Jesień 2024, nr 3

Zamów

Rosja: powracający totalitaryzm

Władimir Putin, maj 2022. Fot. President od Russia

Wojna z Ukrainą wydaje się logiczną konsekwencją ewolucji reżimu Władimira Putina. Jak zauważył Władimir Pastuchow, to, czego nigdy by nie zrobił podpułkownik KGB Putin, bez namysłu zrobił „ajatollah” Putin. Zaskoczenie wynika z tego, że proces przeobrażenia nie został zauważony.

Czasem warto zacząć od szczegółu, żeby zobaczyć szerszy obraz. Dzieje Mariupola, bohaterskiego miasta Marii, są jak metafora lokalnej historii imperium. Utopia, sowiecka anomia, ukraińskie odrodzenie narodowe – przerwane rosyjską agresją. W czasach sowieckich miastu nadano nazwę Żdanow, ku czci urodzonego tam znanego stalinowca.

W 1988 r. nakręcono tam najbardziej popularny film pieriestrojki Mała Wiera. Otwierają go krajobrazy zasnutego dymem industrialnego miasta – niekończące się szeregi kominów aż po kres horyzontu. Reżyser Wasilij Piczul, rodem z Mariupola, pokazał na tym tle pogrążony w całkowitej beznadziei obraz stosunków społecznych, ludzi nieumiejących i niechcących żyć, bezgraniczny cynizm i konformizm, wzajemną pogardę we wszystkich sferach życia: w rodzinie, w pracy i w społeczeństwie. Film był, co prawda, bardzo popularny dzięki scenom erotycznym, ale przede wszystkim obnażał stan anomii społecznej. Tytułowa mała Wiera to nie tylko bohaterka filmu, ale również mała wiara ludzi sowieckich. Porażająca diagnoza społeczna.

W niepodległej Ukrainie miasto to odzyskało nie tylko swoją historyczną nazwę, ale także wolę życia. Po zagarnięciu Doniecka przez miejscowych watażków Mariupol zaczął się szybko rozwijać i odnajdywać swój oryginalny koloryt. Powrót imperium na te ziemie spowodował śmierć ludzi, zniszczenie obiektów materialnych i grabież dóbr kultury. Czy wraz z armią rosyjską powróci również nieład społeczny i moralny tak przenikliwie pokazany w Małej Wierze już ponad trzydzieści lat temu?

Rosjanie jak Grecy?

Historia obecności imperium na tych ziemiach zaczęła się od utopii. Zaporoże zostało przyłączone do Rosji w 1774 r. Na nowe obszary, z których wysiedlono Kozaków, przybywali chrześcijanie z terenów chanatu krymskiego: Bułgarzy, Grecy, Ormianie. Akcją przesiedleńczą dowodził dobrze nam znany Aleksandr Suworow. Krymscy Grecy pod przewodem biskupa gockiego Ignacego osiedlili się w okolicach miasteczka Pawłowsk, któremu w 1779 r. Katarzyna II nadała pseudogrecką nazwę Mariuopol (Mariuopolis) ku czci Marii Fiodorowny, żony przyszłego cara Pawła. Jednakże religijni Grecy przekształcili miasto w ośrodek kultu maryjnego, nadając tym samym jego nazwie nowy sens.

Greckie nazewnictwo związane było z realizacją najbardziej ambitnego w dziejach Rosji planu imperialnego. Opracowany przez księcia Grigorija Potiomkina „projekt grecki” przewidywał nie tylko zdobycie Konstantynopola (to dawny pomysł Piotra I), ale także przekształcenie drugiego Rzymu w stolicę nowego imperium greckiego. Oba imperia – rosyjskie i greckie – połączyć miała pod berłem Aleksandra i Konstantego unia personalna i wspólnota wyznaniowa.

Według śmiałej fantazji Katarzyny Rosja występowała nie tylko jako protektorka walczącej o wolność Grecji, ale także jako spadkobierczyni Bizancjum. Ponieważ w „projekcie greckim” Konstantynopol zrównywany był z Atenami, to Rosja wstępowała także w nową dla siebie rolę spadkobierczyni Grecji antycznej. Eliminacja pośrednictwa Rzymu w procesie translacji kultury pozwalała Katarzynie, wychowanej przecież w duchu protestanckim, myśleć nie tylko o kulturowym priorytecie Rosji w Europie, ale także o jej priorytecie politycznym.

Ponad dwieście lat później Władimir Putin zażądał dla Rosji priorytetu w sferze bezpieczeństwa, ale oparł swoje pretensje na zerwaniu łączności cerkiewnej z Konstantynopolem i koncepcji odrębności kulturowej. Jeśli Katarzyna dowodziła, że Rosjanie są jak Grecy, a więc – przynajmniej postulatywnie – stanowią część cywilizacyjnego uniwersum oświecenia, to Putin – najwyraźniej w zgodzie z rosyjską odmianą koncepcji Sonderweg – twierdzi, że Rosjanie tworzą otoczony przez wrogów odrębny świat (russkij mir) ze swoją własną eschatologią, specyficznym systemem wartości, a przede wszystkim narodowym kościołem moskiewskim. Jeśli Katarzyna II u zarania imperium marzyła o unii dwóch stolic – Sankt Petersburga i Konstantynopola – to Putin usiłuje uporządkować pod względem geopolitycznym obszar postsowiecki.

Rosyjski kult wojny

Politolog Siergiej Miedwiediew postawił niedawno tezę o przekształceniu zwycięstwa w wojnie z Trzecią Rzeszą w religijny kult wojny. W czasach sowieckich dzień zwycięstwa był świętem głęboko antywojennym, dniem pamięci o poległych. Rodzinne uroczystości memorialne w dużym stopniu przypominały polski Dzień Zaduszny, którego integralną częścią, obok pamięci o przodkach, jest także wspominanie poległych żołnierzy i bohaterów.

Dopiero w okresie rządów Putina dzień 9 maja przekształcił się w prawdziwe święto militaryzmu i wojny. Charakter tego nowego Święta Zwycięstwa w pełni oddaje architektura i ikonografia Patriarszego Soboru Zmartwychwstania Chrystusa, szerzej znanego pod nazwą Głównej Świątyni Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Wygląd zewnętrzny tej świątyni, wzniesionej na podmoskiewskim poligonie Kubinka, stanowi syntezę pompatycznej architektury moskiewskiej Świątyni Zbawiciela przemieszanej z reminiscencjami modernistycznego stylu Alberta Speera.

Długotrwała wojna to obecnie jedyny środek podtrzymania popularności Putina, która przed wojną systematycznie malała, ponieważ nie zaspokajał on tych potrzeb Rosjan, które rozbudził

Włodzimierz Marciniak

Udostępnij tekst

Historyk sztuki Michaił Sidlin zwrócił uwagę na brak w ikonografii soboru scen Sądu Ostatecznego: „Jeśli nie ma Sądu Ostatecznego, to nie ma też odpłaty. A jeśli nie ma odpłaty za dobre i złe uczynki, to nie ma też i grzechu? I nie ma piekła? Ale jest raj”. Do raju niewątpliwie trafią generałowie i admirałowie, których wyobrażenia otoczone są pseudonimbami. Zamiast ikon Sądu Ostatecznego znajdują się w soborze zastępy niebiańskie: paradne i konne, z kopiami i z nimbami, na tle płonących miast i ognistych zórz. Na wiernych spoglądają niezmierzone szeregi żołnierzy i partyzantów, marynarzy i specnazowców, z karabinami i z automatami, w waciakach, w szynelach i w mundurach khaki.

Opiewana przez poetów sowiecka idea świętej wojny uzyskała kształt religijny w programie ikonograficznym świątyni, której proboszczem jest patriarcha Moskwy i Wszechrusi. Wojna jest tu święta, gdyż na czele niebiańskich zastępów stoi Zbawiciel, za nim kroczy kadra dowódcza, a dalej idą oficerowie i żołnierze, wszyscy według kolejności rang i stopni wojskowych.

Synodalna komisja do spraw kanonizacji poinformowała w maju br., że rozpatruje wniosek ministra obrony Siergieja Szojgu o zaliczeniu do zastępu świętych Cerkwi moskiewskiej generalissimusa Aleksandra Suworowa, dowodzącego między innymi stłumieniem chłopskiego powstania Jemieliana Pugaczowa i powstania kościuszkowskiego w Polsce w 1794 r. Już w 2001 r. został kanonizowany admirał Fiodor Uszakow, który pod koniec XVIII wieku wygrał w kilku bitwach morskich, będących do tej pory największymi sukcesami w historii floty rosyjskiej. W ten sposób następuje sakralizacja panteonu bohaterów, który został starannie dopracowany jeszcze w czasach stalinowskich. Trzeba więc zgodzić się z argumentacją Michaiła Sidlina, że „stworzona została synkretyczna religia: prawosławie wojenno-patriotyczne. Obraz został w końcu skonstruowany na postchrześcijańskiej podstawie. Ideologiczny oręż Putina. Post- znaczy w tym wypadku anty-”1.

Sakralizacja sowieckiej koncepcji świętej wojny

Jednakże Siergiej Miedwiediew dostrzega raczej podobieństwo tej religii do idei islamskiego dżihadu w jej najbardziej radykalnej formie: jako świętej wojny w celu ostatecznego zniszczenia świata niewiernych. Sowiecka idea świętej wojny została na nowo przemyślana i podniesiona do rangi ontologii i sensu istnienia współczesnej Rosji. „To nie jest już wojna w imię Zwycięstwa. To wojna dla wojny, wojna jako stan permanentny, przeżywanie ekstazy, nowy motor Rosji”2.

W islamskiej koncepcji dżihadu raj to raczej miejsce wiecznego odpoczynku męczenników, podczas gdy zamanifestowana w Głównej Świątyni Sił Zbrojnych nowa koncepcja raju to raczej wieczna walka i wojna bez końca, a pokój jest tylko sennym marzeniem. To koncepcja niezwykle użyteczna w czasach wojny. Dlatego też popularny pisarz i ideolog Zachar Prilepin w połowie kwietnia w programie telewizyjnym Czas pokaże mówił: „Wszyscy powinniśmy zrozumieć, że przed nami mobilizacja i globalna wojna na przetrwanie, na zniszczenie wszystkich naszych wrogów. Jedynym naszym zadaniem, naszej władzy, jest wyjaśnienie i uświadomienie całemu narodowi rosyjskiemu tego heroicznego obrazu naszej przyszłości3.

Zanim transformacja sowieckiej koncepcji świętej wojny została objawiona w Głównej Świątyni Sił Zbrojnych, następowała stopniowo i w ukryciu. Sygnalizowały jednak ten proces niektóre wypowiedzi prezydenta Rosji. Na przykład w trakcie forum wałdajskiego w 2018 r. Władimir Putin, prezentując doktrynę gwarantowanego odwetu nuklearnego, oświadczył: „My jako ofiara agresji, my jak męczennicy trafimy do raju, a oni po prostu zdechną, ponieważ nawet wyznać grzechów nie zdążą”.

Posłużenie się argumentacją religijną w przemówieniu politycznym można uznać tylko za figurę retoryczną służącą do manifestowania swojego absolutnego imperatywu, graniczącego wręcz z desperacją. Ale być może był to sygnał o dokonujących się podskórnie przemianach ideowych. W takim ujęciu polityka zagraniczna Putina wydaje się racjonalizacją głębokich procesów wewnętrznych zachodzących w Rosji.

Poddaństwo narodów

Żartobliwie tę racjonalizację można uznać za spełnienie snu Katarzyny II, która według słów Jacka Kaczmarskiego marzyła o kochanku „takim jak imperium […], co by i władcy, i poddańca był wcieleniem”. Głównym bowiem jej kierunkiem jest uzasadnienie właśnie imperialnych, a więc i imperatorskich ambicji, kompleksów i pragnień Władimira Putina i jego środowiska.

Liczne artykuły prezydenta Rosji o tym, że Rosjanie i Ukraińcy stanowią „w istocie jeden naród”, jego wypowiedzi o tym, że Ukraina bezprawnie otrzymała w czasach sowieckich ziemie historycznie rosyjskie, doskonale ilustrują zasadniczą przyczynę rosyjskiej agresji – niezdolność Putina i jego środowiska do pogodzenia własnych ambicji z uznaniem podmiotowości nie tylko Ukrainy, ale wszystkich postsowieckich państw i narodów. W tym także narodu rosyjskiego.

W okresie rządów Putina 9 maja przekształcił się w święto militaryzmu i wojny. Charakter tego nowego Święta Zwycięstwa w pełni oddaje architektura i ikonografia Głównej Świątyni Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej

Włodzimierz Marciniak

Udostępnij tekst

Poddaństwo narodów ma więc być warunkiem spełnienia marzenia władcy. Zniszczenie Charkowa i Mariupola – miast, w których znaczna część mieszkańców mówiła po rosyjsku – jest przecież wyraźnym sygnałem pod adresem obywateli Rosji. Propagandowa klisza „możemy powtórzyć!” nabrała nowego złowieszczego charakteru w kontekście zbrodni wojennych w Buczy i w innych miejscach. Jeśli w Rosji ponownie zdarzy się kryzys nieposłuszeństwa, jak w Moskwie w 2011 r. lub jak w Kijowie w 2014 r., to „możemy powtórzyć!” – wszędzie, choćby w Omsku, Tomsku lub Woroneżu.

W celu uzasadnienia agresji skonstruowana została narracja, w której istotną rolę odgrywają takie klisze jak: „zostaliśmy oszukani”, „ekspansja NATO na Wschód”, „agresywna polityka Stanów Zjednoczonych”, „rozpętywanie wojny” i „wciąganie” Rosji do wojny w celu jej osłabienia lub nawet pokonania. Przy czym ideologowie i propagandyści w mniejszym lub większym stopniu są świadomi tego, że wrogość wobec Zachodu jest doskonałym uzasadnieniem rozpętanej przez Kreml wojny.

Wojna na użytek wewnętrzny

Potwierdzenie tego może stanowić wpis Aleksandra Dugina w komunikatorze Telegram na kanale Niezygar, uznawanym za prokremlowski. Redaktor naczelny portalu Katechon napisał, że wojna z Zachodem wyjaśnia i uzasadnia w oczach narodu wszystko. W tym kontekście współczesna Ukraina – zwłaszcza po 2014 r.– oceniana jest jako instrument Zachodu w tej wojnie. Stąd też ma się rzekomo brać „wściekła rusofobia” i dążenie Ukrainy do NATO.

Dugin dowodzi: „W moim przekonaniu naród rozumie cele i zadania specjalnej operacji wojskowej nie tylko nie gorzej, a nawet lepiej niż elita. Naród w swojej istocie jest przekonany, że Zachód jest naszym absolutnym wrogiem. Zniechęcić go do tego jest bardzo trudno, a wszelkie potwierdzenie, na odwrót – chwytane jest zachłannie. Jeśli naród wszystko rozumie właśnie tak, to jest to ogromne – praktyczne i niewyczerpane – źródło poparcia dla kontynuacji specjalnej operacji wojskowej, to jej legitymizacja4.

Wywód Dugina potwierdza, że motyw konfrontacji z Zachodem zależy nie od „agresywnych” kroków państw zachodnich, a od potrzeb wewnętrznej propagandy Kremla, ta zaś podyktowana jest transformacją reżimu politycznego. Długotrwała wojna to w chwili obecnej – twierdzi Ksenia Kiriłłowa z Center for European Policy Analysis – jedyny środek podtrzymania popularności Putina, która przed wojną systematycznie malała, ponieważ nie zaspokajał on tych potrzeb Rosjan, które rozbudziła jego polityka i propaganda. Jeśli np. Putin obiecał obywatelom wielkość Rosji, to uzasadnione jest pytanie o to, dlaczego jej gospodarka pogrążona jest w stagnacji od 2008 r. Najwyraźniej innych środków podniesienia popularności prezydenta niż mobilizacja wojenna nie ma, a rozszerzenie NATO i polityka Ukrainy nie mają decydującego wpływu na politykę zagraniczną5.

Porażki wojenne tylko wzmacniają znaczenie tej racjonalizacji. Rosją rządzą bowiem oficerowie i podoficerowie przegranej „zimnej wojny”, którzy za wszelką cenę chcą wziąć rewanż za porażkę, a żądza zemsty rosła wraz ze wzrostem cen ropy naftowej. Są równie fanatyczni jak ludzie ogarnięci w Niemczech syndromem wersalskim. Bez żalu pożegnali się z ideologią komunistyczną, ale mentalnie pozostali w gabinetach, w których zachowali popiersia Feliksa Edmundowicza6.

Dlatego wszystko to, co się dzieje, interpretują oni przez pryzmat własnego światopoglądu. Zachód jest ich zdaniem tak fałszywy, że podstępnie wciągnął Rosję w wojnę, aby ją osłabić lub nawet pokonać. Porażki wojenne stanowią dodatkowe potwierdzenie tego, że Rosjanie walczą nie z Ukrainą, a z NATO.

Niezauważona ewolucja reżimu

W ciągu ostatnich 10 lat bardzo zmieniło się najbliższe otoczenie Putina. Wiele kluczowych stanowisk zajęli ludzie, którzy wywodzą się z osobistej ochrony prezydenta7. W tym środowisku korupcja i pieniądze odgrywają mniejsze znaczenie niż w latach 90. W tej chwili bardzo liczy się osobista lojalność i wola przetrwania.

Polityka kadrowa Putina generalnie oparta jest na strachu i paranoi. Dlatego też ci ludzie zdają sobie sprawę z tego, że doprowadzili państwo i siebie na krawędź katastrofy. W wypadku przegranej grozi im sąd w Hadze lub śmierć. „Oni widzą, że przegrywają w Ukrainie – mówił niedawno analityk Roman Anin – ale nie wyciągają z tego wniosku, że popełnili błąd”8.

Wszyscy ci, którzy cieszą się z rosyjskich porażek wojennych, powinni pamiętać, że to jest tylko epizod wojny o przetrwanie. Świadomość porażki i strach konsolidują aktualną grupę rządzącą.

Formacja społeczna, która obecnie rządzi Rosją, ukształtowała się w latach 90. ubiegłego wieku w Sankt Petersburgu. Zwarte i hierarchicznie zorganizowane (wiertikal własti) środowisko polityczne złożone jest z oficerów KGB, urzędników miejskich, miejscowych przedsiębiorców i przestępców. Po objęciu stanowiska prezydenta Rosji przez reprezentanta tego środowiska jego władza rozszerzyła się na cały kraj.

Gdy po kilku latach prosperity wyczerpały się możliwości ekstensywnego rozwoju formacji, nastąpił kryzys gospodarczy w latach 2008–2009, a następnie kryzys polityczny lat 2011–2012. Klan petersburski nie utracił jednak władzy i nastąpiła zasadnicza transformacja ideologiczna grupy rządzącej. Skorumpowana klika pragmatycznych „pożeraczy budżetu” przepoczwarzyła się w sektę pseudoreligijnych fanatyków, posługujących się przedziwną mieszaniną prawosławnego fundamentalizmu, panslawizmu, stalinizmu i nazizmu.

W tym historycznym kontekście wojna z Ukrainą wydaje się logiczną konsekwencją ewolucji reżimu. Jak błyskotliwie zauważył Władimir Pastuchow z University College London, to, czego nigdy by nie zrobił podpułkownik KGB Putin, bez namysłu zrobił „ajatollah” Putin9. Zaskoczenie wynikało z tego, że proces przeobrażenia nie został zauważony.

Wódz naczelny

Przeprowadzona w 2020 r. reforma konstytucyjna umożliwiła nie tylko tzw. wyzerowanie kadencji, dzięki czemu Putin może się ponownie ubiegać o prezydenturę w 2024 r., ale także przekształcenie pragmatycznego i skorumpowanego państwa policyjnego w państwo kierujące się ideologią nacjonalistyczną w radykalnej wersji wodzowskiej. Koncepcję tę w latach 30. sformułował mieszkający w Niemczech filozof Iwan Iljin, który pisał, że naród i jego wódz spotykają się w tej tajemniczej głębinie, w której żyje miłość ojczyzny i irracjonalny nastrój państwowo-polityczny10. Putin kilkakrotnie powoływał się na poglądy Iljina, a w 2008 r. osobiście uczestniczył w pochowaniu jego prochów na terenie monasteru dońskiego.

W okresie po reformie konstytucyjnej doktryna polityczna środowiska Putina uzupełniona została o dwa istotne elementy: po pierwsze, przekonanie o wyższości narodu rosyjskiego nad innymi narodami, które nie są zdolne do utworzenia samodzielnych państw, oraz po drugie, militaryzm uzasadniający wojnę jako sposób rozwiązywania sporów pomiędzy „wielkim narodem rosyjskim” a narodami „mniej wartościowymi”. W historii Europy podobny zestaw poglądów, uzupełniony jeszcze etatyzmem, nazwany został narodowym socjalizmem, do którego często bywa porównywany putinizm.

W toku tych politycznych i ideologicznych transformacji Putin przekształcił się z prezydenta stabilizacji w prezydenta czasu wojny, rządzącego w myśl zasady „wy się nie wtrącajcie do polityki, a ja was będę bronił”. Putin jest pierwszym od czasów Stalina przywódcą Rosji, który publicznie używa tytułu wodza naczelnego. Wielokrotnie podkreślał, że sukcesy wojenne w Gruzji, na Krymie i Donbasie oraz w Syrii są efektem jego osobistego zaangażowania w proces podejmowania decyzji.

Również agresja na Ukrainę pomyślana została jako polityczno-wojskowa operacja, która w zamierzeniu miała doprowadzić do objęcia urzędu prezydenckiego przez Putina na kolejną, tym razem sześcioletnią, kadencję. To wymagało przeprowadzenia operacji specjalnej. Putin będzie wtedy liczył sobie 72 lata. W tym samym wieku Józef Stalin przygotowywał się do III wojny światowej.

Reprodukcja „człowieka sowieckiego”

W ciągu kilku miesięcy poprzedzających wojnę ukazały się w Rosji dwie książki, których lektura może pomóc w zrozumieniu zachodzących procesów.

Historyk Olga Wielikanowa, profesor University of North Texas11, twierdzi, że stalinowskie technologie rządzenia i wywołane nimi reakcje masowe w zasadzie nie uległy zmianie. Wymienia ona następujące archetypy stalinowskiej kultury politycznej, które są aktywne po dzień dzisiejszy: brak solidarności społecznej, brak zaufania, wysoki poziom niezadowolenia ze stopnia zaspokojenia potrzeb materialnych i braku realizacji obietnic, paradygmat „my versus oni”, preferowanie świadczeń społecznych ponad dochody z pracy, uwielbianie przywódcy i kompleks oblężonej twierdzy.

Wszystkie te mechanizmy kultury politycznej nadal są czynne i, jak sądzę, tłumaczą co najmniej dwuznaczną reakcję rosyjskiego społeczeństwa na wojnę z Ukrainą. Zasadnicza akceptacja działań naczelnego dowódcy połączona jest ze strachem przed koniecznością zapłacenia wysokiej ceny za jego niepowodzenia.

Socjolog Lew Gudkow – podsumowując dorobek socjologicznej szkoły Lewady, badającej od wielu lat procesy reprodukcji „człowieka sowieckiego” – opisał fenomen „powracającego totalitaryzmu”12. Autorytarny model władzy i podążająca za nim ideologia są, co prawda, narzucane z góry, ale odpowiadają one społecznemu zapotrzebowaniu. W ten sposób powstają idealne polityczno-społeczne puzzle.

Gdy Putin nazwał rozpad Związku Sowieckiego „największą katastrofą geopolityczną XX wieku”, to społeczne zapotrzebowanie było jeszcze uśpione. Po wielu latach wysiłków i aneksji Krymu zostało ono rozbudzone. Dominującymi cechami politycznej kultury stalinizmu/putinizmu są: pasywne przystosowanie do przemocy i regresywna adaptacja do pogarszających się warunków życia. Ten typ kultury politycznej wyróżnia się także dualizmem zaufania: wodzowi należy ufać, ale jego ludziom już nie.

Przemoc jako forma komunikacji

Reakcją na ciągle rozpadający się porządek społeczny – co przenikliwie pokazał już film Mała Wiera – jest z jednej strony wysoka agresywność wobec obcych lub wrogów, a z drugiej strony tworzenie różnego rodzaju granic umożliwiających kontrolowanie sytuacji w ich obrębie. Socjolog i pisarz, tłumacz literatury polskiej Borys Dubin opisał szereg strategii radzenia sobie ludzi sowieckich z sytuacjami nieokreśloności13. Najprostszym przykładem tworzenia granic mentalnych jest ideologia „odrębnej drogi”.

Innym wariantem kontrolowania sytuacji niepewności jest reprodukowanie kultury zony14, nawet w sytuacji, gdy zony instytucjonalnie już nie ma. W czasie spacerów po Moskwie rzucała mi się w oczy nieprawdopodobna ilość różnorodnych barier i ogrodzeń oraz permanentne naruszanie sfery prywatnej w przestrzeni publicznej. Chodzi mi jednak o rzeczy poważniejsze, takie jak wpływ zony na kulturę polityczną.

Przemoc bezpośrednia, symboliczna albo chociażby nawet operowanie znakami przemocy są główną formą komunikacji. Stąd też specyficzny stosunek do tzw. organów przemocy, które budzą strach i nienawiść, ale jednocześnie zaufanie. W życiu politycznym – dowodzi Dubin – dominuje figura samozwańca posługującego się leksyką i gestami gławnogo na zonie. Droga do władzy wiedzie poprzez użycie przemocy lub chociażby jej znaków. Człowiek występujący w roli samozwańca zostanie od razu rozpoznany. Wystarczy jedna poza, gest lub słówko, a wszyscy zrozumieją, chociaż nikt tego nie uczył, ani w domu, ani w szkole.

Gdy Putin w 1999 r. zapowiedział „wykańczanie czeczeńskich terrorystów w wychodku”, większość Rosjan natychmiast pojęła, że to właśnie on jest pretendentem do prezydentury. Badania socjologiczne szybko to potwierdziły. Zamiar objęcia urzędu prezydenta po raz piąty też wymaga wykonania gestu samozwańcy, rzucającego wyzwanie porządkowi międzynarodowemu.

Rosjanie wszystko zrozumieli, a Ukraińcy udają, że niczego nie rozumieją i nie podporządkowują się biernie przemocy. Przecież wódz naczelny tyle razy tłumaczył, że Rosjanie i Ukraińcy to „w gruncie rzeczy jeden naród”. Nie dostosowują się do norm rosyjskiej kultury politycznej, a więc sami są sobie winni…

1 Tekst M. Sidlina został w internecie zablokowany. Znalazłem go na FB Mari Sokol, wpis z 26.04.2022: www.fb.com/mari.sokol/posts/5342184215813506 [dostęp: 25.05.2022].

2 Zob. www.svoboda.org/a/31833844.html [dostęp: 25.05.2022].

3 Cytował go diakon Andriej Kurajew: diak-kuraev.livejournal.com/3716184.html [dostęp: 25.05.2022].

4 Zob. www.t.me/russica2/46050, wpis z 15.05.2022 [dostęp: 25.05.2022].

5 K. Kirillova, The Cremlin cannot Negotiate, cepa.org/the-kremlin-cannot-negotiate [dostęp: 25.05.2022].

6 R. Anin, www.istories.media/opinions/2022/05/16/kak-putin-prinyal-reshenie-o-voine [dostęp: 25.05.2022].

7  Przykładem może być kariera Dmitrija Mironowa – osobistego ochroniarza i adiutanta, a obecnie asystenta prezydenta FR, odpowiadającego za decyzje kadrowe w tzw. strukturach siłowych.

8 Wypowiedź R. Anina dla Radio Swoboda: www.svoboda.org/a/31861120.html [dostęp: 25.05.2022].

9 W. Pastuchow, www.istories.media/opinions/2022/03/14/poslednyaya-grazhdanskaya-voina [dostęp: 25.05.2022].

10 I. Iljin, Put’ k oczewidnosti, Moskwa 1993, s. 258.

11 O. Wielikanowa, Konstitucija 1936 goda i massowaja politiczeskaja kultura stalinizma, Moskwa 2021.

12 L. Gudkow, Wozwratnyj totalitarizm, t. 1–2, Moskwa 2022.

Wesprzyj Więź

13 B. Dubin, Rossija nuliewych: politiczeskaja kultura – istoriczeskaja pamiat’ – powszedniewnaja żyzń, Moskwa 2011.

14  W Gułagu zona to każda przestrzeń oznaczona przez konwojenta czterema umownymi znakami. Współcześnie to synonim systemu obozowego.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2022 jako część bloku tematycznego „Inna Ukraina w innym świecie”.
Pozostałe teksty bloku:
Dmytro Stus, „Dziennik wojenny z mojej wioski”
„Nieśmiertelniki, Koniec stycznia”, wiersze Hali Mazurenko
„Wojna wszystko zmieniła”, Bogumiła Berdychowska w rozmowie ze Zbigniewem Nosowskim i Grzegorzem Pacem
Natalia Bryżko-Zapór, „«Wkrótce was wyzwolimy». Wołodymyr Zełenski i Iwan Groźny”
Marek Rymsza, „Solidarnościowy kapitał mobilizacyjny. Polacy wobec ukraińskich uchodźców”
Krzysztof Chaczko, „Ukraińcy w Polsce: kłopotliwe współzamieszkiwanie czy braterstwo narodów?”
Mariusz Antonowicz, „Jeśli padnie Ukraina, następna będzie Litwa”

Podziel się

Wiadomość