Jesień 2024, nr 3

Zamów

Z otchłani niepamięci. Projekt „Ludzie, nie liczby” w Krościenku

Kamień upamiętniający krościeńskich Żydów zamordowanych w 1942 roku przez gestapo

Żydowska społeczność w Krościenku liczyła przed wojną około 300 osób. Zagładę przeżyło osiem z nich. Wczoraj nazwiska zamordowanych kobiet, mężczyzn i dzieci wyryto na dwumetrowej kamiennej macewie – pomniku.

Salomea i Szaja Formowie oraz ich dzieci: Amalia, Chana, Mesche, Gizela i Natchan (zwany Niuśkiem), Izaak i Sala Stahlbergerowie oraz ich dzieci Henio i Gitla – to tylko jedenaście z 256 imion i nazwisk, które wczoraj, 17 czerwca 2018, wydobyto z otchłani niepamięci.

256 imion i nazwisk kobiet, mężczyzn i dzieci wyryto na dwumetrowej kamiennej macewie – pomniku, który stanął na krościeńskim kirkucie. U jego szczytu wycięta zostały gwiazda Dawida oraz umieszczony cytat z Księgi Hioba: „Ziemio, nie kryj mojej krwi, iżby mój krzyk nie ustawał”.

Ten żydowski cmentarz wreszcie stał się tym, czym być powinien: miejscem pamięci o tych, którzy tutaj – w Krościenku nad Dunajcem – żyli, czasem wiele lat, nierzadko od pokoleń, a potem ich część spoczęła na tutejszym cmentarzu. Miejsca spoczynku innych – zamordowanych na przykład podczas wysiedlenia w sierpniu w 1942 w drodze do Nowego Targu czy w obozie w Bełżcu – nie są znane.

Żydowska społeczność w Krościenku liczyła przed wojną około 300 osób, czyli 10 proc. wszystkich mieszkańców miasteczka. Zagładę przeżyło osiem z nich – sami mężczyźni. Dwóch zostało ocalonych dzięki liście Oskara Schindlera.

Z przedwojennych nagrobków ostała się tylko jedna macewa, reszta została użyta do celów budowlanych w czasie wojny i potem. Macew musiało być wiele, bo cmentarz w Krościenku powstał ponad 200 lat temu. – Byłoby wspaniale, gdyby choć część z nich mogła wrócić na swoje miejsce – rozmarza się Dariusz Popiela.

Jeszcze rok temu miejscowy kirkut był miejscem bardzo zaniedbanym. Wprawdzie kilka lat wcześniej, za sprawą starań Jakuba Dydy – z wykształcenia historyka, zawodowo zajmującego się pracą z dziećmi z autyzmem – i Jana Dydy (ojca Jakuba), obecnie wójta miasteczka, podjęto próbę uporządkowania nekropoli i przywrócenia temu miejscu właściwego charakteru. Jednak związane z tym różnorodne procedury okazały się wówczas za trudne, aby mogło się to powieść.

Żydowski cmentarz w Krościenku nad Dunajcem

W październiku zeszłego roku na krośnieński kirkut trafił Dariusz Popiela – wicemistrz Europy (2017 i 2018) w kajakarstwie górskim, olimpijczyk z Pekinu (2008), miłośnik hip-hopu (nagrał własną płytę), człowiek, który od lat zajmuje się upamiętnianiem żydowskich mieszkańców Sądeczczyzny. U źródeł jego działań leży nie tylko zainteresowanie historią, ale też – jak sam mówi – szacunek, jakim darzy starszych braci w wierze.

Dariusz Popiela z charakterystyczną dla sportowca determinacją postanowił zawalczyć również o pamięć o krośnieńskich Żydach. Okazało się bowiem, że dzięki ocalałym księgom tamtejszego Judenratu znane są nazwiska 264 żydowskich mieszkańców Krościenka nad Dunajcem, które mieszkały w tym mieście podczas wojny. Dotąd suche liczby zaczęły zamieniać się w twarze konkretnych osób, a Popiela zaczął dzięki archiwom rekonstruować ich historie. Pośród nich jest na przykład historia wspomnianej wcześniej rodziny Formów, mieszkających przy ul. Jagiellońskiej 149, prowadzącej zakład garbarski. Wspomniany tu również Izaak Stahlberger miał sklep mięsny w rynku pod numerem 70. Sprzedawał nie tylko koszerne wyroby, dzięki czemu sklep – który prowadził wspólnie ze szwagrem Salomonem Herbstem – cieszył się dużą popularnością, a Izaak był znaną osobą w miasteczku. Trudno pominąć opowieść o Racheli Rubinstein, kupcowej – to wcale nie żona kupca, ale kobieta parająca się handlem – mieszkającej pod adresem Rynek 64.

Te historie zostają brutalnie przerwane w 1942 roku. Koszmar rozpoczyna się w kwietniu, kiedy zamordowanych zostaje 31 krośnieńskich Żydów. Drugi etap eksterminacji żydowskich obywateli Krościenka nad Dunajcem przypada na ranek 28 sierpnia. Jako pierwsza ginie kupcowa Rachela Rubinstein. Gestapowcy właśnie od rynku rozpoczęli polowanie na Żydów – wpadali do domów, zabijali ludzi leżących jeszcze w łózkach, tych krzątających się na podwórkach domostw i znajdujących się na ulicach. Wszystko dzieje się szybko i sprawnie – często rodzice muszą patrzeć na mord dokonywany na ich dzieciach, a dzieci na zabijanie rodziców. Ci, którzy ocaleli, zgrupowani w kolumnę, jak zwierzęta pędzeni są pieszo 30 km do Nowego Targu. Tych, którzy nie mają dość siły, aby dorównać kroku pozostałym, hitlerowcy zabijają. Jeden z ocalałych, Salomon Süsskind, wspomina, że podczas tej marszruty kilku gestapowców przejeżdżających obok zmierzających do Nowego Targu „ot tak zatrzymało się i zastrzeliło matkę kilkorga dzieci”.

Z Nowego Targu większość pozostałych przy życiu wysłana zostaje do obozu zagłady w Bełżcu. Niewielka liczba mężczyzn trafia do obozów pracy (niektórzy wysłani zostali tam przed tragicznym 28 sierpnia).

28 sierpnia 1942 roku gestapowcy wpadali do żydowskich domów, zabijali ludzi leżących jeszcze w łózkach, tych krzątających się na podwórkach domostw i znajdujących się na ulicach

Dariusz Popiela wspólnie z Jakubem Dydą uruchomili projekt: „Ludzie, nie liczby”. Jego celem było przede wszystkim uporządkowanie krościeńskiego kirkutu, odnalezienie miejsc pochówku i wytyczenie zbiorowych mogił zamordowanych przez hitlerowców żydowskich mieszkańców miasta. To ostanie zadanie nie było to proste – Niemcy opuszczając Polskę starali się, w miarę możliwości, zacierać ślady swoich masowych zbrodni.

Marzeniem Popieli było również umieszczenie na cmentarzu pomnika, na którym wypisane zostaną nazwiska zamordowanych w Krościenku, w drodze do Nowego Targu i w Bełżcu żydowskich obywateli tego miasta. Uruchomiono zbiórkę pieniędzy na Facebooku, która przyniosła 30 tys. złotych; 10 tys. uzyskano od Stowarzyszenia Żydowskiego Instytutu Historycznego. Projekt „Ludzie, nie liczby” wsparła również żydowska fundacja z Ameryki, która chce pozostać anonimowa. Do USA informacje o projekcie, zainicjowanym przez Dariusza Popielę i realizowanym wspólnie z Jakubem Dydą, dotarły dzięki rabinowi Aviemu Baumolowi z Krakowa, który opisał go na swoim blogu, za którym o „Ludziach, nie liczbach” napisała amerykańska prasa.

Obszar, na którym Komisja Rabiniczna do Spraw Cmentarzy wyznaczyła masowe groby, wysypano 15 tonami białych drobnych kamieni. Przestrzeń tę okalają odłamki skał – około 300, jest ich mniej więcej tyle, ile liczyła przed wojną żydowska społeczność w Krościenku nad Dunajcem. W żydowskiej tradycji wielką wagę przykłada się do pochówku, którego ważnym elementem jest położenie kamienia nagrobnego. A podczas odwiedzania grobu pozostawia się na nim kolejne kamyki. Są znakiem pamięci o zmarłych. Część nowego ogrodzenia kirkutu i bramę z motywem menory ufundowała Fundacja Nissenbaumów. A gmina w Krościenku zobowiązała się wykonać drogę dojazdową do kirkutu.

Na terenie kirkutu umieszczone zostały również tablice informacyjne o żydowskich mieszkańcach miasta i ich losach. W projekt „Ludzie, nie liczby” zaangażowali się nauczyciele i uczniowie krościeńskich szkół – LO im. Stefana Żeromskiego oraz gimnazjum im. Jana Pawła II. Szczególnie patron gimnazjum cieszy się zapewne z tego, co dziś wydarzyło się w Krościenku nad Dunajcem.

Dzięki darczyńcom ze wspomnianej już wyżej amerykańskiej fundacji udało się sfinansować wyjazd 50 uczniów do Bełżca, gdzie zwiedzili obóz, w którym zamordowano część żydowskich sąsiadów ich dziadków. – To było dla tych młodych ludzi, jak sami mówią, niełatwe, ale bardzo ważne i potrzebne doświadczenie. Co innego znać liczby zamordowanych Żydów mieszkających przed laty w ich mieście, a co innego znać ich imiona, nazwiska, adresy i historie – opowiada Dariusz Popiela.

Wczoraj pomnik odsłonili potomkowie rodzin Süsskindów i Neugroschelów. Pierwsi przyjechali specjalnie na tę uroczystość z Australii, a drudzy ze Stanów Zjednoczonych. Podczas uroczystości odczytane zostało 256 nazwisk ofiar Zagłady pochodzących z Krościenka nad Dunajcem. W ich intencji modlili się rabin Avi Baumol, którego bliscy spoczywają na krościeńskim kirkucie oraz ks. Henryk Homoncik – wikary parafii pod wezwaniem Wszystkich Świętych w Krościenku nad Dunajcem.

Spytałem Dariusza Popielę dlaczego angażuje się w upamiętnianie obecności Żydów w Polsce. Powiedział, że historia społeczności żydowskiej tutaj to także jego historia jako Polaka. Ma rację – mówi rabin Avi Baumol

– Witajcie w domu waszych ojców – powiedział wójt Dyda, zwracając się do potomków żydowskich mieszkańców miasta, którzy przyjechali z różnych stron świata, aby uczcić pamięć swoich bliskich – ofiar Zagłady.

– Mój dziadek czule wspominał spokojne życie w Krościenku na Dunajcem – mówił rabin Avi Baumol. – Kiedy jednak zaczynał opowiadać o tym, co działo się w czasie wojny, płakał. Zmagał się ze sprzecznymi wspomnieniami i nigdy do Polski nie wrócił. Ze smutkiem myślałem o historii mojej rodziny i o miejscu, w którym żyła, gdzie na tamtejszym cmentarzu pozostała jedna osamotniona macewa. Jakiś czas temu dostałem wiadomość od Dariusza Popieli na Facebooku o projekcie „Ludzie, nie liczby”. Kiedy spotkaliśmy się zapytałem go, dlaczego angażuje się w upamiętnianie obecności Żydów w Polsce. Powiedział, że historia społeczności żydowskiej tutaj to także jego historia jako Polaka. Ma rację – powiedział.

Heidi Brown, potomkini rodzin z Krościenka i Szczawnicy, mówiła: – W USA również zmagamy się z pamięcią. Dopiero zaczynamy dyskusję o tym, jak traktowani byli rdzenni Amerykanie i Afroamerykanie. To, co dzieje się w Polsce, w związku z pamięcią o Żydach – z takimi inicjatywami, jak ta tu w Krościenku nad Dunajcem – wzbudza mój szacunek.

Pomnik pamięci ofiar Zagłady z Krościenka
Wesprzyj Więź

– To było w sierpniu 1942 roku. Miałem wtedy 16 lat opowiada 93-letni mieszkaniec Krościenka – sołtys powiedział nam, że Niemcy kazali zakopać ciała. Widziałem wiele strasznych rzeczy w czasie wojny, ale takich stosów trupów nie widziałem nigdy. Ten obraz pozostanie ze mną na zawsze. Moje dni są już policzone, ale chcę mówić, bo jestem jedynym żyjącym świadkiem tego, co się działo. Znałem wielu Żydów w Krościenku. Usłyszałem dzisiaj imię Aleksandra Groela. Jestem ciekawy, czy to mój kolega Olek, muszę się tego dowiedzieć.

– Po raz pierwszy przyjechaliśmy do Polski – mówił podczas wczorajszej uroczystości Jesse Mintz Roth, potomek rodziny z Krościenka – w 2005 roku. Szukaliśmy śladów naszych przodków. Nie mieliśmy zbyt wiele informacji. Dotarliśmy na tutejszy cmentarz. Wszystko tu było zarośnięte, bezskutecznie szukaliśmy dawnych macew. Możecie sobie wyobrazić nasze zaskoczenie, kiedy niedawno przeczytaliśmy w międzynarodowej prasie o inicjatywie Dariusza Popieli „Ludzie, nie liczby”. To niesamowite, że dzieją się takie rzeczy i tyle sób przyszło na dzisiejszą uroczystość.

Wczoraj na krościeńskim kirkucie wreszcie mógł zabrzmieć kadisz. A sam cmentarz stał się jak mówią Żydzi beit olam, czyli domem życia wiecznego.

Podziel się

Wiadomość