Chciałam tam być, aby się modlić za żydowskich przyjaciół rodziny Ulmów. Właściwie: za moich sąsiadów z Markowej.
Szczęśliwym zrządzeniem Niebios, a więc i z pomocą przyjaciół, 10 września 2023 r. mogłam być na cmentarzu wojennym ofiar hitleryzmu 1939-1945 w Jagielle–Niechciałkach. Tam znajduje się mogiła żydowskich przyjaciół Wiktorii i Józefa Ulmów, zamordowanych wraz z nimi przez niemiecką żandarmerię: Saula, Barucha, Mechela, Joachima i Mojżesza Goldmanów, Gołdy Grünfeld, Lei Didner i jej córeczki Reszli, a także kilkudziesięciu innych Żydów, mieszkańców Markowej.
Pochowana tam jest również m.in. rodzina Trynczerów z Gniewczyny Łańcuckiej. W 1942 r. członkowie miejscowej straży pożarnej ujęli tam 11 ukrywających się Żydów, torturowali ich, a następnie wydali Niemcom, którzy wszystkich rozstrzelali.
Ogółem na cmentarzu tym w 279 mogiłach zbiorowych i 10 indywidualnych spoczywa ponad 5600 ofiar, w tym zaledwie 131 osób zidentyfikowanych. Pochowano tutaj żołnierzy i jeńców radzieckich oraz Polaków, Żydów, Cyganów i Ukraińców zamordowanych podczas okupacji niemieckiej.
Las nic nie opowiadał
Zbliżając się do pierwszego przystanku mojej niedzielnej podróży, zobaczyłam służby porządkowe i policję, która pokierowała mnie na parking będący polem po kapuście. Proch pola zostawił wyraźne ślady na moich czarnych bucikach, które straciły na swojej elegancji. A na niej mi zależało z poczucia wielkiego szacunku do chwil, które miały nadejść.
W kościele w Markowej „zdałam sąsiedzką relację” nowym błogosławionym. Powiedziałam im, że ich żydowscy przyjaciele zostali dzisiaj upamiętnieni modlitwą. Błogosławiona pamięć przywrócona
Drogę na cmentarz odnalazłam szybko, ponieważ zmierzał w tamtą stronę spory tłum ludzi – mieszkańców Jagiełły i Niechciałek. Po przybyciu na miejsce służby porządkowe kierowały mieszkańców w stronę ogrodzenia cmentarza. Na sam cmentarz nikogo nie wpuszczano. Po krótkiej rozmowie ze służbami i wytłumaczeniu, że jestem gościem zaproszonym przez naczelnego rabina Polski Michaela Schudricha, poproszono, abym poczekała.
Po pozytywnej weryfikacji weszłam – wraz z lokalnymi włodarzami, dziennikarzami i żołnierzami z warty – na cmentarz, chowając się w cieniu. Stąd można było dobrze zobaczyć tłum, który zgromadził się wokół ogrodzenia. Razem z żołnierzami policzyliśmy około 44 przęseł płotu, a przy każdym co najmniej 15 osób, w sumie ponad 700 osób. Byłam ciekawa, co ich sprowadziło w to miejsce.
Uroczystość miała rozpocząć się koło 13.15. Czas się przeciągał, co mnie dziwiło, bo w drodze do Jagiełły w radiu Fara słuchałam transmisji beatyfikacyjnej Mszy świętej, która zmierzała już ku końcowi, gdy wysiadałam z samochodu. Wyśpiewano tam tak drogi sercom Józefa i Wiktorii fragment Ewangelii o miłosiernym Samarytaninie. Przed 12.00 była udzielana Komunia święta z piękną oprawą gromkiego, wielogłosowego chóru i z akompaniamentem orkiestr dętych.
Domyślałam się, że coś zatrzymało hierarchów, prezydenta i rabina, więc w efekcie dotrą na miejsce później. Siedziałam na studzience, patrząc na olbrzymi las szczelnie otaczający cmentarz, skrywający niejeden dramat osób tutaj pochowanych. Dzisiaj las nic o tym nie opowiadał – bezwietrzna słoneczna pogoda budowała raczej sielski nastrój wczesnego niedzielnego popołudnia.
Wspólna modlitwa pod macewą
Około 13.45 podjechały czarne samochody, a z nich wysiedli kard. Marcello Semeraro, prefekt watykańskiej Dykasterii ds. Świętych, kardynał nominat Grzegorz Ryś, przewodniczący Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem KEP, metropolita przemyski abp Adam Szal, jego poprzednik abp Józef Michalik, postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Witold Burda oraz inni duchowni, których nie rozpoznałam. Pojawiła się także grupka przedstawicieli środowisk żydowskich, m.in. dyrektor Muzeum Getta Warszawskiego Albert Stankowski.
Był też oczywiście znany mi markowianin, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej Mateusz Szpytma. Ucieszyło mnie bardzo serdeczne spotkanie z nim i krótka rozmowa, szczególnie, że wiceprezes nie wiedział, iż tu będę. Na końcu pojawił się rabin Schudrich. Odnaleźliśmy się wzrokiem. Wszyscy przeszliśmy pod miejsce modlitw – macewę z mogiłą markowskich Żydów. Chwilę później przyjechał prezydent Andrzej Duda z małżonką Agatą Kornhauser-Dudą w otoczeniu kilku osób.
Ks. Burda przedstawił krótko, jak będzie wyglądał porządek uroczystości i poprosił rabina o modlitwę żydowską. Rabin Michael Schudrich po polsku zapowiedział, że zaśpiewa psalm 130, a następnie modlitwę za zmarłych El male rachamim, w której wymieni imiona zamordowanych Żydów z Markowej oraz że jego modlitwa obejmie także tych Żydów, którzy spoczywają bezimiennie w licznych zbiorowych mogiłach, a w nich, jak wiemy, Niemcy chowali nawet po kilkaset osób.
Zabrzmiał śpiew psalmu 130. Rabin śpiewał sam jeden. Tym razem jednogłosowy chór…
Z głębokości wołam do Ciebie, Panie,
o Panie, słuchaj głosu mego!
Nakłoń swoich uszu
ku głośnemu błaganiu mojemu!
Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie,
Panie, któż się ostoi?
Ale Ty udzielasz przebaczenia,
aby Cię otaczano bojaźnią.
W Panu pokładam nadzieję,
nadzieję żywi moja dusza:
oczekuję na Twe słowo.
Dusza moja oczekuje Pana
bardziej niż strażnicy świtu,
Niech Izrael wygląda Pana.
U Pana bowiem jest łaskawość
i obfite u Niego odkupienie.
On odkupi Izraela
ze wszystkich jego grzechów. Amen.
Po nim modlił się kard. Grzegorz Ryś. Bardzo przejmującym, głębokim głosem przeczytał tekst modlitwy Jana Pawła II za naród żydowski. Szczególnie mocno zabrzmiały w tym miejscu słowa: „Wspieraj go, aby doznawał szacunku i miłości ze strony tych, którzy jeszcze nie rozumieją wielkości doznanych przez niego cierpień, oraz tych, którzy solidarnie, w poczuciu wzajemnej troski, wspólnie odczuwają ból zadanych mu ran”. Znam głos kard. Rysia z różnych konferencji, homilii i rekolekcji. Tutaj ten wymiar szacunku, zadumy i modlitewnego skupienia był adekwatny do jakże szczególnej chwili.
Z kolei kard. Marcello Semeraro, prefekt Dykasterii ds. Świętych, pomodlił się w języku łacińskim, którego niestety nie rozumiem, co mój tata czasem mi wypomina jako lukę w wykształceniu humanistycznym. Następnie para prezydencka złożyła wieniec, a prezydent uklęknął przed macewą i pokłonił się ofiarom.
Końcowym akordem tej uroczystości była melodia wygrywana niezwykle przejmująco i przeszywająco przez żołnierza na trąbce. Jednej trąbce.
A co we mnie się działo w tym czasie? Chciałam tam być, aby się modlić, i to było biletem wstępu na tę uroczystość, który „wystawił” mi rabin. Z szacunku na czas modlitwy żydowskiej założyłam na głowę chustkę, pożyczoną od koleżanki przyjaciółki. To zdecydowanie pomogło mi wyciszyć się i skupić na modlitwie. Więcej niech zostanie już tylko dla mnie.
Błogosławiona pamięć przywrócona
Po zakończeniu uroczystości szłam do samochodu w szpalerze mieszkańców Jagiełły i Niechciałek. Ciekawa ich doświadczeń i wrażeń zapytałam o to jednego pana. Powiedział: „Krótko było. 20 minut. I pojechał. Nawet żadnej defilady nie było”. Zrozumiałam, że tego pana, tego dnia, przyciągnęła wiadomość o przyjeździe prezydenta Rzeczypospolitej. Nie oceniam tego, bo pewnie – mając na co dzień taki cmentarz za płotem i wiedząc, że prezydent tu przyjedzie, jako mieszkanka pobliskiej miejscowości niewpuszczona na cmentarz, bo uroczystości miały charakter prywatny – też mogłabym być zawiedziona…
Z drugiej strony to smutne, że nie zorganizowano z takiej okazji modlitw bardziej dostępnych dla wszystkich. Ja w nich uczestniczyłam, bo mieszkam pod Warszawą i łatwiej było mi zadbać samej o to, aby uzyskać zgodę na udział.
Potem skierowałam się do Markowej, gdzie około 15.30 były już tylko bardzo nieliczne grupki pielgrzymów. Wszędzie niezwykle czysto, bez śmieci, co tylko świadczy o dyscyplinie i kulturze przyjezdnych oraz sprawności organizatorów. Pojechałam na cmentarz, by odwiedzić – już tylko symboliczny – grób Wiktorii, Józefa i ich siedmiorga dzieci. Cały był spowity biało-czerwonymi kwiatami z jednym bukiecikiem niebiesko-białym.
W parafialnym kościele mojego dzieciństwa przy lewym ołtarzu Matki Boskiej został ustawiony sarkofag rodziny Ulmów, a na ołtarzu wystawiony był relikwiarz w kształcie drzewa, w którego koronie widać dom rodziny Ulmów i wszystkich jej zamordowanych członków, a całość wieńczy zarys markowskiego kościoła.
Wizyta w kościele była okazją, bym mogła „zdać sąsiedzką relację” dawnym sąsiadom, od wczoraj błogosławionym, nigdy niepoznanym, a tak znanym z opowieści. Powiedziałam im, że ich żydowscy przyjaciele, z którymi razem mieszkali ponad rok i z którymi zginęli w wyniku strasznego okrucieństwa, zostali dzisiaj upamiętnieni modlitwą. Błogosławiona pamięć przywrócona.
Potem odwiedziłam tzw. okop. To miejsce mordu kilkudziesięciu Żydów, które znajduje się 200 m od mojego rodzinnego domu (ośrodka zdrowia) oraz w pobliżu miejsca domu Ulmów. Topografia miejsc jasno wskazuje na to, że Józef i Wiktoria słyszeli strzały śmiertelnie zabijające Żydów 14 grudnia 1942 r. Porażająca świadomość… Pomimo oczywistego lęku przez kilkanaście miesięcy udzielali schronienia ośmiu osobom zagrożonym śmiercią.
Widok stamtąd jest piękny – na różnobarwne pola uprawne, pięknie pofalowane, poprzetykane małymi sadami tu i tam…
Polityka opóźnia pojednanie
Wracając samochodem w stronę Warszawy, po drodze zabrałam 74-letniego (!) pielgrzyma autostopowicza, którego pytałam o wrażenia z mszy beatyfikacyjnej. Powiedział mi, że było pięknie i podniośle – dużo młodych ludzi, co go ucieszyło jako osobę już wiekową. I że prezydent Duda się rozgadał na koniec. Wyjaśniła mi się wtedy zagadka spóźnienia hierarchów i polityków na uroczystość w Jagielle. Polityka zazwyczaj opóźnia pojednanie.
Na koniec zacytuję fragment Ewangelii przewidzianej w kościołach na tę niedzielę (inny niż wyśpiewany w Markowej, bo tam wybrano czytania specjalnie na okoliczność beatyfikacji): „Wszystko, cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwóch z was na ziemi zgodnie o coś prosić będzie, to wszystko otrzymają od mojego Ojca, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”.
Czy wczoraj – dzięki wspólnym modlitwom – rozwiązaliśmy jakieś sprawy tu na ziemi? Czy zgodnie o to prosiliśmy w imię Boga Ojca? Myślę, że wielu ludziom – pielgrzymom obecnym w Markowej (lub w Jagielle, choć tam nie ułatwiono im udziału) – ta potrzeba zgodnej modlitwy towarzyszyła.
I jeszcze wiersz. Poetycka dusza odzywa się i wyrywa, by też coś powiedzieć – z miłości do łanów pól markowskich oraz do ludzi oddanych życiu bliskiemu ziemi i prawdzie.
Snopy słomianych myśli z trudem zebrane,
powiązane ciasno sznurkiem
przekonań – zawsze słusznych i pewnych –
dziwacznie odstają od spracowanych rąk i stóp zbolałych szukaniem kamyków prawdy.
A jeszcze chwilę temu, kiedy byliśmy sobą,
myśli jak wolne łany,
oddychały wiatrem, powietrzem, deszczem,
powłóczyły spojrzeniem za cieniem jasnej chmury.
Puls świata, mierzony w przydrożnej kałuży,
wznosi rytmicznie pył i kurz znad polnego niebytu –
ich rezurekcja jest pocieszeniem naszym twardym ciałom.
Wszystko pięknieje od złota i srebra wieczornej rosy.
I wtedy słowo „jestem” złapane na skrzydłach motyla przycupniętego na kłosie zboża przylatuje. Wraz z trwogą o kolejną niepewną chwilę istnienia.
Na Więź.pl o beatyfikacji Ulmów przeczytacie:
Zbigniew Nosowski, I Sprawiedliwi, i Jedwabne
Kard. Nycz: To będzie beatyfikacja rodziny Ulmów, a nie narodu
Agnieszka Bugała, Żydzi u Ulmów, czyli rodzina poszerzona
Rabin Schudrich: Ulmowie pokazali, że w tym niedoskonałym świecie można coś naprawić
Watykan: Siódme dziecko Ulmów zostanie beatyfikowane jako narodzone
Ks. Andrzej Draguła, Osobiście nie widzę przeszkód, by beatyfikować dziecko nienarodzone
Mateusz Środoń: Dobrze, że byli Ulmowie
Zbigniew Nosowski, O Ulmach nigdy dość
Paweł Stachowiak, Wyrwać Ulmów z pułapki polityki pamięci
Maria Czerska, Kim byli Żydzi, którzy ukrywali się u Ulmów?
Kard. Grzegorz Ryś: Ulmom nie udało się uratować ośmiorga Żydów, ale uratowali człowieczeństwo
Magdalena Kotowska, Ulmowie, moi sąsiedzi. Markowa z perspektywy dziecka
Kard. Semeraro, Rodziny żydowskie i rodzina katolicka zjednoczyły się w tym samym męczeństwie
Zbigniew Nosowski, Czy miłość bliźniego obejmuje Niemców?