Jesień 2024, nr 3

Zamów

Nie ma innej ewangelizacji niż braterstwo

Abp Grzegorz Ryś. Kraków, 29 marca 2015. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Człowiek jest naprawdę uzdrowiony nie wtedy, kiedy zostaje mu odpuszczony grzech, tylko kiedy zdobywa się na miłość.

Fragment książki abpa Grzegorza Rysia „O bliskości. Jak żyć razem w podzielonym świecie”, wybór i opracowanie Katarzyna Węglarczyk, Wydawnictwo Znak, Kraków 2021

Przeżywamy dzisiaj wraz z całym Kościołem święto Nawrócenia Świętego Pawła. W pierwszej chwili, kiedy słuchamy przewidzianego na dziś w liturgii fragmentu Ewangelii, niespecjalnie kojarzy się nam on z procesem nawrócenia. Słyszymy mandat ewangelizacyjny Jezusa: Jezus posyła uczniów. Nie widzimy, gdzie tu jest mowa o nawróceniu. Ale to tylko dlatego, że liturgiści zlitowali się nad nami i dali nam fragment ostatniego rozdziału Ewangelii według świętego Marka dopiero od piętnastego wersetu.

Werset wcześniejszy, czternasty, mówi o tym, jacy byli uczniowie, do których przyszedł Jezus. Otóż kiedy do nich przyszedł, wyrzucał im niewiarę i zatwardziałe serce. Przez czterdzieści dni posyłał do nich bowiem świadków swego zmartwychwstania, a oni żadnemu z nich nie wierzyli. Co gorsza, im więcej posyłał świadków, tym apostołowie okazywali się twardsi w swojej niewierze. Jest to wstrząsający moment: Jezus przychodzi do uczniów, o których wie, że są niewierzący i zatwardziałego serca. Mówi im o tym wprost. A zaraz potem takich właśnie uczniów posyła: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15). W tym mandacie misyjnym kryje się przebaczenie Jezusa, a także wezwanie uczniów do nawrócenia.

Podobnie słyszeliśmy o nawróceniu Szawła. Mamy do czynienia z człowiekiem, o którym słyszeliśmy, że „dyszał żądzą zabijania”. Można by wprost przetłumaczyć: „oddychał chęcią zabijania”. Czujecie to? Kiedy w dusznej sali zaczyna brakować tlenu, zaczynamy fizycznie czuć, jak ważne jest świeże powietrze. Jak wszyscy potrzebujemy tlenu do oddychania, tak Szaweł potrzebował do życia nienawiści.

Zabijanie w imię Boga jest strasznym bluźnierstwem. Nienawiść w imię Boga jest bluźnierstwem. Traktowanie ludzi jako wrogów w imię Boga jest bluźnierstwem, obrazą Boga, bałwochwalstwem

abp Grzegorz Ryś

Udostępnij tekst

To jest straszny stan człowieka, tym bardziej że ta jego nienawiść jest motywowana religijnie. Szaweł jest gotów zabijać ludzi w poczuciu, że taka jest wola Boża, że Bóg właśnie tego od niego oczekuje. Zabijanie w imię Boga jest strasznym bluźnierstwem. Nienawiść w imię Boga jest bluźnierstwem. Traktowanie ludzi jako wrogów w imię Boga jest bluźnierstwem, obrazą Boga, bałwochwalstwem. Szaweł jako człowiek jest w dramatycznej sytuacji – myślę, że znacznie gorszej niż tych jedenastu apostołów, do których przyszedł Jezus. Oni mieli kłopoty z przyjęciem tego, że On zmartwychwstał – byli przestraszeni, oporni – ale nie mieli w sobie nienawiści, i to jeszcze podbudowanej fałszywym obrazem tego, kim jest Bóg.

Szaweł zostaje uzdrowiony, jest to jednak długi proces. Uzdrowienie nie polega jedynie na tym, że Jezus mu wybacza, choć był przez niego prześladowany. Nie chodzi tylko o to, że Bóg zeruje Szawłowi licznik dokonanego w życiu zła. W wybaczeniu jest coś więcej – jest znów ukryta misja.

Jezus tłumaczy Ananiaszowi: „Idź, bo wybrałem go sobie za narzędzie. On zaniesie moje imię do pogan i królów, i do synów Izraela” (Dz 9, 15). Polskie tłumaczenie nie oddaje do końca wymowy tekstu oryginalnego, który święty Łukasz zapisał po grecku. W oryginale padają słowa: „Idź, bo on jest naczyniem wybrania”. Naczyniem, które zostanie wypełnione imieniem Boga – i w ten sposób to imię zostanie zaniesione do wszystkich ludów.

Wiara Jezusa w Szawła jest więc taka, że Jezus sobą, swoim imieniem, wypełni go w całości, tak jak się wypełnia kielich winem; Szaweł będzie takim właśnie naczyniem na Boga. I nie będzie się liczyło tylko to, co potrafi powiedzieć – gadać to każdy umie, zwłaszcza jeśli go nauczą w seminarium – ale to, że ma Boga w sobie. Ten, kto niesie Boga ze sobą, nie musi wiele mówić.

Zobaczcie: przebaczenie, jakiego Bóg nam udziela, nie sprowadza się tylko do usunięcia z nas grzechu, zła. Przebaczenie jest zawsze domknięte powołaniem do dobra. Człowiek, który był wypełniony nienawiścią, zostaje wypełniony imieniem Boga i to staje się jego misją.

Przypomina się ewangeliczna opowieść o spotkaniu Jezusa z Mateuszem w Kafarnaum (zob. Mt 9, 9–13). Mateusz również jest przykładem ciężkiego grzesznika. (…) Jeśli pamiętacie tę Ewangelię, zwróćcie uwagę: Jezus nie mówi do Mateusza: „Odpuszczone są twoje grzechy”, mówi mu co innego: „Chodź za Mną”. Będziesz uczniem, będziesz apostołem, będziesz ewangelistą. Chodź za Mną!

I kiedy ludzie, patrząc z boku, są zdumieni tym zachowaniem Jezusa – bo kto by chciał mieć takiego ucznia: skończonego złodzieja? – to Jezus mówi: „Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, lecz grzeszników”. Nie mówi: „Nie przyszedłem wybaczać sprawiedliwym, lecz grzesznikom”; mówi: „Nie przyszedłem powołać …”. Przebaczenie przychodzi z powołaniem.

Kiedy komuś przebaczasz, nie mówisz mu: „W porządku, żyj sobie spokojnie, tylko najlepiej, żebyśmy już nie mieli ze sobą nic wspólnego”. To byłoby straszne „wybaczenie”. Niby ci wybaczyłem, ale mam cię serdecznie w nosie. Prawdziwe wybaczenie dokonuje się wtedy, kiedy wierzysz w człowieka, który ci zawinił, wierzysz, że wciąż stać go na dobro, i kiedy się tego dobra po nim spodziewasz, a nawet sam go do niego uruchamiasz. Dopóki nie pragniesz od niego dobra, to on dla ciebie nie istnieje, jest skreślony. Co z tego, że mu teoretycznie wybaczyłeś? Człowiek zostaje naprawdę uzdrowiony nie wtedy, kiedy zostaje mu odpuszczony grzech, tylko kiedy zdobywa się na miłość. Wtedy jest zdrowy. Nasze uzdrowienie dopełnia się dopiero wtedy, kiedy otwieramy się na doświadczenie miłości i służby, kiedy zaczynamy służyć. (…)

To jest bardzo trudna lekcja. Z dalszych rozdziałów Dziejów Apostolskich dowiadujemy się, że kiedy Szaweł przyszedł do Jerozolimy, nikt z nim nie chciał rozmawiać. Słyszeli, co się z nim stało, szeptali nawet między sobą (żeby nie powiedzieć: plotkowali) o jego nawróceniu, ale kiedy przyszedł, zastał wszystkie drzwi zamknięte.

Nie znacie tego z doświadczenia? Jesteśmy specjalistami od takiego zachowania. Bóg nawraca ludzi, ale kiedy ci ludzie do nas przychodzą, my im mówimy: „Nic nam do was”. „Pan Jezus wam wybaczył, w porządku, ale my od was niczego nie chcemy”.

Pamiętam jeszcze ze swoich czasów krakowskich taki napis na murze: „Bóg wybacza, Cracovia nigdy”. Cracovia może nie wybaczać, ale Kościół Boga zawsze powinien. Tymczasem my jesteśmy w stanie wypominać ludziom, co robili dwadzieścia, trzydzieści, pięćdziesiąt lat temu, zarówno w życiu osobistym, publicznym, jak i w Kościele. Niesamowite wybaczenie, rzeczywiście… (…)

Przypomina mi się historia o dwóch góralach, którzy wracają z rekolekcji. Podczas nauk kaznodzieja wezwał wszystkich do pojednania. Posłuszni tej nauce, podali sobie ręce i jeden mówi do drugiego: „No, to wybaczam ci, życzę ci tak dobrze jak ty mnie”. A drugi na to: „Znowu zaczynasz?”. Nieraz mówimy komuś, że mu wybaczamy, ale jego grzech w nas żyje, drąży cały czas nasze myśli i wyskakuje z nas na każdym kroku, na pierwsze żądanie. Nasze drzwi pozostają przed tą osobą zamknięte.

Ten, kto niesie Boga ze sobą, nie musi wiele mówić

abp Grzegorz Ryś

Udostępnij tekst

I jeszcze jedna ważna rzecz. Jezus nakazuje w dzisiejszej Ewangelii: „Idąc na cały świat, przepowiadajcie Dobrą Nowinę całemu stworzeniu”. Idąc. Ananiasz siedzi sobie spokojnie w domu, gdy Chrystus mu się objawia i mówi: „Wstań, idź na ulicę Prostą i zapytaj o Szawła z Tarsu, bo on już cię widzi w swojej modlitwie”. Wstań i idź. I naprawdę nie chodzi tu o to, by Ananiasz przeszedł kilkaset metrów po ulicach Damaszku. Ananiasz ma do pokonania o wiele dłuższą drogę, która jest w nim, nie na zewnątrz. Jest to droga od strachu do miłości.

„Panie, słyszałem, ile zła ten człowiek narobił Twoim uczniom w Jerozolimie. Ma on władzę od arcykapłanów więzić każdego, kto jest Twoim uczniem. Słyszałem…”. Ale Jezus odpowiada: „Idź”. Ananiasz idzie więc, wchodzi do domu Szawła i mówi: „Szawle, bracie”. Myślę, że jest to najpiękniejsza wypowiedź w całym Nowym Testamencie. Szawle, bracie.

Jest to ogromna droga do pokonania: od „Ja słyszałem…” do „Szawle, bracie”. Kościół jest na tej drodze od jakichś sześćdziesięciu lat, to jest od czasów Soboru Watykańskiego II. Obaj papieże soboru – Jan XXIII, święty, który ten sobór zwołał, i Paweł VI, święty, który go zamknął – w swoich tekstach mówią do nas tak: przestańcie traktować świat jako swojego wroga. Wyjdźcie do niego z przyjaźnią!

Nie chodzi o to, żeby włożyć różowe okulary i pomyśleć, jaki ten nasz świat jest cacy. Pod wieloma względami świat nie jest cacy. Paweł VI pisał, że jesteśmy dzisiaj świadkami zderzenia się dwóch religii: chrześcijaństwa – religii Boga, który stał się człowiekiem – i religii człowieka, który chce być Bogiem.

Widzimy, że ta diagnoza jest coraz bardziej aktualna. Co robić wobec tego? Wiemy dobrze, co robił Kościół przed soborem. Mówił: rozwiązaniem jest anatema, klątwa, niech ci ludzie, którzy prezentują niekatolickie postawy, będą wykluczeni. Nie ma dla nich miejsca w Kościele! Szlaban! A Paweł VI mówi tak: tym, co nas obowiązuje, jest przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Musimy spojrzeć na człowieka w świecie jako tego, który został pobity, poraniony, i wyjść do niego z miłością.

Na koniec soboru Paweł VI napisał osiem krótkich listów do ośmiu różnych grup ludzi, między innymi do młodzieży, do kobiet, do grup zawodowych, takich jak artyści czy politycy. W każdym z tych listów powraca słowo „przyjaźń”. Paweł VI w imieniu Kościoła mówi: oferujemy wam swoją przyjaźń. Dla mnie najbardziej wstrząsający jest list do robotników, bo papież mówi w nim: „Wiem, że możecie nam nie wierzyć”. Miał świadomość, że w dziewiętnastym wieku Kościół stracił robotników, bo nie stał po ich stronie. Pisze więc: macie prawo mi nie wierzyć, ale proszę, spróbujcie nam zaufać, przyjmijcie naszą przyjaźń. To jest właśnie owo „Szawle, bracie!”.

Mamy ogromną drogę do przejścia. Nie chodzi w niej o kilkadziesiąt metrów, chodzi nieraz o przekroczenie kilku pokoleń, a przede wszystkim – własnych zahamowań, ograniczeń, uprzedzeń, własnej pamiętliwości. Jeśli chcecie iść ewangelizować, nie możecie iść w innym duchu.

Wesprzyj Więź

Nie wychodzimy do świata, żeby mu powiedzieć, że jest podły. Wychodzimy do świata, żeby mu powiedzieć: „Bóg cię kocha”. I żeby mu pokazać własną postawą, jak kocha. „Szawle, bracie”. Nie ma innej ewangelizacji.

Homilia wygłoszona podczas mszy św. na spotkaniu ewangelizacyjnym „Jezus uzdrawia” w Hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Łodzi 25 stycznia 2020 r.

Przeczytaj także: Błogosławiony czas kryzysu

Podziel się

16
2
Wiadomość

Mam problem z bp Rysiem. Jak kard. Dziwisz wezwal w 2012 na dywanik ks. Isakowicz-Zaleskiego za jego prace w sprawie lustracji w Kosciele oraz molestowania nieletnich, to bp Rys siedzial wtedy w kregu kurialistow i przysluchiwal sie temu. Ks. Zaleski wreczyl wowczas ow „slawetny” list, ktory to ciagle ginal i sie odnajdywal u kard. Dziwisza. I do dzisiaj bp Rys ani slowem sie o tym nie zajaknal! Tak jakby biskupi stolek byl wazniejszy od prawdy…

~ Roman55: Przepraszam, wyrazilem sie zbyt powierzchownie. Cenie i szanuje jego mysli. Bp Rys rzadko uzywa koscielnej nowomowy. Nalezy on do hierarchow, ktorzy dosc jednoznacznie (mimo bolesnych dla ofiar wpadek), opowiadaja sie po stronie pokrzywdzonych. A to nie jest czeste w KEP. I tak jak kazdy czlowiek, bp ma tez sprawy, ktorych jeszcze nie odwazyl sie rozwiazac. Tak jak np. jego postawa w stosunku oskarzen kard. Dziwisza wobec ks. Isakowicz-Zaleskiego. Przeciez moglby jednym zdaniem potwierdzic: „Widzialem, jak podczas tego przesluchania ks. Zaleski prezentowal nam swoj list z wiadomosciami o molestowaniu dzieci.” Pamieta Pan, jak kard. Dziwisz kluczyl wtedy opowiadajac, ze zadnego listu nie dostal? Mimo wszystko chcialbym zakonczyc to optymistycznie – zmartwychwstanie Chrystusa daje nam nadzieje, ze wiele rzeczy mozna jeszcze naprawic.

Podobnie jak Pan Konrad mam problem z bp Rysiem. To z pewnością jest nietuzinkowy człowiek i biskup, jego rozważania ewangeliczne są wspaniałe i inspirujące, a jego książki kupuję i czytam. Trudno jednak zapomnieć jego lekceważącą wypowiedź na temat strajku niepełnosprawnych, jego kombinowanie gdy zapytano go co sądzi o „tęczowej zarazie”. No i to jego milczenie wobec zła dziejącego się w państwie i Kościele. Zapewne biskup ma swoje powody, ale nawet bardzo mu życzliwi, tego nie rozumieją. Powiem więcej, to milczenie może budzić zgorszenie. Wizja Kościoła podzielonego na diecezje w sensie administracyjnym jest zrozumiała, ale na litość to nie może oznaczać obojętności czy choćby neutralności na zło, które dzieje się za progiem mojego „księstwa”, które dzieje się w Kościele Powszechnym, którego Kościół w Polsce jest integralną częścią. Ta, nazwijmy neutralność biskupa, jest dla mnie osobiście bólem i smutkiem. Przecież nikt od biskupa Rysia nie oczekuje wojenek z kolegami z Episkopatu, ale to niewytłumaczalne milczenie, gdy trzeba wołać, gdy trzeba „w porę i nie w porę” jest…. No dobra nie będę dalej „wylewał żółci”.

Przebaczenie, wyzbycie się nienawiści, uwierzenie że abp.Jędraszewskiego stać na dobro ” kiedy się tego dobra po nim spodziewasz, a nawet sam go do niego uruchamiasz”.
„Tymczasem my jesteśmy w stanie wypominać ludziom, co robili dwadzieścia, trzydzieści, pięćdziesiąt lat temu, zarówno w życiu osobistym, publicznym, jak i w Kościele.” Ciekawe czy ktokolwiek się odważy abp.Jędraszewskiemu przypomnieć co robił niecałe dwa lata temu zanim zwolnił świeckich z Kurii…. Czy poczekamy te „dwadzieścia, trzydześci, pięćdziesiąt lat”?
Ale może abp.Ryś nie był naocznym świadkiem…. Może nie wie? Należy cieszyć się, że sam abp.Ryś takich czynów się nie dopuszcza i to już jest dobry biskup.

Wydaje się, że abp. Grzegorz Ryś jest „otwarty” wyłącznie w narracji. Kiedy przychodzi co do czego podpisuje się pod wynurzeniami Jędraszewskiego, nadającego ton tym żenującym listom KEP o LGBT. Ryś miałby jakiś potencjał w 2001, może w 2010 – ale dziś na nikim to nie robi wrażenia. Albo ma się poglądy albo się bawi w dbanie o to, żeby starcom z KEP nie zaburzać dobrego samopoczucia.

Dzięki wczorajszemu spotkaniu na żywo na KKiK z red.Nosowskim
zrozumiałam mądrość abp.Rysia. Tu trzeba wypracować metody opozycyjnego
funkcjonowania w chorym systemie na dłuższą mete, a nie zrobić bohaterskie
kamikaze i na tym zakończyć. Ale też zdecydowanie nie należy chorego systemu wspierać w żaden sposób.

Czytam wcześniejsze komentarze i przekonuję się, że kościół otwarty „nie bierze jeńców” – bez żadnego hamulca stawia do kąta najbliższego mu i przy tym wybitnego, polskiego arcybiskupa. Ten samobójczy samozachwyt trochę mnie, jako 'tradycyjnego’, uspokaja…