Jako młody chłopak, oazowicz, usłyszałem z ust papieża Jana Pawła II słowa „Kto spotyka Jezusa Chrystusa, ten spotyka judaizm”. Miałem doświadczenie czegoś, co można nazwać spotkaniem Jezusa Chrystusa, natomiast nigdy nie spotkałem żywego Żyda… Musiałem coś z tym zrobić.
Wystąpienie po otrzymaniu Nagrody Specjalnej Polin 2021 z rąk dyrektora Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, Zygmunta Stępińskiego, 30 listopada 2021 r.
To zaszczytne wyróżnienie, jakim jest Nagroda Specjalna Polin, przychodzi do mnie w takim momencie, w którym sprawach polsko-żydowskich i chrześcijańsko-żydowskich mam więcej wyrzutów sumienia niż osiągnięć – tak długa jest lista zadań do podjęcia i przez Polską Radę Chrześcijan i Żydów, i lokalnie w Otwocku, a czasu ciągle brakuje…
Ale właściwie w tej dziedzinie wyrzuty sumienia to dla mnie nic nowego. Bo wszystko to wzięło się jakoś z moich wyrzutów sumienia.
Najpierw były wyrzuty sumienia chrześcijańskiego. Jako młody chłopak, oazowicz, usłyszałem z ust papieża Jana Pawła II słowa „Kto spotyka Jezusa Chrystusa, ten spotyka judaizm”. Miałem doświadczenie czegoś, co można nazwać spotkaniem Jezusa Chrystusa, natomiast nigdy nie spotkałem żywego Żyda… Musiałem z tym coś zrobić. Odkryłem, że Żydzi powinni być jakoś częścią mnie, powinni być „moi”, ale nie wiedziałem, jak to zrobić.
Było łatwiej, bo nieco wcześniej dziewczyna, którą wtedy pokochałem i nadal kocham jako żonę już od ponad 36 lat, pokazała mi w lesie pod naszym miastem cmentarz żydowski, o którego istnieniu nie miałem pojęcia. I sprezentowała mi album Moniki Krajewskiej „Czas kamieni” z pięknymi zdjęciami nagrobków oraz wyjaśnieniem ich symboliki. Zacząłem się więc intelektualnie interesować tematyką żydowską.
Potem zaangażowałem się w ten temat dziennikarsko. Nie tyle trafiłem do „Więzi”, ile bardzo świadomie „Więź” wybrałem, a tradycją naszego pisma było od wielu lat regularne analizowanie relacji polsko-żydowskich i chrześcijańsko-żydowskich. Każdy kwietniowy numer „Więzi” miał jakiś akcent żydowski, ale nie tylko numer kwietniowy. Było to raczej stałe nastawienie w tym kierunku, w duchu pojednania.
Dzięki tej pracy dziennikarskiej pobrałem cudowną lekcję, o co chodzi w dialogu. W kwietniu 1988 r. odbyło się w Krakowie i Tyńcu pierwsze w Polsce międzynarodowe sympozjum chrześcijańsko-żydowskie, z udziałem Konferencji Episkopatu Polski i Anti-Defamation League. Pierwszy żydowski referat wygłaszał wówczas rabin nazwiskiem Polish. Był on zresztą pierwszym rabinem, który kiedykolwiek przemawiał w domu arcybiskupów krakowskich. W pierwszych słowach swego referatu stwierdził, że Polska słusznie uważana jest za najbardziej antysemicki kraj świata… Nikt tego nie skomentował. Potem pojechaliśmy na trzy dni obrad do klasztoru benedyktynów w Tyńcu, by na zakończenie powrócić do domu kard. Macharskiego. I na koniec sympozjum ponownie usłyszeliśmy rabina Polisha – tym razem wyznanie poczynione ze łzami w oczach: „zrozumiałem teraz polski ból”. A ja pojąłem wtedy na całe życie, że prawdziwy dialog trzeba zacząć od tego, by zrozumieć ból innego, tej drugiej osoby czy grupy.
Ciekawiło mnie to wszystko, ale wciąż nie zdążałem się angażować lokalnie. A przecież wychowałem się w środku dawnego otwockiego sztetla (o którego istnieniu nie wiedziałem), potem zamieszkałem naprzeciwko domu, w którym wychowywała się Irena Sendlerowa (o której bardzo długo też nic nie wiedziałem), od dziecka należę do unikalnej parafii rzymskokatolickiej, w której obaj duchowni, którzy w niej pracowali podczas II wojny światowej, otrzymali medale Sprawiedliwych wśród Narodów Świata (o ich zasługach też nic nie wiedziałem, całe szczęście, później dopiero dane mi było te zaniedbania nadrobić).
Z tych wyrzutów otwockiego sumienia zrodził się wreszcie w 2002 r. Społeczny Komitet Pamięci Żydów Otwockich i Karczewskich. Powstał on także z inicjatywy innych osób z naszego miasta, które uznały pamięć o otwockich Żydach za sprawę bardzo ważną. Byli to: ks. Wojciech Lemański, wówczas proboszcz jednej z otwockich parafii, oraz nauczycielki z Liceum Ogólnokształcącego im. Gałczyńskiego: Maria Bołtryk i Katarzyna Kałuszko. Później działaliśmy już w ścisłej współpracy z wieloma innymi osobami.
W końcu przyłączyłem się do Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, z którą od dawna byłem w serdecznych relacjach. Tam też działam z olbrzymimi wyrzutami sumienia. Choć sporo się udaje, to jeszcze więcej zadań czeka na podjęcie. Raz mi się już nawet udało zrezygnować z funkcji chrześcijańskiego współprzewodniczącego, ale ponownie mnie wybrano. I znowu mam te wyrzuty…
Dlatego z najwyższym szacunkiem odnoszę się do działań podejmowanych przez laureata tegorocznej Nagrody Polin, Dariusza Popielę, wszystkich wspaniałych tegorocznych nominowanych osób i laureatów z poprzednich lat. Śledzę Państwa aktywność i podziwiam ją! Nisko się kłaniam Państwa wysiłkom i staraniom! Fakt, że Państwu tyle się udaje oraz wyróżnienie, jakie sam dzisiaj otrzymałem, są dla mnie kolejną motywacją do podjęcia wielu od dawna planowanych działań. Dziękuję społecznikom za inspirację! I dziękuję dyrektorowi Muzeum Polin, panu Zygmuntowi Stępińskiemu, za przyznanie tej Nagrody Specjalnej.
Przeczytaj też: Znakomity pretekst. Nagroda Specjalna Polin dla Zbigniewa Nosowskiego
Niech mi Pan wybaczy poufałość. Panie Zbigniewie DZIĘKUJĘ!!!
Nie ma co wybaczać 🙂 Dziękuję.