Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Świeckość świeckiego. Papieża Franciszka teologia laikatu

Papież Franciszek wśród wiernych, 2015. Fot. Mazur / catholicnews.org.uk

Czy za wprowadzanymi przez papieża zmianami pójdzie nasza teologiczna i kościelna mentalność?

W tym roku papież Franciszek podjął dwie ważne decyzje w doniesieniu do miejsca świeckich w Kościele. Ustanowił posługę katechety oraz dokonał takiej zmiany w Kodeksie Prawa Kanonicznego, która pozwala, by posługę lektora i akolity mogły podejmować także kobiety.

Obie decyzje mają daleko idące konsekwencje dla teologii laikatu. Proponują bowiem nowe uzasadnienie dla posług powierzanych osobom świeckim. To nie są już – jeśli można tak powiedzieć – „świeckie emanacje sakramentu kapłaństwa”, ale posługi wyrastające wprost z kapłaństwa wspólnego (sacerdotium commune) właściwego wszystkim laikom. Pytanie, które należy jednak zadać, brzmi: Czy za tymi zmianami prawnymi pójdzie nasza teologiczna i kościelna mentalność?

Bez klerykalizacji

Zacznijmy od kwestii posługi katechety. W Liście apostolskim „Antiquum ministerium” (10.05.2021 r.) ustanawiającym posługę katechety czytamy: „Nie można negować zatem, że «wzrosła świadomość tożsamości oraz misji świeckiego w Kościele. Dysponujemy licznym laikatem, choć niewystarczającym, z zakorzenionym poczuciem wspólnotowym i wielką wiernością zaangażowaniu w miłość, katechezę, celebrowanie wiary» («Evangelii gaudium», 102). Wynika stąd, że otrzymanie posługi świeckiej, takiej jak katecheta, wyciska mocniejszy akcent na zaangażowaniu misyjnym, charakterystycznym dla każdego ochrzczonego, które musi realizować się jednakowoż w pełnej formie świeckiej, bez wpadania w jakikolwiek wyraz klerykalizacji” (AM 7).

Katecheta, lektor czy akolita to nie jest żaden quasi-ksiądz czy ksiądz niepełny. Podobnie zresztą jak diakon stały, którego powołanie jest zupełnie odrębne od powołania kapłańskiego. Diakon stały, który by nieustannie zerkał z zazdrością na posługę prezbitera, nigdy nie powinien zostać diakonem, ponieważ nie zrozumiał natury swej własnej posługi

ks. Andrzej Draguła

Udostępnij tekst

W dokumencie pojawia się pojęcie „posługi świeckiej”. W liście do prefekta Kongregacji Nauki Wiary z dnia 10 stycznia 2021 r. papież Franciszek zwraca uwagę: „Przez wieki «czcigodna tradycja Kościoła» uważała to, co nazywano «święceniami niższymi» – wśród których są właśnie lektorat i akolitat – za etapy drogi, która miała prowadzić do «święceń wyższych» (subdiakonat, diakonat, prezbiterat)”. Były to stopnie (niegdyś „święcenia niższe”) przed przyjęciem święceń kapłańskich. Tak jest zresztą i dzisiaj, kleryk w seminarium otrzymuje najpierw posługę lektora, następnie akolity, aby potem móc przyjąć święcenia diakonatu i prezbiteratu.

Franciszek wskazuje natomiast na istnienie równoległej drogi posług świeckich: „Wyraźniejsze rozróżnienie pomiędzy uprawnieniami tego, co dzisiaj nazywamy «posługami nie związanymi ze święceniami» (lub świeckimi) a «posługami wynikającymi ze święceń»”. Mówiąc inaczej, jest lektorat, akolitat (i diakonat) otrzymywane w perspektywie kapłaństwa, i jest lektorat, akolitat (i diakonat) „dla posługi”, a nie dla kapłaństwa. Świeckość zbudowana na sakramentach inicjacji chrześcijańskiej pozostaje wystarczającym fundamentem.

Dla Franciszka posługi lektora i akolity wynikają z udziału świeckich we wspólnym kapłaństwie chrzcielnym. Czy to zupełna nowość? Otóż nie. Już Benedykt XVI w adhortacji „Verbum Domini” pisał, że lektorat „w rycie łacińskim jest ministerium świeckich” (VD 58). W tę właśnie perspektywę teologiczną wpisuje się rozumienie posługi katechety, która ma się dokonywać w „pełnej formie świeckiej, bez wpadania w jakikolwiek wyraz klerykalizacji”. Katecheta, lektor czy akolita to nie jest żaden quasi-ksiądz czy ksiądz niepełny. Podobnie zresztą jak diakon stały, którego powołanie jest zupełnie odrębne od powołania kapłańskiego. Diakon stały, który by nieustannie zerkał z zazdrością na posługę prezbitera, nigdy nie powinien nim zostać, ponieważ nie zrozumiał natury swej własnej posługi.

Nieaktualne zastrzeżenie

Kwestia świeckości wspomnianych posług ujawniła się jeszcze mocniej w przypadku akolitatu i lektoratu dostępnego odtąd dla kobiet. We wspomnianym liście Franciszek zauważa, że jeśli uznamy te posługi za świeckie, a nie za prowadzące do święceń, to zarezerwowanie ich jedynie dla mężczyzn traci swoje teologiczne uzasadnienie. Czytamy: „Jeśli w odniesieniu do posług wynikających ze święceń Kościół «nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom» (por. św. Jan Paweł II, List apostolski «Ordinatio sacerdotalis», 22 maja 1994 r.), to w przypadku posług niewynikających ze święceń możliwe jest, a dziś wydaje się wskazane, usunięcie tego zastrzeżenia”.

Przypomnijmy, że zastrzeżenie to zostało sformułowane przez papieża Pawła VI w liście apostolskim „Ministeria quaedam” z roku 1972, który traktował o tonsurze, święceniach niższych i subdiakonacie, a więc dotyczył wyłącznie mężczyzn przygotowujących się do święceń kapłańskich, ergo traktował lektorat i akolitat jako święcenia niższe, a nie jako posługi świeckie. Franciszek uznaje więc, że powierzenie tych posług kobietom jest prostą konsekwencją rozumienia lektoratu i akolitatu jako posług świeckich: „zastrzeżenie samym mężczyznom nie należy do własnej natury posług lektora i akolity”.

„Umożliwienie dostępu osobom świeckim obu płci do posługi akolitatu i lektoratu, na mocy ich udziału w kapłaństwie chrzcielnym, zwiększy uznanie, także poprzez czynność liturgiczną (ustanowienie), dla cennego wkładu, jaki od dawna liczni świeccy, w tym kobiety, wnoszą w życie i misję Kościoła” – podkreśla papież Franciszek. I znów trzeba powiedzieć, że nie jest to zupełna nowość. Benedykt XVI pisał we wspomnianej wyżej adhortacji, że „czytanie pierwszego i drugiego fragmentu Pisma Świętego w tradycji łacińskiej zlecane jest lektorowi, mężczyźnie lub kobiecie” (DV 58). Dzięki decyzji Franciszka istniejąca już w Kościele praktyka otrzymała swoje teologiczne i prawne uzasadnienie.

Dostęp czy dopuszczenie

Pozostaje pytanie o naszą teologiczną świadomość i kościelną mentalność. Czy są one przygotowane na te zmiany? W polskim tłumaczeniu list Franciszka do kard. F. Ladarii o powierzeniu posług lektoratu i akolitatu osobom obu płci to list „na temat dopuszczenia kobiet”. Inne oficjalne tłumaczenia ten możliwy nowy status kobiety w Kościele wyrażają następująco: access (ang.), acceso (hiszp.), accès (fr.), acesso (port.). Podobnie jest w liście „Spiritus Domini” w sprawie zmiany kan. 230, § 1, który zaczyna się teraz od słowa laici (świeccy), a nie – jak wcześniej – viri laici (mężczyźni świeccy). Tutaj jednak mamy oficjalny tekst łaciński, który mówi, że jest to list de aditu personarum feminini sexus. Jougan podaje w słowniku łaciny kościelnej, że aditus to „dostęp”, a „dopuszczenie” to raczej admissio.

Zdaje się, że świadomie użyto w dokumencie wyrazu, który sugeruje bardziej „dostęp” niż „dopuszczenie”. I za tą sugestią poszły wszystkie znane mi tłumaczenia prócz polskiego. A szkoda, bo przecież między „dostępem” a „dopuszczeniem” jest znaczna różnica. Moim zdaniem bowiem „dostęp” mówi o prawie, które ktoś posiada, ale – z jakichś względów – był go pozbawiony, „dopuszczenie” natomiast wciąż wskazuje na wyjątkowość sytuacji, o wyrwie w panujących regułach. Mieć dostęp do wody pitnej jest jednak czymś zupełnie innym niż być do niej dopuszczonym. Czym innym jest dostęp do tajemnicy, czym innym – dopuszczenie do niej. Co więcej, dopuszczenie zakłada istnienie jakiejś instancji, która to dopuszczenie – aż chce się powiedzieć – dopuszcza. Nie bez kozery jest też przypomnieć, iż w tym samym polu semantycznym sytuuje się dopust Boży. Szkoda, że list Franciszka po polsku jest o dopuszczeniu, a nie o dostępie kobiet do posług.

Wesprzyj Więź

Na koniec warto zauważyć, że kościelny język prawny posługuje się „dopuszczeniem”. I to w kontekście praw laikatu. Kanon 766 mówi, że „wiernych można dopuścić do przepowiadania w kościele lub kaplicy, jeśli w określonych okolicznościach domaga się tego konieczność albo gdy w szczególnych wypadkach zaleca pożytek”. W tekście łacińskim czytamy admitti possunt laici. Drugi wyraz – possunt znaczy „mogą”. Ciekawszy jest jednak pierwszy wyraz: admitti. Otóż pochodzi on od łacińskiego czasownika mitto, który tłumaczymy na język polski jako „posyłać”. Forma mitti to bezokolicznik formy biernej – „być posłanym”. Prawodawca użył jednak przedrostka ad, który wszystko zmienia. I tak – zamiast mitti – jest admitti, to znaczy zamiast „być posłanym” – mamy „być dopuszczonym”.

Być może kiedyś się doczekamy także zmiany tego kanonu i świeccy będą nie tyle dopuszczani, co posyłani do głoszenia słowa Bożego w kościele bądź kaplicy, na przykład jako pełniący posługę katecheci: kobiety i mężczyźni.

Przeczytaj też: Świecki czy po prostu chrześcijanin? Kłopoty z teologią laikatu

Podziel się

3
4
Wiadomość

Póki co zarówno ci, którzy maja “dostęp”, jak i ci którzy są “dopuszczeni”, jednakowoż zamiast czytać fragmenty Pisma Św., je…klepią. Widać, że dominuje zasada, że każdy “może czytać, jeden lepiej a drugi gorzej”. Mnie to niechlujne czytanie doprowadza do rozpaczy, ale kiedy zaproponowałem w swojej parafii przeprowadzenie paru spotkań w tym temacie, zainteresowanie było czysto teoretyczne. W praktyce czytania bierze pierwszy lepszy ministrant, który przed rozpoczęciem Mszy św. albo “rzuci” okiem na czytany tekst, albo i nie. A potem jest “dukanie”. A przecież czytanie “jak leci”, bez chociażby uwzględnienia przecinków czy kropek, pomijając względy estetyczne utrudnia zrozumienie tekstu. Inna sprawa, że Ewangelia też często jest czytana “na pamięć”. Te święcenia lektoratu są szansą, aby do tej funkcji podejść poważnie i ze czcią należną Pismu św. Ilu proboszczom będzie się to chciało, ano pewnie tak jak ze wszystkim, wszak czytać i śpiewać każdy może, jeden lepiej a drugi gorzej. Swoją drogą dość to żałosne, że ten nasz miejscowy klerykalizm daje znać o sobie nawet w wyborze odpowiedniego słowa w tłumaczeniu tekstu.

Ale w Polsce praktycznie nie ma świeckich lektorów w sensie takiej posługi, o jakiej pisze ks. Draguła. “Posługa” udzielona czytającym / dukającym lekcje mszalne (i to też nie wszystkim) po kursie lektorskim to jest coś innego. Realnie posługę lektora dostają u nas wyłącznie klerycy w trakcie formacji.

“To nie są już – jeśli można tak powiedzieć – „świeckie emanacje sakramentu kapłaństwa”, ale posługi wyrastające wprost z kapłaństwa wspólnego (sacerdotium commune) właściwego wszystkim laikom.”

A z czego wyrasta sakrament kapłaństwa? Co Nowy Testament mówi o tym sakramencie? W przeciwieństwie do kapłaństwa wspólnego/powszechnego bezpośrednio wypowiada się na ten temat więcej niż skromnie. Kapłaństwem powszechnych wywodzącym się od Chrystusa Pismo interesuje się daleko bardziej począwszy od Listu do Hebrajczyków i rozproszonych nawiązań w innych listach. Kapłaństwo sakramentalne odwrotnie niż w Katechizmie nie ma solidniejszego oparcia w Piśmie, a głównie w Tradycji podatnej na interpretacje, a czasem manipulacje. To nie jest tak, że oba rodzaje kapłaństwa nie mają ze sobą nic wspólnego – jedno mówi coś o drugim, zwłaszcza powszechne o sakramentalnym. Nie można więc prowadzić, a tym bardziej zamknąć debaty o kapłaństwie sakramentalnym bez pogłębienia teologii kapłaństwa powszechnego. Skoro ono jest niedodefiniowane, pisanie o kapłaństwie sakramentalnych to pisanie na wodzie, i to na wodzie (leniwie bo leniwie, gdyż urzędowi teolodzy nie doceniają kapłaństwa powszechnego) płynącej rzeki. Dotyczy to też posług akolity, lektora, szafarza.

A jednak obrzęd admissio pozostaje dla kleryków przed diakonatem. Do święceń są dopuszczeni! Myślenie kategoriami : “nam się to poprostu należy!” jest zupełnie obce tradycji chrześcijańskiej. Ale widać autor myśli bardziej nowocześnie.

Pytanie, czy kolejnym krokiem nie będzie rezygnacja z wymogu, by kandydaci do święceń przed ich przyjęciem przyjęli lektorat i akolitat. Skoro już zastrzeżono, że nie powinni przyjmować posługi katechety, a odnowione obrzędy dwóch pozostałych posług mają ujrzeć światło dzienne w roku 2022. Choć byłoby to w poprzek tradycji, zważywszy na ciągle pewną fikcyjnośc tych aktów, ktore np. klerycy “zaliczają”, choć szeroko rozumianej społeczeności wiernych nie posługują (szczególnie pozaliturgicznie posługi nie ma), byłoby to jakoś uzasadnione.
Choć często sie nie zgadzam z ks. Dragułą, to bardzo słuszna jest uwaga o tym, że jeśli diakon stały spogląda z tęsknotą na prezbitera, to nigdy nie powinien zostać diakonem stałym. Również uważam, że diakonat stały nie może być miejscem realizacji niespełnionego powołania kapłańskiego, które przekreśliła niechęć do celibatu. Dlatego kandydatów z “seminaryjną” przeszłością należałoby badać dokładniej. Z drugiej strony to pokazuje, że Niemieckie pomysły (swego czasu nieudolnie przebrane za rzekome problemy Amazonii) by diakonów stałych dopuścić do prezbiteratu jako “viri probati” są już z założenia nierozsądne.