rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Poróżnił ich diabeł, ale i Bóg. Teologiczny spór Miłosza z Różewiczem

Tadeusz Różewicz (z lewej) i Czesław Miłosz na targach książki we Frankfurcie 19 października 2000. Fot. Piotr Wójcik / Agencja Wyborcza.pl

Różewicz wydaje się w oczach Miłosza kimś, kto ma odwagę wypowiedzieć prawdę niewiary; prawdę, którą Miłosz odnajduje również w samym sobie, ale z różnych powodów zabrania sobie jej odsłonięcia.

Fragment wstępu do zbioru Czesława Miłosza i Tadeusza Różewicza „Braterstwo poezji. Korespondencja, wiersze i inne dialogi 1947–2013”, Wydawnictwo Literackie, Wydawnictwo Warstwy, Kraków 2021

Poróżniał ich diabeł, ale także Bóg, a już z pewnością ocena drogi, jaka może do Boga doprowadzić człowieka.

Od chwili gdy jako student poznał swego dalekiego krewnego, Oskara Miłosza, autor „Poematu o czasie zastygłym” był człowiekiem głębokiej duchowości, w tym nadziei, że może być nam dana chwila iluminacji, ścieżka bezpośredniego kontaktu, furtka, dzięki której staniemy twarzą w twarz z Nadprzyrodzonym. Oskar zaś – przez Czesława wielokrotnie nazywany mistrzem, kimś znacznie wyższej rangi od nagrodzonego Noblem poety, kimś, dzięki komu poeta ten odczuł, iż spoza nurtu upływającego czasu zawsze „przeziera wieczność”[1] – stał się ostatecznie członkiem niewielkiego klubu najbliższych Czesławowi mistyków, miejsce w tej w loży dzieląc z Emanuelem Swedenborgiem i Williamem Blakiem.

Tymczasem w najgłębszym odczuciu Różewicza Bóg może nie umarł, ale z pewnością opuścił ten świat, pozostawiając w naszych rękach troskę o coraz bardziej chwiejne, zatarte dobro i zło. Doznania mistyczne są zaś ułudą, a może wręcz przejawem grzechu pychy, swoistego opętania. I tak właśnie zostaje oceniony Swedenborg, jeden z bohaterów wspominanej tu już „Ziemi Ulro”, z którym (a raczej z jego czytelnikiem i komentatorem – Czesławem Miłoszem) Różewicz konfrontuje się w wierszu o znamiennym tytule „Zaćmienie światła”. Zaczyna ciepło i nieledwie z wdzięcznością: „Drogi Miłoszu / dzięki Panu zacząłem czytać / na stare lata / Swedenborga”. Dalej jednak jest szczery do bólu:

ani mnie ziębi ani grzeje
z trudem brnę przez jego sny
podejrzewam go
[…]
jego rozmowy z aniołami
obrażają mnie
jest w tym coś
nieprzyzwoitego

by ostatecznie, powołując się na racjonalną tradycję Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu, stanowczo zażądać postawienia tamy „mętnemu światłu”, domagać się natomiast podtrzymania „światła rozumu / tak obelżywie traktowanego / pod koniec naszego wieku”[2]. Osobnego namysłu wymagałaby hipoteza, iż dla Miłosza za horror Auschwitz i Kołymy odpowiedzialne jest dziedzictwo Oświecenia, gdy dla Różewicza – przeciwnie – upiorny wiek XX był eksplozją irracjonalności; tu możemy jedynie stwierdzić, że autor „Niepokoju” jednoznacznie odżegnywał się od wszelkich doświadczeń mistycznych, stwierdzał prosto: „dla mnie cała ta sfera jest niedostępna”, „jestem z oświecenia, nie z baroku”, a nawet: „jeśli tylko poczuję, że mi się noga poślizgnęła w stronę mistyki – jakiejkolwiek! – natychmiast uciekam stamtąd gdzie pieprz rośnie”[3].

Nie bezpośrednio poznawany Bóg, nie mistyczna podróż, ale drugi człowiek, jego obolałe ciało domagające się pomocy – taka jest, zdaniem Różewicza, jedyna prawdziwa, dostępna nam metafizyka

Andrzej Franaszek

Udostępnij tekst

Natomiast w wierszu kolejnym, zatytułowanym już nieco protekcjonalnie „drugie poważne ostrzeżenie”, zgrzytliwie ironizuje na temat poety, dla którego widzialny świat jest jedynie szyfrem transcendencji, „chmurka to nie chmurka” i „aby było głębiej / wymiesza wszystko / z filozosią «głębi»”. Finał dość jednoznacznie wskazuje na Miłosza i może też na krakowskich krytyków „duchoznawczych”, takich jak Jan Błoński[4] czy Marian Stala: „takie ambaje // ciągle się dobrze sprzedaje / na krakowskim rynku / pod pomnikiem Adama”[5].

Od tych zgryźliwości ciekawszy jest jednak fakt, iż bezpośrednio po drugim poważnym ostrzeżeniu następuje utwór Widziałem Go, w którym Różewicz jakby przedstawiał bliższą mu „teologię”, przypominającą, iż Drugie Przyjście, ponowne zejście Syna Bożego na ziemię, przynajmniej na pewien sposób może dokonać się w każdej chwili, że może on się wcielić w któregoś z naszych bliźnich, także śmierdzącego bezdomnego, który śpi na ławce we wrocławskim parku.

Podobny sposób myślenia znajdziemy w wierszu późniejszym, zaczynającym się od słów „Mistrz Jakob Böhme”, w którym mieszkający w Görlitz na przełomie XVI i XVII wieku szewc, a zarazem kolejny mistyk bliski Miłoszowi (a jeszcze bardziej może Adamowi Mickiewiczowi), zostaje przez Różewicza osądzony chłodno: „to nie mój mistrz”. Jego dostrzeżenie Boga w odblasku światła na cynowym dzbanie zderza poeta z widokiem tak zwanych mrówek, taszczących butelki wódki i ogrodowe krasnale przez polsko-niemiecką granicę między współczesnymi miastami Zgorzelcem i Görlitz; jeśli można powiedzieć coś pozytywnego o Böhmem, to nie to, że nieledwie dotknął absolutu, a jedynie, iż przynajmniej był „skromnym człowiekiem / i rzetelnym rzemieślnikiem”[6].

I znów, przyglądając się kompozycji tomów poetyckich, zauważymy, że w zbiorze „szara strefa” wiersz ten sąsiaduje z utworem „jest taki pomnik”, poświęconym papieżowi najważniejszemu dla Różewicza, zdaniem poety bardzo „ludzkiemu” i po prostu dobremu, Janowi XXIII.

Aby dopełnić obrazu, zacytujmy jeszcze list wrocławskiego pisarza z roku 1993, w którym – opisując Miłoszowi swe kłopoty zdrowotne i ich podobieństwo z chorobami Jana Pawła II – deklaruje: „pomimo różnych zastrzeżeń w stosunku do Papieża – poczułem wspólnotę z Człowiekiem i jego cierpieniem. Jeśli już mowa o Papieżach – to jedynym Papieżem, którego otaczałem czcią, szacunkiem i jakimś uwielbieniem, był Jan XXIII”[7].

Powiedzmy raz jeszcze, dobitnie: nie bezpośrednio poznawany Bóg, nie mistyczna podróż, ale drugi człowiek, jego obolałe ciało domagające się pomocy – taka jest, zdaniem Różewicza, jedyna prawdziwa, dostępna nam metafizyka. Zwracanie się wprost do Boga autorowi „recyclingu” wydaje się samoułudą, jeśli nie oszustwem. W utworze „wiedza” (kończącym ten cykl poetyckich wypowiedzi i napisanym przez Różewicza zapewne po „Traktacie teologicznym” Miłosza) przeczytać możemy słowa tyleż wskazujące na podobieństwo egzystencjalnych sytuacji obu poetów, co zgryźliwe:

obaj jesteśmy starzy
i wiemy […]
że musimy umrzeć

wiemy też
że najkrótsza droga do Boga
to Trwoga

mówiąc językiem kolokwialnym
jak trwoga to do Boga[8]

Obszerny „Traktat teologiczny” zawierał w sobie także odpowiedź na wcześniejszą krytykę ze strony Różewicza; najwyraźniej prawdziwie nią dotknięty, Miłosz pisał: „mnie wyśmiewali za Swedenborgi i inne ambaje, / ponieważ wykraczałem poza przepisy / literackiej mody”. Podtrzymywał zatem swój sąd o nie-metafizyczności czy agnostyczności polskiej kultury, a w kolejnych liniach wpisywał ten epizod w jedno z zasadniczych pasm swego życia intelektualnego. Raz jeszcze odmawiał pogodzenia się z popularnym w XX-wiecznej współczesności przekonaniem, iż w ludzkim życiu nie mamy prawa dopatrywać się wymiaru prawdziwie religijnego, „wyższego” niż psychologiczny czy społeczny. Nie po raz pierwszy też w swym dziele przyjmował rolę żarliwego chłopca otoczonego przez cynicznych dorosłych:

Wykrzywione w szyderczym grymasie gęby
małpoludów rozprawiających o moich zabobonach
pobożnego dziecka.

Które nie chce przyjąć jedynej dostępnej nam wiedzy,
o wzajemnym stwarzaniu się ludzi
i wspólnym stwarzaniu tego, co nazywają prawdą.

Podczas gdy ja chciałem wierzyć w Adama i Ewę,
Upadek i nadzieję przywrócenia[9].

Ta drobna odpowiedź z „Traktatu…” żadną miarą przecież nie wyczerpuje myśli Miłosza na temat sposobu odczuwania wiary, jaki poświadcza sobą twórczość Różewicza. Przeciwnie, właśnie to pasmo przyciągało go w autorze „Niepokoju” bodaj najsilniej, czego drobnym symbolem mogłaby być przywołana w motcie do niniejszego szkicu dedykacja: „Tadeuszowi Różewiczowi, którego zawsze podziwiam za jego życie niemożliwe”[10]. Dedykacja w tomie „Druga przestrzeń”, a więc zbiorze, który już tytułem odsyła nas do metafizyki i który zaczyna się od lamentu: „czy naprawdę zgubiliśmy wiarę w drugą przestrzeń? / I znikło, przepadło i Niebo, i Piekło? […] Płaczmy, lamentujmy po wielkiej utracie”[11]. Dedykacja z podziwem za „życie niemożliwe”, a więc oczywiście przypominająca frazę Różewicza z otwierającego „Płaskorzeźbę” wiersza bez: „życie bez boga jest możliwe / życie bez boga jest niemożliwe”[12].

Braterstwo poezji
Czesław Miłosz, Tadeusz Różewicz, „Braterstwo poezji. Korespondencja, wiersze i inne dialogi 1947–2013”, Wydawnictwo Literackie, Wydawnictwo Warstwy, Kraków 2021

Mówiąc najbardziej syntetycznie: Czesław Miłosz – jeśli w ogóle wolno nam dokonywać takich ocen – był naturą par excellence religijną, dla której istnienie poza kategoriami Boga, diabła, grzechu, łaski, kary i nagrody, piekła i raju, a przede wszystkim życia wiecznego po śmierci, było właściwie niemożliwe, przestawałoby być istnieniem ludzkim. Jak pisał w „Ziemi Ulro”: „cóż mają począć ludzie, dla których niebo i ziemia jest za mało i nie mogą żyć, jeżeli nie oczekują innego nieba i innej ziemi? […] Będą wierzyć, po prostu dlatego, że wypełniające ich pragnienie nie może być wyrażone w żadnym ze zmiennych ludzkich języków. Tylko jeden język odpowiada najwyższemu prawu ludzkiej wyobraźni i w nim to zostało ułożone Pismo”[13].

Z tego punktu widzenia Różewicz staje się dlań fascynujący, ponieważ jest kimś, kto z wiary rezygnuje, czy też komu została ona odebrana – nie kwituje tego jednak obojętnością, nie zapomina o Bogu, a przeciwnie – gwałtownie boleje nad jego utratą, czego dowodem jest wiele wierszy, choćby ten noszący symboliczny tytuł „Cierń”, którego bohater wyznaje z udręczeniem: „nie wierzę / nie wierzę od przebudzenia / do zaśnięcia”[14].

I dalej: przynajmniej czasami Różewicz wydaje się w oczach Miłosza kimś, kto ma odwagę wypowiedzieć prawdę niewiary; prawdę, którą Miłosz odnajduje również w samym sobie, ale z różnych powodów zabrania sobie jej odsłonięcia. Tak postrzegał to w liście do Anieli Micińskiej z roku 1966, w którym formułował znakomitą frazę: „noszę w sobie całe piekło Różewicza”[15], podobnie, choć w bardziej uogólnionej stylistyce, w artykule o trzydzieści lat późniejszym: „z Różewiczem niełatwo się uporać, skoro jest on w każdym z nas […]. Przecie całą swoją twórczością idzie śladami Biblii. Rajski ogród i wygnanie […], oczekiwanie – przynajmniej końcowej sceny, kiedy Nieba się zwiną i nastąpi Sąd. Każdy, kto mówi o nim, boryka się też ze sobą”[16].

Jeśli przy tym, dodajmy, w latach 60. frapuje Miłosza przede wszystkim zjawisko „ateistycznej rozpaczy”[17], o której koresponduje z Błońskim, to trzy dekady później fenomen Różewicza rozpatruje na szerszym socjologicznym tle. Zastanawia się nad jego odmiennością i od – jak już mówiliśmy – dominującego wśród polskich artystów agnostycyzmu, i od tradycyjnej religijności szerszych warstw społeczeństwa, przynajmniej oficjalnie odnajdujących się na łonie Kościoła.

Miłosz był naturą par excellence religijną, dla której istnienie poza kategoriami Boga, diabła, grzechu, łaski, kary i nagrody, piekła i raju, a przede wszystkim życia wiecznego po śmierci, było właściwie niemożliwe, przestawałoby być istnieniem ludzkim

Andrzej Franaszek

Udostępnij tekst

W cytowanym powyżej artykule namyśla się zatem: „pojawienie się w katolickiej Polsce poety piszącego ateistyczne wiersze powinno zachęcać do postawienia kilku pytań. W jakim stopniu ten fakt tłumaczy się reakcją na polską odmianę katolicyzmu? Czy syndrom «Polak-katolik» zostaje tu przełamany?”[18]. Walcząc o głębię przeżycia duchowego, na jego oczach zastępowanego przez powszechną obojętność, perswaduje: „na miejscu księży byłbym bardzo zadowolony z twórczości Różewicza”[19], wyjaśnia wreszcie, iż najważniejsza jest szczerość i dramatyczność odczuwania, którą zapisują wiersze autora „Płaskorzeźby” – chodzi wszak o to, „żeby to jątrzyło”[20].

Ostatecznym dopełnieniem wielu odczytań jest uznanie, iż to właśnie wątpiący głos Różewicza wypowiada najprawdziwiej religijne doświadczenie człowieka przełomu tysiącleci, kiedy to sacrum „pojawia się tylko przez nieobecność, przez brak”[21]. Bowiem – niech wybrzmi to piękne zdanie – „szept Różewicza jest […] jakby teologią Nieobecności”[22].

I znów: jedynie skrótowo. Czy nie było tak, że również dla Różewicza Miłosz uosabiał jakąś cząstkę własnej osobowości, zwykle może skrywaną, rzadko lub prawie nigdy niedopuszczaną do głosu? Nie znajdziemy na poparcie tej tezy równie jednoznacznych wypowiedzi wrocławskiego poety, a przecież uderzać nas musi intensywność dialogu, jaki prowadził on z Miłoszem w swoich wierszach.

Do wymienionych już przykładów dodajmy fakt kolejny, wręcz zaskakujący, a mianowicie informację, iż tytuł tomu „Wyjście” miał pierwotnie brzmieć „To i owo” – oczywiście jako odpowiedź na zbiór „To” Miłosza. I zapewne na wiersz tytułowy, skądinąd mówiący o utajonej cząstce rozpaczy, całkowitego zwątpienia, cząstce, której zdaniem noblisty roztropniej jest nie ujawniać. Opowiadając tę z pozoru błahą historię, redaktor książek Różewicza słusznie podkreśla, iż uwypukla ona „intensywność i żywotność związku z Miłoszem. Towarzyszyła mu − jak zwykle, kiedy własne rysy rozpoznaje się w kimś innym − aura lekkiego rozdrażnienia. Miłosz miał chyba podobne odczucie”[23].

We wcześniejszym od „Wyjścia” tomie „szara strefa” znajdziemy wiersz zatytułowany „dlaczego piszę?”, rozpoczynający się od konstatacji: „czasem «życie» zasłania / To / co jest większe od życia // Czasem góry zasłaniają / To / co jest za górami / trzeba więc przesunąć góry”. Trudno nie pomyśleć, że odwołuje się w nim Różewicz do wspomnianego utworu Miłosza, w którym padają też słowa: „Pisanie było dla mnie ochronną strategią / Zacierania śladów. Bo nie może podobać się ludziom / Ten, kto sięga po zabronione”[24]. Odwołuje się, każąc następnie swemu bohaterowi wyznać: „ale ja nie mam potrzebnych / środków technicznych / ani siły / ani wiary / która przenosi góry / więc nie zobaczysz Tego / nigdy / wiem o tym / i dlatego / piszę”[25].

Nie opierając się naturalnie tylko na tym drobnym przykładzie, możemy zaryzykować myśl, iż Różewicza boleśnie tęskniącego za wiarą i jeszcze może boleśniej przeżywającego znieprawienie ludzkiego świata, piszącego do kalifornijskiego adresata: „oczywiście składam się z ciała i duszy, choć nie wierzę w «raj», «piekło», Życie «poza-grobowe» i inne piękne zaświaty”[26], przyciągały niejednokrotnie wypowiadane przez Miłosza pochwały Istnienia, jego afirmacja piękna, jego uparta, ciągle podmywana zwątpieniem, ale też nigdy nieniknąca w pełni nadzieja „drugiej przestrzeni”. I że obaj poeci w tej relacji nie byli dwiema skrajnościami, umownie mówiąc: pozytywem i negatywem, ale że ich najgłębsze przeżycia świata przenikały się ze sobą. Jak to na marginesie tomu „zawsze fragment” precyzyjnie wypowiedział Marian Stala:

„Różewicza czytywano często jako anty-Miłosza; on sam zdawał się taką lekturę narzucać. Być może jednak za oczywistymi przeciwieństwami filozoficznymi i religijnymi kryje się podobieństwo egzystencjalnych przeżyć, będących pierwszymi impulsami twórczości. Miłosz, odkrywszy pustkę Ziemi Ulro, starał się […] odnaleźć miejsca nadające egzystencji grunt i sens. Różewicz pozostał po stronie Ziemi Jałowej, próbując oświetlić ją jej własnym, ciemnym światłem. Z perspektywy czasu obie te postawy mogą się okazać istotne dla zrozumienia całości, jaką jest polska poezja XX wieku”[27].

Wesprzyj Więź

Tytuł od redakcji

Przeczytaj też: Kret w ogrodzie ziemi


[1] Cz. Miłosz, „Czeladnik”, w: tegoż, „Wiersze wszystkie…”, s. 1308.
[2] T. Różewicz, „Zaćmienie światła”, w: tegoż, „Poezja”, t. 4…, s. 25 i nn. Wiersz przedrukowany w niniejszym tomie.
[3] „Zgubiony klucz”, z Tadeuszem Różewiczem rozmawia M. Dębicz, w: „Wbrew sobie…”, s. 253. To, jak niejednoznaczna jest opozycja „racjonalności” i „irracjonalności” w polemice Różewicza z Miłoszem, ukazuje Andrzej Skrendo w książce „Tadeusz Różewicz i granice literatury” (Kraków 2002, s. 225 i nn.).
[4] Zwróćmy skądinąd uwagę na kartkę, którą Tadeusz Różewicz wysłał do Czesława Miłosza, przedstawiając na niej „Krainę poetów”, zamieszkaną przez Miłosza, Różewicza oraz właśnie Jana Błońskiego. Została wysłana w 1998 roku, kiedy to Błoński opublikował książkę „Miłosz jak świat”.
[5] T. Różewicz, „drugie poważne ostrzeżenie”, w: tegoż, „Poezja”, t. 4…, s. 30.
[6] T. Różewicz, „*** (Mistrz Jakob Böhme…)”, w: tegoż, „Poezja”, t. 4…, s. 149 i nn.
[7] List T. Różewicza do Cz. Miłosza, Wrocław, 25 IV 1993.
[8] T. Różewicz, „wiedza”, w: tegoż, „Poezja”, t. 4…, s. 283.
[9] Cz. Miłosz, „Traktat teologiczny”, w: tegoż, „Wiersze wszystkie…”, s. 1286.
[10] Cokolwiek podobną tonację odnajdziemy w aż zaskakującej frazie „od wielbiciela”, którą 5 XII 1999 roku Miłosz zawarł w dedykacji dla Różewicza książki „Wyprawa w Dwudziestolecie”.
[11] Cz. Miłosz, „Druga przestrzeń”, w: tegoż, „Wiersze wszystkie…”, s. 1241.
[12] T. Różewicz, „bez”, w: tegoż, „Poezja”, t. 3…, s. 253.
[13] Cz. Miłosz, „Ziemia Ulro”, Kraków 2000, s. 291.
[14] T. Różewicz, „Cierń”, w: tegoż, „Poezja”, t. 3…, s. 38.
[15] List Cz. Miłosza do A. Micińskiej i J. Ulatowskiego, Berkeley, b.d. [1966], Archiwum Jana Ulatowskiego – Archiwum Emigracji, Uniwersytet Mikołaja Kopernika, Toruń.
[16] Cz. Miłosz, „Noty o Różewiczu”, „Rzeczpospolita” 1996, nr 239. Tekst przedrukowany w niniejszym tomie.
[17] List Cz. Miłosza do J. Błońskiego, Berkeley, 19 I 1965, w: J. Błoński, Cz. Miłosz, „Listy 1958–1997…”, s. 80.
[18] Cz. Miłosz, „Noty o Różewiczu…”.
[19] „Ratunek od rozpaczy”, z Czesławem Miłoszem rozmawiają T. Fiałkowski i A. Franaszek, w: Cz. Miłosz, „Rozmowy polskie 1979–1998”, Kraków 2006, s. 638.
[20] „Grozi nam płaskość i wulgarność”, z Czesławem Miłoszem rozmawia J. Illg, w: Cz. Miłosz, „Rozmowy polskie 1979–1998…”, s. 548.
[21] „Litwa, labirynt, nadzieja”, z Czesławem Miłoszem rozmawia K. Myszkowski, w: Cz. Miłosz, „Rozmowy polskie 1999–2004”, Kraków 2010, s. 236.
[22] Cz. Miłosz, „Różewicz w roku 1996…”.
[23] „Anioł w majtkach Polixeny”…, s. 163.
[24] Cz. Miłosz, „To”, w: tegoż, „Wiersze wszystkie…”, s. 1159.
[25] T. Różewicz, „dlaczego piszę?”, w: tegoż, „Poezja”, t. 4…, s. 166.
[26] Kartka T. Różewicza do Cz. Miłosza, Wrocław, 20 X 1996.
[27] M. Stala, „Cierpiące ciało i śmiertelne słowo. Na marginesie nowej książki Tadeusza Różewicza”, w: tegoż, „Druga strona. Notatki o poezji współczesnej”, Kraków 1997, s. 45. Por. także: „jest wiele pokrewieństw pomiędzy mną a Tadeuszem Różewiczem. Niemniej nie uważam tak jak on, że wszystko, co się dzieje z ludzkością po zerwaniu przymierza z Bogiem, zasługuje tylko na jedno: na karę i Sąd Ostateczny. No tak, przecież Różewicz czeka na Sąd Ostateczny, to jest marzenie całej jego twórczości. Ja natomiast poszedłem zupełnie innymi drogami i myślę, że jestem już bardzo daleki od dość częstej dzisiaj postawy, którą odnajdujemy u Różewicza lub w malarstwie Bacona” – „Ręka Opatrzności”, z Czesławem Miłoszem rozmawia S. Bereś, w: Cz. Miłosz, „Rozmowy polskie 1979–1998…”, s. 699 i nn.

Podziel się

7
4
Wiadomość