Jesień 2024, nr 3

Zamów

Jedność prawosławno-greckokatolicka? Konsekwencje watykańskiej polityki wschodniej

Abp Światosław Szewczuk, 2018. Fot. episkopat.pl

Greckokatoliccy hierarchowie ukraińscy bronią jedności z papieżem. Ale wśród szeregowych grekokatolików coraz mocniej dochodzi do głosu zwątpienie w dobrą wolę i sprawiedliwość Watykanu. Pytają, czy nie lepiej szukać pogłębienia wspólnoty z innymi rodakami chrześcijanami w ramach ukraińskiej prawosławnej autokefalii.

„Ta wojna wiele zmieni. Ukraina będzie inna. Jako Ukraińcy będziemy inni. Inny będzie też nasz Kościół” – mówił do mnie mój ukraiński przyjaciel, który w kwietniu 2022 r. na kilka dni niespodziewanie trafił do Warszawy. Zdziwiłem się jego przyjazdem w takich okolicznościach.

Pochodzący z okolic Lwowa Serhij od wielu lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. Ma tam żonę, z którą doczekali się kilkorga dzieci. Nie wiedziałem, że od paru lat współpracował z amerykańskimi instytucjami rządowymi na rzecz większej integracji Ukrainy z Zachodem. Właśnie na prośbę rządu USA przyjechał do Polski w trakcie inwazji Putina na jego ojczyznę (ze względu na tę działalność prosi, by nie podawać jego nazwiska w tekście). Jednak gdy spotkaliśmy się w jednej z warszawskich kawiarni, Serhij opowiadał mi przede wszystkim o reakcjach na wojnę w jego greckokatolickiej wspólnocie. Mówił, jak zdziwieni i rozczarowani postawą papieża Franciszka i Watykanu są jego krewni oraz znajomi, którzy mieszkają w Ukrainie.

Mój przyjaciel potwierdził to, o czym informowali w rozmowach prywatnych i mediach społecznościowych inni znani mi ukraińscy grekokatolicy. Powszechne są teraz wśród nich smutek i rozgoryczenie. Nie rozumieją papieskiej „powściągliwości” względem Putina i agresorów. Widzą w tym albo skutek dyplomatycznego kunktatorstwa, albo brak odwagi, albo nawet (choć chyba rzadziej, niż się wielu zdaje) złą wolę watykańskich decydentów. A przecież poczucie związku z Rzymem było dotąd dla wielu grekokatolików fundamentem ich chrześcijańskiej tożsamości.

– Gdy nasz Kościół działał w podziemiu w czasie komunizmu, świadomość i wola jedności z papieżem były dla nas głównym motorem trwania mimo wszystko – mówił mi teraz Serhij. Wspominał: – Sam jako dziecko, jeszcze za czasów sowieckich, słyszałem od rodziców opowieść o tym, jak metropolita Josyf Slipyj został po osiemnastu latach uwięzienia zwolniony z łagru dzięki interwencji Jana XXIII i jak dobrze traktował go w Watykanie potem Paweł VI. Byłem już dorosłym człowiekiem, gdy Jan Paweł II w 2001 r. przyjechał z pielgrzymką do Lwowa i Kijowa. To budziło nasz wielki entuzjazm. A dziś? Nie chciałbym, by Franciszek zostawił wśród Ukraińców (nie tylko wśród grekokatolików, ale dla nas – z wiadomych powodów – to sprawa niezwykle ważna) pamięć bólu. Obawiam się jednak, że jego postawa względem tej wojny nie będzie zapomniana.

Dyplomacja nie na miarę ofiar

Dobrze rozumiałem mojego przyjaciela. O postawie Franciszka w obliczu rosyjskiej inwazji na Ukrainę sam również myślałem dużo. Oceniam ją krytyczne, choć próbuję mimo wszystko doszukiwać się w jego słowach oraz w podejmowanych (czy powściąganych) działaniach motywacji ewangelicznej.

Są w Polsce ludzie, którzy otwarcie mówią mi, że ostra krytyka papieża za jego reakcje wobec tej wojny jest nie na miejscu. Ich zdaniem krytycy Franciszka nie biorą bowiem pod uwagę radykalizmu chrześcijańskiego przesłania zarówno względem ofiar, jak i krzywdzicieli. Papież wielokrotnie przecież deklarował, że stoi po stronie ofiar i Ukrainy. Trudno zaś – podkreślają apologeci jego postawy względem wojny rosyjsko-ukraińskiej – wymagać od niego, by nie głosił jednocześnie orędzia o ewangelicznym pokoju i przebaczeniu. Ten dylemat również i mnie bardzo dotyka wewnętrznie. Jednak zastanawiam się też, jak na takie usprawiedliwiające papieża głosy mogą obecnie reagować uznający prymat biskupa Rzymu członkowie Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego.

Gdy w maju 2022 r. do zwierzchnika tej wspólnoty, abp. Światosława Szewczuka, do Kijowa przyjechała delegacja Episkopatu Polski, a także szef watykańskiej dyplomacji abp Paul Gallagher, po kilku dniach greckokatolicki arcybiskup większy tak oto odniósł się w rozmowie z polską Katolicką Agencją Informacyjną do rozmowy z papieskim wysłannikiem:

„Wizyta abp. Gallaghera w Ukrainie miała niezwykle ważne znaczenie. U nas wiele mówi się o oczekiwaniach od papieża i dyplomacji watykańskiej tak w kręgach rządowych, jak i w całym społeczeństwie. Podczas naszego spotkania doszło do swoistej analizy reagowania różnych gremiów na problem wojny, i to nie tylko w Ukrainie. Kiedyś się mówiło, że na naszym kontynencie mamy do czynienia z Europą różnych prędkości, że jedne kraje pod względem politycznym i ekonomicznym szybciej się rozwijają, a inne wolniej. Również teraz możemy dostrzec, że różne prędkości dotyczą także struktur tak państwa, jak i Kościoła.

I tak w przypadku wojny najszybciej reaguje wojsko. Po ukraińsku mówi się, że «ktoś trzyma rękę nad ogniem». To oni wiedzą pierwsi, gdzie jest największe niebezpieczeństwo i jak się powinno reagować na nie i co trzeba bezwzględnie zrobić. Za wojskiem na wojnę reagują politycy, ale ci zazwyczaj potrzebują czasu i ze swoimi reakcjami spóźniają się o dwa, trzy tygodnie, muszą mieć czas, by zorientować się w sytuacji i podjąć odpowiednie działania. W Ukrainie nie mieliśmy tak dużo czasu, gdyż wiedzieliśmy doskonale, że w dłuższym okresie może zginąć masa ludzi.

Z kolei dyplomaci potrzebują na zareagowanie około miesiąca albo i dłużej. To znaczy, aby wewnętrzną sytuację wojny i tego, co się dzieje w danym kraju, przenieść na zewnątrz, na poziom międzynarodowy, żeby doszło do reakcji innych państw na to, co się dzieje1.

Czy tak oto – aczkolwiek dość dyskretnie – zwierzchnik grekokatolików skrytykował działania watykańskiej dyplomacji (a może i samego papieża) jako zbyt powolne? Z pewnością jednym z narzędzi działania Kościoła jest także dyplomacja. Jednak w przypadku Watykanu nie tylko „powolność” reakcji w odniesieniu do rosyjskiej inwazji na Ukrainę może być odbierana jako problematyczna. Zdaniem wielu wierzących w Chrystusa jądrem chrześcijaństwa pozostawać bowiem musi – szczególnie w warunkach toczącej się brutalnej wojny – „preferencyjna opcja na rzecz ofiar” (tak jak w odniesieniu do spraw społeczno-ekonomicznych jest nią w kościelnym nauczaniu od dekad „preferencyjna opcja na rzecz ubogich”). Abp Szewczuk również co do tego nie ma wątpliwości i dlatego mówi otwarcie:

„Myślę, że gdy codziennie giną setki, tysiące ludzi, to tak spóźniona reakcja dyplomacji jest katastrofą. Oczywiście może nie należy mieć o to pretensji, bo taka jest natura działania tych struktur, ale gdy ginie człowiek, to jednak trzeba coś w tym zmienić. W tym kontekście zapytałem [abp. Gallaghera – przyp. red.] o dyplomację naszego Kościoła. Wyraziłem pragnienie, aby wewnętrzna komunia naszego Kościoła, reakcji na zło, była tej samej prędkości, co przeżycia i tragedie ofiar wojny. Dyplomatyczne, i nie tylko, analizy oraz oceny nie mogą tego nie uwzględniać.

Zwróćmy uwagę, że działania Kościoła podejmowane w sytuacji nadużyć seksualnych wobec nieletnich budowane są przede wszystkim na poszanowaniu godności i uczuć ofiar. Dlatego też i działania Kościoła wobec wojny powinny opierać się przede wszystkim na poszanowaniu uczuć i godności jej ofiar2.

Wsparcie ludzkie, chrześcijańskie oraz dyplomatyczne

Trudno nie zauważyć ukrytego za powyższymi słowami zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego przeświadczenia, że w trakcie rosyjskiej inwazji na Ukrainę nie zawsze uczucia i godność skrzywdzonych były wystarczająco brane pod uwagę przez decydentów Kościoła powszechnego. Abp Szewczuk w swej wypowiedzi dla KAI daje do zrozumienia, że tak właśnie patrzy na tę sprawę wielu wiernych z jego wspólnoty.

Kościół powszechny nie może zrezygnować ze swojej misji prorockiej (której wyrazem jest głoszenie nie tylko Bożego orędzia o pokoju, ale i o sprawiedliwości) kosztem skrzywdzonych. Dlatego greckokatolicki arcybiskup większy występuje w tych dniach z mocnym apelem:

„Najważniejsze, aby Stolica Apostolska na wszelkich poziomach wspierała Ukrainę. Nawet gdy rozumiemy, że Stolica Apostolska jako uniwersalne centrum Kościoła katolickiego nie angażuje się realnie i konkretnie w problemy lokalne, jest ponad tym, aby mieć zawsze szansę na mediację, musi pamiętać i dawać temu wyraz, że w swej profetycznej misji Kościół jest po stronie ciepiących. Dlatego wizyta abp. Gallaghera była takim dobrym sygnałem.

Ponadto stanowisko Watykanu jest ważne, gdyż nie wszyscy na świecie rozumieją postawę Ukraińców. Kiedy mówimy o naszym bólu i że nie można czekać, ale trzeba konkretnie natychmiast reagować, to niektórzy kwitują to opinią, że przesadzamy, że nie jest tak źle, jak to przedstawiamy. Ale na szczęście większość ludzi po ludzku i chrześcijańsku nas rozumie. I takie ludzkie, chrześcijańskie oraz dyplomatyczne wsparcie ze strony Stolicy Apostolskiej mamy3.

Mam wątpliwości, czy dokładnie w taki sam sposób jak abp Szewczuk odbiera teraz działania Watykanu względem Ukrainy większość ukraińskich grekokatolików (bo jednak mimo wszystko w słowach hierarchy daje się zauważyć pełną szacunku powściągliwość w otwartej krytyce działań Stolicy Apostolskiej). Z całą pewnością nie ma w tym momencie żadnych wiarygodnych badań na ten temat, jak katolicy obrządku wschodniego myślą o reakcjach papieża Franciszka na wojnę.

Mnie jednak bardzo mocno zastanawia intensywność żalu i smutku, jakie dostrzegam teraz w odniesieniu do papieża u Serhija i innych moich katolickich przyjaciół z Ukrainy (należących zresztą do obu obrządków). Z niektórymi przed laty, na początku obecnego stulecia, studiowaliśmy teologię w Lowanium w Belgii (a byli wśród nich znani obecnie greckokatoliccy teologowie Wiktor Żukowśkyj i Roman Zawijśkyj).

Nie tylko pomost

Przypominają mi się dziś tamte studenckie rozmowy o unickiej tożsamości. Pamiętam moje zdziwienie, gdy słyszałem wtedy o imperatywie poszukiwania wspólnoty chrześcijańskiej Ukraińców, w której mogliby się odnaleźć zarówno rosyjskojęzyczni prawosławni ze wschodniej części kraju, jak i grekokatolicy z Galicji. Uważałem taki postulat za utopię, bo zbyt dobrze znałem już wówczas negatywne nastawienie prawosławnych – i to nie tylko tych, którzy mieli mocne związki z patriarchatem moskiewskim – do unii brzeskiej. Sam byłem jednak bardzo zasklepiony w moich łacińskich fantazmatach.

Sądziłem wówczas, że jedyną sensowną drogą dla pięciu czy sześciu milionów ukraińskich grekokatolików (w statystykach można znaleźć różne dane) powinno być utrzymywanie ścisłej więzi z Rzymem, którą umożliwiłaby „twórcza synteza” prawosławnej i zachodniochrześcijańskiej myśli teologicznej. Postulat może i ciekawy. Nie rozumiałem jednak, jak bardzo rozmija się on z oczekiwaniami wielu grekokatolików w Ukrainie.

W Ukraińskim Kościele Greckokatolickim chciałem (nie ja jeden zresztą) widzieć pomost między oddzielonymi od siebie, a przecież doktrynalnie sobie bliskimi wspólnotami chrześcijan. Nie rozumiałem zatem wysiłków moich kolegów teologów ze Lwowa, którzy za swoje podstawowe zadanie uznawali tworzenie i podtrzymywanie wspólnej ukraińskiej tożsamości prawosławnej. Czasem zdawało mi się, że zależy im na tym bardziej niż na podkreśleniu ścisłych związków z Rzymem. Co prawda, moi przyjaciele nieustannie powtarzali, że zakładany przez nich ideał nie oznacza odrzucenia papieskiego prymatu (choć wedle nich formuła tego prymatu powinna być ustanowiona na nowo z poszanowaniem prawosławnej perspektywy – bardziej jako prymat honorowy, a nie absolutystycznie pojmowane rządy), ale widać też było, że chcą mocno zaznaczyć swoją odrębność od chrześcijańskiej „łacińskości” (łączonej zwykle z nadmiernym legalizmem i moralizowaniem).

Tę ich postawę oceniałem wówczas dość negatywnie. Działania na rzecz ukraińskiej prawosławno-greckokatolickiej jedności uznałem za dość desperacką próbę odgrodzenia się od Rzymu, co było dla mnie zaprzeczeniem ekumenizmu oraz de facto – na bardziej ogólnym, politycznym planie – odciąganiem Ukraińców od demokratycznego Zachodu.

Inna rzecz, że wiedziałem już wtedy, iż wśród samych ukraińskich grekokatolików zdania na temat związków z papiestwem i prawosławiem są podzielone. I tak środowiska skupione wokół zakonu bazylianów zasadniczo były bardziej otwarte na „łacińskość” (co za skutek miało – i to od wieków – nie tylko latynizację teologicznych treści, ale też wprowadzanie do greckokatolickich świątyń obcych wschodniochrześcijańskiej tradycji obrzędów czy ikonografii, np. obrazów Najświętszego Serca Jezusowego). Z kolei zakon studytów bardzo mocno optował za powrotem unitów do bizantyńskich korzeni, podkreślając wagę prawosławnej duchowości i liturgii, teologię ikony, a także nieco odmienne niż w rzymskim katolicyzmie rozumienie kościelnych struktur i jurysdykcji.

Patriarcha czy kardynał?

Kręgi związane ze studytami propagowały też ideę utworzenia ukraińskiego patriarchatu greckokatolickiego, dlatego że w chrześcijaństwie wschodnim tytuł patriarchy nie tylko wiąże się z największym respektem, ale jest też wyrazem pełni eklezjalnej i duchowej władzy sprawowanej nad wspólnotą chrześcijan na danym terytorium. Spodziewano się, że w 1963 r., po swym uwolnieniu i wyjeździe do Rzymu, patriarchą Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego zostanie ogłoszony metropolita Slipyj. Tak się jednak nie stało.

W Watykanie dobrze wiedziano, że powołanie ukraińskiego patriarchatu greckokatolickiego wzburzyłoby wielu prawosławnych, a w dobie II Soboru Watykańskiego dialog z prawosławiem stał się jednym z najważniejszych priorytetów Kościoła rzymskokatolickiego. W 1963 r. papież Paweł VI ogłosił zatem Slipyja arcybiskupem większym, a w 1965 r. wyniósł go do godności kardynała. W zachodniochrześcijańskim świecie uznano to za wyraz największego honoru, wśród ukraińskich grekokatolików zdania były podzielone.

Trudno się temu dziwić. Kardynalat wiąże się w końcu w Kościele rzymskim także z prawem uczestnictwa w konklawe. Zastanawiano się, czy głowa jednej ze wspólnot chrześcijańskich (a za kogoś takiego grekokatolicy ukraińscy uznają swego arcybiskupa większego) powinna mieć udział w wyborze głowy innej wspólnoty kościelnej, nawet jeśli akceptuje się duchowy prymat biskupa Rzymu i uznaje się – w pewnym stopniu – jego jurysdykcyjne kompetencje względem siebie. W końcu nawet jeśli biskupi greckokatoliccy są wybierani przez własny synod, ich nominacje są zatwierdzane przez papieża.

Podobne kontrowersje wokół patriarchatu pojawiały się w przypadku kolejnych ukraińskich arcybiskupów większych, którymi byli kard. Myrosław Lubacziwśkyj oraz kard. Lubomyr Huzar. Ten ostatni podejmował przez lata wielkie wysiłki na rzecz utworzenia greckokatolickiego patriarchatu w Ukrainie. Nie przypadkiem też swoją stałą siedzibę przeniósł ze Lwowa do Kijowa, gdzie unitów jest niewielu. Jednak nie tylko przez ukraińskich prawosławnych, ale także przez grekokatolików Kijów jest postrzegany jako centrum chrześcijaństwa w ich kraju. Dlatego uznano, że władze ich wspólnoty kościelnej tam także powinny mieć swoją stolicę. Towarzyszyła temu nadzieja, że w przyszłości powstanie zjednoczony z unitami ukraiński prawosławny Kościół narodowy, który będzie uznawał duchowy prymat katolickiego papieża Rzymu, ale jednocześnie pozostanie niezależny od patriarchatu moskiewskiego.

Rzym–Kijów–Konstantynopol bez Moskwy

Nic tedy dziwnego, że gdy 15 grudnia 2018 r. powstał ostatecznie Kościół Prawosławny Ukrainy (jego autokefaliczny status potwierdził w styczniu roku następnego patriarcha Bartłomiej), ukraińscy grekokatolicy w dużej swej części odnieśli się do tego wydarzenia z entuzjazmem i zaciekawieniem. Arcybiskup większy Kijowa Światosław Szewczuk po wyborze metropolity Epifaniusza na głowę nowego Kościoła wystosował do niego list gratulacyjny, w którym wyraził ufność, że pojednanie między prawosławnymi i unitami w Ukrainie jest bliższe niż kiedykolwiek wcześniej4.

Zwierzchnik ukraińskich grekokatolików w wywiadzie udzielonym 9 stycznia 2019 r. portalowi Glavkom.us raz jeszcze dał wyraz swojej wierze, że w Ukrainie jedność wszystkich wiernych wywodzących się z tradycji wschodniego, prawosławnego chrześcijaństwa – i przyznających się do niego – jest możliwa. Powinna się ona jednak dokonywać na linii Rzym–Kijów–Konstantynopol.

Zdaniem abp. Światosława, gdyby doszło w końcu do powstania Patriarchatu Ukraińskiego w Kijowie (bo Epifaniusz nie ma tytułu patriarchy), powinien być on uznany zarówno przez Watykan, jak i patriarchę Konstantynopola oraz inne Kościoły prawosławne. Szewczuk zapewniał we wspomnianym wywiadzie, że „Ukraiński Kościół Grekokatolicki przechowuje mistyczną pamięć niepodzielonego chrześcijaństwa pierwszego tysiąclecia. Chociaż dzisiaj żyjemy w pełnej komunii z następcą Apostoła Piotra, uznajemy za nasz Kościół matkę Kościół starożytnego Konstantynopola”5.

Mimo to tęsknota za ustanowieniem własnego patriarchatu w Ukrainie nie zanikła wśród tamtejszych grekokatolików. Powszechna jednak była świadomość, że głównym oponentem tej decyzji nie jest wcale Watykan, ale patriarchat moskiewski. Utrzymywanie dobrych stosunków z rosyjskim prawosławiem pozostaje od lat jednym z głównych priorytetów w dialogu ekumenicznym prowadzonym przez Rzym (co potwierdziła – szeroko dziś komentowana – deklaracja hawańska papieża Franciszka i patriarchy Cyryla z 2016 r.). Tymczasem moskiewscy prawosławni decydenci nie mają od lat problemów z uznawaniem innych unickich patriarchatów utrzymujących jedność z Rzymem (bardzo dobre są np. ich relacje z libańskimi maronitami). Jednak o żadnych greckokatolickim patriarchacie w Ukrainie od lat nie chcieli słyszeć.

W takim podejściu odzywały się nie tylko znane od wieków resentymenty związane z unią brzeską (ta od wieków nie tylko dla moskiewskiej Cerkwi stanowi kamień obrazy), ale z całą pewnością także imperialne zakusy Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, który uznaje Ukrainę za domenę własnego wpływu. Różnorodność religijna ukraińskiego społeczeństwa bynajmniej nie była dla takiego sposobu myślenia wyzwaniem. Negatywna reakcja rosyjskiej Cerkwi na powstanie Kościoła Prawosławnego Ukrainy oraz zerwanie relacji z patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem, który uznał ukraińską autokefalię, są tego widomym znakiem.

A jednak patriarchat?

Tuż po najeździe wojsk Putina na Ukrainę w lutym 2022 r. dyskusja o ewentualnym powołaniu greckokatolickiego patriarchatu w Kijowie na krótko rozgorzała na nowo. Niedługo przed wybuchem wojny w Watykanie odbyła się sesja Kongregacji Kościołów Wschodnich. Podczas jej obrad arcybiskup Filadelfii dla Ukraińców Borys Gudziak (jeden z założycieli i były rektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie) przedstawił raport na temat możliwości utworzenia patriarchatów wśród 22 Kościołów wschodnich pozostających w jedności z Rzymem.

Niektórzy watykaniści (np. Marco Tosatti) przekazali później do wiadomości publicznej informację, że na zebraniu Kongregacji „prawdopodobnie postanowiono” zarekomendować papieżowi ogłoszenie greckokatolickiego patriarchatu w Kijowie. Sprawę skomentował w pierwszych dniach wojny na amerykańskim portalu katolickim „The Pillar” Anatolij Babynśkyj – historyk Kościoła z Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie6. Powiedział on, że zwierzchnicy wspólnoty unickiej „cieszą się wysokim zaufaniem w społeczeństwie ukraińskim, tak samo jak papież Franciszek, uważany za moralnego lidera świata, i Ukraińcy czekają na słowa poparcia od niego”7. Tłumaczył też dalej, co następuje:

„Ludzie chcą usłyszeć moralną ocenę zjawisk, których ich ojczyzna padła ofiarą, tracąc tysiące istnień ludzkich tylko dlatego, że ktoś postanowił zbudować Ukrainę sowiecką 2.0 lub próbuje odciągnąć naród rosyjski od problemów wewnętrznych ich kraju. I jakkolwiek katolicy są mniejszością w Ukrainie, to wielu Ukraińców i tak oczekuje tego rodzaju oceny od papieża, który wiele mówi o potrzebie sprawiedliwości na świecie. […] Dlatego też wielu ludzi w Ukrainie nie rozumie, dlaczego nie dokonał on moralnej oceny tego, co się obecnie dzieje […]. Rosja niszczy wszelkie możliwe umowy i zasady międzynarodowe, przykładając pistolet do głowy Ukrainie, i chce, aby cały świat grał według jej reguł. […]

W tym kontekście dla naszej rozproszonej po świecie wspólnoty byłoby istotne ustanowienie duchowej i widzialnej łączności z centrum Kościoła w Kijowie. Dla naszej tradycji jest czymś naturalnym, by zwierzchnik takiej rozległej w skali globu wspólnoty nosił tytuł patriarchy. […]

Cokolwiek w tej sprawie uczyni papież, trzeba pamiętać, że katolicy ukraińscy dowiedli w historii, że pragną cierpieć za swą wiarę oraz za jedność z biskupem Rzymu. Przetrzymali sowieckie prześladowania i nie zerwali tej jedności. Dlaczego mieliby to robić dzisiaj? Jedność z następcą Piotra jest częścią naszej tożsamości. Ma ona teologiczną podstawę i nie opiera się na politycznej kalkulacji8.

Kolejne tygodnie wojny wystawiły jednak te silne przekonania na próbę. Milczenie papieża o sprawcach agresji, niewymienianie przez niego nazwiska Putina wywołało u wielu grekokatolików silne uczucie żalu połączonego z niedowierzaniem. Z początku mimo wszystko doceniano wezwania Franciszka do duchowej jedności z Ukrainą. Niemniej mój lwowski przyjaciel (jeden z tych, z którymi przed laty studiowaliśmy w Belgii) mówił dosadnie: – Bardzo dobrze, że papież wzywa do postu w Środę Popielcową za cierpiących podczas wojny. Wiemy, że to ważny dzień pokuty dla rzymskich katolików (choć pamiętać trzeba, że Popielec nie jest częścią naszej tradycji), ale oczekujemy też od następcy św. Piotra mocnego nazwania publicznie rzeczy po imieniu.

Milczenie o oprawcach znakiem miłosierdzia?

Franciszek jednak nie spełniał oczekiwań, jakie względem niego mieli ukraińscy grekokatolicy. Rozmawiał za to z pomocą telemostu z patriarchą Cyrylem i ogłosił na Twitterze zdanie, które zabolało nie tylko ukraińskich katolików, ale i wielu ich rodaków (a najmocniej ofiary rosyjskiego bestialstwa): „wszyscy jesteśmy winni”. Szok w Ukrainie wywołała też prośba skierowana przez Watykan do mieszkających od lat w Rzymie przyjaciółek – Ukrainki i Rosjanki – o wspólne niesienie krzyża (a także przygotowanie medytacji, która ze względu na wzmożone kontrowersje nie została ostatecznie odczytana) w Wielki Piątek przy jednej ze stacji Drogi Krzyżowej w Koloseum.

Mój lwowski przyjaciel mówił do mnie wtedy: – Rozumiem, że wezwanie do pojednania i przypominanie o uniwersalnej grzeszności zawsze w chrześcijaństwie ma sens i znaczenie. Czasem jednak autentyczny wysiłek może okazać się sztuczny. Czy naprawdę w ogniu wojny to przedstawienie przyjaźni Ukrainki i Rosjanki w Wielki Piątek może mieć dla nas przebywających w Ukrainie przekonujące znaczenie symboliczne?

Podzielałem te wątpliwości i wyrażałem je publicznie9. W ciągu wojennych miesięcy przeglądałem często ukraińskie media w poszukiwaniu tekstów odnoszących się do postawy Franciszka (przede wszystkim na portalu Religijno-Informacyjnej Służby Ukrainy – risu.ua). Pojawiały się różne wyjaśnienia. Wskazywano przede wszystkim na typowe uwikłania watykańskiej Ostpolitik oraz dialogu ekumenicznego z Cerkwią moskiewską. Wielu autorom rzucała się w oczy niekompetencja urzędników rzymskich dykasterii, ich kompletna nieznajomość realiów Europy wschodniej. Czy jest to także przypadek samego papieża?

Roman Zawijśkyj, obecnie prezydent ukraińskiego oddziału Europejskiego Stowarzyszenia Teologów Katolickich, zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. Zapytuje, czy w obecnej postawie biskupa Rzymu względem reżimu Putina, jego agresji na Ukrainę oraz cierpień ukraińskich chrześcijan nie odzywa się echo niewystarczającej reakcji ks. Bergoglia w latach 70. na przemocowe działania ówczesnego argentyńskiego reżimu. Czy Franciszek działa dziś wedle przyjętego przed laty wzorca, w którym milczenie względem oprawców odsłania się jako znak skutecznego miłosierdzia? Zawijśkyj słusznie jednak się zastanawia, czy miłosierdzie bez prawdy jest w swej istocie tym, co miłosierdziem powinno być w chrześcijaństwie nazywane10.

Ku prawosławiu czy ku nowemu rozumieniu prymatu?

Autentycznym dramatem wielu ukraińskich grekokatolików staje się ostatnio pytanie: czy naprawdę dobrze czyniliśmy, że w ciągu wieków znosiliśmy prześladowania, by bronić naszej jedności z Rzymem? Czy w istocie było warto? Bo czymże teraz okazała się rzymska sprawiedliwość? Czy to o niej wspomniał Jezus w jednym z ewangelicznych błogosławieństw, gdy mówił o cierpieniu prześladowań dla sprawiedliwości?

Hierarchowie Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego wciąż bronią jedności z następcą św. Piotra. Nie znaczy to, że usprawiedliwiają obecną watykańską politykę względem Rosji i Ukrainy. Mają też świadomość, że Franciszek odrzucił w encyklice Fratelli tutti koncepcję wojny sprawiedliwej jako nieprzystającą do obecnego momentu dziejów ludzkości. Wiedzą, że trudno papieżowi w obliczu obecnej sytuacji w Ukrainie przywoływać stare usprawiedliwienia wojny obronnej. I, last but not least, biorą również pod uwagę stan zdrowia rzymskiego pontifeksa. Mogą w związku z tym mieć wątpliwości, czy wszystkie ważne informacje o Ukrainie naprawdę trafiają teraz do papieża.

Inna rzecz, że wśród wielu szeregowych ukraińskich grekokatolików coraz mocniej dochodzi do głosu zwątpienie w dobrą wolę i sprawiedliwość Watykanu. Zapytują, czy w takim razie należy dalej podtrzymywać tak silną instytucjonalną więź z Rzymem. A może po wojnie (albo nawet w jej trakcie) lepiej szukać pogłębienia wspólnoty z innymi rodakami chrześcijanami w ramach ukraińskiej prawosławnej autokefalii?

Takie rozwiązanie byłoby jednak bardzo bolesne dla wielu świadomych swej tradycji i dziejów ukraińskich grekokatolików. Niemniej moi, bardzo krytyczni wobec postawy Franciszka, przyjaciele widzą w tej niełatwej dla nich sytuacji także jakiś cień nadziei dla Kościoła powszechnego. Jeden z nich mówi mi: – Trzeba teraz tym bardziej myśleć o tym, czym ma być w chrześcijaństwie prymat Piotrowy. Nasze obecne doświadczenia mogą na pewno przyczynić się do poszukiwania nowego określenia tego prymatu.

Bardzo chcę z nimi dzielić taką nadzieję.

1 Abp Szewczuk: Wizyta polskich biskupów „cudem Boskim”, www.ekai.pl/abp-szewczuk-wizyta-polskich-biskupow-cudem-boskim [dostęp: 23.05.2022].

2 Tamże.

3 Tamże.

4 Szerzej pisał o tym na portalu Więź.pl Wojciech Surówka OP w tekście Ukraińskie laboratorium ekumenizmu, www.wiez.pl/2019/01/25/ukrainskie-laboratorium-ekumenizmu [dostęp: 23.05.2022].

5 Cyt. za: tamże.

6 Zob. With war looming, will Kyiv get a Catholic patriarch?, www.pillarcatholic.com/p/with-war-looming-will-kyiv-get-a [dostęp: 22.05.2022]. Przytoczone wypowiedzi podaję w tłumaczeniu Katolickiej Agencji Informacyjnej oraz własnym.

7 Tamże.

8 Zob. With war looming, will Kyiv get a Catholic patriarch?, dz. cyt., tłum. własne.

Wesprzyj Więź

9 Zob. S. Duda, Czego nie wolno prorokowi. Milczenie papieża w sprawie Rosji to dowód zapaści katolicyzmu, www.wiez.pl/2022/04/02/czego-nie-wolno-prorokowi-milczenie-papieza. Zob. także inne bieżące komentarze na portalu Więź.pl, zwłaszcza teksty Zbigniewa Nosowskiego: Gdy prorok staje się dyplomatą. Papież wobec rosyjskiej wojny (www.wiez.pl/2022/03/23/gdy-prorok-staje-sie-dyplomata-papiez-wobec-rosyjskiej-wojny) i Papież wreszcie mówi o Putinie (www.wiez.pl/2022/05/04/papiez-wreszcie-mowi-o-putinie) [dostęp: 25.05.2022].

10 Zob. R. Zawijśkyj, Wid tyszi do tyszi papy Francyska: abo czomu ne warto topyty istynu w myłoserdi, www.lb.ua/society/2022/05/04/515701 [dostęp: 22.05.2022].

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2022 jako część bloku tematycznego „Chrześcijaństwo kijowskie”.
Pozostałe teksty bloku:
Marek Blaza SJ, „Walka o rząd ukraińskich dusz w Kościele kijowskim”
Siergiej Czapnin, „Koniec trzeciego Rzymu? Przyszłość rosyjskiego prawosławia”

Podziel się

Wiadomość