rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Kard. Hollerich: Jesteśmy po to, by ludziom pomagać, a nie ich dyskryminować

Kard. Jean-Claude Hollerich, jeszcze jako arcybiskup, 2012. Fot. Mazur / catholicnews.org.uk

Bóg działa w rzeczywistości takiej, jaka ona jest. Tylko wtedy, gdy przyjmiemy tę rzeczywistość w jej konkretnym kształcie, możemy Go spotkać – mówi kard. Jean-Claude Hollerich, przewodniczący Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej.

Krzysztof Bramorski: Pandemia COVID-19 stawia przed nami nowe wyzwania. Czy Kościołowi udało się, oczywiście z uwzględnieniem różnic regionalnych, być w tym trudnym czasie – mimo koniecznych ograniczeń – z ludźmi?

Kard. Jean-Claude Hollerich: Jestem zdania, że powinniśmy naszą obecność i uczestnictwo w nabożeństwach dopasowywać do sytuacji. Oczywiście istnieje prawo do wolności religijnej, do sprawowania kultu – ale istnieje też prawo do życia. Jeśli podczas naszych nabożeństw nie występuje niebezpieczeństwo, to nie powinny być one ograniczane przez państwo.

Jeśli jednak istnieje niebezpieczeństwo zakażenia podczas nabożeństw – a obecnie wobec ekspansji wariantu omikron tym bardziej może ono zaistnieć – to jako władze kościelne musimy tę sytuację uwzględnić. Mamy obowiązek stosować się do uzasadnionych ograniczeń sanitarnych. Godność liturgii nie cierpi, jeśli zachowujemy reguły higieny czy dystansu. Najważniejsze jest prawo do życia, bo nasz Bóg jest Bogiem życia. On chce, aby ludzie cieszyli się zdrowiem i życiem, dlatego także my musimy w ten sposób postępować.

Mamy też szczepienia, które chronią nas przed koronawirusem. Niestety, niektórzy księża a nawet biskupi mają wobec nich krytyczne zdanie. Inni, jak bp Gebhard Fürst z Niemiec, zobowiązują księży pod rygorem posłuszeństwa, aby się szczepili, ponieważ – jak mówi ten hierarcha – „nikt nie ma prawa narażania życia wiernych na niebezpieczeństwo”. Ksiądz Kardynał razem z Prezydentem Konferencji Kościołów Europejskich podpisał apel, w którym szczepionka została określona jako „najbardziej skuteczny środek, aby ograniczyć pandemię i ratować ludzkie życie”. Papież Franciszek również się zaszczepił.

– Nie mam żadnych wątpliwości, że tak jest, i – jak Pan zauważył – znajduję się w tym poglądzie w dobrym towarzystwie papieża. Franciszek nie tylko się zaszczepił, ale zarządził, by wszyscy pracujący w Watykanie byli zaszczepieni. Szczepienie jest aktem miłości i wzajemnej troski o naszych bliźnich, jest także znakiem odpowiedzialności i sprawiedliwości społecznej. Dlatego my jako Kościół musimy to bardzo wyraźnie mówić.

Chrystus nigdy nie powiedział: „daję wam władzę”. Kościół nie powinien fałszywie rozumieć swojej roli jako tego, który ma korzystać z siły

kard. Jean-Claude Hollerich

Udostępnij tekst

A jednak słyszymy także kardynała Gerharda Müllera, innych biskupów i księży, którzy pomimo stanowiska Kongregacji Nauki Wiary twierdzą, że szczepienia są etycznie wątpliwe…

– Stolica Apostolska dokonała moralnej oceny i już w grudniu 2020 r. oświadczyła że wszystkie szczepionki na COVID-19, które zostały pod względem medycznym uznane za bezpieczne i skuteczne, są moralnie akceptowalne. Z tą oceną etyczną i oświadczeniem Kongregacji każdy może się zapoznać, ze zrozumieniem je przeczytać. Musimy używać tu rozumu.

To kolejny przykład, że wiara i rozum absolutnie nie są sprzeczne.

– One nigdy nie stały w sprzeczności. Jest to jeden z wielkich elementów dziedzictwa Benedykta XVI, że wiara i rozsądek przynależą do siebie, i nie stoją wobec siebie w sprzeczności.

DZIECI JEDNEGO BOGA

Ksiądz Kardynał otrzymał w tych dniach nagrodę Abrahama Geigera, serdecznie gratuluję. To ważne wyróżnienie, które honoruje Księdza za otwarty sposób myślenia. Mówi Ksiądz Kardynał, że „w naszym pluralistycznym społeczeństwie przyszli duchowni potrzebują spotkań z innymi religiami. Jest naszym wspólnym zadaniem, byśmy stali się przyjaciółmi, abyśmy uczyli się wspólnie i od siebie, a przy tym pozostawali sobie wierni”. Te słowa zyskują na znaczeniu w czasie kryzysu migracyjnego, który zaostrza się obecnie na wschodniej granicy Unii Europejskiej. Co powie Ksiądz Kardynał tym, którzy dziś twierdzą, że boją się migrantów, ponieważ wyznają inną wiarę?

– Doradzałbym im, aby przeczytali „Fratelli tutti”. Papież Franciszek bardzo jednoznacznie mówi tam, jak należy postępować z migrantami i uciekinierami – wzywa, żeby ich przyjmować, chronić, wspierać, integrować. Encyklika papieża jest w tych kwestiach bardzo jasna. Podobnie jak deklaracja z Abu Dhabi dotycząca braterstwa i siostrzeństwa wszystkich ludzi – Franciszek w tej kwestii również wypowiada się bardzo klarownie.

Polecam także czytać i obserwować to, co robi i publikuje Papieska Rada ds. Dialogu Międzyreligijnego. Oczywiście żaden kraj nie powinien wpuszczać terrorystów. Nie ma to jednak związku z ich wiarą, lecz sposobem życia, zamiarami i metodami działania, które powodują, że są niebezpieczni.

Jednak zdarzają się także duchowni, którzy w obcych widzą zagrożenie dla naszej wiary. Twierdzą nawet nieraz, że muzułmanie dążą do zniszczenia chrześcijaństwa. Co ma myśleć przeciętny wierny, kiedy słyszy takie tezy od swoich duszpasterzy?

– Wierny powinien słuchać papieża, który jest następcą świętego Piotra i posiada autorytet nauczania. Jeśli jesteśmy katolikami, to oznacza, że słuchamy tego, czego naucza papież. Trzeba zadać sobie w sumieniu pytanie, czy nie ma aby sprzeczności w postawie: chcę być „super katolikiem”, ale nie chcę słuchać papieża. Jeśli tak jest, to oddalamy się od centrum nauczania naszej wiary.

Czy jako członkowie różnych wspólnot wyznaniowych możemy wzajemnie uczyć się od siebie?

– Oczywiście. Przeżywam to na co dzień. Przed pandemią zostałem zaproszony na początek Ramadanu do meczetu w Luksemburgu. Zostałem poproszony, by zabrać głos. Bardzo uważnie mnie słuchano, zadawano pytania. To doświadczenie kolejny raz pokazało mi, że nasi bracia muzułmanie bardzo poważnie traktują swoją religię.

Tak samo postrzegam naszych żydowskich siostry i braci. Mogę wiele się od nich nauczyć i to absolutnie nie prowadzi mnie do relatywizmu. Pozostaję katolikiem, a nawet mogę tę moją katolickość jaśniej oraz klarowniej postrzegać i przeżywać, ponieważ mogę ją konfrontować także z tym, co mówią moje siostry i bracia innych religii.

Podczas pracy w Japonii poznałem buddyzm. Mam wielki szacunek, nawet, mógłbym powiedzieć, miłość do buddyzmu, ale pozostaję katolikiem. Spotkania i konfrontowanie się z bliźnimi, należącymi do innych religii, w żadnym razie nie stanowi dla mnie jako chrześcijanina niebezpieczeństwa. Przeciwnie, pozwala mi moją wiarę głębiej reflektować i umacniać się w niej.

To ważne świadectwo, gdy Ksiądz jako biskup i kardynał mówi „nie obawiam się innych religii, lecz podziwiam i uczę się od nich”. Zresztą Ksiądz Kardynał często mówi o uczeniu się od innych. Mówił Ksiądz o tym także w związku ze swoim doświadczeniem na początku Synodu, nazywając je „osobistym nawróceniem, które pozwala słuchać braci”. Jest w tym wiele pokory oraz życiowego doświadczenia. Ale są też głosy, że Synod albo wcale nie zostaje wprowadzony i nie jest przeżywany, albo odbywa się go tylko dla pozoru. Myślę tutaj o pewnej diecezji, w której arcybiskup postawił się całkowicie ponad swoimi wiernymi twierdząc, że ich zna i nie potrzebuje ani Synodu, ani rozmów. Gdzie indziej grupy synodalne są tworzone, bywa jednak, że nie dopuszcza się dyskusji ani wymiany poglądów, albo zapraszani są jedynie „zaufani aktywiści”, by uczestnicy broń Boże nie powiedzieli czegoś niewygodnego. Ksiądz Kardynał zaś, jako jedna z najważniejszych osób Synodu, mówi, że chciałby się uczyć się od współbraci.

– Wierzę w Ducha Świętego, w to, że Duch Święty prowadzi Kościół. A Duch Święty nie działa tylko we mnie. On działa we wszystkich ochrzczonych i bierzmowanych. Mówimy o „świętym ludzie Bożym”. Tak uczy nas Konstytucja „Lumen gentium” II Soboru Watykańskiego. Dlatego jest moim obowiązkiem jako pasterza Kościoła słuchać i rozpoznawać, aby wiedzieć, dokąd Bóg chce prowadzić Kościół. Ja sam nie posiadam ani pełni prawdy, ani pełni mądrości. Muszę z pokorą szukać właściwej drogi wraz z ludem Bożym, a do tego służyć ma Synod.

TRUDNOŚCI Z CHODZENIEM

Duch Święty ma więc trudne zadanie. Jak bowiem proces synodalny ma być prowadzony w Kościele, w którym w wielu sferach brakuje zaufania. Świeccy nie ufają swoim biskupom i na odwrót. Co mają zrobić świeccy, jeśli w ich diecezjach Synod jest prowadzony tylko teoretycznie, jeśli nie słucha się tych, którzy chcą się wypowiedzieć, nawet jeśli są to większe grupy? Czy mają oni jakieś pole do działania, czy muszą się zadowolić tym, co oferują im ich duszpasterze?

– Nie muszą się tym zadowalać. Każdy ochrzczony katolik ma prawo wziąć udział w Synodzie. Czytałem na przykład, że w diecezji, o której Pan wspomniał, zbiera się grupa świeckich katolików i dyskutuje, modli się i zajmuje stanowisko wobec dokumentów synodalnych. Będą oni zbierać wyniki swoich prac i prześlą je do Rzymu. Sekretariat Synodu oczywiście zajmie się także w ten sposób przesłanymi wynikami, uwzględni je i będzie je miał na uwadze w dalszych pracach.

Ci świeccy zapraszają arcybiskupa swojej diecezji do udziału w pracach synodalnych.

– W takiej sytuacji najlepszym wyjściem byłoby zawsze nawiązanie kontaktu z biskupem i szukanie dialogu. Powiedzenie mu, że w parafii albo w diecezji Synod nie jest prowadzony tak, jak być powinien, albo udział w pracach synodalnych nie jest możliwy dla wszystkich chętnych. Nawet kiedy biskup sam ma obawy, trzeba z nim rozmawiać, by zobaczył, jak wielką szansę Synod otwiera dla Kościoła, który chce sprostać swojej misji w świecie.

Pozostańmy jeszcze na chwilę przy przykładzie diecezji, w której arcybiskup nie widzi potrzeby Synodu. Dobrze rozumiem, że świeccy tam, gdzie nie są podczas Synodu słuchani, mogą przesyłać swoje votum bezpośrednio do Sekretariatu Synodu?

– Oczywiście! Myślę, że papież chciałby być informowany o tym, że jest Kościół miejscowy, który – że tak to nazwę – bojkotuje Synod Kościoła powszechnego. Mam jednak nadzieję, że będzie to dotyczyło tylko bardzo małej liczby wyjątków. Podkreślę to jeszcze raz: wszyscy ochrzczeni powinni mieć możliwość wzięcia udziału w synodalnym procesie odnowy Kościoła.

W tym kontekście powróćmy do pytania o zaufanie wobec Kościoła. W wielu krajach Europy leży ono w gruzach. W Niemczech mamy do czynienia z napiętą sytuacją w Kolonii i dramatycznym raportem w Monachium, mamy odważną i otwartą konfrontację biskupów francuskich z liczbą odkrytych przypadków wykorzystywania seksualnego, mamy negatywne nastawienie episkopatu Hiszpanii do wyjaśniania przypadków nadużyć w przeszłości, i najwięcej ukaranych przez Stolicę Apostolską przypadków ukrywania przez biskupów wykorzystywania seksualnego w Polsce. Jak przekonać i świeckich, i duchownych, że Synod w tych trudnych warunkach ma sens, a nawet – w szerszym kontekście eklezjalnym – jest dziś bardziej potrzebny niż kiedykolwiek?

– Jestem przekonany, że właśnie te problemy wymagają nowej synodalności. Przypadki nadużyć seksualnych pokazały, jak wielki i szkodliwy klerykalizm za nimi stoi. Duchowny był widziany – i sam się tak widział – jako ktoś, kto ma władzę, i tę władzę wykorzystywał do seksualnych nadużyć. Ale wiemy przecież z naszej teologii, że w Kościele nie chodzi o władzę, lecz o służbę. Urząd kościelny jest urzędem służebnym dla Kościoła. A służyć można tylko ludziom, których się kocha jako swoje siostry i swoich braci. Dlatego potrzebujemy synodalnego zwrócenia się właśnie ku człowiekowi.

Święty Kościół Boży żyje w konkretnych osobach, a ja jako duchowny mam tym konkretnym ludziom służyć. Nie jest tak, że Synod koncentruje się tylko na strukturach i nimi się zajmuje. W tym procesie Kościół widziany jest jako całość. W jego posłannictwie chodzi o wspólnotę, partycypację i posłannictwo – o misję Kościoła. Synod pomoże Kościołowi znowu stać się Kościołem żywym. Nie być już strukturą przypominającą piramidę, w której nikt się nie porusza, ponieważ boimy się wytrącić ją z równowagi, lecz stać się na powrót ludem Bożym, który wędruje przez czas i któremu Chrystus powierzył zadanie głoszenia Ewangelii.

Bardzo tego potrzebujemy. Zbyt mocno koncentrujemy się wszyscy na „czubku kościelnego nosa”, na własnym stanie posiadania. Nie potrafimy dostrzec wszystkiego, co dzieje się poza nim. Kościół musi zawsze odnosić się do Chrystusa i zważać na swoje posłannictwo, inaczej nie będzie autentyczny. Synod może nam pomóc stać się na powrót Kościołem autentycznym. Będzie tak, jeśli znajdziemy nowe drogi, i nie będziemy sami się hamować w wkraczaniu na nie. Nie wolno nam dziś mówić, że czegoś nie można zrobić, bo nigdy tego nie czyniono.

Jako generalny relator Synodu będzie Ksiądz Kardynał przygotowywał jego dokument końcowy. Co powinno się wydarzyć, żeby Synod się udał?

– Synod się uda, jeśli Kościół uda się w drogę. Sensem synodu jest wspólne bycie w drodze. Myślę, że nie dokument końcowy będzie najważniejszy. Najważniejsze jest poruszenie wewnątrz Kościoła – to, że wszyscy wierni, wszystkie stany Kościoła razem udadzą się w drogę. Kiedy się razem idzie, jedni idą bardziej na prawo, inni kierują się bardziej na lewo, jeszcze inni idą środkiem, ale pokonują tę drogę razem. Nasz Kościół potrzebuje tego doświadczenia.

Jestem przekonany, że to nam się uda, choć oczywiście będą początkowe „trudności z chodzeniem”. Nie jesteśmy przyzwyczajeni w Kościele do poruszania się, a jeszcze mniej potrafimy na tej drodze słuchać się nawzajem, razem znajdować perspektywę i wyznaczać kierunek. Ale to nic, już samo to, że pomimo trudności i różnic udajemy się w drogę, jest wielkim znakiem nadziei.

W ten sposób dochodzimy do wizji Kościoła, który jest bardziej synodalny a mniej hierarchiczny. Jak Ksiądz Kardynał sobie to wyobraża?

– Ne chcę sobie tego wyobrażać w tej chwili jako wyniku Synodu. Jestem jego relatorem, jeśli teraz przedstawiałbym swoje wyobrażenia, ktoś mógłby powiedzieć „Hollerich próbuje już teraz coś nam narzucać”. Nie, ja słucham tego, co mówią uczestnicy, bo to jest moje zadanie jako relatora. Jestem także gotów zmienić własne zdanie na pewne tematy, jeśli zbierzemy refleksje i argumenty, które mnie przekonają. Jako generalny relator synodu zbierał będę jako równouprawnione wszystkie zdania i wszystkie je uwzględnię.

Czy w czasie procesu synodalnego Kościół może czerpać z doświadczeń innych wspólnot chrześcijańskich?

– Ależ oczywiście! Istnieje list kardynałów Kocha i Grega, w którym mówią oni, że powinno się także inne Kościoły i inne wspólnoty chrześcijańskie włączać w proces synodalny. Członkowie tych wspólnot są także ochrzczeni i Duch Święty działa także w nich. Przy okazji otwarcia Synodu w archidiecezji luksemburskiej obecni byli protestanci, anglikanie i przedstawiciele Kościołów wschodnich. Zaprosiłem ich i poprosiłem o współpracę w Synodzie. Jestem przekonany, że chętnie podążą za tym zaproszeniem.

ŻADEN CZŁOWIEK NIE JEST NIELEGALNY

Jest Ksiądz Kardynał w bliskich relacjach z papieżem Franciszkiem. Jak Ksiądz postrzega obecnego papieża, jak widzi Ksiądz jego krytyków, głośniejszych w ostatnim czasie?

– Papież Franciszek robi wiele dobrego dla Kościoła. Widzę go jako człowieka głębokiej wiary, człowieka modlitwy. Ma niesamowite zaufanie do Boga. Chce żyć Ewangelią i chce, aby Kościół żył Ewangelią. Bardzo tego potrzebujemy dla realizacji naszego posłannictwa. Nieraz zauważam, na przykład rozmawiając z młodymi, że im co prawda podoba się Ewangelia, ale nie wiążą jej z Kościołem. Dla nich Kościół stawia inne sprawy przed Ewangelię. A papież żyje Ewangelią, czyni to z ogromną prostotą. Jego zwrócenie się ku biednym, ku ludziom na marginesie, jest autentyczną miłością bliźniego wyrastającą z miłości do Chrystusa.

Krytycy Franciszka to być może ludzie przede wszystkim niezadowoleni z siebie samych. Niezadowoleni, ponieważ widzą, że pewna koncepcja Kościoła, którą uważają za wspaniałą i niezmienną, nie jest przyjmowana przez ludzi. Wtedy tracą oparcie, a kiedy się traci oparcie, bardzo często uderza się na oślep. Franciszek potrafi sobie z tym poradzić, ma duże poczucie humoru, które pomaga mu nie przejmować się takimi atakami.

Podobnie jak papież jest Ksiądz jezuitą. Czy duchowość Waszego zakonu wpływa na sposób działania papieża?

– Widzę w jego działaniu ignacjańskie „rozeznawanie duchów”, znajdowanie Boga w każdej rzeczy. Papież przeżywa to we wspaniały sposób, ale nie na darmo przyjął on imię Franciszka. Żyje nie tylko duchowością jezuicką i ignacjańską. W jego osobowości widoczne są także rysy innych duchowości, bardzo go one wzbogacają – potrafi je łączyć i z nich czerpać.

Wskazał Ksiądz Kardynał grupy, na które papież chce otwierać Kościół: migranci, uchodźcy, potrzebujący. W tym otwarciu ogromną rolę grają pewne znaki miłosierdzia. Podobnie jak papież, był Ksiądz na wyspie Lesbos. Jednak zbudowana na fundamencie chrześcijańskim Europa ma kłopot z problemem uchodźców. Czy mamy jeszcze szansę powrotu do integracji europejskiej w rozumieniu Schumanna, de Gasperiego, Adenauera – na impuls do otwarcia się na dzisiejsze wyzwania?

– Ja w to wierzę. Nie można przeżywać chrześcijaństwa bez miłości bliźniego, a to oznacza, że wszystkich ludzi należy traktować tak, jak wymaga tego ich godność. Wobec ludzi, którzy muszą uciekać, oznacza to, że trzeba uznać ich status na gruncie Konwencji Genewskiej o uchodźcach. Migranci muszą być postrzegani przede wszystkim jako ludzie, a nie jako „nielegalni”.

Nie potrafię sobie wyobrazić, aby Chrystus określił kogokolwiek jako nielegalnego. Chrystus wychodzi do każdego człowieka i spotyka się z nim. On okazałby miłosierdzie, pomógłby, gdzie tylko byłoby to możliwe. Tak samo papież Franciszek w autentyczny sposób przeżywa naśladowanie Jezusa, dając w ten sposób osobisty przykład. Myślę, że to jest właściwe nastawienie, które należy także do kierującej się chrześcijańskimi zasadami polityki. Jestem przekonany, że są chrześcijanie w Parlamencie Europejskim oraz w innych instytucjach Unii Europejskiej, którzy chcą w ten sposób żyć i realizować swoje wartości – cieszę się, że mogę tych ludzi znać i z nimi współpracować.

Czy Unia Europejska właściwie realizuje swoje zadania w wymiarze polityki migracyjnej, czy też jest tu jeszcze coś do nadrobienia?

– Widzę tutaj dużą potrzebę nadrobienia zaległości. Unia Europejska mówi wiele o prawach człowieka, działa jednak czasem tak jak prezydent Trump w Ameryce. Budujemy mury, ludzie w Libii sprzedawani są w niewolę, a my zamykamy na to oczy. Ludzie umierają na granicach… Dziś nie tylko Morze Śródziemne jest morzem śmierci i wielkim cmentarzem, jak określił to papież Franciszek, ale także granice Unii Europejskiej zaczynają być cmentarzami.

Musimy budować na wszystkim, co w dzisiejszej kulturze dobre, prawdziwe i piękne, bo właśnie w tej kulturze żyją ludzie. Innej nie ma

kard. Jean Claude Hollerich

Udostępnij tekst

W tej chwili mamy do czynienia z trudną sytuacją na granicy Polski z Białorusią.

– Jest oczywiście bardzo źle, kiedy ktoś gra ludźmi i wykorzystuje ich do wywierania nacisku politycznego. Tu trzeba znaleźć właściwego adresata, a nie karać ludzi, którzy nie ponoszą za tę sytuację żadnej winy.

W ŚWIECIE I NIE ZE ŚWIATA

Wróćmy do Kościoła, który cierpi na brak księży i powołań. Czy w Europie widzi Ksiądz Kardynał miejsce w Kościele katolickim dla żonatych księży?

– Mógłbym to sobie wyobrazić. Nie znaczy to, że taka możliwość powinna zostać wprowadzona, jest to decyzja, którą może podjąć tylko papież po konsultacjach z biskupami. Widzimy jednak, że taka możliwość funkcjonuje w Kościołach wschodnich. Znam w Luksemburgu kilku młodych mężczyzn, którzy według mnie byliby bardzo dobrymi księżmi, ale mają oni swoje dziewczyny i na pewno nie podążą drogą do kapłaństwa. Żałuję, ponieważ naprawdę potrzebujemy dobrych kapłanów na wzór Chrystusa, którzy będą blisko człowieka.

Kościół katolicki opiera się na strukturze sakramentalnej, której nie da się utrzymać bez kapłanów. Musimy zatem zastanowić się, jakie mamy możliwości, aby tej sakramentalnej struktury Kościoła nie utracić.

W niektórych krajach kształcenie kleryków nadal odbywa się w znacznym oderwaniu od świata, w izolacji od jego spraw i wyzwań. A po sześciu latach powracają do świata, lecz trudno im wtedy rozumieć problemy wiernych, nie są w stanie wejść w ich sytuację. Czy w Kościele myśli się o tym, aby kształcenie kandydatów do kapłaństwa ukształtować w sposób bliższy światu, któremu mają głosić Ewangelię?

– Kandydaci do kapłaństwa muszą wzrastać w pobliżu świata, ale jednocześnie my, duchowni, jesteśmy przecież „nie z tego świata”. Jednak tak, słyszę od wielu biskupów, że zastanawiają się nad nowym modelem kształcenia kandydatów do kapłaństwa, ponieważ nie są zadowoleni z obecnego systemu.

Ja jestem bardzo zadowolony, że wysyłam swoich seminarzystów do Paryża. Mieszkają tam w małych wspólnotach, muszą więc uczyć się zdolności do życia w grupie. Sprzątają, gotują, przez co nie są uczeni, że należy im się obsługa, lecz że sami mają służyć. W każdy weekend są w parafii, w szpitalu, biorą udział w służbie pastoralnej. Moim zdaniem to bardzo dobre rozwiązanie.

Pamiętam czas moich studiów w Bonn. Już wówczas, na początku lat 90. XX w., studenci teologii brali udział w wykładach i ćwiczeniach razem ze studentami świeckimi. Pozwalało im to, co prawda nieco inaczej niż świeccy przygotowywać się do służby w świecie, ale nie byli dzięki temu od świata wyobcowani.

– Moim zdaniem to bardzo istotne. Funkcjonowanie z osobami świeckimi, a ze względu na celibat szczególnie z kobietami, jest niezbędne dla właściwego uczuciowego rozwoju kandydatów do kapłaństwa. Uważam za ważne, że kobiety uczestniczą w ich procesie kształcenia. W Luksemburgu mamy seminarium Redemptoris Mater, gdzie także panie zajmują stanowiska profesorskie, na przykład pani profesor Vanier, wybitna specjalistka zajmująca się patrystyką. To bardzo dobrze służy kształceniu, sam również mogę się wiele od nich nauczyć.

Ksiądz Kardynał po raz kolejny powtarza, że może wiele uczyć się od innych. Proszę więc pozwolić mi na tę uwagę: taka postawa jest bardzo nietypowa dla większości „książąt Kościoła”…

– Protestuję! Jestem biskupem i kardynałem, na pewno nie jestem księciem Kościoła. Kiedy zaglądamy do Ewangelii, czytamy tam: „jesteśmy po to, aby służyć, a nie po to, aby nam służono”. Chrystus powiedział te słowa, które ja muszę traktować szczególnie poważnie, inaczej nie będę potrafił realizować dialogu i uczenia się ani dla siebie, ani dla Kościoła.

Papież Franciszek w ostatnim czasie powierzył istotne zadania kobietom zarówno w Watykanie, jak i przy Synodzie. Franciszek potępia też klerykalizm. Pewna niemiecka współpracowniczka instytucji kościelnej powiedziała, że „klerykalizm jest wtedy, kiedy mój szef daje mi sygnał, że on jest biskupem, a ja «tylko człowiekiem»”.

– Ja też jestem tylko człowiekiem. Wszyscy wspólnie idziemy drogą Kościoła. Ja mam swoje zadanie pasterskie, ale sam jestem także owcą, bo prawdziwym pasterzem jest Chrystus. Abym mógł wykonywać swoje zadanie, mam udział w urzędzie pasterskim Chrystusa, a to oznacza, że muszę kochać swoje owce. Zaś do miłości należy również szacunek.

Do miłości należy szacunek, ale także zaufanie.

– Oczywiście.

Ksiądz Kardynał powierzył ważne zadania w archidiecezji luksemburskiej świeckim. Nie jest to oczywiste, w różnych regionach biskupi uważają za godnych zaufania jedynie księży. Im powierza się funkcje urzędnicze i administracyjne. Czy do wykonywania takich zadań naprawdę konieczne są konsekrowane dłonie?

– Podczas święceń kapłańskich, co prawda, otrzymujemy wiele łask, ale nie należy do nich łaska rozumienia finansów albo znajomości procesu budowlanego. Sam bardzo się cieszę, że wokół mnie jest wielu świeckich, którzy mają różne kompetencje, służą nimi Kościołowi i robią to chętnie, z miłości do Kościoła.

Mamy w naszej archidiecezji na przykład Centrum Kształcenia, także podyplomowego, którego cechą jest ukierunkowanie misyjne. Na czele tego centrum stoi kobieta, Rene Schmidt, która świetnie wykonuje swoje obowiązki. Sam nie potrafiłbym zrobić tego tak dobrze, jak ona. Pani Schmidt robi to czasem inaczej, niż ja bym to widział, ale to dobrze, w innym wypadku wystarczyłoby mnie tylko sklonować. Kościół jest właśnie wspólnotą ludzi często mających różne zdania, którzy inaczej rozkładają akcenty, jednak dążą do wspólnego celu.

ODPOWIEDZIALNIE WOBEC TEMATU WYKORZYSTYWANIA

Świeccy są specjalistami w różnych dziedzinach, podczas gdy księża są przygotowywani do pełnienia określonego zadania. Warto dostrzec to w związku z trudnym zadaniem rozliczenia się z przypadkami nadużyć seksualnych w Kościele. Do problemu podchodzi się różnie: od Hiszpanii, gdzie biskupi aż do papieskiej interwencji nie uważali za konieczne całościowego zajęcia się sprawą, poprzez Niemcy i Francję, gdzie mimo początkowych wątpliwościami biskupi powierzyli tę sprawę świeckim i w różnych komisjach pracują psychologowie, prawnicy, historycy. W Polsce Kościół zasadniczo nadal próbuje wszystko załatwiać wewnątrz, choć wiadomo z dotychczasowych doświadczeń, że zagraża to obiektywności. Która droga daje największą szansę, aby z problemem uporać się po chrześcijańsku, wynagrodzić ofiarom i otworzyć perspektywę odzyskania naruszonego zaufania?

– Jestem pod wrażeniem postawy biskupów we Francji. Mieli oni odwagę powierzyć tę sprawę komisji CIASE i otrzymali w rezultacie raport, który wszystkimi wstrząsnął. Biskupi sami byli przerażeni, ponieważ nie wyobrażali sobie wcześniej rozmiaru nadużyć. Mieli jednak odwagę uczynić to transparentnie. Myślę, że katolicy we Francji bez tej transparencji utraciliby swój Kościół. Widziano, że biskupi francuscy byli naprawdę zaskoczeni i wytrąceni z równowagi tym, co przeczytali w raporcie. Nierzadko prawie płakali, prosili Boga i ludzi o wybaczenie i teraz z dużą odwagą przystępują do odnowy Kościoła. Stąd mój najwyższy szacunek dla nich.

Paradoksalnie właśnie ten lokalny Kościół, postrzegany jako słaby, potrafi tak odpowiedzialnie zająć się problemem.

– W Europie Zachodniej my, chrześcijanie, jesteśmy w mniejszości. Może nam się to podobać lub nie, ale to jest fakt. Powinniśmy zauważyć, że, paradoksalnie, jest to wielka szansa dla Kościoła. Bóg działa w rzeczywistości takiej, jaka ona jest. Tylko wtedy, kiedy przyjmiemy tę rzeczywistość w jej konkretnym kształcie, możemy spotkać Boga. Inaczej spotykamy się tylko z naszym własnym obrazem Boga, albo wręcz ze złotym cielcem.

Czy w krajach, w których Kościół żyje wspomnieniem posiadanej władzy, postrzega siebie jako oblężoną twierdzę i reaguje odrzuceniem oraz agresją na każdą krytykę, nie przegrywa on szansy na nowe otwarcie, rozliczenie się i zadośćuczynienie?

– Chrystus nigdy nie powiedział: „daję wam władzę”. Kościół nie powinien fałszywie rozumieć swojej roli jako tego, który ma korzystać z siły. Jeśli tak będzie, straci szanse i możliwości nawiązania kontaktu i przyciągania przez siebie ludzi do Chrystusa.

ŻYCIE W KOŚCIELE WAŻNIEJSZE OD ADMINISTROWANIA KOŚCIOŁEM

Sekularyzacja postępuje także w Polsce. Czego możemy nauczyć się od Kościoła w Europie Zachodniej, jakich błędów możemy uniknąć?

– W Europie Zachodniej zrobiliśmy wiele błędów. Bardzo długo jedynie administrowaliśmy Kościołem i nie zwracaliśmy uwagi na życie w Kościele. Żeby tego uniknąć, potrzebny jest bezpośredni, codzienny kontakt z ludem Bożym, z wiernymi. Nauczyliśmy się też, że świat zsekularyzowany nie jest światem bez Boga. On obecny jest także w świecie zsekularyzowanym. Musimy Go w nim szukać i znajdować. Musimy budować na wszystkim, co w dzisiejszej kulturze jest dobre, prawdziwe i piękne, bo właśnie w tej kulturze żyją ludzie. Innej nie ma. Zadaniem Kościoła musi więc być szukanie i znajdowanie Boga w każdej kulturze, nawet tej, która – zdawałoby się – Boga odrzuca.

W Polsce jako jedno z kluczowych zadań Kościoła wskazuje się obronę rodziny przed niebezpieczeństwami, jakie mają dla niej wypływać z tak zwanej „ideologii LGBT”, którą nawet niektórzy biskupi nazwali „tęczową zarazą”.

– Potrzebne jest tutaj istotne rozróżnienie: istnieją teorie gender, które nie są zakorzenione we właściwej antropologii. Bóg kocha jednak każdego człowieka i każdego człowieka przyjmuje. Zatem także ja, jeśli chcę mówić w imieniu Boga, muszę przyjąć każdego człowieka. Ludzie muszą widzieć, że nie są mi obojętni, że są dla mnie ważni.

Co ja jako biskup i kardynał mogę wiedzieć o tym, co przeżywa młody chłopak, młoda dziewczyna – gej czy lesbijka – w dzisiejszym świecie? Muszę przede wszystkim najpierw ich słuchać. Muszę ich tak słuchać, aby zauważyli, że nie są mi obojętni. To oczywiście nie oznacza, że muszę ze wszystkim się zgadzać. Muszę jednak tych ludzi przyjąć i kochać, ponieważ tak czynił Chrystus. Chrystus wychodził ku wszystkim. Młodzi ludzie dzisiaj mają bardzo wyrobiony zmysł moralny, który zwraca się przeciwko jakiejkolwiek dyskryminacji. Jeśli Kościół byłby postrzegany jako wykluczający ludzi albo ich dyskryminujący, to ci młodzi ludzie nigdy do Kościoła nie przyjdą.

Wszyscy wspólnie idziemy drogą Kościoła. Ja mam swoje zadanie pasterskie, ale sam jestem także owcą, bo prawdziwym pasterzem jest Chrystus

kard. Jean Claude Hollerich

Udostępnij tekst

Niedawno razem z moim wikariuszem generalnym odwiedziliśmy organizację „Rosa Luksemburg”, czyli właśnie wspólnotę LGBTQ. Z trzech osób, z którymi wtedy rozmawialiśmy, dwie były głęboko wierzące. Bardzo się z tego ucieszyłem. Zapytali mnie, czy mogą poprosić o odprawienie dla ich wspólnoty nabożeństwa Słowa Bożego. Odpowiedziałem, że oczywiście jest to możliwe i sam jestem gotowy za nich się pomodlić.

Poznałem także młodych ludzi, którzy mieli za sobą próby samobójcze, ponieważ nie mogli pogodzić się ze swoją orientacją seksualną. W każdym takim wypadku muszę zapytać siebie: w jaki sposób stałby przy nich Bóg? I w tym samym miejscu ja muszę stanąć.

Ksiądz Kardynał powiedział kiedyś po audiencji u papieża Franciszka, że „jesteśmy po to, by ludziom pomagać, nie aby ich dyskryminować. To jest nauka Kościoła i takie musi być też nastawienie duszpasterstwa”. Jest to chyba najważniejsza zasada duszpasterska wobec każdej grupy, która przez niewłaściwą interpretację Ewangelii nie tylko zostaje odsunięta na margines Kościoła, ale jest wprost wykluczana.

– Niedawno miałem bardzo interesujące doświadczenie. Razem z rabinem i teolożką protestancką uczestniczyłem w panelu w Kolegium Europejskim w Natolinie. Padło tam wiele pytań ze strony młodzieży, także w kwestii wykluczenia i LGBT. Szczerze odpowiadałem, co myślę, i w których kwestiach jestem pewny, że papież Franciszek myśli tak samo. Ci młodzi ludzie czuli się bardzo usatysfakcjonowani.

Później usłyszałem, że na spotkaniu była grupa studentów, która chciała manifestować przeciwko mojemu w nim udziałowi, że przyjeżdża przemawiać kardynał, okazało się jednak, że po dyskusji byli zadowoleni. Jestem przekonany, że ta postawa dialogu, szczerości, otwartości i transparencji jest właściwa, że w ten sposób możemy dotrzeć do ludzi, a przez to ludzie mogą znowu rozumieć Ewangelię.

W Polsce w ubiegłym roku nastąpiło zaostrzenie interpretacji prawa w zakresie dopuszczalności aborcji, po czym przez kraj przetoczyła się fala demonstracji. W niektórych wypadkach malowano hasła również na budynkach kościelnych. Niektórzy biskupi zażyczyli sobie wtedy ochrony policyjnej. Był to przerażający obraz, policyjne niebieskie światła przed biskupimi pałacami i świątyniami. Pytałem wtedy publicznie: co by było, gdyby ten czy ów biskup, zamiast oddzielać się od demonstrantów policją, spróbowałby wyjść do nich i z nimi rozmawiać? Jeden z biskupów przestał się po tym do mnie odzywać.

– Co do zasady zgadzam się z tym, co Pan napisał w artykule, ale oczywiście nie mogę odnieść się do konkretnej sytuacji. W takich wypadkach poziom emocji jest bardzo wysoki, trudno jest podjąć właściwą decyzję. Jest natomiast bardzo ważne, żeby także biskupi z tymi ludźmi rozmawiali. Trzeba im powiedzieć, że Kościół nie jest tylko przeciwko aborcji, że nie jest tylko przeciwko czemuś, lecz że Kościół stoi po stronie słabych. Tym słabym tutaj jest nienarodzone życie, którym się chce rozporządzać. Trzeba im mówić, że my nie możemy inaczej, jak tylko stać po stronie nienarodzonego życia, w przeciwnym razie nie bylibyśmy wierni Ewangelii.

Obok słabych i potrzebujących ochrony dzieci nienarodzonych są dzieci na granicach, które ze swymi rodzinami nie otrzymują opieki, które umierają. Także im należy się ochrona, którą Kościół jest winien życiu.

– To musi być oczywiste i jasne, że Kościół nie jest organizacją, która zajmuje się tylko pewnym wycinkiem rzeczywistości. On jako Kościół Chrystusa wstawia się zawsze za życiem, za słabymi, za ludźmi, którzy nie mają głosu. To musi być konsekwentna postawa, spójna i całościowa.

EKOLOGICZNE PRZEMODELOWANIE

Po Synodzie amazońskim mówił Ksiądz Kardynał o potrzebie ekologicznego nawrócenia. W jakim zakresie ekologia i chrześcijaństwo są spójne?

– Jeśli podzielam miłość Boga do człowieka to wiem, że Bóg kocha wszystkich ludzi, także tych, którzy żyją z dala ode mnie oraz tych, którzy będą żyli w przyszłości. Muszę więc żyć tak, żeby również ludzie na odległych wyspach i przyszłe pokolenia mogły prowadzić godne życie.

Potrzebujemy ekologicznego przemodelowania naszego społeczeństwa. Jeśli będziemy tylko społeczeństwem konsumpcyjnym, jedynie z wierzchu lekko pomalowanym chrześcijaństwem, to zostaniemy współwinni szkód, jakie dzieją się stworzeniu, które Bóg zawierzył człowiekowi. Jeśli ono zginie, zginie także człowiek. Takie podejście jest grzeszne.

Tak, w moim domu przestawiliśmy się na szklane butelki. To oczywiście drobiazg, ale jest to mały przyczynek do zmiany podejścia wobec zanieczyszczania środowiska i pewien znak. Próbuję w moim życiu wyciągać wnioski i się do nich stosować.

Ksiądz Kardynał przyjął również migrantów w swoim domu.

– W moim domu udzieliłem gościny trzem studentom. Przez cały czas przyjmowałem pod swój dach uciekinierów, niestety nie rodziny, na to jest tutaj za mało miejsca, kuchnia jest za mała, no i rodziny mają przecież prawo do prawdziwego życia rodzinnego, którego tutaj nie moglibyśmy im zagwarantować.

Wesprzyj Więź

Jednak przyjęliśmy dwie rodziny w domu parafialnym, w dwóch mieszkaniach, które zostały w tym celu specjalnie przygotowane: jedną rodzinę chrześcijańską i jedną muzułmańską. Obie zostały tutaj bardzo dobrze i serdecznie przyjęte i bardzo się cieszymy, że możemy je gościć i zapewnić im przyszłość w Luksemburgu.

Jean-Claude Hollerich – ur. 1958, luksemburski duchowny, jezuita, metropolita Luksemburga od 2011, przewodniczący Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej od 2018, relator generalny XVI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów, które odbędzie się w Watykanie w październiku 2023 roku.

Przeczytaj też: Reformy w Kościele są konieczne, ale wymagają solidnych podstaw i konsensusu

Podziel się

9
4
Wiadomość

Mój Boże! Gdyby ten wywiad zechcieli przeczytać nasi biskupi i księża, oczywiście i wierni też. Przeczytać i wzbudzić w sobie refleksję, cóż pomarzyć sobie to fajna sprawa.

Mój Boże! Gdyby zechciał Pan przeczytać podobny w wymowie tylko ze znakiem przeciwnym wywiad abp Dzięgi w lokalnym radiu diecezjalnym i wzbudzić w sobie refleksję … . Bo przecież ten wywiad ma taki charakter, nabożny. Czy trudne pytania katolicy otwarci mają tylko dla biskupów którzy mają inne poglądy?

No tak, to nawet ciekawa propozycja – wzbudzić refleksję po przeczytaniu wywiadu Dzięgi, a czemu nie po przeczytaniu wypowiedzi sołtysa, zwanego również przez niektórych, biskupem. Dzięga ma poglądy? Z tego co się orientuję jego pogląd jest podobny do poglądów wielu jego kolegów i nazywa się tak, jak telewizja, którą ogląda czyli “Trwam”, czyli trwać do emerytury. To jest pogląd, ale żeby od razu wzbudzać refleksję?

O stosunku do migrantów na granicy z Białorusią: „… nie karać ludzi, którzy nie ponoszą za tę sytuację żadnej winy.”
Ponoszą, ponoszą. Większość z nich to klasa średnia w swoich ojczyznach, gdzie nie ma wojny (najwięcej z Iraku), stać ich było na drogą „wycieczkę” na Białoruś. Mieli z grubsza orientację w polityce migracyjnej w Europie. Gdyby ksiądz kardynał powiedział „i tak mamy wobec tych co wpadli w pułapkę na granicy z własnej winy, błędu, głupoty itp. zobowiązania” to można by dalej rozmawiać, ale tu widać, jak ksiądz kardynał ma śmiałość „zakrzywiać rzeczywistość”, by nie powiedzieć brutalniej. Dialog w takim przypadku nie ma racji bytu w tej, a może w innych sprawach jeśli jest podobne podejście

Kosciol, ktory dziala sprzecznie z Pismem Swietym jest niepotrzebny. “Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego.” 1 Kor 6, 9-10.

Relator synodu zauważający udobruchanie młodzieży, pewnie umiarkowanie religijnej, cóż, lepiej niż rozdrażnienie. Ale poza tym, może jakaś wizyta u młodzieży, której odmówiono ostatnio sakramentów w starym rycie? Pewnie to synodalne marzenia..

” … bo nasz Bóg jest Bogiem życia. On chce, aby ludzie cieszyli się zdrowiem i życiem…” Kolejny staruszek, który wie jaki jest Bóg i czego od nas oczekuje, no i co powinniśmy robić by był z nas zadowolony. Mnie uczono, pewnie głupio, że bóg kreuje rzeczywistość, a nie działa w takiej jaka jest. Tak czy siak podejście jest bardzo ciekawe, daje ogromne pole do załatwiania sobie różnych spraw, najlepiej przez pośredników zwanymi ekscelencjami, eminencjami… oczywiście za odpowiednią gratyfikację.