rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Vademecum wyborcze katolika czy vademecum apostazji?

Msza św. z udziałem episkopatu w Kolegiacie Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Lidzbarku Warmińskim 14 czerwca 2023 r. Fot. BP KEP

W wytycznych Rady ds. Społecznych KEP nie znajdziemy słów „biedny”, „ubogi”, „bezdomny”, „uchodźca”, „więzień”, „niepełnosprawny”.  Padają zaś często: „monogamia”, „małżeństwo”, „płeć”, „prymat”, „rodzice”. Zdradza to prywatne preferencje autorów.

Lektura „Vademecum wyborczego katolika”, dokumentu wydanego przez Radę ds.  Społecznych KEP 21 września 2023 r.,  może prowadzić do kilku zasmucających, a może i niepokojących, wniosków.

Po pierwsze, tekst ten zdaje się wskazywać, że jego autorzy nie dość poważnie traktują swoich adresatów, zakładając, iż polscy katolicy reprezentują znikomy stopień religijnej wiedzy, etycznej wrażliwości oraz doświadczenia w życiu społecznym i politycznym, że pozbawieni są umiejętności własnego osądu rzeczywistości, z którą mierzą się na co dzień i że w konsekwencji tych braków nie są zdolni do odpowiedzialnego rozeznawania i podejmowania słusznych decyzji wyborczych.

Smutny obraz polskich katolików jawi się z tego dokumentu, skoro bez tak szczegółowego instruktażu moralnego mieliby sobie nie poradzić przy wyborczej urnie. Można wnioskować, że polski episkopat poniósł duszpasterską klęskę, skoro po tylu latach nieskrępowanej wolności religijnej, korzystania z różnorodnych form przekazu oraz po trzydziestu latach szkolnej katechezy biskupi nie mają do członków swojej owczarni elementarnego zaufania i muszą wskazywać im reguły dokonywania politycznych wyborów.

Pozostają dwa grzeszne rozwiązania?

Po drugie, smutkiem napawa sposób, w jaki to czynią. Jest to sposób właściwy dość wczesnym raczej fazom edukacji. Treść Vademecum nie dowodzi głębi wysiłku intelektualnego autorów, a podane rozwiązania zostały nadmiernie uproszczone, wręcz strywializowane. Ogólny przekaz tego tekstu jest mało subtelny, a rzeczywiste intencje autorów aż nadto rzucają się w oczy. Trudno też uznać za właściwą skrótową, niemalże ogłoszeniową, formę odniesienia się do zagadnień złożonych, trudnych i rodzących poważne problemy moralne.  

Prywatnie autorzy dokumentu mają prawo do własnych preferencji. Czy jednak dobrali je właściwie, wypowiadając się w imieniu Kościoła, czyli przedstawiając te kryteria jako oficjalne i jakoby obowiązujące?

Rafał Majda

Udostępnij tekst

Po trzecie wreszcie, dokument ten to niemal instruktaż dla osób chcących odejść z Kościoła, wręcz swoiste vademecum apostazji. Jeśli bowiem uczciwy czytelnik nie znajdzie wśród kandydujących nikogo, kto odpowiada przedstawionemu modelowi (zwrócił na to uwagę w wypowiedzi telewizyjnej ceniony etyk, ks. prof. Andrzej Szostek), pozostają mu dwa grzeszne rozwiązania: nie wziąć udziału w wyborach (co zdaniem autorów tekstu jest naruszeniem ważnego obowiązku) albo zagłosować na kogoś, kto warunków podanych nie spełnia i popaść w konflikt z dyrektywami Vademecum (konflikt z Kościołem?).

Mówimy tu na szczęście tylko o tych katolikach, którzy – w błędnym przekonaniu – uznają Vademecum za element wiążącej nauki Kościoła. Autorzy dokumentu dość wyraźnie chcą zresztą to błędne przekonanie w adresatach podtrzymać. Świadczy o tym dość kategoryczny ton użytych w tekście sformułowań („nie pozwala na kompromisy”, „katolicy opowiadają się bezwarunkowo”, „niedopuszczalne zrównanie”) sugerujący brak alternatywnych postaw i innych niż wskazane kryteriów.

Trzeba wreszcie zwrócić uwagę, że zawarte w punkcie 3 wyliczenie tzw. wartości nienegocjowalnych nie ma charakteru otwartego, lecz stanowi numerus clausus zasad, które mają być dla katolika wyznacznikiem dokonywanego wyboru.

Instruktaż, który zdradza sympatie autorów

Gdy organ KEP formułuje instruktaż wyborczy dla katolików, powinien postarać się o styl wypowiedzi mniej jurydyczny, a bardziej inspirujący do refleksji i uwrażliwiający na poważne problemy moralne. Przyjęta tu metoda komunikacji z wiernymi może prowadzić do wypaczenia deklarowanych intencji i wyjawić w sposób niebudzący wątpliwości sympatie polityczne autorów.

Rada ds. Społecznych KEP podjęła się zadania dość karkołomnego. I to z dwóch – co najmniej – powodów. Po pierwsze, w pluralistycznym, demokratycznym od wielu już lat społeczeństwie wyborcze wytyczne dla wierzących danej denominacji muszą spotkać się z lekceważącą reakcją większości adresatów. Nie wiem, czy w ten sposób Rada nie przyczyniła się do wzrostu niechęci, jaką w dużej części społeczeństwa polskiego budzi styl zaangażowania Kościoła katolickiego w życie publiczne, a tym samym czy nie umniejszyła szans oddziaływania przez Kościół na sumienia i wynikające z nich społeczne postawy osób przyznających się do katolickiej wspólnoty.

Po drugie, trudno zrozumieć sens wydania tego dokumentu, skoro 2 czerwca 2023 r. Rada Stała KEP przedstawiła swoje – odmienne dość istotnie w tonie i treści – stanowisko w sprawie wyborów. W ostatnim akapicie tego tekstu czytamy bodaj najważniejsze jego przesłanie:  „Wyrażamy nasze najgłębsze przekonanie, że głoszona codziennie w tysiącach polskich parafii Ewangelia [podkr. moje – RM] ma ciągle moc przemiany polskich sumień i «oblicza tej ziemi», pozostając tym samym owym moralnym i duchowym fundamentem, bez którego demokracja ostać się nie może”. Myślę, że te słowa adekwatnie i dostatecznie oznaczają krąg religijnych inspiracji dokonywanych wyborów (do kwestii politycznego znaczenia tej deklaracji wrócę później).

Skoro jednak dokument powstał i ma być propagowany, warto przyjrzeć się dyrektywom w nim zawartym oraz założeniom przyjętym przez autorów.

Preferencje prywatne stają się oficjalne

Na uwagę i pełną aprobatę zasługuje wezwanie do udziału w wyborach, przedstawienie aktu wyborczego jako doniosłego moralnie, podkreślenie dobra wspólnego jako sumy wartości służących rozwojowi człowieka. Bardzo pozytywnie należy ocenić wezwanie do akceptacji wyniku wyborów.

Wydaje się jednak, że znacznie więcej w tym dokumencie jest treści trudnych do zrozumienia, zaakceptowania i uznania za właściwie przedstawione i poprawnie sformułowane. A trzeba też dodać, że w sensie ścisłym żadna z walczących o nasze głosy partii politycznych nie spełnia wszystkich kryteriów przedstawionych w Vademecum.

We wstępie dokumentu czytamy o akcie wyborczym, który, „jak wszystkie inne działania katolików, powinien być inspirowany wiarą”. Bez wątpienia nie można odmówić temu sformułowaniu słuszności i pewnej neutralności. Tyle że o wierze i o tym, w jaki sposób powinna ona inspirować nas do właściwych – dokonywanych w sumieniu – wyborów, autorzy nie piszą. A szkoda.

Zasadzenie aktu wyborczego w wierze odbywa się – jak można sądzić – na tej samej zasadzie, na jakiej z wiary wynikać ma każde nasze zachowanie. A zatem chodzić może o życie w perspektywie wiary w śmierć, zmartwychwstanie i – co być może tu akurat najważniejsze – powtórne przyjście Chrystusa i ostateczne rozstrzygnięcie o naszym wiecznym losie. Tak rozumiana wiara musi uwzględnić przede wszystkim katalog pytań, jakie Sędzia zada nam u progu nowego świata: czy karmiliśmy głodnych, przyodziewaliśmy nagich, odwiedzaliśmy chorych i więźniów, jak wywiązywaliśmy się z gościnności. Najważniejsze w tym kontekście dla chrześcijanina jest to, że punktem odniesienia naszych działań lub zaniechań nie jest anonimowy człowiek, ale „najmniejszy”, w którym przychodzi do nas sam Chrystus.

Zatem życie wiarą – a tym samym inspirowanie się nią przy dokonywaniu codziennych i niecodziennych wyborów – zmusza nas do uważności na drugiego, zwłaszcza najsłabszego, i to takiego, którego doskonale widzimy, słyszymy i czujemy obok siebie. Tego rezultatu przyjęcia wiary jako źródła inspiracji dla naszych decyzji w Vademecum jednak nie znajdziemy. Nie pada tam słowo „biedny”, „ubogi”, „bezdomny”, „uchodźca”, „więzień”, „niepełnosprawny”.

Padają zaś w odpowiednich formach fleksyjnych słowa „monogamia”, „małżeństwo”, „płeć” (ta tylko z przymiotnikiem „przeciwna”), „prymat”, „rodzice”. Użycie tych akurat słów zdradza preferencje autorów. Prywatnie mają do tego prawo, jeśli taki jest rezultat ich wspólnego rozeznania. Można mieć jednak wątpliwość, czy – wypowiadając się w imieniu Kościoła, czyli przedstawiając te kryteria jako oficjalne i jakoby obowiązujące – preferencje te dobrali właściwie, czy uwzględnili w pełni współczesne nauczanie moralne Kościoła, czy właściwie rozłożyli akcenty i czy inspirowali się wiarą. Zwłaszcza wiarą w paruzję.

Ewangelia i nasze wybory

Poszukiwanie inspiracji naszych zachowań – także wyborczych – w wierze nie zwalnia żadnego chrześcijanina (ośmielam się uważać, że tym bardziej katolika) z podejmowania decyzji racjonalnych i głęboko przemyślanych. Wiara nie może być bowiem usprawiedliwieniem dla aktów, które trudno uzasadnić rozumowo, które sprzeciwiają się roztropności i przenikliwości, które nie uwzględniają konieczności przewidywania dalekosiężnych skutków naszych wyborów, jeśli uznaliśmy Ewangelię za „fundament demokracji”.

Wybór nie może być dokonany jedynie w oparciu o najszlachetniejsze emocje i porywy serca. Chrześcijanin w Ewangelii wezwany jest do roztropności (przypowieść o pannach oczekujących oblubieńca – Mt 25,1-13) i przezorności („bądźcie przezorni jak węże” – Mt 10,16), które mają nas uchronić przed naturalnymi konsekwencjami nieracjonalnych działań i niebezpieczeństwem pomyłki. Owszem, kierujemy się w naszych wyborach sympatiami i poczuciem wspólnoty wartości, lecz nie możemy bezkrytycznie akceptować pełnego religijnych frazesów przedwyborczego wielosłowia.

Dobry akt wyborczy nie może lekceważyć życiowego doświadczenie wyborcy ani osobistego świadectwa kandydatów. Autorom Vademecum jednak wystarczają programowe deklaracje ugrupowań politycznych…

Rafał Majda

Udostępnij tekst

Chrystus przestrzega nas przed tymi, którzy tylko deklarują swą religijność, a w życiu swym dalecy są od przestrzegania głoszonych reguł: „Nie każdy, kto mówi do Mnie: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego, ale ten, kto pełni wolę mego Ojca” (Mt 7,21). Wyraźnie też podpowiada, że wolę Ojca spełnia nie ten, który kłamliwie lub nieroztropnie ją deklaruje, ale ten, który – nawet mimo publicznej odmowy i lekceważenia nakazów Boga – czyni zadość moralnym wymaganiom (Mt 21,28-32). Przestrzega przed zaufaniem obłudnikom i tym, którzy tylko z zewnątrz wyglądają na godnych zaufania, a w rzeczywistości pełni są „zgnilizny” (Mt 23,13-36). Ewangelia wyraźnie przestrzega nas też przed takim pojmowaniem wymagań wiary, które nie uwzględniają autonomii rzeczywistości politycznej i religijnej (Bogu, co boskie, cesarzowi, co cesarskie – Mt 22,21).

Nie sposób zatem wyobrazić sobie, by dobry akt wyborczy lekceważył życiowe doświadczenie wyborcy w życiu publicznym i społecznym, by abstrahował od osobistego świadectwa tych, którzy o wybór zabiegają by pomijał dotychczasowe dokonania kandydatów i ich partii („po owocach ich poznacie” – Mt, 7,16), a poprzestawał jedynie na składanych deklaracjach, także tych dotyczących wyznawanych wartości i wiary.  Autorom Vademecum jednak wystarczają programowe deklaracje ugrupowań politycznych…

A jeśli ktoś rozezna inaczej?

Akt wyborczy musi być uczciwy, przewidujący dalekie nawet konsekwencje, dokonany niezależnie od osobistych interesów i wątpliwych moralnie oczekiwań. Sądzę, że tak można pojmować zawarte w stanowisku Rady Stałej KEP z 2 czerwca 2023 r. przekonanie o Ewangelii jako duchowym fundamencie demokracji.

Skoro tak, to akt wyborczy musi być oparty na rozeznawaniu – procesie, któremu obecny papież nadaje dość zasadniczą rangę wśród sposobów kształtowania moralnych wyborów. Rada ds. Społecznych KEP wydaje się jednak nie wierzyć w obecność Ducha Świętego w sercach rozeznających katolików i dlatego musi im przypomnieć wartości, które – zdaniem tego grona – są w dokonywaniu wyborów najważniejsze.

Może się jednak zdarzyć, że rozeznawanie doprowadzi uczciwego katolika do innej hierarchizacji wartości i przyjmie on – wsłuchany w głos Piotra naszych czasów – że podstawowym kryterium ładu moralnego jest dziś stosunek do migrantów, ludzi bezdomnych, opuszczonych, żyjących na marginesie społeczeństwa, pogubionych w swych życiowych decyzjach, poszukujących własnej tożsamości, borykających się z jej akceptacją lub nieakceptacją przez siebie samych i społeczeństwo (Mt, 25,31-46). Ktoś, kto według tych – rozeznanych i przyjętych w sumieniu za najważniejsze – kryteriów dokona wyboru odmiennego od oczekiwanego przez Radę ds. Społecznych może czuć się niekomfortowo w polskim Kościele, mimo że wziął sobie do serca wskazanie Rady Stałej KEP, by fundamentem ładu moralnego była Ewangelia.

Rozumiem, że autorom Vademecum chodziło o skonfrontowanie wyborcy-katolika z pytaniem, jakie dobro moralne wynika z podjętej przez niego decyzji wyborczej, w jaki sposób jego wybór doprowadzi do poszerzenia i pogłębienia przestrzeni dobra w naszym kraju. Błędem było jednak określenie szczegółowych kryteriów w korelacji z jedną tylko grupą wartości wyznaczających pole społecznej aktywności naszych reprezentantów.

Bezkompromisowość, ale…

W tym kontekście z trudem przychodzi lektura słów Vademecum o sprawach, w których „prawy rozum nie pozwala na kompromisy”. Tak kategoryczne sformułowanie tezy pretendującej do charakteru wypowiedzi normatywnej jest co najmniej ryzykowne. Wydaje mi się też wątpliwe w świetle całości nauczania społecznego Kościoła (choć pojęcie wartości nienegocjowalnych tam występuje, ale w rozumieniu znacznie węższym niż w polskim dokumencie).

Gdyby było tak, jak twierdzi Rada ds. Społecznych KEP, naukę Kościoła o sumieniu i indywidualnej odpowiedzialności oraz to wszystko, co Kościół głosi o rozeznawaniu, należałoby włożyć między bajki i uznać, że normy moralne podawane przez Kościół mają czysto jurydyczny charakter. Pierwszym z brzegu przykładem jest podane w pkcie 3a) Vademecum prawo do życia, po stronie którego katolicy mają opowiadać się „bezwarunkowo”.  

Żeby ta wypowiedź miała walor prawdziwości, należałoby zastrzec, że są sytuacje, gdy dochodzi do konfliktu dwóch postaci ludzkiego życia i jedna z nich nie korzysta z bezwarunkowej ochrony (obrona konieczna, zwłaszcza przed zamachem osoby niepoczytalnej; ciąża zagrażająca życiu matki; możliwość uratowania tylko jednej z kilku osób), a dokonywany indywidualnie wybór zakłada jednak kompromis prawego rozumu.

Zawarta w punkcie 3e) wskazówka, zgodnie z którą katolicy „sprzeciwiają się budowaniu świata, «tak, jakby Boga nie było»”, nie buduje autorytetu Vademecum ani tym bardziej grona jego autorów. Cóż bowiem w praktyce mają znaczyć te ogólnikowe słowa?

Myślę, że można sobie wyobrazić świat (pozornie) moralnie doskonały budowany tak, jakby Boga nie było. Gdy chodzi choćby o ochronę życia, zwłaszcza od jego poczęcia, to w „światach”, w których Boga nie uwzględniano, zaprowadzano porządek absolutny. Znamy takie przykłady z niedawnej przeszłości i bliskiego dość sąsiedztwa. Z kolei historia cywilizacji chrześcijańskiej dowodzi, że z Bogiem na ustach i w ustawach można zbudować świat okrutny, nieludzki i moralnie zgniły.

Nie wiem zatem, czy tak sformułowana wskazówka odgrywa jakąkolwiek pozytywną rolę. Buduje raczej nadmierne napięcie, poczucie nieznanego zagrożenia dla podstaw naszej cywilizacji, i odwołuje się do  religijnych lęków, na które w chrześcijaństwie nie ma po prostu miejsca. Myślę, że polscy biskupi powinni mieć tę odrobinę zaufania do katolików, którzy biorą udział w wyborach i uwierzyć, że nie chcą oni budować świata pozbawionego miłości, solidarności, nadziei i afirmacji człowieka. 

Polscy katolicy są dojrzali

Zawarta w Vademecum uwaga dotycząca troski o etyczny kształt procesów gospodarczych jest tyleż słuszna, co ryzykowna. W ekonomii, także współcześnie, trwają spory (wynikające nie tylko z teoretycznych koncepcji, ale i z doświadczeń wielu krajów) dotyczące tego, jakie decyzje gospodarcze „zabijają”. Lepiej, by autorzy wyborczego instruktażu nie otwierali kolejnych pól społecznego konfliktu. Tych akurat w Polsce nie brakuje.  

Wesprzyj Więź

Szkoda zatem, że autorzy Vademecum nie pamiętali o słowach kard. Josepha Ratzingera: „W sprawach politycznych nie bezkompromisowość, ale kompromis jest prawdziwą moralnością”. Polityka jest przecież sztuką osiągania tego, co możliwe, a nie przestrzenią świadectwa.

Trudno w sumie nie stawiać zatem pytania, po co Rada ds. Społecznych KEP wydała ten dokument. Odrzucając podejrzenie, że wpisuje się on w przedwyborczą agitację, trzeba by chyba uznać, że było to zupełnie niepotrzebne. Polscy katolicy są dojrzali w swej wierze i doświadczeni w demokracji. Potrafią już samodzielnie brać udział w wyborach.

Przeczytaj także: Zbigniew Nosowski, Moje wyborcze sumienie

Podziel się

13
3
Wiadomość

No dobrze, a nawet jakby była to komercja (nie mam zdania, bo po prostu nie wiem o sprawie), ale czy to coś złego? Czy komercja powoduje od razu lawinę pt. ktoś mówi nieprawdę? No nie. Można być komercyjnym i mówić prawdę, szerzyć dobro i być osoba głęboko wierząca i zaangażowana w życie Kościoła.

~Daria : Szanuję ten portal , bo ma moderatora … ale dla Twojego komentarza nie ma odnośnika ”
Odpowiedz”… może to o czymś świadczy…

Nie tylko polscy katolicy są dojrzali w wierze i doświadczeni w demokracji. Wśród np amerykańskich też przypuszczam takich nie brakuje. Wśród katolików północnoamerykańskich jeden jest nawet prezydentem USA. Takie Vademecum jest jednak użytecznym narzędziem do weryfikacji założeń wstępnych w komentarzu, a końcowych w tekście Autora.

@Konrad, trzeba zestawić wartości wyliczone wprost w Vademecum i uszczegóławiające ich realizację tekst krytyki, to już praca własna. To uszczegółowianie, potrzebne i zawsze stosowane w Kościele, nie zastępuje odniesienia się do spraw wspólnych, a tych przecież dotyczą wybory. Vademecum jasno wskazuje na wartości najważniejsze dla katolika zdaniem naszych biskupów- i chwała im za to, na marginesie jeden z krytyków wytyka biskupom pominięcie spraw ekologii. A krytyka Autora Więziowego tekstu na konieczność indywidualizacji kryteriów, w czym ma rację, patrz różne sytuacje dot. stosowania generalnej zasady ochrony życia- i szacunek mu za to. Polemika zawiera też uwagi dot. lęków, ale czy i kto tu ma większe i dlaczego to odrębny wątek. Tyle, panie Konradzie, dobrego dnia, czas sie roboty chycić.

Mówienie przez KEP o moralności w kontekście Dąbrowy Górniczej jest niepoważne by nie powiedzieć wprost – wręcz śmieszne.

Lepiej było nie poruszać tematu tego apelu (czy jak go nazwać) bo komentarze są tragiczne. Natomiast polecam dwie opinie Tomasza Terlikowskiego w tej sprawie dla Wirtualnej Polski.

Przeczytałem. Zaiste słuszne tam padają słowa, ale ile jeszcze takich zdarzeń musi zajść żeby dotarło do kościelnych włodarzy, że celibat jest sprawą przegraną, nieludzką i kompletnie niepotrzebną? I to nie dlatego, że być może ewokuje to podobne “orgietki”, tylko niepotrzebnie łudzi, że ktokolwiek i cokolwiek może panować, w imię Boga, nad ludzkimi popędami. Zdjąć z księży odium “czystości serca”, jak to dziwacznie eufemistycznie się prawi i traktować NORMALNIE, jak “zwykłych” ludzi. Seks-OK, wszelka przemoc – natychmiastowe konsekwencje prawne i “organizacyjne”. Ludzi (przynajmniej mnie) nie boli to, że ksiądz ma potrzeby seksualne i je realizuje, bolesne jest UDAWANIE, że tego nie ma i potem te wieczne zdziwienia. Ile można udawać, że nie ma problemu? Może już czas skończyć z ta odwieczną hipokryzją?

@Głos, przepraszam za uszczypliwość, ale może lepiej zmienić nicka na „ głos targu” na przykład? Odwoływanie się do homoseksualnej aktywności kilku księży pod starannie napisaną krytyką stanowiska komisji Episkopatu ma się jak pięść do nosa. Najjaśniej jak potrafię: ani Autor tekstu, ani Autorzy Vademecum, ani Pan, ani ja- to po co pisać o tym, że „ w Ameryce biją Murzynów”, za Kisielem..

@Sebastian, dobrze wiesz że w Twoich środowisku to wcale nie jest kilku. Tu się tylko porostu wydało. Tak jak swego czasu było głośno o skandalu abp. Paetza. Ale to wcale nie są oderwane przypadki. W tej samej diecezji ksiądz zabił diakona po czym popełnił samobójstwo (w tle motyw miłosny). W tej samej diecezji rozwiązano seminarium po ekscesach rektora. Sam biskup diecezji był sekretarzem watykańskiego hierarchy, który miał uczestniczyć w podobnych imprezach. Różnica polega tylko na tym, że teraz trudniej te sprawy tuszować jak już się wydały… Zresztą zajrzyj do komentarzy Tomasza Terlikowskiego.

@Sebastian
“Odwoływanie się do homoseksualnej aktywności kilku księży pod starannie napisaną krytyką stanowiska komisji Episkopatu ma się jak pięść do nosa.”

Już kiedyś pisaliśmy na te tematy – z pańskich komentarzy można wyciągnąć dwa rożne wnioski: albo pan tak “siedzi z nosem w księgach”, że nie widzi co się wokół dzieje albo pan sam się oszukuje.

Jakich kilku ? Osób o tej orientacji wg różnych szacunków jest wśród duchownych między 30 a 50 %.
Myśli pan, że skąd się (między innymi oczywiście) bierze kryzys powołań?
Stąd, że osoby homoseksualne nie muszą się już ukrywać w seminariach żeby normalnie żyć bez pytań ciotek “A kiedy znajdziesz sobie dziewczynę?”
Mimo, że przyjmowanie ich było zakazane to KK i tak ich przyjmował na potęgę. Wśród was jest gigantyczna NADreprezentacja osób homoseksualnych wobec tego co jest faktycznie w społeczeństwie.

Dobrze napisał @Adam:
“(…) celibat jest sprawą przegraną, nieludzką i kompletnie niepotrzebną(…)”

” Ludzi (przynajmniej mnie) nie boli to, że ksiądz ma potrzeby seksualne i je realizuje, bolesne jest UDAWANIE, że tego nie ma i potem te wieczne zdziwienia. Ile można udawać, że nie ma problemu? Może już czas skończyć z ta odwieczną hipokryzją?”

Ponad połowa z duchownych łamie celibat w taki czy inny sposób: mają kochanków, kochanki, mają własne dzieci, lub o zgrozo – niektórzy nawet popełniają przestępstwa seksualne (na dzieciach, zakonnicach, klerykach etc.)

To jest jedna wielka hipokryzja. Oszukiwanie wiernych, że jest inaczej.
Znieść należy natychmiast celibat obowiązkowy i wprowadzić dobrowolny ale ze wszystkimi tego konsekwencjami – nie przestrzegasz ? – wypadasz z duchowieństwa.
Masz dzieci ? – idziesz się nimi opiekować zawsze (!) i w każdym przypadku, choćbyś był biskupem czy nawet papieżem i “zrzucasz sutannę”

Konsekwencja tego co duchowni mówią musi zaczynać się od nich samych.

@Sebastian
Jak najbardziej.

ja odniosłem się do pana słów:
“Odwoływanie się do homoseksualnej aktywności kilku księży(…)”

które są po prostu nieprawdziwe.
Bo tu się rozchodzi o całe tabuny tych “kilku” i “niektórych” o których wiecznie czytam.

Nikt w to nie uwierzy, wciskanie takich tekstów nic już nie pomoże.

Pomoże jedynie – totalne oczyszczenie się z przestępców oraz tych co łamią celibat ale zapewne nie nastąpi to nigdy więc i nie trzeba wielkiego namysłu do czego KK sam doprowadzi.
Pozdrawiam

Uwagi autora są na pewno słuszne, ale nie ustrzegł się czegoś typowego dla hierarchów polskiego KK: zawiłego języka. “Gdy chodzi choćby o ochronę życia, zwłaszcza od jego poczęcia, to w „światach”, w których Boga nie uwzględniano, zaprowadzano porządek absolutny. Znamy takie przykłady z niedawnej przeszłości i bliskiego dość sąsiedztwa” – czy to chodzi o Niemcy?

Ewangelia nie jest fundamentem demokracji. Ktoś kto podejmuje życiowe decyzje, dokonuje wyborów w przeświadczeniu, że ewangelia jest podwaliną demokracji, nie jest w stanie dokonywać mądrych wyborów. W tym miejscu całkowicie się zgadzam z biskupami, Jest spora przestrzeń naszej naiwności do zagospodarowania. Kościół katolicki sam sobie jest instytucją feudalną i jako taki zupełnie niedorzecznym jest słuchanie go w kwestiach demokracji. Nie uważam aby katolicy w Polsce byli dojrzali w swej wierze czy w wyborach. Jest więc ogromna przestrzeń do skutecznej manipulacji. Kwestią otwartą jest czy będzie to czynił jak dotąd kościół. Politycy szybko się połapią w lokowaniu bezskutecznym sił i środków w tę instytucję dla własnych korzyści. Wtedy nastąpi tąpniecie, zakręcenie kurków z kasą i wpływami. Tego wydaje się biskupi na poważnie nie biorą. A może i biorą, ale jak to powiadała jedna z moich mocno sędziwych ciotek gdy pytano na okoliczność, czego jej życzyć. Jeszcze jednego latka chciała by dożyć, odpowiadała.

Czy ktos z Was, szanowni komentujacy, wierzy, ufa jeszcze biskupom naszego episkopatu? O. Jozef Augustyn w swych słowach na deonie trafie to wszystko podsumował . Oni nam coś karzą, nakazują a sami tych nakazów nie przestrzegają! Wiekszośc biskupów juz dawno zapomniała iz jest Ewangelia! Bo bez Niej żyją !

“Chrystus przestrzega nas przed tymi, którzy tylko deklarują swą religijność, a w życiu swym dalecy są od przestrzegania głoszonych reguł: „Nie każdy, kto mówi do Mnie: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego, ale ten, kto pełni wolę mego Ojca” (Mt 7,21)”
Większość biskupów ma Boga tylko na ustach! Nie w sercach! Zamiast serc mają bryłę lodu! Odrzucili tych najmniejszych, najbardziej skrzywdzonych !
“Chrystus przestrzega przed zaufaniem obłudnikom i tym, którzy tylko z zewnątrz wyglądają na godnych zaufania, a w rzeczywistości pełni są „zgnilizny” (Mt 23,13-36)”
Czy nasi biskupi są jeszcze wierzący? Wątpię!

Donald Tusk: “Ja jestem katolikiem. Na całym świecie chrześcijańscy demokraci u władzy akceptują liberalne prawo aborcyjne, związki partnerskie, małżeństwa osób tej samej płci”.

Te słowa pokazują, że vademecum, może niepełnie i niedoskonale jednak było wywołane prawidłową oceną kondycji wielu katolików. Jednak będzie mieć ono nikły wpływ na decyzje wyborcze katolików, a wikła Kościół w niepotrzebne utarczki, jak powyższa, jednostronna “recenzja”. Nie miał kto podpowiedzieć księżom biskupom lepszej formuły zabrania głosu w ważnej sprawie? No jak się otacza potakiwaczami, a kto ma inne zdanie na jotę ten wróg biskupa, a więc Kościoła, to mamy taką jakość formy jak to vademecum.

Jak dziwnie to brzmi w ustach katolika, prawda? Zwłaszcza w Polsce…

“…chodzić może o życie w perspektywie wiary w śmierć, zmartwychwstanie i – co być może tu akurat najważniejsze – powtórne przyjście Chrystusa i ostateczne rozstrzygnięcie o naszym wiecznym losie”.

…co prawda, coś bardzo podobnego stało się z amerykańskim kościołem ewangelickim w czasach Trumpa, a także z rosyjskim Kościołem prawosławnym w czasach Putina… żeby nie wskazywać palcem samych tylko katolików…

Wydaje mi się, że herezje – jak katolicki familizm albo prawosławny wielkorusizm – zostają zauważone, a potem potępione i nazwane właśnie “herezjami” tylko wtedy, kiedy NIE uda im się dyskretnie opanować centrów władzy i wpływu w danej religii.

Mogę się mylić…

@Tomasz, spotkałem z bliska samych wierzących, niewolnych od ludzkich śmiesznostek, jasne.
Pan ma inne doświadczenia, czego współczuję, choć wolałbym nie współczuć, ale cieszyć się z pozytywnych doświadczeń.

Nie mówię tu po sprawie Sosnowca bo mówiłem już wcześniej że przeciętny ksiądz jest mniej moralny od przeciętnego ateistą to jakie rady moralne może dać ludziom a jak Kościół katolicki jest jeszcze mocno powiązany z władza to jego rady trzeba czytać na wspak tak jak kiedyś czytało się wypowiedzi komunistów

To jest przecież jedno wielkie samooszukiwanie. Wierni Kościoła Kat. już od dawna swobodnie podchodzą do podstawowych Prawd Wiary i sami sobie decydują w co wierzą, a w co nie. Ktokolwiek ufa, że w sprawie, w końcu dość przyziemnej jak wybory, będą się słuchali jakiś papierowych wytycznych? Nie bądźmy naiwni.

Właśnie dlatego , że coraz więcej katolików głosi sprzeczne z nauką moralną Koscioła poglądy ( od zajmujących eksponowane stanowiska polityczne jak wspominany Biden , Nancy Pelosi , czy do niedawna D. Tusk po zwykłych obywateli) pasterze kościoła mają obowiązek dać wybrzmieć prawdzie w postaci wskazania właściwych postaw wobec istotnych kwestii wokół których panuje zamieszanie wśród wiernych.

Całe szczęście, że KEP i jej lokalne wypustki w postaci struktur diecezjalnych nie zawiązały komitetu wyborczego i nie startują w wyborach. Bo w świetle tego ich vademecum nie można byłoby na nich głosować – ich praktyczny program działania nie spełnia ani jednego punktu katalogu “wartości nienegocjowalnych.

Przyznam ze dokument “Vademecum wyborcze..” jest dla mnie niezrozumiały. Jak mozna jednocześnie bronić wolności sumienia i wolności religijnej oraz sprzeciwiac się budowaniu świata „tak, jakby Boga nie było”. Przecież to się wzajemnie wyklucza.

W świetle tego dokumentu chrześcijaństwo wydaje się nie polegać na przemianie serca, lecz na dobrym samopoczuciu. Dobre samopoczucie to ważny element w życiu, jak najbardziej zgadzam się, że się bardzo przydaje. Ale po pierwsze, można osiągnąć dobre samopoczucie bez poczucia wyższości, po drugie, jeżeli już ktoś chce je osiągać koniecznie przez poczucie wyższości, są też inne metody niż religia.