Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Synod to zaproszenie do wysiłku. Tylko że sformułowane w sposób niezrozumiały

Franciszek podczas konsystorza, lato 2022. Fot. Mazur / cbcew.org.uk

Lektura syntez synodalnych pokazała mi, że w naszym Kościele są trzy główne bolączki: odchodzenie młodych, parafie, które nie są wspólnotami, i diecezje, które działają bez wizji – mówi Katolickiej Agencji Informacyjnej Rafał Dziedzic, twórca strony synod.org.pl.

Maria Czerska (KAI): Prowadzi Pan stronę synod.org.pl poświęconą synodowi o synodalności. Jak to się zaczęło? Skąd pomysł?

Rafał Dziedzic: Najprościej można powiedzieć, że z rozczarowania jakością materiałów synodalnych.

Odpowiadając na pytanie, jak to się zaczęło, muszę powiedzieć, że ja w zasadzie jestem ośmiolatkiem w Kościele, choć mam już ponad 40 lat. Nawróciłem się w 2015 roku. Całe życie byłem ateistą, a Kościół uważałem za prawdziwe „opium dla mas”. Wiodłem życie pełne sukcesów, które jednak doprowadziło mnie na skraj przepaści. Wiedziałem, że albo coś się zmieni, albo to będzie koniec. W moim wołaniu o pomoc spotkałem Boga. Przeżyłem doświadczenie powtórnego narodzenia. Potem się okazało, że ten Bóg jest w Kościele katolickim. Wróciłem do tego Kościoła, w którym kiedyś byłem ochrzczony i zakochałem się w nim na nowo. Od tego czasu dzielę się moim doświadczeniem wiary.

O synodzie dowiedziałem się tak naprawdę od abp. Grzegorza Rysia, którego dość intensywnie słucham. Gdy pojawiły się pierwsze materiały synodalne, byłem jednak bardzo rozczarowany ich jakością. Jako manager wiem, jak istotna jest komunikacja. Jeśli planuję, by ludzie, z którymi współpracuję, coś zrobili i zamierzam ich włączyć w nowy proces, muszę im odpowiednio przekazać, czego od nich chcę oraz odpowiednio ich zmotywować, by wzięli w tym udział.

Zwłaszcza jeśli jest to związane z ich strony z jakimś wysiłkiem – a synod ewidentnie był zaproszeniem do wysiłku. Zaproszenie to jednak zostało sformułowane w sposób skomplikowany i niezrozumiały. Odstraszało.

Jestem przekonany, że Duch wieje, jak chce. Nie mam oczekiwań wobec synodu, raczej otwartość, że to, co się wydarzy, będzie dla Kościoła dobre

Rafał Dziedzic

Udostępnij tekst

Nie chciałem się poddawać. Przesłałem swoje uwagi nt. materiałów z propozycjami zmian do abp. Józefa Kupnego we Wrocławiu, do którego diecezji należę. Znalazłem jasne i proste foldery nt. synodu, przygotowane w USA. Gdy opowiadałem o tym wszystkim podczas Ogólnopolskiej Szkoły Ewangelizatorów, w której uczestniczyłem, jeden ksiądz powiedział, że może Pan Bóg mnie powołuje, by się tym szerzej zająć. To stało się dla mnie inspiracją w kierunku stworzenia strony. Pomysł zyskał aprobatę abp. Adriana Galbasa, koordynatora prac synodalnych w Polsce. Z abp. Galbasem zresztą cały czas współpracuję, publikując materiały na stronie, podobnie jak z prof. Aleksandrem Bańką, delegatem Kościoła w Polsce na synod.

Czy był Pan lub jest jeszcze jakoś zaangażowany w synod, poza prowadzeniem strony?

– Byłem osobą koordynującą prace synodalne w mojej parafii.

Ten synod jest szczególny. Przebiega w kilku etapach, a etap pierwszy miał być doświadczeniem synodalności dla jak najszerszych grup wiernych. Czy Pana zdaniem to się udało w Kościele w Polsce? W jakim stopniu?

– Ja ogólnie jestem oszczędny w wypowiadaniu się o całym Kościele. Czy to się udało w Kościele? We mnie się udało. Mogę powiedzieć, że synod mnie przemienił i naprawdę wiele rzeczy uporządkował. Dał głębsze zrozumienie Kościoła i pozwolił też się w nim lepiej odnaleźć. Myślę, że te 100, a może nawet 200 tys. osób w Polsce, które w synodzie uczestniczyło, może mieć podobne doświadczenia.

Na czym polegało Pana doświadczenie?

– Pierwszą rzeczą było spotkanie z osobami w mojej parafii. Mamy bardzo różne spojrzenia na to, co jest receptą na uleczenie różnych bolączek Kościoła. Zaproponowano nam taką formę rozmowy duchowej, która przynajmniej dla mnie była przełomowa. Mogliśmy się spotkać, wysłuchać, mieć różne zdania i się nie pokłócić, tylko doświadczyć komunii.

To było piękne doświadczenie. Ciągle we mnie pracuje i pozwala przenosić tę formę komunikacji na moje inne spotkania, również te niezwiązane z Kościołem.

Druga sprawa – synod nas zjednoczył. Wiele osób się poznało, wymieniliśmy kontakty, stworzyliśmy grupę informującą się o nowych inicjatywach. Pozwoliło to nam tez scalić parafię wokół troski o to, jaka ta parafia jest.

Myślę jednak, że najważniejsza dla mnie była lektura syntez – i krajowej, i 40 syntez z całego świata. Pokazała mi ona, że w naszym Kościele są trzy główne bolączki (przynajmniej ja tak to widzę) i pomogła mi w związku z tym lepiej zrozumieć, jakie jest moje miejsce w Kościele, dlatego, że to za jeden z tych problemów ja w szczególny sposób jestem odpowiedzialny.

Jakie to problemy i na czym polega Pana odpowiedzialność?

– Jako neofita chciałem się angażować we wszystko. Organizowałem piknik parafialny, założyłem męską wspólnotę, ewangelizowałem na ulicy, jeździłem do bezdomnych z Dobrą Nowiną i ciastem. Robiłem wiele, ale było to w pewien sposób nieuporządkowane, nie zhierarchizowane.

Lektura syntez pokazała mi, że odchodzenie młodych z Kościoła jest rzeczywistością całego świata, nie tylko Kościoła w Polsce. Kościoły młode, dynamiczne – mają podobne problemy. Wstrząsająca była dla mnie np. lektura dokumentów końcowych z Oceanii, Kościoła misyjnego, którego członkowie piszą: „nasze parafie są o jedno pokolenie od wymarcia”.

To jest ta pierwsza bolączka, za którą ja jako rodzic jestem szczególnie odpowiedzialny. Przekazać dzieciom wiarę – to mój podstawowy, najważniejszy obowiązek. Ja mam w mojej rodzinie władzę i odpowiedzialność, i z tego będzie mnie Pan Bóg rozliczał. To jest ta moja cząstka, której wcześniej trochę nie dostrzegałem, bo gubiłem się w innych inicjatywach. Tymczasem jak ktoś jest ojcem i nie ma czasu dla rodziny, bo organizuje piknik parafialny, to coś jest nie tak.

Parafie, które nie są wspólnotami – to druga bolączka, którą pokazały syntezy. Ale tutaj odpowiedzialność ma proboszcz. Ja mu z chęcią pomogę, jeżeli zechce i mnie do tego zaprosi, podobnie jak ja mogę do mojej rodziny zaprosić księdza. Ale to zadaniem proboszcza jest ożywić parafię i zaprosić wiernych do tego, by działali.

Trzeci problem to diecezje, które działają bez wizji, bez planu, z dnia na dzień, z ogromnymi problemami komunikacyjnymi. Ale za to odpowiedzialny jest biskup.

Podsumowując – lektura syntez była dla mnie przełomowa. Sprawiła, że wiem, na czym powinienem się teraz skupić. I to rzeczywiście w praktyce zmieniło moje działanie. Jeszcze większą uwagę zwracam na to, by przekazywać wiarę dzieciom, żeby się z nimi modlić, żeby błogosławić, żeby opowiadać im o Jezusie. Zostawiam trochę parafię i inne inicjatywy, a wkładam serce w to, co jest moim podstawowym obowiązkiem.

Papież Franciszek, organizując synod tak bardzo od dołu, zaproponował nam doświadczenie indywidualne. Myślę, że w wielu przypadkach – jak w moim – było to doświadczenie przemieniające. I wydaje mi się, że ono może niejako „wędrować wyżej”, przemieniając strukturę Kościoła. Przez proces synodalny Kościół nie zmieni się szybko. Ale tu nie chodzi o nagłe zmiany, ale o ten ferment, o przeżycie tego, że się słuchamy i że mimo różnic szukamy wspólnej drogi do Jezusa. I z tego może powstać coś nowego.

Co interesującego mówią nam statystyki synodalne w Polsce?

– Najciekawiej wyglądają one w odniesieniu do archidiecezji krakowskiej. Według źródeł archidiecezjalnych w synod zaangażowanych było ok. 105 tys. osób. To liczba osób, które uczestniczyły w spotkaniach synodalnych lub przekazały ankiety. Byłem tak zdumiony tą informacją, że aż trudno mi było w to uwierzyć.

Jest to wyjątkowy wynik nie tylko w skali Polski (gdzie liczba osób zaangażowanych w synod w poszczególnych diecezjach waha się od 1200 do ok 12 tys.), ale również w skali świata. Dla porównania w całych Włoszech w synodzie wzięło udział 500 tys. osób, w Hiszpanii 215 tys., we Francji 150 tys. A tu mówimy o jednej diecezji! Trochę nie potrafię wytłumaczyć, że tak łatwo przeszliśmy nad tym do porządku dziennego. Jestem zdania, że albo liczący statystyki się pomylili, albo wydarzył się tam jakiś wielki synodalny cud.

I to jest ważne pytanie do archidiecezji krakowskiej – jeśli rzeczywiście tak wiele osób wzięło udział w synodzie, to skąd to się wzięło, jak to się stało, że ci ludzie chcą rozmawiać, angażować się w Kościele tak dużo bardziej niż gdzie indziej?

Abstrahując od danych z archidiecezji krakowskiej, wydaje się, że nasz udział w synodzie jest porównywalny z tym, jak to wyglądało w innych krajach, o podobnej strukturze. W ramach analiz na stronie porównywałem liczbę osób, które wzięły udział w synodzie do liczby katolików w danym kraju oraz liczby dominicantes (uczestniczących w niedzielnej mszy) i communicantes (przyjmujących komunię).

Polska i Włochy wypadają np. dość podobnie, jeśli chodzi o procent osób zaangażowanych w synod spośród tych, które chodzą do kościoła – to ok. 2 proc. Inaczej jest w przypadku Francji, gdzie na 35 mln wiernych tylko 2 proc. chodzi do kościoła. W synod zaangażowanych było aż 20 proc. dominicantes. To zresztą jest reguła dotycząca całego Kościoła – w Kościołach mniejszych udział wiernych był relatywnie wyższy niż w większych.

Ogólnie natomiast w Kościele uczestniczyło od 0,5 do 1 proc. wiernych oraz od 1,8 do 2 proc. dominicantes. To nie jest masowy udział. To nie jest dużo.

Czy ten niewielki procent uczestników synodu jest rozczarowaniem, czy raczej tego właśnie należało się spodziewać?

– Tego rodzaju ćwiczenie robimy po raz pierwszy w Kościele. Niezależnie od wszystkiego, powiedziałbym, że jest to bardzo odświeżające, pokazujące, ile naprawdę jest wśród nas osób, które w jakiś sposób są zatroskane o to, co się dzieje w parafiach. To swego rodzaju „sprawdzam”. W Polsce wzięło udział w synodzie od 100 do 200 tys. osób. To jest ten rząd wielkości. Tę liczbę należy jeszcze pomnożyć przez 2, gdyż w synodzie uczestniczyło ok. 50 proc. parafii; część środowisk nie zaangażowała się z powodu swoistej antyreklamy wokół synodu. A zatem od 200 do 400 tys. wiernych – tyle mniej więcej w Polsce jest osób realnie zatroskanych o Kościół, niezależnie od formy duchowości. Procentowo wygląda to podobnie w innych krajach.

Globalnie w synodzie wzięło udział, według moich szacunków, od 8 do 15 mln ludzi. Czy to dużo? Czy to mało? Głoszenie naszej wiary zaczęło się od 12 osób. A co może zrobić 8 milionów?

Jakie szczególnie interesujące środowiska wzięły udział w synodzie?

– Od razu przychodzi mi na myśl Synod Artystów. Było to niszowe wydarzenie, ale dla mnie okazało się ono ważnym i otwierającym doświadczeniem. Początkowo nie miałem pojęcia, co synod i artyści mogą mieć wspólnego, kiedy jednak słuchałem wystąpień, które były transmitowane, uświadomiłem sobie, jak wielki obszar w życiu codziennym Kościoła nam umyka – obszar przekazywania wiary przez formę artystyczną, obraz, słowo, multimedia.

W naszym świecie sztuka jest zaniedbana. Wchodzimy do kościołów, które w większości epatują artyzmem nie naszego wieku. Ta estetyka do mnie nie mówi. Natomiast sztuka, która przemawia, która interesuje, zatrzymuje nas współczesnych, może sprawić bardzo wiele – zachęcić do zastanowienia się, zadania pytań o sens, zbliżyć do Boga, ożywić i zainteresować zwłaszcza osoby, które stoją gdzieś na uboczu.

Jest w Polsce mocne środowisko artystów, którzy chcą swoją pracę, czas i zaangażowanie oddać Kościołowi. Tylko Kościół (a dokładnie biskupi, osoby decyzyjne) musi ich przyjąć. Oni niejako „stoją u drzwi i kołaczą” – jesteśmy, możemy ofiarować swoje talenty, zechciejcie nas zauważyć…

Synodowi Artystów poświęciłem osobną zakładkę na stronie. Jest mi to jakoś bliskie i myślę, ze pozostaje wciąż w pewien sposób niezauważone. Tymczasem to duża szansa dla Kościoła, zwłaszcza, że środowisko artystów jest już całkiem dobrze zorganizowane.

Co zostało nam po synodzie? Czy to ożywienie, które się pojawiło w wielu środowiskach ma szansę z nami zostać na dłużej? Czy są jakieś inicjatywy, które to ożywienie podtrzymują?

– Myślę, że najważniejsze jest to, co nam zostało w sercu. To doświadczenie spotkania, którego nie da się zapomnieć. Wie o tym każdy, kto brał w synodzie udział.

Co dalej? Sam również szybko sobie zadałem to pytanie. Stworzyłem też na stronie specjalną sekcję „Co dalej” w kontekście tych trzech problemów, które odkryłem i o których mówiłem wcześniej – rodziny, parafii i diecezji. W tej sekcji staram się zbierać różne inicjatywy, które mogą inspirować i wspierać pozytywne zmiany w tym zakresie.

Jeśli chodzi o rodzinę – zamieszczam wszystkie informacje, których sam bym szukał i które służą przekazywaniu wiary w rodzinie oraz tworzeniu więzi i relacji. Przykładem mogą być materiały przygotowywane przez Tomasza Zielińskiego „Usłyszeć na czas”, związane ze sposobem rozmowy i komunikacji z dziećmi. Ja osobiście się tego uczę, gdyż występowałem wcześniej często z pozycji wszystko wiedzącego rodzica. Analogicznie jednak do doświadczeń synodalnych – uczę się być otwarty na to, by usłyszeć własne dzieci, to co chcą mi powiedzieć, tak by naprawdę móc odpowiedzieć na ich potrzeby i przekazywać wiarę w sposób, który będzie mocny, ale nieinwazyjny.

Co dalej w parafii? – to pytanie, jak pomóc proboszczom ożywiać parafie, jakie dać im narzędzia. Pojawił się pomysł, by zebrać informacje o parafiach z całej Polski, które są prawdziwymi wspólnotami i które działają w pewien sposób ponadprzeciętnie. M.in. dzięki konkursowi „Aktywna Parafia” stworzyłem mapę ponad 30 takich parafii. Na stronie są podane kontakty do proboszczów lub innych księży tam pracujących. Można umówić się na kawę, pojechać, porozmawiać, dowiedzieć się, jak oni to robią, że parafia żyje. Zebrałem również informacje o programach pomagających w odnowieniu życia parafialnego, które działają w Polsce oraz inicjatywach posynodalnych, które mogą być dla innych inspiracją.

Ostatnim poziomem są diecezje. To ważne, bo bez wsparcia biskupa nawet najlepszy proboszcz niewiele może (chodzi np. o problem sukcesji proboszczów i rozwijania określonej wizji parafii mimo zmian osobowych, które są przecież nieuniknione). Potrzebne są też programy ożywienia dla całych diecezji. Nie mam na myśli ogromnych dokumentów posynodalnych, tylko programy pomyślane tak, by można je było łatwo przyjąć i wdrożyć.

Na razie nie znalazłem ich u nas w kraju, ale są takie programy na świecie, zwłaszcza w diecezjach amerykańskich. Przykładem może być „Unleash the Gospel” („Uwolnić Ewangelię”) z Detroit, gdzie przedstawiony jest opis zmian struktur diecezjalnych, sposobu kształcenia kleryków oraz konkretne programy udostępniane parafianom i proboszczom.

Diecezje w USA przeżywają tak naprawdę to samo co my, tylko są jakieś 10 czy 15 lat do przodu. Skądinąd nie wiadomo, czy wkrótce ich nie dogonimy, np. w kwestii problemów z obsadą probostw itp.

To, co mnie ujęło w programach, które prezentuję na stronie, wiąże się z tym, że nie koncentrują się one na organizacyjnych aspektach – takich programów jest wiele. Tutaj spojrzenie jest szersze, duchowe. To wyjście z założenia, że diecezja ma być diecezją ewangelizującą, diecezją uczniów misjonarzy, których zadaniem jest odkrycie w sobie gorliwości apostołów.

Abp Allen Vigneron z Detroit napisał w związku z tym programem list, w którym mamy nie tylko teologię, ale też konkretną mapę drogową, jak te założenia osiągnąć. Przekazane jest to w taki sposób, że każdy może się w tym odnaleźć. Co więcej, to nie jest tylko jeden dokument, plan czy list, ale całe spektrum spójnych działań.

Czy to przynosi już jakieś owoce?

– No właśnie, warto o to zapytać. Po to umieściłem te informacje na stronie. Może to mogłoby być inspiracją także dla naszych biskupów. Dlaczego by nie skontaktować się, zorganizować telekonferencji, sprawdzić, dowiedzieć się, jakie są efekty? Wiadomo, że nie da się takiego programu przenieść w całości do nas. Mamy swoją specyfikę, ale chodzi o zainspirowanie się sposobem myślenia.

W październiku odbędzie się kolejny etap synodu o synodalności – Synod Biskupów. Czego, Pana zdaniem, oczekują w związku z tym wierni?

– Wierni w większości są obojętni. Nasze doświadczenie jest takie, że biskupi coś postanawiają, a to i tak do nas nie przychodzi i nie zmienia naszego życia. Te wszystkie synody, które były – o Amazonii, o młodych – czy one coś zmieniły w naszym życiu?

A czy Pan czegoś oczekuje?

– Ja przede wszystkim mam zaufanie do Ducha Świętego. Uśmiecham się czasem, widząc te przepychanki wokół synodu. Można powiedzieć, że wytworzyły się dwie grupy: jedna oczekująca rewolucyjnych zmian w Kościele, druga, która jest za tym, by absolutnie niczego nie ruszać. Skądinąd myślę, że my jako Kościół w Polsce mamy bardzo wyważone stanowisko – jesteśmy otwarci na zmiany, ale w zgodzie z nauką Kościoła. Natomiast jestem przekonany, że Duch Święty wieje, jak chce. Nie mam oczekiwań, ale raczej otwartość, że to, co się wydarzy, będzie dla naszego Kościoła dobre i przygotowujące na to, co przed nami.

Etap kontynentalny synodu zakończył się siedmioma dokumentami końcowymi z poszczególnych Kościołów. W Apokalipsie mowa jest o tym, co mówi Duch do siedmiu Kościołów. Teraz mamy możliwość usłyszeć, co mówi nam siedem Kościołów, co Duch mówi przez nie o swoim Kościele.

Wszystkie mierzą się z tymi samymi problemami – klerykalizmem, homiliami, które pozostawiają wiele do życzenia, z brakiem młodych. Ale patrzą na to z różnej perspektywy, widzą różne rozwiązania, mają inną wrażliwość na synodalność. Piękne jest, że możemy poznawać tę naszą różnorodność i podobieństwo. Zachęcam do czytania tych syntez. Przetłumaczyłem je automatycznie, ale to wystarcza, by się z nimi zapoznać.

Wesprzyj Więź

Porusza mnie ta analogia z Apokalipsą. Te wszystkie dokumenty są przemodlone, oddają to, co wierni w Kościołach przeżywają. To rzadka sytuacja. Nie wiem, czy w historii Kościoła była kiedyś możliwość, by zebrać w tego typu syntezach głosy tak szerokiej grupy wiernych.

Rozmowa ukazała się w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej pt. „Rafał Dziedzic: Synod mnie zmienił i pomógł lepiej zrozumieć moje miejsce w Kościele”. Obecny tytuł od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: Synodalność: musisz iść przez to, czym nie jesteś

Podziel się

3
Wiadomość

„w naszym Kościele są trzy główne bolączki: odchodzenie młodych, parafie, które nie są wspólnotami, i diecezje, które działają bez wizji ”
Ciekawa hipoteza.
Widać: strusia polityka wobec molestujących księży, zaprzedanie Kościoła jednej partii, czy choćby absolutne pogaństwo większości polskich katolików NIE SĄ aż tak palącymi problemami? Diecezje bez wizji – oto jest problem.
Terrain ahead.

Totalne poganstwo młodych, którzy zaprowadzeni w ramach lekcji historii do kościoła nic nie wiedzą. Kościół powinien naciskać na lekcję religioznawstwa skoro katecheza nic nie daje. Trzeba ratować cokolwiek by dzieciaki miały chociazby jakiekolwiek pojęcie o religii.

To tylko moja skromna opinia – jako zwykłego „Jana Kowalskiego” w Kościele. Jestem prostym chłopakiem więc i chyba proste widzenie daje mi Pan. Ale na pewno nie są to jedyne problemy. Może to te, które, z woli Boga, mogłem zauważyć i w rezultacie dołożyć jakąś małą cegiełkę do choć niewielkiej poprawy tych obszarach 🙂

Ciekawe te przemyslenia, ale brakuje mi glebszej refleksji na temat synodu w diecezji krakowskiej. Odnosze wrazenie, ze p. Dziedzic zapomnial tu o krytyce zrodel. Zachwyca sie liczba 105 tys., bo tak mu powiedziala krakowska kuria. Ta sama kuria, ktora dotad nie opublikowala syntezy synodalnej, co wiecej, zabronila jej upowszechniac, bo byla zbyt krytyczna wobec panujacego hierarchy. Ja pamietam propagande sukcesu z ostatnich lat komunizmu. To sie zle skonczylo (na szczescie – tylko dla komuny 😉 )

Panie Konradzie, ja nie odczytałem słów p.Rafała jako zachwytu nad synodem diecezji krakowskiej. Odwrotnie, wyczułem poważny sceptycyzm co do liczby uczestników. Ktoś z nas znów nie doczytał.

@ Piotr Ciompa: Przeczytalem jeszcze raz i rzeczywiscie mozna by jego wypowiedz zinterpretowac jako sceptyczna. Szkoda, ze nie ma tego na youtubie – wtedy moglibysmy sie przekonac, czy puszcza do nas oko, czy przymila sie Jedraszewskiemu.

Te dane (105 tyś.) pochodzą bezpośrednio od bp. Janusza Mastalskiego, z którym skontaktowałem się mailowo (bp. Janusz Mastalski odpowiadał za przeprowadzenie Synodu w Arch. Krakowskiej). Więcej o tym zaznaczam tutaj: https://synod.org.pl/statystyki-synodalne/ (zakładka Arch. Krakowska). Nie podejmuje się na tą chwilą oceny tego czy jest to liczba zawyżona czy faktyczna. Gdy myślę sobie o tej sytuacji pojawia mi się obraz rozmnożenia chleba na pustyni – również po ludzku niemożliwe. Może w Arch. Krakowskiej miał miejsce taki cud. A może to błąd liczących. Nie wiem, ale na pewno nie mam śmiałości od razu odrzucać prawdziwości tych szacunków. Wydaje mi się (choć mogę się mylić) że to zadanie dla dziennikarzy aby to dokładnie prześledzić – ja jako zwykły wierny zrobiłem ile mogłem (przynajmniej mam taką nadzieję :-)).

@ Rafal Dziedzic: Dziekuje Panu serdecznie za odpowiedz. To wyraz odwagi z Pana strony. Ciekaw tez jestem, jak Pan tlumaczy fakt, ze abp Jedraszewski zabronil publikowania wynikow synodu krakowskiego. Czy to sie wogole klei z sama idea synodu?

@Konrad+Schneider A kimże ja jestem żeby tłumaczyć to co zrobił lub nie abp. Jędraszewski:-) Jestem tylko zwykłym wiernym, który trochę bardziej zaangazował się w Synod. Chcę wierzyć że miał Arcybiskup ku temu ważne powody. Na pewno abp. Jędraszewski miał prawo aby syntezy nieopublikować – taka decyzja za każdym razem należała do biskupa miejsca. A czy nieopublikowanie syntezy jest zgodne z ideą Synodu? Wg mnie nie.
„Zdecydowanie zaleca się, aby synteza została upubliczniona po jej opracowaniu jako punkt odniesienia w podążaniu diecezji drogą synodalności. Na ile to możliwe, można dać Ludowi Bożemu możliwość przejrzenia i ustosunkowania się do treści syntezy diecezjalnej, zanim zostanie ona oficjalnie przesłana do konferencji episkopatu”.
Vademecum, Aneks D, s. 49

Zdecydowana większość większość biskupów zdecydowała się na opublikowanie syntezy – jak wyglądają statystyki w tym obszarze można zobaczyć tutaj: https://synod.org.pl/statystyki-synodalne/ (zakładka globalnie).

Wszedłem do kościoła i zobaczyłem tam Jezusa… Faktycznie jestem przekonany… A co do głównej myśli Pana wystąpienia, przynajmniej jak ja to zrozumiałem: dla większości ludzi wiara w Boga, w siłę porządkującą świati nadającą mu sens, ułatwia życie, sprawia że człowiek jest spokojniejszy. Ale w żadnym stopniu nie jest to dowód na istnienie Boga, tak działa po prostu nasza psychika.

Jako były ateista rozumiem Pana sceptycyzm 🙂 Nie wiem czy jest jakiś obiektywny dowód na istnienie Boga. Wiem na pewno że ja nie potrzebuje innego poza tym, którym się dzielę – że Bóg jest i doświadczam tego w każdej sekundzie swojego życia 🙂

Stworzyłem też, pewnie nieudolnie, taką niewielką „internetową” przestrzeń do rozmowy o Bożej obecności – https://zielonyzeszyt1977.pl/radujmy-sie-o-praktykowaniu-bozej-obecnosci-drugi-sezon-spotkanie-on-line/. Jak ma Pan ochotę o tym porozmawiać „na żywo”, zapraszam 🙂

@Rafał Dziedzic
Bardzo Panu dziękuję za te komentarze. Pana doświadczenie jest mi bardzo bliskie. I rozumiem, jak jest nieprzekazywalne. Co do rozeznania co robić – dobrze kojarzę te dylematy.
Chętnie poczytam zielony zeszyt. Dziękuję.

I tak w nawiązaniu do Pana metafory o bólu głowy. Mam czasem wrażenie, że część osób woli ten swój ból głowy (coś znanego i oswojonego) niż apap 😉

Łukasz no tak to jest.
Poczuć się jak dziecko otulone Obecnością.
I ta pewność Obecności mimo ciemnych dolin.
Ponieważ powrót nie oznacza bujania się radośnie na chmurce w euforii samozadowolenia.
Powrót to dopiero początek Drogi z Nim.
A ona już jest dla każdego indywidualna.

Natomiast tak, jest Obecny w Eucharystii. Jest w Kościele Katolickim.
Co ja więcej mogę napisać.

Brzmi niewiarygodnie, ale tak jest.
A poza Kościołem Bóg jest w tym znaczeniu, że cała jest Jego ziemia.

@Joanna
Zgadzam się z Łukaszem, także przesłuchałem to nagranie i nic mnie w nim nie przekonuje. „Wszedłem i zobaczyłem”. W jaki sposób ? Po prostu inaczej spojrzałem na to samo czy coś mi się objawiło ?

Wszystko ok, tylko powstaje obawa czy to nie taka „obecność” jaką widzą np. ludzie w pewnej miejscowości na drzewie.
Też niby obecność, także ją czują i ich ogarnia czy tylko im się tak wydaje ?

Ja byłem niegdyś mocno związany z KK, bardzo mocno, chciałem nawet być duchownym ale jak zauważyłem, że sami duchowni w sporej ilości sami nie wierzą w żadną realną obecność to zacząłem na to wszystko inaczej patrzeć. Najbardziej boli widok duchownego – niewierzącego. To jest jak oksymoron a istnieje!

„Jest w Kościele Katolickim.
Co ja więcej mogę napisać.

Brzmi niewiarygodnie, ale tak jest.
A poza Kościołem Bóg jest w tym znaczeniu, że cała jest Jego ziemia.”

No właśnie nie. Bóg jest w każdym Kościele chrześcijańskim. Takie jest z kolei moje doświadczenie. Oraz wszędzie indziej bo cała jest Jego ziemia.

Jaki ma pani dowód na to, że go nie ma powiedzmy w Kościele Ewangelicko-Reformowanym ?
Była pani w tym Kościele i nie widziała / nie czuła Jezusa ?
Bo jeśli pani nie była to nie ma o czym pisać bo to wiedza z książek.

Jerzy,
Byłam w cerkwi i w kościołach protestanckich.
Znam osoby wychowane w tych denominacjach.
A i na modlitwie na rozpoczęcie szabatu byłam raz – postępowa rabinka w Krakowie.
Okej, ale to w muzeum 🙂 w Starej synagodze i w ramach festiwalu kultury żydowskiej.
No i tak.
Mogę powiedzieć za panem Rafałem, zostałam przyprowadzona do Kościoła Katolickiego.
Nie wiem czy to będzie poprawne politycznie, ale no tak było.
Co ja ma na to poradzić 😉

Jerzy,
I wiem, że sporo duchownych nie wierzy, no przecież inaczej nie wyczynialiby tych rzeczy, o których tu dyskutujemy. Od lat.
A jednak są też wierzący. Przecież u innych chrześcijan też znajdziemy wygodnickich i oszustów.

@Joanna
„Mogę powiedzieć za panem Rafałem, zostałam przyprowadzona do Kościoła Katolickiego.”

No OK, ale dyskusja jest o tym czy w innym Kościele niż KK jest Bóg czy go tam nie ma a nie o fakcie do jakiego Kościoła została pani czy pan Rafał przyprowadzona.

Jest On tam czy Go tam nie ma ?

Jerzy. To nie inżynieria, nie podam Panu liczb i jednostek pomiaru obecności Boga. Trzymam się Jego Słowa, a On powiedział, że na Piotrze założy zgromadzenie Eklezję i nie przemogą bramy piekielne. Co do praktyki, jak Pan odwiedza różne kościoły, to może eucharystia w KK ? I sakramenty? W ramach sprawdzenia?
A i napisałam dwa maile, czy trafiam do spamu, czy woli Pan na forum rozmawiać, zrozumiem, tylko chciałabym wiedzieć,
by nie pisać na próżno.
Pozdrawiam

@Joanna
„Trzymam się Jego Słowa, a On powiedział, że na Piotrze założy zgromadzenie Eklezję i nie przemogą bramy piekielne. ”

Już na ten temat rozmawialiśmy. Nigdzie w PŚ nie ma informacji, że obecnie to akurat KK a nie np. Prawosławny.
Oba twierdzą, że są te prawdziwe a inni to heretycy.

To jest akurat mega istotna kwestia. Czy Bóg jest TYLKO w jednym Kościele a cała reszta ludzkości pójdzie na zatracenie ?
W zasadzie podstawowa bo jeśli GO nigdzie oprócz KK nie ma to należy zatrzymać jakiekolwiek ruchy ekumeniczne a ludzi nawracać na jedyną „prawdziwą wiarę” w takim razie.

Co jakiś czas pojawiają się sugestie np. pani lub innych osób, że Bóg jest TYLKO w KK co mnie bardzo razi i moim zdaniem jest całkowitą nieprawdą.

” Co do praktyki, jak Pan odwiedza różne kościoły, to może eucharystia w KK ? I sakramenty? W ramach sprawdzenia?”

Oj, tej praktyki u mnie było co niemiara. Rocznie przeciętnie człowiek chodzi 52 razy do kościoła (pi razy oko) plus święta co daje przez 10 lat około 520. Ja tyle „praktyki” miałem w 1,5 roku.

Rok temu poszedłem do spowiedzi (w miejsce wręcz słynne w moim mieście z niej) ale kolejny duchowny mnie skutecznie zniechęcił niestety swoim podejściem (przez całe życie 1 raz faktycznie jakoś mnie to „dotknęło” ale to raczej chodziło o to co duchowny mówił a nie o jakieś „nadprzyrodzone” wartości)

Jerzy,
Poważnie, przecież nie wiem co Bóg sądzi o podzielonym chrześcijaństwie.
Za to wiem jak się je wykorzystuje od wieków w polityce.

I też mam „problem” z ekumenizmem. Na platformie intelektu i rozmów towarzyskich jest nawet dobrze, gorzej gdy chodzi o praktykę. Interkomunię.
Część kościołów ją ma, inne patrzą na siebie podejrzliwie. Blokują się na poziomie praktyki.

No dobrze, a zapytam z drugiej strony – skąd Pan wie, że Bóg jest w każdym kościele, zborze czy gdzieś indziej, bo ludzie panu powiedzieli, bo czują, bo są przekonani – ale to przecież może być znów ten argument, że czują i widzą jak te palmy na szybach czy inne cuda na drzewach.
Wolno to zrównać czy nie?

Jak Pan widzi nie jest to prosty rachunek. Ja nie mowię z pewnością gdzie nie ma Boga.
Ja mówię gdzie JEST, a to różnica. Co czasem protestanci zaś myślą o KK to można tu w komentarzach uchwycić. Ja nie wchodzę na fora protestantów i ich nie obrażam.
Nie wchodzę też na fora muzułmanów i nie piszę im, że mają głupich wiernych i wiarę.
Albo że imani molestują dzieci i ta wiara jest zatem bez sensu.
Nie wyśmiewam judaizmu.

Bo nie uważam, że mam takie prawo.
Jeśli jestem czegoś pewna, to nie po to, by innych obrażać.
Jeżeli piszę tu ostro, to jedynie w obrębie spraw własnej religii i krytykuję próbę zrobienia z niej budyniu z soczkiem, by była łatwiej strawna. No to sobie jedynie pozwalam.

A najbliżej mi do brata Roger i jego Taizé.

@Joanna
„I też mam „problem” z ekumenizmem. Na platformie intelektu i rozmów towarzyskich jest nawet dobrze, gorzej gdy chodzi o praktykę. Interkomunię.
Część kościołów ją ma, inne patrzą na siebie podejrzliwie. Blokują się na poziomie praktyki.”

Ja nie mam z nim problemu, absolutnie, mam z nim do czynienia od kiedy miałem ok. 13 – 14 lat.
Dlaczego nie mam problemu ? Bo uważam, że każdy z nich wyznaje tego samego Boga tylko po prostu trochę inaczej. To są wg mnie bardziej technikalia.
A Interkomunia ? Cóż, największy z nią problem ma właśnie KK. Ja idąc do KEA np. w Sopocie, bez problemu przyjmuję Komunię Św. (pod obiema postaciami oczywiście!) ale… mój własny Kościół mi na to nie pozwala! Tyle tylko, że ja robię to co mi sumienie podpowiada.

„No dobrze, a zapytam z drugiej strony – skąd Pan wie, że Bóg jest w każdym kościele, zborze czy gdzieś indziej, bo ludzie panu powiedzieli, bo czują, bo są przekonani – ale to przecież może być znów ten argument, że czują i widzą jak te palmy na szybach czy inne cuda na drzewach.
Wolno to zrównać czy nie?”

Skąd wiem ? A stąd co pani wie, że w pani Kościele jest Bóg.
Jezus powiedział wyraźnie „a gdzie dwóch lub trzech zbierze się w imię moje tam ja będę pośród nich” (z pamięci) a nie powiedział:
„a gdzie dwóch lub trzech zbierze się w imię moje w Kościele Rzymsko-Katolickim tam ja będę pośród nich”

Mała różnica ale jednak kolosalna.
Zbiera się w danym Kościele chrześcijańskim dwóch lub trzech w imię Jezusa ? To ON jest pośród nich.
Tu nie o żadne czary-mary chodzi ani jakieś wizje.

„Jak Pan widzi nie jest to prosty rachunek. Ja nie mowię z pewnością gdzie nie ma Boga.
Ja mówię gdzie JEST, a to różnica. ”

Jest prosty, Bóg jest tam gdzie zbierają się ludzie w Jego Imię.
A podkreślanie wciąż gdzie Bóg jest to równocześnie sugestia gdzie Go nie ma.

Gdybym ja pisał dajmy na to na okrągło:
„On jest, nigdzie nie odszedł, cały czas wierny w Kościele Ewangelicko-Reformowanym” (tylko przykład)
to jak to rozumieć ?
Jest w innych kościołach ? Bo inaczej po co ja to piszę ?

„A najbliżej mi do brata Roger i jego Taizé”

Tylko, że brat Roger to był ewangelik i jego ekumeniczna wspólnota a przecież ma pani problem z ekumenizmem?

PS. na maila odpisałem

Tak po zastanowieniu Łukasz, ta metafora z bólem głowy i tabletką – może zbyt warunkująca, bo to może oznaczać, że „mamy” Boga, by nam było dobrze, miło, spokojnie i przyjemnie.

Otóż nie.

Gdybym podzieliła się całością mojego doświadczenia drogi z Bogiem myślę, że raz – byłoby to sporym zdumieniem, dwa pokazałoby też jak drogi Jego nie są naszymi.
I ile tam i trudu, nie tylko radości.

Może ten apap to jednak nie najlepsze porównanie. Ale na pewno powrót do Boga to jest doświadczenie łaski danej za nic, o którym nie da się milczeć, co już tu na forum pewnie zostało zauważone 🙂

Zatem może nie tylko to ta tabletka na ból czy uspokojenie.
Także wartość zaufania i relacji.
Łukasz.

@Łukasz
„“Potem się okazało, że ten Bóg jest w Kościele katolickim””

Też mnie to interesuje. Byłem w wielu różnych Kościołach i śmiem twierdzić, że Bóg jest w nich wszystkich, mało tego ! – we wszystkich to ten sam Bóg.

@Łukasz i @Jerzy
Naprawdę jesteście ciekawi tego sposobu w jaki się to okazuje?
Naprawdę pytacie? Odpowiedzi przychodzą.
Ale kiedy ktoś już wie… to jest trudniej, by coś innego zauważył.

Nie opowiada się tego łatwo. Doświadczenia.
Poza tym niewielu ma ochotę posłuchać, bo wzruszają ramionami, zignorują, nazwą wybujałą wyobraźnią lub, że to diabelskie i można to też zdiagnozować jako chorobę psychiczną.
Historie są nie z tej ziemi, ale przecież to mity.
A na tym forum też już się naczytałam, co się o takich myśli.
Pozdrawiam.

Tak, naprawdę. To stwierdzenie brzmi tak, jakby w sposób oczywisty Autor stwierdził, że Bóg jest w Kościele Katolickim. Chciałbym wiedzieć, jakie argumenty przekonały go, że np. Boga nie ma w Kościele Ewangelickim.

Nie stwierdziłem nigdzie że nie ma Boga w innych miejscach 🙂 Jeżeli tak wynika z mojej wypowiedzi to przepraszam za nieścisłosć. Jako ateista spotkałem Boga poza Kościołem i w rezultacie zostałem do Kościoła ponownie przyprowadzony. Więcej mówię o tym w tym filmie (Historia mojego nawrócenia w 6 minut :-)) – https://youtu.be/9kJZJm-EBFs – sam wątek Kościoła pojawia się od 3:20.

„Wchodzimy do kościołów, które w większości epatują artyzmem nie naszego wieku. Ta estetyka do mnie nie mówi. Natomiast sztuka, która przemawia, która interesuje, zatrzymuje nas współczesnych, może sprawić bardzo wiele…”
Tak, arcydzieła architektury gotyku, czy baroku są zdecydowanie przereklamowane, nie, to co współczesne betonowe bunkry, czy zdrowe, amatorskie „dzieła” plastyczne, jak choćby z ostatniej akcji „Namalować katolicyzm od nowa”- to z miejsca nas zatrzymuje i aż chce się krzyczeć: „o Boże!!!”

Wobec takich współczesnych dzieł sztuki jakie wspominasz można tylko wyć za Leśmianem „gdzieś się skrywał i gdzieś bywał, żem Cię nigdy nie widywał”…. Dokładniej to powinno być gdzieś się skrył wobec tej wielkiej „sztuki” sakralnej i wielkiego sukcesu oficjalnej ustawki synodalnej.

Nie miałem tu na myśli takich skrajności 🙂 Arcydzieła baroku pozostają ponadczasowe i przemawiają do ludzi również obecnie 🙂 Patrząc jednak na mój kościół parafialny nie mogę powiedzieć o nim że jest arcydziełem barokowym – delikatnie mówiąc 🙂 Mam nadzieje, że nie wywracając wszystkiego do góry nogami i popadając w kolejne skrajności możemy wykorzystać współczesne formy wyrazu artystycznego do tego, aby skuteczniej docierać z Dobrą Nowiną do osób, które może są obecnie dalej od Kościoła. Taka jest moja nadzieja 🙂

Kapitalny wywiad. To, że z niektórymi ocenami trudno się zgodzić nie przekreśla ducha. Np. ja nie uważam, że odchodzenie młodych ludzi to problem. Trzeba im dać odejść, wrócą bardziej świadomi i zaangażowani, jeśli tylko poznają naszą wiarę dojrzałą wobec trudnej rzeczywistości. Dostosowując Kościół do ich mód by ich zatrzymać tylko sprawimy, że nie wrócą, gdy sami poznają, że te mody są fałszywe.

Zgoda co do komunikacji. Już pierwsze materiały Watykanu były niejasne. Oglądałem synod w jednej z parafii francuskich, oni zupełnie inaczej je rozumieli. Niestety, uważam że zmiana w komunikacji nie wystarczy. To nie jest problem tylko techniczny, formy, chociaż trzeba ją poprawiać, ale to nie wystarczy. Forma jest symptomem poważnej choroby.

Polecam Instrumentum laboris arkusz 3.1. (Jak odnowić posługę władzy i sprawowanie odpowiedzialności w misyjnym Kościele synodalnym?). Punkt c) „W tym kierunku dokumenty pierwszej fazy wyrażają pewne cechy charakterystyczne sprawowania władzy i odpowiedzialności w misyjnym Kościele synodalnym: postawa służby, a nie władzy lub kontroli, przejrzystość, zachęcanie i promowanie ludzi, kompetencje i zdolność do postrzegania, rozeznawania, włączania, współpracy i delegowania. Przede wszystkim podkreśla się postawę i gotowość do słuchania. Dlatego kładzie się nacisk na potrzebę specjalnego szkolenia w zakresie tych umiejętności dla osób zajmujących odpowiedzialne stanowiska i sprawujących władzę, a także na aktywację bardziej partycypacyjnych procedur selekcji, zwłaszcza w przypadku biskupów;”

A potem w punkcie d) „(…)Dlatego ważne jest, aby poważnie skonfrontować się z postawą rozeznania, z najnowszymi odkryciami nauk o zarządzaniu i leadership. Co więcej, prowadzenie dialogu w Duchu Świętym jest wskazywane jako sposób zarządzania procesami decyzyjnymi i budowania konsensusu, który może wzbudzać zaufanie i sprzyjać sprawowaniu władzy właściwej Kościołowi synodalnemu;”

Mam nadzieje, że ten Synod będzie dobrym impulsem w tym zakresie 🙂

@ Rafal Dziedzic: Fajny jest ten panski optymizm. Ale ciekaw jestem, jak Pan widzi stosunek wiekszosci biskupow co do Synodu, czy tez zmiany form kontaktu z wiernymi? Co Pan sadzi o listach pasterskich lub prostym fakcie, ze komunikaty KEP maja wylaczano mozliwosc komentowania?

Trudno mi ocenić stosunek większości biskupów do synodu – tylko z jednym rozmawiałem wprost o Synodzie – abp. Galbasem 🙂 Wydaje mi się, że część z nich może być już Synodem troche zmęczona – zwłaszcza ta, która sama nie uczestniczyła w spotkaniach synodalnych i nie doświadczyła osobiście spotkania które w Duchu Świętym może mieć tam miejsce. Dla tej części Synod jest kolejnym niezrozumiałym zadaniem narzuconym przez Watykan.

Ale wierzę że jest duża grupa biskupów, którzy widzą w Synodzie szansę i nadzieję na ożywienie naszego Kościoła. Na przezwyciężenie samotności, która chyba w jakimś stopniu dotyczy wszystkich: biskupów, proboszczów, wikariuszy i wiernych. Tak aby iść razem – no bo przecież takiej jest główne pytanie postawione przez papieża na tym Synodzie: „Jak dzisiaj, na różnych poziomach (od lokalnego do powszechnego), realizuje się owo «podążanie razem», które pozwala Kościołowi głosić Ewangelię, zgodnie z powierzoną mu misją, i do podjęcia jakich działań zaprasza nas Duch Święty, abyśmy wzrastali jako Kościół synodalny?”

Co do komentowania komunikatów KEP to znowu nie chciałbym komentować to co robi KEP – ufam że mieli ku temu dobre powody 🙂

Może lekcja synodalności, którą nam dzisiaj serwuje papież Franciszek sprawi że za jakiś czas na te wszystkie pytania będziemy mogli swobodnie otrzymać odpowiedź od samych zainteresowanych. Tak jak w rodzinie, w której o wszystko można zapytać, bez wzajemnych oskarżeń czy obrażania się 🙂

@ Rafal Dziedzic: Pan to wszystko otula w slowa pelne wiary, zaufania co do powodow nieopubliczniania syntez synodu i wykreca sie zgrabnym bon motem: „Kimze ja jestem, zeby tlumaczyc, co zrobil i czego nie zrobil abp Jedraszewski”. Mnie nie chodzilo o tlumaczenie. Bardziej bylem ciekaw Panskiego zdania na ten temat. Spotkal sie Pan z bpem Galbasem. On potrafi ladnie opowiadac, ale gdy przyszli do niego przedstawiciele z grupy Kosciola Katolikow i Katoliczek, to ich zimno odprawil i zbyl. Tak to wyglada w praktyce jego otwarcie sie na swieckich i na ruchy synodalne, ktorych nie moze sam kontrolowac. I jesli teraz dostane w odpowiedzi, ze Pan ufa biskupowi i ze na pewno mial on swoje powody, to ja Panu odpowiem: „Karty na stol i sprawdzam. Bo ja juz wam nie ufam!”

@Konrad Schneider Nie umiem i chyba też nie chcę oceniać zachowania innych (również biskupów) nie znając ich serca i motywacji a jedynie to co widać na zewnątrz. Taka ocena może być bardzo niesprawiedliwa (sam tego wielokrotnie doświadczyłem). Nie chcę też naszych biskupów tłumaczyć. Najlepiej aby sami się wytłumaczyli ze swoich czynów. Wierzę że Synod może w takiej otwartej komunikacji pomóc. Nie jest to proste bo nawet czasami wśród najbliższych mamy z tym problem. Ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych 🙂

Dziękuję 🙂 Zgadzam się z tym, że lepiej jest dać młodym odejść od Kościoła niż na siłe ich w nim trzymać – sam jestem tego dobrym przykładem jako nawrócony ateista 🙂 Swoje zadanie widzę tak, że mam swoim dzieciom przekazać Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie oraz to na czym polega piękno Kościoła. Jednak wybór tego, czy zechcą pójść tą drogą pozostawić im.

I zgadzam się również, że sposób komunikacji to tylko symptom czegoś głębiej. Chyba widzą to też w Watykanie. Czytam od kilku dni Instrumentum laboris i mam wrażenie że jest to zaproszenie do refleksji nad tym co nalezało by zmienić aby jezyk Kościoła był zrozumiany (cały ten Synod jest, mam takie wrażenie, trochę o tym). W Instrumentum laboris czytamy: „60. Liczne wypowiedzi podkreślają potrzebę podobnego wysiłku na rzecz odnowy języka używanego przez Kościół: w liturgii, w kaznodziejstwie, w katechezie, w sztuce sakralnej, a także we wszystkich rodzajach przekazu skierowanego zarówno do wiernych, jak i do szerszej opinii publicznej, w tym za pośrednictwem nowych i starych środków przekazu. Nie osłabiając ani nie umniejszając głębi tajemnicy głoszonej przez Kościół ani bogactwa jego tradycji, odnowa języka musi mieć na celu uczynienie ich dostępnymi i pociągającymi dla mężczyzn i kobiet naszych czasów, nie stanowiąc przeszkody, która trzyma ich z dala. Inspiracja świeżością języka Ewangelii, zdolność do inkulturacji, jaką wykazuje historia Kościoła, oraz owocne doświadczenia już zdobyte, nawet w środowisku cyfrowym, zachęcają nas do podjęcia z ufnością i zdecydowaniem zadania o kluczowym znaczeniu dla skuteczności głoszenia Ewangelii, które jest celem, do którego dąży misyjny Kościół synodalny.”
Polecam dokumenty z Synodu cyfrowego – dostępne na synod.org.pl (https://synod.org.pl/synod-cyfrowy-the-church-is-listening/) – może to jakaś jaskółka przynosząca wieści o nadchodzącej wiośnie? 🙂

To, że należy skupiać się na swoich bliski i przekazywać wartości, którymi żyjemy we wspólnocie jest podstawą chrześcijan, lecz można to robić i jednocześnie uczestniczyć we wspólnocie. Wszystko jest zależne od tego gdzie chcemy poprowadzić naszą pociechę. Można nadal organizować pikniki, żyć w wspólnocie oraz jeździć na spotkania i zabierać dziecko ze sobą, aby uczestniczyło w życiu wspólnoty od najmłodszych lat, a także przywykło do uczestnictwa we wspólnocie, której jako dorosła osoba będzie się realizować, a także działać w różnego rodzaju akcjach, bądź inicjatywach. Modlenie się też jest ważne, ale modlitwa, nie może zastępować pozytywnego jednoczącego aktu działania, który jest stwórczy. Nauka i kontemplacja poprzez wspólne uczestnictwo, działanie, jak również doświadczanie buduję wspólnotę kościoła, który doświadcza sam siebie poprzez wspólne pielgrzymowanie. Skupianie na sobie jest ważne, lecz nie poprzez izolacjonizm, bądź dystans, a raczej odzwierciedlenie siebie poprzez wspólnotę.

Zgadzam się 🙂 Wciąż jestem we wspólnocie, pomagam w parafii, ewangelizuje. Zmieniły się priorytety – wcześniej angażowałem się w wiele aktywności nie mogąc rozeznać co jest najważniejsze. Teraz mam w tym zakresie jasność 🙂 I pokój w sercu 🙂

„W październiku odbędzie się kolejny etap synodu o synodalności – Synod Biskupów. Czego, Pana zdaniem, oczekują w związku z tym wierni?
– Wierni w większości są obojętni. Nasze doświadczenie jest takie, że biskupi coś postanawiają, a to i tak do nas nie przychodzi i nie zmienia naszego życia.”

Ciekawe podsumowanie Synodu… i to jeszcze zanim odbędzie się sesja, w której będą uczestniczyć biskupi.

Może tym razem będzie inaczej? Może jako zwykli wierni zobaczymy po tym Synodzie zmiany, które pozwolą nam jako wspólnocie “podążać razem”? Przecież to było podstawowe pytanie tego Synodu (IL p. 1):

“Jak dzisiaj, na różnych poziomach (od lokalnego do powszechnego), realizuje się owo «podążanie razem», które pozwala Kościołowi głosić Ewangelię, zgodnie z powierzoną mu misją, i do podjęcia jakich działań zaprasza nas Duch Święty, abyśmy wzrastali jako Kościół synodalny?”

Modlę się o to.

Może tym razem będzie inaczej? Może jako zwykli wierni zobaczymy po tym Synodzie zmiany, które pozwolą nam jako wspólnocie „podążać razem”? Przecież to było podstawowe pytanie tego Synodu (IL p. 1):

„Jak dzisiaj, na różnych poziomach (od lokalnego do powszechnego), realizuje się owo «podążanie razem», które pozwala Kościołowi głosić Ewangelię, zgodnie z powierzoną mu misją, i do podjęcia jakich działań zaprasza nas Duch Święty, abyśmy wzrastali jako Kościół synodalny?”

Modlę się o to.