Zima 2024, nr 4

Zamów

Trzy lata rozliczalności biskupów

Od lewej idą arcybiskupi Sławoj Leszek Głódź, Salvatore Pennacchio i Marek Jędraszewski podczas uroczystości ku czci św. Stanisława. Kraków, 11 maja 2019 r. Fot. Episkopat.pl

Swoistym laboratorium stosowania przepisów „Vos estis lux mundi” stała się Konferencja Episkopatu Polski. Organizacja Bishop Accountability podaje, że ma informacje o 28 postępowaniach dyscyplinarnych prowadzonych na całym świecie, z czego 16 dotyczyło hierarchów z Polski.

Wychodząc od wezwania każdego wiernego, by był przejrzystym wzorem cnót, prawości i świętości, papież Franciszek ustanowił w maju 2019 r. w motu proprio „Vos estis lux mundi” (VELM) szczególne przepisy mające na celu zapobieganie i zwalczanie przestępstw związanych z wykorzystywaniem seksualnym, popełnianych przez duchownych. Po raz pierwszy w prawodawstwie kościelnym pojawiły się wtedy przepisy umożliwiające bezpośrednie złożenie skargi na działania lub zaniechanie biskupów. Była to więc znacząca nowość: wprowadzenie do prawa kanonicznego kryteriów i zasad rozliczalności przełożonych kościelnych.

Nowa regulacja weszła w życie 1 czerwca 2019 r. ad experimentum na okres trzech lat. W najbliższych dniach powinniśmy więc spodziewać się ogłoszenia decyzji co do dalszego sposobu i zakresu funkcjonowania nowych przepisów.

Polska jako poligon doświadczalny

Po trzech latach trudno wyobrazić sobie powrót do stanu poprzedniego. Mimo wielu zastrzeżeń podnoszonych co do praktyki stosowania VELM nowe procedury spowodowały swego rodzaju „udrożnienie” kanałów komunikacji dotyczących przestępstw wykorzystania seksualnego przez duchownych oraz ich ukrywania. Znacznie zwiększyła się liczba składanych zawiadomień, a co za tym idzie – prowadzonych postępowań.

Nieproporcjonalnie duża część postępowań dotyczy Polski. Mówi się wręcz o swego rodzaju „laboratorium stosowania VELM” czy „poligonie doświadczalnym”, jakim stała się Konferencja Episkopatu Polski. BishopAccountability.org podaje, że ma informacje o 28 postępowaniach prowadzonych na całym świecie w oparciu o VELM, z czego 16 dotyczyło hierarchów z naszego kraju.

Osoby pokrzywdzone zamiast statusu strony otrzymują w postępowaniu rolę świadka. Drastycznie ogranicza to ich aktywne uprawnienia procesowe, a nawet prawa do otrzymywania informacji

Krzysztof Bramorski

Udostępnij tekst

W Polsce zarówno przeprowadzono nie tylko większość zainicjowanych dotąd postępowań, jak też zastosowano wobec obwinionych biskupów (lub pozwolono im samym zastosować…) szeroki wachlarz środków prawnych. Sięga on od stwierdzenia prawidłowości ich zachowań i niewszczynania dalszych procedur (kard. Dziwisz, abp Gądecki), poprzez „decyzje dyscyplinarne” (kard. Gulbinowicz), badanie „zaniedbań” i związane z tym rezygnacje (bp Tyrawa, bp Kiernikowski), „wyprzedzające autoukaranie się” (abp Skworc) aż po prawie konkretnie ogłoszone sankcje karne (abp Głódź, bp Janiak, bp Regmunt) – choć „prawie” także tu czyni jednak istotną różnicę…

Warto więc także z polskiej perspektywy pokusić się o próbę podsumowania eksperymentalnego okresu stosowania papieskich przepisów, jak również wskazania tych ich aspektów, które warto byłoby na podstawie zebranych doświadczeń doprecyzować czy poprawić, gdyż na przykład pozostawiają zbyt wiele swobody interpretacyjnej na poszczególnych szczeblach ich stosowania.

Uzasadnione wydaje się przy tym przyjęcie w niektórych aspektach jako punktu odniesienia sposobu postępowania świeckich organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Na zarzut „zdecydowanej odmienności” przestępstw kościelnych od tych ściganych przez prokuraturę i sądy cywilne wypada odpowiedzieć, że owa rzekoma odmienność przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, gdy kapłan czy biskup wychodzi poza zakres wykroczeń ściśle kanonicznych – przeciwko religii, Kościołowi czy władzy kościelnej – a staje się sprawcą przestępstw niebędących wyłącznie przedmiotem kościelnych cenzur czy środków karnych, jak właśnie przestępstwa seksualne w stosunku do małoletnich czy ich szeroko rozumiane ukrywanie.

Zacząć wypada od postulatu najbardziej widocznego.

1. Transparencja

Brak przejrzystości to najbardziej krytykowany aspekt stosowania VELM po trzech latach. Punktem wyjścia i najczęstszym obiektem zarzutów są tu przede wszystkim lakoniczne komunikaty publikowane po zakończeniu prowadzonych postępowań. Kwestia ta wymaga jednak szerszego potraktowania.

Jasnej komunikacji domaga się bowiem już sam fakt wszczęcia postępowania wobec konkretnego purpurata. Brak w tym zakresie zarówno ustalonych reguł, jak i jednolitej praktyki. Nie tylko opinia publiczna, ale nawet same osoby składające zawiadomienia w trybie art. 3 VELM nie są informowane o ich dalszym losie.

Złożenie zawiadomienia w tym trybie powinno obligować jego adresata, którym w wypadku biskupów jest „dykasteria kompetentna” (art. 7 par. 1, zasadniczo Kongregacja Nauki Wiary), do udzielenia informacji co do decyzji podjętych na jego podstawie i do przestrzegania przy tym podstawowego terminu, który w VELM dla podjęcia czynności w wyniku dokonanego zawiadomienia wynosi 30 dni. Należy postulować, by łącznie z decyzjami i działaniami, jakie dykasteria ma w tym terminie podjąć w wyniku otrzymania zawiadomienia poprzez nuncjusza lub metropolitę, była ona zobowiązana do zakomunikowania co najmniej faktu wszczęcia lub odmowy wszczęcia postępowania – przy czym w tym drugim wypadku komunikat powinien zawierać co najmniej uzasadnienie zamknięcia sprawy już na tym, całkowicie „przedprocesowym”, etapie.

Należałoby też – i to odnosi się już do wszystkich stadiów postępowania – ujednolicić kanał komunikacji. Obecnie różne komunikaty przekazywane są bądź to przez nuncjatury, bądź przez macierzyste diecezje hierarchów objętych postępowaniami, bądź przez ich metropolitów. Powoduje to chaos komunikacyjny, tym bardziej, że ośrodki te stosują własne reguły zarówno co do formy przekazywanych informacji, jak ich treści i terminów podawania do wiadomości publicznej. Nie są też jasne przyczyny, dla których informacje o poszczególnych sprawach przekazywane są raz przez nuncjaturę, innym razem przez biskupa diecezjalnego, kolejnym zaś przez metropolitę.

Zasadnicze znaczenie transparencja ma jednak dla komunikowania wyników prowadzonych postepowań. Dotychczasowa praktyka, polegająca w najlepszym wypadku na lakonicznym podaniu informacji o podjętych decyzjach, nawet bez sprecyzowania ich charakteru, jest niewłaściwa i nie służy budowaniu zaufania do kościelnych instancji i procedur. Publikowane dotychczas komunikaty nie pozwalają nie tylko na stwierdzenie, na podstawie jakich okoliczności podjęto takie a nie inne decyzje, lecz w większości wypadków nawet na określenie trybu i stadium postępowania, w jakim je podjęto. Czytamy na przykład o „przeprowadzeniu postępowania w następstwie formalnych zgłoszeń” (bez wskazania podstawy prawnej) bądź o przeprowadzeniu postępowania „działając na podstawie przepisów Kodeksu Prawa Kanonicznego i motu proprio Papieża Franciszka «Vos estis lux mundi»”, oraz o podjęciu „decyzji” „w wyniku zakończonego dochodzenia”. Czym są owe decyzje i w jakim trybie zostały podjęte – o tym informacji brakuje.

Tymczasem ogromne znaczenie ma okoliczność, czy mamy do czynienia z „decyzjami dyscyplinarnymi”, jak w wypadku kard. Gulbinowicza, które są swego rodzaju środkami zabezpieczającymi niemającymi charakteru karnego, czy też ze skazaniem w wyniku przeprowadzenia procesu karnego. Jest to istotne nie tylko z punktu widzenia obwinionego hierarchy, ale przede wszystkim osób pokrzywdzonych, składających zawiadomienie o przestępstwie duchownego oraz opinii publicznej. Tych informacji z zasady w dotychczasowej komunikacji brakuje. Pozytywna zmiana w tym zakresie to jeden z najistotniejszych postulatów pod adresem modyfikacji tak przepisów, jak i praktyki stosowania VELM.

2. Rzetelne postępowanie wstępne

W dotychczasowej praktyce niestety prawie nie zwrócono uwagi na przepis art. 10 par. 1 VELM. Nakazuje on metropolicie bezzwłoczne podjęcie określonych kroków w wyniku zgłoszonego doń zawiadomienia, „poza przypadkiem, kiedy zawiadomienie jest ewidentnie bezpodstawne”. „Ilekroć metropolita uzna zawiadomienie za zdecydowanie bezpodstawne, informuje o tym przedstawiciela papieskiego”.

Papieskie motu proprio kładzie tu zatem nacisk na dwie kwestie: rolę metropolity i „ewidentną” oraz „zdecydowaną” bezpodstawność zawiadomienia, przy czym nie są to określenia tożsame. Pierwszy element – osobowy – przekazuje przełożonemu prowincji kościelnej kompetencję do oceny, czy zawiadomienie, które otrzymał, opiera się na podstawach uzasadniających nadanie mu dalszego biegu. Jednocześnie papież zdecydował, iż ta ocena winna dotyczyć ewentualnego stwierdzenia oczywistej względnie zdecydowanej bezzasadności zawiadomienia.

O ile pierwsze określenie może sugerować dokonanie jedynie oceny prima facie, a zatem zwalniać metropolitę z praktycznie jakiejkolwiek analizy zawiadomienia, to byłoby to stwierdzenie błędne. Prawidłowa bowiem rekonstrukcja normy prawnej zawartej w przepisach art. 10 par. 1 VELM prowadzić musi do wniosku, że wolą prawodawcy było nie zwolnienie metropolity z obowiązku analizy zawiadomienia, lecz ograniczenie jego roli do ewentualnego stwierdzenia, iż otrzymane zawiadomienie jest w sposób jednoznaczny (niewątpliwy) pozbawione podstaw. Tylko wówczas wolno mu odstąpić od nadania sprawie dalszego biegu, a zamiast tego powinien on przekazać odpowiednią informację nuncjuszowi papieskiemu. Stwierdzenie natomiast, że zawiadomienie jest zasadne, a także każda wątpliwość co do jego jednoznacznej bezzasadności, obliguje metropolitę do nadania sprawie dalszego biegu.

Brak przejrzystości to najbardziej krytykowany aspekt stosowania „Vos estis lux mundi”. Publikowane dotychczas komunikaty nie pozwalają najczęściej na stwierdzenie ani okoliczności decyzji, ani nawet trybu postępowania, w jakim je podjęto

Krzysztof Bramorski

Udostępnij tekst

Oznacza to zatem, że metropolicie nie wolno zaniechać dokonania oceny. Przeciwnie, uznanie zasadności bądź bezzasadności zawiadomienia musi zostać poprzedzone badaniem – dokonaniem weryfikacji bądź to samego zawiadomienia i zawartych w nim informacji, bądź też całości dostępnego na tym etapie materiału. Ma to pozwolić na ocenę, czy zgłoszeniu powinien zostać nadany dalszy bieg. Badanie to musi być na tyle wnikliwe i szczegółowe, by w wypadku stwierdzenia bezzasadności zawiadomienia takie rozstrzygnięcie nie budziło wątpliwości któregokolwiek z zaangażowanych podmiotów, a w szczególności pokrzywdzonych i składających zawiadomienie.

W art. 3 VELM określono, że „zawiadomienie powinno zawierać jak najbardziej szczegółowe informacje, takie jak wskazanie czasu i miejsca faktów, osób zaangażowanych lub poinformowanych, a także wszelkie inne okoliczności, które mogą być przydatne w celu zapewnienia dokładnej oceny faktów”. Wskazano również, że informacje można pozyskać także z urzędu. Metropolita dysponuje zatem na tym etapie co do zasady wystarczającym zakresem informacji, by ich analiza pozwoliła stwierdzić ewentualną „zdecydowaną bezzasadność” zawiadomienia. W sytuacji braku jednoznacznej pewności co do takiej bezzasadności zawiadomieniu należy obligatoryjnie nadać dalszy bieg, pozostawiając rozstrzygnięcie co do meritum kompetentnej dykasterii Stolicy Apostolskiej.

Jak fundamentalne znaczenie dla dalszego przebiegu postępowania może mieć rzetelne badanie przez metropolitę zasadności złożonego zawiadomienia – pokazało jedno z głośniejszych postępowań prowadzonych dotychczas w Polsce. Mowa o casusie kard. Henryka Gulbinowicza. Metropolita miejsca, jak poinformował jego rzecznik prasowy, nie tylko nie dokonał omawianego badania wstępnego, ale nawet – mimo prowadzenia postępowania po wejściu w życie VELM – nie zastosował w tej sprawie jego przepisów. W konsekwencji najprawdopodobniej nie poinformowano Stolicy Apostolskiej, że jedyna według dostępnych informacji relacja, którą uczyniono podstawą zawiadomienia, budzi zasadnicze wątpliwości, gdyż m.in. wykazuje daleko idące rozbieżności wobec relacji przekazanych publicznie przez tę samą osobę w tej samej sprawie ponad 20 lat wcześniej. Stało się tak mimo, że taka weryfikacja mogłaby być z łatwością dokonana i z całą pewnością powinna mieścić się w ramach badania „ewidentnej/zdecydowanej bezzasadności” zawiadomienia.

Czy i ewentualnie jaki wpływ miało to „niedopatrzenie” na dalsze procedowanie sprawy i podjęte wobec byłego arcybiskupa wrocławskiego w listopadzie 2020 r. „decyzje dyscyplinarne”, póki co możemy się jedynie domyślać. Przykład ten pokazuje jednak bardzo wyraziście, jak istotne dla rzetelności całej procedury jest poważne traktowanie przepisów VELM od początku każdego postępowania. Wprowadzona regulacja stanowi bowiem spójną całość i zadziała skutecznie jedynie wówczas, gdy każdy jej element i etap, także wstępny, będzie traktowany z należytą skrupulatnością.

3. Udział ekspertów, także świeckich

Wieku uczestników i obserwatorów postępowań prowadzonych w oparciu o VELM, szczególnie w krajach zachodnich i w USA, jednoznacznie postuluje udział w nich ekspertów świeckich. Słuszność tych oczekiwań potwierdzają pozytywne doświadczenia episkopatów, które powierzyły analizowanie przypadków wykorzystywania seksualnego przez duchownych niezależnym komisjom z udziałem świeckich fachowców.

Za modelowe rozwiązanie uznaje się komisję powołaną przez biskupów francuskich. Pozytywne wyniki dało zaangażowanie świeckich ekspertów w wielu przypadkach w Niemczech czy w USA. Zarówno zakres, jak i metodologiczna poprawność postępowań prowadzonych przez takie mieszane lub całkowicie zewnętrzne komisje, jak i wyniki ich prac, w tym sposób formułowania i dokumentowania wniosków, były bardziej profesjonalne, transparentne, systematyczne, wszechstronne i wyczerpujące, niż prezentowane przez wewnętrzne gremia wyłącznie kościelne.

VELM w art. 13 w swoisty sposób zachęca do korzystania ze współpracy świeckich, jednak jest to chyba jedna z najbardziej zagmatwanych norm tego aktu. Odwołuje się ona najpierw do „ewentualnych wytycznych Konferencji Episkopatu”, by następnie dać możliwość indywidualnego lub wspólnego ustalenia przez biskupów danej prowincji list osób wykwalifikowanych, także świeckich (tu kolejne odwołanie, tym razem do kan. 228 KPK), z których metropolita może wybrać do pomocy w dochodzeniu osoby „najbardziej odpowiednie” w danej sprawie. W końcu stwierdza, że ma on zawsze swobodę wyboru innych, równie wykwalifikowanych osób.

W tej konfiguracji sens ustalania „list ekspertów” sprowadza się więc co najwyżej do określenia swego rodzaju minimum kompetencyjnego, stanowiącego punkt odniesienia dla hierarchy prowadzącego postępowanie. Takie „minimum” może być na dodatek w poszczególnych prowincjach zróżnicowane, nawet diametralnie odmienne. Jest to więc regulacja nieprecyzyjna, o charakterze co najwyżej zachęty do korzystania z wiedzy eksperckiej. Zamiast tego potrzebne byłoby jednoznaczne zobowiązanie prowadzącego postępowanie biskupa do korzystania z pomocy wykwalifikowanych ekspertów wszędzie tam, gdzie ze względu na przedmiot postepowania potrzebna będzie wiedza specjalistyczna.

Kwestia dookreślenia w przepisach motu proprio stanu eksperta – świeckiego czy duchownego – może pozostać z tego punktu widzenia nawet drugorzędna. Obowiązek korzystania z ekspertów dysponujących wiedzą potrzebną w sprawach objętych regulacją VELM – pod warunkiem jego uczciwej realizacji – wymusiłby bowiem sięganie w szerokim zakresie po świeckich: psychologów, lekarzy, prawników karnistów czy procesualistów, specjalistów od prowadzenia dochodzeń, przesłuchań czy pracy z małoletnimi. Takich specjalistów nie ma w kręgach kościelnych.

Potwierdzają to doświadczenia amerykańskie. Tam wśród członków kościelnych komisji znalazły się świeckie osoby z doświadczeniem w rządowych agencjach śledczych, adwokaci, sędziowie, nauczyciele, lekarze. Prowadzone przez nich postępowania były rzetelne, sprawne i kończyły się transparentnymi konkluzjami. O ile jednak nie jest to niczym niezwykłym w krajach, w których Kościół od dawna afirmuje istotną rolę świeckich w życiu jego wspólnot i jednostek organizacyjnych, o tyle ciągle trudno oczekiwać podobnej otwartości na przykład w Polsce, gdzie wierni świeccy jedynie wyjątkowo są dopuszczani do pełnienia funkcji nawet w administracji kościelnej niższego szczebla.

O tym, że w sprawach pozateologicznych odwoływanie się do kompetencji wiernych świeckich powinno być normą dowcipnie, a zarazem dobitnie powiedział niedawno jeden z bliskich współpracowników papieża Franciszka, kardynał Jean-Claude Hollerich: „Podczas święceń kapłańskich, co prawda, otrzymujemy wiele łask, ale nie należy do nich łaska rozumienia finansów albo znajomości procesu budowlanego…”. W równej mierze dotyczy to kompetencji we wskazanych tu zakresach.

Tymczasem, rozpatrywany bez emocji, postulat ten jest obiektywnie uzasadniony i praktycznie nie do podważenia. Uzasadnienie nawet obligatoryjnego włączania do postępowań ekspertów świeckich jest bowiem co najmniej dwojakie.

Po pierwsze, opiera się ono na bezspornej – jeśli chcemy mówić o rzetelnym prowadzeniu postępowań (a należy zakładać, że takie właśnie było oczekiwanie papieża wprowadzającego poprzez VELM nowe zasady w tym zakresie) – konieczności fachowej oceny zarówno zdarzeń i okoliczności, jak i faktów oraz osób, których postępowania dotyczą. Wymaga to, jak wspomniano, odwoływania się do profesjonalnej wiedzy i doświadczenia w takich dziedzinach, jak prawo materialne i procesowe, wymiar sprawiedliwości, psychologia, medycyna, administracja, pedagogika… Wbrew archaicznym poglądom, według których ważniejsze od odwołania się do świeckich specjalistów jest fałszywie rozumiane „dobro Kościoła”, polegające na niedopuszczaniu do wydostania się kompromitujących kwestii poza związany kościelną omertą krąg duchownych, w duchu VELM priorytet należy przyznać skutecznemu zwalczaniu eklezjalnej przestępczości i rzetelnemu karaniu duchownych, którzy przestępstw się dopuścili.

Drugi aspekt to kwestia obiektywności i wiarygodności oceny zgłaszanych przypadków. Dotychczas obserwujemy przemożny „opór materii” w zakresie ujawniania skali popełnianych przez duchownych przestępstw wykorzystywania seksualnego osób małoletnich i bezradnych, wyników prowadzonych dochodzeń, udostępniania zebranych w toku kościelnych postępowań materiałów czy współpracy z organami i instytucjami państwowymi. Niestety szczególne „osiągnięcia” mają tutaj biskupi polscy, choć trudno przemóc się do uczciwości i otwartości także na przykład episkopatowi Hiszpanii czy części biskupów włoskich. Przekazanie prowadzenia dochodzeń komisjom z udziałem osób zewnętrznych w stosunku nie tylko do samych sprawców, ale i wobec instytucji, do której należą, przyczyniłoby się do wzrostu obiektywności samych postępowań, a przez to ich wiarygodności dla wiernych i opinii publicznej, na czym Kościołowi – w którego posłannictwo wpisana jest przecież wierność prawdzie – powinno szczególnie zależeć.

4. Sprawność postępowań

Wielokrotnie w okresie minionych trzech lat krytykowano opieszałość zarówno w prowadzeniu dochodzeń, jak i w fazie rozpatrywania ich wyników, podejmowania i ogłaszania decyzji przez Stolicę Apostolską. Kłoci się to nie tylko z ogólną, powszechnie akceptowaną i postulowaną procesową zasadą sprawności postępowania, lecz także z wyraźną ideą przyświecającą wprowadzeniu VELM, które kładzie nacisk na realizację wprowadzanych przez nowe przepisy obowiązków w określonych terminach.

W art. 2 zobowiązano diecezje do ustanowienia w ciągu roku od wejścia w życie VELM łatwo dostępnych dla każdego systemów w celu umożliwienia składania zawiadomień o popełnionych przestępstwach. Dalej, wprowadzając w stosunku do duchownych i zakonników obowiązek zgłaszania przestępstw wykorzystywania seksualnego, o których powezmą wiadomość, właściwemu ordynariuszowi, nakazano im czynić to „niezwłocznie”. To samo zobowiązanie odnosi się do ordynariusza, który powinien przekazać otrzymane zawiadomienie do hierarchów właściwych miejscowo lub personalnie. „Bezzwłocznie” winien na podstawie art. 10 par. 1 działać metropolita, zwracając się do właściwej dykasterii o powierzenie mu prowadzenia dochodzenia w związku z otrzymanym zawiadomieniem. Bezzwłocznie winna postępować też dykasteria po otrzymaniu zawiadomienia, dostarczając odpowiednich instrukcji.

Choć terminy „niezwłocznie” czy „bezzwłocznie” nie zostały precyzyjnie zdefiniowane, zgodnie z powszechną wykładnią należy rozumieć je jako „bez zbędnej zwłoki”, a więc tak szybko, jak jest to możliwe w braku uzasadnionych, istotnych przeszkód lub powodów. Wskazówkę interpretacyjną w tym zakresie znajdujemy w ostatnim z przywołanych przepisów, w którym VELM, zobowiązując dykasterię do bezzwłocznego postępowania, zakreśla jej maksymalny termin trzydziestu dni. Tym samym należy przyjąć, że wymóg bezzwłocznego działania w rozumieniu VELM jest zrealizowany, jeśli właściwy organ zrealizuje swój obowiązek w czasie do 30 dni kalendarzowych.

Dla przeprowadzenia dochodzenia – czyli postępowania wyjaśniającego w oparciu o wytyczne przekazane po przekazaniu zawiadomienia – VELM wyznacza termin 90 dni, przy czym co 30 dni odpowiedzialny metropolita ma obowiązek raportowania Stolicy Apostolskiej jego stanu. Sumując zatem wskazane terminy, okazuje się, że sprawnie prowadzone postępowanie – obejmujące procedowanie zawiadomienia oraz regularne dochodzenie w sprawie – powinno dostarczyć potrzebny materiał dykasterii, władnej podjąć na jego podstawie dalsze decyzje, w ciągu 120–150 dni, czyli w zaokrągleniu do pół roku.

Rzeczywistość wygląda niestety inaczej. Składający osobiście zawiadomienia w kilku sprawach dotyczących polskich biskupów Zbigniew Nosowski i Tomasz Krzyżak wskazują zarówno na przedłużające się czynności na wstępnych etapach postępowań, jak i znaczące, wielomiesięczne opóźnienia zarówno w podejmowaniu decyzji, jak i ich komunikowaniu. W tym zakresie z pewnością konieczna jest zatem co najmniej korekta praktyczna – poprawa sprawności działania organów prowadzących czynności. W sferze prawnej można sobie wyobrazić zarówno doprecyzowanie obowiązujących przepisów, jak i wprowadzenie instytucji mobilizujących – tak w sferze nadzoru, jak i wyposażenia pokrzywdzonych i skarżących w gwarancje procesowe dające im dostęp do informacji o stanie sprawy oraz uprawnienia interwencyjne, np. w postaci jakiegoś typu „skargi na przewlekłość postępowania”.

5. Traktowanie z godnością i szacunkiem

Art. 5 VELM nakłada na władze kościelne – a więc wszystkie osoby i instytucje biorące ze strony Kościoła udział w postępowaniach – obowiązek traktowania poszkodowanych i ich rodzin z godnością i szacunkiem. Należy to podkreślić, gdyż wtórna wiktymizacja ofiar przestępstw o charakterze seksualnym popełnianych przez duchownych w trakcie prób dochodzenia przez nie sprawiedliwości jest często sygnalizowanym problemem.

Doświadczenie pokazuje, że realizacja tego nakazu przynajmniej w warunkach polskich pozostawia wiele do życzenia. Nie poprawia się też wraz z upływem czasu. Sygnały o traumatyzującym osoby pokrzywdzone sposobie odbierania od nich zawiadomień, próbach zniechęcania do dochodzenia swoich praw i umniejszania ich cierpień dotyczą wielu zgłaszanych spraw i różnych faz postępowań.

Symptomatyczny jest tu przypadek braci Jakuba i Bartłomieja Pankowiaków. Już na wstępnym etapie postępowania prowadzący je duchowni, w tym abp Stanisław Gądecki, wywierali niedozwolony nacisk na jednego z pokrzywdzonych. Złamali wyraźny zakaz art. 4 par. 3 VELM, zmuszając przesłuchiwanego zarówno do podpisania zobowiązania do zachowania tajemnicy, jak i złożenia przysięgi milczenia na Pismo Święte. Bezpodstawnie pozbawili go wsparcia bliskiej osoby, narzucając przesłuchanie bez możliwości jej towarzyszenia. Odmawiali braciom praw, jakie przyznawali innym ofiarom przesłuchiwanym w tej samej sprawie. Abp Gądecki w sposób stygmatyzujący jednego z braci usiłował zbierać swoisty „wywiad środowiskowy” na jego temat. Wreszcie, po wszystkich tych szykanach, zeznania obu pokrzywdzonych pod różnymi pretekstami pominięto, zamykając postępowanie. Za późną reminiscencję tej spawy trzeba uznać głośne w ostatnich dniach zachowanie w procesie cywilnym pełnomocnika diecezji kaliskiej wobec Jakuba Pankowiaka, za które musiał natychmiast przepraszać kaliski biskup.

Ten i inne przypadki wskazują, że także w zakresie „troski o osoby”, jak to określa VELM, wskazany byłby nacisk na jej rzeczywistą realizację. Czasem wystarczyłaby tu uczciwość i dobra wola, czasem pomogłyby specjalistyczne szkolenia osób delegowanych do prowadzenia postępowań. Dla uniknięcia drastycznych sytuacji osobom pokrzywdzonym należałoby jednak przyznać możliwość wnioskowania do kompetentnej dykasterii o zmianę osoby, której powierzono dochodzenie. Taki przypadek mógłby stanowić uzasadnienie możliwości, o której stanowi art. 11 par. 1 VELM, czyli powierzenia dochodzenia osobie innej niż właściwy według zasad ogólnych metropolita.

6. Status pokrzywdzonych i udział „osób, których dotyczy postępowanie”

Zastrzeżenia w regulacji VELM budzą dwie kwestie personalne. Obie, choć w różnych aspektach, dotyczą wątpliwego statusu osób kluczowych dla rozpatrywanych spraw.

Po pierwsze doświadczenie okresu eksperymentalnego udowodniło całkowicie nieprawidłową pozycję procesową ofiar. Osoby pokrzywdzone zamiast statusu strony otrzymują w postępowaniu rolę świadka. Drastycznie ogranicza to nie tylko ich aktywne uprawnienia procesowe, ale uniemożliwia nawet otrzymywanie szczątkowych informacji co do stanu postępowania, jego poszczególnych etapów, a co najważniejsze – podejmowanych rozstrzygnięć, ich podstaw, dowodów uznanych za wiarygodne i okoliczności uznanych za wątpliwe. Dziś pokrzywdzeni dowiedzą się o wyniku postępowania jedynie na swój wniosek i to tylko wtedy, gdy inaczej nie zdecyduje instrukcja kompetentnej dykasterii. Jeśli VELM ma gwarantować rzetelne rozpatrywanie zgłaszanych spraw, ten błąd legislacyjny powinien być jako jeden z pierwszych naprawiony.

Drugie zastrzeżenie dotyczy podejrzanych. W tym zakresie w VELM również zastosowano dziwną konstrukcję. Osoby, przeciw którym toczy się dochodzenie, mają być o tym informowane tylko wówczas, gdy zażąda tego kompetentna dykasteria. Dopiero wtedy metropolita „wysłuchuje ich wyjaśnień o faktach i zachęca je do przedstawienia obrony”.

Prawidłowo skonstruowane i prowadzone postępowanie winno zapewniać możliwość aktywnego w nim udziału obydwu kategoriom osób o kluczowym znaczeniu: zarówno pokrzywdzonym, jak i sprawcom przestępstw. Ich udział winien opierać się na jasno określonych gwarancjach procesowych, obejmujących uprawnienia do dostępu do informacji, składania wniosków, korzystania z pełnomocników. Wydaje się, że trzyletnie doświadczenia wielu postępowań są dziś wystarczające, aby umożliwić właściwe rozbudowanie przepisów VELM w tym zakresie.

7. Uregulowanie statusu biskupów usuniętych z urzędu

Nie ulega wątpliwości, że sankcje orzekane wobec osób uznanych za winne popełnienia przestępstw objętych zakresem VELM powinny mieć charakter kar, i to dotkliwych, podlegających wykonaniu oraz kontroli ich przestrzegania. W wielu wypadkach jest to niestety fikcja, zarówno boleśnie dotykająca ofiary przestępców, jak i budząca słuszne oburzenie opinii publicznej, w tym znacznej części wiernych. Brak konsekwencji wobec sprawców nie służy w efekcie skutecznemu oczyszczaniu się Kościoła, o którym mówi papież Franciszek, ani budowaniu zaufania do kościelnych działań.

Przyczyną tego jest m.in. nieczytelność proporcji pomiędzy winą a karą, wynikająca m.in. z sygnalizowanego braku transparencji postępowań, a także brak nadzoru nad zachowaniem hierarchów, których dotyczą sankcje. W efekcie dochodzi do zdarzeń tyleż gorszących, co ośmieszających Stolicę Apostolską, której decyzje są przez skazanych biskupów ignorowane. Egzemplifikacją tego typu sytuacji jest postawa abp. Głódzia – jego wiejskiego pałacu, demonstracyjnego wyboru na sołtysa czy brylowania przy ołtarzu na kościelnych uroczystościach w Toruniu i innych częściach Polski.

Dla przywrócenia właściwej sytuacji w tym względzie w VELM powinny pojawić się przepisy jasno regulujące status ukaranych sprawców, w szczególności biskupów, zarówno w kwestii nomenklatury, jak zasad ich postępowania. Obecnie sami decydują oni o tym, jak rozumieją nałożone na nich sankcje i ograniczenia, jak interpretują obowiązujące ich zakazy czy nakazy. Modyfikacja przepisów powinna ograniczyć praktykę uznaniowości tak w kwestii nakładanych ograniczeń, jak ich wykładni. Zakazy winny być interpretowane ściśle, nakazy nakładane o wiele bardziej precyzyjnie – tak, by były dotkliwe i nie pozostawiały ukaranych dowolności interpretacyjnych, powodujących nieraz ośmieszanie intencji Stolicy Apostolskiej.

W końcu, publikacji powinny podlegać także informacje o wykonaniu lub niewykonaniu w określonym terminie kar wymagających od sprawców wykonania określonych czynności, np. wpłacenia kar finansowych. Oczywiste jest, że Kościół nie ma możliwości ich przymusowego wyegzekwowania, jednak informacja o ich zlekceważeniu miałaby pożądany społecznie skutek nałożenia na takie osoby swego rodzaju infamii, z pewnością – przynajmniej w niektórych wypadkach – działającej również dyscyplinująco.

8. Współpraca z organami państwowymi

Na koniec warto wspomnieć o kwestii w VELM bezpośrednio nieuregulowanej, lecz pozostającej w ścisłym związku z postępowaniami kościelnymi dotyczącymi omawianego zakresu spraw, a w zasadzie ich dokumentacji. Skoro VELM (art. 12 par. 1 lit. d) nakazuje prowadzącemu dochodzenie metropolicie m.in. zasięganie informacji także od instytucji cywilnych, symetrycznie należałoby oczekiwać zobowiązania tegoż do udostępniania tymże instytucjom – w szczególności sądom i organom ścigania – informacji użytecznych dla prowadzonych przez nie postępowań.

Niestety, praktyka okazała się odmienna, a następnie została potwierdzona rozczarowującymi instrukcjami Stolicy Apostolskiej. Zmuszanie krajowych organów wymiaru sprawiedliwości, by o udostępnianie materiałów z postępowań kościelnych musiały zwracać się, stosując międzynarodową procedurę pomocy prawnej, jest zaprzeczeniem woli jakiejkolwiek współpracy i powinno zostać pilnie zweryfikowane.

Mimo tej budzącej zastrzeżenia regulacji nie ma przeszkód, by biskupi prowadzący postępowania wstępne lub dochodzenia na etapie diecezjalnym współpracowali z organami wymiaru sprawiedliwości. Niestety postawa polskiego episkopatu jest tu dalece rozczarowująca. Znane są przypadki bezpodstawnych odmów udostępniania informacji i dokumentów sądom przez abp. Gądeckiego czy bp. Bryla oraz Komisji ds. Pedofilii przez abp. Polaka. Brak, jak dotąd, znanych publicznie przykładów rzeczowej współpracy.

Taka postawa dziwi, wszak jednym z przestępstw typizowanych w art. 1 par. 1 VELM są m.in. „działania lub zaniechania mające na celu zakłócanie lub uniknięcie dochodzeń cywilnych (…), administracyjnych lub karnych, przeciwko duchownemu lub zakonnikowi” w związku z przestępstwami seksualnymi z wykorzystaniem przemocy, groźby, nadużycia władzy, z osobą małoletnią lub bezradną, a także wytwarzaniem, prezentowaniem, przechowywaniem lub rozpowszechnianiem pornografii dziecięcej.

Wypada więc zachęcać co najmniej do podejmowania prób wypracowania odpowiedniej wykładni tych przepisów. Wydaje się bowiem, że możliwe jest uznanie bezpodstawnych odmów współpracy biskupów i diecezji z sądami czy prokuraturą, przynajmniej na wczesnych etapach postępowań kanonicznych, za działania naruszające normy VELM i jako takie podlegające ściganiu w oparciu o jego przepisy.

Pod korcem fałszywej troski

Mimo tych, w większości krytycznych, uwag nie ulega wątpliwości, że wprowadzenie VELM stanowiło milowy krok w zakresie reformy kościelnych postępowań dotyczących szczególnie drastycznej kategorii przestępstw popełnianych przez duchownych. Przyczyniło się także do stopniowej zmiany wewnątrzkościelnego myślenia w tym zakresie. To znamienny przykład, że prawo wpływa na świadomość osób, których dotyczy.

Konstatacja ta opiera się na perspektywie szerszej niż tylko polska, stąd i oczekiwania i perspektywy mogą być zarysowywane z nieco większą nadzieją na systematyczne przemiany w pożądanym kierunku. Pierwsza możliwość weryfikacji, czy ta nadzieja się spełni, pojawi się, gdy poznamy papieskie decyzje co do dalszego losu i kształtu „Vos estis lux mundi”.

Wesprzyj Więź

Dobrze byłoby także, gdyby tym decyzjom towarzyszyło przygotowanie dokumentu wyjaśniającego, komentarza na kształt Vademecum, jakie Kongregacja Nauki Wiary wydała dla ujednolicenia praktyki postępowań karnych w przypadkach nadużyć seksualnych popełnianych przez duchownych wobec małoletnich. Przyczyniłoby się to nie tylko do wyjaśnienia wielu istotnych kwestii budzących dotąd wątpliwości, lecz przede wszystkim do ujednolicenia praktyki postępowań i ograniczenia możliwości interpretacyjnych nadużyć.

Wtedy też okaże się, czy długo jeszcze niektórym episkopatom będzie udawało się ukrywać światło mające wypalić zło, pod korcem fałszywej troski o „dobro Kościoła”…

Przeczytaj także: Abp Paetz, papież Jan Paweł II i odpowiedzialność

Zranieni w Kościele

Podziel się

8
3
Wiadomość

„Jasnej komunikacji domaga się bowiem już sam fakt wszczęcia postępowania wobec konkretnego purpurata.”
Nie chce mi się wierzyć, by Autor, doświadczony prawnik nie wiedział, że przy dzisiejszych standardach taki komunikat już jest wyrokiem skazującym bez względu na prawdę do której się dotrze lub nie. Więc się dziwię, dlaczego sam nie proponuje rozwiązania mitygującego takie zagrożenie. Na tej podstawie mam prawo nie wykluczać, że Autor należy do tych, którzy przestępstwa pedofilskie niektórych księży traktują instrumentalnie do dekonstrukcji Kościoła w dotychczasowym kształcie i nie chodzi tu o prawdę. Owszem, niektóre postulaty Autora brzmią sensownie, ale ten brak umiaru nie pozwala mi zaufać i przyjąć ich bez własnej analizy, na którą nie mam czasu i wiedzy. Więc mojego poparcia Autor póki co nie pozyskał, a byłem do wzięcia.

Co to znaczy „dzisiejsze standardy”? To my określamy standardy, więc nie ma się co nimi zasłaniać. Takie powiedzenie gdzieś tam funkcjonuje, że „Świński łeb po świńsku myśli”. Oczywiście nie dotyczy to Autora, ale sposobu myślenia. Nam ma chodzić o prawdę. Dochodzenie to jest do prawdy dochodzeniem. Jeśli ktoś niewinny się okaże, prawda także się domaga prawdy. Może Pan mieć różne zdanie, ale bezpodstawnie też nie wolno nikogo oceniać zwłaszcza publicznie; zasłaniając się przy tym brakiem czasu oraz wiedzy. Komuś Pan stawia zarzut wynikający z pańskiej postawy, a sam trik stosuje krytykowany przez samego siebie. Takie sobie Pan wystawił świadectwo. Po co Panu to było?

Zdanie „mam prawo nie wykluczac, ze Autor przestepstwa pedofilskie niektórych księży traktuje instrumentalnie do dekonstrukcji Kościoła” brzmi niepokojąco podobnie do słów, za które Kościół ostatnio przeprosił, a skierowanych do Pokrzywdzonego „Ma pan misję walki z Kościołem”. Nie wchodze w dalszą dyskusje, bo to jakieś insynuacje o niezamierzonych intencjach i motywach, a prawda sama się wybroni.

Na tym forum przyznałbym Panu tytuł mistrza insynuacji, za pokrętność myśli i słów, które mają sprawiać wrażenie czujności w obronie dobrego imienia Kościoła, a w istocie są dezawuowaniem każdej próby uzdrowienia tej instytucji. Zresztą , jak Pan to ujął: „dekonstrukcja Kościoła w dotychczasowym kształcie” nie jest chyba niczym nagannym?

Problem w tym, że inny kształt Kościoła, który mógłby powstać z dekonstrukcji kształtu obecnego jest zagrożeniem dla pozycji księży i biskupów a po drugie wymagałby prawdziwego zaangażownia wiernych przychodzących do tegoż Kościoła z prawdziwego, osobistego, głębokiego pragnienia a nie z konformizmu społecznego. Ani po jednej ani po drugiej stronie nie ma na to potrzeby i zgody.

Bardzo rzetelne i szczegółowe podsumowanie 3 lat obowiązywania tych przepisów.
Dziękuję Redakcji za tą pracę

Jednocześnie @Piotr
Pańskie komentarze i insynuacje są żenujące.
Insynuowanie złej woli z powodu… własnego brak czasu i wiedzy ! Na litość !
To zarwij pan kilka nocy i i zdobądź wiedzę !

Postulaty zawarte w artykule są z gruntu rzeczowe i słuszne, co każdy człowiek o niespaczonym sumieniu wie ! Nie domyśla się i nie przypuszcza tylko po prosu wie. Bo zwykły człowiek rozumie co znaczy zachować się przyzwoicie mimo, ze nie zawsze sam tak postępuje.

Skoro biskupi nie rozumieją tego to albo ich sumienia są na poziomie patologicznym albo są takimi cynikami. Ani jedno ani drugie dobrze nie świadczy.
To co robią pogłębia kryzys w KK w Polsce. Moim zdaniem jest to już trend nie do odwrócenia żadną miarą.
Warto dobrze zapamiętać ich nazwiska bo to oni będą Grabarzami Kościoła Katolickiego w Polsce.

Panie Piotrze, skoro fakt wszczęcia ma miejsce wobec jakiegoś biskupa to znaczy ze do danej kurii lub do kongregacji wpłynely pisma osób wykorzystanych ,to po pierwsze a po drugie Watykanowi juz wierzyć ani ufać nie mozna. Wyrok wobec kard Dziwisza jest tego dowodem oraz dowodem jest tez osoba abp…. Skworca! , ktory powinien byc wyrzucony z kapłanstwa to samo abp. Gądecki, ktory złamał przepisy VELM ! I zachował sie wręcz skandalicznie! Ale nasi… biskupi nie mają honoru aby podać sie do dymisji! Klerykalizm im sumienia i oczy juz dawno wypalił ! A VELM traci swą moc z dniem 1 czerwca tego roku..

„Uregulowanie statusu biskupów usuniętych z urzędu”

Tu bardzo słuszna uwaga.
Stan obecny to jest po prostu robienie sobie kpin z wiernych a tym bardziej z pokrzywdzonych !

Obecnie facet dostaje karę np. w postaci zakazu uczestnictwa w uroczystościach publicznych w… jednej diecezji (nawet nie tej z której pochodzi a tylko tej w której był biskupem, wpłacenie „co łaska” na Fundację , ewentualnie przeniesienie w nagrodę (o przepraszam, „za karę”) na wcześniejszą emeryturę etc.

To jest kpina. W każdej (sic!) innej diecezji oraz za granicę dalej może paradować w biskupich purpurach, uczestniczyć w obrzędach publicznych etc. oraz odbierać sutą emeryturę !

Porównajmy to tak jak pan Robert lub laokon:
A co byśmy powiedzieli gdyby jakiś np. komendant powiatowy także był oskarżany o takie czyny tuszowania przestępstw (lub sam by ich dokonywał), jego przełożeni by to kryli i wciąż przenosili na inne komendy aż w końcu „za karę” poszedłby na wcześniejszą emeryturę, miałby zakaz uczestnictwa w uroczystościach policji w… pierwotnym powiecie… a każdym innym powiecie mógłby sobie paradować w mundurze. Odbierałby solidną emeryturę i tak sobie spokojnie „cierpiał”.

W żadnym innym zawodzie to by nie przeszło. To jest po prostu niemożliwe.

Procedura winna być jasna i prosta jak cep.
Kryłeś przestępców a więc (powiedzmy to jasno) umożliwiałeś im popełnianie kolejnych czynów przestępczych ?
– idziesz do więzienia na 3 lata zgodnie z przepisami
– tracisz wszelkie godności biskupie, prawo do biskupiej emerytury i biskupich przywilejów (inne dochody oraz inna pomoc niematerialna!)
– masz zakaz uczestnictwa w publicznych celebracjach oprócz jednego ostatniego „wystąpienia” : masz publicznie przeprosić z ambony wiernych za zgorszenie (sic!) oraz skrzywdzonych osobiście ! każdego z osobna !
– na Fundację masz wpłacić konkretną gigantyczną sumę pieniędzy a nie żadnej „co łaski” (taką sumę żeby zabolało!)
– pracujesz w jakimś klasztorze na swoje utrzymanie i czekasz (sic!) na emeryturę na poziomie wikarego (!)
– W najgorszych przypadkach całkowite wydalenie z kapłaństwa.

Nie ma w tym żadnej filozofii.
Brak podobnej procedury i transparencji powoduje dalszą degenerację… biskupów przede wszystkim a w stosunku do KK przechylenie równie pochyłej o dalsze kilka stopni tak, że w końcu gruchnie o ziemię.

Warto przypomnieć czym jest zgorszenie. Grzech zgorszenia to nie jest wywołanie oburzenia i niesmaku. Zgorszyć to uczynić kogoś gorszym. Gorszym czynią cały kościół, dają przykład, że można być dwulicowym, że można ofiarę mylić z agresorem, że można udawać, że nic się nie stało. Zgorszenie było u Petza, gdzie także zdrowi klerycy byli wciągani w amoralne życie, a ich przełożeni byli pogarszani zmuszaniem do milczenia przez wyższych w hierarchii.

Jeśli Państwo sami wypieracie się sposobu mojego oceniania tego artykułu, to kłamiecie – każdy człowiek w 90% wyrażanych poglądów opiera się o opinie pośredników i swoje ogólne doświadczenie w ocenie ich wiarygodności. Napisałem, dlaczego Autor nie zyskał mojego zaufania. Wszyscy państwo poczuliście się zwolnieni z odniesienia się do kluczowego punktu w moim komentarzu – że przy dzisiejszym stanie mediów oskarżenie jest wyrokiem (nie, panie Adamie+G. ani ja, ani Pan nie ustanawiamy ich standardów).

Żadna z osób, która zarzucała mi insynuacje i manipulacje nie podpisała się nazwiskiem. Dostatecznie dużo napisałem tu komentarzy, że obrońcy tuszowania pedofilii w Kościele nie mogą uznać mnie za swojego sprzymierzeńca. Swojej oceny nie napisałem z pozycji obrońców księży pedofilów i tych, którzy ich chronią. Takie insynuacje są właśnie wskaźnikiem poziomu dyskusji.

Panie Piotrze , po pierwsze nasze nazwiska zna redakcja i nie ma zadnego obowiazku takze prawnego , podpisywania swych komentarzy nazwiskiem, z różnych przyczyn. Co do oskarżen wobec biskupow to niestety Watykan decyduje o winie lub nie i jesli sa dowody zlego dzialania to Watykan takze uniewinnia! (Kard. Dziwisz). Bo kard. Dziwisz skłamał i to w żywe oczy w rozmowie z Panią Pauliną Guzik w filmie SZKLANY DOM. Ja mam inne doswiadczenia
tej sprawiedliwości w Kosciele… jej nie ma! Od ponad 30 lat jej nie ma!
I nigdy nie bedzie. VELM w Polsce nigdy nie działał , ponieważ zaden biskup tych przepisów nie przestrzegał a Watykan nie wyciągał i nadal nie wyciaga zadnych karnych konsekwencji. No ale przykład idzie z samej Góry. Papież obecny właściwie na wszystko pozwala… wiec jak mamy oczekiwać zmian na lepsze?…

Moim zdaniem istnieje taki obowiązek etyczny w przypadku ataków ad personam – nazwisko do wiadomości redakcji poza ekstremalnymi przypadkami niczego nie usprawiedliwia. Ale w Pana przypadku to nie miało miejsca. Nic z tego co Pan napisał nie budzi mojego sprzeciwu.

Więdnący dziś liberalizm wniósł do naszej cywilizacji nieusuwalne wartości/zasady, w tym politykę karną, w tym ochronę przed linczem nie tylko fizycznym i zasadę niewinności do momentu udowodnienia winy. Zgadzam się, że praktyka procedur kościelnego wymiaru sprawiedliwości nie daje gwarancji dojścia do prawdy, na dodatek szybkiego, i jej krytyka jest słuszna. Ale to nie oznacza, że cywilizacyjne zdobycze mamy zawieszać na kołku. O to Autora nie oskarżam dopuszczając ewentualność, że tylko przeoczył podniesiony przeze mnie aspekt sprawy. Ale większość moich anonimowych polemistów już wie, o co mi chodzi i mimo to przechodzi nad wartościami do tej pory bliskimi jak się domyślam ich formacji (nie w rozumieniu partyjnym) do porządku dziennego przyjmując zasadę „słuszny cel uświęca barbarzyńskie środki”. Bo tym jest w obecnych warunkach medialnych, od których nie wolno nam abstrahować ujawnianie każdego podejrzenia o nadużycia seksualne, a to postuluje Autor (zastanawiam się, ilu zwolenników takiej zasady w sprawach o nadużycia seksualne księży lub ich tuszowania opowiadało się przeciw swobodnemu dostępowi do akt SB z zawartymi tam prawdziwymi i nieprawdziwymi informacjami).

Gdy przerażające fakty kilka lat temu zaczęły wychodzić na jaw, już wówczas pisałem tu by po doświadczeniach Kościoła w USA lub Irlandii przygotować procedury weryfikacji oskarżeń i sposób postępowania na wypadek pomyłek lub fałszywych oskarżeń. Zostało to odebrane przez niektórych jako prewencyjne dezawuowanie zarzutów. No i przyszły takie przypadki (np. przypadek b.prezesa fundacji „Nie lękajcie się” czy głównego adwokata działającego w tej fundacji, który okazało się tuszował nadużycie seksualne wobec dziecka swojego klienta prawdopodobnie z naruszeniem prawa), a przyjdzie ich jeszcze trochę rzucające cień na wiarygodność wszystkich zarzutów. Weźmy przypadek komisji Terlikowskiego. Wystarczy, jak Paweł M. gdy będzie wreszcie mieć możliwość obrony podważył wiarygodność jednego z kilkudziesięciu lub więcej zarzutów (a o.Wiśniewski OP zwrócił uwagę na kilka wątpliwych relacji, za co spotkał go zresztą emocjonalny, a nie merytoryczny odpór) i rzuci to cień na wszystkie ofiary.

Tak, jest konieczna potrzeba powołania podobnych, ale nie takich komisji przy wielu diecezjach i zakonach. Była to pionierska komisja i jej uchybienia były uprawnione/zrozumiałe. Powinny zostać skorygowane, bo jeżeli nie, da to alibi by takich komisji więcej nie powoływać. Ale katolicy otwarci nie są otwarci na taką dyskusję ze szkodą dla sprawy, której uważają się za jedynych uczciwych rzeczników (bo rzeczywiście, ich wkład jest największy).

Powyżej napadło na mnie plemię wyznające zasadę kto nie z nami, ten przeciw nam. Jest to szczególnie trudny do uzdrowienia przypadek plemienności, bo ma o sobie mniemanie, że jest światłe.

Panie Piotrze,
zdumiewa mnie (po raz kolejny) Pańska łatwość oskarżania wszystkich „katolików otwartych” – i to w oparciu o głosy kilku anonimowych internautów. Na jakiej podstawie opiera Pan przekonanie, że „napadła na Pana” jakaś formacja ideowa? Mnie się wydaje, że uwagi do Pańskiego komentarza mają po prostu konkretni ludzie (ze swymi skomplikowanymi życiorysami, których wszak zupełnie nie znamy).

Ech, ta niekończąca się obsesja dotycząca nazwisk. Są ludzie, którzy nie są w stanie zrozumieć, że w Sieci każdy może być każdym a nick taki jak np mój jest w sumie uczciwszy od jakiegokolwiek imienia i nazwiska, które może być wzięte z księżyca i nikt tego nie zweryfikuje. W końcu nikt tutaj nie pokazuje skanu swojego dowodu osobistego jako potwierdzenia że nazywa się naprawdę tak jak pisze w nagłówku.
Panie Piotrze. Proszę dyskusje w internecie potraktować jako starcie platońskich idei a nie materialnych ludzi.
Tak łatwiej zaakceptować reguły tego medium.

No ja rozumiem o co Panu chodzi. Tzw. domniemanie niewinności. Problem podobny pojawił się przy okazji MeToo. Najpierw pękła tama zmowy, a później pojawiła się możliwość pomówienia dowolnej osoby i liczenia na odszkodowanie. Niestety większość oskarżeń okazała się w pełni prawdziwa i zapewne identycznie jest tu. Co nie zmienia faktu, że „gdyby był chociaż jeden sprawiedliwy…”. Temu jednemu może to zniszczyć życie. I tu stykamy się z poważnym dylematem co jest ważniejsze: domniemanie krzywdy czy domniemanie niewinności, bo to o czym Pan mówi odbywa się na etapie wszczęcia samych procedur, przed procesem. W tym miejscu mamy ryzyko, że oskarżony dalej będzie wpływał na świadków. Z jednej strony mamy ryzyko, że fałszywe posądzenie na zawsze pozostanie, także przy niewinnym, bo ludzie myślą schematami „prawda jest pośrodku” oraz „coś musiało być na rzeczy”. O tym Pan pisze. Ale druga strona, o której piszą inni to, że brak przejrzystości będzie dawaniem okazji rzeczywiście winnym na działanie, tuszowanie dowodów, przekupywanie świadków. Spowoduje też brak informacji dla innych potencjalnych ofiar. (Zastraszona ofiara postanawia się zgłosić, kiedy wie, że przeciw oprawcy już jest postępowanie, to bardzo powszechne i cenne). W skrajnych przypadkach anonimizowanie podejrzanych może ułatwiać dalsze funkcjonowanie siatki pedofilskiej i często w świecie to się dzieje (vide wyciszona sprawa Epsteina). Idea domniemania niewinności jest więc o tyle słuszna co kosztowna, a kosztem może być bezpieczeństwo dzieci. Nie jest więc prostym wyborem moralnym. Dodatkowo, dzięki doskonale działającej machinie tuszowania przez wiele lat winni wyślizgiwali się, stąd poczucie, że jeśli chociażby ludzie wiedzieli, że ktoś ich oskarżał to dla ofiary jest to pewna satysfakcja. Nie brzmi „sprawiedliwie” ale wynika z sytuacji. Widzę dwie kwestie: nastawienie społeczne (to o czym Pan pisze nie wynika z „wyroku”, nie wynika z ujawniania danych, a nastawienia społecznego, to społeczeństwo musi wierzyć w domniemanie niewinności, jak i co może na nie wpływać na razie zostawiam) oraz stała weryfikacja wszystkich zwierzchników pod kątem procedur. Jeśli każdy będzie ewaluowany co parę lat po kątem procedur walki z pedofilią to nie będzie personalnych oskarżeń przed ujawnieniem zaniedbań. (Przepraszam za kolejny rozwlekły wpis…)

Dochodzenie prawdy jest w sądzie, a nie w mediach. Najwyraźniej źle odczytałam Pana intencje jakoby chciał Pan stanąć w obronie mec.Markiewicza, od słów którego Diecezja Kaliska się odcieła. W takim razie Pana przepraszam. Jeśli chodzi o mec.Markiewicza to na pewno nie umkneła Pana uwadze ta nominacja
https://diecezja.pl/aktualnosci/abp-marek-jedraszewski-powolal-nowa-rade-fundacji-sw-jana-pawla-ii-w-rzymie/
Byłabym wdzięczna jeśli byłby Pan uprzejmy sprostować, że nie podejrzewa Pan ani Pana Pankowiaka, ani Autora jakoby ich zamiarem było przyczynianie się do destrukcji Kościoła. A, że o dobro Kościoła Panu chodzi, to ja nie wątpię. Stać Pana żeby za te słowa o dawaniu powodów do destrukcji Kościoła przeprosić, bo jak widać kilka osób niezależnie tak zrozumiało Pana wpis.

Skoro już o poziomie dyskusji, to coś przypomnę. Jakiś czas temu – pisząc, że polemizuje z moją wypowiedzią – „miażdżył” Pan stwierdzenia, których w moim wpisie w ogóle nie było. Zostałam zaliczona do grupy (plemienia?) czerpiących wiedzę o świecie tylko z mediów liberalnych, osób odbierających informacje wyłącznie na jednej (wg Pana „niesłusznej”) częstotliwości. Co do wypowiedzi wysokiego urzędnika, do których się odnosiłam, wyraził Pan przypuszczenie (zatem: nie znał ich), że były one „szersze i głębsze” (czytaj: ja albo ich nie pojęłam, albo kłamię) i to swoje przypuszczenie uznał za bardziej wiarygodne niż opinia osoby znającej owe wypowiedzi. Ba, „wiedział” też Pan więcej niż ja o sytuacji będącej moim osobistym doświadczeniem…
Ze swoiście pojmowanego „obowiązku etycznego” Pan się, owszem, wywiązał, sygnując własnym nazwiskiem i „zaetykietowanie” mnie, i sugerowanie mojego autorstwa sformułowań przez Pana użytych (a nieistniejących w moim wpisie), i „unieważnienie” mojej wiedzy uargumentowane Pańskim przypuszczeniem, i uznanie wyższości Pańskich opinii nad moimi doświadczeniami.
Nie, nie poczułam się osobiście dotknięta, bez przesady.
Odnosząc się potem na forum do wspomnianej „polemiki”, nie ulokowałam Pana w żadnym stadzie, nie oskarżyłam o napaść, nie zarzuciłam kłamstwa. Ale teraz nie mogę chyba całkowicie się nie zgodzić – czy to wystarczająco pokrętne? 😉 – z wypowiedzią @Bertrand. Choć w moim przypadku Pańską czujność obudziła nie krytyka Kk, ale ocena działań rządu w sytuacji kryzysu uchodźczego.
A podawanie prawdziwych personaliów niczego nie rozwiąże, wręcz przeciwnie, raczej wprowadzi zamęt. Przykład: nazwiska takiego jak moje używa kilka tysięcy Polek. Imię jest pewnie w pierwszej dziesiątce najczęściej występujących w aktach USC. W dodatku mam tylko jedno, więc nie skorzystałabym z doprecyzowującego formatu „Hermenegilda E. Jones”. Jeśli ktoś, z kim sprzeczałabym się w sieci, zna jakąś inną HJ, może do tej „niewinnej” poczuć urazę. A są przecież i nazwiska noszone przez dziesiątki tysięcy ludzi.

@Joan Nie wiem, czy to Panią pocieszy, ale to, że Piotr Ciompa „wiedział” lepiej niż Pani o sytuacji będącej osobistym doświadczeniem, to w sumie pikuś. Ten pan nawet wie lepiej ode mnie, jaki jest mój Bóg.
Naturalnie „plemienny”, bo „plemienność” to chętnie używana inwektywa wobec nienależących do plemienia tych, którzy podzielają (do końca?) jego zdanie.

Szanowni @Joan @Piotr Ciompa, żałuje że wogóle napisałam jakikolwiek
komentarz. Oscylujemy pomiędzy „domniemanie niewinności” (tak należy się każdemu, także podejrzanemu
i osadzonemu w areszcie, za działania którego i za swoje zaniedbania jego przełożeni publicznie przeprosili,
a z tego co pisał tu gdzieś chyba pan Pankowiak to nawet wypłacili odszkodowania choć mogli się
zasłaniać przedawnieniem, a @Joan jakby nie potrafi tematu zamknąć)
i zszarganą „dobra reputacją” Kościoła (trafne określenie @Joanna Krzeczkowska).

Muszę się zdecydowanie odciąć od wcześniejszych komentarzy @Joan. Ciekawe jest, że w jednym z tych komentarzy
pisała Pani: „Rzeczowej analizy dokonanej przez kompetentnego prawnika nie nazwałabym „elementem nagonki”.”
Czy tego Pani argumentu nie mógłby użyć także @Piotr Ciompa w swojej obronie?

Jeśli chodzi o reputacje Kościoła, czy dziennikarzy, to dla mnie Paulina Guzik ma zdecydowanie
złą reputacje jako dziennikarka, gdyż z jednej strony atakowała mocno prowincjała dominikanów
nie relacjonując rzetelnie tego co on ma do powiedzenia i ogłaszając się orędowniczką
pokrzywdzonych, a w innych mediach publikowała artykuły, gdzie broniła biskupów, kardynałów…
za których przyzwoleniem przestępcy seksualni byli dopuszczani do działań duszpasterskich.
Jak ktoś chce to sobie znajdzie w mediach, ja nie bede robić dla kogoś kwerendy. Przeczytałam raz, i więcej
nie będę czytać artykułów tej Autorki, ani do nich wracać.
Skoro Paulina Guzik ma prawo oskarżać jednych, a bronić drugich odwołując się do doświadczenia konkretnych
osób, które poznała osobiście, to dlaczego @Piotr Ciompa ma być takiego prawa pozbawiony?

Zatem odwołuje apel do @Piotr Ciompa o przepraszanie kogokolwiek, w tak gęstej atmosferze jaka się zrobiła
w tej podgrzanej dyskusji nie ma przestrzeni na przepraszanie.
Jedyna nadzieja, że zjawi się tu @karol z interwencyjnym dowcipem,
który wszystkich rozbroi.

Proszę sobie nie wyrzucać, że zainspirowała mnie Pani do zamieszczenia wczorajszego komentarza. Nie ma tu Pani winy, naprawdę. To przecież nie Pani, a @Piotr+Ciompa ubolewał nad poziomem dyskusji – i do tego właśnie się odniosłam. Mój wpis nie dotyczył Kościoła czy sprawy braci Pankowiaków, tylko sposobu dyskutowania. Zarzuty kierowane przez p. Piotra pod adresem współkomentujących po prostu mnie rozbawiły.
I niepotrzebnie mnie Pani włącza w konteksty „przeprosinowe”. Jak pisałam, nie czuję się przez nikogo obrażona, zatem nie oczekuję niczyjej skruchy. Znam specyfikę internetowych dyskusji, nie buduję w sieci poczucia własnej wartości ani nie traktuję jej jak pola walki. Interesują mnie przemyślenia innych osób, sporo się tutaj od komentujących dowiaduję, zdarzało mi się pod wpływem czyichś wypowiedzi skorygować jakiś własny, wcześniejszy pogląd.

O tym poligonie testowania VELM to jasno wypowiedział się abp Gądecki.
(pedofil po wyjściu z więzienia ma lepiej, bo ma carte blanche, a ten biedny bp w do końca życia w infamii.) A skrzywdzony? Co tam skrzywdzony.

A tak konkretnie mam parę pytań: ile osób zajmuje się w Watykanie sprawami tuszowania przestępstw przez biskupów i tymi zgłaszanymi ogólnie prawidłowo? Nie tylko VELM.
Ile jest nowych, a ile starych spraw? Ile takich spraw napływa dziennie z całego świata?
Ważne dopuszczenie do pomocy świeckich. Po prostu ilość może przerosnąć możliwości przerobowe kanonistów i karnistów. Niekompetencja to też powód przeciągania spraw.

https://www.tygodnikpowszechny.pl/kogo-i-co-chroni-watykan-170384

Kary dla abp i bp i ich status po ukaraniu, traktowanie pokrzywdzonych – pominę milczeniem.
Już tu się wiele razy wypowiedziałam, co o tym myślę o sumieniu niejednego duchownego w KRK.
A taka piękna słoneczna niedziela – nie chcę przeklinać.

Chciałabym się też dowiedzieć jak funkcjonują np. przedsądowe ugody.
Czy naprawdę są zawierane w sposób godny, bez zbywania osoby skrzywdzonej i tematu?
I ile wynoszą ?– przecież koszty terapii to czasem grube tysiące.

I trochę z innej beczki, ale też Watykan – bo temat postawy Watykanu/papieża wobec wojny w Ukrainie, dalej dla mnie ważny – chociaż media już machnęły chyba ręką na Franciszka.
A Franciszek ostatnio piękne życzenia imieninowe przesłał Cyrylowi jakby nigdy nic.

„Uroczystość świętego Cyryla, wielkiego apostoła Słowian, jest dla mnie okazją do wysłania pozdrowień i zapewnień o mojej modlitwie za Waszą Świątobliwość i za Kościół powierzony jego opiece duszpasterskiej”
https://www.ekai.pl/papieskie-zyczenia-na-imieniny-patriarchy-cyryla/

Piękne, wzruszające. Jakie to ewangeliczne życzyć dobrze patriarsze, który ochoczo i bez żalu zachęca do zbrodni, o przeprszam, „słusznej walki”.
Jak papież tak ładnie traktuje Cyryla,
to czemu się dziwić, że nasi abp i bp nie są prędcy do karania braci w kapłaństwie?

Ja tak może nie do końca na temat, ale uwagi o liczbie postępowań wobec polskich biskupów przypomniały mi o sprawie bp. Dziuby. Czy może Szanowna Redakcja ma jakieś informacje na ten temat? Ostatnia wiadomość, jaką udało mi się znaleźć, to przekazanie przez bp. Rysia wyników śledztwa do Watykanu w październiku 2020r. Wydaje się, że półtora roku powinno wystarczyć na wydanie wyroku w zakończonym śledztwie…

Najlepszym rozwiązaniem jest trwały i skuteczny rozdział Kościoła od państwa i nie oglądanie się na jakieś procedury obcego państwa watykańskiego, które w większości pozostają zwykłą fikcją.
Do tego potrzebny jest także skuteczny krajowy wymiar sprawiedliwości i bezwzględne egzekwowanie istniejącego prawa.

I do @Piotr Ciompa i do innych komentujących. Zrobiło się grubo w komentarzach, a temat ważny.
VELM = rozliczanie KRK. Rządzących.
Ja wypatruję tego 1 czerwca. Co dalej? Ale jestem sceptyczna.
Dużo wody upłynie w Wiśle, zanim uwierzę, że dadzą sami radę. Rozliczyć siebie …

@Panie Piotrze @Basia już dobrze to wyjaśniła.
Nastawienie społeczne jest jakie jest. Coś na nie wpłynęło.
Może ogromny szok osób, do których dotarło, co robił KRK wobec przestępców we własnych szeregach. Np mój.
Od filmu Spotlight. To już 6 lat, odkąd obejrzałam film i staje się on coraz bardziej aktualny.
Niestety.

Istnieje domniemanie niewinności. Tak. Ale też istnieje coś takiego jak dobra reputacja.
Kościół utracił dobrą reputację. Na własne życzenie.
Trzeba było nie ukrywać przestępców. I nie tylko. Jak teraz mamy ufać?
Kiedy nie grał według jakichkolwiek reguł przyzwoitości.
Metody podtrzymywania wizerunku nieskazitelnego się sypnęły. I dobrze.
Ja nie chcę wierzyć w wydmuszkę.
Bo jak świat długi i szeroki bez względu na reżimy mechanizm był ten sam.

Oby był. Ale obawiam się, że dalej jest.
I przepraszam, ale nie czuję się związana z żadnym plemieniem, ani otwartych, ani lewo, prawo, ani moheru, ani tęczy. Słucham różnych historii.

Nie bronię mojego wizerunku KRK, może się sypnąć, zmienić i w ogóle.
Chciałabym, aby ludzie w tej wspólnocie czuli się bezpiecznie.
No, ale jeśli kiełbasa w piątek ma większe znaczenie …

Mi akurat podoba się ta akcja z zabieraniem dzieciom wędliny z piątkowych kanapek. Katechetka, o której piszą media, jest pięknym wdrożeniem katolickiej idei wolności i koncepcji sumienia. Mówi nam przecież Kościół: „możecie wybierać sami, ale wasze wybory będą dobre tylko jeśli zgadzają się z tym, jak chcielibyśmy, żebyście wybierali”. No i wątek władzy, bo dobry wybór w katolicyzmie wymaga odniesienia się do zewnętrznej władzy 🙂

@karol – tak, wolność wyboru 🙂 w KRK – w punkt.
@Anna2 – jak tu weszłam w niedzielę, by zamieścić komentarz – chciałam zacytować:
„Na straganie, w dzień targowy”, ale się powstrzymałam.

A tak poważniej. O wiele trudniejsze sprawy wyłaniają się z tych trzech lat stosowania VELM.
Np. Zanchetta nietykalny. Czyli znów – karze się i to „karze” tylko takich o na pokaz. I … bez mocnych „pleców”.
Albo nad trumną.

Nemo iudex in causa sua – a i przyjaciela – też.

https://www.tygodnikpowszechny.pl/argentyna-biskup-zanchetta-skazany-za-molestowanie-klerykow-171731?gclid=Cj0KCQjw-daUBhCIARIsALbkjSbq9sJ82rjBQZAWE0sYquI6TsFoIntGvU5ssy-iQqPrSnxCBNsHuycaAremEALw_wcB

„Można powiedzieć – sprawiedliwości stało się zadość, a papież Franciszek kierował się słuszną i powszechnie akceptowaną zasadą domniemania niewinności.”

„Cała ta historia przypomina jednak setki podobnych przykładów, znanych i krytykowanych, zachowania się biskupów wobec oskarżanych o przestępstwa księży: bronienia ich, przenoszenia na inne stanowisko, wyciągania pomocnej dłoni, wiary w niewinność. Gdy oskarżony jest osobą bardziej bliską i zaufaną niż ofiara (czyli – w przypadku przestępstw popełnianych przez księży – niemal zawsze), bycie jednocześnie „ojcem” i „sędzią” przerasta niejednego biskupa. Nawet tego z Rzymu.”

Struktury kolesiostwa i korupcji w ten sposób się nie złamie. Ale było miło, udawać, że coś się robi.

@Joanna
To jest właśnie to co mnie „leczy” w KK.

„W wywiadzie udzielonym meksykańskiej telewizji półtora roku później (gdy sprawa stała się głośna) Franciszek przyznał, że w oskarżenia nie uwierzył – za dobrą monetę przyjął wyjaśnienia Zanchetty, że jego telefon został zhakowany. „Wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść oskarżonego” – tłumaczył papież w wywiadzie.”

Procedura w przypadkach oskarżeń każdego (sic!) duchownego powinna być prosta jak cep:
– natychmiastowe zawieszenie do czasu wyjaśnienia sytuacji
– żadnego „przyjmowania za dobrą monetę” wyjaśnień sprawcy bo jakie niby one miałyby być ? Który sprawca duchowny od razu się przyznaje ? Przyznający się od razu są tak rzadcy jak słupy telegraficzne na polach.
– żadnych nowych stanowisk ani przenoszenia w inne miejsca – ma czekać tam gdzie popełnił wykroczenia/przestępstwa aby nie utrudniać postępowania prokuraturze.
– wyrzucenie na zbity pysk z duchowieństwa po udowodnieniu winy i więzienie
– publiczne przeprosiny władz lokalnego Kościoła za zgorszenie i zły wybór !

Ciekawe czy jego zhakowany telefon także sam mobbingował podwładnych ?

” „Może z ekonomicznego punktu widzenia nie był najlepiej zorganizowany, ale dziełami, które mu powierzono, nie zarządzał źle.”

No tak, może i kogoś wykorzystał, mobbingował ale… dobrze zarządzał „dziełami” i może ładnie śpiewał i wygłaszał ładne homilie ?

Co to za „ważenie” i porównywanie ?
Jak bardzo trzeba być naiwnym albo oderwanym od rzeczywistości aby wierzyć w takie bajki ?

A jak już o hierarchach mowa – mi się bardzo spodobał ostatnio abp Jan Romeo Pawłowski.
Z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej. Nie znałam. Poznałam.
Od razu w Piekarach dał do zrozumienia, że rozdział państwa i Kościoła jest zgubny. Jak dobrze 😉
Już żaden polityk nie podskoczy :„Uważaj, panie polityku, bo jak zaczniesz wiarę i Kościół katolicki, który tworzą ludzie, katolicy tej ziemi, oddzielać od państwa, od społeczeństwa, to możesz sobie na głowę ściągnąć brak pokoju, nieszczęście jakieś.”
„Wyraził niepokój wobec zapędów spychania wiary do zakrystii w życiu społeczno-politycznym.”
Pieniążki się skończą.
Rok temu abp Skworc dziękował Orlenowi za przejęcie prasy lokalnej. E tam, przypadek.
„(…)dziękujemy PKN Orlen za wykupienie od kapitału niemieckiego polskiej prasy lokalnej…”
„Więc o co Ci chodzi, jest super jest super.” Że tak zacytuję.
O co nam chodzi ?– jest super.

W ogóle ten styl wypowiedzi biskupa jest niesamowity, dlaczego ciągle oni czują się, jakby występowali w teatrze? Czyżby inspiracja Aktorem, który został Papieżem? Interpretacje faktów oczywiście na poziomie 1987/1992 roku, to jest nawet w pewnym sensie słodkie.

Rozliczalność bp i abp. Takie podsumowanie.

Do @Jerzy@ i nie tylko.
Zanchetta. Taki jeden bp z Argentyny.
„Zapamiętano go jako zdecydowanego zarządcę, sprawnie pozyskującego fundusze na budowę seminarium, także dzięki osobistym przyjaźniom z lokalnymi i regionalnymi politykami.” To brzmi jak refren. 🙂

Temat bp Zanchetty to taki przemilczany temat, po pewnej stronie KRK.
Ach te strony. Czasem wiem, gdzie przeczytać coś, czego nie przeczytam gdzie indziej.
🙂 pozdrawiam każdą stronę KRK. I inne hiszpańskie i argentyńskie.

„Może z ekonomicznego punktu widzenia nie był najlepiej zorganizowany, ale dziełami, które mu powierzono, nie zarządzał źle.”
Schemat lekko jak z Dymera. Albo nie lekko. Ale nikt prawie o tym nie pisze.
Bo co, bo Franciszek, bo papież. Ech. Bp Rzymu. Ale schemat ten sam.

A na to,że ładnie śpiewał, a był pedofilem też mają odpowiedź.
Ludzi do Boga prowadził. Kościół wyremontował. Chórek założył.
Ale co to go kosztowało. Nic. To było na tacy. Dosłownie.
A pozwoliło „usprawiedliwić” własne słabości i pokusy.
A w zasadzie był sprytnym fundraiserem.
A jak się wyraźniej dopyta o zło, które zrobił – to usłyszeć można, że drogowskaz nie musi chodzić do miasta, że któż z was bez grzechu itp. i że sakramenty.
?

Dymer…. wszedzie gdzie byl i to jako szef czy to było ognisko br. Alberta w lasku arkońskim w Szczecinie czy Liceum Katolickie przy ul. Wojska Polskiego w Szczecinie , to w tych miejscach wykorzystywał nieletnich! I czynił to z pozycji siły jako szef tych miejsc. Wielu widziało, wiedziało i wie do dzis i co? Nic! Usta pelne wody. Wody milczenia!