Wydawnictwo Więź, Black Friday 2023

Jesień 2023, nr 3

Zamów

Rosiak: Kontakt z tymi, z którymi się nie zgadzam, czyni mnie mądrzejszym

Dariusz Rosiak. Fot. Arvind Juneja / YouTube

Otwarcie na dyskusję nie wymaga wyrzekania się własnych poglądów, ani nie oznacza ich braku – pisze w „Tygodniku Powszechnym” Dariusz Rosiak.

W nowym „Tygodniku Powszechnym” ukazał się tekst „Nie zgadzajmy się” dziennikarza i reportera, autora podcastu „Raport o stanie świata”, Dariusza Rosiaka. Dotyczy on uciszania opinii, partyjnej logiki i sensu debaty.

Dziennikarz przypomina powody, dla których John Stuart Mill bronił wolności słowa: „Po pierwsze, opinia sprzeczna z moją może być prawdziwa w całości lub w części. Zatem powinienem jej wysłuchać po to, by zmienić lub skorygować swój pogląd. Ale nawet jeśli opinia mojego rozmówcy jest całkowicie błędna, to i tak warto jej wysłuchać, bo prawda w konfrontacji z fałszem zyskuje większą jasność i odporność”. 

Rosiak zwraca uwagę – odwołując się do niedawnego zamieszania z organizacją debaty symetrystów na Campusie Polska – że „żyjemy w czasach, gdy indywidualne poczucie dyskomfortu może stać się kryterium doboru gości do debaty publicznej”. W efekcie „celem debaty nie ma być wymiana wolnej myśli, ale wymiana takiej wolnej myśli, która nie powoduje dyskomfortu u słuchaczy”.

Tymczasem „dyskomfort jest pojęciem mglistym jak symetryzm, każdy rozumie go inaczej, każda mikroagresja może powodować mikrouraz, który w okamgnieniu może stać się urazem makro. Zamiast wymiany poglądów w przestrzeni publicznej mamy zatem wymianę oskarżeń i roszczeń, które w istocie stają się negocjowaniem przez różne grupy wpływów i władzy”.

Zdaniem prowadzącego podcast „Raport o stanie świata” obecnie „gotowość do dyskusji z ludźmi o odmiennych poglądach, podobnie jak większość innych działań publicznych – staje się wyborem politycznym. Tymczasem rozmowa z innymi ma sens sam w sobie i to większy niż wzajemne potakiwanie. Ludzie, z którymi się nie zgadzam, są mniej przewidywalni, ciekawsi, są jak wypustki mojego mózgu w nowe rejony; jak piosenki, których jeszcze nie słyszałem. Kontakt z nimi czyni mnie uważniejszym i mądrzejszym. Bez kontaktu z nimi gnuśnieję w intelektualnym letargu, który niektórzy nazywają ideową niezłomnością”.

„Otwarcie na dyskusję nie wymaga wyrzekania się własnych poglądów, ani nie oznacza ich braku. Rozmowa z drugim człowiekiem nie musi się kończyć i zwykle nie kończy się przekonaniem jednej strony do racji drugiej. Wystarczy, że zasieje w nas ziarno ciekawości, a może zdziwienia wobec komplikacji ludzkiej natury, różnorodności motywacji i wielości możliwych interpretacji tego samego wydarzenia” – czytamy.

W ocenie Dariusza Rosiaka „bez wniknięcia w przyczyny zjawisk nie da się dokonać zmiany, również zmiany politycznej, bo zmiana taka w systemie demokratycznym następuje przez przekonanie ludzi do swoich racji. Jedynym sposobem rozumienia zachowań ludzkich jest ich badanie i otwarta rozmowa na ich temat”.

Wesprzyj Więź

Więcej o niezależności dziennikarskiej Dariusz Rosiak pisał dla kwartalnika „Więź” wiosna 2022. „Nie wierzę, żeby degeneracja mediów i dziennikarstwa była kompletna. Słowo i obraz – wolne od koniunkturalizmu politycznego, wolne od pokusy ogłupiania jak największej liczby odbiorców przy jak najniższym wkładzie własnym, kształtowane przez niezależnych dziennikarzy – przetrwają” – zaznaczał.

Przeczytaj też: Śmierć intelektualisty

DJ

Podziel się

6
Wiadomość

Komentarze (3)

Niedawno chwaliłem tu ponownie Dariusza Rosiaka za wypowiedź w Oczyszczalni Więzi ws. nowego ładu medialnego, że we wstępie przyznał, że przed 2015 r. ład medialny kulał. Powyższym wywiadem umacnia we mnie zaufanie do siebie.

Oczywiście, nie ma co dyskutować z ludźmi złej woli. I tu zaczyna się problem, jak ponad wszelką wątpliwość czyjąś złą wolę rozpoznać.

Cokolwiek by nie napisać to idea dyskusji, rozmowy z ludźmi o innych poglądach, z którymi się nie zgadzamy , jest słuszna. Na tym wywód można skończyć, dodając jednocześnie – I co z tego.
Ano nic w zasadzie. To jest jedno z chciejstw jakiemu ulegamy, bo poprawia nam samopoczucie. Kto lubi spotykać się z ludźmi, którzy wywołują w nas dyskomfort, drażnią i irytują? Nie czytamy książek, gazet ani tekstów odbiegających od naszej linii i toku myślenia. Szukamy treści utwierdzających nas w swoich przekonaniach. Skąd one się w nas biorą? To dość złożony proces, pierwszym elementem jest domowa tresura, potem ta urzędowo-religijna. Na to nakłada się okres młodzieńczego buntu i podatność na wpływy. Stad tyle sił i środków przeznaczanych jest na reklamę i propagandę. Rzetelność dziennikarska to kolejny wybieg i chciejstwo, a pisanie o skundleniu tego zawodu jest biciem piany, niczym więcej. Cóż w związku z tym? Moim zdaniem, nic specjalnego, trzeba żyć zapewniając sobie maksymalny komfort, poprzez ograniczanie treści nas deprymujących, nawet jeśliby miały poszerzać horyzonty. Nasze zdrowie psychiczne powinno być priorytetem.

Dodaj komentarz

Twoje dane będą przetwarzane w celu publikacji komentarza, a ich administratorem będzie Towarzystwo Więź. Szczegóły: polityka prywatności.