Znak. Rok Miłosza

Lato 2024, nr 2

Zamów

Wojna na raporty i systemowa znieczulica, czyli kolejne trzęsienie ziemi w niemieckim Kościele

Kard. Rainer Maria Woelki (pierwszy z prawej), 2014. Fot. Superbass / Wikimedia Commons

Obecny metropolita Kolonii kard. Rainer Maria Woelki nie został oskarżony w najnowszym raporcie Gercke & Wollschläger o tuszowanie przestępstw seksualnych. Z pewnością jednak nie radzi sobie z ogromnym kryzysem w archidiecezji.

18 marca 2021 r. przejdzie do historii niemieckiego katolicyzmu. Tego dnia kancelaria prawnicza Gercke & Wollschläger zaprezentowała ekspertyzę prawną dotyczącą tuszowania wykorzystywania małoletnich i gigantycznych zaniedbań w archidiecezji kolońskiej od 1975 do 2014 roku.

Pierwszy ważny wniosek: znajdujący się od ponad roku pod ostrzałem krytyki urzędujący metropolita Kolonii, kard. Rainer Maria Woelki, nie został oskarżony w dokumencie o zaniedbanie obowiązków wynikających z prawa kościelnego i świeckiego dotyczących wyjaśniania przypadków seksualnego molestowania małoletnich.

Wesprzyj Więź.pl

Publikację liczącego prawie tysiąc stron dokumentu poprzedziła wciąż jeszcze niezakończona wojna na ekspertyzy, a jego bezpośrednią konsekwencją są decyzje personalne – na czele z rezygnacją obecnego hamburskiego metropolity, abp. Stefana Heße.

Raport jednak niczego nie kończy, odsłania dopiero liczne elementy systemowej znieczulicy wobec skrzywdzonych wykorzystywaniem seksualnym w Kościele.

Kuźnia katolicyzmu

Na początek kilka szczegółów dotyczących miejsca. Kolonia jest największą diecezją rzymskokatolicką w Niemczech, z pewnością najbogatszą w kraju (a niewykluczone, że i na świecie).

To nie bez znaczenia w kontekście wysokich kosztów obsługi prawnej związanej z procesem wyjaśniania skali pedofilii w archidiecezji i stopnia odpowiedzialności poszczególnych osób – zmarłych już metropolitów-kardynałów, a także byłych i obecnych funkcjonariuszy kurii.

Nadreńska archidiecezja to ponadto kadrowa kuźnia niemieckiego katolicyzmu – jej dawni, wysoko postawieni kurialiści z czasów kard. Joachima Meisnera oraz jego następcy kard. Woelkiego to teraz arcybiskupi metropolici w Berlinie (Heiner Koch) oraz Hamburgu (wspomniany już Stefan Heße).

Apostazje dopiero w maju

Ogromne zainteresowanie wzbudziła niedawno informacja, że serwery Sądu Rejonowego w Kolonii zostały przeciążone. Powodem był bezprecedensowy napór osób, które chciały wystąpić z Kościoła (zgodnie z obowiązującym w Niemczech prawem wystąpienie z Kościoła rzymskokatolickiego lub ewangelickiego zgłasza się w sądzie rejonowym).

Trudno precyzyjnie określić, z jakiego Kościoła zgłaszający chcieli wystąpić, gdyż zbiorcze statystyki znane będą później. Biorąc jednak pod uwagę dynamikę spraw w archidiecezji kolońskiej oraz strukturę demograficzną regionu, trudno nie zauważyć związku między liczbą apostazji a wydarzeniami w archidiecezji. Sądowe serwery padły, gdyż pięć tysięcy osób chciało zarezerwować termin i dokonać formalności (koszt to jedyne 30 euro).

Kard. Woelki kilka lat temu nie przekazał sprawy księdza pedofila do Watykanu, tłumaczył to jego ciężkim stanem zdrowia. Oświadczył: „Po przebadaniu mojego sumienia doszedłem do przekonania, że zachowałem się prawidłowo”. Opinię kardynała wsparła teraz ekspertyza Gercke & Wollschläger, choć nie wszystkich przekonała

Dariusz Bruncz

Udostępnij tekst

Rzecznik prasowy sądu podał, że w Kolonii zazwyczaj odnotowuje się nieco ponad 600 wystąpień z obydwu Kościołów w miesiącu. Obecnie, w związku z dużym zainteresowaniem, zaproponowano 500 dodatkowych terminów miesięcznie. Wszystkie wolne miejsca zostały zabukowane co najmniej do maja. Kto zatem chce dokonać apostazji, musi uzbroić się w cierpliwość.

A ta kończy się również kolońskim księżom. Kilka miesięcy temu 34 duchownych archidiecezji opublikowało list otwarty do przełożonych. Pisali o „konflikcie lojalności”, żądając uznania „strukturalnej porażki” kościelnych zwierzchników.

Ekspozycja braku wrażliwości

Co było powodem tak cierpkich słów? Nie wystarczy przedstawić proste kalendarium. Nie było praktycznie tygodnia, aby do niemieckiej opinii publicznej nie docierały coraz to nowe informacje dotyczące skali nadużyć w Kościele rzymskokatolickim nad Renem.

Publikacja raportu Gercke & Wollschläger dostarczyła ogromnego materiału badawczego, a i tak jego twórcy nie roszczą sobie prawa do kompletności, gdyż – jak powiedział odpowiedzialny za jego powstanie prof. Björn Gercke podczas konferencji prasowej – kancelaria badała jedynie te dokumenty, które udostępniła archidiecezja. Odnotował przy tym, że w międzyczasie doszło do co najmniej dwukrotnego niszczenia akt (zgodnie z procedurą kościelną), a sam sposób prowadzenia archiwów przez kurię pozostawiał wiele do życzenia. Gercke wspomniał też o brakach w dokumentacji, chaosie, niejasnych prerogatywach i braku transparentności, które sprzyjały procederowi tuszowania najtrudniejszych spraw.

Prestiżowy miesięcznik katolicki „Herder Korrespondenz” pisał w marcowym wydaniu, że „obecny kryzys ma główny wątek zdarzeń i okoliczne pola akcji (…). Jest bardziej złożony niż się to niektórym może wydawać, otwiera w ten sposób różne przestrzenie interpretacyjne”.

Opublikowany wczoraj dokument wyraźnie to ilustruje, koncentruje się bowiem na odcinku odpowiedzialności archidiecezjalnych decydentów zarówno w odniesieniu do prawa kościelnego, jak i świeckiego.

Krajobraz zarysowany przez raport Gercke & Wollschläger to nieprawdopodobna wręcz ekspozycja braku wrażliwości i odpowiedzialności najważniejszych osób w diecezji, a także hermetycznego systemu klerykalnej solidarności i nietykalności. Tekst ukazuje układ sakralnej przemocy, w którym skrzywdzonych traktowano nieludzko, jako wizerunkowy problem, który dla „dobra Kościoła” należy możliwie bezszelestnie rozwiązać.

2018: wielki raport

Co działo się wcześniej? 25 września 2018 r. Konferencja Biskupów Niemieckich (DBK) przedstawiła obszerny raport o wykorzystywaniu nieletnich przez duchownych (tzw. MSH-Studie). Dokument obejmował lata 1946-2014, ale nie wskazał odpowiedzialnych z imienia i nazwiska. Mowa była o 3677 skrzywdzonych i 1670 obwinionych duchownych, w tym zakonnikach, na terenie wszystkich 27 niemieckich diecezji. W prasie pojawiły się nagłówki z wyeksponowanymi liczbami, jednak już wtedy eksperci nie mieli wątpliwości, że skala przestępstw może być znacznie wyższa. W 2018 r. mowa jest o 135 skrzywdzonych w samej archidiecezji kolońskiej i 87 sprawcach w sutannach – dziś wiadomo, że osób poszkodowanych było co najmniej dwa razy tyle.

Niedługo po publikacji raportu na stronie archidiecezji kolońskiej pojawiło się video z przemówieniem kard. Woelkiego, który w poruszających słowach mówił, że „wstydzi się za swój Kościół”. Hierarcha wówczas od czterech lat stał na czele prestiżowej metropolii. Wcześniej był osobistym sekretarzem kard. Joachima Meisnera (przyjaciela Jana Pawła II i Benedykta XVI), później biskupem pomocniczym archidiecezji kolońskiej (2003), w 2011 r. został metropolitą berlińskim, a w 2014 roku powrócił do Kolonii, zastępując kard. Meisnera, który przeszedł na kościelną emeryturę.

W materiale filmowym z 2018 r. kard. Woelki obiecał wiernym bezkompromisowe wyjaśnienie skali przemocy seksualnej wobec nieletnich w archidiecezji. Ofensywa kardynała zdobyła uznanie dziennikarzy. Pojawiła się nadzieja na zmiany i poważne podejście do problemu po skandalu, jaki wybuchł w 2010 r. po ujawnieniu przez jezuitę o. Klausa Mertesa przypadków molestowania seksualnego chłopców w berlińskim Canisius-Kolleg w latach 70. i 80. XX w.

Kancelaria od mafii i Stasi

Kardynał Woelki nie poprzestał na deklaracjach i powierzył renomowanej monachijskiej kancelarii Westpfahl Spilker Wastl (WSW) sporządzenie ekspertyzy prawnej, sprawdzającej, czy osoby odpowiedzialne w diecezji działały w zgodzie z obowiązującymi normami kościelnymi i państwowymi.

Wybór WSW nie był przypadkowy. Kancelaria miała już doświadczenie w sprawach kościelnych. W 2010 r. przygotowała sensacyjny, jak na tamte czasy, raport dla archidiecezji monachijskiej – wcześniej żadna z diecezji nie zdecydowała się na to, aby prywatnej kancelarii adwokackiej umożliwić dostęp do archiwów kościelnych. Mimo że od początku ustalono, że raport będzie miał charakter wewnętrzny i nie zostanie opublikowany, zaprezentowane będzie tylko jego skrótowe omówienie bez personaliów, krok archidiecezji monachijskiej stał się ewenementem.

Kancelaria WSW cieszy się zresztą ogromną renomą. Jej współzałożycielka, dr Marion Westpfahl, zasłynęła w branży prawniczej tropieniem niemieckich interesów włoskiej mafii. Co więcej, we współpracy z dr. Ulrichem Wastlem, który był odpowiedzialny za przygotowanie raportu dla Kolonii, otrzymali specjalne zlecenie od niemieckich władz: mieli odnaleźć zaginione konta i fundusze wschodnioniemieckiego (kontr)wywiadu, z których po upadku NRD częstowali się komunistyczni działacze partyjni oraz funkcjonariusze Stasi w okresie przemian politycznych i procesu jednoczenia Niemiec. Te doświadczenia z pogranicza zorganizowanej przestępczości i wielkiej polityki oraz współpraca z archidiecezją monachijską zadecydowały o nawiązaniu współpracy z Kolonią.

WSW otrzymała wgląd w tajne archiwa archidiecezji kolońskiej. Przygotowała raport, spotykała się z bezpośrednio obwinionymi, skrzywdzonymi oraz decydentami w archidiecezji, później wszyscy oni zostali skonfrontowani z tymi częściami raportu, które ich dotyczyły. Część osób przychodziło na spotkania z prawnikami.

Kancelaria przejrzała wszystkie dostępne dokumenty, dotyczące kilkuset przypadków – znacznie większej ilości, niż było to zbiorczo podane w raporcie z 2018 r. W trosce o bezpieczeństwo skrzywdzonych, w obawie przed ich retraumatyzacją i w celu uniknięcia ich rozpoznania – zastosowano metodologię, polegającą na wybraniu 15 przypadków, na przykładzie których zilustrowano mechanizmy tuszowania przemocy seksualnej przez władze kościelne.

Na 10 marca 2020 roku – a więc rok temu – zaplanowano prezentację dokumentu. Ku zaskoczeniu WSW, archidiecezja zdecydowała się jednak na niepublikowanie raportu.

Rozpętała się burza.

Raport niezgody

Archidiecezja zapewnia, że kard. Woelki raportu nie zna, wgląd do niego otrzymać mieli tylko prawnicy zatrudnieni przez kurię, których zadaniem było zbadać dokument pod kątem potencjalnego niebezpieczeństwa naruszenia dóbr osobistych.

Sprawa zaczęła się coraz bardziej komplikować na gruncie prawnym. Powstało wręcz wrażenie, że do wewnątrzkościelnych potyczek doszły batalie prawników, którzy wystawiali opinie o opinii, a te dla raportu WSW wypadały negatywnie.

Wpierw archidiecezja tłumaczyła wycofanie się z publikacji niewystarczającą starannością kancelarii w ochronie dóbr osobistych osób pojawiających się w tekście i tym samym narażeniem archidiecezji na pozwy o zniesławienie. Następnie wskazała na poważne metodyczne wady tekstu, co potwierdziło dwóch profesorów w opublikowanej ekspertyzie.

Ekspertyza Gercke & Wollschläger nie pozostawiła suchej nitki na kardynale Meisnerze – jego zaniedbania to aż 1/3 wszystkich zbadanych przypadków na przestrzeni 46 lat

Dariusz Bruncz

Udostępnij tekst

Kancelaria WSW zaprzeczyła oskarżeniom, wydała oświadczenie, ale wobec obowiązku zachowania milczenia co do treści raportu i zakazie jego publikacji, nie mogła i wciąż nie może szczegółowo odpowiedzieć na stawiane jej zarzuty. Twierdzi, że opinia o opinii… zawiera błędy metodyczne.

Media świeckie, ale także część kościelnych, zarzuciły archidiecezji i personalnie kard. Woelkiemu sabotowanie procesu wyjaśniania przypadków pedofilii w diecezji. Zdecydowanie sprzeciwili się temu prawnicy archidiecezji, którzy doprowadzili do zablokowania publikacji raportu.

„Kościół sam sobie nie poradzi”

Co ciekawe, diecezja ogłosiła, że decyzję o niepublikowaniu raportu podjęła nie tylko po zasięgnięciu rady prawników, ale też za zgodą rady, działającej przy archidiecezji, składającej się z przedstawicieli skrzywdzonych wykorzystywaniem seksualnym. Mimo obowiązujących obostrzeń epidemicznych część członków rady stawiło się na zwołane ad hoc spotkanie. Prawnicy archidiecezji wywierali presję, aby przedstawiciele poszkodowanych wsparli ją w decyzji i takie wsparcie otrzymali (skrzywdzeni nie mieli jednak dostępu do źródłowego dokumentu).

Pod oświadczeniem podpisał się rzecznik grupy, wyraził on rozczarowanie ekspertyzą kancelarii WSW, której… nie znał. Po niedługim czasie część rady zaczęła mówić o manipulacji ze strony archidiecezji. Jednocześnie kilku członków złożyło rezygnację. Wspomniany rzecznik, który oburzał się na opinię kancelarii WSW, również podał się do dymisji i wycofał się ze wcześniejszych słów. Diecezja po jakimś czasie ubolewała, że sprawa została załatwiona w ten sposób.

W lutym 2021 roku ukazał się list otwarty na łamach ogólnoniemieckiej prasy zatytułowany „Kościół sam sobie nie poradzi”. Pod listem podpisał się Matthias Katsch, rzecznik organizacji poszkodowanych Eckiger Tisch, jedna z ofiar głośnej sprawy w berlińskim Canisus-Kolleg, oraz dwóch byłych już członków rady – Patrick Bauer oraz Karl Haucke (pierwszy zasada wciąż w radzie przy episkopacie Niemiec, drugi jest członkiem stowarzyszenia, zrzeszającego osoby poszkodowane przez zgromadzenie oo. redemptorystów).

List zaczyna się od rozpaczliwego apelu: „Potrzebujemy pomocy mimo sukcesów ostatnich lat. Kościół sobie sam nie poradzi”. Sygnatariusze domagają się m.in. prawnej pomocy dla skrzywdzonych, zorganizowania punktów pomocy we współpracy z poszkodowanymi, stworzenia specjalnego funduszu finansowanego przez Kościół, ale przez Kościół niezarządzanego, silniejszego zaangażowania aparatu państwowego, który zdaniem poszkodowanych zbyt pobłażliwie traktuje Kościół, wycofując się na pozycje obserwatora. Autorzy tekstu podkreślają, że często powstaje wrażenie, jakoby powinnością skrzywdzonych było pokorne przyjmowanie wszystkiego, co Kościół prezentuje jako swój wkład w walce z pedofilią.

Aby sprawa nie wyszła na jaw

Po decyzji o niepublikowaniu raportu kancelarii WSW na archidiecezję kolońską wylała się fala krytyki. Nie tylko wspomniana grupa kapłanów pisała listy protestacyjne. Od decyzji kardynała zdystansował się też choćby diecezjalny Caritas w specjalnym oświadczeniu.

Do mediów zaczęły wyciekać fragmenty raportu. Choć główne ostrze krytyki spadło na kard. Woelkiego, a wezwania o jego dymisję mnożyły się – ba, pojawiły się nawet bezprecedensowe krytyczne głosy od innych członków episkopatu, w tym nowego przewodniczącego, bp. Georga Bätzinga – to jednak „kolońskie brudy” zaczęły zataczać coraz szersze kręgi.

Stało się tak w związku z oskarżeniami pod adresem byłego szefa ds. personalnych archidiecezji kolońskiej, a obecnie arcybiskupa i metropolity Hamburga Stefana Heße. Raport z 18 marca 2021 r. zarzucił arcybiskupowi rażące zaniedbania obowiązków, gdy pełnił funkcję szefa personalnego i wikariusza generalnego. Heße nie tylko złożył na ręce papieża rezygnację, ale poprosił o natychmiastowe zwolnienie go z obowiązków biskupa ordynariusza. Komisaryczny zarząd nad archidiecezją przejął wikariusz generalny ks. Ansgar Thim, Póki co papież Franciszek nie przyjął jeszcze rezygnacji arcybiskupa. Heße jest pierwszym biskupem rzymskokatolickim w Niemczech, który zdecydował się na taki krok. W transmitowanym na żywo wystąpieniu zapewnił, że choć popełniał błędy, to jednak niczego nie tuszował, a jego rezygnacja wynika z poczucia odpowiedzialności za „porażkę systemu”, urząd arcybiskupa Hamburga i chęci ochrony powierzonej mu diecezji. W liście do diecezjan napisał, że jako człowiek, chrześcijanin i duszpasterz nie wie, co dalej z nim będzie. – Nie mam planu B w kieszeni – dodał. Wydawany w Hamburgu renomowany tygodnik „Die Zeit” skomentował przemówienie Heße jako „higieniczno-cyniczne rozróżnienie między winą a współodpowiedzialnością”

Wcześniej, we wrześniu 2020 r., na łamach „Christ & Welt”, dodatku do tygodnika „Die Zeit”, ukazał się obszerny wywiad z abp. Heße. Dziennikarze powołali się na fragmenty monachijskiego raportu, w którym zarzucono mu indyferentyzm, brak świadomości powagi sytuacji oraz tuszowanie sprawy. Hierarcha odpierał zarzuty, dezawuował dokument WSW.

Poprosił też wtedy Watykan o zbadanie swojego przypadku, gdyż, jak zapewniał, nie chciał „być sędzią we własnej sprawie” oraz zawiesił swoją funkcję asystenta kościelnego dla Centralnego Komitetu Katolików Niemieckich (ZdK). W publicznych wypowiedziach abp Heße podkreślał, że po zbadaniu sprawy nie może sobie zarzucić rażących błędów.

Zupełnie inny obraz wyłaniał się z niedawnej (15 marca) publikacji Daniela Deckersa, eksperta ds. kościelnych konserwatywnego „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ). W niedzielnym wydaniu gazety (FAS) Deckers przedstawił przypadek księdza, który miał molestować swoje siostrzenice, one zaś – najprawdopodobniej pod presją rodziny – odmówiły składania zeznań przed prokuratorem i przedstawicielami diecezji. Zeznawała kobieta, która była świadkiem molestowania. Sprawa rozeszła się po kościach, co jednak nie zmienia faktu, że na żadnym etapie Heße nie zgłosił jej przełożonym, mimo że miał taki obowiązek w związku z obowiązującymi wówczas przepisami.

Tekst w FAS pokazuje wyrachowanie i wielką troskę funkcjonariuszy kościelnych (świeckich i duchownych) o święty spokój diecezji, arbitralne traktowanie cierpienia skrzywdzonych. Przykładem opisanym zarówno w prasie, jak i w raporcie, jest fakt, że Heße zrezygnował w przynajmniej jednym przypadku ze sporządzenia notatki z przesłuchania poszkodowanych, gdyż w tej sposób mógł powstać dokument, który – w razie wkroczenia prokuratury do archiwum diecezjalnego – byłby obciążającym dowodem w sprawie. Heße oraz wieloletni oficjał sądu biskupiego, który został tymczasowo zawieszony, a także diecezjalna prawniczka, robili wiele, aby sprawa nie wyszła na jaw. Ekspertyza Gercke & Wollschläger wskazała w odniesieniu do abp. Heße jedenastokrotne zaniedbanie obowiązków w dziewięciu zgłoszonych przypadkach.

Bracia we mgle

Nieopublikowana ekspertyza kancelarii WSW dotyczyła urzędowania trzech ordynariuszy – kard. Josepha Höffnera (1969-1987), kard. Joachima Meisnera (1989-2014) oraz obecnego metropolity kard. Woelkiego (od 2014). Dokładnie ten sam okres obejmuje raport Gercke & Wollschläger.

Szczególne zainteresowanie wzbudzały sprawy kontrowersyjnego kard. Joachima Meisnera, który w niemieckim katolicyzmie uchodził za strażnika ortodoksji – był w gronie tych biskupów, którzy przy okazji spięć między episkopatem a Watykanem, zawsze stawali po stronie papieża. Tak było choćby w latach 90. w obliczu kryzysu związanego z poradnictwem aborcyjnym, wówczas pierwsze skrzypce po stronie konserwatywnej odgrywali biskupi Meisner i Johannes Dyba (Fulda).

Pochodzący z Wrocławia i rozpoczynający karierę kościelną we wschodnich Niemczech (Erfurt, Berlin) Meisner swoją katedrę obejmował w asyście policji, bo część wiernych sprzeciwiła się tej nominacji i blokowała wejście do katedry. (Sam proces nominacji i wprowadzane przez Jana Pawła II w sporze z niemieckimi władzami zmiany do prawa kapituły katedralnej wywołały ogromne protesty świeckich i duchownych teologów, nie mówiąc już o zwykłych wiernych).

Meisner zmarł w 2017 roku. Znany był nie tylko z konserwatywnych poglądów (dogmatycznych i etycznych). Media interesowały się opiniami hierarchy także z powodu barwnego i ciętego języka.

Stefan Heße jest pierwszym biskupem rzymskokatolickim w Niemczech, który złożył rezygnację na ręce papieża

Dariusz Bruncz

Udostępnij tekst

Tym bardziej nie dziwi fakt, że wydobywane na światło dzienne przypadki molestowania nieletnich w diecezji z czasów kard. Meisnera wzbudzały ogromne poruszenie. Ekspertyza Gercke & Wollschläger nie pozostawiła suchej nitki na kardynale – jego zaniedbania to aż 1/3 wszystkich zbadanych przypadków na przestrzeni 46 lat.

Jeden ze znamiennych przypadków układu, jaki stworzył Meisner, przedstawiła na antenie Deutschlandradio dr Christiane Florin, która od wielu lat śledzi afery pedofilskiej w Kościele rzymskokatolickim w Niemczech. W połowie grudnia 2020 wyemitowano reportaż Florin o znanym duchownym z archidiecezji kolońskiej, który od 1986 roku molestował seksualnie dzieci.

Pierwsze sygnały zaczęły docierać do kurii jeszcze za czasów kard. Höffnera, jednak nic się nie wydarzyło poza przesłuchaniem oskarżanego księdza. Parę lat później duchowny trafił przed wymiar sprawiedliwości w związku z oskarżeniem o czyny lubieżne w miejscu publicznym z nieletnim. Do procesu jednak nie doszło. Archidiecezja zapłaciła 30 tys. marek i sprawę zamknięto.

W 1989 roku Meisner objął archidiecezję i zaznajomił się z przypadkiem duchownego, który poprosił nowego ordynariusza o wybaczenie. Biskup wybaczył i skierował go do pracy w kolejnej parafii. Tam ksiądz znowu krzywdził dzieci.

Zawieszono go dopiero w 1997 roku, a dwa lata później, kiedy miał 52 lata, został przeniesiony „w stan spoczynku”. Diecezja znów zapłaciła skrzywdzonym za milczenie – tym razem 50 tys. euro. Ale już rok później zniesiono suspensę wobec kapłana, a ten oprócz regularnej posługi w parafiach brylował w mediach jako znany komentator życia kościelnego. Dopiero w 2010 r. kapłan został poddany specjalistycznym badaniom przez archidiecezję. Diagnoza była jasna: pedofilskie zaburzenia.

W wywiadzie udzielonym w tym czasie redaktor naczelnej Deutschlandfunk kard. Meisner zaprzeczył, by wiedział o sprawie. Kłamał, raport Gercke & Wollschläger jasno to potwierdza. W reportażu Christiane Florin co jakiś czas przewijają się jak refren nagrane słowa hierarchy: „nichts geahnt!” (o niczym nie wiedziałem, niczego nie przypuszczałem).

Dopiero w 2012 r. sprawa zostaje zgłoszona do Rzymu, a duchowny rok później usunięty po raz kolejny z parafii. Tyle tylko, że wówczas całość została przedstawiona jako konflikt ideowy między lubianym księdzem a bezwzględnym kardynałem. O ironio, kapłan wielokrotnie i publicznie krytykował kard. Meisnera za jego politykę personalną i sam stylizował się na obrońcę światłych i krytycznych katolików. Do dziś w internecie dostępne są doniesienia prasowe i komunikaty kurii, w których archidiecezja informuje o decyzji przeniesienia go do innych obowiązków.

Takich przypadków z czasów kard. Meisnera jest więcej. Ekspertyza Gercke & Wollschläger pokazała, że znany metropolita zbudował wokół siebie układ zależności, a kluczowym elementem jej sprawowania była nie tylko władza biskupia, ale też haki w postaci tajnych akt. Okazało się bowiem, że równolegle obok archidiecezjalnych archiwów, hierarcha dysponował segregatorem zatytułowanym „Bracia we mgle”, w którym posiadał wrażliwe informacje o podległych mu duchownych.

18 marca 2021 roku dokonał się w jakiś sposób symboliczny „rozwód” kard. Woelkiego z poprzednikiem, którego przez lata był przecież prywatnym sekretarzem. Bezpośrednio po zaprezentowaniu ekspertyzy Gercke & Wollschläger, kardynał nie tylko ogłosił nieoczekiwanie decyzje personalne – suspensę biskupa pomocniczego Dominika Schwaderlappa oraz oficjała ks. Güntera Assenmachera – ale w nawiązaniu do reportażu Deutschlandfunk stwierdził: „Nie będzie już nigdy «nic nie wiedziałem»”. Dziś do tego grona dołączył na własną prośbę drugi z biskupów pomocniczych, Ansgar Puff.

Z ekspertyzy jasno wynika, że wspomnienie o „systemie Meisnera” nie było tylko publicystyczną narracją, a opisem rzeczywistości, dobrze znanego kościelnego biotopu, w którym punktem odniesienia jest kapłan i korporacyjne dobro Kościoła. Trudno się dziwić wielu głosom, także ze strony skrzywdzonych, że Meisner przecież nie żyje, więc właściwie krytykowanie go teraz nic, albo niewiele, kosztuje. Pytanie o konsekwencje raportu sprowadzają się do tego, na ile rozpocznie się autentyczny proces wyjaśniania, który wyjdzie poza wskazywanie zaniedbań i – jak przekonuje Florin – „dotychczasową symulację wyjaśniania”.

Archidiecezja kontratakuje

Skąd w ogóle wziął się raport kancelarii Gercke & Wollschläger, który przez jednych traktowany jest jako świadectwo niewinności kard. Woelkiego, a przez innych jako dowód na to, że Kościół nie jest w stanie sam wyjaśnić i przepracować skandalu?

Pod koniec października 2020 r. archidiecezja przeszła do ofensywy. Nie tylko opublikowała wymienione wcześniej krytyczne opinie dotyczące monachijskiego dokumentu, ale ogłosiła również rozpoczęcie prac nad kolejną, drugą już opinią, którą przygotował koloński karnista prof. Gercke we współpracy z zespołem ekspertów. Tak powstała ekspertyza Gercke & Wollschläger.

Co ciekawe, w listopadzie 2020 r. sąsiednia diecezja akwizgrańska zaprezentowała raport dotyczący skali tuszowania pedofilii, przygotowany przez … kancelarię WSW. Dostępny w internecie dokument wskazuje odpowiedzialnych, w tym emerytowanego 80-letniego ordynariusza Heinricha Mussinghofa oraz wikariusza generalnego Manfreda von Holtuma. Do raportu kancelarii WSW diecezja akwizgrańska nie zgłosiła żadnych uwag. Prezentacja tekstu odbyła się z licznym udziałem dziennikarzy.

Z kolei w grudniu 2020 swój pierwszy raport na zlecenie diecezji Münster opublikował historyk prof. Thomas Großbölting. Sformułował w nim zarzuty „masowej porażki” w kierowaniu diecezją i kontrolą nad wyjaśnianiem spraw pedofilskich. Obwinieni to trzej biskupi ordynariusze. Großbölting otwarcie przyznał, że w swojej pracy opierał się na metodach zastosowanych przez kancelarię WSW. Za rok ma pojawić się raport końcowy.

Analizy przygotowane przez kancelarię WSW nie zmieniły sposobu procedowania archidiecezji kolońskiej. Pod koniec listopada 2020 r. do mediów wyciekły fragmenty z ekspertyzy, dotyczące jednego z obwinionych księży-recydywistów. Przypadek ten opisała lokalna gazeta i praktycznie nie było tygodnia, w którym nie nagłaśniano by kolejnego przykładu zaniedbań z ery Meisnera.

Kardynał bada (swoje) sumienie

Szczególne zainteresowanie wzbudził przypadek ks. O., dotyczył bowiem domniemanych zaniedbań obecnego metropolity – kard. Woelkiego.

10 grudnia 2020 roku lokalna gazeta „Kölner Stadt-Anzeiger” napisała o duchownym, który w latach 70. molestował przedszkolaka. Ten już jako dorosły zgłosił się w 2010 r. do archidiecezji i otrzymał 15 tys. euro jako „uznanie za doznane cierpienia”, sprawę zamknięto.

Ksiądz nadal pracował na terenie archidiecezji. Gdy w 2014 roku Woelki objął archidiecezję, już wiedział o sprawie i znalazł się w sytuacji o tyle trudnej, że obwiniony był jego mentorem z wczesnych lat kapłaństwa, a nawet towarzyszył mu podczas rzymskich uroczystości otrzymania godności kardynalskiej.

Żadna z 27 diecezji katolickich w Niemczech nie jest w stanie samodzielnie wyjaśnić spraw molestowania seksualnego, zawsze powstaje mniejszy lub większy konflikt interesów oraz wątpliwości co do bezstronności działań firmowanych przez Kościół

Dariusz Bruncz

Udostępnij tekst

Woelki nie zgłosił sprawy do Watykanu, argumentując to tym, że ks. O. był już wtedy bardzo chory i cierpiał na demencję, przesłuchanie go byłoby zatem niemożliwe. Z tego też powodu według ekspertyzy Gercke & Wollschläger kardynał nie jest winny zaniedbań służbowych. Już wcześniej media donosiły, że Watykan nie doszukał się złamania przepisów kanonicznych przez Woelkiego, gdyż ówczesny stan prawny miał nie wymagać od biskupów zgłaszania spraw do Rzymu.

Takiemu przedstawieniu sytuacji sprzeciwiło się kilku kanonistów, którzy wskazywali, że Benedykt XVI już w 2010 roku nakazał biskupom bezwzględnie zgłaszać wszystkie sprawy do Watykanu i to tuż po zakończeniu wstępnego postępowania wyjaśniającego na terenie diecezji. Kard. Woelki tego nie uczynił i oświadczył: „Po przebadaniu mojego sumienia doszedłem do przekonania, że zachowałem się prawidłowo”. Opinię kardynała wsparła teraz ekspertyza Gercke & Wollschläger, choć nie wszystkich przekonała.

Negatywne oceny pod adresem hierarchy przybrały na sile po jego kazaniu z ostatniej pasterki w katedrze kolońskiej. Woelki przepraszał wówczas wiernych nie za swoje błędy, a za to, że archidiecezja wybrała złą kancelarię. A także za to, że kolońscy katolicy muszą wysłuchiwać krytyki mediów pod adresem swojego biskupa za brak publikacji monachijskiego raportu.

Nie tylko tam

Wydarzenia w Kolonii uruchomiły ruchy tektoniczne także w innych diecezjach.

Jakkolwiek krytyka pod adresem kolońskiego metropolity mogła sprawiać wrażenie, że nie kto inny jak właśnie Woelki jest „złą twarzą” niemieckiego Kościoła, to narracja ta była i jest niesprawiedliwa, biorąc pod uwagę fakt, że nie wszystkie diecezje rozpoczęły w ogóle choćby proces wyjaśniania swoich spraw, w czym od dłuższego czasu wyręczają je media i świeccy katolicy.

W tym roku pojawiały się coraz to nowe doniesienia z innych diecezji niż kolońska, rzucające złe światło choćby na monachijskiego metropolitę kard. Reinharda Marxa i bp. Stephana Ackermanna. Przed awansem do diecezji monachijskiej Marx był biskupem Trewiru, gdzie został skonfrontowany m.in. z przypadkiem przemocy seksualnej wobec świeckiej kobiety, pracownicy administracji diecezjalnej, wykorzystanej seksualnie przez swojego przełożonego (księdza), z którym zaszła w ciążę. Kobieta została przymuszona przez spowiednika, znajomego sprawcy, do aborcji. Duchowni zostali ukarani czasowym odsunięciem od czynności kapłańskich, później jednak, na sugestię właśnie kard. Marxa, zwrócili się do Watykanu o udzielenie dyspensy. Watykan się zgodził i wybaczył.

Bp Ackermann zastąpił Marxa w Trewirze, jest odpowiedzialny w niemieckim episkopacie za koordynowanie spraw związanych z molestowaniem seksualnym małoletnich. W przywołanej wyżej sprawie, nazwanej kryptonimem „Karin Weißenfels”, kierowane są zarzuty także wobec niego.

Niepokojące doniesienia płyną również z archidiecezji berlińskiej, która opublikowała ekspertyzę, a właściwie jej część, zaciemniając nazwiska osób odpowiedzialnych. Całkiem niedawno proces oczyszczenia zapowiedziała również diecezja Augsburga.

Kryzys rodzi kryzys

Warto jeszcze zwrócić uwagę na wydarzenia, które odbyły się niespełna trzy miesiące przed ogłoszeniem ekspertyzy Gercke & Wollschläger, a prawie rok po decyzji o utajnieniu monachijskiego raportu WSW.

Coraz gęstszą atmosferę wokół kard. Woelkiego archidiecezja starała się rozwiązać poprzez udostępnienie monachijskiego raportu dziennikarzom, których zaproszono do kurii. Nie przeczytali oni jednak dokumentu, gdyż inna kancelaria wynajęta przez kurię próbowała wymóc na nich pisemne zobowiązanie milczenia na temat tego, co zobaczą, z zakazem publikacji włącznie. Oburzeni wyszli z sali, zaś Stowarzyszenie Dziennikarzy Katolickich, a także inne zrzeszenia dziennikarskie, skrytykowały kolejne działania archidiecezji. Ta wyrażała później ubolewania, choć rzecznik prasowy twierdził wpierw, że to normalna praktyka znana wszystkim dziennikarzom śledczym.

Działania władz diecezji naraziły na ogromne szkody wizerunkowe kard. Woelkiego, który na każdym kroku starał się przekonywać, że nic nie zmieniło się w jego determinacji wyjaśnienia spraw nadużyć seksualnych. Nawet jeśli hierarcha nie jest naczelnym tuszującym przestępstwa seksualne, jak nazwał go tygodnik „Die Zeit”, to z pewnością nie radził sobie z kryzysem w diecezji i zaliczał jedną wpadkę po drugiej.Sam kardynał wielokrotnie przepraszał za popełniane błędy i metodą salami przyznawał, że w takiej czy innej sprawie diecezja zadziałała nieprofesjonalnie i mogła lepiej.

Kumulacja tych zdarzeń potęgowała przekonanie wielu katolików – prominentnych duchownych i świeckich – że żadna z 27 diecezji katolickich w Niemczech nie jest w stanie samodzielnie wyjaśnić sprawy molestowania seksualnego, że zawsze powstaje mniejszy lub większy konflikt interesów i wątpliwości co do bezstronności działań zamawianych, opłacanych i kontrolowanych przez stronę kościelną. Pokazuje to dokument kancelarii WSW – zamówiony tekst zawsze można wstrzymać i zlecić przygotowanie nowego.

Już kilka tygodni przed planowaną publikacją drugiego raportu ukazały się wywiady z prof. Björnem Gerckem. Wcześniej o jego ustaleniach pisał tygodnik „Der Spiegel”. Pojawiły się informacje, że liczba przypadków, które zbadał Gercke, jest znacznie większa od tych, które przedstawiał raport z 2018 roku oraz że koloński badacz – inaczej niż raport kancelarii WSW – nie ograniczy się do 15 ilustrujących przypadków, a pokaże wszystkie.

Trudno rozstrzygnąć spór prawników o metodologię, szczególnie wobec faktu, że nie wypracowano wspólnych zasad dla wszystkich diecezji oraz to, że ekspertyza WSW nie będzie ogólnie dostępna. Powstaje pytanie: dlaczego wobec raportu kolońskiej kancelarii istniały poważne wątpliwości, dotyczące ochrony dobrego imienia i metodologii, a w przypadku drugiego raportu już ich nie ma, mimo że autorzy obydwu uzyskali dostęp do tych samych dokumentów, a autor drugiego miał znacznie mniej czasu na jego przygotowanie.

Jeszcze przed publikacją ekspertyzy prof. Gerckego archidiecezja poinformowała, że tydzień później do wglądu ma być wyłożony także pierwszy raport kancelarii WSW. Dostęp do niego będzie jednak mocno ograniczony – przeczytać go będą mogli jedynie niektórzy dziennikarze i osoby zainteresowane w określonych okienkach czasowych, po wcześniejszym zameldowaniu. Archidiecezja zezwoliła na robienie odręcznych notatek, ale zakazała przepisywania tekstu, robienia zdjęć czy jakiejkolwiek archiwizacji elektronicznej ekspertyzy. Oczywiście, nie zostanie ona też opublikowana na stronie internetowej.

Najnowszy raport ukazuje układ sakralnej przemocy, w którym skrzywdzonych traktowano nieludzko, jako wizerunkowy problem, który dla „dobra Kościoła” należy możliwie bezszelestnie rozwiązać

Dariusz Bruncz

Udostępnij tekst

W najnowszym przemówieniu kard. Woelki powiedział, że na publikację raportu czekał jednocześnie z utęsknieniem, ale i lękiem. Stwierdził, że jeszcze niczego tak się nie bał, gdyż potencjalnie dokument ten mógł obciążać i jego. Tak się nie stało. Nowa ekspertyza niejako oczyszcza urzędującego metropolitę od zarzutów tuszowania czy niedopełnienia obowiązków, jest jakby – co powtarza wielu komentatorów – „zrywem wyzwolenia”, ale czy jest to absolutne świadectwo niewinności i braku współodpowiedzialności, nawet jeśli w czasach, gdy Woelki był biskupem pomocniczym archidiecezji, nie zajmował się sprawami personalnymi? Być może.

Jednak to tylko jedna część narracji. W komentarzach, które pojawiły się od wczoraj, wyraźnie słychać również krytyczne głosy – od skrajnie negatywnych oscylujących wokół hasła „kardynał zamówił uniewinnienie i je dostał” albo „jednego obciążono, drugiego odciążono”, aż po ostrożnie wypowiadane niedowierzanie, by możliwe było to, że kard. Woelki – dawny sekretarz Meisnera, jego wychowanek i były biskup pomocniczy archidiecezji – nie wiedział nic, co działo się w archidiecezji.

Wesprzyj Więź

Są też pozytywne, a nawet entuzjastyczne komentarze, chwalące kard. Woelkiego jako pioniera we właściwym wyjaśnianiu skali przemocy seksualnej. Sam kardynał podkreśla: „Dotrzymałem słowa”. Nawet jednak tym ciepłym słowom pod adresem hierarchy towarzyszy zastrzeżenie, że ekspertyza nie kończy sprawy, a dopiero zaczyna, gdyż nie odnosi się do wielu pozaprawniczych aspektów dramatu – cierpienia skrzywdzonych i (nie)wydolności kościelnego systemu.

Z pewnością nieco pełniejszy obraz w sprawie będzie dostępny, gdy dokładniej zbada się opublikowaną ekspertyzę i pojawią się pierwsze informacje o wnioskach, jakie wypływają z pierwszego raportu, który – póki co – wciąż znajduje się pod kluczem.

Przeczytaj też: Kościół wobec pedofilii – doświadczenie niemieckie

Podziel się

5
4
Wiadomość

Dziekuje za solidne opracowanie. Co sie rzuca w oczy, najwiecej brudu za paznokciami maja najbardziej konserwatywni hierarchowie… W sumie to jestem ciekaw, jak by to nalezalo interpretowac… Na dzisiaj mamy chyba zbyt malo danych, zeby to systematycznie przepracowac…

A propos diecezji kolońskiej jako kuźni katolicyzmu
Moja diecezja kolońska ma blisko 2 mln wiernych, co w praktyce oznacza płacących podatek kościelny. Te blisko 2 mln wiernych „obsługuje” tylko 678 księży z tego ok. 300 księży emerytów.
Brak księży jest w diecezji wielkim problemem. Moja obecna parafia to „sklejone” 6 poprzednich parafii. Posługuje w niej 4 księży, z tego 2 w wieku bardzo zaawansowanym.
Tu – w diecezji kolońskiej – każdy ksiądz jest „na wagę złota”. Czy można tym jednak wytłumaczyć mataczenie biskupów w sprawach wykorzystywania nieletnich?
A propos występowania z Kościoła w Niemczech
Wystąpienie z Kościoła w praktyce operacyjnej oznacza koniec płacenia podatku kościelnego (ok. 9% płaconego podatku dochodowego). Traci się przy tym prawo do sakramentów i pogrzebu kościelnego.
Ile w Polsce mielibyśmy wystąpień z Kościoła, gdyby wprowadzono podatek kościelny, np. w wysokości 2-3% dochodu (100-150 zl miesięcznie)?

~ Henryk: Uwazam, ze myslenie “kazdy ksiadz jest na wage zlota” jest typowym przejawem oddolnego klerykalizmu. Mieszkam w diecezji Rottenburg-Stuttgart. Moja parafia zostala sklejona z 7 parafii. Parafie prowadzi referent pastoralny, ktory konczyl te same studia w Tübingen jak kazdy proboszcz i ma ten sam dyplom teologii. Ksiadz jest od odprawiania Mszy sw., od sprawowania sakramentow. Mozna? Mozna! To jest ten sam Kosciol katolicki co w Kolonii. Ale nie oznacza to, ze trzeba koniecznie trzymac za wszelka cene kazdego zboka czy przestepce, tylko dlatego, ze kiedys nalozyl niego rece biskup (albo dlatego, ze jest w sitwie z biskupem i tamten go kryje, ale to jest inna historia).