Jesień 2024, nr 3

Zamów

Dwie trzecie kolegium kardynalskiego to nominaci Franciszka. Większość mieszka z dala od Rzymu

Papież Franciszek. Watykan, październik 2015 r. Fot. Mazur / catholicnews.org.uk

Z jednej strony „Franciszkowi” kardynałowie są bardziej świadomi różnorodności Kościoła, z drugiej jednak najczęściej niewiele o sobie wiedzą, nie znają się nawzajem.

Ukończenie 2 czerwca przez arcybiskupa-seniora Neapolu kard. Crescenzio Sepe osiemdziesiąt lat – i tym samym utracenie przezeń prawa udziału w przyszłym konklawe – sprawiło, że wśród stu dwudziestu jeden kardynałów-elektorów osiemdziesięciu jeden, a więc dwie trzecie, to purpuraci mianowani przez Franciszka. Spośród pozostałych trzydziestu jeden kreował Benedykt XVI i dziewięciu św. Jan Paweł II.

Jednocześnie wielki rozrzut terytorialny obecnych nominacji sprawia, że większość członków Kolegium Kardynalskiego w jego dzisiejszym kształcie niewiele o sobie wie i słabo się zna wzajemnie.

Owa większość dwóch trzecich oznacza, że to właśnie ona może wystarczyć do wyboru nowego papieża, gdyby teraz zaszła taka konieczność. Obecnej sytuacji poświęcił obszerny komentarz paryski dziennik katolicki „La Croix”. Watykański korespondent pisma Loup Besmond de Senneville wskazuje, że najmłodszy wiekiem kardynał (Włoch, ale działający w Mongolii) Giorgio Marengo, liczący obecnie czterdzieści osiem lat, będzie mógł uczestniczyć w konklawe w ciągu następnych trzydziestu dwóch lat, zanim skończy osiemdziesiątkę.

Ludzie „z peryferii”

Jego nominacja kardynalska w 2022 była wielką niespodzianką ze względu zarówno na wiek, jak i na pełniony przezeń urząd prefekta apostolskiego Ułan Bator w dalekiej Mongolii, miejsca z bardzo niewielką liczbą katolików. Ale stanowiła też odzwierciedlenie prowadzonej przez obecnego papieża polityki włączania w skład Kolegium Kardynalskiego ludzi „z peryferii”.

Franciszek szczególnie upodobał sobie powoływanie do grona kardynałów duchownych z krajów, w których Kościół katolicki stanowi mniejszość, niekiedy bardzo znikomą, jak wspomniana Mongolia, a także Bangladesz, Brunei, Laos, Mianmar i szereg innych.

Ale na listę krajów, które po raz pierwszy otrzymały kardynałów, trafiają też takie, w których katolicy przeważają lub są znaczącą mniejszością, które jednak z różnych powodów nie były dotychczas reprezentowane w Kolegium Kardynalskim, np. Albania, Benin, Haiti, Lesoto, Panama, Paragwaj, Salwador, Timor Wschodni czy Zielony Przylądek. Wszystkie te kraje łączy co najmniej jedna ważna cecha – leżą one na dalekich rubieżach współczesnego świata, zwłaszcza ze społeczno-politycznego oraz gospodarczego punktu widzenia.

Ci nowi kardynałowie, w których gronie znajduje się być może przyszły papież, zyskali sobie w Rzymie miano „bergogliańskich”, choć bez określenia, co to konkretnie oznacza. Niektórzy obserwatorzy sceny kościelnej widzą w tej zmianie matematycznej próbę nakreślenia linii przyszłego pontyfikatu, który byłby przedłużeniem obecnego i „nadawałby na tej samej fali”.

Od początku swych rządów w Kościele pierwszy papież jezuita i pierwszy z Ameryki Łacińskiej pokazał, że nie zamierza kreować purpuratów dla wielkich kościelnych stolic (arcy)biskupich, tradycyjnie uważanych za kardynalskie jak Mediolan, Paryż, Los Angeles czy Wenecja, nie mówiąc o diecezjach też kardynalskich, ale położonych np. w Polsce, Czechach czy Niemczech. Zamiast nich w Kolegium są dziś reprezentowane wspomniane kraje w Ameryce Łacińskiej, Afryce, Azji czy Europie, ale tej „peryferyjnej”.

„Wszyscy jesteśmy biskupami z pola”

„Uważam się za ucznia szkoły Franciszka” – powiedział francuskiej gazecie jeden z nowych purpuratów, pochodzący z Półkuli Południowej. Dodał: „Takie zagadnienia jak peryferie, Kościół wychodzący ku ubogim, potrzebującym, niepozostający we własnych czterech ścianach, są mi bliskie, odnajduję się w nich”.

Według niego nie można zarzucać obecnemu papieżowi, że powołuje do grona kardynałów ludzi „z pola” działania, zamiast teologów, jak to robili jego poprzednicy. „Trzeba wyjść poza te charakterystyki” – stwierdził ów duchowny, dodając, że „za pasterzem z pola stoi teologia”.

Inny kardynał z nadania Franciszkowego przyznał, iż łączy ich [tzn. mianowanych przez tego papieża] jedynie chronologia. „Co mają wspólnego kard. Gerhard Müller, który przeciwstawia się Ojcu Świętemu, i kard. Marengo z Ułan Bator?” – zapytał retorycznie. Zapewnił, że nie interesuje go, czy tego lub innego kardynała mianował Jan Paweł II, Benedykt XVI czy Franciszek, i że nie ma żadnej grupy „bergogliańskiej”.

Natomiast jeden z kardynałów europejskich zauważył, że daje się odczuć „swego rodzaju zbieżności, wspólnota między nowszymi a starszymi [z punktu widzenia mianowania] kardynałami, a nawet coś w rodzaju «wspólnego pochodzenia»”. „Wszyscy bowiem jesteśmy biskupami z pola” – dodał. Przestrzegł jednocześnie przed postrzeganiem wszystkich kardynałów mianowanych przez Franciszka jako „identycznych klonów”.

Przyszli wyborcy i potencjalni kandydaci na papieża, czyli niemający jeszcze osiemdziesięciu lat, wyróżniają się również tym, że tylko piętnastu z nich mieszka w Rzymie, podczas gdy reszta przebywa na co dzień z dala od tego miasta i jego zgiełku. „Bycie daleko od Rzymu ma wiele korzyści, ale też pewne niedogodności” – powiedział jeszcze inny purpurat „Franciszkowy”, pochodzący z kraju, w którym katolicy stanowią niewielką mniejszość.

Wyjaśnił, że z jednej strony oznacza to, że „jesteś niezdolny do intryg i niewątpliwie bardziej świadom rzeczywistej różnorodności Kościoła”, z drugiej jednak „nie znamy się lub poznajemy się jedynie za pośrednictwem środków przekazu, co niesie w sobie ryzyko pewnego wypaczenia”. W tej sytuacji bardzo trudno będzie wybrać nowego papieża, bo „pochodzimy z całego świata i nie znamy się” – dodał ów purpurat.

Kardynałowie się zderomanizowali

Jest jeszcze jedna cecha łącząca hierarchów „bergogliańskich” – żaden z nich nie brał jeszcze udziału w konklawe, co wywołuje pewne obawy u niektórych z nich. „Na początku stycznia, w czasie pogrzebu Benedykta XVI, przeżyłem swego rodzaju nagłe olśnienie. Gdy wszyscy tworzyliśmy wartę honorową przy trumnie przed wyniesieniem jej na plac św. Piotra, podniosłem wzrok i poczułem po raz pierwszy, że należę do odrębnego ciała. Tworzymy to samo Kolegium, które ponosi przytłaczającą nas odpowiedzialność, a jednocześnie jest nas bardzo niewielu. Utworzony przez nas szpaler nie sięgał nawet końca bazyliki…” – powiedział pewien hierarcha.

Na to pokolenie kardynałów, stworzone przez Franciszka, spoglądają z zaciekawieniem pozostali członkowie Kolegium. „Jest oczywiste, że kardynałowie «zderomanizowali się»” – wskazał doświadczony kardynał, który przeżył kilka konklawe. Zamiast tego docenia on „katolickość” i młodość nowej grupy, wywodzącej się z czterech stron świata.

„Istnieje różnorodność myśli, działań duszpasterskich i pochodzenia geograficznego. Zasadniczo jednak niewiele o nich wiemy” – przyznał tenże duchowny. Zauważył, że gdy Jan Paweł II mianował kardynałem Angelo Scolę [wówczas patriarchę Wenecji, później arcybiskupa Mediolanu – KAI], wiedzieliśmy, że jest to tęga głowa z Uniwersytetu Laterańskiego. Dziś jednak nie zawsze rozumiemy, dlaczego ci nowi ludzie zostali wybrani. Co wiem dziś o nich? Nie znam ich formacji teologicznej ani postrzegania przez nich wielkich zagadnień ogólnych” – ubolewał ów kardynał.

I właśnie z powodu tej nieznajomości woli on rozmawiać ze „starszymi” niż „młodymi” kardynałami. Podobnie jak inni jego koledzy z Kolegium czyta materiały o swych przyszłych kolegach z konklawe, bo – jak zaznacza – „trzeba słuchać tego, co mówią”. A gdy nadejdzie czas konklawe, „będziemy mogli być przygotowani do naszego wyboru” – dodał kardynał z Europy.

***

Kolegium Kardynalskie liczy obecnie dwustu dwudziestu dwóch członków, z których stu dwudziestu jeden ma prawa wyborcze w przyszłym konklawe: dziewięciu z nich powołał Jan Paweł II, trzydziestu jeden – jego następca i osiemdziesięciu jeden – Franciszek. A wśród stu jeden kardynałów-nieelektorów: trzydziestu dziewięciu mianował Jan Paweł II, trzydziestu trzech – Benedykt XVI i dwudziestu dziewięciu – obecny papież.

Ci dwaj ostatni papieże wybierali na kardynałów biskupów i księży w wieku przeciętnie sześćdziesięciu siedmiu lat. Wśród potencjalnych elektorów jest czterdziestu sześciu Europejczyków, w tym piętnastu Włochów, poza tym dwudziestu jeden z Azji, szesnastu z Afryki oraz trzydziestu pięciu z Ameryk (szesnastu z Północnej, czternastu z Południowej, pięciu ze Środkowej) i trzech z Oceanii. W tym gronie jest dwudziestu pięciu aktualnych lub byłych pracowników Kurii Rzymskiej.

Najstarszymi wiekowo kardynałami są obecnie Angolczyk Alexandre do Nascimento (ur. 1 III 1925), Argentyńczyk pochodzenia chorwackiego Estanislao Esteban Karlic (7 II 1926) i Ugandyjczyk Emmanuel Wamala (15 XII 1926), najmłodszymi zaś wspomniany Włoch posługujący w Mongolii Giorgio Marengo (7 VI 1974), Timorczyk (Wschodni) Virgilio Do Carmo da Silva (27 XI 1967) i Brazylijczyk Paulo Costa (20 VII 1967).

Wesprzyj Więź

Najdłuższy staż w Kolegium mają teraz trzej kardynałowie: Michael Michai Kitbunchu z Tajlandii, Alexandre do Nascimento z Angoli i Thomas Stafford Williams z Nowej Zelandii, mianowani 2 lutego 1983 roku.

Analiza ukazała się w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej. Obecny tytuł i śródtytuły od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: Wśród kandydatów na nowego papieża nie ma alternatywy wobec linii Franciszka

Podziel się

1
Wiadomość

P.S. Przyszłe konklawe będzie prawdziwym powiewem swieżego powietrza. Papież z Mongolii, Bangladeszu lub Mianmar … Moja babunia straciłaby przytomność na tąką wieść, ale świat , jak wiemy, nie kończy się w Wadowicach. Osobiście cieszę się na ten „wind of change”…

Skoro „konserwatywni” papieże – Jan Paweł II i Benedykt XVI – mianowali kardynałów, którzy wybrali „postępowego” Franciszka, to teraz mianowani przez „postępowego” mogą wybrać „konserwatystę”. Wszystko zależy od Ducha Świętego, który, jak wiadomo, zwykle nawiedza konklawe.

Co do możliwości rychłego zwołania konklawe… Dziś podano informację o pilnej ,poważnej operacji Ojca Świętego, więc pewnie odejdzie ze stolicy apostolskiej Módlmy się , żeby odszedł tak, jak jego poprzednik.

Franciszka nie wybrano ze względu na jego „konserwatywność”, czy „postępowość”, bo niewiele wskazywało, że Bergoglio będzie „postępowcem”. Wybór był podyktowany okolicznościami, Jan Paweł II koncertowo zawalił temat Ameryki Południowej i trzeba było wybrać kogokolwiek, kto by ten kontynent choć trochę rozumiał.