzyły się i skrzywdzeni niosą ze sobą przez kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat potężne i często przemilczane cierpienie, które odbija się głucho od kurialnych ścian. Jednocześnie był to czas niesamowitej wdzięczności i nadziei, że Jezus może wskrzesić swój Kościół.
Michał, koordynator spotkania, przyznaje: – Było to prawdopodobnie najważniejsze spotkanie, jakie dane mi było w życiu współtworzyć.
O ile podczas dyskusji w sobotnie popołudnie w wielu historiach wybrzmiewało poczucie wyobcowania, bądź nawet wykluczenia z Kościoła, to w niedzielny poranek dało się słyszeć inne głosy. Czy sprawiła to bardziej wspólnie przeżywana złość i nadzieja, czy też słowo Boże z sobotniej Liturgii, w którym Bóg zapraszał: „Przesiądź się wyżej”? Trudno powiedzieć, zwłaszcza że spotkanie w każdym z uczestników pracowało przecież inaczej.
Jak jednak stwierdza Bogusława: – Czułam, że jestem w samym centrum wspólnoty Kościoła, z którą się utożsamiam. Nie musiałam się chować, udawać, że nic się złego nie stało ani pokazywać, jaka jestem silna. Wróciłam inna, nie wiem jeszcze do końca jaka, ale na pewno z poturbowanym Kościołem w sercu.
To doświadczenie, choć bardzo trudne, ostatecznie wielu przyniosło ulgę. – Wysłuchane we wspólnym gronie historie przeżyć pozostałych uczestników uruchomiły wzmożone krwawienie z i tak trudno gojących się ran. Nie żałuję jednak swojego pobytu. Spotkanie z innymi zranionymi daje mi doświadczenie Wspólnoty Kościoła, w której czuję się bezpiecznie – komentuje Piotr.
Bóg po stronie skrzywdzonych
Czy spotkanie spełniło wszystkie oczekiwania uczestników? – Z pewnością nie – odpowiada Agata, jego organizatorka. – Niektórzy potrzebowali dłuższych rekolekcji, inni w ankietach pisali, że warto byłoby przedłużyć czas wspólnej rozmowy. Była też jedna uczestniczka, dla której przyjazd do nas okazał się na ten moment doświadczeniem zbyt trudnym. Okazuje się jednak, że oprócz tej osoby wszyscy inni uczestnicy wyrazili w ankietach chęć do ponownego spotkania.
– Może zabrzmi to górnolotnie, ale myślę, że staliśmy się początkiem zmiany – mówi Ola. – Tak to czuję. Staliśmy się głosem, który od zawsze nam odbierano. Wierzę, że to spotkanie przyniesie więcej dobra niż wiele działań do tej pory. Wierzę w siłę tej wspólnoty, która powstała, żeby wspólnie pomagać sobie nawzajem. Myślę, że każdy indywidualnie skorzystał i wziął z tego spotkania coś dla siebie, ale że jesteśmy też nadzieją dla tych, którzy nie mogli przyjechać, a też są częścią poranionego Serca Boga.
Co o spotkaniu Dotkniętych w Żarach myśli sam Bóg? Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że nawet On postanowił się na jego temat wypowiedzieć. Mimo że organizatorzy nie wybierali terminu spotkania według przypadającej na te dni liturgii Słowa, to jednak w niedzielę stanowiła ona swoisty podpis Boga pod tym czasem.
5 listopada w pierwszym czytaniu Kościół czytał bowiem o niewiernych kapłanach Starego Przymierza. W Ewangelii Jezus ostrzegał swoich uczniów przed zasiadającymi na katedrze Mojżesza uczonymi w Piśmie i faryzeuszami. Całości dopełniał przynoszący nadzieję psalm 131 i słowa apostoła Pawła z Pierwszego Listu do Tesaloniczan: „Chcieliśmy wam dać nie tylko Bożą Ewangelię, lecz nadto dusze nasze, tak bowiem staliście się nam drodzy”.
To właśnie doświadczenie stało się udziałem prowadzących. – Było to bardzo mocne, pełne bólu, ciężaru, złości smutku i bezradności, a równocześnie jakoś w nadprzyrodzony sposób pełne siły, nadziei, wrażliwości, dobroci spotkanie – mówi Tomek, psychoterapeuta, ksiądz i organizator spotkania. – A liturgia Słowa, w której Pan Bóg tak wyraźnie stanął po stronie skrzywdzonych, umieściła wszystko w nadprzyrodzonej perspektywie. Pokazała z jednej strony Jego gniew wobec wiarołomnych kapłanów, a z drugiej – Jego pełne wrażliwej, wręcz matczynej miłości serce wobec Jego dzieci.
Przeczytaj także: Przemoc duchowa po katolicku
Dziekuję, serce mi bije jak szalone, parę dni temu przeżyłem straszliwy kryzys….
Ja dziekuje wszystkim, ktorzy to zorganizowali i tym, ktorzy odwazyli sie wziac udzial w spotkaniu. Niech Wam Bog blogoslawi!
Nie było bezpieczniejszego miejsca w kościele od tego spotkania. Dziękujemy.