Zima 2024, nr 4

Zamów

Coraz mniej dzieci. Co o rodzicielstwie mówią statystyki?

Dwoje dzieci spacerujących po ścieżce. Fot. AnnieSpratt | Pixabay

Wiemy, że dzietność spada na łeb na szyję oraz że połowa Polaków chce mieć dwójkę dzieci, ale im się to w praktyce nie udaje. Nie wiemy jednak, dlaczego tak jest, a tym bardziej – jak to zmienić. I czy w ogóle jest to możliwe.

Gdy w początkach XIX wieku wraz z industrializacją liczba ludności na świecie przekroczyła pierwszy miliard, „lokomotywa” demografii ruszyła pełną parą i rozpoczął się gigantyczny wzrost populacji ziemskiej. Kolejne miliardy pojawiały się coraz szybciej. W okresie międzywojennym liczba ludzi na Ziemi uległa podwojeniu, w latach 70. XX wieku było już nas cztery miliardy. A zaledwie rok temu, 15 listopada 2022 r., obchodziliśmy dzień „ośmiu miliardów”, gdyż według obliczeń Organizacji Narodów Zjednoczonych to właśnie wtedy liczba ludności na świecie osiągnęła taki poziom.

O ile jednak populacja ziemska powiększała się o ostatni miliard w ciągu 12 lat, o tyle osiągnięcie kolejnego progu – dziewięciu miliardów – zajmie już prawdopodobnie około 15 lat, tj. potrwa do 2037 r. Później dynamika tego procesu spadnie jeszcze bardziej – do dziesięciu miliardów ludzi dobijemy gdzieś pod koniec tego stulecia. I koło demografii zwolni na dobre.

Chociaż gwałtowny rozwój światowej populacji wypłaszczy się w początkach kolejnego stulecia, to w tym samym czasie ludność Unii Europejskiej zmniejszy się aż o niemal 30 mln osób. Szacunki Eurostatu podają, że w wyniku napływu uchodźców z Ukrainy obecny stan populacji UE wynosi nieco ponad 450 mln osób. Szczytowy poziom ludności Wspólnota osiągnie już za trzy lata i będzie to pułap 453 mln osób, po czym zacznie spadać do poziomu 420 mln w 2100 r. Oczywiście przewiduje się wzrost liczby seniorów w całej populacji UE. Udział osób w wieku 80 lat lub więcej wzrośnie ponad dwukrotnie – z 6% w 2022 r. do 15% w roku 21001.

Liczby nie kłamią

W skali globalnej, a tym bardziej kontynentalnej, wyraźnie zatem widać spowolnienie tempa wzrostu populacji. Ten trend wynika głównie ze spadku ogólnego wskaźnika dzietności. Sytuuje się on obecnie na poziomie około 2,4 (w skali światowej) i według prognoz ONZ będzie obniżał się systematycznie do poziomu poniżej 2,0 w okolicach roku 2100.

Od lat na czele rankingu państw z najwyższym wskaźnikiem dzietności są kraje afrykańskie: Niger, Mali i Somalia (wskaźnik pomiędzy 6,0–7,0). Najniższy wskaźnik mają azjatyckie „tygrysy”: Korea Południowa, Tajwan, Singapur i Hongkong (wskaźnik około 1,0). Ale z niską dzietnością mierzą się niemal wszystkie kraje wysoko i średnio rozwinięte. Wśród zachodnich społeczeństw (jeszcze) jako tako radzą sobie Norwegowie, Szwedzi, Brytyjczycy, Amerykanie, a przede wszystkim Francuzi, choć o zastępowalności pokoleń i tak nie ma tu mowy.

W 2021 r. wśród państw Starego Kontynentu najwyższy wskaźnik dzietności odnotowano we Francji (1,84 żywych urodzeń na kobietę), następnie: w Czechach (1,83), Rumunii (1,81), Irlandii (1,78), Danii (1,72) i Szwecji (1,67). Najniższy zaś na Malcie (1,13), w Hiszpanii (1,19), we Włoszech (1,25), w Albanii (1,31) czy w Portugalii (1,39). Ogólnie w 2021 r. na obszarze UE urodziło się ponad 4 mln dzieci, zaś współczynnik dzietności wyniósł 1,53 i był odrobinkę wyższy niż w katastrofalnym – jak się wtedy wydawało – 2020 r. (1,50)2.

Z analitycznego punktu widzenia niepokoi fakt, że przyglądając się powyższemu zestawieniu, niełatwo znaleźć czynniki sprzyjające podejmowaniu decyzji o rodzicielstwie, tj. elementy łączące państwa z – nazwijmy to – przyzwoitą dzietnością. Wśród liderów są nagłe fenomeny (Czechy), kraje prowadzące systematyczną, wielosektorową politykę rodzinną (Francja, Skandynawia) ale również i te, gdzie znaczenie wydaje się mieć czynnik kulturowo-religijny (Rumunia, Irlandia).

Prognozy deterministyczne złowieszczą, że liczba ludności Polski w 2100 r. spadnie poniżej 30 milionów. Tylu mieszkańców nad Wisłą było około roku 1930.

Karolina i Krzysztof Chaczkowie

Udostępnij tekst

Patrząc z drugiej strony, być może do zjawisk niesprzyjających dzietności należy zaliczyć problemy z samodzielnym zamieszkiwaniem młodych ludzi w połączeniu ze stosunkowo wysokim bezrobociem wśród tej grupy osób. To mogłoby odnosić się do Hiszpanii, Włoch czy Portugalii. Ale to raczej domysły. Rzetelnych badań porównawczych pod tym kątem wciąż nam brakuje.

Oczywiście państwa pogrążone w kryzysie demograficznym próbują reagować na zjawisko depopulacji, choć jeśli się bliżej przyjrzeć efektom działań w tym zakresie, to wyglądają one raczej jak walka z wiatrakami. Japonia, która od lat 90. XX wieku zmaga się ze spadającą dzietnością, wydając krocie na zatrzymanie negatywnego trendu, właśnie znalazła się w historycznej zapaści.

„Spadek liczby urodzeń dzieci to najważniejsze wyzwanie, przed którym stoi obecnie Japonia” – stwierdził premier tego kraju Fumio Kishida w przemówieniu otwierającym sesję parlamentarną w 2022 r. Liczba dzieci urodzonych w tym ponad 122-milionowym kraju spadła w 2022 r. poniżej 800 tys., co oznacza, że był to najniższy wynik od roku 1899, tj. od momentu, kiedy Japonia zaczęła opracowywać statystyki dotyczące urodzeń. W reakcji na tę sytuację rząd Japonii wdrożył nowy program polityki prorodzinnej z budżetem na poziomie – uwaga! – 5 bilionów jenów, tj. ponad 30 miliardów dolarów.

Program ten ma koncentrować się na trzech obszarach: wzmocnieniu wsparcia ekonomicznego (zasiłki pieniężne na dzieci), usługowego (związanego z wychowywaniem dzieci) oraz zawodowego (elastyczny czas pracy i urlopy wychowawcze). Te olbrzymie środki na politykę prorodzinną w Japonii mają pochodzić z podniesienia podatku VAT, a i tak nie ma pewności, czy przyniosą wymierne korzyści demograficzne w kraju – jak czasami mówią złośliwi – „usychającej” wiśni. Trudno odmówić Japonii determinacji, ale demografowie od dawna czują pismo nosem: więcej dzieci nie będzie. A szczególnie dotyczy to Polski.

Ostatnie 38 milionów Polaków

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy światowa populacja dobiła do ośmiu miliardów, Polska przestała być krajem 38-milionowym. Zaskoczenia nie było, skoro rok po roku więcej Polaków umierało, niż się rodziło. W 2022 r. w Polsce zanotowano najmniej urodzeń od drugiej wojny światowej – 305 tys. (o 27 tys. mniej niż rok wcześniej). Z kolei liczba zgonów wyniosła 448 tysięcy.

A przecież w okresie międzywojennym były lata, kiedy jednego roku rodziło się w Polsce ponad milion dzieci przy społeczeństwie znacznie mniej liczebnym. Tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej Główny Urząd Statystyczny szacował, że w Rzeczypospolitej żyło ponad 35 milionów osób. Trudno uwierzyć, ale było to wówczas 1,5% całej populacji świata, zaś Polska była jedenastym najludniejszym krajem globu, po Imperium Brytyjskim (550 mln mieszańców), Japońskim (304 mln mieszkańców), Chinach (257,5 mln), Związku Radzieckim (168,5 mln), Stanach Zjednoczonych (147 mln), Francji (107,5 mln), Niemczech (87 mln), Imperium Holenderskim (78 mln), Włoszech (56,5 mln) i Brazylii (40 mln)3.

W PRL dzieci rodziły się w klasycznych falach demograficznych: od 800 tys. urodzeń zaraz po wojnie (wyż), przez 550 tys. w połowie lat 60. XX wieku (niż), do 700 tys. w latach 80. (znów wyż). Potem było już gorzej. Systematycznie spadała też dzietność Polek – o wskaźniku ponad 2, rejestrowanym w latach 80. XX wieku, dziś możemy tyko pomarzyć.

Od niemal dwóch dekad Polska lokuje się w dole europejskiej tabeli dzietności ze wskaźnikiem na poziomie 1,3–1,4. W lutym 2023 r. urodziło się nieco ponad 20 tys. dzieci – najmniej od drugiej wojny światowej. Oczywiście luty to najkrótszy miesiąc, ale nawet gdy przeliczy się tę liczbę na dane dzienne, to i tak wyjdzie jeden z najgorszych wyników w historii Polski (około 760 urodzeń dziennie).

Dane GUS za rok 2021 wskazywały, że dzietność w Polsce wynosiła 1,33 (tj. na 100 kobiet w wieku rozrodczym przypadało 133 urodzonych dzieci). Biorąc pod uwagę, że w całym 2022 r. odnotowano najmniej urodzeń w okresie powojennym, tj. wspomniane 305 tys. (z czego ponad 14 tys. to dzieci obcokrajowców), wskaźnik dzietności w Polsce musiał ulec dalszemu spadkowi. Najświeższe dane z Małego rocznika statystycznego 2023 sugerują już dzietność na tragicznym poziomie 1,26 – w tym 1,20 w miastach i 1,34 na wsi4. Tak źle nie było nigdy. Wygląda więc na to, że niedługo o wielodzietności będziemy się dowiadywać głównie z książek, ponieważ wśród samych małżeństw w Polsce ponad ⅓ nie ma w ogóle dzieci.

Obok wspomnianej dramatycznie niskiej liczby narodzin statystyki ujawniają także powiązany z tym kryzys (tradycyjnie pojmowanej) rodziny. W 2021 r. liczba rodzin w Polsce wyniosła ponad 10 mln i w ciągu dekady zmniejszyła się o 7,4%. Obniżyła się także liczba małżeństw: w 2021 r. było ich około 7,3 mln, tj. ponad 72% ogółu rodzin. 10 lat temu było to około 75%.

Znacząco wzrosła za to liczba par pozostających w związkach niesformalizowanych: w 2021 r. odnotowano ich 552 tys., zaś dekadę temu było ich 316 tys. I rzecz kluczowa, czyli posiadanie dzieci: niemal 42% ogółu małżeństw to te z dziećmi, co oznacza spadek aż o ponad 22% w stosunku do roku 2011. Spadek ten dotyczył w sporej mierze rodzin zamieszkałych w miastach (o prawie 30%), na wsi był nieco niższy (o 13%)5.

Zwykle przy analizach demograficznych podkreśla się także wiek podjęcia decyzji o rodzicielstwie. Jeśli już Polki decydują się na ten krok, robią to stosunkowo późno w porównaniu nawet do lat 90. XX wieku, nie mówiąc o wcześniejszych dekadach.

W 2022 r. najwięcej, bo ponad 104 tys. (na 305 tys.) dzieci urodziło się w grupie matek w wieku 30–34 lata; najmniej, bo ponad 5 tys. w grupie najmłodszych matek (tj. mających 19 lat i mniej) oraz najstarszych (tj. powyżej 45 lat). Stosunkowo późny wiek decyzji o rodzicielstwie, a w konsekwencji niska liczba narodzin dzieci przekładają się na koszmarne przewidywania ludnościowe. Prognozy deterministyczne Europop 2023 złowieszczą, że liczba ludności Polski w 2100 r. spadnie poniżej 30 milionów6. Tylu mieszkańców nad Wisłą było około roku 1930.

Najpierw chcemy, ale potem…

Rodzina jako wartość zawsze miała dla Polaków olbrzymie znaczenie. W regularnie przeprowadzanych badaniach Centrum Badania Opinii Społecznej około 80% ankietowanych zwykle wymienia rodzinę jako najistotniejszą wartość w życiu7. Echa tych postaw widać między innymi w deklaracjach dotyczących liczby posiadanych dzieci. W raporcie CBOS Ocena polityki rodzinnej rządu i zaspokojenie potrzeb prokreacyjnych Polaków otrzymujemy zestawienie opinii Polaków dotyczących deklaracji i rzeczywistości co do liczby posiadanego potomstwa.

Niemal połowa Polaków najbardziej chciałaby mieć dwoje dzieci (46%), zaś drugą co do częstotliwości odpowiedzią była trójka dzieci – ponad jedna piąta Polaków wskazała taką odpowiedź (22%). Tylko co czternasta osoba stwierdziła, że w ogóle nie chce mieć dzieci (7%).

Z kolei na pytanie o realną liczbę posiadanych dzieci prawie 30% osób stwierdziło, że w ogóle nie ma potomstwa (a pamiętamy, że posiadania dzieci nie planowało zaledwie 7%), zaś 36% zadeklarowało posiadanie dwojga dzieci (a za taką liczbą potomstwa optowało przecież o 10% więcej respondentów)8. Pytanie, na które nie sposób odpowiedzieć w tym miejscu, brzmi: na jakim etapie i z jakich powodów dochodzi do zredukowania tych zamiarów?

Najbardziej jednak rzuca się w oczy w powyższym raporcie fakt, że w grupie wiekowej 18–24 lat aż 21% kobiet zadeklarowało, że nie planuje potomstwa. Tak wysokich wskazań wśród młodych osób jeszcze nigdy nie było. Oczywiście nie wróży to nic dobrego. Warto jednak dodać, że – wbrew stereotypowemu poglądowi, jakoby dzieci rodzić się miały głównie w rodzinach o niższym statusie społecznym – obecnie częściej planują potomstwo kobiety lepiej zarabiające z wielkich miast. Tak wynika na przykład z analizy Postawy prokreacyjne kobiet opublikowanej przez CBOS w tym roku.

Jeśli kobiety już w ogóle planują potomstwo, to pod względem charakterystyki społeczno-demograficznej częściej są to mieszkanki największych, ponad półmilionowych miast, z wykształceniem wyższym oraz z dochodami na osobę wynoszącymi powyżej 4000 zł9.

Wbrew stereotypowemu poglądowi, jakoby dzieci rodzić się miały głównie w rodzinach o niższym statusie społecznym – obecnie częściej planują potomstwo kobiety lepiej zarabiające z wielkich miast.

Karolina i Krzysztof Chaczkowie

Udostępnij tekst

Warto tu przywołać jeszcze jeden z najnowszych raportów CBOS, z lipca 2023 r. Osoby deklarujące, że w ogóle nie chcą mieć potomstwa, zapytano o przyczyny takiej decyzji. Ankietowani najczęściej odwoływali się do „sytuacji osobistej” (55%) i „sytuacji w kraju” (21%). Wskazywali też, że „nie lubią dzieci” (18%), że ogranicza ich „sytuacja materialna” (14%), że jest to „zbyt duża odpowiedzialność” (10%)10.

Nawiązując do wspomnianej sytuacji materialnej jako bariery w podejmowaniu decyzji o rodzicielstwie, trzeba dodać, że z analizy Mama wraca do pracy – bariery behawioralne i kierunki wsparcia wynika, że aż 30% matek dzieci w wieku 1–9 lat nie ma zatrudnienia. Dokument zresztą podkreśla to, co w wielu miejscach mówi się od dawna: bariery w powrocie matek do pracy są wielopoziomowe. Należą do nich m.in.: nieprzedłużanie umowy, gdy następuje jej wygaśnięcie w trakcie urlopu rodzicielskiego, stereotypowe postrzeganie efektywności pracy kobiet po urodzeniu dzieci, niewystarczający i nieelastyczny system publicznych usług opieki nad dzieckiem (żłobki, przedszkola, transport, godziny otwarcia placówek opiekuńczych itp.) czy niewystarczające możliwości przekazania części obowiązków opiekuńczych ojcom11.

Jeśli zatem po urodzeniu pierwszego dziecka matka systemowo otrzymuje powyższe sygnały, wielce prawdopodobne jest, że nie będzie dalej kusić losu, a jej dzietność zatrzyma się na poziomie 1,0. Czyli tylko nieco niżej niż obecnie.

Więcej dzieci nie będzie

W kwestii depopulacji statystyki niewiele pomagają. Wiemy, że dzietność spada na łeb na szyję oraz że połowa Polaków chce mieć dwójkę dzieci, ale im się to w praktyce nie udaje. Nie wiemy jednak, dlaczego tak jest, a tym bardziej – jak to zmienić. I czy w ogóle jest to możliwe.

Spora część badaczy zajmujących się demografią nie wierzy w poprawę wskaźnika dzietności w Polsce. Należy do nich socjolożka Małgorzata Sikorska z Uniwersytetu Warszawskiego, która wskazuje na kilka powodów.

Po pierwsze, istnieje zjawisko demograficznego determinizmu, który można ująć w słowach: „co wydarzy się w sytuacji demograficznej Polski w przyszłości, wydarzyło się już teraz”. Czyli jeśli obecnie rejestrujemy coraz mniej liczne roczniki kobiet, niepodobna zakładać, że w przyszłości będzie więcej narodzin dzieci. Po drugie, brakuje poczucia bezpieczeństwa związanego ze stabilną sytuacją finansową oraz mieszkaniową. Po trzecie, rodzicielstwo w Polsce obarczone jest różnego rodzaju kosztami ponoszonymi przez matki, a to utrudnia decyzję o posiadaniu kolejnych dzieci. Sikorska pisze:

Chodzi tu o sytuację matek na rynku pracy, potrójne obciążenie kobiet (pracą zawodową, obowiązkami domowymi oraz opieką nad dziećmi) oraz wzór poświęcającej się matki Polki i związaną z nim społeczną presję. Tego rodzaju kosztów nie ponoszą ojcowie12.

Jak uważa demografka Monika Mynarska: Mamy do czynienia z trwałą zmianą, trendem, który mogłaby odwrócić tylko jakaś rewolucja, a na to się nie zanosi […]. Trzeba to sobie powiedzieć wprost: żyjemy w warunkach, które nie sprzyjają prokreacji. Wojna za wschodnią granicą, szalejąca inflacja, duża niepewność ekonomiczna, problemy z dostępnością kredytów (a właśnie mieszkanie to w Polsce czynnik, który sprzyja prokreacji), wyższe rachunki za ogrzewanie, prąd, problemy ze spłatą kredytów. Do tego kryzys w edukacji, w służbie zdrowia. To nie są warunki, w których chce się rodzić dzieci13.

Czas więc, by w końcu przestawić dyskusję na inny tor – sugeruje demografka. Z jednej strony trzeba zastanowić się, jak efektywnie ułatwić życie osobom, które chcą mieć dzieci, a z drugiej – zaplanować, jak przy spadającej dzietności uchronić naszą gospodarkę i system emerytalny. Krótko mówiąc, musimy dostosować się do sytuacji braku zastępowalności pokoleń i depopulacji. I to jest być może najważniejsza lekcja ze statystyk długoterminowych.

1 Zob. Population on 1st January by age, sex and type of projection, www.ec.europa.eu/eurostat/databrowser/view/proj_23np/default/table?lang=en [dostęp: 15.08.2023].

2 Zob. Fertility indicators, www.ec.europa.eu/eurostat/databrowser/view/DEMO_FIND__custom_2557111/bookmark/table?lang=en&bookmarkId=5b5d48f3-e548-4a56-82de-686dab7be4ba

3 Przedwojenna Polska w liczbach, Warszawa 2022, s. 65.

4 Mały rocznik statystyczny Polski, GUS, Warszawa 2023, s. 109.

5 Rodziny wyniki wstępne NSP 2021, GUS, 30.01.2023, www.stat.gov.pl/spisy-powszechne/nsp-2021/nsp-2021-wyniki-wstepne/rodziny-wyniki-wstepne-nsp-2021,9,1.html [dostęp: 15.08.2023].

6 Zob. Population projections in the EU, www.ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php?oldid=497115#Population_projections_by_country [dostęp: 15.08.2023].

7 Zob. np. Rodzina jej znaczenie i rozumienie, CBOS, Komunikat z badań 22/2019.

8 Ocena polityki rodzinnej rządu i zaspokojenie potrzeb prokreacyjnych Polaków, CBOS, Komunikat z badań 104/2022.

9 Postawy prokreacyjne kobiet, CBOS, Komunikat z badań 3/2023.

10 Bariery zamierzeń prokreacyjnych, CBOS, Komunikat z badań 87/2023.

11 Mama wraca do pracy bariery behawioralne i kierunki wsparcia, Warszawa 2022.

Wesprzyj Więź

12 M. Sikorska, Czy zwiększenie dzietności w Polsce jest możliwe?, „IBS Policy Paper” 2021, nr 4, s. 10.

13 Więcej dzieci nie będzie, z Moniką Mynarską rozmawia Alicja Gardulska, „Gazeta Wyborcza”, 11–12.03.2023.

Dyskusja ukazała się w kwartalniku „Więź” jesień 2023 jako część bloku tematycznego „To nie jest kraj dla rodziców”.
Pozostałe teksty bloku:
„Rodzicielstwo luksusem dla bogatych?”, Maria Rogaczewska i Marcin Kędzierski dyskutują z Ewą Buczek i Bartoszem Bartosikiem
„Tu nie chodzi o dzietność, tylko o godność”, Justyna Dąbrowska, Łukasz Komuda i Joanna Piekarska w rozmowie z Ewą Buczek i Bartoszem Bartosikiem

Podziel się

Wiadomość