Chciałabym umiejętnie nazywać zło, w tym takie, które dzieje się w Kościele – mówi Zbigniewowi Nosowskiemu w siódmym odcinku podcastu „Półprzewodnik po nocy ciemnej” teolożka, dziennikarka, laureatka tegorocznej Nagrody „Ślad” Monika Białkowska.
Podcast dostępny także na Soundcloud
Bohaterką siódmego odcinka podcastu Zbigniewa Nosowskiego „Półprzewodnik po nocy ciemnej” jest Monika Białkowska – dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”, współpracowniczka „Więzi”, doktor teologii fundamentalnej, autorka książek „Sukienka ze spadochronu”, „Nawet jeśli umrę w drodze. Twarzą w twarz z uchodźcami” (fragment na Więź.pl) oraz „Reportażu z wycinków świata” na YouTubie. To także tegoroczna laureatka Nagrody Dziennikarskiej „Ślad” im. bp. Jana Chrapka.
– Gdy słyszę określenie „zawodowa katoliczka”, odruchowo chcę uciekać. Wolę pozostać „osobą ciekawą świata i drugiego człowieka” – deklaruje rozmówczyni Zbigniewa Nosowskiego. – Bardzo boję się wywołania buntu w Kościele. Nie są moją wrażliwością wezwania do bojkotu biskupów, manifestacje. Wolę pokazywać, jak coś rozumieć, gdzie jest sens i jakie są konstruktywne drogi ratowania siebie w istniejącym układzie sił. Boję się gniewu, który doprowadzi do frustracji ludzi – dodaje.
Monika Białkowska pisała u nas ostatnio wyjątkowo głośne teksty o działalności duszpasterskiej ks. Dominika Chmielewskiego. – Wiedziałam, że nie przekonam ani jego, ani jego zwolenników. Dlatego bardzo długo nie zajmowałam się problemem nauczania ks. Chmielewskiego. Czuję niechęć do kopania się z koniem – tłumaczy publicystka.
– Od wspólnych przyjaciół wiem, że ks. Dominik uważa, że dostałam – podobnie jak „Więź” – zlecenie na niego. Ale prawda jest inna. Do zajęcia się nim przekonała mnie pewna youtuberka z sześćdziesięcioma tysiącami subskrybentów, która punktowała sekty, ale też broniła Kościoła. Pewnego razu napisała, że daje sobie z Kościołem spokój, a przekonał ją do tego ks. Chmielewski, którego nauczanie było zbyt głupie i prostackie. Wtedy postanowiłam głośno powiedzieć, że Jezus w Ewangelii naucza o miłości, a nie o paranoicznym doszukiwaniu się złej woli u sąsiadki i diabła w kotku – mówi Białkowska.
Dodaje, że decyzja o zabraniu głosu w sprawie ks. Chmielewskiego oznaczała dla niej konieczność skoku „z dużej wysokości do szamba, żeby ocalić perłę, prawdę w Kościele”.
Wszystkie artykuły Moniki Białkowskiej napisane dla nas można znaleźć tutaj.
Podcasty „Więzi” są dostępne bezpłatnie na najpopularniejszych platformach. Ich powstawanie można wesprzeć dobrowolną wpłatą na patronite.pl/wiez.
Przeczytaj także: Dlaczego od prowadzących ćwiczenia duchowne nikt nie wymaga dojrzałości i stabilności psychicznej?
JH, BB
Piekna, gleboka wymiana mysli. Dziekuje!
Wielki, wielki szacunek choćby za pracę przy analizie dokumentów synodalnych. I za to, że przez Nią arcybiskup Jędraszewski nie czuje się dostatecznie miłowany 😉
„Dostała zlecenie”…
Od kogo?
Pewnie „od sił ciemności”.
Jakie to pomocne w tworzeniu sekty ślepych wyznawców broniących wg swoich wyobrażeń Absolutnego Dobra prze Absolutnym Złem. Sytuacja bez wyjścia, bez szansy na dialog, sytuacja dająca za to pewność eskalacji.
Może mówiąc że to nie jest cały Kościół (taki grzeszny), warto by się zastanowić – czy w ten sposób nie bronimy tylko własnych przyzwyczajeń i intencji. Czy się chronić próbujemy przed przepastnym lękiem, że co będzie potem; czym wypełnić jakąś pustkę po Kościele tak przepadłym. Może lepiej potraktować, że to przysłowiowa „moja chwila prawdy” wobec treści swego życia? I nie czas na dziecinne trzymanie się księdza za rękę. Zwłaszcza, gdy pasterze się sprzeniewierzyli. I nie mają siły (łaski), i pomysłu, i zamiaru żeby o kimś poza sobą jeszcze myśleć.
Ciekawe na ile Więź jako środowisko byłaby w stanie prowadzić wsparcie dla osób ODCHODZĄCYCH z Kościoła, właśnie takie wsparcie w ich „chwili prawdy”. Wydaje mi się (przy całej sympatii dla Więzi), że nie byłaby w stanie – bo jednak na wadze szala zawsze musi przeważyć w kierunku „wiary” i „bycia w Kościele”. Na tym właśnie polega chrześcijaństwo moim zdaniem – cokolwiek się nie dzieje, wiara i tak jest absolutną wartością. Ciekawy jestem Waszych opinii.
@karol
Osobiście nie wiem jak by to mogło wyglądać.
Na swoim przykładzie mogę powiedzieć że jestem jedną nogą poza KK i rozważam od dłuższego czasu apostazję.
Czy ją ostatecznie zrobię czy nie, na ten moment nie wiem.
czy czuję jakieś wsparcie ze strony kogokolwiek z KK? nie.
Nie czuję, czasem na forum ktoś próbuje podawać jakieś argumenty dlaczego sam zostaje ale zupełnie nieprzekonujące jak dla mnie.
Gdyby patrzeć na ludzi Kościoła to najoczywistszym rozwiązaniem jest apostazja. Jednak to nie w ludzi mamy wierzyć, ale w Boga! Chodzę po kościołach i szczerze mówiąc większości kazań nie da się słuchać. Klepanie banałów. Ale tam, za tymi złotymi drzwiczkami jest prawdziwy Bóg, który przychodzi i mnie rozgrzewa, czyni lepszym.
Łaska działa, mimo kalekich, ułomnych pośredników.
PS. Głównym grzechem ludzi Kościoła wcale nie jest pedofilia. To margines. O wiel powszechniejszym jest miłość do mamony, klerykalizm, niewiara, ….. można napisać elaborat. Tu na tym portalu przecedza się jedynie pedofili, a przepuszcza pozostałych grzeszników, a to tylko czubek góry lodowej niestety.
A dlaczego chcesz „oficjalnie” wystąpić? Dla mnie osobiście to mało podmiotowe – nie wstępowałem świadomie, więc nie ciąży na mnie żaden moralny przymus wystąpienia i konieczność pośrednictwa kogokolwiek.
>Osobiście nie wiem jak by to mogło wyglądać.
Ja też nie. Wydaje mi się, że to jest granica, której „katolicyzm otwarty” nie jest w stanie przekroczyć, nie może przekroczyć. Bycie w Kościele jest czymś w rodzaju wartości absolutnej, która przeważa nawet kiedy doświadczenie Kościoła jest skrajnie negatywne. Więc można wszystko, można naginać maksymalnie granice, ale nie wychodzić poza. Sprawia to, moim zdaniem, że można mówić, że nawet „katolicyzm otwarty” jest jakoś tam fundamentalistyczny, to znaczy absolutyzuje Kościół (nawet jeśli mówi, że wcale tak nie robi).