Zima 2024, nr 4

Zamów

Massimo Faggioli: Czego Kościół może nauczyć się ze swojej historii

„Zgromadzenie ogólne Soboru Trydenckiego w bazylice Santa Maria Maggiore”, Elia Naurizio, 1633

Najlepszym przykładem udanej reformy Kościoła jest odpowiedź na reformację. Sobór Trydencki miał jasną wizję przemiany Kościoła w wymiarze zarówno teologicznym, jak i instytucjonalnym. Natomiast II Sobór Watykański przyniósł skuteczną reformę teologiczną, ale zmian nie wcielono w instytucje – mówi Massimo Faggioli.

Zbigniew Nosowski: Czy historia jest w stanie dać nam współcześnie jakieś wskazówki co do tego, jak skutecznie reformować Kościół pogrążony w głębokim kryzysie?

Massimo Faggioli Pod wpływem błyskawicznych przemian ostatnich 20 lat, a zwłaszcza w świetle kryzysu wykorzystywania seksualnego, zazwyczaj mówi się w Kościele na Zachodzie, że z przeszłości niewiele da się ocalić. Takie spojrzenie na historię jest jednak dla katolików niebezpieczne. Przecież chrześcijaństwo w ogóle – a katolicyzm w szczególności – posiada specyficzne rozumienie historii.

Słuszna zresztą jest tradycyjna myśl, że zmiana w Kościele zawsze przybiera kształt reformy odwołującej się do form wcześniejszych, które lepiej się sprawdzały. Dziś takie podejście bywa jednak często odrzucane. Bierze się to z faktu, że współcześnie dominująca kultura lekceważy historię i ustawia dzisiejsze spory w taki sposób, że przeszłość jawi się jako całkowicie ciemna i opresywna, więc trzeba ją porzucić, bo jest dziś nieużyteczna. Dlatego trudno mówi się obecnie o czerpaniu inspiracji z przeszłości.

Bez wątpienia najważniejszym przykładem udanej (z pewnego punktu widzenia) reformy Kościoła jest wiek XVI i odpowiedź na reformację. Część tych katolickich odpowiedzi to agresywne reakcje na wystąpienia reformatorów – to nazywamy kontrreformacją. Ale było również podejście bardziej pozytywne, bardziej twórcze. Historycy Kościoła mówią w tym przypadku o reformie katolickiej albo o „wczesnym katolicyzmie nowożytnym”. Właśnie ta katolicka reforma może być dziś wzorcem do naśladowania.

Sebastian Duda: Na czym polegała jej skuteczność?

Faggioli Przede wszystkim nie była to skuteczność natychmiastowa. Sobór uruchomił procesy, których realizacja trwała długo. Ale bez wątpienia można znaleźć w tym okresie przykłady owocnej reformy.

Jedną z oczywistych udanych nowości było wprowadzenie seminariów duchownych służących formacji kapłańskiej. Było to wówczas genialne narzędzie. Dzięki tej instytucji powstała nowa klasa dobrze wykształconych „funkcjonariuszy” Kościoła, którzy nareszcie nie mieli kompleksu niższości wobec innych elit społecznych. Zaczęto ich przecież solidnie kształcić – uczono ich nie tylko tego, jak odprawiać Mszę i sprawować sakramenty, lecz także filozofii i teologii.

Rzecz jasna, ta zmiana nie dokonała się błyskawicznie. Potrzeba było kilku dekad, żeby seminaria stały się powszechne. Równie oczywiste jest to, że dziś – po 450 latach – nie można po prostu powielić takiego rozwiązania.

Inny przypadek skutecznego działania Soboru Trydenckiego to wprowadzenie obowiązku rezydencji biskupa we własnej diecezji. Dziś to kwestia oczywista, a wcześniej bynajmniej tak nie było.

Ks. Stanisław Adamiak: A na czym w ogóle polega skuteczna reforma Kościoła? Jakie tu widzi Pan kryteria?

Faggioli Sukces i skuteczność to określenia pochodzące z języka zarządzania i biznesu. Ta mentalność wywiera pewien wpływ także na Kościół, nie może go jednak zdominować. Również ziemski los Jezusa podsuwa nam ważne inspiracje do refleksji o udanych reformach. Przecież życie Jezusa trudno uznać za success story, jak w języku biznesu. Tą właśnie drogą ma iść Kościół. Porażka i umieranie są zatem wpisane w jego historię.

Pierwsze wieki chrześcijaństwa mogą nam podpowiedzieć rozwiązanie kłopotów z teologią kapłaństwa. Wtedy istniała wielość rozmaitych posług i charyzmatów, bez ostrego podziału na duchowieństwo i świeckich

Massimo Faggioli

Udostępnij tekst

Można jednak wskazać na pewne specyficzne kryteria skuteczności w odniesieniu do Kościoła. Po pierwsze należy przyglądać się temu, na ile reforma pozwala pozbyć się instytucji czy systemów korumpujących życie jednostek i wspólnot kościelnych. To właśnie dobrze się udało po Soborze Trydenckim. Rzecz jasna, nadal zdarzali się biskupi, którzy nie radzili sobie z zadaniami, ale przynajmniej nie mieliśmy już biskupów mianowanych na swoje urzędy tylko dlatego, że byli bratankami króla czy cesarza (nawet jeśli korupcja w Kościele nie zanikła błyskawicznie).

Na skutek uchwał Soboru Trydenckiego biskupi musieli też mieszkać na terenie swojej diecezji, a nie tylko ją odwiedzać raz na jakiś rzadki czas. Dzięki wprowadzeniu w życie tych decyzji biskupstwo przestało być przede wszystkim drogą kariery (tak było wcześniej), a bardziej opierało się na powołaniu czy przynajmniej na świadomym wyborze. Zatem pierwsze kryterium udanej reformy Kościoła to pozbywanie się korupcji czy antyświadectwa wobec Ewangelii.

Drugie kryterium to weryfikacja, czy dane reformy pozwalają Kościołowi przekazywać następnym pokoleniom wiarę i kościelne tradycje. Chodzi zatem o skuteczne zakorzenienie Kościoła w tradycji.

Powinniśmy natomiast być ostrożni z bardziej świeckimi kryteriami sukcesu. Bo na czym polegać miałby socjologiczny, polityczny czy ekonomiczny sukces Kościoła? Przecież nie na tym, by zdobywać posłuch wśród tłumów.

Nosowski: Sukces nie jest imieniem Boga…

Faggioli W USA bardzo popularna jest obecnie „ewangelia dobrobytu” (prosperity gospel), ale nie o tak rozumiane powodzenie ma chodzić naszemu Kościołowi. Taki doraźny sukces osiąga się kosztem wierności Chrystusowej Ewangelii w wielu wymiarach.

Są zatem kryteria udanej reformy, którymi powinniśmy się kierować, i inne, których powinniśmy unikać.

Duda: A czy reformy II Soboru Watykańskiego były Pańskim zdaniem skuteczne?

Faggioli Niektóre tak, ale raczej w sensie teologicznym. Wciąż natomiast nie znaleźliśmy odpowiednich metod wcielenia ich w życie w sposób instytucjonalny.

Patrzę na II Sobór Watykański jako na okres skutecznej reformy teologicznej. Czy to nazwiemy ressourcement, czy aggiornamento – tak czy owak chodziło o nową interpretację Ewangelii w świetle rozwoju współczesnego świata. Teologicznie najmocniejszymi punktami tego soboru były: teologia objawienia (Biblii i tradycji), teologia liturgii, otwarcie na ekumenizm i dialog międzyreligijny, nowe rozumienie relacji wiary i kultury, uznanie wolności religijnej.

Tyle że z drugiej strony trzeba dostrzec słabości w wymiarze instytucjonalnym. Po Vaticanum II niewiele zmian wcielono w życie Kościoła instytucjonalnego. Nieliczne są przykłady nowych rozwiązań – przede wszystkim Synod Biskupów. Jego utworzenie nie jest, co prawda, w sensie ścisłym decyzją soboru, lecz papieża Pawła VI, ale ewidentnie decyzja ta była podjęta pod wpływem reform soborowych.

Drugi przykład zmiany instytucjonalnej to upowszechnienie krajowych konferencji episkopatów – wprowadzono obowiązek ich powoływania we wszystkich krajach. Nawiasem mówiąc, obecnie widać w wielu miejscach wyraźny kryzys konferencji episkopatu. Np. w USA konferencja stała się ciałem zbyt dużym, nie sposób nim kierować. A seminaria duchowne w tym kraju stały się ośrodkami teologicznej ignorancji, zwłaszcza w odniesieniu do Vaticanum II.

Sobór Trydencki miał zatem swoje cienie i blaski, ale przynajmniej przedstawił jasną wizję przemiany Kościoła w wymiarze instytucjonalnym, połączonej z teologiczną odpowiedzią na reformację. Inaczej jest w przypadku Vaticanum II – zmian teologicznych nie wcielono w instytucje. Owszem, były pewne starania, np. wprowadzenie nowego Kodeksu prawa kanonicznego w 1983 r. czy Katechizmu Kościoła Katolickiego w 1992 r. Wciąż jednak istotnych elementów instytucjonalnych brakuje – z tego zdaje sobie sprawę papież Franciszek i w tym kierunku prowadzi Kościół.

Nosowski: Obecny papież zdiagnozował w Kościele brak synodalności i temu próbuje przeciwdziałać. Czy to trafna diagnoza?

Faggioli Tak, idea synodalności – dopiero teraz! – bezpośrednio nawiązuje do ograniczeń synodu biskupów jako ciała, które ma wyrażać kolegialność Kościoła. Jego skład i kompetencje są jednak przedmiotem dyskusji, bo nie odzwierciedla on całego Kościoła.

Na II Soborze Watykańskim przyjęto założenie: dajmy więcej władzy biskupom, a jeśli oni są w kolegialnej jedności z biskupem Rzymu – sprawa załatwiona. To miał być sposób na pozbycie się problemów z XIX wieku: napięć między papieżem a biskupami.

Mimo tych zmian nie zatrzymał się jednak w świecie zachodnim – a nawet bardzo przyspieszył – proces, który zaczął się jeszcze w latach 50. XX wieku: spadek powołań kapłańskich i zakonnych. Żeby to właściwie zrozumieć, trzeba jednak dostrzec, że dokumenty Vaticanum II o kapłaństwie i życiu zakonnym mogły równie dobrze powstać 10 czy 20 lat przed soborem. One nie są owocami tej odnowionej wizji.

Ostatni sobór tak bardzo skupił się na biskupach i papieżu, że nie zajął się zwykłymi księżmi.

Duda: Czy oni byli tym rozczarowani i dlatego tak masowo odchodzili z kapłaństwa bezpośrednio po soborze?

Faggioli Tak, oczywiście! Po prostu po soborze mniej jasne stało się, dlaczego warto być księdzem czy należeć do zakonu i o co w tym powołaniu chodzi.

Skoro świat się zmienił i nie istnieją już społeczne czy kulturowe motywy do bycia księdzem lub zakonnicą, skoro kobieta może otrzymać edukację nie tylko w zakonie, skoro powołanie świeckich zostało dowartościowane – to jaka jest rola księży, zakonnic i zakonników? Na to sobór nie miał dobrej odpowiedzi.

W efekcie mamy ten paradoks, że księży nie słuchają ani biskupi, ani świeccy. Łatwo o frustrację w takiej sytuacji.

Adamiak: A dlaczego biskupi na soborze nie zajęli się tą kwestią?

Faggioli Soborowy dokument o księżach jest słaby, dyskusja o nim też była słaba. Wyjaśniałbym to w taki sposób, że na soborze byli biskupi i oni zatroszczyli się o oficjalną teologię biskupstwa. Było to o tyle łatwiejsze, że taka teologia rozwijała się po I Soborze Watykańskim oraz w latach 20., 30. i 40. XX wieku.

Podobnie zresztą było z diakonatem. Był wcześniej oddolny ruch w tej sprawie, więc nastąpiły zmiany: sobór przywrócił diakonat stały dla żonatych mężczyzn. Ale nierozwiązane pozostawili ojcowie soborowi kwestie kapłaństwa…

Duda: A obecnie mamy głęboki kryzys strukturalny kapłaństwa. Ba, nawet kryzys rozumienia kapłaństwa! Czy jest to powiązane z niedostatkami ostatniego soboru w tej dziedzinie?

Faggioli Moim zdaniem tak. Ten problem zresztą nadal trwa. W lutym 2022 r. kardynał Marc Ouellet zorganizował w Watykanie dużą konferencję o kapłaństwie. Była ona jednak nadal oparta na teologii z lat 50. XX wieku.

Nie oskarżam kardynała. Po prostu naprawdę jest pustka w tej dziedzinie, nie ma nawet świadomości potrzeby posoborowej teologii kapłaństwa. Na razie wciąż jedynym łatwo identyfikowalnym modelem kapłaństwa w klerykalnej kulturze kościelnej, który zapewniałby stabilność instytucji, jest model z lat przedsoborowych – być może z „posypką” cytatów z Vaticanum II. To poważny problem.

Duda: Według Pana II Sobór Watykański był dobrą odpowiedzią teologiczną. Sobór ten jest jednak uważany przez teologów za pastoralny, a nie doktrynalny. Dotyczył bowiem bardziej relacji ze światem niż kwestii ściśle dogmatycznych.

Faggioli To był sobór pastoralny, ale nie w sensie opozycji do soboru doktrynalnego. Jego pastoralny charakter oznaczał – w rozumieniu papieża Jana XXIII i większości biskupów – dostrzeżenie, że każda kościelna doktryna powinna mieć intencję pastoralną. Należy więc przewidywać duszpasterskie konsekwencje tego, czego nauczamy. Do doktryny przyłożono kryterium pastoralne, a nie tylko kryterium wewnętrznej spójności w ramach systemu doktrynalnego.

Duda: Ale przecież okres posoborowy przyniósł oczywisty kryzys instytucjonalny. Czy to była reakcja na teologiczne propozycje soboru? Ciekawe zresztą, że ojcowie pastoralnego Vaticanum II nawet nie przewidzieli możliwości takiego posoborowego kryzysu instytucjonalnego.

Faggioli Brak refleksji nad wprowadzaniem zmian oraz instytucjonalnymi konsekwencjami soborowej teologii można uznać za grzech pierworodny II Soboru Watykańskiego. Być może wynikało to z faktu, że był to sobór stworzony głównie przez biskupów i głównie dla biskupów.

Sobór ten wyniósł do niespotykanego wcześniej poziomu autorytet biskupów – zarówno symbolicznie, jak i jurysdykcyjnie; zarówno w diecezji, jak i na poziomie krajowych konferencji oraz w łączności z papieżem. Ale w wymiarze kapłaństwa i formacji kapłańskiej wprowadzono zmiany zaledwie minimalne.

Duda: W poprzednich stuleciach dominowało w życiu Kościoła – bardziej nawet w życiu niż w dokumentach – specyficzne rozumienie kapłaństwa. Ksiądz był przedstawiany jako występujący in persona Christi, jako drugi Chrystus… Podkreślano ontologiczną wręcz zmianę, jaka w nim zachodzi poprzez święcenia.

Ten model się wyczerpywał. Skandale związane z wykorzystywaniem seksualnym przyłożyły się do jego pełnego upadku. Ale w takim razie: dlaczego ktoś ma zostać księdzem? Nie ma na to dobrej odpowiedzi.

Faggioli Zgoda, to wskazuje też na kryzys metafizyki. Ta ontologiczna zmiana jest niezauważalna.

Mamy obecnie duży spadek zainteresowania kapłaństwem. Często współpracuję z pismami katolickimi uznawanymi za „soborowe”. Jak wielu z ich liberalnych czytelników i czytelniczek chce zostać księdzem?

Nosowski: Zwłaszcza po skandalach seksualnych…

Faggioli Rzecz jasna. Przed nami jeszcze długa droga, zanim odkryjemy nowy model kapłaństwa, mający szanse na realizację i przetrwanie. Taki model musi uwzględniać sakramentalność Kościoła, ale też nowe relacje ze świeckimi kobietami i mężczyznami oraz wielość posług wewnątrz wspólnoty.

W drugim tysiącleciu wszystko pod tym względem było jasne: możesz być albo księdzem, albo świeckim, nie było nic pośrodku. Wpływ na to miały również dwa procesy: monastycyzacja modelu księdza (kształtowanie go na wzór mniszy) i sacerdotalizacja monastycyzmu (powszechne święcenie zakonników na kapłanów). A teraz to się bardzo skomplikowało, bo potrzebujemy wielości posług.

Kościół chce być szpitalem polowym, ale ten potrzebuje nie tylko pielęgniarek, lecz także lekarzy decydujących o przebiegu leczenia. I profesorów, którzy ich wykształcą

Massimo Faggioli

Udostępnij tekst

Żeby jednak nie upraszczać – ten stary model wciąż gdzieniegdzie funkcjonuje. W niektórych częściach świata nadal bycie księdzem wiąże się z awansem społecznym, ze specyficzną pozycją w lokalnej społeczności. Nawet w niektórych regionach USA wciąż tak jest. Dobrze się w tym modelu odnajdują zwłaszcza nowi konwertyci na katolicyzm. Dla nich ważna jest rola społeczna księdza katolickiego. Sutanna staje się jej wyróżnikiem.

Z kolei w innych środowiskach ksiądz katolicki z definicji niemal uważany jest za co najmniej podejrzanego o pedofilię. To skojarzenie ma katastrofalne konsekwencje dla młodych ludzi, którym o wiele trudniej zdecydować się na wstąpienie do seminarium duchownego.

Również z tego powodu uważam, że godne rozważenia jest – jak proponował synod o Amazonii w 2019 r. – wprowadzenie możliwości wyświęcania viri probati, doświadczonych żonatych mężczyzn. Mogłoby to zmienić społeczny wizerunek duchownych.

Adamiak: A może warto dodać także aspekt prawny? To prawo czasem czyni przecież sprawy skomplikowane prostszymi.

Sukces Soboru Trydenckiego polegał w dużej mierze na stosowaniu zobowiązań prawnych do aplikacji soborowych postanowień. Tego zabrakło w ostatnim soborze. Więcej w nim było życzeniowości niż zobowiązujących wymagań.

Podobnie jest w Kodeksie prawa kanonicznego z 1983 r., gdzie często mowa o tym, jaki ksiądz powinien być. Paradoksalnie myślę, że może dawny kodeks z 1917 r. lepiej poradziłby sobie z sytuacjami wykorzystywania seksualnego… Czasem tęsknię za jasnymi przepisami Soboru Trydenckiego, np. jeśli ksiądz ma konkubinę i pomimo upomnienia nie nastąpi zmiana tej sytuacji, to obcina się mu jedną trzecią dochodów. A po następnym upomnieniu – wszystkie. To dość skutecznie oddziaływało… Może zatem potrzebny jest sobór dyscyplinarny, a nie doktrynalny?

Faggioli To prawda, że II Sobór Watykański obradował w kontekście kulturowym, który szybko stawał się antyinstytucjonalny. Stąd te niespójności. Rozwiązania dyscyplinarne wdrażające w życie pewne ustalenia są oczywiście niezbędne. Ale z drugiej strony trudno przecież zmienić kulturę tylko przez prawo.

I jeszcze trzeba wziąć pod uwagę fakt, że wydawanie przepisów, które z dużym prawdopodobieństwem nie będą przestrzegane, niszczy samą możliwość oddziaływania prawa. Z rolą prawa obecnie się zmagamy w Kościele w konsekwencji skandali seksualnych. To naprawdę wiele nas nauczyło.

Trzeba też realistycznie patrzeć na historię. Choć mówię o sukcesie Soboru Trydenckiego, to wiem dobrze, że po tym soborze też było całkiem sporo księży, którzy popełniali poważne przestępstwa, nawet zabójstwa itp. Procesy historyczne trwają długo. Na przykład nepotyzm w Watykanie został zlikwidowany dopiero mniej więcej sto lat po Soborze Trydenckim.

Duda: Co może być remedium dzisiaj? Na pewno nie tylko restrykcje… One nie wpływają na motywacje potencjalnych kandydatów do kapłaństwa. Dlatego ja kładę akcent na wymiar doktrynalny.

Pan sugerował jakąś bardziej elastyczną wizję kapłaństwa, bez ścisłego podziału na duchownych i świeckich. Na czym to mogłoby polegać?

Faggioli Nie mam tu gotowych odpowiedzi. Niezbędna wydaje mi się zdolność do lepszej współpracy z diakonami, z kobietami, ze świeckimi asystentami pastoralnymi…

Ale nie mam odpowiedzi uniwersalnych, zwłaszcza że warunki kulturowe i społeczno-ekonomiczne, w których żyją poszczególne Kościoły lokalne, są czasem całkowicie odmienne.

Podam przykład. Pochodzę z Włoch. Bycie tam proboszczem oznacza głównie troskę o celebrowanie Mszy i innych nabożeństw (obecnie zazwyczaj w kilku parafiach) oraz ewentualnie prowadzenie jakichś popołudniowych zajęć dla małych dzieci. Tymczasem moja amerykańska parafia, na przedmieściach Filadelfii, zatrudnia kilkudziesięciu pracowników: w samej parafii, w szkole katolickiej, na cmentarzu. Czyli modele funkcjonowania parafii w tych dwóch krajach są bardzo odmienne. A jeszcze czym innym jest bycie księdzem w Wietnamie czy w Nigerii.

Takich problemów nie mieliśmy 450 lat temu. Ale też nie mieliśmy ich jeszcze 60 lat temu. Podczas II Soboru Watykańskiego pojawiła się już świadomość, że stajemy się Kościołem bardziej globalnym, ale panowało wciąż przekonanie, że katolicyzm jest jeden. Teraz już tak się nie da myśleć.

Archidiecezja Chicago ma około 15 000 pracowników, niczym olbrzymia firma. W takiej sytuacji biskup jest przede wszystkim prezesem czy administratorem, a o wiele mniej pasterzem czy kaznodzieją. Ma dzień wypełniony spotkaniami zarządów kolejnych instytucji.

Albo inny przykład. W USA całkiem sporo diakonów stałych to emerytowani wojskowi. Oni przychodzą ze struktury militarnej, umundurowanej i hierarchicznej. Mają powołanie, ale szukają w Kościele podobnej struktury, do jakiej są przyzwyczajeni. I znajdują ją. A w innych krajach dla odmiany wielu diakonów stałych pochodzi z ruchów lewicowych, progresywnych czy pacyfistycznych. Kompletnie odmienna sytuacja i odmienne oczekiwania! A to są dwa przykłady tylko z półkuli północnej.

Duda: Może trzeba będzie tę różnorodność „zalegalizować” kiedyś teologicznie?

Faggioli Zapewne tak. Bo ten Kościół chce pozostać jednością, ale nie może być monolitem. Jest zbyt zróżnicowany. Nie da się już uznawać rozwiązań europejskich za uniwersalne. Zresztą nawet w Europie występują bardzo odmienne modele.

Nie mamy więc w tej dziedzinie dobrego opisu teologicznego, a mamy olbrzymie oczekiwania społeczne. A rozwiązania prawne w skali Kościoła powszechnego są z natury jednolite. Trzeba szukać nowych dróg!

To jest zadanie dla Kościoła na bieżące stulecie. W tym wymiarze Vaticanum II należy w pewnym sensie do poprzedniego wieku. Odpowiedzi na jutro i pojutrze dopiero muszą być wypracowywane. Potrzeba dużej wyobraźni teologicznej, aby to wszystko ogarnąć i zaproponować odpowiednie rozwiązania.

Nosowski: Czy widać wielkich teologów zdolnych do takiej nowej syntezy? Bez takich teologicznych wizjonerów II Sobór Watykański byłby niemożliwy.

Faggioli Nie żyjemy w epoce teologicznych proroków, wielkich nazwisk, gigantów. A mówiąc dokładniej, wielu teologów wykonuje dobrą robotę, lecz to już nie jest epoka takich postaci, jak Karl Rahner, Hans Küng czy choćby Joseph Ratzinger, które wpływały na cały Kościół. Teologia jest współcześnie o wiele bardziej zróżnicowana i podzielona.

Rodzi się też pytanie, jaki będzie wkład teologii z Afryki czy z Azji do Kościoła powszechnego. Świat zachodni przyzwyczaił się do dużej przestrzeni swobody wypowiedzi teologów. Z różnych powodów tak nie jest w wielu innych krajach.

Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach

Zauważam też tendencję do deteologizacji wśród liderów Kościoła. Teologia nie jest obecnie wysoko ceniona. Dużo łatwiej być dostrzeżonym w Kościele dzięki duszpasterskiemu doświadczeniu pracy na ulicy z ludźmi potrzebującymi albo jako kapelan więzienny niż jako teolog akademicki. Jakie będą konsekwencje takiego procesu – na razie nie wiemy.

Duda: To bardzo niebezpieczne zjawisko. Bo propozycja chrześcijańska powinna być zrozumiała także dla ludzi odchodzących od Kościoła. Do tego potrzeba teologii.

Faggioli Owszem, kładziemy teraz silny akcent na praxis, na życie, na doświadczenie, na sprawiedliwość społeczną. Ale przecież musi to być także zrozumiałe w kategoriach intelektualnych. Trzeba umieć odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego?” i wyjaśnić, czym się odróżniamy od podejścia czysto humanitarnego. Należy robić to, czego uczył Jezus, ale trzeba też umieć przedstawić teologiczne i duchowe uzasadnienie takiego sposobu życia w świetle transcendencji – a to ostatnie nie cieszy się obecnie szczególnie dużym zainteresowaniem…

To świetnie, że Kościół chce być szpitalem polowym, jak uczy papież Franciszek. Ale problemem dla szpitala polowego może być brak odpowiedniego przygotowania teoretycznego. Szpitale polowe potrzebują nie tylko pielęgniarek opatrujących rany, ale także lekarzy decydujących o przebiegu leczenia. I profesorów, którzy ich wykształcą. Trudno będzie znaleźć dobrą odpowiedź, ale trzeba szukać.

Nosowski II Sobór Watykański nie byłby też możliwy bez oddolnych ruchów, takich jak biblijny, liturgiczny, ekumeniczny… Czy widać takie inicjatywy dzisiaj?

Faggioli Te ruchy z początków XX wieku były, owszem, oddolne, ale też bardzo powiązane z pewnymi klasztorami, z niektórymi biskupami. Obecnie jest trochę inaczej.

Z nurtów, które wypracowały jakieś owoce na poziomie intelektualnym, wskazałbym przede wszystkim na teologię feministyczną czy szerzej: kobiecą. W tym nurcie wykonano sporo bardzo solidnej pracy, która w pewnych regionach świata przeniknęła już do codziennego sposobu myślenia wielu katoliczek i katolików.

Duda: Mówi Pan, że reforma Kościoła to zawsze sięganie do przeszłości. Jakie inne doświadczenia z przeszłości mogłyby być dzisiaj przydatne dla Kościoła pogrążonego w głębokim kryzysie instytucjonalnym?

Faggioli Nie widzę żadnego modelu, który nadawałby się do prostego zastosowania tu i teraz. Zwróciłbym uwagę na takie momenty w historii Kościoła, które pokazują, że – wbrew wcześniejszym przekonaniom – pewne elementy, do których jesteśmy przyzwyczajeni, wcale nie są niezbędne do bycia chrześcijaninem.

Prawdopodobnie w każdej epoce możemy znaleźć coś, co moglibyśmy dziś naśladować, przygotowując odpowiedni bricolage na XXI wiek. Gdzieniegdzie będzie działał model Kościoła mniejszości, gdzie indziej – model Kościoła prześladowanego.

Teologicznie zawsze punktem odniesienia pozostaje wczesna wspólnota chrześcijańska, opisana w Dziejach Apostolskich. Rzecz jasna, nie da się tego modelu dokładnie powielić ze względu na różnice kulturowe i społeczne. Mówię o nim jako punkcie odniesienia, jako formie, która może nas inspirować dzisiaj.

Adamiak: W starożytności władza w Kościele była o wiele bardziej rozproszona. Czy to może być inspiracją na dzisiaj?

Faggioli Jak najbardziej! Pierwsze wieki mogą nam podpowiedzieć rozwiązanie kłopotów z teologią kapłaństwa, o których mówiliśmy. Wtedy istniała wielość rozmaitych posług i charyzmatów, bez ostrego podziału na duchowieństwo i świeckich. Później to zanikło. Warto się zastanawiać, jak podobne rozwiązania odkryć i wcielić w życie współcześnie.

Byłoby to trochę nawiązanie do modelu Kościoła misyjnego, w którym kluczowe są nie usługi duszpasterskie sprawowane przez niektórych, lecz wolontariackie zaangażowanie wszystkich. Z pewnością nie jest zaś modelem do naśladowania dzisiaj podejście dominujące w drugim tysiącleciu. Raczej pierwsze wieki – ale też po odpowiedniej adaptacji do współczesności, bez romantyzowania przeszłości.

Adamiak: Ale czy wiemy wystarczająco dużo o pierwszych wiekach, aby traktować je jako model na dziś? Zwłaszcza do historii dwóch pierwszych stuleci mamy niewiele źródeł. Może się okazać, że zaczniemy sobie dla dzisiejszych potrzeb raczej wyobrażać wczesne chrześcijaństwo, niż opierać się na rzetelnej wiedzy o nim.

Faggioli Każde odwoływanie się do przeszłości ma pewien aspekt mityczny, wyrażający się w idealizacji danego okresu. To prawda, że istnieje również mit wczesnego chrześcijaństwa. Istnieje niebezpieczeństwo jego instrumentalizacji. Trzeba być tego świadomym.

Adamiak: Moc katolickiej reformy XVI wieku polegała też na umiejętności zaproponowania pewnych aktualnych wzorców do naśladowania, np. Karola Boromeusza. Dziś mamy z tym kłopot. Gdy w 2010 r. Benedykt XVI ogłosił Rok Kapłaństwa, patronem tego roku uczynił św. Jana Marię Vianneya. Ale z całym szacunkiem dla świętego proboszcza z Ars, czy model duszpasterza na dziś ma polegać na tym, by odprawiać Msze i odmawiać różaniec w oczekiwaniu, aż penitenci przyjdą do konfesjonału?

Faggioli To prawda, nie ma dzisiaj współczesnych modeli świętych księży. Wiele mamy do nadrobienia.

Funkcjonuje dziś też zresztą wiele innych uproszczeń i zaniedbań. Na przykład w opisie kryzysu skandali seksualnych cała wina jest zbyt łatwo przerzucana wyłącznie na duchownych – podczas gdy również świeccy, którzy posiadali wiedzę o przypadkach wykorzystywania seksualnego czy ich ukrywaniu, mogli coś z nią zrobić, a nie zrobili. Wielu świeckich chce uznawać siebie za czystych i pozostać w diagnozie na poziomie, że kryzys wykorzystywania seksualnego był kryzysem tylko klerykalnym, podczas gdy według mnie był to kryzys głębszy, kryzys katolicki, dotyczący struktury Kościoła, a nie tylko jego hierarchii.

A jeszcze trzeba wspomnieć o konieczności uwzględnienia zdobyczy nowoczesnego zarządzania. Takie kwestie jak rozliczalność czy przejrzystość stają się dziś kluczowe także w sprawowaniu władzy w Kościele. Stopniowo ta świadomość się przebija także w Watykanie.

Nosowski: Mamy zatem wiele lekcji, które historia Kościoła nam podpowiada. Ale nie mamy żadnej recepty do błyskawicznego wdrożenia w nowej katolickiej reformie XXI wieku. Pozostają poszukiwania w historii, w naszej wyobraźni i w naszych sumieniach. Dziękujemy Panu za tę rozmowę.

Massimo Faggioli – ur. 1970. Historyk Kościoła, profesor teologii historycznej na Uniwersytecie Villanova w Pensylwanii (USA), wcześniej pracował we Włoszech i w Australii. Autor wielu książek, m.in. Vatican II: The Battle for Meaning, Pope Francis. Tradition in Transition, A Council for the Global Church. Receiving Vatican II in History, The Rising Laity. Ecclesial Movements since Vatican II, Catholicism and Citizenship. Political Cultures of the Church in the 21st Century, The Liminal Papacy of Pope Francis. Moving Toward Global Catholicity, Joe Biden and Catholicism in the United States. Publicysta i komentator, stały współpracownik „Commonweal” i „La Croix International”.

Rozmowa ukazała się w kwartalniku „Więź” zima 2022 jako część bloku tematycznego „Co zrobić z Kościołem?”
Pozostałe teksty bloku:
Ks. Tomáš Halík, Synodalność – nowa reformacja?
Sebastian Duda,
Lękać się razem z zalęknionymi? Postwierzący i „nowy Trydent”
Zbigniew Nosowski, Bóg mówi przez kryzysy. Pytania na długą „wielką sobotę” Kościoła

Podziel się

1
1
Wiadomość