Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Ks. Franciszek Blachnicki i demaskowanie „ducha fanatyzmu”

ks. Franciszek Blachnicki

Blachnicki rozumiał, że pragnienie błyskawicznego nawrócenia to element „nędzy grzechu”, zaś największą pokusą, przed jaką staje człowiek dążący do świętości, jest „żywiołowe pragnienie, by być dobrym w oczach swoich i innych”.

Fragment książki Tomasza T. Terlikowskiego „Franciszek Blachnicki. Ksiądz, który zmienił Polskę”, Wydawnictwo WAM, Kraków 2021

Inaczej niż w czasie nauki w szkole średniej, na studiach kleryk Blachnicki uczył się z wielką pasją i zaangażowaniem. Egzaminy zazwyczaj zdawał na ocenę celującą lub bardzo dobrą, a poza tym sporo czytał.

Pierwsze dwa lata, tak dziś jak i wówczas, to w seminarium czas poświęcony na studiowanie filozofii. Na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie klerycy Śląskiego Seminarium Duchownego odbywali większą część studiów, przedmioty filozoficzne wykładali dwaj znakomici polscy filozofowie chrześcijańscy: ks. Konstanty Michalski CM i ks. Kazimierz Kłósak. Z tym pierwszym, już wówczas ciężko chorym, Blachnicki dzielił doświadczenie obozowe. Ksiądz Michalski, wybitny znawca filozofii średniowiecznej, a także kapłan Zgromadzenia Księży Misjonarzy i profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, świetny wykładowca, przez kilka miesięcy przebywał w obozie w Sachsenhausen koło Berlina, gdzie był torturowany tylko za to, że był kapłanem. (…)

Z obozu ks. Michalski wyszedł już w lutym 1940 roku, ale wycisnął on na nim znamię, także intelektualne. W eseju „Co trzymało w obozie” napisanym po wojnie wskazywał, jak duże znaczenie miała religia dla zachowania człowieczeństwa w tych nieludzkich warunkach. (…)

Blachnicki rozumiał, że „duch fanatyzmu” polega na „natrętnym zajmowaniu się drugim w związku z dostrzeżoną jakąś jego wadą”, tymczasem „żaden człowiek nie może sprawiedliwie osądzić bliźniego – jeden Bóg może sądzić”

Tomasz P. Terlikowski

Udostępnij tekst

W okresie powojennym duchowny ten zbierał świadectwa więźniów obozów koncentracyjnych, by umieścić je w swojej ostatniej wielkiej pracy „Między heroizmem a bestialstwem”, w której próbował zrozumieć i wyłożyć filozofię dziejów. Czy o swoich przeżyciach opowiedział mu także Blachnicki? Czy w ogóle o tym rozmawiali? Poza stopniem w indeksie nie ma żadnego świadectwa. Nie wiemy też nic o tym, jaki wpływ ten znakomity, pełen pasji filozof, którego wykłady wspominali z wdzięcznością także niewierzący filozofowie (choćby Roman Ingarden), mógł mieć na kleryka, który także uratował się z obozu. Michalski gasł już wówczas, odchodził, rak zżerał go bowiem powoli.

Gdy kleryk Blachnicki był na drugim roku, ks. Konstanty Michalski zmarł. Wykłady filozoficzne przejął po nim jego uczeń i także znakomity filozof ks. Kazimierz Kłósak. Ten trzydziestopięcioletni wówczas wykładowca był – podobnie jak jego mistrz – tomistą ze szkoły lowańskiej, otwartym na wyniki nauk szczegółowych, ale już wówczas polemizującym z tezami marksizmu dialektycznego. (…)

Jaka to była filozofia? Analizując poglądy zarówno Michalskiego, jak i Kłósaka, możemy z dużą dozą pewności powiedzieć, że był to ówczesny tomizm, inspirowany encykliką „Aeterni patris” Leona XIII. Kłósak bez wątpienia wzmacniał go tezami i analizami Jacques’a Maritaina, któremu poświęcił swój doktorat, a który miał – wraz z Etienne’em Gilsonem – potężny wpływ na polską myśl katolicką.

Franciszek Blachnicki
Tomasz T. Terlikowski, „Franciszek Blachnicki. Ksiądz, który zmienił Polskę”, Wydawnictwo WAM, Kraków 2021

Filozofia nie stała się jednak główną pasją Franciszka Blachnickiego. Tę odnalazł dopiero na dalszym etapie studiów, które poświęcone były głównie teologii. Wykłady prowadzili m.in. tacy mistrzowie teologii jak dogmatyk ks. dr Ignacy Różycki, który – choć sam był początkowo sceptycznie nastawiony do objawień św. Faustyny, został przez kard. Karola Wojtyłę poproszony o ich całościową ocenę teologiczną i stał się później ich wielkim zwolennikiem i popularyzatorem; teolog moralista ks. prof. Władysław Wicher; wykłady z pedagogiki prowadził ks. dr Józef Rychlicki, z patrologii ks. dr Eugeniusz Florkowski, z teologii pastoralnej późniejszy biskup, a wówczas ks. dr Herbert Bednorz, z etyki społecznej ks. Jan Piwowarczyk. Duchowny ten był nie tylko wykładowcą nauki społecznej Kościoła, ale także publicystą. W czasie studiów kleryka Blachnickiego na Wydziale Teologicznym był on już redaktorem naczelnym założonego przez siebie „Tygodnika Powszechnego”. W tamtym czasie pismo to prezentowało stanowisko chadeckie i zajmowało – na ile pozwalała sytuacja – jednoznacznie nieprzychylne stanowisko wobec przemian komunistycznych. (…)

Ostatecznie jednak tym, co najbardziej przyciągnęło młodego kleryka, była apologetyka chrześcijańska, u której wykładowcy, ks. dr. Mariana Michalskiego, Blachnicki napisał i obronił pracę magisterską. Jej tematem była fenomenologiczna analiza świętości w powieści „W cieniu kolegiaty” znanego wówczas katolickiego pisarza Władysława Jana Grabskiego. Blachnicki analizował postawy życiowe i religijne bohaterów owej książki i próbował wykazać, którzy z nich idą słuszną, a którzy błędną drogą. Praca ta pokazuje, że już w tamtym czasie studiujący wciąż teologię kleryk chciał wychodzić do ludzi z głęboką formacją i szukał dróg dotarcia z prawdą chrześcijańską i z ideą chrześcijańskiego wychowania do innych. Praca została oceniona wysoko przez jej promotora.

„(…) Obrany temat rozwija autor na szerokim tle religijno‑filozoficznym i egzegetyczno‑biblijnym”, pisał w ocenie pracy ks. Marian Michalski. Jeśli coś autorowi zarzucał, to przesadne skupienie się na filozofii fenomenologicznej (co może oznaczać, że tomizm, nawet w nowoczesnej odmianie, nie trafiał do umysłowości Blachnickiego), a także rozwlekłość pracy. „W rezultacie praca spełnia wszystkie warunki wymagane do rozprawy magisterskiej, a nawet wychodzi ponad poziom przeciętnego elaboratu, wykazując wybitne uzdolnienie, szeroką wiedzę i sumienność pracy autora. Oceniam ją jako bardzo dobrą i proponuję zwolnienie autora od egzaminu ustnego”, napisał promotor.

Sola gratia i duch fanatyzmu

Czas studiów seminaryjnych to także okres rozwoju duchowego Franciszka Blachnickiego i wypracowania jego fundamentalnych idei i przekonań, obecnych także w późniejszym zaangażowaniu duszpasterskim. Z jego notatek wyłania się obraz człowieka, który opiera swoją duchowość na głębokim, nie tylko teoretycznym, ale jak najbardziej dosłownym doświadczeniu swojej nędzy. Nędzy, która objawia mu się stopniowo, z którą walczy, by wreszcie po kilku latach w seminarium odkryć, że ta walka też jest elementem nędzy, że pragnienie szybkiej zmiany, błyskawicznego nawrócenia, porzucenia swojej przeszłości i niełatwej teraźniejszości, jest do pewnego stopnia elementem głębokiej nędzy grzechu. (…)

Kilka dni później uzupełnia, że największą pokusą, przed jaką staje człowiek dążący do świętości, jest „żywiołowe pragnienie, by być dobrym w oczach swoich i innych”. Z tej pokusy, z pychy poszukiwania własnej świętości Bóg wyprowadza człowieka, i wyprowadzał Blachnickiego, tylko przez dogłębne ukazanie własnej niedoskonałości, własnych braków, przez doświadczenie własnego grzechu. „Moje obecne życie duchowe przedstawia obraz nędznej wegetacji” – notował z pełną pokorą diakon Blachnicki. (…)

Doświadczenie własnej nędzy, narzucająca się świadomość, że on sam, ale i wielu jego kolegów mimo tylu modlitw i sporego zaangażowania niewiele lub zgoła nic się nie zmienili na lepsze. „Przez lata całe walczy człowiek z jakąś wadą – a ona trwa nieporuszona. Tej niemocy straszliwej doznaję w sobie – i widzę ją w innych ludziach i w świecie całym. […] – Na widok tej straszliwej słabości i niemocy budzi się w duszy uczucie buntu. – Ale teraz już wiem, że bunt przeciwko niemocy, trapienie się z tego powodu – to większe zło niż słabość i skażenie, i niemoc w jego zwalczaniu. – Albowiem w niemocy i słabości naszej wyraża się wola Boża. Właśnie o to chodzi, abyśmy do samego dna doświadczyli swej niemocy, abyśmy całkowicie zwątpili w sobie – i uwierzyli w moc Bożą. […] to jest rzeczą najoczywistszą – że nie ruszę na krok z miejsca – póki nie skapituluję absolutnie i nie zwątpię całkowicie w siebie. Zwątpienie w siebie to jedyny klucz postępu ku doskonałości”.

Te refleksje prowadzą studenta teologii do uznania absolutnego prymatu łaski, można powiedzieć, że do uznania katolickiej wersji sola gratia. To łaska i tylko ona prowadzi do nawrócenia, do przemiany, do świętości, ale także tylko ona może owocować w pracy duszpasterskiej i kapłańskiej. „Oddziaływać duszpastersko może tylko łaska Boża”, pisał Blachnicki, a kilka dni później rozwijał tę myśl. „Dawniej myślałem, że podstawą mojej przyszłej działalności kapłańskiej może być tylko wartość mojej osobowości. Muszę być doskonałym, świętym, muszę moje serce ukształtować na wzór Jezusowego Serca – inaczej nie mogę iść do kapłaństwa, inaczej nie odpowiem mojemu powołaniu. Ale teraz i na to patrzę zupełnie inaczej. Mam być przede wszystkim dispensator misteriorum Dei, mam ludziom dawać Chrystusa zbawiającego w Sakramentach świętych! (…) A temu ma towarzyszyć głębokie przekonanie, że nic nie mogę dokonać jako osoba – przez moją wartość i doskonałość ja jestem śmieszny i nędzny, brudne i niegodne narzędzie!”.

Poznanie prawdy o sobie, zrozumienie, jaką istotą jest człowiek, czy wreszcie doświadczenie na sobie samym słów św. Pawła Apostoła, który u początków chrześcijaństwa wskazywał, że „nie rozumiem […] tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię” (Rz 7,15), prowadzi Blachnickiego do zdemaskowania najpierw w samym sobie, ale pośrednio w każdym chrześcijaninie pokusy „ducha fanatyzmu”.

„Polega on na jakimś gdzieś z dołu, z podświadomości wypływającym, natrętnym zajmowaniu się drugim w związku z dostrzeżoną jakąś jego wadą. Wyobraźnia ma tendencję do wyolbrzymiania tej wady czy namiętności, widzi się drugiego całkiem opanowanego przez nią, przewiduje się, jak będzie on źle postępował pod jej wpływem itp. Z tym łączy się pewne poczucie zgorszenia, chęć poprawienia go, zwracania mu uwagi, co wyraża się w różnych rozmowach prowadzonych z nim w myślach”.

Wesprzyj Więź

(…) „Żaden człowiek nie może sprawiedliwie osądzić bliźniego – jeden Bóg może sądzić. (…) Czy możemy wiedzieć, jakie obciążenie dziedziczne, jaka konstytucja psychofizyczna i jaka przeszłość składają się na powstanie wad bliźniego? Czy wiemy, ile wkłada on wysiłku w opanowanie swych wad, jak żałuje po upadku, jak boleje nad swą niemocą w opanowaniu siebie – i jakie otrzymał łaski, jak na nie odpowiedział? (…) jedno co nam pozostaje, to obejmowanie nieustannie każdego miłosnym wejrzeniem takiego, jakim on jest. Kto się gorszy bliźnim swoim, nie ma tego miłosnego wejrzenia”.

Tytuł od redakcji

Przeczytaj też: Maksymalista Blachnicki

Podziel się

12
9
Wiadomość

Zajmijcie się najpierw Piusem XII, który uruchomił dynamikę protestantyzacji mszy wszechczasów przez dopuszczenie jej odprawiania w niedzielne popołudnie i wieczór praktycznie likwidując w ten sposób nieszpory dla zaangażowanego laikatu. Piusa XI z Quadragesmio anno też trzeba poprawić. A poważniej, przypomniała mi pani, że pastor Dietrich Bonhoeffer był atakowany przez wrogów za katolicyzację protestantyzmu np. w seminarium dla kandydatów na pastorów którego był rektorem przywrócił spowiedź. Okazuje się, że protestantyzm też ma swoich tradycjonalistów. Może idźcie sobie na stronę i tam weźcie się za łby, a Kościołowi dajcie spokój dopóki się sobą nie zmęczycie? Tradycjonaliści mogą wnieść do Kościoła ważną duchowość, ale wtedy, gdy będą się dokładać do budowy, a nie jak niektórzy niszczyć. Na szczęście znam tradycjonalistów , którzy dzielą się swoją duchowością z innymi katolikami, jak “ojciec rodziny, który ze skarbca wyjmuje rzeczy stare i nowe”, a nie antagonizują.

Tytuł “Ks. Franciszek Blachnicki i demaskowanie „ducha fanatyzmu”” uważam za skrajnie nieuczciwy, za świadomą manipulację osobą Sługi Bożego i Jego dzieł. W Ruchu Światło – Życie chodzi o przyjęcie Jezusa Chrystusa jako Pana i Zbawiciela i urzeczywistnianie tego wyboru w codziennym życiu. Ruch Domowy Kościół wymaga od zrzeszonych w nim małżeństw sakramentalnych realizacji zobowiązań, niemających nic wspólnego z płytkim, powierzchownym “katolicyzm otwartym”. Członkowie RDK czynnie sprzeciwiali się wprowadzeniu do gdańskich szkół programu deprawacji młodzieży “Zdrove Love”.
Nie grajcie ks. Blachnickim, to nie Wasza liga.